Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Elżbieta Tomczyk
14 dni do końca
Elżbieta Tomczyk , 66 lat

Walczę z rakiem! Dłużej już nie dam rady, dlatego błagam o pomoc!

Jestem Ela. Mam 64 lata. Jestem żoną fantastycznego i kochającego mężczyzny i mamą dwóch dorosłych pięknych dziewczyn. Chcę z nimi być jak najdłużej. Chcę żyć z całych sił, bo świat jest taki piękny! Pomóżcie mi - proszę. Całe życie zawodowe spędziłam trzymając w ramionach nowo narodzone dzieci, opiekując się nimi na oddziale noworodków w Sieradzu jako pielęgniarka, doglądając nocami i dniami by zdrowo i radośnie wchodziły w życie, były rozkoszą swoich rodziców. Do dziś czuję wdzięczność i życzliwość osób, z którymi pracowałam.  Rozumiecie teraz, jak bardzo porywa mnie życie? Dlatego proszę Was o ratunek! Za moim uśmiechem kryje się jedenaście lat walki z rakiem, której towarzyszy lęk, przerażenie, złość, rozczarowanie, cierpienie. Ale także wiara i nadzieja w dobroć ludzi, którzy wesprą mnie finansowo,  bym mogła łagodzić ból choroby rehabilitacją i leczeniem nierefundowanym i bym mogła znów chodzić, bo teraz jestem na wózku... Oto historia mojej choroby:  W 2011 roku wykryto u mnie mięśniakomięsaka gładkokomórkowego pleomorficznego krezki jelita. Po operacji usunięcia guza w czerwcu 2011, przez kilka miesięcy otrzymywałam chemioterapię adjuwantową, a następnie wróciłam do pracy w szpitalu.  W 2014 pojawił się przerzut w wątrobie, co oznaczało kolejną operację i chemioterapię.  W 2018 zidentyfikowano kolejne przerzuty do kręgosłupa i płuc. Otrzymałam kolejną chemioterapię i radioterapię. Z uwagi na dalszą progresję choroby w płucach, kręgosłupie i wątrobie zmieniono terapię na II linię leczenia choroby rozsianej za pomocą specjalistycznego leku. Jednak i to leczenie nie dało spodziewanych rezultatów. Od początku lutego 2021 roku podjęłam kolejne leczenie, jednak ten lek wywoływał bardzo dużą toksyczność wątroby i został odstawiony przez lekarza prowadzącego.  Czerwiec 2021 był dla mnie przerażający – zmiany nowotworowe w kręgosłupie nasiliły się do tego stopnia, że utraciłam władzę w nogach. Ból i cierpienie jest na tyle duże, że trudno mi się poruszać nawet na wózku i jestem całkowicie uzależniona od osób trzecich.  19 lipca 2021 przeszłam operację usunięcia części nowotworu przy kręgosłupie w Narodowym Instytucie Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Operacja nie dała spodziewanych rezultatów: odciążenia kręgosłupa i powrotu do możliwości chodzenia.  Ale ja wierzę, że na zdrowie składają się też te „nadprzyrodzone” siły, zbudowane z ludzkiej życzliwości, pomocy, kochającej rodziny, przyjaciół, cudownych sąsiadów – wstanę, będę jeszcze pielęgnować z mężem nasz ukochany ogródek  mamy oboje na tym punkcie fioła, a z córkami wypiję  w nim kawę w upalne lato. Tylko pomóżcie mi proszę przetrwać ten proces powrotu do zdrowia. Leczenie i rehabilitacja są bardzo kosztowne i przekraczają moje możliwości finansowe. Zbiórka pieniędzy pomogłaby w leczeniu. Bardzo proszę Was o pomoc!  

32 282 zł
Karol Kosyl
Karol Kosyl , 28 lat

Karol przeżył tragiczny wypadek! Pomóżmy mu odzyskać dawne życie!

8 września 2021 roku - to dzień, w którym w jedną sekundę, wszystkie plany i marzenia Karola, a także jego najbliższych, runęły jak domek z kart. Właśnie wtedy miał miejsce potworny wypadek. Karol podróżował jako pasażer wraz z dwójką znajomych z pracy. Wystarczyła chwila nieuwagi... Ich auto zjechało do rowu i uderzyło w drzewo, niestety tą stroną, po której znajdował się Karol… Stan Karola po wypadku był określany jako ciężki. Syn doznał urazu kręgosłupa, płuc i głowy. Mimo rozległych obrażeń nie został jednak zakwalifikowany do operacji. Organizm Karola nie poddał się jednak i podjął walkę, która po czasie zaczęła przynosić dobre rezultaty. Syn nie potrzebował już pomocy respiratora przy oddychaniu, choć jego stan wciąż był ciężki. Komunikował się z nami za pomocą gestów. Wciąż nie mogę pogodzić się z tym wszystkim. Zaledwie rok temu Karol ukończył studia z bardzo dobrym wynikiem, wkraczał w prawdziwe dorosłe życie. Jak każdy marzył o tym, by spełnić swoje marzenia. Chciał znaleźć pracę, dzięki której będzie miał stabilne wynagrodzenie, która pozwoli mu się rozwijać, a w przyszłości założyć własną firmę. Jego największym pragnieniem było założenie rodziny i stworzenie szczęśliwego domu.  Przez panujące restrykcje w związku z pandemią, nie możemy obecnie odwiedzać syna w ośrodku rehabilitacyjnym. Kontaktujemy się jedynie telefonicznie, ale to nie to samo. Próbuję sobie wyobrazić jak musi się teraz czuć z tym wszystkim, zwłaszcza, gdy nie możemy się z nim zobaczyć, nie możemy być przy nim właśnie w momencie, w którym potrzebuje nas najbardziej. 7-letnia Nikola każdego dnia tęskni za swoim starszym bratem, a syn bardzo tęskni za nią. Nikola była i jest oczkiem w jego głowie.  Po wielu tygodniach bólu, cierpienia i bezsilności nadszedł czas, gdy możemy pomóc Karolowi w powrocie do zdrowia. Każda złotówka to wsparcie nie tylko finansowe, ale także mentalne, nadzieja, że da radę wrócić do normalności i walczyć o swoje marzenia. Mamy świadomość, że najważniejszy jest pierwszy rok, by móc osiągnąć najlepsze efekty rehabilitacji. Dlatego tym bardziej zwracamy się z prośbą o pomoc. Wiemy, że Karol to osoba spokojna, ceniąca wartości rodzinne. Zawsze wiedział, że może na nas liczyć, dlatego nie chcąc zawieść naszego brata, syna, przyjaciela, musimy prosić o wsparcie finansowe na rehabilitację i walkę o jego powrót do zdrowia. Rodzina Karola Wesprzyj Karola poprzez licytacje: Licytacje dla Karola

52 280,00 zł ( 48,75% )
Brakuje: 54 955,00 zł
Bogusław Tryszak
Bogusław Tryszak , 53 lata

Serce taty stanęło, gdy prowadził auto – tylko on ucierpiał. Proszę pomóż❗️

To, co się wydarzyło w sierpniu 2020 roku było największym dramatem i cudem jednocześnie. Gdy brat zadzwonił i poinformował o wszystkim, co zaszło, nie mogłam uwierzyć własnym uszom… Nasz tata, Bogusław zawsze był zaradnym i opiekuńczym człowiekiem. Chorował na serce, ale nie bagatelizował objawów i był pod opieką lekarską. Pracował głównie w Niemczech, więc często bywał w trasie między domem a pracą. I właśnie w trasie, w drodze do domu, na komunię naszej najmłodszej siostry doszło do tragicznego zdarzenia… Tata prowadził samochód, a na miejscu pasażera był mój brat. Jechali autostradą, gdy nagle serce taty stanęło. Mogło dojść do tragedii, mogliśmy stracić naszego ukochanego tatę i brata. Nie wiem jakim cudem zachował on zimną krew, uratował nie tylko siebie i tatę, ale również innych ludzi, którzy w tym czasie jechali autostradą. W tym nieszczęściu raptownie pojawił się samochód pogotowia medycznego, który zatrzymał się, a ekipa ratowników zaczęła działać, wezwali wsparcie i kontynuowali resuscytację. Walka o życie taty trwała godzinę. Przez godzinę jego serce nie biło, ale niemieccy ratownicy się nie poddawali. Tatę przetransportowali helikopterem do szpitala, w którym przebywał aż do lutego 2021 roku. Choć wrócił już do Polski, wciąż nie wrócił do domu… Niedotlenienie mózgu spowodowało ogromne spustoszenie w jego organizmie i funkcjonowaniu. W domu nie mamy warunków, ani przestrzeni, by zapewnić mu należytą opiekę. Tata jest leżący, wymaga całodobowej opieki, odżywiany jest przez sondę żołądkową, nie mówi, nie jest w stanie wykonać żadnego swobodnego ruchu. W Niemczech był regularnie rehabilitowany, teraz ma jedną godzinę zajęć w tygodniu. Mięśnie, ścięgna zastygły pogłębiając przykurcze. Nasza mama stara się dojeżdżać tak często, jak tylko może… Tygodniowo są to setki kilometrów. Naszym głównym celem jest zabrać tatę do prywatnego ośrodka rehabilitacyjnego specjalizującego się w terapii osób cierpiących wskutek niedotlenienia. Jednak koszty zwyczajnie przekraczają nasze możliwości, zwłaszcza że od wypadku pracuje tylko nasza mama. Choć staramy się wspólnie pomóc i wspierać, udaje nam się pokryć ułamek wszystkich potrzeb taty. Musimy wierzyć, że się uda. Zrobić wszystko, by pomóc naszemu tacie. Przecież on by zrobił to samo dla nas. Czasem dopada nas niemoc, dlatego, by walczyć o tatę, sami potrzebujemy wsparcia. Klaudia – córka Bogusława z rodziną

6 393 zł
Nadia Stępniewska
9 dni do końca
Nadia Stępniewska , 3 latka

❗️Jej mama zmarła – dla Nadii jest jeszcze szansa! Pomóż!

Historia mojej malutkiej Nadii zaczyna się niezwykle smutno. Córeczka przyszła na świat już w 29 tygodniu ciąży. Niedługo potem jej mama przegrała walkę z koronawirusem. Wtedy moje życie legło w gruzach. Zostałem sam, z trójką dzieci. Strach o najmłodszą córeczkę dodatkowo mnie paraliżuje. Nadia jeszcze w trakcie ciąży przeszła pierwszy wylew, kolejny zaatakował ją zaraz po narodzinach. Ze względu na wcześniactwo urodziła się z licznymi schorzeniami i przez 64 dni walczyła o życie. A ja walczyłem razem z nią. Ostatni rok sprawił, że świat, który znałem zupełnie się rozsypał. Teraz próbuję ułożyć wszystko na nowo, jednak potrzebuję do tego Twojej pomocy.  Nadia wymaga codziennej rehabilitacji, ciągłych wizyt u lekarzy specjalistów. Moim największym marzeniem jest teraz zapewnienie dzieciom jak najlepszej przyszłości. Niestety, leczenie córeczki łączy się z ogromnymi kosztami. Pomimo mojej pracy, nie jestem w stanie zapewnić Nadii odpowiedniego leczenia. Proszę, pomóż mi w tej trudnej walce. Nie pozwól, aby pieniądze stanęły na drodze do zdrowia mojej córeczki. Krystian, tata

30 186 zł
Krzysztof Wydra
14 dni do końca
Krzysztof Wydra , 52 lata

Chcę pokonać raka i żyć! Błagam, pomóż mi...

Życie czasami potrafi okazać się niezwykle brutalne. Zwłaszcza kiedy chce zabrać Ci to, co najcenniejsze, czyli bliskich...  Wszystko zaczęło się w maju, rok temu. Ten czas, przez szalejącą pandemię Covid-19 dla nikogo nie był łaskawy. Niestety dla nas, los napisał wyjątkowo trudny scenariusz i uświadomiło, że życie człowieka jest bardzo kruche...  W końcu po 3-miesięcznym "zdalnym" leczeniu zapalenia pęcherza i dróg moczowych, mąż wreszcie mógł przejść długo wyczekiwany zabieg kolonoskopii. Mieliśmy nadzieję, że wyniki badań pomogą Krzysztofowi określić przyczynę jego dolegliwości i raz na zawsze pozbyć się towarzyszącego bólu.  Niestety, słowa lekarzy spowodowały, że straciliśmy grunt pod nogami – "Proszę Państwa jest bardzo źle". Okazało się, że światło jelita grubego zostało zatkane przez niezidentyfikowanego guza. Pobrano więc wycinek, przeprowadzono szczegółowe badania histopatologiczne i już kilka dni później, otrzymaliśmy telefon z prośbą o jak najszybsze stawienie się w szpitalu.  Wyniki nie pozostawiały złudzeń  – nowotwór złośliwy odbytnicy z naciekiem na pęcherz. To był szok, załamanie – dla męża, dla mnie i dla całej naszej rodziny... Mąż w bardzo krótkim czasie schudł. Ze względu na silny ból, nie był w stanie nawet samodzielnie siedzieć! Z każdym dniem tracił siły. Dla nas, najbliższych to straszliwy widok, ponieważ Krzysztof nigdy wcześniej tak poważnie nie chorował. Zawsze dbał o siebie, a zdrowie stawiał na pierwszym miejscu.  Wiedzieliśmy, że w najbliższych dniach, mąż będzie musiał przejść operację usunięcia guza i wyłonienia stomii. Bardzo się baliśmy, mimo to nieustannie wierzyliśmy, że po operacji rak się wycofa, a Krzysztof będzie mógł wrócić do dawnego życia... I tak się stało – zabieg się udał, a Krzysztof powoli zaczął oswajać się ze stomią. Jednak, aby całkowicie pokonać wroga, musieliśmy rozpocząć leczenie wspomagające. Pół roku po zakończonej chemioterapii dostaliśmy cudowną wiadomość – jelito jest czyste. Niestety, chwilę później – uderzenie obuchem – pojawiły się przerzuty na wątrobie i nieoperacyjne zmiany.... Koszmar zaczyna się od nowa.  Tym razem jest jednak trudniej. Nowotwór jest silniejszy, organizm Krzysztofa słabszy, a koszty ogromne... Mój mąż potrzebuje leczenia, które już teraz z każdym dniem pochłania wszystkie nasze oszczędności. Nie pozostaje mi nic innego, jak prosić Was o pomoc. To jedyna szansa, by Krzysztof żył...  Elżbieta - żona  * Na subkonto Krzysztofa trafiło 15 341,65 złotych - taka kwota została przekazana decyzją rodziny ŚP. Elżbiecie Marut, która nie zdążyła wykorzystać zebranych środków na leczenie. W momencie otrzymania kosztorysu, pasek zbiórki zostanie pomniejszony o wyżej wspomnianą kwotę. 

21 953 zł
Tomasz Obliński
Tomasz Obliński , 48 lat

Nagłe zatrzymanie krążenia to początek... Pomóż Tomkowi odzyskać dawne życie!

Moja codzienność to zawodowe ratowanie ludzkiego życia. Ale moment, w którym zdałam sobie sprawę, że mój mąż nie oddycha… Parę minut później straciłabym go na zawsze.  Tomek jest moim mężem od prawie dwudziestu trzech lat. Mamy dwójkę fantastycznych, dorosłych już dzieci, spełniamy marzenia o budowie domu, ciężko pracujemy na nasze życie. I nagle wszystko stanęło w miejscu. Plany, które mieliśmy, studia dzieci, ciężki dzień w pracy – wszystko nagle zeszło na dalszy plan, by ratować życie mojego męża. W jednej godzinie rozmawiałam z nim, a w drugiej robiłam wszystko, by przywrócić akcję jego serca. Razem z synem przywróciliśmy Tomkowi krążenie. Resztą zajęła się załoga karetki, lekarze, ratownicy medyczni i pielęgniarki. Niedotlenienie spowodowało zaburzenia pamięci. Poznaje mnie, Marka i Madzię – nie zapomniał, że nas kocha. Niestety zupełnie nie radzi sobie z przyjęciem teraźniejszości i aktualnych informacji. Wszystkie umiejętności, wiedza, którą miał… przepadły.  Lekarze już teraz mówią, że przed nami długie miesiące terapii i leczenia, by odzyskać dawne życie. Po dwudziestu latach pracy w służbie zdrowia znalazłam się po drugiej stronie jako jeden z wielu tysięcy potrzebujących pacjentów. Jako ratowniczka medyczna robiłam co w mojej mocy, by pomóc ludziom, by dać im nadzieję – dziś o tę pomoc muszę prosić ja. Czasem ogarnia mnie niemoc, beznadzieja, ale jak mogłabym się poddać bez walki o najlepszego przyjaciela, męża i cudownego ojca moich dzieci?  Jak najszybciej musimy włączyć różne rodzaje pracy terapeutycznej, neuropsychologicznej i farmakologicznej. Nie mam pojęcia jak duże będą to koszty, lecz dotychczasowa organizacja naszego życia runęła. Mąż nie będzie w stanie pracować przez najbliższe miesiące. Moja pensja nie pozwoli na utrzymanie w ryzach domowego budżetu i koniecznego leczenia Tomka. Po raz pierwszy w swoim życiu proszę o wsparcie… Zawsze niosłam w sobie przekonanie, że jestem silna i dźwignę wszystko. Jednak ten moment, w którym uświadomiłam sobie, że mogę stracić Tomka był moją granicą. Ufam, że proszenie o pomoc nie jest wstydem, ale naturalnym odruchem w momentach, które przekraczają naszą wytrzymałość. żona Tomka – Mariola

14 571 zł
Wioletta Wesołowska
Wioletta Wesołowska , 42 lata

By odzyskać to, co zabrała choroba!

Podobno zdrowo jest robić przynajmniej 10 tysięcy kroków dziennie. Nasze mądre zegarki i telefony zliczają każdy z nich, mówiąc nam "jeszcze więcej", "jeszcze trochę" - przecież to łatwe. A co jeśli każdy z tych kroków miałby być wyzwaniem porównywalnym ze wspinaczką na najwyższy szczyt? Bólem, który paraliżuje i strachem, który nie daje spokoju? Przerażającą niepewnością i pytaniem - czy tak już zostanie?     Wiola choruje od zawsze. Padaczka i zespół zaburzeń neurologicznych od lat utrudniają każdy jej dzień, zmieniając spokojną codzienność w spacer po polu minowym. Mimo podejmowanej walki, mimo ogromu wysiłków i nadziei, problemów przybywa. Osłabione ciało nie ma już siły, by walczyć, choć serce tak bardzo chciałoby tę walkę wygrać... Wieloletnie zmagania z chorobą doprowadziły do przykurczu mięśni nóg, co sprawia, że ciało Wioli jest nienaturalnie wygięte, kręgosłup niesamowicie obciążony, a każdy krok to wyzwanie. Wyzwanie, któremu musimy stawić czoła! Mimo bólu i lat nieprzerwanej walki. Na szali leży przyszłość Wioli, dlatego proszę - pomóż!

13 600,00 zł ( 66,92% )
Brakuje: 6 720,00 zł
Leon Zieliński
9 dni do końca
Leon Zieliński , 3 latka

❗️Serduszko Leosia musi bić! Potrzebujemy pomocy!

Ciężko opisać słowami, co czuliśmy, gdy po narodzinach Leosia usłyszeliśmy, jak bardzo jest chory… Cała nasza radość i ekscytacja z powodu jego narodzin, natychmiast zamieniła się w ogromny strach o jego życie.  Byliśmy w szoku. Przez całą ciążę mieliśmy pewność, że nas synek przyjdzie na świat zdrowy. Żadne badanie, żadna wizyta u lekarza nie budziła wątpliwości – Leoś jest dobrze rozwijającym się dzieckiem. Brutalna prawda przyszła do nas niespodziewanie. Dzień po narodzinach jego saturacja zaczęła gwałtownie spadać. Nie wiedzieliśmy. co się dzieje. Lęk z każdą chwilą stawał się większy, aż w końcu zamienił się w przerażenie… Okazało się, że nasz synek ma poważną wadę serduszka HLHS, niewykrytą wcześniej przez ginekologa. Leoś od razu został przetransportowany do innego szpitala, gdzie lekarze całą noc walczyli o jego życie. Stan był bardzo ciężki, ale udało się ustabilizować sytuację. To, co czuliśmy w tamtym momencie, jest trudne do opisania. Mimo łez, mimo ogromnego strachu, w naszych sercach wciąż tliła się nadzieja i wiara w to, że nasz synek sobie poradzi... Po tej sytuacji kolejna klinika zgodziła się na przyjęcie naszego synka. Po tygodniu, gdy jego stan się polepszył, przeszedł pierwszą w swoim życiu operację serduszka. W głowie kłębiły się bardzo trudne myśli i pytania… Czy przeżyje? Kiedy będziemy mogli go przytulić?  Operacja się udała, a Leon po niecałych 3 tygodniach w końcu wyszedł ze szpitala. Pojawił się jakiś promyk nadziei na to, że będzie dobrze. Wiemy, z jak poważną wadą serca mamy do czynienia. Wiemy, że leczenie może trwać latami, ale wiemy także, że o naszego synka będziemy walczyć do końca!  Leon musi być pod ciągłą kontrolą. Gdy w nocy jest za cicho, gdy nie słyszymy płaczu, budzimy się i sprawdzamy, czy wszystko jest w porządku. Wstajemy gdy usłyszymy, choć lekko niepokojący dźwięk. Kontrolujemy każdy oddech, każdy ruch... W planach jest już kolejna operacja, która na pewno nie będzie tą ostatnią. Jednak czego nie robi się dla małego cudu, dla naszego synka… Już teraz spodziewamy się, że leczenie synka będzie sporo kosztować, dlatego bardzo prosimy Cię o pomoc!  Rodzice

10 348 zł
Paweł Nowakowski
Paweł Nowakowski , 31 lat

Koszmar chorób przypomina o sobie każdego dnia! Ratuj!

Chciałbym wrócić do normalnego życia, do mojej pracy, do realizowania planów… Chcę żyć jak zwykły, młody człowiek. Niestety nagłe pogorszenie stanu zdrowia zmieniło wszystko.  Byłem honorowym dawcą krwi oraz zarejestrowanym potencjalnym dawcą szpiku kostnego. Okaz zdrowia. Niestety, w trakcie studiów wszystko zaczęło się zmieniać... Bóle głowy i torsje zaczęły towarzyszyć mi coraz częściej. Potem pojawił się kłopoty z widzeniem. Może to problemy ze wzrokiem? Faktycznie z okularami przez pewien czas było lepiej. Ale gdy zacząłem tracić równowagę, zataczać się i tracić kontakt z rzeczywistością było już pewne, że coś jest nie tak... Tomograf, punkcja lędźwiowa i okropny ból.  Niestety w żadnym badaniu lekarze nie znaleźli niczego, co postawiłoby jednoznaczną diagnozę. Zostałem wypisany do domu tak naprawdę bez żadnego wskazania co robić dalej. Mój stan systematycznie się pogarszał.  W Boże Narodzenie zmieniło się wszystko. Upadłem w łazience, nie wiedząc, co się dzieje. Nie czułem bólu. Bez chwili zwłoki pojechaliśmy do szpitala w Krakowie. Tam kolejne  badania, jednak po konsultacji ze szpitalem w Denver, lekarze zaczęli podejrzewać, że może to być syndrom Clippers, czyli demielinizacja ośrodkowego układu nerwowego z zaburzeniami w moście. Widziałem strach całej mojej rodziny, ale starałem się nie pokazywać im, jak bardzo jestem przerażony.  Natychmiast podano mi sterydy w kolosalnych dawkach. Po paru dniach obudziłem się na oddziale intensywnej terapii. Widok bardzo cierpiących i krzyczących z bólu ludzi przerażał. Bałem się, że stanie się ze mną to samo. Jednak po paru miesiącach ciężkiej pracy w drodze do zdrowia było dużo lepiej.  Po dwóch latach byłem w stanie samodzielnie się poruszać. Po paru miesiącach rekonwalescencji, choć cały czas chory, postanowiłem wrócić na studia. Poczułem się, jakbym miał skrzydła. W 2019 roku, jako świeżo upieczony inżynier budownictwa rozpocząłem pracę w zawodzie. Byłem najszczęśliwszy na świecie, w końcu robiłem to co kocham i byłem w pełni sił! Dlaczego ta nadzieja musiała zostać mi znowu zabrana? Po trzech miesiącach pracy nagle upadłem i złamałem trzy kręgi w odcinku piersiowym. Moje marzenia legły w gruzach… Nie przygotowałem się na takie gwałtowne zmiany. Czerpałem z życia pełnymi garściami, a w jednej chwili stałem się człowiekiem niepełnosprawnym, przykutym ponownie do szpitalnego łóżka.   Potrzebuję specjalistycznej rehabilitacji  w szpitalu, ale także tej domowej.  Potrzebuję również sprzętu do ćwiczenia zwiotczałych mięśni. Wiem, że sam nie jestem w stanie sfinansować tych wydatków. Pomożesz mi? Ciężar choroby mnie przygniata…  Paweł 

22 566 zł