Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Agnieszka Rosińska-Szulc
Pilne!
Agnieszka Rosińska-Szulc , 46 lat

Moja nadzieja jest w Was kochani! Muszę żyć dla dzieci i męża. Pomóżcie.

Mam 43 lata. Jestem mamą 18-letniego chłopca Dawida i 6-letniej dziewczynki Julii. Do tej pory mogłam siebie opisać jako szyję, głowę i główny sternik całego organizmu jakim jest moja rodzina. Pracuję zawodowo, a po pracy zajmuję się dziećmi. Córka bardzo lubi pływać, syn gra w piłkę. Często jeździmy razem na treningi, czy spędzamy czas aktywnie.Uwielbiam też czytać-szczególnie kryminały polskich autorów. Jakieś 7 miesięcy temu miałam złamane żebra, złamanie 5 żeber lewej strony ciała nastąpiło bez żadnej mojej ingerencji, wypadku czy działania osób trzecich. Lekarz ortopeda skierował mnie na badania w kierunku ostoporeozy. Wynik był na granicy normy, ale nie był zły, więc poradzono mi za rok powtórzyć badanie. Brałam leki przeciwbólowe i funkcjonowałam w miarę normalnie. Ponad miesiąc temu, przy wstawaniu z łóżka pojawił się u mnie ból barku. Prawa ręka stała się praktycznie bezwładna, ból promieniował w kierunku obojczyka. Ponownie udałam się do lekarza. Internista, który zlecił mi RTG zaniepokoił się moim stanem. Badania pokazały, że moje kości przypominają ser szwajcarski. Od czerwca chodzę na różne badania, czekam i diagnozuję się. Praktycznie codziennie jestem w szpitalu, badając się, zapisując na kolejne badania ... Ostatnie wyniki biopsji szpiku oraz badania krwi stawiają diagnozę szpiczak mnogi. Nowotwór złośliwy. Nie poddaję się, zawsze byłam typem niepokornym i walecznym, teraz walka toczy się o mnie, moje dzieci i ich przyszłość. Zaczynam od radioterapii, kolejny krok to chemioterapia (im szybciej tym lepiej i znowu czekam) i przeszczep. Czas i szybkość rozpoczęcia leczenia to główne elementy powodzenia. Bardzo proszę o wsparcie mnie w tej walce. Poza leczeniem w Szpitalu w Łodzi, staram się o sprowadzenie leku nierefundowanego, który Szpital może dla mnie sprowadzić i podawać mi – wówczas leczenie jest dużo bardziej skuteczne. Co da się przyśpieszyć, robię prywatnie. Wiem, że nie mogę czekać. Na to potrzebne są jednak fundusze. Będę wdzięczna za Państwa wsparcie oraz okazane serce. Bardzo wierzę w to, że wygram tę wojnę i sama będę mogła pomóc- na pewno to zrobię! Agnieszka ➡️ Śledź walkę Agnieszki na Facebooku – Stop szpiczak - droga do zdrowia *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

110 825,00 zł ( 37,2% )
Brakuje: 187 047,00 zł
Natalia Krystek
Natalia Krystek , 23 lata

Straciłam nogę... Walczę o to, by nie stracić życia!

Mam 20 lat i śmiertelny nowotwór… Nadal nie mogę uwierzyć w te słowa. Pisząc apel o pomoc, miałam wrażenie, że nie dotyczy mnie, że to jest gdzieś obok… Prawda jest jednak brutalna. Nowotwór zabrał mi już nogę i chce odebrać życie. Nie mogę mu na to pozwolić! Dlatego bardzo proszę, pomóż mi... Bardzo trudno jest się dzielić własnym dramatem i pokazywać  słabości, a najtrudniej jest prosić o pomoc, której dziś tak bardzo potrzebuję... Nie mam jednak wyjścia, dlatego proszę Was bardzo o wsparcie zbiórki na moje leczenie, rehabilitację oraz protezę, która da mi szansę na powrót do normalności. Niech tylko pokonam raka... Moje życie powinno się właśnie zaczynać, a ja o mało co go nie straciłam. W kwietniu tego roku zdiagnozowano u mnie kostniakomięsaka – złośliwy nowotwór umiejscowiony w prawej nodze, na wysokości kolana. Znaleziony bardzo późno, już w zaawansowanym stadium... Z tamtych chwil pamiętam tylko ból i strach. Niemal nieobecna podążałam za wskazówkami lekarzy i umierałam z niepewności. Przeszłam wyniszczającą chemioterapię w nadziei, że uda się uniknąć amputacji. Guz zaczął się zmniejszać, moja nadzieja ożyła, jednak nie na długo... 10 września straciłam nogę… Dla mnie to ogromna tragedia, chyba jeszcze większa, niż samo usłyszenie wstrząsającej diagnozy. Przed chorobą byłam bardzo aktywna, uwielbiam sport, miałam tyle planów… Teraz jest tylko jeden: przeżyć. Oprócz nogi straciłam plany, marzenia i nadzieję, którą tak bardzo chcę odzyskać! Przede mną kolejne serie chemioterapii, wieloetapowa rehabilitacja i zakup protezy.  Wiem jednak, że nie mogę się poddać. Na szali leży moja przyszłość, dlatego bardzo proszę, pomóż mi ją uratować! Natalia

115 450,00 zł ( 71,39% )
Brakuje: 46 252,00 zł
Maksymilian Mazurek
Pilne!
Maksymilian Mazurek , 8 lat

Trwa walka ze śmiertelną chorobą❗️Pomóż ocalić Maksia❗️

DMD – to śmiertelna choroba, która dopadła naszego małego synka... Choroba, która jeszcze kilkanaście lat temu, była wyrokiem, którego nie można poddać apelacji. Teraz na szczęście pojawiła się nadzieja i ratunek dla Maksia. Musimy zrobić wszystko, by uzbierać koszmarnie wysoką kwotę, niezbędną na pokrycie terapii genowej. Błagamy o pomoc. Życie i funkcjonowanie naszego dziecka wyceniono na 16 MILIONÓW! Gdy usłyszałam diagnozę, wpadłam w rozpacz. Przepłakałam wiele godzin, dni, nocy, nie mogąc pogodzić się z tym strasznym wyrokiem. Chorobę zdiagnozowano u naszego Maksia dość wcześnie – już chwilę po urodzeniu podczas rutynowych badań padło podejrzenie choroby mięśni. Badania genetyczne, które niezwłocznie przeprowadziliśmy, tylko potwierdziły diagnozę… Dystrofia mięśniowa Duchenne’a – śmiertelna choroba obrała sobie za cel życie naszego synka. Nastał mrok, nie wiedzieliśmy, co robić i gdzie szukać ratunku.  Natychmiast rozpoczęliśmy rehabilitację, by opóźnić to, co okazało się nieuniknione… Choroba prowadzi do nieodwracalnej utraty sprawności mięśni odpowiedzialnych za poruszanie, pracę serca, oddychanie… Prowadzi do przedwczesnej i bolesnej śmierci. Czuliśmy się jak w najgorszym koszmarze. Wiedzieliśmy jednak, że nie możemy bezczynnie czekać na najgorsze. Musieliśmy zacząć działać.  Synek jest pod opieką wielu specjalistów, którzy stale kontrolują jego stan zdrowia. Już dawno słyszeliśmy o terapii genowej, ale synek wówczas był w wieku, w którym jej przyjęcie było niemożliwe… Pojawiła się jednak nadzieja, szansa na ratunek! Okazało się, że w istnieje możliwość podania terapii genowej w przypadku dzieci, które przekroczyły granicę wieku. Jest jednak warunek: Maksiu musi poruszać się samodzielnie! Musimy zrobić wszystko, by zachować jego sprawność jak najdłużej!  Obecnie synek chodzi sam, uczęszcza do szkoły, ale choroba jest już widoczna gołym okiem. Maksiu odbiega od rówieśników, choć stara się ze wszystkich sił, by im dorównać. Reportaż TVP Łódź: Uwielbia zwierzęta, pieski i kotki i pasjonuje się samochodami. Chcemy, by Maksiu miał szansę taką, jak inne dzieci. Byśmy mogli obserwować jego rozwój, edukację, nawiązywanie relacji, rozwijanie pasji… Chcemy, żeby był szczęśliwy i żeby jego życie mogło trwać jak najdłużej! Kwota, którą musimy uzbierać, jest kosmiczna. Dotychczas wszystkie koszty związane z chorobą synka pokrywaliśmy z własnych środków. Niestety koszt terapii genowej nas przerasta… Nie możemy się załamać, musimy zapukać do każdych drzwi w nadziei, że za którymiś będzie czekał ratunek… Może to właśnie Ty jesteś naszym Aniołem Stróżem? Rodzice Maksia ➡️ Reportaż w PANORAMIE, część poświęcona Maksiowi zaczyna się od 16. minuty ➡️ Allegro Charytatywni 💚 ➡️ Nagranie Radia Ziemi Wieluń 💚 ➡️ Nagranie z Radia Jura 💚 ➡️ Promyczki Maksia - Licytacje 💚 ➡️ Maksiu kontra DMD 💚

1 483 686,00 zł ( 9,29% )
Brakuje: 14 473 761,00 zł
Artur Sułek
Artur Sułek , 39 lat

Każde dziecko zasługuje na dom i bezpieczną przystań – pomóż utworzyć pogotowie rodzinne❗️

Wiemy, że nie możemy zmienić całego świata. Skupiamy się więc na tym, co możemy zrobić, by dla tych najmniejszych i najbardziej bezbronnych, był on choć trochę bardziej przyjazny. Codziennie widzimy na własne oczy, że dla dzieci, które przyjmujemy do naszej rodziny – ta pomoc zmienia cały świat. O inicjatywie pieczy zastępczej dowiedzieliśmy się parę lat temu w trakcie rekolekcji. Po rozmowie z osobami, które działały jako rodzina zastępcza w innym mieście, zaczęliśmy interesować się, czy także w naszej miejscowości są dzieci, które potrzebują pomocy i schronienia. Okazało się, że potrzeba jest ogromna. Mięliśmy już w tym czasie jedno swoje dziecko. Maleństwo wypełniło nasze życie miłością, której wcześniej nie znaliśmy. Bolało nas, że nie każde ma rodziców, którzy mogliby otoczyć je opieką. Na to przecież zasługuje każde dziecko! Wiedzeni potrzebą serca czuliśmy, że musimy zacząć działać. Przeszliśmy odpowiednie badania psychologiczne oraz analizę naszych możliwości przez MOPR. Sam proces trwał bardzo długo, bo ponad rok – dopiero wtedy mogliśmy rozpocząć kurs na niezawodową rodzinę zastępczą.  Nigdy nie zapomnimy pierwszego dziecka, które do nas trafiło. Był to maluszek, który został porzucony przez rodziców tuż po porodzie. Przez miesiąc leżał w szpitalnym łóżeczku pozbawiony rodzicielskiego ciepła i miłości. Nie mogliśmy tego zrozumieć, byliśmy przekonani, że w przypadku tak maleńkich dzieci nie występują trudności w znalezieniu dla nich bezpiecznej przystani. Niestety, okazało się być inaczej… Od maja 2023 r. przyjęliśmy do swojej rodziny w sumie pięcioro dzieci. Każde z nich miało za sobą bardzo trudne doświadczenia – trafiały do nas wskutek interwencji lub porzucenia przez rodziców. W tym czasie otrzymywaliśmy liczne informacje o nagłych potrzebach przyjęcia wielu innych dzieci, ponieważ w naszym mieście nie funkcjonuje pogotowie rodzinne ani rodzinny dom dziecka. Niestety, nie byliśmy w stanie przyjąć ich więcej – ze względu na zbyt małe mieszkanie. Już w tym momencie dla 7-osobowej rodziny potrzebujemy co najmniej 4 pokoi, ponieważ dzieci są w różnym wieku i różnej płci.  Wyraziliśmy chęć przyjęcia większej liczby dzieci i założenia pogotowia rodzinnego, ponieważ w tym momencie jest ogromna potrzeba – w naszym mieście nie ma ani jednego takiego miejsca. Uruchomienie tej formy wsparcia w naszej miejscowości jest szczególnie ważne – wówczas dzieci nie traciłyby kontaktu ze swoją rodziną biologiczną. Marzymy, by móc w tej trudnej sytuacji dać im dom i warunki, których często nigdy nie miały. Każdego dnia widzimy, jak bardzo jest to potrzebne i jak wiele dobra możemy uczynić.  Do tego niezbędne jest jednak wybudowanie domu, który stanie się bezpieczną przystanią dla przyjmowanych przez nas dzieci. Niestety, koszty z tym związane są ogromne, a my nie jesteśmy w stanie udźwignąć ich samodzielnie. Mamy w sobie jednak gotowość oraz potrzebę, by kontynuować misję, która parę lat temu zakiełkowała w naszych sercach podczas rekolekcji. Środki zebrane ze zbiórki w pierwszej kolejności zostaną przeznaczone na zabezpieczenie budowy domu. Jeżeli jednak nie uda się zrealizować tego celu, ze względu na niewystarczające fundusze – środki ze zbiórki będą wypłacane, jako finansowe wsparcie dla prowadzonej przez nas niezawodowej rodziny zastępczej.  Każde dziecko zasługuje na to, by być otoczone troską i miłością, a także na poczucie bezpieczeństwa i dom. Wierzymy, że nie powinniśmy stać bezczynnie, gdy Ci najbardziej bezbronni potrzebują naszej pomocy. Prosimy, pomóżcie nam spełnić marzenie niejednego dziecka o rodzinie, bliskości i bezpiecznym domu.  Artur  🎥 Poznaj nas bliżej i dowiedz się czym jest rodzicielstwo zastępcze ➡️ eglos.pl "Sułkowie chcą być zawodową rodziną"

40 115 zł
Natalia Kawalec
Natalia Kawalec , 19 lat

Ta operacja uratuje jej życie – Pomocy❗️

Po dziesięciu latach stał się cud i znalazł się lekarz, który zgodził się zoperować Natalię! Operacja będzie bardzo ciężka, ale może uratować jej życie. Dlatego znów proszę Was o pomoc! Nasza historia: Historia mojej córki rozpoczęła się już wiele lat temu. Kiedy Natalka miała 2,5 roku, zaczęła wysoko gorączkować i straciła apetyt, nie chciała jeść ani pić i wstawać z łóżka. Lekarze pierwszego kontaktu zaczęli przyjeżdżać do domu, podawać antybiotyki, ale stan Natalii nie poprawiał się. Było coraz gorzej.  Kiedy w nocy moje dziecko zaczęło dusić się własnym językiem, bez zastanowienia wsiadłam do samochodu i pojechałam do szpitala. Po trzech dniach od przyjęcia nas na oddział córce odpadła górna część wargi, grzyb zaatakował cały organizm, a lekarze walczyli o jej życie!  Wtedy dowiedziałam się, że Natalia ma sepsę i wrzodziejąco-martwicze zapalenie górnych dróg oddechowych oraz grzybicę układu pokarmowo-oddechowego. Zaczęła dostawać antybiotyki, ale jej stan się nie poprawiał. Dopiero silny lek przeciwgrzybiczny sprowadzony ze Stanów Zjednoczonych dał efekt i Natalia powolutku zaczęła wracać do życia.  W trakcie leczenia stwierdzono obfitą ropną wydzielinę w przewodach nosowych, wargi obrzęknięte, rozległe owrzodzenia na języku, w przedsionku jamy ustnej naloty martwicze krwawiące przy dotyku. Wyniki badań dodatkowych wykazały też bardzo wysokie wskaźniki stanu zapalnego, niedokrwistość, alkalozę, hyponatremię, hypochloremię.  Od tamtej pory przez całe 18 lat jesteśmy pod stałą opieką wielu specjalistów. Natalka ma dreny w uszach z powodu niedosłuchu oraz nie oddycha nosem. Dzięki leczeniu i wdrożonej antybiotykoterapii jej stan w końcu się poprawił, ale są dni kiedy moje dziecko cierpi, bo wszystko ją boli.  Jest nam wtedy bardzo ciężko. Bywa, że poleją się łzy, ale wiemy, że będziemy walczyć z całych sił i nigdy się nie poddamy. Jednak wieloletnie leczenie i wzrastające ceny bardzo nas przerażają.  Obecnie Natalka leczona jest w poradniach onkohematologii, laryngologii, kardiologii, reumatologii i gastrologii. Czeka ją ciężka, bardzo skomplikowana operacja udrożnienia nosa, podniebienia tylnego, uszu, gardła oraz przede wszystkim rekonstrukcji ust.  Bardzo bym chciała, żeby operacja się udała i aby Natalka po tylu latach zaczęła normalnie słyszeć i oddychać nosem, a przede wszystkim, aby miała piękny uśmiech. Pieniądze powoli stają się przeszkodą nie do pokonania, dlatego nie mam innego wyboru. Pełna nadziei proszę Was o wsparcie, które pozwoli przeprowadzić operację mojej córki, a także zapewni środki na dodatkowe leczenie, rehabilitację i dojazdy. Anna, mama Kwota zbiórki jest szacunkowa.  

21 121,00 zł ( 13,01% )
Brakuje: 141 114,00 zł
Kamil Korczyński
Kamil Korczyński , 35 lat

Nowa pompa insulinowa pomoże Kamilowi w dalszym funkcjonowaniu!

Mam na imię Kamil. Od kilku miesięcy wraz z żoną jesteśmy szczęśliwymi rodzicami. Obecnie nowa rola w życiu pochłania większość mojego czasu. Wszystko byłoby idealnie, gdyby radosnych chwil nie odbierała mi okrutna choroba! Miałem zaledwie 15 lat, gdy dowiedziałem się, że choruję na cukrzycę typu 1. Moja mama – z zawodu pielęgniarka, zauważyła u mnie typowe dla tej choroby objawy. Po wykonaniu koniecznych badań bardzo szybko otrzymałem diagnozę, która początkowo brzmiała jak wyrok. Z czasem jednak nauczyłem się żyć w nowej rzeczywistości. Dziś zmagam się z innym problemem… Z racji swojego wieku nie kwalifikuję się na refundację nowej pompy insulinowej, a obecna, którą otrzymałem z NFZ ma już 12 lat i nie jest już w najlepszym stanie. Chciałbym kontynuować tę terapię, ale z użyciem nowoczesnej pompy. Byłby to duży krok naprzód, ponieważ posiada ona automatyczną regulację podawanej insuliny, co w razie zaistnienia niebezpiecznego poziomu glikemii ogranicza możliwość powikłań. To dla mnie niezwykle ważne.  Przez ostatnie lata zdarzyło mi się kilka ciężkich i nagłych spadków poziomu cukru, które zakończyły się wizytą pogotowia a czasem nawet spędzeniem kilku dni w szpitalu. Mam małe dziecko, nie wyobrażam sobie, co mogłoby się wydarzyć, gdybym został sam z córeczką, a poziom cukru w mojej krwi spadłby poniżej bezpiecznej granicy… Niestety taka pompa jest niezwykle droga. Jej koszt to ponad 20 tysięcy złotych! Dlatego z całego serca proszę o wsparcie. Każda, nawet najmniejsza wpłata ma realny wpływ i przybliża mnie do celu! Za pomoc, bardzo dziękuję! Kamil

11 080,00 zł ( 40,05% )
Brakuje: 16 579,00 zł
Jan Ochlanek
Jan Ochlanek , 3 miesiące

Walczymy o zdrowe serduszko – wesprzyj Jasia❗️

Czy jego serduszko da radę, czy konieczna będzie kolejna operacja? Nasz synek Jaś przyszedł na świat z poważną wadą serca – koarktacją aorty. Tydzień po narodzinach przeszedł swoją pierwszą operację, by dać mu szansę na życie. Niestety, mimo zabiegu, zwężenie w jego maleńkim serduszku wciąż się utrzymuje. Każdego dnia żyjemy w niepewności, co przyniesie jutro.  Przed nami kolejne wizyty i nieustanne kontrole. Obecnie przewężenie wynosi 3 mm – jeśli się nie poprawi, czeka nas kolejna operacja lub balonikowanie. Niestety, na ten drugi zabieg Jaś jest jeszcze za malutki… Żyjemy jak na szpilkach – każdy kolejny dzień to niepewność. W każdą podróż do lekarza wyjeżdżamy spakowani, gotowi na kolejny pobyt na oddziale. Przez ogromne kolejki w publicznej służbie zdrowia jesteśmy zmuszeni korzystać z prywatnych wizyt, które są dla nas ogromnym wyzwaniem finansowym. Każda podróż do specjalistów to dla nas ponad 70 km. Nie jesteśmy zamożni, ale walczymy o Jasia ze wszystkich sił. Nie spodziewaliśmy się, że życie postawi nas w takiej sytuacji. Potrzebujemy wsparcia, by móc zapewnić naszemu synkowi najlepszą opiekę.  Pomóż nam ratować serduszko Jasia. Każda złotówka to krok w stronę zdrowia naszego dziecka. Dziękujemy za Wasze wsparcie z całego serca! Rodzice Jasia

16 363 zł
Józef Pawul
Pilne!
Józef Pawul , 63 lata

Pomóż Józefowi wygrać walkę z RAKIEM❗️

Tata przed tą potworną diagnozą prowadził spokojne, poukładane życie. Nie pracował, ale zajmował się domem. Uwielbiał czas spędzony wspólnie ze swoimi wnukami, wnuczką i rodziną. Niestety zwykła wizyta stomatologiczna rozpoczęła pasmo wydarzeń, które doprowadziły nas do diagnozy… W październiku tata był u dentysty na wyrwaniu zębów. Po wizycie zauważył, że w jego jamie ustnej, pod językiem zaczynają się pojawiać niepokojące zmiany. Po niedługim czasie umówił się do laryngologa, by skontrolować sytuację. Lekarz skierował go na pobranie wycinka do badań. Jeszcze wtedy nie spodziewaliśmy się, że niedługo usłyszymy potworną diagnozę, a tata rozpocznie wymagającą walkę o życie… Wyniki badań nie pozostawiały żadnych złudzeń. Zdiagnozowano raka rogowaciejącego płaskonabłonkowego jamy ustnej. Nie mogliśmy w to uwierzyć, jednak trzeba było działać natychmiast. Tata na kwiecień ma zaplanowane badanie tomografem i operację usuwania zmian, po której czeka go intensywna rehabilitacja. Mamy ogromną nadzieję, że uda mu się pokonać chorobę... Niestety koszty, które spadły na naszą rodzinę, są bardzo wysokie! Sami nie damy rady.... Musimy zrobić wszystko, by tata wygrał. To nie czas by odchodzić, zostawiać żonę, dzieci, wnuki. Wszystko bardzo go potrzebujemy! Prosimy o pomoc! Rodzina

1 321 zł
Alan Misiewicz
Alan Misiewicz , 13 lat

Synku, dziękuję, że do mnie wróciłeś❗️Walczymy o Ciebie dalej❗️

Stan Alanka poprawia się! Ale to nie koniec walki. By nie stracić tego, co wypracowaliśmy, musimy kontynuować kosztowną rehabilitację. Nasza historia: Sceny niczym z filmu akcji. Wypadek, w letniej scenerii, nad jeziorem zbiera się grupa ludzi, mężczyźni krzyczą, kobiety wpadają w histerię. Po chwili przy brzegu jest już tłum. Wypadek na wodzie – jeden mężczyzna na skuterze wodnym taranuje innego. Wypadek wygląda bardzo groźnie, po chwili okazuje się coś strasznego. Staranowany mężczyzna płynął z 7-letnim wtedy synkiem. Chłopiec leży na powierzchni, twarzą pod wodą, nie rusza się! Alanek nie oddychał, z uszu leciała mu krew. Reanimację rozpoczęła jego siostra. Kiedy dyspozytorka usłyszała, że chłopiec ma podkurczone kończyny i krwawi, nie miała wątpliwości, uraz mózgu! Kiedy zabierano Alanka na pokład śmigłowca, nie odzyskał przytomności. Ponad 100 km do Poznania dłużyło się najbardziej w życiu. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że Alanek jest w stanie krytycznym. Stwierdzono aksonalny uraz mózgu i podjęto decyzję o zaintubowaniu i wprowadzeniu synka w stan śpiączki farmakologiczne, rozpoczęła się walka o jego życie. Nie mogłam tego wszystkiego pojąć, jeszcze przed chwilą Alanek śmiał się i bawił w wodzie, a wystarczyła chwila, niefortunny zbieg okoliczności, kilka sekund i świat się zatrzymał. Byłam załamana, a nikt w tamtej chwili nie potrafił mi powiedzieć, że będzie dobrze, bo nikt tego nie wiedział. Pierwszy lekarz, który z nami porozmawiał, powiedział nam wprost, że jeśli nasz synek przeżyje, to nikt nie będzie umiał nam przewidzieć, jakie będą następstwa wypadku. Doktor widział różne rzeczy, dzieci, które wychodziły z takich urazów i te, które do końca życia pozostawały w stanie wegetatywnym. My nie mieliśmy tyle szczęścia. Po odłączeniu leków Alanek nie zaskoczył, nie obudził się… To były najgorsze chwile w moim życiu. Nie umiałam sobie wyobrazić życia w ciszy bez mojego synka. Ale cud już się wydarzył, Alanek jest jednym z nielicznych dzieci, które po tym wszystkim wyszły z kliniki Budzika na własnych nogach. Jednego dnia otworzył oczy, innego dnia poruszył ręką. Wrócił i jest z nami! Wiele razy w swoim krótkim jeszcze życiu pokazywał nam, jak bardzo jest uparty i jak wiele potrafi samodzielnie osiągnąć. Dzisiaj synek radzi sobie z tym, co się wydarzyło. Nawet jeśli spotykają go przykrości, on dzielnie idzie naprzód. Uraz mózgu zostawił ogromne ślady, bo Alanek wciąż nie odzyskał pełni sprawności sprzed wypadku. Jedno oczko nie porusza się w górę w dół, chód jeszcze nie jest taki jak przed wypadkiem, prawa rączka drży i Alanek potrzebuje pomocy przy jedzeniu czy zawiązywaniu bucików. Teraz wreszcie możemy pomóc naszemu dziecku. To jest właśnie ten moment, w którym stanęliśmy przed szansą, by realnie pomóc naszemu dziecku. Wciąż potrzebna jest wyjątkowo intensywna rehabilitacja, która pozwoli wrócić naszemu dziecku. Sami nie zdołamy pokryć kosztów intensywnego leczenia. Jesteśmy po najgorszym dramacie i po największym cudzie w naszym życiu. Proszę, pomóżcie przywrócić sprawność naszego dziecka. Mama

4 876,00 zł ( 9,16% )
Brakuje: 48 316,00 zł