Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jolanta Grobelna
2 dni do końca
Jolanta Grobelna , 70 lat

Powoli tracę wzrok, ale jest szansa na ratunek – proszę, pomóż mi...

Utrata wzroku to dla mnie początek umierania… Mieszkam sama, a jedynym moim towarzyszem jest kot – Kocurek. Nie wiem, co będzie jeśli przestanę widzieć. Jak sobie poradzę? Kto wtedy mi pomoże? Jak sama wyjdę z domu? Z tymi pytaniami budzę się i zasypiam każdego dnia. Boję się. Tak bardzo się tego boję... Dzięki pomocy wspaniałych ludzi jestem już po serii zastrzyków do oka prawego i dwóch operacjach oka lewego. Pojawiło się światełko w tunelu, ale moja historia wciąż nie kończy się happy endem... Leczenie okazuje się długoterminowe i bardzo kosztowne. Zgodnie z zaleceniem lekarzy – wymagane jest długofalowego leczenia zastrzykami oka prawego i lewego. Niestety – w moim przypadku przy tej wadzie wzroku i dużym zwyrodnieniu siatkówki zastrzyki nie są refundowane przez NFZ. Proszę, poznaj moją historię i pomóż mi dalej walczyć o wzrok... Od kilku lat zmagam się z poważną wadą wzroku. Poważne zwyrodnienia siatkówki wkrótce mogą doprowadzić do tego, że stracę wzrok. Nie wyobrażam sobie tego. Z samotnością czasem ciężko jest mi sobie poradzić, a co będzie jeśli do tego przestanę widzieć? Dla mnie będzie to powolne umieranie w ciemności... Jestem już po serii zastrzyków do oka prawego i dwóch operacjach oka lewego (wiktektriomia z podaniem oleju silikonowego). Jest ogromne światło w tunelu, że pozostanę samodzielna i niezależna, a moja największa miłość i przyjaciel Kocurek będzie miał właścicielkę, która zawsze będzie wiedziała gdzie jest.  Nie chcę się poddać. Odkąd wiem, że istnieje dla mnie szansa, nie myślę niczym innym. Niestety roczne leczenie to olbrzymi koszt – dla mnie to cena niemożliwa do zapłacenia...  Nie zdobędę takich pieniędzy, dlatego, choć to trudne, zdecydowałam się poprosić o pomoc.  Dziękuję za każdy gest wsparcia – to dla mnie nadzieja na uratowanie wzroku. Jolanta

11 771,00 zł ( 28,81% )
Brakuje: 29 080,00 zł
Bernadeta Dziewierz
Bernadeta Dziewierz , 45 lat

Motor potrącił mamę dwóch małych córeczek❗️Bernadeta potrzebuje naszej pomocy!

Do domu zabrakło jej tylko kilka metrów. Bernadeta właśnie skręcała z drogi w naszą bramę. Jechała na motorowerze, tak jak każdego dnia. Kwestia sekund, a byłaby już przy drzwiach, ze mną i z dziećmi… Stało się inaczej. Jadący z tyłu motocykl wjechał z nią w ogromną prędkością. Wypadek był ewidentną winą motocyklisty. Nie miał nawet uprawnień do kierowania pojazdem! Był poturbowany, ale to Bernadeta walczyła o życie… Jej stan był tak poważny, że z miejsca wypadku do szpitala zabrał ją śmigłowiec. Zarówno ja, jak i nasze dzieci byliśmy przerażeni. To stało się tak nagle i zupełnie niespodziewanie… Bernadeta miała uraz wielu narządów…  Otwarte złamanie prawej ręki, nerwu ramiennego, liczne złamania prawej nogi, obrażenie głowy, stłuczenie płuc. Było tak źle, że lekarze chcieli amputować jej prawą nogę! Po wielu operacjach udało się ją uratować. Nie wiadomo jednak, czy noga będzie sprawna. Rokowania co do prawej ręki też nie są najlepsze. Zostały pozszywane wiązadła, nerwy. Pierwsza operacja nie pomogła. Potrzebne są kolejne operacje… Ciągle się zastanawiam, dlaczego? Dlaczego ona? Dlaczego my? Dlaczego to się stało? Dlaczego tuż przed naszym domem, kiedy Bernadeta wjeżdżała już na nasze podwórko? I dlaczego inni jeżdżą jak wariaci, nie mając często nawet uprawnień? Nawet zachowując wszelkie środki ostrożności, można być potrąconym przez motor albo samochód, który prowadzi ktoś, kto tego nie umie, kto do tego nie dorósł… Wystarczy sekunda, cudzy błąd, aby stracić życie… I nic nie można na to poradzić. Mamy dwoje dzieci, dwie córeczki... Mają 9 i 15 lat. Tak bardzo potrzebują mamy, tak bardzo za nią tęsknią...  Bernadeta miała już 4 operacje i czekają ją kolejne… Trudno powiedzieć, kiedy to się wszystko skończy... W tej chwili najważniejsza jest intensywna rehabilitacja. Tylko ona może postawić Bernadetę na nogi oraz sprawić, odzyska namiastkę sprawności, którą tak brutalnie jej odebrano. Na pewno powrót do zdrowia zajmie nam lata…  Niestety, rehabilitacja kosztuje ogromne pieniądze... Dla Bernadety to niestety jedyna szansa. Musimy jakoś żyć dalej i wychowywać nasze dzieci. Dlatego proszę o pomoc dla Bernadety i dla naszej rodziny w tym trudnym dla nas czasie. Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę. Paweł, mąż Bernadety

10 817,00 zł ( 11,43% )
Brakuje: 83 756,00 zł
Mieczysław Stasieńko
Mieczysław Stasieńko , 64 lata

Droga proteza to nadzieja na drugie życie. Pomóż, proszę!

To już 18 lat. Prawie dwie dekady z chorobą... Kiedy zdiagnozowano u mnie cukrzycę, przez myśl nie przeszło mi, że może aż tak bardzo zmienić to moje życie. Pracowałem, miałem pasje, plany i zwyczajną codzienność, za którą teraz tak bardzo tęsknię. A teraz... Straciłem połowę prawej nogi i jestem zmuszony prosić Ciebie, obcą mi osobą, o pomoc! Choroba trwała wiele lat, aż z powodu nieustającego bólu nóg musiałem zrezygnować z pracy, ograniczyłem też aktywność, jednak ból nie ustępował... Po kilku miesiącach dyskomfort wywoływany przez każdy ruch był już nie do wytrzymania i zaczęła się równia pochyła. W styczniu 2020 roku zbadano przepływ żył i tętnic. Po badaniu lekarz nie stwierdził żadnego zagrożenia. Zalecił leczenie tabletkami. Niestety, po paru dniach bóle nasiliły się nie do wytrzymania. Trafiłem na oddział ratunkowy pogotowia.  Rozpoznano u mnie krytyczne niedokrwienie prawej kończyny dolnej. Wtedy wdała się sepsa, stanąłem na krawędzi i konieczne okazało się to, czego bałem się najbardziej... 7 lutego wykonano amputację prawego podudzia. Moja noga została odcięta, a mój świat się skończył... Ograniczył właściwie do czterech ścian mojego mieszkania. Jestem w trakcie rehabilitacji. Chcę wrócić do dawnej aktywności. Chcę znów zacząć żyć. Ale bez drogiej protezy to mi się nie uda... Mam dwoje wnucząt, którym obecnie poświęcam mało czasu. Chciałbym z nimi więcej przebywać i zajmować się nimi. Przed amputacją systematycznie razem z żoną chodziliśmy na długie spacery po pobliskich górach. Chciałbym znów spędzać w ten sposób wolny czas. Jest jednak bariera, której nie zdołam pokonać... Jest to proteza, której zakup, choć tak bardzo potrzebny, to tak bardzo poza moim zasięgiem. Proszę, pomóż mi! Mieczysław

4 584,00 zł ( 8,39% )
Brakuje: 50 023,00 zł
Robert Rejf
Robert Rejf , 37 lat

Trzy stopy w podróży – autostopowicz walczy o sprawność!

Jedna chwila. Moment, w którym musiałem rozpocząć swoje nowe życie. Niespodziewanie, nagle, brutalnie… Miałem tylko 19 lat i przed sobą nadzieję na długie, szczęśliwe życie. Śpieszyłem się, byłem już tak blisko domu... I wtedy zdarzył się wypadek. Wpadłem pod tramwaj, który zmiażdżył moją nogę. Przebyłem długą i wyboistą drogę do miejsca, w którym jestem dzisiaj. By na niej pozostać, potrzebuję Waszej pomocy!  Pierwsze chwile po wypadku? Do dzisiaj trudno mi je wspominać. Załamałem się. Nie potrafiłem pogodzić się z tym, że straciłem sprawność. Trudno mi było uwierzyć w to, że jeszcze kiedyś mogę ją w pełni odzyskać. Na szczęście w końcu zamieniłem załamania na działanie. Wiedziałem, że nie mogę się poddać.  Obecnie poruszam się z pomocą protezy i choć na początku było mi ciężko ją zaakceptować, wywoływała potworny ból i dyskomfort, to dziś prowadzę normalne życie, prawie pozbawione ograniczeń. Celem mojego życia stały się podróże z żoną oraz psem Zygzakiem. Wspólnie przejechaliśmy setki tysięcy kilometrów, dotarliśmy między innymi do Afryki. Wspólnie z Klaudią prowadzimy bloga "Trzy stopy w podróży". Chcę, żeby ten blog i cała moja historia były nadzieją dla wszystkich, których spotkała tragedia...  Niestety – każdy sprzęt się kiedyś zużywa. Tak samo jak moja proteza. By dalej móc swobodnie się poruszać i kontynuować naszą podróż po świecie, potrzebuję nowej. Koszt takiej protezy to jednak bariera, której nie jestem w stanie pokonać sam, dlatego proszę Was o pomoc! Robert

29 227,00 zł ( 49,92% )
Brakuje: 29 316,00 zł
Bogdan Cimoch
Bogdan Cimoch , 57 lat

Ostatnia szansa na sprawność

23 stycznia 2013 roku... To właśnie tego dnia nasze życie zmieniło się bezpowrotnie. Wszystko, do czego dążyliśmy, o czym marzyliśmy. Wszystko przestało mieć znaczenie. Zdarzył się wypadek, w którego wyniku mąż doznał porażenia czterokończynowego. Przed tym nieszczęśliwym dniem Bogdan nigdy nie narzekał na stan zdrowia. Wychowywaliśmy wspólnie dzieci i wiedliśmy życie, o jakim wcześniej marzyliśmy. Mąż pracował na budowie, niejeden dom powstał z jego rąk, a potem nadeszła chwila, która zniszczyła wszystko. Pobudka wcześnie rano, śniadanie, wyjazd do pracy. Po ciężkim dniu mąż schodził ze schodów, potknął się o kable…  Upadek spowodował złamanie kręgosłupa, obrzęk rdzenia kręgowego. Pech chciał, że wszystko wydarzyło się prawie 200 km od domu, co oznaczało rozłąkę… i to niekrótką. Byłam przerażona. Nie wiedziałam czego się spodziewać, nie wiedziałam, czy jestem na tyle silna, by pomóc ukochanemu mężowi.  Po 3 miesiącach śpiączki, operacji kręgosłupa i batalii o każdy oddech Bogdan został przetransportowany do domu, jednak mało kto chciał nam pomóc. Naszemu życiu towarzyszyło ból, cierpienie i przerażająca niepewność jutra. Udało się zapisać męża na 4-miesięczną rehabilitację i mam wrażenie, że tylko dzięki temu Bogdan jakkolwiek funkcjonuje. W tym momencie to ja go rehabilituję. Mąż jest w stanie usiąść lub się położyć jeśli ktoś go wesprze w tych czynnościach.  Mimo ogromnej motywacji i woli walki wiem, że tej bitwy nie wygramy sami. Najważniejszym punktem naszej codzienności jest teraz wykańczająca, intensywna rehabilitacja, której koszt jest ogromny… Od wypadku żyjemy bardzo skromnie i musimy się liczyć z każdą złotówką. Utrzymujemy się z zasiłku opiekuńczego na męża. Bogdan potrzebuje całodobowej opieki, dlatego byłam zmuszona zrezygnować z pracy. Przez większość czasu leży w łóżku, potrzebuje pomocy przy jedzeniu, piciu, czynnościach higienicznych. Jestem cały czas przy mężu, rzadko wychodzę z domu – tylko po zakupy, gdy ktoś zostaje z mężem. Kluczowa jest rehabilitacja, bez której nie będzie miał możliwości stanąć na nogi. Nie możemy się poddać! Dlatego pełna wiary w powodzenie zwracam się do Ciebie! Pomóż nam zawalczyć o przyszłość, o sprawność, o życie... Żona Bogdana, Grażyna

3 959,00 zł ( 6,91% )
Brakuje: 53 318,00 zł
Anita Musiał
Anita Musiał , 29 lat

Tragedia rodziny❗️Samotna matka jest w śpiączce, zostawiła malutkie dzieci... Budzimy Anitę!

Sytuacja jest dramatyczna! Mama dwójki dzieci zapadła w śpiączkę! Serce Anity przestało bić na 20 minut! Samotnie wychowywała dwójkę malutkich dzieci... 4-letnia Amelka i 2-letni Alanek z dnia na dzień straciły mamę. Są pod opieką rodziny zastępczej… W jednej chwili zawalił im się świat. Potrzebna jest nasza pomoc! Mama była wszystkim, co miały. Jednego dnia była obok, śpiewała piosenki, nosiła na rękach, tuliła do snu… Teraz Alan i Amelka nie mogą jej nawet zobaczyć, przytulić się do niej… Mama jest daleko. Nie ma jej kojącego głosu, jest buczenie aparatury. Nie ma kolorowych ścian domu, jest sterylna szpitalna biel. Zamiast radości z kolejnych dni jest strach, co teraz, co dalej? Anita nie ma wielu zdjęć. Nie lubiła się fotografować… Od dziecka walczyła z otyłością. Po dwóch ciążach przybyły jej jeszcze więcej kilogramów… Bezskutecznie próbowała je zrzucić. Cierpiała. Potem zaczęła mieć ogromne problemy ze zdrowiem. Otyłość niesie za sobą cukrzycę, kłopoty ze stawami, kondycją, sercem… Lekarze zasugerowali jej rozwiązanie – zmniejszenie żołądka. Anita zgodziła się. Chciała być zdrowa, sprawna – dla siebie i dla dzieci. Ma dopiero 25 lat. Powinna mieć przed sobą całe życie, a nie cierpieć jak schorowana staruszka… - Córka zgłosiła się do szpitala na początku września zeszłego roku – opowiada jej mama, pani Krystyna. - Zabieg podobno się udał, córka po dwóch dniach wróciła do domu. - Coś jednak musiało pójść nie tak, bo Anita źle się czuła. Bardzo bolał ją brzuch. Zaniepokojona, znów zgłosiła się do szpitala… Tam okazało się, że żołądek jest niedrożny. Doszło do zapalenia otrzewnej. To powikłanie, które może zabijać! Bez szybkiej interwencji chirurga dochodzi do śmierci… Anitka zaczęła gorączkować i mieć problemy z oddychaniem… Było z nią coraz gorzej. Po kilku dniach w szpitalu zatrzymało jej się serce. Nie biło przez 20 minut. Gdyby Anita była wtedy w domu, z dziećmi, umarłaby ich na oczach. To, że była w szpitalu, ocaliło jej życie… Lekarze cudem ją odratowali, ale przez wiele dni leżała na Oddziale Intensywnej Terapii. Walczyła o życie. Niektórzy lekarze nie dawali jej żadnych szans… Anitka okazała się jednak silniejsza, niż myśleli. Ma przecież dla kogo żyć. Nie ma nic silniejszego niż miłość matki… Anita wciąż jest w śpiączce. Ręce i nogi ma wiotkie. Słyszy, najprawdopodobniej rozumie. Otwiera oczy... Na początku lekarze nie byli pewni, czy Anita będzie widzieć... Nie było wiadomo, czy kiedykolwiek zobaczy twarze swoich dzieci. Na szczęście Anita widzi. Cały czas robi postępy, które zadziwiają lekarzy! Alanek i Amelka trafiły pod opiekę rodziny zastępczej. Tam mają opiekę i wsparcie. To było jedyne wyjście – babcia dzieci pracuje i codziennie musi być przy Anicie... Z kim zostałyby wtedy maluszki? Znikąd żadnego wsparcia, a tak malutkie dzieci wymagają opieki 24 godziny na dobę… Babcia jest w stałym kontakcie z dziećmi - gdy tylko stan Anity się ustabilizuje, będzie robić wszystko, aby stać się prawnym opiekunem wnuków.  Bardzo za nimi tęskni... Z ogromnym bólem serca podjęła najtrudniejszą możliwą decyzję, ale podyktowaną dobrem dzieci. Obejrzyj wzruszający reportaż o Anitce i jej walce w TVP: Dzięki wsparciu ludzi o dobrych sercach Anita zaczęła rehabilitację. Tylko to daje jakąkolwiek szansę na to, że jej stan się polepszy. Stan Anity jest już znacznie lepszy od tego, w którym była w momencie, kiedy uruchamialiśmy pierwszą zbiórkę... Z Anitą jest coraz lepszy kontakt wzrokowy, znów może przełykać... Jest lepiej. Córka bardzo malutkimi kroczkami robi postępy. Przed nią jeszcze długa i ciężka droga, na której końcu czekają na nią jej dzieci. Ceny pobytu w ośrodku powalają… Zrobię jednak wszystko, by zapewnić córce jak najlepszą opiekę, by mogła wrócić do zdrowia. Leczenie córki będzie długie i kosztowne, dlatego błagam, pomóż! Amelka i Alan tak bardzo tęsknią za mamusią…  

41 210 zł
Piotr Czerpak
Piotr Czerpak , 55 lat

Piotr wracał od żony i dziecka, kiedy został staranowany na drodze. Ratunku!

To nie jest długa historia, choć wydaje się, jakby już od tamtego czasu upłynęła wieczność. Świat wtedy wyglądał jeszcze normalnie, nikt się nie zastanawiał, czy można wyjść we dwójkę lub we trójkę z domu... 18 lutego 2020 r. Piotr uległ wypadkowi drogowemu. Odwoził żonę i synka na Ukrainę, gdzie mieszkają. Wracając już samemu do Polski, czołowo zderzył się z innym samochodem, który wyprzedzał na podwójnej ciągłej. Chociaż to nie Piotr był sprawcą, to on z tego najgorzej wyszedł. Przez długi czas leżał nieprzytomny w ciężkim stanie w szpitalu we Lwowie i oddychał za niego respirator. Dzięki staraniom wielu osób udało się go w czerwcu przetransportować do Polski, gdzie jednak wciąż będzie potrzebował kosztownej rehabilitacji.  Wystarczyła chwila, czyjeś nieodpowiedzialne zachowanie, żeby zwyczajne życie naszej rodziny rozpadło się na milion kawałków. Zapomnieliśmy już o spokojnym śnie. Nie pamiętamy już, jak to jest się beztrosko uśmiechnąć. Wszystkie nasze myśli biegną na oddział intensywnej terapii, gdzie nasz ukochany Piotrek, który do tej pory był kucharzem i pracował w wielu firmach, gdzie zawsze go ceniono, jako uczciwego i sumiennego pracownika, a przede wszystkim  dobrego i pomocnego we wszystkim człowieka, toczy nierówną walkę na śmierć i życie. Strach wypełnił każdą sekundę, a wzięcie powietrza do płuc boli jak uderzenie młotem... Ponieważ europejskie ubezpieczenie zdrowotne nie obejmuje Ukrainy, za wszystkie działania szpitala jak i za sam pobyt musieliśmy płacić prywatnie, co przerasta możliwości rodziny, dlatego uruchomiliśmy pierwszą zbiórkę. Teraz okazuje się, że pomoc dla Piotra jest wciąż potrzebna, bo koszty pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym są ogromne. Kruche jest życie i zdrowie ludzkie. Doświadczamy tego teraz na własnej skórze bardzo boleśnie. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia Piotra sprzed. i po wypadku. Różnica jest ogromna. Chcemy go odzyskać. Chcemy naprawić zniszczenia, które dokonały się w trakcie wypadku. Sami jednak nie damy rady. Bądźcie nadal z nami. Prosimy o wsparcie! Rodzina Piotra

10 664,00 zł ( 18,56% )
Brakuje: 46 783,00 zł
Mariola Wower
Mariola Wower , 60 lat

Świat wypełniam kolorami. Wy możecie wypełnić mój!

Minęło już ponad 20 lat od wypadku, który całkowicie odmienił moją codzienność. Przez ten czas zrozumiałam, że nasze życie bywa równie nieobliczalne i delikatne, co chwila, w której pędzel muska płótno. Niestety, nawet jeśli jesteśmy wystarczająco ostrożni i dokładni, nie potrafimy przewidzieć wszystkiego… Latem 1992 roku jechaliśmy samochodem do teściowej - ja, siostra, mój mąż i nasze kilkuletnie córeczki. To miał być wspaniały dzień, spędzony w rodzinnym gronie. Stało się jednak inaczej. Nagle, na prostej drodze, w pojeździe zepsuł się układ kierowniczy. Nie dało się już nic zrobić. Auto zaczęło skręcać w lewą stronę i nie było ratunku… Gdy obudziłam się w szpitalu, miałam przez chwilę wrażenie jakbym wybudziła się z głębokiego i długiego snu. Otworzyłam oczy i powitała mnie biel sufitu. Nie mogłam przekręcić szyi przez usztywnienie. Pamiętam, że lekarz badał moje nogi, kolana, uda, pytając czy coś czuję. Czułam dopiero swoje ramiona… Każdy z nas doznał poważnych obrażeń. Lilka miała złamaną nogę, mąż kręgosłup, na szczęście bez uszkodzenia rdzenia. Ja nie miałam tyle szczęścia. Stwierdzono u mnie złamanie kręgosłupa w odcinku szyjnym z przemieszczeniem.  Mogłam się wtedy poddać, mogłam stwierdzić, że to, co nas spotkało było zbyt przerażające, mogłam utknąć w punkcie, w którym wydaje się, że nie ma wyjścia i zrezygnować, a później już nigdy się po tym wszystkim nie pozbierać. Dzisiaj dziękuję, że tego nie zrobiłam, lecz miałam dość siły, by zawalczyć o to, co przyszło później... Odnalazłam w sobie pasję - maluję ustami obrazy olejne, tworzę autorskie wiersze, udało mi się również napisać i wydać własną książkę - „Dwie sekundy, które zmieniły moje życie”. Zabawa z czwórką ukochanych wnucząt sprawia mi nieopisaną radość. Mąż i córki opiekują się mną codziennie, dają tak wiele wsparcia, którego nawet nie potrafię opisać słowami.  Na tym właśnie polega przewrotność losu, że każde przykre momenty mają też swoje drugie oblicze. Może gdyby nie wypadek, który zdarzył się tyle lat temu, nie odkryłabym w sobie tak wielkiej pasji do tworzenia. Tego, „co by było gdyby…”, już nigdy się nie dowiem. Wiem jednak, że każdego dnia mogę dawać z siebie wszystko, toczyć tę bitwę, nie będąc na przegranej pozycji.  Malowanie to moja prawdziwa odskocznia, świat, w którym codziennie się zatracam, który tak wiele dla mnie znaczy. Rok po wypadku udało mi się pojechać na turnus rehabilitacyjny, a w 1995 roku trafiłam również na turnus artystyczny. To właśnie tam poznałam fantastycznych ludzi i zakochałam się w malarstwie olejnym. Od momentu wypadku obserwuję świat z perspektywy łóżka i wózka inwalidzkiego. Dziś zwracam się do Was z ogromną prośbą w zbieraniu środków na nowy wózek oraz samochód. Mój obecny sprzęt ma już 25 lat i wymaga wymiany - tylko dzięki wózkowi mogę się przez cały rok przemieszczać po domu, a latem „gonić” się z wnuczętami po ogrodzie. Drugą ważną dla mnie sprawą jest samochód, do którego mogę wjechać wózkiem. To moje okno na świat, dzięki któremu mąż może zawieźć mnie do lekarza, czy znajomych. Będę bardzo wdzięczna za każde okazane wsparcie! Więcej o historii Marioli:  https://dziendobry.tvn.pl/a/sila-jest-kobieta-wypadek-samochodowy-nie-zamknal-jej-na-swiat-sparalizowana-od-ramion-w-dol-zaczela-malowac-ustami https://poznan.wyborcza.pl/poznan/51,36001,22575482.html?i=0

14 137,00 zł ( 11,77% )
Brakuje: 105 903,00 zł
Kacper i Karol Nieczaj
Kacper i Karol Nieczaj , 21 lat

❗️Dwóch braci, jedna choroba. Pomóż ocalić sprawność Kacpra i Karola!

Codzienną walkę o sprawność moich synów trudno pokazać na zdjęciach. Jeśli nie znasz ich historii, widzisz po prostu dwóch przystojnych młodzieńców, którzy lada moment ruszą w dorosłe życie, na podbój świata. Nic bardziej mylnego. Moje dzieci każdego dnia walczą o utrzymanie resztek sprawności, których jeszcze im nie odebrała skrajnie rzadka choroba, o której nie słyszał prawie żaden lekarz ani rehabilitant w Polsce... Tamten dzień już na zawsze będę pamiętać, jako ten, który wywrócił nasze życie do góry nogami. Telefon ze szpitala nie zwiastował niczego dobrego, usłyszałam diagnozę i świat runął - ataksja Friedreicha... Chłopcy są bliźniakami. Mimo tego, że byli wcześniakami, urodzili się zdrowi. Ich energię trudno było zatrzymać, dopiero w wieku 10 lat zauważyłam, że zaczynają się garbić. Lekarz ortopeda stwierdził skoliozę idiopatyczną, z zaleceniami rehabilitacji.  Pomimo ciągłej rehabilitacji, noszenia gorsetów, kręgosłup deformował się, a skolioza postępowała. U Karola, który ma astmę oskrzelową, doszły duszności i gorsze problemy z oddychaniem. Kilka razy w nocy woziliśmy go do szpitala, ponieważ się dusił. Patrzyłam na swoje dziecko ze strachem w oczach, modląc się, by przeżył... Choroba chłopaków postępuje. Cały czas szukałam odpowiedzi, co się dzieje, jak pomóc moim dzieciom. Ruszyły badania i po wielu miesiącach padła diagnoza ataksja Friedreicha. Jest to bardzo rzadka, nieuleczalna i postępująca choroba genetyczna. Gdyby spojrzeć na moich synów siedzących przy stole, ciężko na pierwszy rzut oka zobaczyć, że cokolwiek im dolega. Dopiero kiedy przychodzi do wykonywania niektórych czynności, sytuacja staje się dużo czytelniejsza. Kiedy chodzą, wydaje się, jakby byli pijani. Nogi nie chcą ich słuchać, zanika poczucie równowagi. Herbatę leję do kubków jedynie do połowy, inaczej wszystko by zostało porozlewane. Zapięcie guzika w koszuli-niestety, już niewykonalne. Chłopcy mają problemy z mową. Muszą uczęszczać do neurologopedy, gdyż ich mowa staje się niewyraźna i potrzebne są ćwiczenia. Mają też problemy z pismem. Piszą bardzo powoli, zdecydowanie nie nadążają za klasą, a samo pismo jest już bardzo ciężkie do rozczytania.  Z wiekiem dochodzi do uszkodzenia mięśnia sercowego oraz deformacji kości, a medycyna wciąż pozostaje bezsilna. Jedyną szansę na powstrzymanie destrukcyjnego działania choroby jest rehabilitacja, której koszty są dla nas  jednak zbyt duże. Nie mam jednak wyjścia, muszę się o nich bić! Nie wolno mi się poddać, bo co będzie wtedy, kiedy mnie zabraknie? Kto się nimi zaopiekuje? Moje bliźniaki walczą o to, by jak najdłużej pozostać sprawnymi ludźmi. Bez Waszego wsparcia nie mamy szansy i nadziei na lepsze jutro, a Karol i Kacper tak bardzo pragną żyć! Pomóż! Teresa - mama Kacpra i Karola REPORTAŻ O BRACIACH –> KLIK

38 756,00 zł ( 44,65% )
Brakuje: 48 036,00 zł