Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Agnieszka Stochniałek
Agnieszka Stochniałek , 52 lata

Dom bez niej nie jest tym samym domem. Prosimy, pomóż Agnieszce!

“Jeśli jesteście Państwo wierzący, możecie czekać jedynie na cud” - takie słowa usłyszeliśmy od lekarza prowadzącego… W takich momentach życie zdaje się stawać w miejscu. Niestety, tylko dla nas. Tymczasem świat pędzi, a my wciąż tkwimy w próżni czekając na dobre informacje…  Ten dzień na zawsze zostanie w naszej pamięci - 22 stycznia 2021 roku - moment, w którym wszystko, co budowaliśmy przez wiele lat runęło. Pewien etap życia skończył się bezpowrotnie, a tej pustki nic nie jest w stanie wypełnić… Agnieszka dla wielu osób była iskierką - zawsze pełna ciepła, uśmiechu i energii, którą zwyczajnie zarażała innych. Samodzielna mama wychowująca synka, opiekunka zapewniająca dom ukochanym zwierzakom. Taka była Agnieszka do niedawna, a teraz…   W styczniu, w głowie Agnieszki pękł tętniak. Lekarze niemalże natychmiast zaczęli walkę o jej życie - operacja trwała aż 7 godzin! To nie był jedyny zabieg - po nim nastąpił szereg kolejnych, które miały zapewnić bezpieczeństwo w stanie ocenianym jako krytyczny.  Drżeliśmy na każdy dźwięk telefonu, bo każdy z nich mógł oznaczać najgorsze.  Wydarzył się cud, Agnieszka otworzyła oczy, zaczęła oddychać. Radość była ogromna, bo największa bariera została pokonana. To była najlepsza wiadomość, jaką mogliśmy usłyszeć, ale w tym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że przed nami ogromne wyzwanie i niekończąca się praca. Agnieszka wciąż jest nieświadoma, nie możemy z nią nawiązać kontaktu. Mamy wrażenie, że Aga jest zamknięte za murem.  Chcemy się dostać do jej świata, rozpocząć wspólnie drogę ku sprawności, ale w tym momencie nasze możliwości są bardzo ograniczone, bo stan Agnieszki wymaga pilnego wsparcia i pomocy specjalistów. Im szybciej rozpoczniemy rehabilitację, tym większa szansa na odzyskanie tego, co utracone.  Wszyscy znamy Agnieszkę, która nigdy się nie poddawała, wszyscy pamiętamy jej upór w dążeniu do celu. Chcemy, by znów miała możliwość pokazania swojej siły, by wróciła do nas i z uśmiechem mogła realizować wyzwania w całkiem nowej rzeczywistości… Potrzebujemy Waszej pomocy i wsparcia, by zapewnić Agnieszce niezbędną opiekę w specjalistycznym ośrodku. Każdy miesiąc to ogromna kwota, od której zależy przyszłość Agnieszki. Każdy z nich to nowa szansa na powrót.  Aga zrobiła pierwszy ważny krok… wygrała życie. Teraz my musimy zawalczyć o to, by miała szansę na powrót do życia. Do nas, do rodziny, która wciąż na nią czeka… Dom bez niej jest taki pusty… Proszę, pomóż nam wyciągnąć dłoń po jedyną szansę, jaka w tym momencie istnieje. Pomóż wrócić Mamie do synka, który tak bardzo na nią czeka...

18 968,00 zł ( 20,73% )
Brakuje: 72 522,00 zł
Leoś Szczepaniak
Leoś Szczepaniak , 5 lat

Choroba zabrała wiele, ale nie odebrała nadziei! Walka o Leosia trwa!

Nasz synek nigdy nie będzie taki jak inne dzieci. Zawsze będzie zmagał się z poważną chorobą, zawsze w ocenie nieznajomych będzie inny. A dla nas zawsze będzie najdzielniejszym wojownikiem. Człowiekiem, o którego warto walczyć, choćby nikt nie dawał nam szans.  Wciąż oboje pamiętamy ten moment, kiedy potwierdzono, że nasz synek będzie cierpiał na Zespół Aperta. Powiedzieć, że byliśmy przerażeni to za mało. W miarę kolejnych informacji strach rósł do niewyobrażalnych rozmiarów, ale postanowiliśmy przekierować naszą energię i wykorzystać ją do poszukiwania pomocy. Lekarze nie ukrywali, że czeka nas trudna droga, ale nikt i nic nie jest w stanie przygotować rodziców na coś podobnego. Świadomość tego, że nasze dziecko jest chore jest bardzo trudna. Szczególnie że nie możemy przejąć jego bólu, cierpienia, nie możemy pokonać za niego barier, które stawia jego własne ciało. Zespół Aperta to zespół wad wrodzonych, w którym występuje m.in. kraniostenoza, czyli zrost szwów czaszki, syndaktylia, czyli palcozrost, zmiany w kształcie twarzoczaszki. Jeszcze trudniej zaakceptować myśl, że zawsze będzie wzbudzał zainteresowanie przechodniów. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, dlaczego nasz niewinny synek jest tak bardzo naznaczony chorobą, chorobą przez nas znienawidzoną… A jednak każdego dnia Leoś nas zaskakuje, daje z siebie wszystko podczas regularnych ćwiczeń, rzadko miewa gorsze dni. Czasem to on dodaje nam energii do działania. Właśnie dlatego wszystko stawiamy na jedną kartę i z jeszcze większym zaangażowaniem ruszamy, by zdobyć dla niego niezbędną pomoc. Bo choroba to nie tylko przeszkody i trudności, ale też rosnące koszty. Leczenie, konsultacje i operacje pochłaniają ogromne środki. A przed nami kolejny ważny cel: rehabilitacja. Ta wymaga regularnych spotkań z wieloma specjalistami - każdy z nich odpowiada za inny obszar rozwoju naszego synka. Wiemy jednak, że roczne zabezpieczenie terapii Leosia może kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych! Po raz kolejny w naszej walce uderzamy w mur, ale wiemy, że z Waszą pomocą możemy go zburzyć i zawalczyć o przyszłość! To wsparcie to dla nas jedyna nadzieja na to, że Leoś, pomimo choroby, będzie osiągał kolejne postępy. Już raz podarowaliście nam najcenniejszy prezent, o jaki mogliśmy walczyć dla naszego synka. Jesteśmy pełni nadziei, że teraz odwrócicie wzroku od walki, którą toczymy od lat…  Przed nami jeszcze wiele operacji, zabiegów i konsultacji. Choroba jest nieprzewidywalna, a każda operacja powoduje, że wiele rzeczy zaczynamy zupełnie od początku - najmniejsza przerwa w prowadzonej rehabilitacji burzy część budowanego miesiącami wzorca. Na to niestety nie mamy wpływu, ale możemy pracować nad tym, by powrót za każdym razem był dla Leosia łatwiejszy. Dla niektórych słowo rehabilitacja brzmi jak nieistotny szczegół, dodatek do leczenia. Dla nas to jedyna możliwość pracy nad ciałem i umysłem Leosia.  Wierzymy w moc pomocy, wierzymy w to, że podarowane dobro wraca ze zdwojoną siłą! Sami zrobiliśmy wiele, dzięki Wam dostaliśmy energię do działania, teraz potrzebujemy nadziei i zabezpieczenia na przyszłość. By Leoś mógł żyć, a my koncentrować się na rzeczach ważnych, bez zmartwień, że terapia, która ratuje rozwój naszego dziecka, zostanie wstrzymana. Nie bój się, wyciągnij do nas pomocną dłoń.

22 211 zł
Magdalena Peca
Magdalena Peca , 41 lat

Zabija mnie choroba❗️Walczę o każdy oddech, nie chcę umierać - pomocy!

Tylko sam Pan Jezus wie, ile łez wylałam w poduszkę… Ból jest nie do wytrzymania. Niszczy mi życie. Są dni, w których nie mam siły wstać z łóżka. Najprostsza czynność typu umycie okna to dla mnie nieludzki wysiłek. Nie mogę wejść na drugie piętro, wracając ze spaceru… Siatki z zakupami wypadają mi z rąk. Duszę się, nie mogę oddychać… Proszę o pomoc, bo tak bardzo boję się śmierci, chcę tylko żyć! Mam na imię Magda. Choruję na ciężką, śmiertelną, nieuleczalną, wyniszczającą organizm chorobę genetyczną, którą rozpoznano mi w wieku 14 lat. Obecnie mam 38 lat. 24 lata walczę nieustająco o każdy oddech i ponowny dzień. Mukowiscydoza powoduje  wytwarzanie w organizmie gęstego i lepkiego śluzu, który blokuje mi to drogi oddechowe, utrudnia mi swobodne oddychanie, wyniszcza moje płuca i prowadzi do przedwczesnej śmierci. Średnia długość życia chorych na mukowiscydozę to 20 lat… W każde urodziny wiem, że wymknęłam się śmierci. I umieram ze strachu, jak długo jeszcze dam radę, ile wytrzymam…? Mukowiscydozy na pierwszy rzut oka nie widać. Ona jednak jest ze mną każdego dnia… Nie daje o sobie zapomnieć. Gdy tylko mam wrażenie, że czuje się lepiej, chwyta mnie za gardło, dusi… Nikomu nie życzę tych chwil, gdy nie masz, jak oddychać, plujesz krwią… jak tu normalnie żyć? Wstaję o świcie, siadam do inhalatora… I tak 9 razy dziennie. Życie z chorobą to walka, walka bardzo okrutna, niesprawiedliwa i strasznie bolesna, pozbawiająca normalnej codzienności, planów, marzeń... Wiele razy mam dość, pytam, dlaczego ja, dlaczego tak boli, ale bezskutecznie. Nie ma odpowiedzi… W moim życiu nie ma zabawy, zamiast tego są szpitale, kroplówki, wkłuwanie się po kilkanaście razy w żyły, zażywanie sterydów, leków, robienie inhalacji, płukanie zatok i myślenie, ile mi czasu zostało… Zamiast spokojnych nocy są takie bez snu, bo ból głowy rozsadza mi czaszkę, jest tak silny, że nie mogę zmrużyć oka. Chwilami z bólu już nie płaczę, tylko po prostu umieram. Z jedną chorobą łatwiej byłoby mi walczyć, ja mam ich wiele – tyle wrogów sprzymierzyło się, by zniszczyć mi życie. Wiele z nich to powikłania po mukowiscydozie… Przewlekłe zapalenie oskrzeli, rozdęcie płuc, problemy z oczami… Mam odłączenie tylne ciał szklistych i zaawansowaną krótkowzroczność, na jedne oko -12, na drugie -6… Przez wadę wzroku nie mogę mocno kaszleć ani oklepywać się w celu pozbycia wydzieliny, bo przez duży wysiłek coś może stać się z oczami… Boję się o swój wzrok, boję się, że go stracę, a moim światem będzie tylko ciemność… Miałam 14 lat, gdy usłyszałam diagnozę. Koszmar zaczął się jednak o wiele wcześniej… Odkąd pamiętam, miałam problem z nawracającymi polipami w nosie. Usuwano mi je kilkanaście razy. Dla małego dziecka był to potworny ból i trauma… Dzisiaj, po 20 latach, polipy wciąż rujnują mi życie. Wciąż się odnawiają, cały czas mam zapchany nos, przez który nie mogę oddychać… To powoduje mocny ból głowy, jakby ktoś rozsadzał mi czaszkę od środka. Nie mogę spać, nie mogę normalnie żyć… Głowa mi pęka tak, że odchodzę od zmysłów, mam ochotę chodzić po ścianach. Długo ukrywałam swoją chorobę. Do dzisiaj jej się wstydzę. Czasem, gdy robię inhalację, włączam głośno radio bądź telewizor, aby nikt nie słyszał tego wypluwania prawie płuc... W podstawówce nauczyciele wypraszali mnie z klasy, abym nie przeszkadzała innych kaszlem… Pamiętam wyśmiewanie przez inne dzieci, pamiętam ten wstyd i bezradność. Byłam dzieckiem, które usłyszało wyrok śmierci, a nie dostałam wsparcia ani zrozumienia. Później nie było lepiej… Nawet niektóre koleżanki odwróciły się ode mnie, gdy zostały matkami… Bały się, że się zarażą! To przecież choroba genetyczna, nikt się nie zarazi… To prędzej ja mogę się zarazić, dlatego muszę unikać chorych ludzi jak ognia. Przez chorobę musiałam pożegnać się z marzeniem o dziecku. Nikt mi nie dał gwarancji, że będzie zdrowe. Nikomu nie życzę tej choroby, a tym bardziej swojemu dziecku… Nie mogłabym pozwolić, aby tak cierpiało. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, wciąż serce mi pęka, kiedy o tym myślę. Moja mama była pielęgniarką, bardzo pomagała mi, gdy żyła, tak bardzo mi jej brakuje... Pomimo okrucieństwa mukowiscydozy chcę dalej walczyć o życie, dla ukochanego męża, tatusia, siostry, szwagra, siostrzenicy i bliskiej memu sercu rodziny. Wierzę, że moja mamunia  czuwa nade mną z góry i pomoże mi w tej walce. Nie życzę nikomu przekonać się nawet na pół dnia, jak to jest naprawdę żyć z muko… Jak to jest się dusić, zwijać z bólu, drżeć ze strachu o każdy dzień… Siedzieć w domu, pogrążać się w smutku, bać się, co będzie dalej, czy dożyje się kolejnych urodzin, czy się nie oślepnie… Najgorsze jest to, że mukowiscydozy nie można wyleczyć, nigdy nie zniknie… Można jednak się leczyć i przedłużać życie, i o to proszę, i pomoc w opłaceniu mojego leczenia. Tylko ona da mi szansę na kolejne dni, kolejne oddechy… Każda złotówka, którą zechcesz mi podarować, jest na wagę mojego życia. Za każdą miłosiernie będę wdzięczna, dopóki nasz ukochany Pan Jezus mnie nie powoła do siebie.  Magda

10 594,00 zł ( 55,32% )
Brakuje: 8 555,00 zł
Szymon Małek
Szymon Małek , 5 lat

Szymonek każdego dnia dzielnie walczy o swoje zdrowie! Potrzebuje Twojej pomocy!

Czy można być gotowym na to, że nasze spokojne macierzyństwo zastąpi strach o życie dziecka? Czy można być gotowym na niepewność, jaka przynosi każdy kolejny dzień?  Kiedy urodził się nas synek Szymonek 24 lipca 2019 roku byłam przeszczęśliwa. Nieprzespane noce, natłok obowiązków, nic nie miało znaczenia! Liczył się tylko mój synek! I wtedy po 3 miesiącach sielanki zaczęły się nasze problemy, na które nie byłam gotowa... Bo czy można być gotowym na strach o własne dziecko?  Pobyt w szpitalu, transport do kolejnego i diagnoza: podejrzenie u Szymonka bardzo rzadkiej chory genetycznej Zespół LOWE'A (oczno-mozgowo-nerkowy)    Te słowa do nas nie docierały, nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę, ale kolejne badania genetyczne WES potwierdziły diagnozę, czarny scenariusz, tak nasz kochany malutki synek choruje na tę okropna chorobe, odtąd każdy kolejny dzień Szymonka i nas rodziców jest walka o zdrowie i sprawność fizyczna naszego dziecka.                     Szymon urodził się z zaćmą wrodzona obuoczna, w trzecim miesiącu swojego życia przeszedł operacje jej usunięcia, wystąpiły również powikłania pooperacyjne tzw. zrosty, gdzie musiała nastąpić kolejna operacja, by ratować wzrok naszego synka, tak bardzo się bałam, że Szymonek może stracić wzrok, że nie będzie widział!Szymonek jest chłopcem słabowidzącym z wadą wzroku + 15,nosi specjalistyczne okulary korekcyjne, jesteśmy pod stałą opieką lekarza okulisty w Lublinie Zespół Lowe'a niesie ze sobą wiele chorób. Jedną z nich jest nefrokalcynoza, czyli zwapnienia w nerkach. W przyszłości może dojść do ich niewydolności.                Szymon boryka się dodatkowo z obniżonym napięciem mięśniowym, pomimo Swojego wieku nie chodzi, nie siada. Jest ciągle rehabilitowany metoda Vojty. Niestety NFZ nie refunduje tej metody rehabilitacji. Na rehabilitacje jeździmy 4 razy w tygodniu do Krasnystawu, który jest oddalony 100 km od nas.  Koszty rehabilitacji i koszty dojazdu są wysokie, opłacamy je z własnych oszczędności, które powoli się kończą, Najlepsze elekty dają turnusy rehabilitacyjne, gdzie terapia jest bardzo skondensowana i intensywna. Niestety koszta są bardzo wysokie, koszt jednego turnusu 7- dniowego wynosi około 4500 złotych, dlatego ośmielamy się prosić z całego serca o pomoc dla naszego synka.     Chociaż życie nie oszczędza naszego małego wojownika Szymonek to pogodny i uśmiechnięty chłopczyk, chciałby żyć i funkcjonować jak każde zdrowe dziecko, jednak jego codzienność różni się od rówieśników wielogodzinnymi rehabilitacjami, w których trakcie Szymonek krzyczy i płacze, gdzie nasze serca pękają na milion kawałków.  Jak każdy rodzic pragniemy w przyszłości widzieć naszego synka szczęśliwego i sprawnego. Nie poddajemy się dla Szymonka, ponieważ widzimy, że terapia przynosi efekty. Nastąpił taki moment, że nie jesteśmy w stanie sobie sami poradzić finansowo, pomoc rodziny i przyjaciół to za mało, Dlatego zwracamy się do Państwa o pomoc i wsparcie, każda najmniejsza pomoc jest na wagę złota. Pomóżcie Szymonkowi w walce o lepsze jutro    Za każda pomoc serdecznie dziękujemy! Rodzice Szymonka Małgorzata i Marek     

18 243,00 zł ( 39,47% )
Brakuje: 27 970,00 zł
Wioletta Kaczmarek
Wioletta Kaczmarek , 50 lat

Wiola wciąż potrzebuje naszej pomocy! Walczymy o jej sprawność!

Już raz w zeszłym roku przyszło nam prosić o wsparcie dla naszej Wioli, która musi się mierzyć z ogromnymi zniszczeniami, jakich w jej zdrowiu dokonał pęknięty tętniak. Dzięki Waszej pomocy mogliśmy zapewnić jej trzymiesięczną rehabilitację, która przyniosła bardzo dobre efekty. Wszyscy widzimy znaczną poprawę, co tylko nas utwierdza w słuszności naszych działań. Niestety, proces odzyskiwania utraconej sprawności może trwać nawet wiele lat, a każda przerwa zaprzepaści dotychczasową pracę. Dlatego nie wolno nam się zatrzymywać i musimy walczyć o dalsze postępy. Oto nasza historia: Proszę o pomoc. Dla mamy i żony, ale przede wszystkim dla cudownego człowieka. Patrząc na zdjęcia Wioli z wakacji, chciałbym cofnąć czas do tamtych chwil. Wówczas zrobiłbym wszystko, aby uchronić moją ukochaną żonę przed tętniakami. Pierwszy akt naszej tragedii wydarzył się w 2016 roku, kiedy pękł mojej żonie jeden z nich. Wówczas sami lekarze byli w szoku, że żona wyszła z tego praktycznie bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Niestety, dalej było o wiele gorzej. Tego strachu, który wtedy czułem, nie da się porównać z żadnym innym uczuciem. Długo liczyłem, że to był jednorazowy incydent i najgorsze mamy za sobą. Los jednak chciał inaczej. Drugi tętniak pękł 5 października 2019 roku i zniszczył nasze zwyczajne życie.  Całe szczęście, że w tym czasie w domu był syn, który podjął się reanimacji Wioli do momentu przyjazdu karetki. Niestety, tym razem tętniak wywołał ogromne spustoszenie w organizmie żony. Ze śpiączki wybudzała się 2 miesiące, ale wróciła do nas i to jest najważniejsze, że żyje. Wierzymy, że uda nam się ją jeszcze odzyskać. Tak bardzo za nią tęsknimy. Wiola ma bardzo dużą wolę życia i chce bardzo stanąć na nogi. Nie pozwala jej w tym paraliż prawej strony ciała i afazja. Rok 2020 wszystkim ludziom mocno dał się we znaki, ale tym, którzy potrzebują pomocy medycznej, szczególnie. Gdy w marcu pojawiła się w Polsce pandemia, jej rehabilitacja ograniczyła się jedynie do ćwiczeń w domu, a to zdecydowanie za mało. Tutaj jeden tydzień bez pracy może zaprzepaścić wiele tygodni dotychczasowych działań. Wiola potrzebuje kompleksowej i intensywnej opieki neurologicznej i fizjoterapeutów. Każda godzina ćwiczeń to maleńki krok w kierunku powrotu do sprawności. Co udało się osiągnąć? Wiola od listopada 2020 roku przebywa w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym w Krakowie, gdzie objęta jest opieką wielu specjalistów jednocześnie: zespołu fizjoterapeutów, neurologopedy, psychologa i neurologa. Każdego dnia spędza kilka godzin na sali rehabilitacyjnej, gdzie korzysta między innymi z nowoczesnej rehabilitacji robotycznej, terapii metodami specjalnymi, terapii funkcjonalnej oraz ćwiczeń funkcji poznawczych. Urządzenia wykorzystywane w rehabilitacji Wioli dają możliwości wykorzystania wirtualnej rzeczywistości i tzw. biofeedbacku, robot służący do reedukacji chodu pozwala na odtworzenie prawidłowego wzorca chodu, a robot ReoGo pozwala Wioli ćwiczyć słabszą rękę w aktywny sposób. Praca indywidualna z terapeutami i stosowane przez nich techniki neuromobilizacyjne pozwoliły Wioletcie stanąć na nogi i zrobić pierwsze kroki. W asyście Wiola jest w stanie poruszać się z pomocą chodzika na niewielkie odległości i każdego dnia pracuje nad prawidłową techniką chodzenia. Poprzez połączenie terapii PNF, oraz zastosowania ćwiczeń ręki łącznie z terapią orofacjalną poprawie ulega zarówno zdolność wykonywania ruchów prawą kończyną górną (wróciła funkcja chwytna i drobne ruchy ręki) jak i funkcje aparatu żucia i mowy. Dzięki pracy neurologopedycznej oraz miofunkcjonalnej  terapii układu ruchu narządu żucia w chwili obecnej Wiola jest w stanie samodzielnie jeść, pozbyła się problemu z neurogennym napięciem stawów skroniowo-żuchwowych i bruksizmu. Od trzech miesięcy przy współpracy fizjoterapeuty, stomatologa i protetyka przygotowuje się do odbudowy nowego, pięknego uśmiechu. Obecnie potrzebujemy dalszego dwumiesięcznego pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym, który jednak wciąż przekracza nasze możliwości finansowe, bo jest niesamowicie kosztowny. Stąd ta kolejna zbiórka, która nadal jest trudna dla nas wszystkich. Opowiedzieć historię, pokazać zdjęcia, podzielić się smutkiem. To prośba o pomoc dla mojej ukochanej żony i mamy naszych dzieci. 16-letniej Zosi i 23-letniego Olka. Oni jej potrzebują najbardziej.  Grzegorz, mąż Wioli  --- Można wesprzeć poprzez udział w LICYTACJACH https://opole.tvp.pl/50285991/brzezanka-chce-stanac-na-nogi-potrzebne-kosztowne-leczenie-i-rehabilitacja  https://brzeg24.pl/slider/171670-pani-wioletta-z-brzegu-pilnie-potrzebuje-kosztownej-rehabilitacji/   https://nto.pl/wiola-z-brzegu-chce-stanac-na-nogi-potrzebuje-jednak-kosztownej-rehabilitacji-w-internecie-trwa-zbiorka-na-rzecz-brzezanki/ar/c14-15215490   

30 641,00 zł ( 57,6% )
Brakuje: 22 550,00 zł
Rostik Karapysh
Rostik Karapysh , 7 lat

By móc usłyszeć każdy dźwięk. Walczymy o drugie uszko dla Rostika!

Mój synek ma na imię Rostik, a jego zdrowie, przyszłość i rozwój stoją pod wielkim znakiem zapytania. Najbardziej boję się, że zagrożenie okaże się niesłyszalne… że stanie się coś, czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Boję się, że stracimy kontakt… że mój synek już zawsze będzie czuł się gorszy od innych.  Kiedy dowiedziałam się o chorobie, czułam się potwornie zagubiona. Moje dziecko ma nie słyszeć na jedno ucho? Jak to możliwe, że wcześniej nikt tego nie zauważył?! Kiedy emocje zaczęły opadać, uświadomiłam sobie, że bez względu na to kiedy taka informacja zostaje przekazana to zawsze szok i ogromny cios dla rodziców. W tym momencie nasza wizja przyszłości zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zaczęliśmy się bać o nasze dziecko, o jego przyszłość i rozwój. Martwiliśmy się, choć jeszcze tak naprawdę nie wiedzieliśmy, co nas czeka, jak poważne będą konsekwencje wady. Lekarze zapewniali, że wszystko będzie w porządku, a brak ucha nie wpłynie na rozwój Rostika. Dziś, po 4 latach od jego przyjścia na świat, wiem, że bardzo się mylili. O każdą umiejętność synka musimy walczyć uczestnicząc w różnego rodzaju terapiach. Kalendarz bywa wypełniony po brzegi obowiązkami, a gdzie czas i miejsce na beztroskę, dzieciństwo, nawiązywanie relacji z rówieśnikami? Przeraża mnie to, jak wiele Rostik traci każdego dnia…  Brak ucha to nie tylko ograniczona możliwość odbierania bodźców. To niepewność, niezrozumienie, wciąż nowe bariery… Tak bardzo chciałabym dać mojemu dziecku możliwość normalnego życia, bez konieczności odwracania się gdy ktoś chce mu coś powiedzieć, bez wizji tego, że wada spowoduje pogorszenie zdrowia w innych obszarach. Ratunek dla mojego synka to operacja w USA, gdzie lekarze z powodzeniem zajmują się podobnymi przypadkami. Tam na zabieg nie trzeba czekać do momentu, w którym dziecko skończy kilkanaście lat. Dla nas to największa i na ten moment najlepsza możliwość na skuteczne leczenie i ratowanie przyszłości Rostika.  Dzięki operacji, Rostik zacznie słyszeć, będzie mógł rozwijać mowę i na nowo zawalczyć o samodzielność. Niestety, nadzieja na lepsze życie mojego dziecka została wyceniona na kwotę, której w tym momencie nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić… Potrzebuję pomocy! Twoje wsparcie to dla nas nadzieja na prawidłowy rozwój i bezpieczeństwo, o które w tym momencie boję się właściwie każdego dnia…  Kiedy stoisz na przejściu dla pieszych, mając zdrowy słuch, nawet kiedy nie widzisz samochodu, jesteś w stanie określić, skąd nadjeżdża. Jeśli się zamyślisz, zagapisz, Twój słuch i wyuczony odruch zwiększy szansę, że się cofniesz, odskoczysz we właściwym momencie, ratując życie i zdrowie. Bez tej operacji mój synek nie będzie miał takiej możliwości i zawsze będzie narażony na śmiertelne niebezpieczeństwo.

6 452,00 zł ( 1,51% )
Brakuje: 420 091,00 zł
Marcin Starostka
Marcin Starostka , 35 lat

Sprawność – wierzę, że Twoją pomocą Marcin jeszcze ją odzyska!

8 maja 2020 miał być dniem, jakich było wiele... Mąż wybrał się na przejażdżkę motocyklową i ta chwila okazała się być początkiem naszego nowego życia. Kierowca samochodu osobowego wymusił pierwszeństwo i wjechał w motocykl Marcina... Na skutek wypadku mąż doznał licznych stłuczeń głowy i urazu rdzenia kręgowego. Połamane żebra przebiły płuco. Jego stan był bardzo ciężki. Nie zdawałam sobie jednak sprawy jak bardzo... Marcin spędził miesiąc na oddziale intensywnej terapii. Wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Patrzyłam na twarz męża, która jak zamrożona zastygła w bezruchu i rozrywało mi to serce. Kiedy się wybudził jego wola walki i optymizm sprawiły, że wszyscy uwierzyliśmy, że jeszcze będzie dobrze! Powoli zaczął dochodzić do siebie, chociaż wypadek zabrał mu dużą część sprawności! Marcin to zawodowy żołnierz, pasjonat wspinaczki górskiej, zapalony motocyklista, zdolny saunamistrz. Zawsze imponował mi ambicją i energią, jaką zarażał wszystkich dookoła. Wierzę, że i teraz, dzięki swojej sile, będzie mógł odzyskać zdrowie. Niestety – oprócz siły i determinacji, potrzeba nam jeszcze ogromnych pieniędzy....  Okazało się, że mąż ma uszkodzone obustronnie sploty ramienne i konieczna jest operacja w Niemczech, która wraz z intensywną, regularną rehabilitacją daje duże szanse na powrót do sprawności. Wszystko to generuje jednak ogromne koszty! Marcin ciężką pracą osiągnął już wiele, jednak przed nami jeszcze długa droga. Proszę, pomóż nam dalej walczyć!  Żona Marcina, Iwona –––––––––––––––– Możesz również pomóc, biorąc udział w licytacjach na Facebooku ➡️ Licytacje dla Marcina Starostki

92 522,00 zł ( 42,71% )
Brakuje: 124 096,00 zł
Stefania Kozioł-Półgęsek
Stefania Kozioł-Półgęsek , 5 lat

By wcześniactwo nie zniszczyło całego życia... Pomagamy Stefci!

Za wcześnie pojawiła się na świecie – ze skutkami wcześniactwa będzie zmagała się do końca życia! Nasze maleństwo ważyło mniej niż torebka cukru! Kiedy dziecko rodzi się tak małe, jego życie wystawione jest na ogromną próbę. 760 gramów radości i strachu, wyczekiwania i nadziei. Stefcia tuż po przyjściu na świat przeszła wylew krwi do mózgu… Tego dnia wszystkie nasze marzenia i plany zniknęły. Każda mama zaraz po naroidzinach dziecka, chce je przytulić, wziąć na ręce. Nasze maleństwo pozostawało w inkubatorze, walczyło o życie i o zdrowie. Próbowaliśmy z twarzy lekarzy czytać to jak bardzo nasze dziecko jest zagrożone, jak duże ma szanse...  Z każdym kolejnym dniem teczka historii chorób Stefanii stawała się coraz grubsza. Problemy rosną, a możliwości wykorzystaliśmy już prawie wszystkie. Niestety droga do sprawności jest bardzo długa i wyboista. W dalszym ciągu mało jest w naszym życiu czasu na beztroskie cieszenie się z dzieciństwa i uroków rodzicielstwa. Główną rolę odgrywa rehabilitacja. Wiemy, że od tego jak intensywnie będziemy walczyli teraz, będzie w przyszłości zależała jakość życia naszego dziecka.  Stefcia zmaga się ze wzmożonym napięciem w obrębie barków, spastycznością kończyn dolnych oraz obniżonym napięciem tułowia. W wyniku wylewów ma słabszą prawą stronę swojego ciała. Nasza córeczka potrzebuje intensywnej rehabilitacji, systematycznego leczenia, rozszerzonej diagnostyki i sprzętu medycznego. Staramy się z całych sił, aby w miarę swoich możliwości zapewnić Stefanii najlepszą opiekę specjalistów i rehabilitacje, ale nie jest to łatwe, wymaga mnóstwo czasu, pracy i jest kosztowne. Wszystko to, mimo że tak bardzo potrzebne, co całkowicie poza naszym zasięgiem. Dlatego prosimy - pomóż nam!

23 404 zł
Arek Wójcik
Arek Wójcik , 48 lat

Walczymy o przyszłość Arka! Każdy dzień jest na wagę złota!

Udzielenie pierwszej pomocy jest działaniem, które nieraz ma na celu uratowanie czyjegoś życia. W tym przypadku niemal nie doszło to tragedii, podczas której ucierpiałby nie tylko poszkodowany, ale także Arek. Arek, który zobaczył wypadek i postanowił pomóc… W tym dniu niestety nic nie skończyło się tak, jak powinno. W trakcie udzielania pomocy Arkadiusz został z premedytacją potrącony.  Arek przed wypadkiem był wspaniałym człowiekiem. Kochający mąż, ojciec trójki dzieci, przyjaciel, sąsiad… Każdy miał o nim bardzo dobre zdanie. Był to także człowiek pełen zamiłowania do swojej pracy. Jako kierowca w jednej z firm spełniał się zawodowo za granicą od wielu lat. Wszystko dobrze się układało, aż do 20 czerwca 2020 roku i momentu pechowego wypadku.  Diagnoza postawiona przez belgijskich lekarzy powaliła nas na kolana - pęknięta czaszka, uszkodzone mózgowie, połamane kości nóg, barku, miednicy, a na dodatek uszkodzony kręgosłup. W związku z tak licznymi urazami Arkadiusz został utrzymany w śpiączce farmakologicznej niemalże na 3 tygodnie. Po wybudzeniu kontakt z nim był znacznie utrudniony. Nie wiedział gdzie się znajduje, ani co się stało. Jego prawa strona była niewładna.  Problemy z anglojęzycznym personelem szpitala spowodowały, że postanowiliśmy przenieść Arka początkowo do szpitala w Częstochowie, a następnie do szpitala rehabilitacyjnego w Reptach. Od lutego jest już w domu. Niestety wypadek spowodował także zaburzenia psychiczne związane z nadmierną agresją, a także problemy z pamięcią krótkotrwałą. Mamy w związku z tym nadzieję, że dalsza rehabilitacja spowoduje powrót do pełni zdrowia. Do tej pory zauważyliśmy poprawę związaną z unoszeniem prawej ręki i nogi. Arek leży i siada, jednak nadal potrzebna jest pomoc psychiatry, psychologa, logopedy…  Dzięki turnusom rehabilitacyjnym cała rodzina wierzy, że Arek ponownie zacznie chodzić, jeździć na rowerze, a przede wszystkim zajmie się ukochanymi dziećmi.

56 993,00 zł ( 86,73% )
Brakuje: 8 720,00 zł