Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Alicja Pylypenko
Alicja Pylypenko , 7 lat

Alicja ma szansę na przyszłość. Ratuj, zanim choroba zabierze wszystko!

Choroba nie pozostawiła nam wyboru - każdego dnia musimy zaczynać walkę na nowo. Patrzę na moją córeczkę z przerażeniem, bo wiem, że nasza przyszłość będzie trudna. Wiem też, że muszę zrobić wszystko, by SMA nie zniszczyło wszystkiego! Alicja została zdiagnozowana w momencie, gdy miałam nadzieję, że wszystko, co najgorsze już za nami. Chciałam wierzyć, że to chwilowe pogorszenie stanu zdrowia, że to po prostu minie, że lekarze znajdą dla nas wsparcie. Tymczasem los przygotował dla nas najgorszy możliwy scenariusz. Diagnoza SMA spadła na nas jak grom z jasnego nieba. W tym momencie miałam wrażenie, że świat wali mi się na głowę…  SMA typ 1. Choroba, która skazuje dzieci na potworne cierpienie. Mięśnie obumierają, a wyleczenie pozostaje dla nas jedynie marzeniem. Na świecie nie istnieje lek, który może zatrzymać postęp choroby w naszym przypadku. Alicja jest już zbyt duża na podanie terapii genowej, a dostępna terapia jest na ten moment niewystarczająca. Potrzebna jest rehabilitacja, zakup sprzętu, konsultacje ze specjalistami. Lista potrzeb zdaje się nie mieć końca, a nasze możliwości są ograniczone. Jeśli nie zareagujemy na czas, przegramy, a choroba zdominuje wszystko! To, co stracimy już nigdy nie wróci!  Potrzebujemy pomocy tu i teraz! Musimy ratować Alicję, dopóki jest szansa i nadzieja na lepsze jutro! Świadomość tego, że SMA będzie bezlitośnie odbierać naszej córeczce sprawność kawałek po kawałku jest przerażająca. Potrzebujemy wsparcia tysięcy dobrych serc, by zapewnić naszej córeczce możliwości. Jej cierpienie łamie nam serca. Bez Was jesteśmy skazani na porażkę…

9 306,00 zł ( 40,04% )
Brakuje: 13 932,00 zł
Ewa Stanek
Ewa Stanek , 31 lat

Konsekwencje wypadku odczuwam od lat – konieczna jest operacja kręgosłupa i ręki!

Nie przypuszczałam, że konsekwencje wydarzenia sprzed lat będą mi doskwierać przez tyle czasu. Był rok 2013. W wypadku samochodowym, w którym uczestniczyłam, doznałam licznych obrażeń. Złe leczenie sprawiło, że dzisiaj jestem niepełnosprawna i potrzebuję kolejnych operacji! Proszę o pomoc... Zaraz po wypadku karetka zabrała mnie do szpitala. Lekarz stwierdził, że kończyny są sprawne i nie wymagają interwencji chirurgicznej. O godzinie 1:00 w nocy wypisano mnie do domu. Do tego czasu nikt się nie interesował ręką, która była cała zasiniona. Lekarze powiedzieli mi, że te urazy z czasem wyleczą się samoistnie. Obrażenia ustępowały, siniaki z też, lecz cały czas niepokoił mnie piąty palec u prawej ręki. Zgłosiłam się do ortopedy, który zlecił RTG. Wykryto złamanie paliczka. Została założona mi szyna, a następnie zlecona rehabilitacja. Niestety palec nadal bolał i nie zginał się. USG wykazało częściowe zerwanie zginacza głębokościowego palca prawej ręki. Otrzymałam skierowanie na operację... Gwarantowano mi 100% sprawność ręki. Operacja odbyła się, a ja po wybudzeniu przeżyłam szok. Czułam ogromny ból. Palce od pierwszego do piątego były w wyproście, nie zginały się. Miałam podawany botoks między wszystkie palce oraz rażenia prądami. Założono mi gips, po którego zdjęciu przeżyłam kolejny szok. Każdy palec wykrzywił się i rozszedł się w inną stronę. Poza tym nie mogłam ruszać nadgarstkiem. Od łokcia do nadgarstka mam zanik mięśni... Od tamtego czasu robimy badania prywatnie i dowiadujemy się z USG, że uszkodzenia są dużo większe niż mi było wiadomo. Jest rok 2021 a ja nadal nie jestem zdrowa. Potrzebuje pieniędzy na operacje, badania i rzeczy codziennego użytku. Całe dotychczasowe leczenie było bardzo kosztowne, wydaliśmy na nie wszystkie oszczędności. Jest również prowadzone postępowanie w sprawie błędy lekarskiego lecz do tej pory sprawa stoi w miejscu. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj: "Wstrząsająca historia pani Ewy. Pilnie potrzebna pomoc". Od dnia wypadku odbyłam wiele prywatnych wizyt i badań, przeszłam kilka operacji ręki, jednak mój stan wciąż jest naprawdę ciężki... Powinnam przejść operacje zarówno ręki, jak i kręgosłupa, lecz ich koszt jest dla mnie naprawdę duży. Proszę, pomóż mi! Ewa  –––––––––––––––––––––– Materiały o Ewie: echodnia.eu: Kielczanka walczy z chirurgami - Lekarze zabetonowali mi rękę Dziennik Bałtycki: Lekarz z Gdańska ratuje niewładną rękę 28-letniej Ewie Stanek, mieszkance Kielc. Nikt inny nie dawał jej cienia nadziei

32 517,00 zł ( 48,67% )
Brakuje: 34 292,00 zł
Szymon Matysek
Szymon Matysek , 12 lat

Jedyne dziecko w Polsce z tą chorobą... Błagamy, pomóżcie nam ratować synka❗️

Jego drugim domem są szpitale, zwłaszcza oddział Hematologii i Onkologii, w którym nieustannie ma przetaczane immunoglobuliny i żelazo. Szymek ma 9 lat i wielką siłę walki o swoje życie. Od urodzenia zmaga się z wieloma ciężkimi chorobami, których nie sposób zliczyć. Do tej pory sobie radziliśmy, od niedawna szukamy nowych sposobów na zapewnienie synkowi zdrowia, pomożesz nam?  Zespół wad wrodzonych, pierwotny niedobór odporności, niedokrwistość mikrocytarna, padaczka lekooporna — można by wymieniać bez końca...  Leczenie jest bardzo żmudne i kosztowne, a co najgorsze, to dotychczasowe przestało przynosić pożądane efekty. O zdrowie i życie synka walczą lekarze z Polski i zagranicy. Walka jest niesamowicie męcząca, zwłaszcza dla samego Szymona, a jej zakończenie wciąż trudne do przewidzenia... Choroby podstępnie wyniszczają jego organizm. Nie wiemy, czy medycyna jest w tym przypadku w stanie wygrać choć jedną bitwę, nie mówiąc o całej wojnie. Szymek karmiony jest przez PEGa specjalnymi mieszankami, a leki podawane są do wkłucia centralnego, nie przyjmuje innych pokarmów. Dodatkowo nie ma dnia, byśmy nie musieli podłączać go do tlenu…  Stan Szymona pogarsza się, a lekarze nadal szukają tej głównej choroby, aby móc zastosować bardziej celowane leczenie. Napady padaczkowe są tak częste i silne, że przez kolejnych kilka godzin po napadzie Szymka nie można dobudzić, a jego organizm jest całkowicie wycieńczony! Nasze oczy coraz częściej przepełnione są łzami, a bezsilność rozrywa serca... Synek jest w stanie przemieszczać się jedynie na wózku inwalidzkim, ponieważ chodzenie na wykrzywionych nóżkach sprawiało mu okropny ból.  Bywają takie momenty, kiedy z Szymkiem praktycznie przez całą dobę nie ma kontaktu. Jego organizm przestaje walczyć z pojawiającymi się wciąż infekcjami, drobne ciało zaczyna puchnąć, a oczka nie chcą się otwierać…  Bywają też takie, choć rzadko, stanowczo za rzadko, że Szymek usiądzie na chwilę na łóżku i pobawi się autami, obejrzy bajkę lub posłucha książeczki. Wtedy wstępuje w nas nadzieja, że dla naszego synka istnieje jeszcze ratunek i nigdy nie przestaniemy o to walczyć! W ostatnich dniach otrzymaliśmy nową diagnozę, która diametralnie zmieniła sposób rehabilitacji Szymonka. Jest to ultra rzadka choroba genetyczna HNPP, która powoduje zanik mięśni, porażenie całego ciała. Na domiar złego Szymcio jest jedynym dzieckiem w Polsce z tą chorobą… Koszty leczenia, to nie tylko leki, to także środki opatrunkowe, igły, strzykawki, a także wiele innych. Bez wsparcia jest nam naprawdę ciężko, tym bardziej że Szymek, to nie jedyna osoba chora w naszej rodzinie. Dosłownie, każda złotówka ma tu ogromne znaczenie! Iza i Mariusz — rodzice Szymona ➡️ Artykuł w Radio Gdańsk

39 167 zł
Beata Koczańska
Beata Koczańska , 40 lat

By nie stracić sprawności i nadziei na lepsze jutro...

Beata to nasza serdeczna koleżanka. Tyle razy okazywała nam pomoc, gdy tylko jej potrzebowaliśmy. Tyle razy wspierała nas ciepłym słowem i dobrą radą. Wiedzieliśmy, że sama zmaga się z wieloma problemami, ale nigdy nie dawała nam tego odczuć. Swoją postawą pokazuje, że nieważne ile przeciwności napotykamy na drodze, nie możemy się poddawać. Dzisiaj też chcemy pomóc jej w walce, która trwa już tyle lat... Beata była zaledwie nastolatką, gdy zdiagnozowano u niej cukrzycę. Już wtedy jej życie, jej codzienność, musiały być całkowicie podporządkowane kontroli stanu zdrowia. Podczas gdy rówieśnicy mogli sobie pozwolić na beztroskie podjadanie słodyczy, Beata musiała ciągle pilnować poziomu glukozy we krwi. Walka z cukrzycą to jednak nie tylko przestrzeganie specjalnej diety, ale ostrożność na każdym kroku. Wystarczyłaby chwila nieuwagi, jedno niedopatrzenie, które mogłoby mieć poważne konsekwencje zdrowotne.  Niestety cukrzyca to podstępna choroba. Przez tyle lat nieustannej walki ukradkiem wyniszcza organizm, doprowadza do coraz większych komplikacji. U Beaty zdiagnozowano liczne powikłania - retinopatię, polineuropatię i neuropatyczny zespół stopy cukrzycowej. W 2019 roku Beata trafiła do kliniki w celu leczenia. Stwierdzono silny stan zapalny, deformację obrysów stawu skokowego i stopy, dlatego podjęto decyzję o przeprowadzeniu zabiegu chirurgicznego, a następnie rozpoczęto leczenie farmakologiczne i dalszą terapię. Obecnie Beata musi poddać się kolejnej operacji, a po niej odbyć intensywną rehabilitację. Bez tego grozi jej amputacja nogi! Chcemy pomóc naszej przyjaciółce spełniać się dalej jako mama. Beata ma wspaniałego męża i 3-letniego synka. Rodzina jest dla niej całym światem. Nie możemy zostawić jej bez wsparcia. Koszty leczenia są ogromne, a Beata musi jak najszybciej wrócić do zdrowia i sprawności. Tak naprawdę każdy, nawet najdrobniejszy pomocny gest ma wielkie znaczenie! 

13 077,00 zł ( 61,46% )
Brakuje: 8 200,00 zł
Migchella Brzezicka
Migchella Brzezicka , 17 lat

❗️Śmierć mamy i walka o zdrowie... Samotny tata walczy o los ciężko chorej córeczki - ratunku!

Trzy lata temu naszą rodzinę spotkała ogromna tragedia. Straciłem ukochaną żonę, a nasze córeczki - najwspanialszą na świecie mamę... Jej śmierć była najgorszym wydarzeniem w naszym życiu. Potworny ból, wyrwa w sercu, która jest niezagojona do dzisiaj... To ja stałem się mamą i tatą w jednym.... Niestety to nie jedyne brzemię, z jakim przyszło nam żyć. Drugim jest niepełnosprawność mojej córeczki, z która musimy mierzyć się każdego dnia. Migchella urodziła się z przepukliną oponowo-rdzeniową w odcinku lędźwiowo-krzyżowym oraz pęcherzem neurogennym. Ma najcięższą, najbardziej złożoną postać rozszczepu kręgosłupa - wady układu nerwowego, powodującej niedowład i paraliż... Córeczka nie chodzi, ma problemy z poruszaniem, na co dzień jeździ tylko na wózku inwalidzkim. Jej życie, od pierwszych dni, to szpitale i walka o zdrowie, o normalne życie... Miśka była malutka, gdy wszczepiono jej zastawkę oponowo-otrzewnową, która odprowadza nadmiar płynu z komór mózgowych, aby mogła normalnie funkcjonować. Szpital wielokrotnie był dla nas jak drugi dom... Mama towarzyszyła Migchelli podczas kolejnych operacji i była obok, gdy córka dochodziła do siebie. To, że okrutny los zabrał naszej córce zdrowie, było dla nas ciężką próbą... Wierzyliśmy jednak, że wywalczymy dla niej dobre życie - ważne, że jesteśmy razem. Potem śmierć zabrała mamę Migchelli i nic już nie było takie same. Musiałem sam zmierzyć się z codziennością i wszystko spadło na moje barki. Nasze córeczki, które co dnia tęsknią za mamą, nie mogą już liczyć na jej dobre słowo i wsparcie... Córka ma 14 lat - to już nastolatka... Jestem z niej bardzo dumny, bo mimo trudności, z jakimi się mierzy, ma bardzo dużo chęci do życia. Jest uśmiechniętą i kochaną dziewczynką. Jej problemy zdrowotne spędzają mi jednak sen z powiek... Wiem, że na wózku może być samodzielna. Niestety, to nie koniec naszych problemów... Córka choruje też na padaczkę. Ataki, które nadchodzą niespodziewanie, wywołują we mnie ogromny strach... Epizody kończą się utratą świadomości, drgawkami. Strasznym jest widzieć swoje dziecko w takim stanie i nie móc nic zrobić... Robię, co mogę, by być przy córce... Ćwiczę z nią w domu, pilnuję leczenia, rehabilitacji, zawożę na zajęcia ze specjalistów. Wielokrotnie lądujemy w szpitalu... Żeby być przy córce, musiałem zostać rodzicem na pełen etat. Nie ma mamy, może liczyć tylko dla mnie... Codzienność jest dla nas bardzo ciężka. Niestety koszty rehabilitacji oraz specjalistycznego leczenia są bardzo wysokie. Mam nadzieję, że dzięki Waszej pomocy uzbieram potrzebną kwotę, aby móc zapewnić córce dobrą przyszłość... Nie chcę niczego więcej niż patrzeć na uśmiech mojej córki, który daje mi wiele siły do dalszego działania.  Serdecznie dziękuję za okazaną pomoc.  Przemek - tata Migchelli

10 040,00 zł ( 27,3% )
Brakuje: 26 726,00 zł
Beata Leśniewska
Beata Leśniewska , 37 lat

Walka o zdrowie, które odebrał pijany kierowca - pomóż Beacie!

Pijany kierowca odebrał Beacie zdrowie, niemal zabierając życie. Dzięki Waszej pomocy trwa walka o sprawność i o to, żeby Beata mogła wrócić do domu, co córeczki. Do tego jednak jeszcze daleka droga, dlatego bardzo prosimy o wsparcie - rehabilitacji nie można przerwać, nie teraz, gdy przynosi tak fantastyczne rezultaty! Niestety pieniądze zebrane na poprzednich zbiórkach już się kończą... Turnusy rehabilitacyjne mijają jak w okamgnieniu. To dzięki stałej opiece ortopedów i fizjoterapeutów Beata wzmocniła swoje mięśnie, już dużo więcej czynności jest w stanie robić samodzielnie, bez opieki taty, który jest w ośrodku w Krakowie razem z nią. Jest komunikatywna, świadoma swojego stanu, ale też pełna dystansu i poczucia humoru. To, czego Beacie w tym momencie brakuje najbardziej to kontaktu z ukochanym dzieckiem. Wie jednak, że musi jeszcze powalczyć o swoje zdrowie. Tak by to ona mogła się opiekować swoją małą córeczką, a nie aby sama wymagała opieki. "Najważniejsze jest zdrowie - resztę się jakoś ułoży" - mówi. Poznaj historię Beaty: Jechała do nas odebrać swoją małą córeczkę. Nie dojechała nigdy… Zamiast tego przyszła policja z informacją, że był wypadek. Potem pisały o nim wszystkie gazety w Polsce… 24 marca tego roku pijany kierowca, były żużlowiec, wyprzedzał inne auto z dużą prędkością. Nie zauważył, że z naprzeciwka jedzie Beata. Czołowe zderzenie, kierowca ucieka z miejsca wypadku. Złapali go niedługo później. Miał prawie 2 promile alkoholu we krwi. Prawie zabił mi dziecko, a na pewno odebrał jej życie, jakie do tej pory miała... Moja córka to moja największa duma. Aktywna, ambitna i mądra kobieta. Z uśmiechem pokonywała wszelkie przeszkody i tym uśmiechem zarażała wszystkich dookoła. Zawsze miała głowę pełną pomysłów. Skończyła studia na wydziale ekonomii, jednak zawsze najbardziej pasjonowała ją informatyka. W tym zawodzie chciała pracować.  Krótko przed wypadkiem zdobyła certyfikat do obsługi systemu SAP oraz międzynarodowy tytuł testera oprogramowania. Beata dużo ćwiczyła, biegała, prowadziła sklep internetowy i wciąż się dokształcała. Jednak jej największą miłością jest jej pięcioletnia córka Iga. To z nią spędzała czas, uwielbiała się nie zajmować i tłumaczyć jej świat. Wypadek, który spowodował pijany kierowca, zatrzymał to wszystko... Wszystko to, na co pracowała latami, runęło. Pojechałem do szpitala w Rybniku, gdzie moja córka walczyła o życie. Uraz mózgowo-czaszkowy, zmiażdżone kręgi szyjne - rokowania nie były dobre. Po prostu kazali mi się przygotować na najgorsze… Wiedziałem jednak, że moja córka to silna kobieta! Nie poddała się zwłaszcza w swojej najważniejszej walce. Przeżyła. Przez kolejne 4 tygodnie lekarze utrzymywali ją w śpiączce farmakologicznej, potem nie było z nią kontaktu, ale powoli zaczęła wracać. Najpierw mrugnięciem okiem, potem mocniejszym ściśnięciem dłoni. Ma silną motywację - swoją małą córeczkę, z którą nie widziała się od dnia wypadku, której nie może przytulić jak kiedyś… Jesteśmy w Krakowie, w ośrodku, gdzie Beata jest intensywnie rehabilitowana.  Kolejne miesiące rehabilitacji możemy opłacić dzięki pierwszej zbiórce i Waszej pomocy, za którą będziemy wdzięczni do końca życia! Wiemy jednak, że długa i trudna droga przed nami, dlatego wciąż prosimy o pomoc... Jestem tu z córką, cały dzień mamy wypełniony po brzegi zajęciami, które przynoszą znakomite rezultaty. Beata już mówi, bardzo wolno, części muszę się domyślić, ale mamy kontakt! Odzyskała już władzę nad lewą stroną ciała. Cieszymy się z sukcesów, jednak wiem, że przed nami daleka droga. A wszystko kosztuje… Beata ciężko pracuje, by wrócić do swojego życia. Do tego wspaniałego życia, które w jednej sekundzie odebrał pijany kierowca… Żadna kara nie wróci jej zdrowia. Może osiągnąć je tylko intensywną rehabilitacją, a za nią musimy zapłacić sami. Bardzo proszę, pomóż mojej córce. Ona się nie podda, ale tylko z Twoim wsparciem może wygrać i już niedługo tulić w ramionach swoją córeczkę… Irek, tata Beaty   ➡️ Licytacje dla Beaty   O wypadku, w którym ucierpiała Beata, przeczytasz tu: dziennikzachodni.pl/ rybnik.com.pl sportowefakty.wp.pl sport.pl przegladsportowy.pl 

110 952,00 zł ( 58,62% )
Brakuje: 78 304,00 zł
Szymon Korga
Szymon Korga , 9 lat

Oswoić świat, który przeraża - musimy pomóc Szymusiowi!

Szymuś ma pięć lat... Od dwóch wiem, że mój synek postrzega i odczuwa świat inaczej niż większość dzieci... Zdiagnozowano u niego spektrum autyzmu. To sprawia, że codziennie mierzymy się z trudnościami, które dla innych ludzi są nie do pojęcia... W każdym momencie odbieramy świat przez zmysły - wzrokiem, słuchem, smakiem, węchem, dotykiem. Mózg przetwarza te informacje i przygotowuje nas do reakcji... U mojego synka ten odbiór jest zakłócony. Autyzm wpływa na wszystkie zmysły synka i oszukuje je.... Sprawia, że Szymek słyszy i czuje w bardzo intensywny sposób to, czego zdrowy człowiek nie dostrzega. Niektórych rzeczy z kolei nie słyszy i nie czuje w ogóle... Będąc na placu zabaw, Szymek głośniej słyszy lecący w oddali samolot, na który nikt nie zwraca uwagi niż głos taty, który od paru minut bezskutecznie woła po imieniu... Choć synek lubi się przytulać, gdy tylko ktoś z nas chce go dotknąć, gwałtownie odsuwa się lub zabiera dłoń... To tylko jedne z wielu sytuacji, z którymi mierzymy się na co dzień. Nadmiar bodźców sprawia, że synkowi ciężko funkcjonować - są takie dni, kiedy świat nie przyjmuje przyjaznego kształtu. Widzę, jak Szymonowi trudno pojąć otoczenie, zaakceptować rzeczywistość, która jest tak niezrozumiała, dostosować się do jej reguł... Wychowanie takie dziecka to wyzwanie. To, czy Szymek coś czuje w danej chwili, bardziej lub mniej wpływa na jego zachowanie - czasem jest niedostymulowany, a czasem przestymulowany. Przez to zachowuje się tak, a nie inaczej... Ale nie jest niegrzeczny... Choć często słyszę to od innych. To przez autyzm ciężko mu po prostu skoncentrować się na czyichś słowach, poleceniu, prośbie, a czasem na choćby prostej czynności. To, że synek nie zwraca uwagi na innych, nie oznacza, że tego kontaktu nie chce czy też go nie potrzebuje. Zanim zwróci na kogoś uwagę i zacznie z nim rozmawiać, ma wiele barier do „oswojenia”. Tego uczy się na co dzień małymi kroczkami w przedszkolu i w domu. Pomagają mi w tym m.in.: logopedzi, psycholog, pedagodzy i terapeuta integracji sensorycznej. A oprócz nich inni członkowie naszej rodziny i młodsza siostra. Jeżeli czasem zastanawiasz się, jak trudno jest Ci zrozumieć inną osobę, zastanów się, jak trudne jest to dla takiego dziecka jak Szymon, które czuje i postrzega świat zupełnie inaczej. Tak bardzo chciałabym, by Szymek, tak samo jak jego siostrzyczka, był w stanie cieszyć się otaczająca go rzeczywistością... By umiał dostrzec to, że świat jest piękny, inni są potrzebni, a życie może być fascynującą przygodą. Zrobię, co tylko się da, by w przyszłości był w stanie poradzić sobie, gdy mnie już zabraknie. Systematyczna terapia sprawia, że synek radzi sobie coraz lepiej. Pokrywamy koszty z nią związane, ale niedawno dowiedzieliśmy się, że znacznie bardziej może mu pomóc terapia komórkami macierzystymi, na którą brakuje nam pieniędzy. Leczenie daje najlepsze efekty, jeżeli wdrożone zostanie do ukończenia szóstego roku życia. Zbyt wiele czasu nie mamy... Leczenie, w połączeniu z kosztami na prowadzoną rehabilitację, znacznie przekracza nasze możliwości finansowe. Wierzymy, że połączenie tych działań ułatwi synkowi zabawę, kontakty z rówieśnikami, naukę i pozwoli na funkcjonowanie w społeczeństwie w sposób tak bardzo oczekiwany – po prostu normalny… Proszę o szansę dla mojego synka! Wierzę, że połączenie terapii u specjalistów wraz z podaniami komórek macierzystych może sprawić cuda! Bardzo dziękuję za wszelką udzieloną pomoc. Małgorzata - mama Szymona

5 989,00 zł ( 13,56% )
Brakuje: 38 160,00 zł
Staś Kaupas
Staś Kaupas , 12 lat

Jestem Staś – uratować mnie może tylko stała neurostymulacja i terapie❗️Proszę, pomóż mi...

Staś ma 8 lat i z pozoru wygląda jak zdrowy chłopiec. Nic bardziej mylnego. Jako rodzice znamy jednak diagnozę i wiemy, jak ogromne spustoszenie wywołuje w jego organizmie bezwzględna, ciężka genetyczna choroba. Nasz synek miał nie dożyć nawet 5. urodzin... Jego codzienność to ciągła walka z niewidzialnym przeciwnikiem o nazwie zespół Leigha. Oto nasza historia: Gdy Staś miał 2 miesiące, zdiagnozowano u niego padaczkę lekooporną, umiejącą atakować nawet 50 napadami dziennie!!! Synek przeszedł wielomiesięczną i wyczerpującą terapię sterydami, która pomogła opanować ataki, ale też ujawniła najgorsze… Okazało się, że przyczyną złego stanu zdrowia Stasia jest niezwykle rzadka choroba o podłożu genetycznym – zespół Leigha. Zaburza ona pracę mitochondriów, odpowiedzialnych za wytwarzanie energii. W konsekwencji komórki w mózgu Stasia obumierają, co prowadzi do poważnych zaburzeń, a w ostateczności do zaprzestania funkcjonowania organów: mięśni, wzroku, płuc, nerek i serca.  Nasz syn już wielokrotnie pokazał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych! Śpiewa, tańczy, bawi się w straż pożarną, uwielbia się przytulać i słuchać bajeczek czytanych na dobranoc. Miał być zupełnie niesamodzielny – sam je, rozbiera się, zakłada buty. Miał nie chodzić – spacery są jego codziennością i coraz rzadziej zalicza upadki. Miał nie mówić – mówi zrozumiale, a nawet czyta pojedyncze sylaby. Miał nie dożyć 5 lat, a wciąż jest z nami... Nadal walczymy z wieloma przeciwnościami, a Staś jest naszym motorem napędowym – bardzo chętnie uczestniczy w terapiach, zajęciach, wie, że to ważne, lubi także mieć kontakt z rówieśnikami. Można powiedzieć, że w wieku 8 lat jest na etapie dziecka wczesnoprzedszkolnego, a celem jest „dorośnięcie” do podstawówki, nauka czytania, pisania, podstawowego liczenia. Pozornie tak niewiele, a dla nas równie dalekie jak Mont Everest. Nasze finanse pochłania walka o każdy malutki sukces w rozwoju i coraz większe potrzeby terapeutyczne. Na same tylko leki wydajemy 2,5 tys. zł miesięcznie, a gdzie jeszcze specjalistyczne terapie i sprzęt? Zaraz staniemy nad przepaścią – jeśli w nią wpadniemy, to nie będzie odwrotu, nasz synek straci wszystko bezpowrotnie, a może nawet stracić życie! Musimy się spieszyć i prosić o pomoc. Teraz jest najlepszy i tak naprawdę jedyny czas, by ratować Stasia! Rodzice Stasia

50 765,00 zł ( 41,62% )
Brakuje: 71 203,00 zł
Adam Nawara
Adam Nawara , 56 lat

Adam spadł z koparki, uderzając głową o beton❗️Konieczna pilna pomoc!

Piątek, 20 listopada 2020 roku. To miał być kolejny zwykły dzień w naszym życiu. Okazał się jednak najtragiczniejszym doświadczeniem, jakiemu zostaliśmy poddani przez los. Cios był nagły... Adam, mój mąż, spadł tego dnia z koparki z wysokości niemal 3 metrów. Był operatorem... Z ogromną mocą uderzył głową o beton. Od tego czasu nic nie jest takie jak przedtem... Rano nic jeszcze nie zapowiadało tragedii. W oczekiwaniu na weekend razem z mężem wspólnie spędziliśmy poranek. Standardowa rozmowa, śniadanie… Adam to wspaniały człowiek. Znajomi uwielbiali spędzać z nami czas, a poczucie humoru i pozytywne nastawienie do życia nigdy nie opuszczało mojego męża. Do czasu…  Gdybym tylko wiedziała, co się stanie, zatrzymałabym go w domu. Adam był operatorem koparki, uwielbiał swoją pracę... Tego dnia doszło jednak do wypadku... Mąż wypadł z koparki i uderzył tyłem głowy o beton... Po wezwaniu pomocy bardzo szybko został przetransportowany helikopterem do szpitala, gdzie natychmiast trafił na blok operacyjny. W głowie miał krwiak, walczył o życie... Gdy dowiedziałam się o wypadku, ziemia usunęła mi się spod nóg. Natychmiast pojechałam do szpitala... Kolejne dni były dla mnie i całej rodziny ogromnie ciężkim czasem. Adam został utrzymany w śpiączce farmakologicznej przez 3 tygodnie, czekaliśmy, aż obrzęk mózgu się zmniejszy. Dni mijały bardzo wolno, a każdy kolejny bardzo się dłużył.  Nadszedł dzień jego wybudzenia, dzień, w którym złamano mi serce. Okazało się, że Adam nie może powiedzieć mi, jak się czuje czy jak bardzo cieszy się, że mnie widzi - stwierdzono u niego afazję oraz niedowład czterech kończyn. Diagnozy przedstawiane przez lekarzy były druzgocące - mój mąż miał być osobą leżącą, wymagającą opieki przez 24 godziny na dobę. Nie nawiązywał kontaktu, nie reagował na polecenia... Ku mojemu przerażaniu dzień przed Wigilią przeniesiono go na oddział paliatywny, w którym przestał jeść i musiał być karmiony przez sondę.  Kazano mi przygotować  dom na powrót męża-kaleki... Jeszcze nigdy nie czułam większej rozpaczy... Płakałam, miałam poczucie, że całe moje życie się skończyło, a pozostał tylko ból i bezradność. Stwierdziłam jednak, że nie mogę godzić się z tą diagnozą, muszę walczyć o Adama, o lepsze jutro dla niego i nas. Godziny rehabilitacji, które zorganizowałam i które Adam miał do tej pory, pokazują, że warto walczyć. Stan męża się poprawia! Przeniesiono go na oddział rehabilitacyjny. Adam mnie rozpoznaje, co powoduje ogromną radość i nadzieję. Od pewnego czasu próbuje mówić i mimo że ciężko go zrozumieć, każda próba cieszy i jest wielkim sukcesem.  Adam powoli wraca do życia, przed nim jednak długa droga. Może to już taki jego los, nasz los, bo zawsze mieliśmy pod górkę i tylko ciężką pracą do wszystkiego dochodziliśmy. Lekarze ciągle określają jego stan jako bardzo ciężki. Wierzę jednak w niego, bo zawsze był uparty i niesamowicie pracowity. Każdy, kto go zna, wie, że Adam to człowiek pracy, szalony operator koparki, fajny kumpel i cudowny mąż.  Trudno wyobrazić go sobie przykutego do końca życia do łóżka.... Nie mogę go zawieść, muszę pomóc mu stanąć na własnych nogach i zacząć ruszać obiema rękami. Musi wrócić do czekającego na niego domu, bo bez niego już nic nie ma sensu... Miłość do mojego męża daje mi siłę do działania. Turnus rehabilitacyjny, na który został zakwalifikowany, jest ogromną nadzieją na zniwelowanie niedowładu Adama. Wyjazd ten pozwoli między innymi wzmocnić mięśnie tułowia, zwiększyć samodzielność, poprawić wydolność. Progres, który zauważam ja oraz lekarze jest nadzieją na wyleczenie.  Z góry bardzo dziękuję wszystkim ludziom z wielkim sercem, którzy pomogą nam w zbiórce na turnus rehabilitacyjny i tak jak ja wierzą, że mój mąż wróci do pełni zdrowia. Ewa, żona Adama

35 302,00 zł ( 41,76% )
Brakuje: 49 220,00 zł