Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Stanisław Kaczmarek
Pilne!
Stanisław Kaczmarek , 5 lat

5-latek z diagnozą złośliwego NOWOTWORU❗️Wspomóż walkę o Stasia❗️

U Jasia wyczuliśmy guzka, kuleczkę może wielkości grochu, ale woleliśmy dmuchać na zimne. Z początku usłyszeliśmy, że to może być przepuklina pachwinowa. Jednak na badaniu USG, mimo że lekarz nie powiedział tego wprost, dał nam jasno do zrozumienia, że to zdecydowanie nie przepuklina.  Badanie histopatologiczne wykazało, że to mięsak. Do tego ten z bardziej złośliwych i rzadkich. Natychmiast wdrożono chemioterapię i zrobiono biopsję, po której rana ciężko się goiła. Dziś wciąż zdarzają się infekcje, ale na szczęście wyniki Stasia są na tyle w porządku, że udaje nam się przez większość czasu przebywać w domu. Skończyliśmy 15. tydzień chemioterapii. Stasiu wciąż kuleje na nogę, jest słabszy, nie ma siły do zabawy z rodzeństwem... Ale nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy to ciężkie leczenie, czy sama świadomość choroby wywołuje u niego taki smutek. W końcu ma dopiero 5 lat. A to nie koniec naszych tragedii. Dotychczas sobie radziliśmy, ale od niedawna mamy wrażenie, że świat zmówił się przeciw nam i na raz zrzuca na nas wszystko, co najgorsze. Leczenie Stasia jest bardzo kosztowne i wymagające. Żona zdecydowała się zrezygnować z pracy, żeby opiekować się nim i pozostałymi dziećmi. Utrzymujemy się więc z jednej pensji i zasiłku, a musimy dostosować mieszkanie, by było bezpieczne dla Stasia. Mieszkanie, w którym przebywamy, jest całkowicie do remontu i tym samym niebezpieczne, bo chemioterapia niemal pozbawiła Stasia odporności. Nie wiemy, ile jeszcze potrwa leczenie, więc nie możemy czekać. Tu chodzi o zdrowie i nawet życie naszego synka. Dlatego postanowiliśmy poprosić o wsparcie, by pokryć koszty nie tylko leczenia, ale też zapewnienia dziecku bezpiecznego środowiska, by bez strachu trzymać się nadziei, że cała ta historia pewnego dnia zostanie tylko koszmarem, a Stasiu znów wróci do radosnego, szczęśliwego siebie. Rodzice

11 836 zł
Agnieszka Sieruta
Pilne!
Agnieszka Sieruta , 45 lat

❗️Muszę walczyć o swoje życie – dla siebie, dla syna❗️On tak bardzo mnie potrzebuje....

Muszę koniecznie kontynuować leczenie, aby powstrzymać lub spowolnić rozwój nowotworu. Immunoterapia jest dla mnie jedyną nadzieją i szansą! Bardzo Was proszę o dalsze wsparcie zbiórki: pomóżcie kontynuować moje leczenie i żyć jak najdłużej!  Dziękuję za Wasze dobre serce! To dzięki Wam zielony pasek wyszedł poza ramy i udało się zebrać ponad 100%! Nigdy nie sądziłam, że zdołam uzbierać ponad 150 tysięcy złotych! Sprawiliście, że mogłam opłacić moje leczenie... Zawsze będę Wam za to wdzięczna, jednak to nie koniec mojej walki o życie i zdrowie... Moja historia:  Wszystko zaczęło się ponad 3 lata temu. Postawiono diagnozę nowotworu złośliwego piersi z rozległymi przerzutami do płuc, kości, kręgosłupa! Trudno jest przyjąć taką informację, a jeszcze trudniej usłyszeć: „W Polsce Pani nie pomożemy, na chemię jest już za późno”. Pojawiła się rozpacz, żal i pytanie: „Dlaczego? Co z moim dzieckiem?”. Po wszystkich trudnych emocjach przyszła siła walki i pragnienie uzyskania pomocy za granicą. Pojawiła się szansa na leczenie w Niemczech. Postanowiłam założyć zbiórkę, a Wy okazaliście mi wielką pomoc! Dzięki Waszemu wsparciu w ubiegłym roku rozpocząłem leczenie w klinice w Niemczech. Terapia rozpoczęła się od zabiegu leukoferezy, podczas której wyodrębniono z mojej krwi leukocyty T.  Z leukocytów T oraz z wycinków mojego nowotworu wyhodowano szczepionkę zawierającą komórki dendrytyczne. Podczas terapii otrzymywałam również leki przygotowujące organizm do przyjęcia właściwej szczepionki oraz odpowiednie kroplówki. Metoda polega na serii zastrzyków komórek dendrytycznych, które po wprowadzeniu w postaci szczepionki pod skórę, poszukują i niszczą komórki nowotworowe. Terapia ta jest niezwykle skutecznie i niestety niezwykle droga… W tej chwili jestem po dwóch dawkach. Dwie serie kuracji zniosłam w miarę dobrze. Jedynymi skutkami ubocznymi, jakie odczułam, to osłabienie, zmęczenie i objawy grypopodobne. Dlatego w tym roku pragnę kontynuować leczenie. Na ten moment podpisałam umowę na 4 szczepienia… Za kilka dni odbiorę wyniki badań: tomografii płuc, rezonansu brzucha i scyntygrafii kości. W dniach 5-6 marca czeka mnie kolejny wyjazd do Kliniki w Niemczech i kolejna dawka leku, a za kolejne cztery tygodnie następna szczepionka. Po konsultacji z lekarzem wiem już, że muszę kontynuować leczenie przez kolejne miesiące, a może nawet i cały rok. Ponadto od momentu wystąpienia przerzutów tj. od 2021 roku otrzymuję leczenie alternatywne: dodatkowe leki, suplementy, zastrzyki oraz kroplówki. Dziś już wiem, że leczenie zapowiada się długie i bardzo kosztowne... Jedna szczepionka to jednorazowy koszt około 35. tysięcy złotych, cena jednego turnusu to około 15 tysięcy!  W skali roku czyni to ogromną kwotę! Na taki koszt nie stać ani mnie, ani najbliższej rodziny.  Nie jestem w stanie zaplanować kolejnych dni, przewidzieć, jaka przyszłość czeka naszą rodzinę. Wiem jednak, że każda podarowana złotówka da mi możliwość walki z nowotworem! Dlatego proszę, pomóżcie mi. Tak bardzo chcę żyć, patrzeć jak dorasta mój Syn… Agnieszka ➡️ Licytuj i pomóż Agnieszce!

242 839,00 zł ( 58,53% )
Brakuje: 172 055,00 zł
Iryna Bloshenko
Iryna Bloshenko , 62 lata

Straciłam już nogę. Nie pozwól, by choroby pozbawiły mnie również szansy na lepszą przyszłość❗️

Kochani! Serdecznie dziękuję za wsparcie, które okazaliście mi w poprzednim etapie! Wasza pomoc jest nieoceniona… Niestety nadal bardzo jej potrzebuję! Oto moja historia: Wojna zmusiła mnie uciekać z Ukrainy do Polski. Myślałam, że tu zaznam spokoju, jednak jak się okazało – nie mogłam się bardziej pomylić. Moje choroby niszczą mnie emocjonalnie i zabierają wszystkie siły — cukrzyca, problemy z ciśnieniem. Muszę cały czas brać leki. Jestem po 4 operacjach, z których jedna z nich, to AMPUTACJA prawej nogi. Dwie kolejne to próba ratowania mojej lewej nogi… Obecnie czekam na wyprodukowanie protezy. Mam nadzieję, że w końcu będę mogła chodzić. Wyobrażam sobie, jak wyjdę z domu na spacer, na zakupy... Dużo czasu spędziłam w wózku inwalidzkim, przez co moja kondycja jest na dużo niższym poziomie.  Żeby nauczyć się chodzić na protezie, potrzebuję intensywnej rehabilitacji. Przeżyłam dużo stresu, przestałam normalnie żyć! Przed chorobą pracowałam jako operatorka instalacji grzewczych, bardzo lubiłam swoją pracę i kontakt z ludźmi. Teraz jestem zamknięta w domu, bardzo brakuje mi rozmów i spotkań. Wolny czas zabijam czytaniem książki i marzeniami o spacerach w lesie, czy nad jeziorem. Chciałabym wyjść – choćby do parku… Niestety nie stać mnie na pokrycie wszystkich niezbędnych zajęć rehabilitacyjnych, dalszego leczenia i niezbędnego sprzętu. Muszę ponownie poprosić o pomoc. Tylko z Waszym wsparciem będę miała szansę na lepszą przyszłość! Iryna

443 zł
Daniel Nobik
Daniel Nobik , 33 lata

Walka, która nigdy się nie kończy – wspieramy Daniela❗️

Przyjście Daniela na świat wiązało się z poważnymi komplikacjami. Urodził się w ciężkiej zamartwicy, bez oddechu, ze zwolnioną akcją serca i zaledwie jednym punktem w skali Apgar. Wynikiem tego jest czterokończynowe dziecięce porażenie mózgowe. Diagnoza lekarzy była dla nas szokiem i zdruzgotała nam bez mała cały nasz ówczesny świat. Według niej syn nie miał nawet najmniejszych szans na to, aby mógł kiedykolwiek samodzielnie siedzieć, nie mówiąc już o chodzeniu! Nie mogliśmy się z tą diagnozą pogodzić. Od razu rozpoczęliśmy walkę o jak największą sprawność naszego syna. Walkę powolną i żmudną, ale przynoszącą efekty. Z uporem prowadziliśmy intensywną rehabilitację, codzienne ćwiczenia, turnusy rehabilitacyjne, masaże, kosztowne szczepionki z grasicy, nawet bioenergoterapię. Dzięki naszemu samozaparciu, dużym nakładom finansowym i pomocy życzliwych ludzi syn powoli nabierał sprawności ruchowej! Mając 2,5 roku, Daniel postawił swoje pierwsze kroki. Kolejne lata nie były łatwiejsze, ale ani syn, ani my nie poddaliśmy się. W ciągu ponad 30 lat udało się osiągnąć naprawdę wiele i wierzymy, że dużo jeszcze zdołamy osiągnąć. Jesteśmy świadomi, że nie da się naprawić uszkodzonej tkanki mózgowej, ale zdrowe komórki mózgu mogą częściowo przejąć funkcje tych zniszczonych. Dlatego tak ważne w mózgowym porażeniu dziecięcym jest zapewnienie ciągłej rehabilitacji umożliwiającej poprawę sprawności ruchowej, a także zmniejszenie ruchów mimowolnych oraz wzmożonego napięcia mięśni. Daniel po ukończeniu edukacji z racji swojego schorzenia nie był i nie jest w stanie podjąć żadnej pracy. Nadal wymaga stałej rehabilitacji, opieki i pomocy przy codziennych czynnościach. Dzięki pomocy i finansowemu wsparciu ze strony ludzi dobrej woli oraz instytucji, do których zwracaliśmy się z prośbą o pomoc, syn miał okazję przebywać kilkakrotnie na turnusach, za co z całego serca dziękujemy! Uzyskał tam bardzo dużą poprawę stanu zdrowia – nabrał masy mięśniowej, zmniejszyły się dolegliwości kręgosłupa, zaczął nabierać prawidłowych nawyków podczas chodzenia, poczuł się silniej i pewniej. Znacznej poprawie uległa również jego mowa! Zalecana jest dalsza kontynuacja pobytu w tych ośrodkach. Jednak rehabilitacja wymaga bardzo dużych nakładów finansowych, a żeby odniosła zamierzony skutek, syn powinien przebywać tam co najmniej dwa razy w roku. Koszt dwutygodniowego turnusu wynosi ponad 18 000 złotych! Niestety, turnusy nawet w najmniejszym stopniu nie są dofinansowane ze środków NFZ. Nasze dochody nie pozwalają na sfinansowanie w całości tak drogiej rehabilitacji. W związku z tym wraz z żoną znów zwracamy się do Państwa z ogromną prośbą o pomoc finansową, dzięki której nasz syn będzie miał kolejną szansę odbyć rehabilitację we wspomnianym wyżej ośrodku. Rodzice Daniela

3 263,00 zł ( 15,33% )
Brakuje: 18 014,00 zł
Wiktoria Nitkowska
Wiktoria Nitkowska , 20 lat

Wiktoria każdego dnia walczy o sprawność! Ratunku!

Z całego serca dziękuję Wam za okazane przed laty wsparcie. Niestety, nie udało się zebrać niezbędnej kwoty i szansa na operację przepadła... Moja walka wciąż jednak trwa i po raz kolejny muszę poprosić Was o pomoc...  Moja historia: Moją tragedię zobaczysz od razu. To moje kalectwo – krótka noga zwisająca bezwładnie obok tej zdrowej. Kiedy przyjrzysz się bliżej, zobaczysz jeszcze więcej – głębokie i długie blizny. To ślady po operacjach, „pamiątki” po bólu, który stał się moim dzieciństwem. Bólu, który pójdzie na marne, jeśli teraz nie poddam się operacji. Ile kroków robisz dziennie? Kilka tysięcy? Może czasem kilkanaście? Ja nie zrobię żadnego. Jeśli, spróbuję, upadnę. Moja prawa noga nie dosięga ziemi – jest o dwadzieścia centymetrów krótsza od lewej. Jestem chora od urodzenia. Kilkanaście lat żyję z bólem. Nie ma dnia i nie ma nocy, podczas których nie czułabym przeszywającego bólu. Staram się uczyć z tym żyć, ale ból to nie jest coś, do czego można się przyzwyczaić... Wiktoria – mama wybrała dla mnie imię, które oznacza zwycięstwo, bo przyjście na świat córeczki było najpiękniejszą wygraną w jej życiu. Zawsze mówiła mi, że pierwszy wspólny miesiąc w domu był inny, niż dotychczas, piękniejszy. Z każdym tygodniem przybywało mi kilka centymetrów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie prawa nóżka, która nie nadążała za lewą. Przy różnicy kilku milimetrów nikt nie zwracał na to uwagi. Później milimetry zamieniły się w centymetry. Ubranka w coraz większych rozmiarach coraz bardziej zwisały na mojej prawej nodze. Kiedy próbowałam raczkować, widać było, że się chwieję, że prawa kończyna jest słabsza – tak, jakby zupełnie zapomniała o tym, że musi rosnąć. Pierwszą operację w swoim życiu pamiętam, jak przez mgłę. Miałam 4 lata, kiedy musiałam przejść zabieg korekty stopy. W pamięci mam kilka przebłysków – lekarzy, którzy ciągle pojawiali się w pobliżu i rozmawiali z moją mamą, to, że po operacji długo nie mogłam ruszać nogą i to, że mama ciągle musiała mi zmieniać opatrunki. Kolejną operację pamiętam już dobrze, chociaż wolałabym jej  nie pamiętać wcale… Skończyłam 8 lat – można już było rozpocząć wydłużanie nogi. Przecięto mi wtedy kość udową i założono aparat Ilizarowa. Dla mnie – aparat tortur. Kilka metalowych kółek i drutów, w których jak w więzieniu zamknięta była moja noga. Kości przebito na wylot 40 drutami, które poskręcano ze sobą za pomocą specjalnych śrub. Z ran lała się krew i ropa. W końcu doszło do zapalenia kości. To było cierpienie, którego moja mama nie byłaby w stanie znieść bez pomocy psychologa. Krzyczałyśmy razem – mama z rozpaczy i bezsilności, ja z bólu. Metalowe obręcze były ciężkie i kilka razy szersze niż noga, ale bez nich ostatecznie straciłabym szansę na sprawność. Po operacji najtrudniejszy był powrót do domu. Mama musiała codziennie lekko popuścić jedną śrubkę, a drugą przykręcić. Wszystko po to, by nie dopuścić do przedwczesnego zrośnięcia się kości, która cały czas się nadbudowywała. W taki sposób urosła o 6 cm. 6 cm okupione bólem, tak silnym, jakby jakaś ogromna siła miażdżyła kości, jakby zaraz miały się połamać, pokruszyć na małe kawałki. Po dwóch latach operację trzeba było powtórzyć. Noga znowu przestała nadążać i konieczne było ponowne założenie aparatu. Tym razem przecięto kość podudzia. Każda z tych operacji była jak powrót do więzienia, w którym skazany poddawany jest torturom. Każdy drut wbity w kości znów powodował ból nie do zniesienia. Nie dało się ruszyć, bo każdy ruch podrażniał rany. Przez kilka miesięcy udało się wydłużyć nogę o kolejne 5 cm. Łącznie z wcześniejszą operacją o 11. Boję się. Każdego dnia panicznie boję się o swoją przyszłość. Boję się bólu, a najbardziej tego, że będzie bolało coraz bardziej. W walce o lepsze jutro potrzebuję regularnej rehabilitacji, stałej opieki specjalistów oraz dalszego leczenia. W przyszłości niezbędne będzie także przeprowadzenie nierefundowanej operacji stopy. Niestety, wszystko to związane jest z ogromnymi kosztami, których nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie... To moje życie, moja młodość. Nie chcę spędzić tego czasu na szpitalnym łóżku, zwijając się z bólu. Chcę normalnie żyć! Moją jedyną szansą jesteś Ty. Twoja pomoc i dobre serce są w stanie ocalić moją przyszłość i uwolnić mnie od bólu. Błagam Cię o pomoc... Wiktoria

2 049 zł
Abek Suyunzoda
Pilne!
Abek Suyunzoda , 3 latka

Nasz synek UMIERA... Ratunku❗️

Nasz koszmar zaczął się, gdy synek miał zaledwie osiem miesięcy... To właśnie wtedy lekarze powiedzieli nam, że jest śmiertelnie chory. Nie dawali nam żadnej nadziei i kazali przygotować się na najgorsze. Mimo naszej rozpaczy nie załamaliśmy się – sprzedaliśmy wszystko, co mieliśmy wartościowego i rozpoczęliśmy poszukiwanie ratunku za granicą.  W trakcie lotu do kliniki, tysiące metrów nad ziemią, stan synka dramatycznie się pogorszył. Gdy tylko wylądowaliśmy, zostaliśmy pilnie hospitalizowani na oddziale intensywnej terapii. To tam czekała na nas wstrząsająca diagnoza – ostra białaczka limfoblastyczna. Rozpoczął się wyścig z czasem o życie naszego dziecka. Synek leżał na łóżku podłączony pod kroplówkę z chemioterapią, a my mogliśmy tylko ocierać jego łzy. Taki maleńki, bezbronny i niewinny… Dlaczego? Niestety, gdy myśleliśmy, że nic gorszego nie może się stać, lekarz przekazał nam najgorsze możliwe wieści. Komórki nowotworowe były zbyt silne, chemioterapia nie pomagała… Niezbędny był natychmiastowy przeszczep szpiku! Musieliśmy zadłużyć się, by ratować nasze dziecko! Z wielką nadzieją walczyliśmy o jego życie. Przeszczep odbył się pomyślnie i przez pół roku byliśmy pod stałą opieką lekarzy. Gdy wydawało się, że najgorsze jest już za nami – koszmar powrócił na nowo. Po miesiącu od powrotu do domu u synka pojawił się guz pod lewym okiem. Nasz świat zawalił się po raz kolejny. Całe piekło, przez które przeszliśmy, zaczęło się od nowa: znów leczenie, znów narkozy, badania. Lekarze przepisali cztery bloki chemioterapii. Po czterech miesiącach leczenia synek wszedł w remisję i ponownie zostaliśmy wypisani ze szpitala. Niestety, nie było nam dane cieszyć się szczęściem… Niedługo później zauważyliśmy, że obok ucha pojawił się kolejny guz… Wiedzieliśmy, co to oznacza, lecz nie chcieliśmy w to uwierzyć... Po przeprowadzeniu badań lekarze powiedzieli nam, że pojawił się guz w jego węzłach chłonnych i trzeba ponownie rozpocząć leczenie. Niezbędne są kolejne dwa bloki chemioterapii i drugi przeszczep szpiku kostnego. Nie jesteśmy w stanie już powstrzymać  łez… Na pierwszą operację wydaliśmy już wszystko, co mieliśmy – a także wszystko, co mogliśmy pożyczyć. Koszt przeszczepu i chemioterapii wynosi ponad 400 tysięcy złotych! Nie jesteśmy w stanie zgromadzić tak ogromnych pieniędzy sami... Taka jednak jest cena życia naszego maleńkiego chłopca i musimy ją zapłacić! Błagaliśmy lekarzy, żeby przyjęli nas na leczenie na kredyt. Rozpoczęliśmy leczenie, jednak natychmiast musimy uregulować opłaty za pierwsze dawki chemioterapii oraz nadchodzący przeszczep.   My nie prosimy, lecz błagamy o ratunek. Codziennie patrzymy w ufne oczy synka i widzimy, jak powoli gaśnie… Jesteście naszą jedyną nadzieją na ratunek! Bez okrutnie drogiego leczenia nasze dziecko czeka ŚMIERĆ. Rodzice

451 071,00 zł ( 55,58% )
Brakuje: 360 356,00 zł
Mikołaj Okolus
Mikołaj Okolus , 3 latka

Daj Mikołajowi szansę na zdrowie i sprawność❗️🚨

Nasz synek Mikołaj w tym roku w styczniu obchodził swoje 3 urodziny. Od początku miał sporo problemów ze zdrowiem, ale wierzyliśmy w słowa lekarzy, którzy mówili, że to normalne u dzieci i w końcu z tego wyrośnie… Niestety rzeczywistość okazała się inna… Koniec zeszłego roku przewrócił nasze życie do góry nogami. Przebyliśmy długą hospitalizację pod okiem lekarzy: chirurgów, endokrynologów, pulmonologów, laryngologów, immunologów, onkologów, hematologów, aż po lekarza genetyka, którzy nie potrafili znaleźć przyczyny pogarszającego się stanu zdrowia synka… Nikt nie spodziewał się diagnozy i tego co nas czeka. U Mikołaja stwierdzono przewlekłą chorobę ziarniniakową – to rodzaj bardzo rzadkiej choroby genetycznej związanej z ciężkimi niedoborami odporności.  Na obecnym etapie życia Mikołaja i poziomie zaawansowania tej choroby, jedyną skuteczną metodą leczenia, by uniknąć zaatakowania innych narządów, jest przeszczep szpiku od niespokrewnionego dawcy. Do tej pory dawaliśmy radę ze wszystkim, ale po przeszczepie nasz synek będzie wymagał dalszego leczenia, przyjmowania konkretnych leków i stałego wsparcia! To wszystko generuje ogromne koszty! Pragniemy, by synek mógł wrócić do normalnego życia i dzieciństwa, które zostało mu brutalnie odebrane! Choć staramy się zapewnić mu wszystko, co najlepsze, pobyty w szpitalach, częste wyjazdy a do tego izolacja, ze względu na ograniczenia spowodowane możliwością złapania jakichkolwiek infekcji, nie służą niestety nikomu. Mikołaj poza chorobą, ma również wrodzoną wadę – stopę końsko – szpotawą. Nasza codzienność jest bardzo trudna. Musimy zwrócić się z prośbą o pomoc, by dać synkowi szansę na jak najlepsze funkcjonowanie! Otworzysz dla niego swoje serce? Rodzice Szpik dla Mikołaja🚨

22 045 zł
Mieczysław Kostrubiec
Mieczysław Kostrubiec , 61 lat

Choroba odebrała Mieczysławowi nogę... Pomóż odzyskać sprawność!

Lista problemów ze zdrowiem mojego męża zdaje się nie mieć końca… Choroby neurologiczne, endokrynologiczne, metaboliczne – wszystkie miesiąc po miesiącu, rok po roku odbierają Mieczysławowi coraz bardziej zdrowie. Niestety, stan zdrowia mojego męża w ciągu ostatnich lat się załamał. Ponad 3 lata temu pojawiły się pierwsze objawy problemów z lewą stopą – dochodziło do zatykania żył. Z czasem problem ten się nasilał, aż w marcu 2023 roku noga zrobiła się cała czerwona i napuchnięta. Wezwaliśmy karetkę i mąż został natychmiast przewieziony do szpitala. Tam czekała na nas dramatyczna informacja – nogę trzeba amputować nad kolanem. Nasz świat się załamał, byliśmy przerażeni. Nie mieliśmy jednak wyjścia. Mieczysław przeszedł amputację lewej nogi.  Od tamtej pory każdy dzień stał się walką o sprawność i samodzielność. Mąż przez 10 dni w miesiącu korzysta z intensywnej rehabilitacji, aby móc odzyskać zdrowie. Niezbędny okazał się także zakup bardzo kosztownej protezy. Dodatkowo Mieczysław potrzebuje drogich leków, m.in. na serce. Musimy mierzyć się z bardzo dużymi kosztami, którym ciężko jest nam sprostać samodzielnie.  Nasza sytuacja jest wyjątkowo trudna, ponieważ nasz syn ponad 10 lat temu uległ wypadkowi i do dzisiaj zmaga się z niepełnosprawnością. Sprawia to, że muszę być codziennym wsparciem zarówno dla męża – jak i syna.  Proszę o pomoc. Wierzę, że dzięki Waszemu wsparciu Mieczysław znów stanie się samodzielny. Każda wpłata to dla nas ogromna nadzieja na lepszą przyszłość… Żona Mieczysława, Danuta

986,00 zł ( 3,7% )
Brakuje: 25 610,00 zł
Albert Tadir
Albert Tadir , 7 lat

Albert każdego dnia walczy o lepszą przyszłość – POMÓŻ!

Mój synek przyszedł na świat całkowicie zdrowy. Prawidłowo się rozwijał, nie wykazywał żadnych nieprawidłowości. Jest jedynakiem, moim oczkiem w głowie i zawsze poświęcałam mu dużo czasu. Problemy zaczęły się pojawiać, gdy Albert skończył 3 lata… Mój synek stronił od innych dzieci, często bawił się sam. Uczęszczaliśmy wtedy do klubu dla mam, gdzie zasugerowano mi diagnostykę Alberta. Nie dochodziło do mnie, że coś złego może dziać się z moim synkiem. To nie było jak z przeziębieniem, gdzie objawy jednoznacznie wskazują na chorobę. Do tego wiele osób dookoła mówiło, że przecież Albert ma jeszcze czas, że jeszcze się rozwija. Kłopoty pojawiły się w momencie stresu i pewnej dużej zmiany w naszym życiu...  Zaczęłam dostawać niepokojące informacje z przedszkola. Synek zachowywał się agresywnie, bił, krzyczał… Nie poznawałam własnego dziecka! Pani psycholog z przedszkola skierowała nas na dalszą diagnostykę. Po roku walki o uzyskanie finalnej diagnozy, trafiliśmy do psychiatry, który wydał ostateczną opinię. Wykrył u mojego dziecka Zespół Aspergera! Nie jest łatwo przyjąć do siebie taką wiadomość, ale wiedziałam, że najważniejsze jest dobro mojego dziecka. Od razu zaczęłam szukać pomocy. Obecnie Albert uczęszcza na wiele dodatkowych zajęć, które znacząco poprawiają jakość jego życia. Uczestniczy w spotkaniach grupowych uspołeczniających, zajęciach integracji sensorycznej oraz logopedycznych. Chodzi również na terapię wzmacniającą, ponieważ zmaga się z niskim napięciem mięśniowym.  Widzę jak rozkwita – trud włożony w pracę przynosi wspaniałe efekty. Niestety, u Alberta pojawia się też frustracja, którą wyładowuje w domu. Synek nie radzi sobie z emocjami, często bije mnie czy babcię, krzyczy i płacze. Jest perfekcjonistą, zamyka się w sobie, gdy coś idzie nie po jego myśli. Nie lubi przegrywać ani nie kończyć rozpoczętych czynności... Zburzenie, z którym zmaga się Albert, będzie towarzyszyć mu do końca życia. Nasza droga jest bardzo żmudna i już sama nie daję sobie rady. Synek wymaga ciągłego leczenia i specjalistycznej terapii, a to pochłania olbrzymie koszty. Bardzo proszę o wsparcie – każda wpłata to dla nas ogromna pomoc i motywacja do dalszego działania! Hanna, mama Alberta

3 485 zł