Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Agata Burzyńska
10 dni do końca
Agata Burzyńska , 35 lat

Uratuj moją przyszłość, uratuj moje nogi!

"Wystarczy schudnąć.", "Weź się za siebie", "Idź w końcu na siłownię" – takie bolesne słowa słyszałam za każdym razem, kiedy skręcałam się z bólu i rozpaczliwie szukałam pomocy...  Mam na imię Agata. Od wielu lat żyję z ogromnym bólem i straszliwą diagnozą, jaką jest lipodemia. Choroba rujnuje moje życie we wszystkich sferach i zabiera mi to, co najcenniejsze –  sprawność.   Lipodemia jest bardzo rzadką chorobą, która charakteryzuje się nadmiernym odkładaniem się tkanki tłuszczowej. W moim przypadku, choroba rozwija się w zastraszającym tempie i powoduje wielkie spustoszenie w całym organizmie. Tkanka tłuszczowa lokalizuje się symetrycznie na moich pośladkach, udach i łydkach, a w ostatnim czasie również na ramionach!  Zaburzenie jest potocznie nazywane "chorobą grubych nóg" i "syndromem bolesnego tłuszczu". Moje nogi są nieproporcjonalnie duże w porównaniu do reszty ciała. Niestety, żadna dieta, ani ćwiczenia nie są w stanie tego zmienić. Obrzęki z każdym dniem rosną i stają się większe. Nie mam na to wpływu, dlatego codziennie walczę z ogromnym poczuciem bezradności i depresją.  Wiecznie obrzęknięte kończyny bolą, pieką, mrowią, ulegają deformacji. Następstwem choroby jest przewlekłe zapalenie żył oraz refluks żylny. W najgorszym przypadku zaburzenie może doprowadzić to utraty władzy w nogach i  całkowitej niepełnosprawności! Wiem, że nie mogę do tego dopuścić. Mam malutkiego synka, który mnie potrzebuje....  Jedyny ratunkiem jest kosztowna operacja – liposukcja wodna. Niestety, przy moim stopniu zaawansowania choroby, jeden zabieg nie wystarczy... Już teraz muszę nosić kompresję oraz chodzić na drenaże limfatyczne. To wszystko jest bardzo drogie  i znacznie przekracza mój budżet.... Codzienne funkcjonowanie jest coraz trudniejsze, coraz bardziej skomplikowane. Drżę w strachu przed tym, że kiedyś najprostsze czynności będą poza zasięgiem moich możliwości... Bez operacji nie jestem w stanie normalnie żyć, a przede wszystkim wychowywać mojego synka!  Mimo mojej chęci do walki i radzenia sobie samodzielnie ze wszystkimi przeciwnościami losu nie przeskoczę muru, którym są ogromne środki... Dlatego błagam, pomóżcie mi...  Agata

2 098,00 zł ( 7,88% )
Brakuje: 24 498,00 zł
Pola Krutina
12 dni do końca
Pola Krutina , 5 lat

Pomóż usłyszeć Polci świat!

Polcia ma w grudniu skończyła trzy latka. Urodziła się z niedosłuchem, który utrzymuje się na poziomie 50 decybeli. Aby mówiła – musi słyszeć. Aby mogła słyszeć potrzebuje wsparcia oraz sprzętu. Sytuacja covidowa uniemożliwiła nam systematyczną pracę ze specjalistami. Zajęcia w państwowych placówkach zostały mocno okrojone, przez co straciliśmy pół roku pracy. Córeczka „mówi po swojemu”, zatem dla otoczenia jej komunikaty nie są zrozumiałe. Potrzebuje zajęć z logopedą, z psychologiem oraz terapeutą SI, by móc w przyszłości funkcjonować w naszym świecie.  Staram się zapewnić córeczce wszystko, by prawidłowo się rozwijała i rosła, a wciąż są wytykane jej braki. Zajęcia są kosztowne, a potrzebuje ich kilka razy w tygodniu, by nadgoniła rówieśników. Niestety, koronawirus i jego skutki uderzyły między innymi w branżę hotelarską, z którą na co dzień jestem związana zawodowo. Ostatnie miesiące były szczególnie ciężkie i martwią mnie ograniczone możliwości finansowe w zestawieniu z potrzebami córeczki. Nie chcę, by moje dziecko czuło się gorsze od innych. Niedosłuch, nie jest wyrokiem, lecz brak rehabilitacji może boleśnie odbić się na jej życiu. Wcześniej każdy mówił, że dziecko ma czas, żeby zacząć mówić. Lecz nie jest to do końca prawdą, a czas działa w tym momencie tylko na niekorzyść. Justyna – mama Polci 🔵 Licytacje dla Polci

25 855,00 zł ( 68,57% )
Brakuje: 11 850,00 zł
Nela Rykowska
Nela Rykowska , 7 lat

Kolejna tragedia w życiu Neli… Na pomoc!

Nelunia urodziła się z rzadką chorobą genetyczną. Jej mama poświęca wszystko, by pomagać córeczce, za wiele rzeczy musi płacić sama, a koszty są gigantyczne… Na domiar złego niedawno Nelę i jej mamę na pasach potrącił samochód! Połamane kości, zniszczony wózek inwalidzki… Pilnie potrzebna pomoc dla dziewczynki! Mama Neli: Moja 4-letnia córeczka przyszła na świat z wagą genetyczną – bardzo rzadkim Zespół Grouchego. Przez to jej rozwój jest zaburzony. Nela nadal nie siedzi, nie chodzi. Porusza się tylko na wózku inwalidzkim. Niestety, w marcu tego roku doszło do wypadku… Przechodziłam z córką przez przejście dla pieszych, gdy potrąciła nas taksówka! Najbardziej ucierpiała moja córeczka… W wyniku wypadku miała poważną operację złamanej kości udowej z przemieszczeniem. Wózek został zniszczony podczas wypadku. Na szybko kupiliśmy przejściowy kubełkowy, ale Nela wyrasta już z niego i nie ma w nim prawidłowej pozycji. Dlatego pilnie potrzebujemy nowego wózka, na który nas nie stać… Koszt nowego wózka inwalidzkiego to ok. 20 tysięcy złotych. Myślimy o modelu z firmy Hoggi, takiego z budką, podnóżkiem, który wystarczyłby nam na kilka lat.  Bardzo prosimy o wsparcie. Nela nigdy nie wyzdrowieje, ale my, jako jej rodzice robimy wszystko, by jej życie było jak najlepsze, szczęśliwe i pozbawione bólu. Los niestety rzuca nam kłody pod nogi... Tylko z Waszą pomocą będziemy mogli je przeskoczyć!

10 290,00 zł ( 60,45% )
Brakuje: 6 732,00 zł
Anna Walczak
5 dni do końca
Anna Walczak , 53 lata

Najważniejszy mecz w życiu Ani... Pomóż wygrać z nowotworem!

Sport towarzyszy mojej mamie całe życie. Była profesjonalną siatkarką, wiele lat spędziła na boisku. Wielokrotnie wywalczyła ze swoim zespołem medal Mistrzostw Polski i Puchar Polski. Dziś walczy dalej. Niestety, nie z przeciwnikiem po drugiej stronie boiska, a groźnym nowotworem, który zabrał jej zdecydowanie za dużo.  Ponad cztery lata temu mama zachorowała na nowotwór piersi. Wiadomość o chorobie była przerażającym momentem. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Strach niespodziewanie wkradł się do naszej codzienności. Jednak mama nie czekała zbyt długo, od razu dzielnie podjęła walkę. Bo przecież ma dla kogo walczyć!  To właśnie mama pokazała mi, czym jest sport. To właśnie ona zabrała mnie na pierwszy mecz. To właśnie ona zaraziła mnie pasją do siatkówki i dlatego poszedłem w jej ślady i od dziecka także z sukcesami trenuję siatkówkę. Mama jest moją największą fanką – a ja jej! Wsparcie jakim siebie obdarzamy to największa życiowa wartość!  Gdy mama przeszła już operację, chemioterapię i radioterapię poczuliśmy ulgę. Po długim leczeniu nastała chwila spokoju. Niestety w lipcu 2021 roku badania kontrolne wykazały nowy rozsiew nowotworu. Tym razem choroba zaatakowała jej kręgosłup. Załamaliśmy się. Jak to nawrót choroby? Czy będziemy musieli zmierzyć się ponownie z tym trudnym przeciwnikiem? To, co pamiętam z ostatniego leczenia to ból – zarówno ten fizyczny jak i psychiczny. Przejście radioterapii było trudniejsze niż wcześniej. Nie obyło się od innych dolegliwości… Zapalenie jelita i wątroby spowodowały przedłużającą się hospitalizację. Na szczęście udało się odnaleźć siłę, mama jest w domu i czeka na dalsze etapy leczenia.  Koszty wskazanej przez lekarzy terapii przekraczają nasze możliwości finansowe. Mama jest jedynym żywicielem rodziny… Nie pozwolę jej wybierać między własnym zdrowiem a dobrobytem bliskich. Moja mama chce cieszyć się życiem, a ma go jeszcze przed sobą naprawdę dużo. Prosimy, nie pozostań obojętnym. Pomóż wygrać ten najtrudniejszy mecz... Krystian, syn

20 286 zł
Kuba Miś
Kuba Miś , 19 lat

Podstępna choroba zabiera Kubie przyszłość... Ratunku!

To wszystko stało się tak nagle... Październik 2020 r., czyli już ponad rok temu. Jednego dnia Kuba był energicznym nastolatkiem, a drugiego pacjentem, którego wyniszczała nieznana choroba! Nikt z nas nie był na to gotowy, bo na takie sytuacje nie da się przygotować, szczególnie kiedy do ratunku potrzebna jest zbiórka pieniędzy w Internecie...  Tak bardzo się o niego bałam i boję się dalej! Kiedy usłyszałam, że mojemu synowi przyszło zmierzyć się z autoimmunologicznym zapaleniem mózgu - zamarłam. Nie miałam pojęcia, co to za choroba, co nas czeka. Dziś, wiem o niej wszystko, ale im więcej wiem, tym bardziej jestem nią przerażona! Podstępna i okrutna choroba zabiera Kubie szansę na sprawną przyszłość, na życie! Szpital stał się naszym domem - to nie jest miejsce, gdzie swoją młodość powinien spędzać 16-letni już niemal mężczyzna, jednak skala dolegliwości, które przyniosła ze sobą choroba, jest porażająca. Tarczyca cały czas sprawia problemy, do tego ogromny ból kości. Kuba aż czasami nie może się schylić, wiele rzeczy nie pamięta. Pojawiają się trudności z koncentracją, pogorszył się charakter pisma, doszedł też obniżony nastrój...  Nie jest łatwo pisać o chorobie, a jeszcze trudniej prosić o pomoc i wsparcie. Uśmiecham się do niego i próbuję zapewnić, że będzie dobrze. Jednak mi tej pewności też brakuje, bo wiem, że pewnych rzeczy bez wsparcia finansowego od obcych ludzi, nie da się przeskoczyć. Nieustannie boję się o to, co przyniesie jutro, na co jeszcze skarze nas los... Nadzieję daje nam tylko leczenie - skuteczne i potwornie drogie leczenie. Ciężko mi jest prosić o pomoc, ale nie mam wyboru. Błagam, uratuj mojego syna! Agnieszka, mama

177 097 zł
Miłosz Garsztkowiak
9 dni do końca
Miłosz Garsztkowiak , 11 lat

Bezsilność odbiera nadzieję... Samotna mama walczy o chorego synka! Pomocy!

Za nami lata ciężkiej codziennej walki. Setki godzin na sali rehabilitacyjnej i tyle samo spędzonych w lekarskich gabinetach... Szpitale Miłoszek zna lepiej niż własny pokój, a lekarzy bardziej niż rodzinę. Synek jest skrajnym wcześniakiem, ma Mózgowe Porażenie Dziecięce, padaczkę… Nie widzi świata i mojej twarzy. Dostrzega tylko światło. Wychowuję go sama i każdego dnia walczę, by jego życie było choć trochę lepsze. Chwilami jest bardzo ciężko… Nie ma czasu jednak się załamywać, muszę wstać, zająć się synkiem. I walczyć bez wytchnienia o to, by było mu lepiej, bo nikt inny tego za mnie nie zrobi...  Miłosz pomylił pory roku. Miał urodzić się latem, ale postanowił poznać mnie jeszcze wiosną. 26 tygodni - tyle czasu rozwijał się w moim brzuchu. Zdecydowanie zbyt krótko. Wszystko wydarzyło się niespodziewanie. Nagle poczułam skurcze, odeszły mi wody i odwrotu już nie było. Moje maleńkie 820 gramów szczęścia… i strachu.  Są dwa typy wcześniaków. Siła niektórych maluszków wprawia w osłupienie. Mimo zbyt wczesnej daty urodzin i niskiej wagi wychodzą bez szwanku. Druga grupa to dzieci, które nie miały tyle szczęścia. Ich dzieciństwo to historia walki o zdrowie, o namiastkę normalności, walka z konsekwencjami przedwczesnego przyjścia na świat. Niestety - Miłosz jest w grupie "pechowców". U skrajnych wcześniaków wiele narządów nie jest wykształconych prawidłowo… A to powoduje problemy do końca życia. Miłosz miał problem z serduszkiem, przeszedł operację czyszczenia jelitek z martwicy, laserowe zabiegi oczu, zabieg zamknięcia przepukliny mosznowej... To tylko część ciężkich chwil, jakie spotkały moje maleństwo. Walczył o życie. Mimo starań lekarzy oraz moich żarliwych modlitw, nie udało się uchronić go przed niepełnosprawnością. Wylewy IV stopnia pozostawiły ślady w jego małej główce. Miłosz cierpi na wodogłowie, ma uszkodzony nerw wzrokowy, problemy z płucami oraz wzmożone napięcie. Synek niedowidzi, jego oczka reagują tylko na światło. Mimo że nie widzi światła, poznaje go słuchem, węchem, dotykiem. Pomimo swoich ograniczeń, każdy dzień wita z ogromnym uśmiechem, jakby chciał powiedzieć: „Nie martw się, mamusiu, wszystko będzie dobrze”. Jego uśmiech to lekarstwo na całe zło. Cieszę się, że choć tego nie zabrała mu choroba…  Rehabilitacja to jedyny sposób na poprawę stanu zdrowia Miłoszka. Bez ćwiczeń i ciężkiej pracy synek nie ma szansy na bycie sprawnym. Miłoszek z pomocą fizjoterapeuty obraca się, podpiera na łokciach, siedzi, stoi… Niestety ciągle nie chodzi. To moje największe marzenie, by zobaczyć, jak stawia samodzielnie pierwsze kroki.  Mój synek nie powie mi, czego chce i nie pokaże, czego potrzebuje. Robię, co mogę, by jego życie, choć trudne, mogło być piękne, ale ostatnio brakuje mi już sił, a czasem i wiary w to, że jeszcze będzie dobrze... Czasem zupełnie bezsilna patrzę na cierpienie mojego dziecka i nie mogę mu pomóc, nie jestem w stanie zdjąć z jego barków choroby, która będzie z nim już na zawsze. Nie uleczę go miłością, chociaż tak bardzo bym chciała.  W kwietniu synka czeka kolejna operacja - wyciągniecia blaszek po poprzedniej. Miłosz musi też kontynuować rehabilitację. Wszystko to jednak bardzo dużo kosztuje. Choć przychyliłabym synkowi nieba, nie stać mnie na to… Jestem samotną matką. Jest ciężko. Jednego tylko mojemu synkowi nie zabraknie nigdy. Miłości… Żałuję, że nie mogę dać mu jeszcze czegoś – zdrowia… Przed nami bardzo długa droga, ale wierzę, że się uda. Bez Ciebie nigdy jednak nie będzie to możliwe… Dla synka zrobię wszystko, dlatego proszę o pomoc, choć jest to trudne…  Miłosz powinien regularnie wyjeżdżać na turnusy rehabilitacyjne,  to jedyny lek, który może mu pomóc w walce o lepsze życie. Proszę o pomoc, o wsparcie, dzięki któremu codzienność, choć trudna, będzie piękniejsza! Jeśli po raz kolejny pochylisz się nad losem mojego dziecka, jeśli zdecydujesz się dać mu szansę… Moja wdzięczność nie będzie mieć granic. Paulina, mama Miłosza

42 162,00 zł ( 45,71% )
Brakuje: 50 073,00 zł
Paweł Makowski
9 dni do końca
Paweł Makowski , 47 lat

Zawał, śmierć kliniczna, niepełnosprawność - pomóż Pawłowi odzyskać dawne życie!

Mam na imię Paweł, mam 44 lat, wspaniałą żonę i córeczkę. Mało brakowało, a nie byłoby mnie tutaj. Los zesłał na mnie doświadczenie, którego nikomu nie życzę – przeszedłem śmierć kliniczną, spowodowaną zawałem serca. Na 90 minut moje serce przestało bić. Wszystko stało się 29 grudnia 2017 roku. Budowałem wtedy upragniony dom dla mojej rodziny, praca była w toku od kilku godzin. Dzień jak co dzień, nic zwiastowało tragedii… Nagle poczułem przeraźliwy ból po lewej stronie. Pociemniało mi przed oczami, zabrakło tchu. Ostatkiem sił dostałem się do domu obok, by zawołać po pomoc. Gdy dzwonili po pogotowie, ja już traciłem przytomność. W karetce moje serce przestało bić. O tym, co się działo, dowiedziałem się dużo później… 90 minut – przez tyle lekarze walczyli o moje życie. Przez tyle mnie reanimowano… Gdy wydawało się, że to koniec, że już po mnie – wróciłem. Okazało się, że to jeszcze nie mój czas, by odejść… Obudziłem się w sterylnej bieli szpitalnych ścian, podpięty do kroplówek. Dzwoniącą ciszę przerywało tylko buczenie urządzeń, podtrzymujących życie. Próbowałem się poruszyć, ale nie mogłem, byłem zbyt słaby. Potem okazało się, że przez to 90 minut doszło do rozległego niedotlenienia… W efekcie doszło do niedokrwienia rdzenia. To spowodowało niedowład nóg… Lekarze i tak są w szoku, że tak długie niedotlenienie odcisnęło na mnie tylko takie piętno… To mały cud. Wcześniej dużo pracowałem, żyłem na pełnych obrotach. Robiłem remonty, budowałem dom, wspierałem rodzinę. Byłem młody, zdrowy, ciągle w pracy, stresie, ruchu… To, co się stało, sprawiło, że musiałem zwolnić. Nagle okazało się, że najważniejsze jest, co docenia się dopiero wtedy, gdy się je straci – zdrowie. Mój organizm był wyniszczony tym, co się stało. Obecnie jestem niepełnosprawny, serce zostało nieodwracalnie uszkodzone, w styczniu 2019 roku wszczepiono mi defibrylator. Najgorsze jest jednak to, że wciąż nie mogę chodzić… Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, poruszam się na wózku inwalidzkim. Nagle cały świat nabrał zupełnie innej perspektywy… Nawet poruszanie się we własnym mieszkaniu było trudne, blat był nagle za wysoko, przejście zbyt wąskie… Obecnie cały mój świat jest podporządkowany rehabilitacji. Pracuję nad tym, by stanąć na nogi i znów zacząć chodzić… Próbuję wzmocnić nogi, pobudzić do pracy mięśnie, utrzymać się w pozycji pionowej. Ćwiczę w lokomacie, egzoszkielecie, z rehabilitantem. Aby się udało, potrzebnych jest kilka turnusów rehabilitacyjnych, których koszt znacznie przewyższa nasz domowy budżet. Mam dopiero 44 lata, cudowną żonę i córkę, tak wiele jeszcze przed nami. Muszę być jak najbardziej samodzielny, pragnę wrócić do pracy, znów żyć normalnie. Proszę o pomoc, abym mógł jeszcze kiedyś wrócić do sprawności…  Paweł

8 179,00 zł ( 19,76% )
Brakuje: 33 204,00 zł
Michał Kulpaczyński
Michał Kulpaczyński , 24 lata

Jak dalej żyć, gdy nowotwór zabrał prawie wszystko?

Przez 17 lat miałam w domu zwykłego nastolatka. Dokazującego, zabawnego, ze swoimi planami, marzeniami. I nagle, bez żadnego ostrzeżenia ta normalność została nam odebrana!  U syna pojawił się nieznośny ból. Szybko trafiliśmy do szpitala, gdzie usłyszeliśmy diagnozę, która zwala z nóg - 4-centymetrowy guz w mózgu. Od 2017 roku mój syn przeżył już tak wiele… Ból, rozpacz, ogromne cierpienie. Nowotwór mózgu prawie pozbawił go życia, odcisnął ogromne piętno na zawsze. Czy to już koniec walki z guzem? Tego nie wiemy, możemy jedynie mieć nadzieję.  Michał, tocząc nierówną walkę z chorobą, przeszedł wiele operacji i zabiegów. Pojawiły się liczne powikłania jak ostre wodogłowie, udar mózgu, niedowład w lewej nodze, duże zaburzenia i zachwiania równowagi oraz problemy ze wzrokiem. To tylko nieliczne, z trwających do dziś skutków ubocznych. Syn nie może normalnie żyć, chodzić do szkoły, spotykać się z przyjaciółmi. Moje serce pęka na samą myśl, że nie ma możliwości szczęśliwie dorosnąć.  Jedyną nadzieją dla Michała są codzienne rehabilitacje. Już ponad 3 lata walczymy za ich pomocą z powikłaniami po operacjach i następstwami guza. Ćwiczenia ułatwiają synowi przejęcie kontroli nad swoim ciałem. Pomagają zwalczyć zawroty głowy i bóle. Jeszcze długa droga przed nami, ale już dziś widzimy pozytywne skutki regularnych rehabilitacji. Patrząc, jaką Michał czerpie radość z codziennych zajęć, ciepło i szczęście wypełniają moje matczyne serce. Syn chce walczyć, chce żyć! Ja z kolei, pragnę zrobić wszystko, aby mu w tym pomóc.  Już raz otrzymaliśmy ogromną pomoc, jednak jestem zmuszona prosić o nią po raz drugi. Ledwo wiążemy koniec z końcem. Tylko specjalistyczna rehabilitacja może uwolnić Michała z piętna nowotworu. Błagam, pomóż mojemu synowi. Daj mu szansę na dobre życie. Mama, Anna

17 304,00 zł ( 46,32% )
Brakuje: 20 050,00 zł
Tomek Kukuła
Tomek Kukuła , 40 lat

Wypadek poza granicami Polski zniszczył życie Tomka. Pomóż!

Tomek jest naszym najmłodszym bratem i ukochanym synem. Nigdy byśmy nie pomyślały, że w dorosłym życiu będzie wymagał opieki tak jak wtedy, gdy był mały. Cały jego świat wywrócił się do góry nogami w ciągu kilku chwil… Jak wielu młodych z naszej miejscowości wyjechał do Danii – za pracą, lepszymi zarobkami, inną perspektywą. Był tam ledwo kilka dni, gdy dostaliśmy tragiczną informację o wypadku samochodowym. Tomek był pasażerem najbardziej poszkodowanym, cudem uszedł z życiem. W stanie krytycznym został przewieziony do tamtejszego szpitala.  Mnóstwo krwiaków, resekcja nerki i stała dializa drugiej, pęknięte kości, złamania, utrata ręki… Trzy tygodnie w śpiączce, operacje, przeszczepy skóry. Z młodego i silnego mężczyzny stał się całkowicie zależny od drugiego człowieka. Dzisiaj jego siła tkwi w nadziei i determinacji na odzyskanie zdrowia w maksymalnym stopniu możliwości. Będzie to niezmiernie trudne, ponieważ uratowana ręka ma pozrywane nerwy oraz rany, które wciąż się goją. Nie wiemy w jakim stopniu uda się przywrócić jej sprawność. Musimy być przygotowani na ogromne koszty związane z zakupem protezy ręki oraz niezbędną rehabilitacją. Częstotliwość i systematyczność zajęć jest niezbędna, by ratować to, co jeszcze jest do odratowania. Mimo wszystko wierzymy, że uda mu się pomóc, a jego życie skierować na nowe tory. Tomek miał wszystko – niezależność, pracę, zdrowie… Był wolnym duchem, dla którego ograniczenia nie istniały. Wystarczyło kilka chwil, sekund, które zmieniły wszystko – na zawsze. Każde wsparcie to nie tylko nadzieja dla niego, ale również dla nas – najbliższych, którzy jesteśmy przy nim cały czas. rodzina Tomka

9 747 zł