Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Piotr Kozak
Piotr Kozak , 25 lat

Piotrek uciekł przed śmiercią, teraz musi wrócić do zdrowia. Daj mu szansę!

Choroba przyszła znienacka. Nikt się tego nie spodziewał, nie mogliśmy się przygotować. Śmiertelne zagrożenie, skrajnie niebezpieczny przeciwnik. Źródło strachu, łez, cierpienia, wielu nieprzespanych nocy. Ciężka walka o życie kosztowała mojego syna ogrom sił, pozostawiając mnóstwo blizn na zdrowiu i formie Piotra. Dzisiaj, żeby odbudować te zniszczenia, potrzebujemy wiele intensywnej i kosztownej rehabilitacji.  Przed moim synem była ostatnia klasa technikum, matura i studia. Wszystko to musiał przerwać, a plany i marzenia porzucić. W sierpniu zeszłego roku Piotrek nagle przestał chodzić. U syna znaleziono guza kanału kręgowego. Lekarze podejrzewali też nowotwór. Ostatecznie potwierdził się najgorszy z możliwych scenariuszy. Syn ma chłoniaka B-komórkowego z zajęciem obwodowego układu nerwowego. Trudna nazwa, jeszcze trudniejsze leczenie.  Szpital stał się naszym domem. Mimo natychmiastowej operacji niedowład nóg i kręgosłupa, niestety nie ustąpił. Piotrek poddał się też chemioterapii, ale bardzo źle się po niej czuł. Widziałam jak bardzo cierpi, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Nie ma gorszej sytuacji dla matki… Jego stan dodatkowo pogorszyła sepsa, która postanowiła dołączyć do całego zastępu nieszczęść syna.  To był straszny czas, ale najgorsze mamy już mam nadzieję za sobą. Ostatnie wyniki badań pokazały, że choroba jest w stanie remisji. Teraz największym marzeniem Piotra jest znów stanąć na własnych nogach. Syn obecnie porusza się na wózku, a przy pomocy innych jest w stanie przesiąść się na łóżko i ubrać. Dopiero niedawno zaczął ruszać nogami. Rehabilitacja przynosi efekty. Krok po kroku zmierzamy w stronę powrotu do zdrowia.  Przed Piotrkiem jeszcze długa droga do osiągnięcia pełnej sprawności i wiele miesięcy ciężkiej pracy. Jesteśmy na nią gotowi, choć wiemy, że musimy się też uzbroić w cierpliwość. Najgorsze jest jednak to, na co nie mamy wpływu… Roczny koszt rehabilitacji syna to ponad 200 tys. złotych. To ogromne pieniądze… Zaglądam do portfela i wiem, że ich tam nie ma. Dlatego proszę o pomoc. Mój syn ma dopiero 20 lat. Całe życie przed nim i to właśnie teraz decyduje się, jakie ono będzie. Choroba, niszcząc zdrowie Piotrka, pozostawiła po sobie gruzowisko, które staramy się uprzątnąć i odbudować. Potrzeba zastępu specjalistów, rehabilitantów, znających się na swojej pracy, a to kosztuje… Proszę, daj mojemu synowi nadzieję. Daj szansę, by znów zaczął chodzić. Bożena, mama

149 886,00 zł ( 68,97% )
Brakuje: 67 412,00 zł
Hanna Olszak
Hanna Olszak , 9 lat

W jej oczach ból, w naszym życiu strach – Hania cały czas potrzebuje pomocy!

Od samej miłości, którą Hania zasypywana jest każdego dnia, nasza córeczka nie wyzdrowieje. Urodziła się poważnie chora i musimy zrobić wszystko, by móc walczyć o jej zdrowie. Hania przyszła na świat cztery lata temu jako nasza piąta córeczka. Miała być zdrowa, a my mieliśmy cieszyć się tak samo jak za każdym poprzednim razem.  Kiedy zobaczyliśmy ją po raz pierwszy, cieszyliśmy się, ale silniejsze niż szczęście tym razem było przerażenie. Hania w swoim niespełna dwuletnim życiu wycierpiała więcej, niż niejeden dorosły.  Gdy patrzymy w jej smutne i pełne strachu oczy, wiemy, że musimy zrobić wszystko, aby jej pomóc, aby wynagrodzić całe jej cierpienie.  Hania urodziła się z artrogrypozą – miała zniekształcone, nienaturalnie powykręcane nóżki i rączki. Leżała mała i bezbronna, a lekarze rozkładali ręce – nie widzieli wcześniej podobnego przypadku. Mieliśmy pustkę w głowie – nie wiedzieliśmy dokąd iść i do kogo się zwrócić, aby ratować nasze dziecko. Kiedy Hania płakała, my płakaliśmy razem z nią. My, dorośli ludzie, płakaliśmy jak dzieci. Od tamtej pory wiemy, że nie ma nic gorszego dla rodziców, niż uczucie bezsilności. Stan, w którym muszą patrzeć na cierpienie własnego dziecka ze świadomością, że nie mogą nic zrobić. Stan, który do nas powracał wyjątkowo często. W pierwszym dniu życia nóżki Hani zostały włożone w gips. Wiedzieliśmy, że Hania cierpi, ale wiedzieliśmy też, że to jedyna droga, by kiedyś była sprawna. Hania płakała niemal cały czas, a dla nas jej łzy były najgorszą torturą. Wtedy nie byliśmy sobie w stanie nawet wyobrazić, że może być jeszcze gorzej. Nadzieję straciliśmy, kiedy znów stanęliśmy przerażeni nad łóżeczkiem Hani i znów nie wiedzieliśmy, co robić. Małe ciało naszej Hani wyginało się w łuk – tak, jakby jakaś nieznana siła nagle podnosiła jej główkę i tułów do góry. W szpitalu stwierdzono padaczkę lekooporną (zespół Westa) oraz wadę mózgu – Polimikrogyrię. Na początku napady pojawiały się kilka razy dziennie, z czasem – kilkanaście. Czuwaliśmy nad nią dzień i noc – gotowi na to, że atak może pojawić się w każdej chwili. Czuwaliśmy i modliliśmy się, by ataki dały wreszcie spokój... Dobieranie odpowiednich leków trwało 6 tygodni, w czasie których rozwój naszej córeczki stanął w miejscu. Każdy atak padaczki był jak reset – siał spustoszenie w jej głowie i cofał to, co udało się do tej pory wypracować. Kiedy leki zaczęły działać, próbowaliśmy nadrabiać zaległości. Znowu mieliśmy nadzieję i znowu szybko ją straciliśmy. Po dwóch miesiącach leki przestały działać. Nie zgłaszała żadnych potrzeb, tak jakby nie chciała absorbować nas swoją obecnością. Stałam nad nią i płakałam. Dziewczynki pytały: mamo dlaczego Hania jest taka chora, dlaczego właśnie ona? Nie potrafiłam wtedy i nie umiem do dziś odpowiedzieć im na to pytanie... W jednym lekarze, rehabilitanci i my rodzice jesteśmy zgodni – Hania potrzebuje stałej i intensywnej rehabilitacji oraz odpowiedniego sprzętu. Hania ma teraz 4 latka. Nie potrafi przekręcić się z brzuszka na plecy, nie umie sama siedzieć ani stać. Nie mówi, ma problemy z gryzieniem i chwytaniem. Komunikuje się z nami z pomocą płaczu, śmiechu, mimiki twarzy. Jest stale rehabilitowana. Zaczęła dotykać przedmiotów i własnej twarzy. Potrafi przełożyć lekki przedmiot z jednej rączki do drugiej. Płacze, gdy chce jeść i gdy zostaje sama. Rozpoznaje członków rodziny. Niedługo przyjdzie czas, kiedy będzie mogła iść do specjalistycznego przedszkola edukacyjnego, które niestety też kosztuje... Mamy świadomość, że im więcej ćwiczeń, tym lepszych efektów możemy się spodziewać. Dodatkowo życie z niepełnosprawnym dzieckiem to ciągłe wydatki na sprzęt, środki higieny... Już raz pomogli nam wspaniali ludzie. Niestety przyszedł moment, kiedy trzeba poprosić o pomoc jeszcze raz... Dla rodzica nie ma gorszego widoku, niż widok cierpienia własnego dziecka, dlatego zrobimy wszystko, by w życiu Hani było go jak najmniej. Bardzo chcemy, by nasza najmłodsza córeczka umiała się samodzielnie poruszać. Prosimy, pomóżcie nam zapewnić naszej córeczce rehabilitację, dzięki której będzie to możliwe... Rodzice

112 036,00 zł ( 79,36% )
Brakuje: 29 134,00 zł
Wiktor Foks
Wiktor Foks , 21 lat

Pomocy ! Nowotworowy guz na kręgosłupie Wiktora to śmiertelne zagrożenie!

W szesnastoletnie życie wdarł się rak! Niepostrzeżenie rozwijał się w młodym organizmie, by w konsekwencji zniszczyć swojego żywiciela. Wiktor skarżył się na bóle brzucha, ale przecież każdy młody człowiek ma jakieś przypadłości i nikt od razu nie podejrzewa nowotworu. Potem człowiek zastanawia się, czy można by go wykryć wcześniej, czy wtedy jego dziecko miałoby większe szanse… Kiedy ból był nie do  wytrzymania, gdy poza brzuchem zaczęły boleć plecy, lekarze postanowili wykonać rezonans. Wiecie, jaki był wynik tego badania? Dyskopatia! Jedyne czego dopatrzyli się lekarze, to zwyrodnienie kręgosłupa, które powoduje ucisk i ból. Wiktor wrócił do domu, ale nie na długo. Wieczorem ból był nie do wytrzymania, zaczęły drętwieć nogi, a w nocy zatrzymał się mocz!  Tej samej nocy poznałam największego wroga, który chce mi zabrać dziecko. W ciele syna, przy kręgosłupie lekarze znaleźli guz, nowotwór złośliwy- mięsak! Natychmiast zapadła decyzja – będziemy operowali! W ekspresowym tempie zorganizowano asystę i blok operacyjny. Po chwili byłam już przed salą i zagryzałam zęby ze strachu!  Lekarze powiedzieli, że być może uda się usunąć guza w całości, ale w czasie operacji odstąpili od tego pomysłu. Usytuowanie nowotworu naciekającego na kręgosłup wykluczyło opcję całkowitego pozbycia się guza. Lekarze ocenili, że jest zbyt blisko tętnicy i operacja jest zbyt ryzykowna.  Usłyszałam, że Wiktor ma nowotwór złośliwy tzw. mięsak. Teraz lekarze nie są tego już tak pewni i ponownie badają pobrane w trakcie operacji tkanki guza. Ta niepewność jest jeszcze gorsza. Mój syn cierpi, a ja nie mogę mu pomóc.  Wiktor był i wierzy, że jeszcze będzie sportowcem, choć trudno wierzyć w chwili, kiedy ledwo trzyma się na nogach, gdy jego kręgosłup podtrzymuje specjalny gorset... Wiktor rozpoczął chemioterapię. Bardzo ciężko ją znosi. Pojawiła się gorączka, do tego syn wciąż jest częściowo unieruchomiony. Wciąż istnieje duże ryzyko, że guz zacznie odrastać. W leczeniu nowotworu najtrudniejsze jest czekanie na rezultat leczenia. Nigdy nie wiadomo, czy chemia zadziałała, czy niszczy raka i pacjenta, czy tylko jedno z nich… Na świecie jest wiele terapii, które są skuteczniejsze niż standardowa chemioterapia, lub pełnią rolę uzupełnienia leczenia. Taka terapia mogłaby okazać się zbawieniem dla Wiktora. W tej chwili toczy się gra o największą stawkę – jego życie! Drugiej szansy nie dostaniemy, dodatkowego czasu na walkę też nie dlatego tak ważna jest pomoc, o którą dzisiaj prosimy. Leczenie Wiktora będzie wiązało się z ogromnymi kosztami, dlatego już teraz chcę zbierać na rehabilitację i dalszą terapię. Proszę, pomóż! Mój syn ma dopiero 16 lat. Całe życie przed nim... Justyna, mama Wiktora

411 501 zł
Paweł Rodzeń
Paweł Rodzeń , 24 lata

Marzenia? Mogę je spełnić, ale potrzebuję Twojej pomocy...

Od „zawsze” poruszam się na wózku – od urodzenia, wraz z rodzicami i rodzeństwem, walczę z Dziecięcym Porażeniem Mózgowym. Przez 19 lat, mimo dużego napięcia moich mięśni, udało mi się wywalczyć to, że potrafię sam zjeść śniadanie czy obiad, sam się podpisać, napisać coś na komputerze... Dzięki ciągłej rehabilitacji, przy pomocy rodziców przejdę parę kroków do toalety, czy mojej sypialni. Każdy dzień to ciężka praca o to, aby tego, co dotąd osiągnąłem, nie utracić. Każda choroba czy operacja powoduje regres w mojej samodzielności. Mam problem z koordynacją i koncentracją. Ale nie poddaję się. Jedną z form mojej rehabilitacji jest jazda na specjalistycznych nartach (wózek na trzech nartach prowadzony przez tatę). W dużym stopniu wspomaga moją wieloletnią rehabilitację, motywuje i uczy mnie wytrwałości w dążeniu do celu. Dzięki jeździe na nartach doświadczam tego, czego nigdy wcześniej nie miałem okazji poznać – jazda w dół – prędkość, skręty – siła odśrodkowa, jazda wyciągiem krzesełkowym i bycie na szczycie góry... Niestety do tego potrzebny jest odpowiedni sprzęt i turnus rehabilitacyjny. Wszystko to wpływa nie tylko na mój rozwój fizyczny, ale przede wszystkim na rozwój psychiczny i pozytywnie przenosi się do mojego życia codziennego. W końcu nie czuję się jak więzień własnego ciała i w końcu czuję, że mogę robić to samo, co inni.  Paweł

14 069,00 zł ( 42,11% )
Brakuje: 19 341,00 zł
Karol Trusiak
Karol Trusiak , 34 lata

Po pęknięciu krwiaka Karol musi zaczynać życie od nowa. Potrzebna pomoc!

Czasami jeden dzień potrafi wywrócić całe życie do góry nogami. Człowiek budzi się rano, podobnie jak wczoraj, czy przedwczoraj, ale nagle i niespodziewanie dzieją się rzeczy, które całkowicie zmieniają bieg historii, powodując ból i smutek. Od tego momentu wszystko wygląda inaczej. Karol ze zwyczajnego chłopaka stał się człowiekiem w pełni zależnym od osób dookoła. Potrzebuje pomocy we wszystkim 24h na dobę... To był ostatni dzień majówki. Karol od rana pracował przy motorze, który niedawno sobie kupił. Pasjonował się motoryzacją i każdą wolną chwilę spędzał w garażu. Tego dnia wrócił jednak szybciej niż zwykle, skarżąc się na okropny ból głowy i drętwienie prawej strony ciała. Tak wyglądała zapowiedź zbliżającej się tragedii. Niedługo potem stracił przytomność… Natychmiast zadzwoniliśmy po pogotowie. Minuty oczekiwania ciągnęły się w nieskończoność. Nerwowe wypatrywanie ratunku. Ostatecznie do szpitala przetransportował go helikopter. Jego stan był krytyczny. Na miejscu okazało się, że w głowie powstał krwiak. Karol trafił na Oddział Intensywnej Terapii. Obrzęk mózgu ciągle się powiększał. Lekarze powiedzieli nam, że musimy przygotować się na najgorsze, bo w mózgu mogły już zajść nieodwracalne zmiany.  Po wybudzeniu ze śpiączki farmakologicznej Karol długo nie odzyskiwał świadomości... Pomimo naszej bezradności każdą możliwą chwilę spędzaliśmy z nim, opowiadając o wszystkim. Mieliśmy nadzieję, że jakoś się uda w końcu go obudzić, sprawić by w końcu do nas wrócił. I stało się. Otworzył oczy i zaczął reagować na bodźce. W całej tej beznadziei wreszcie pojawiło się światełko w tunelu. Teraz najważniejsza jest intensywna rehabilitacja. Karol nie mówi, nie chodzi i musi nauczyć się wszystkiego od nowa. Dorosły człowiek staje bezradny jak malutkie dziecko. Wiemy, że przy takim uszkodzeniu mózgu, jakiego doznał Karol, powrót do normalnego życia będzie długi i kosztowny. Prosimy o wsparcie, bo bez pomocy dobrych ludzi Karol nie ma szansy odzyskać zdrowia. Nie ma szansy wrócić do nas... Rodzina Karola --- Możesz pomóc Karolowi poprzez LICYTACJE

64 800,00 zł ( 81,98% )
Brakuje: 14 243,00 zł
Michał Łuczyński
Michał Łuczyński , 33 lata

Cud sprawił, że Michał wtedy nie zginął... Potrzebna pomoc!

“Michał miał wypadek!” - gdy odebraliśmy z żoną ten telefon, najpierw do nas nie dotarło. To dzieje się w filmach, przecież to nie może być prawda! Niestety… Życie często jest o wiele bardziej brutalne. Kierowca tira wymusił pierwszeństwo, syn nie miał z nim żadnych szans… Ten czerwcowy dzień, który zaczął się przecież jak tysiące innych, okazał się najstraszniejszy w naszym życiu. Michał walczy o powrót do dawnego życia. Niedługo miał brać ślub… W imieniu mojego syna, jego narzeczonej i całej naszej rodziny z całego serca proszę o pomoc. Tego, co się wydarzyło na drodze, dowiedzieliśmy się dopiero później… W tamtym momencie w głowie kotłowała się tylko jedna myśl, jednak modlitwa - żeby Michał żył. Dopiero co przyjechał do domu na urlop… Pojechał tylko na przejażdżkę, był dobrym kierowcą. Niestety, tamtego dnia tira prowadził kierowca, który nie miał doświadczenia. Widział, że Michał nadjeżdża. Sądził, że zdąży. Zapomniał jednak, że nie prowadził osobówki, a wielki pojazd… Nie zdążył uciec. Syn widział, co się zaraz stanie… Przytomnie położył motor, który sekundy później wbił się w bok tira. Michała wyrzuciło wiele metrów dalej, uderzył o ziemię. Kask ochronił głowę. Reszta była zmiażdżona… Ściągnięto najlepszych specjalistów do operacji. 8 lekarzy ratowało życie Michała przez 9 długich godzin, składając jego potrzaskane kości jak puzzle, ratując poobijane płuca, serce, wszystko… Lekarze stwierdzili rozległe obrażenia: uraz wielonarządowy oraz uszkodzenia kręgosłupa i bioder. W praktyce oznaczało to tyle, że nasz syn walczył o życie i nie było wiadomo, czy z tego wyjdzie.  Przez pierwsze dni za Michała oddychała aparatura. Gdy minęło najgorsze, gdy stał się wymodlony cud, rozpoczęło się szacowanie strat… Syn to silny, dzielny chłopak. Lekarze są w szoku, jak szybko (jak na taki poważny stan) dochodzi do siebie, z jaką zawziętością walczy. Niestety, uszkodzenia kręgosłupa i bioder sprawiły, że dziś nie chodzi i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie mógł, mimo że rdzeń jest cały. Jednak widzą postępy, mamy ogromną nadzieję, że syn jak najszybciej odzyska sprawność! Lekarze mówią, że przy zachowaniu ciągłej, intensywnej rehabilitacji za dwa lata będzie samodzielny. To nam daje nadzieję, kopa do działania. Nie możemy przerwać, nie możemy zejść z tej ścieżki, którą idziemy. Niestety… Pojawiają się schody. Pieniądze, bardzo duże, których nie mamy… NFZ oferuje tylko 118 dni rehabilitacji, potem - niezależnie od stanu chorego - zostawiają go przysłowiowo pod płotem i radź sobie człowieku sam… Michał chce walczyć, intensywnie ćwiczy i mimo bólu i świadomości tego, że czeka go długa droga, nie poddaje się. Niestety, skończyła się rehabilitacja w ramach ubezpieczenia zdrowotnego. Teraz za wszystko musimy płacić sami… Już 4 listopada syn jedzie do specjalistycznego ośrodka, w którym miesiąc intensywnej rehabilitacji kosztuje aż 15 tysięcy złotych! Nie mamy takich pieniędzy, dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc w opłaceniu rocznej terapii. Każda złotówka ma znaczenie... Bez dalszej pracy wszystko stracimy. Wraz z rodziną robimy wszystko, żeby w tej trudnej sytuacji pomóc Michałowi. Bardzo pomaga i wspiera syna - i także nas - jego narzeczona. Wierzymy mocno, że do ślubu - choć przełożonego - Michał pójdzie o własnych siłach, a może nawet zatańczy pierwszy taniec? Michał to naprawdę silny psychicznie, młody mężczyzna, który bardzo chce stanąć na nogi. Do czasu wypadku miał dobrą, legalną pracę za granicą jako specjalista ds. zaopatrzenia.  W pracy musiał być stale aktywny - jego zajęcie zawodowe polegało na ciągłej mobilności i podróżowaniu. Niestety, teraz nie może nawet myśleć o powrocie do pracy. Tragiczny wypadek, błąd kierowcy tira, pokrzyżował jego plany na dalsze życie. Jednak Michał ma dopiero 28 lat, jeszcze wiele przed nim! Tak mocno w to wierzymy... Michał ma ogromną szansę znowu być aktywnym mężczyzną. Bez pomocy to się jednak nie uda. To właśnie teraz jest czas, że można osiągnąć najwięcej. Syn mówi często: „Nie ma mocy, która mogłaby nam nadzieję odebrać - co nie znaczy, że nie możemy czasem przegrać, by potem wygrać". Wierzymy w tą wygraną, to dodaje nam sił. Prosimy, pomóż!  Mirek - tata Michała z rodziną

16 101,00 zł ( 9,23% )
Brakuje: 158 154,00 zł
Waldemar Kordulewski
Waldemar Kordulewski , 50 lat

Moja stara proteza się sypie. Pomóż mi kupić nową, bym nadal mógł być sprawny!

Moje życie 24 lata temu zmienił wypadek samochodowy. Auto stanęło w płomieniach, a ja tylko cudem uniknąłem śmierci. Po tym wszystkim zostały mi blizny i dramatyczne wspomnienia. Jest jeszcze jedno – w wypadku straciłem nogę. Lewą udało się uratować, prawej – niestety nie… Do sprawności sprzed wypadku nie wróciłem już nigdy. Tamtego dnia miałem tylko 21 lat. Byłem już wtedy samodzielnym człowiekiem, pracowałem jako budowlaniec. Miałem plany. Plany, które nie przewidywały tragicznego wypadku i utraty nogi. Uderzenie, trzask, ogromny huk – samochód, którym akurat jechałem stanął w płomieniach. Z samego wypadku niewiele pamiętam. W szpitalu lekarze mówili mojej rodzinie, że szanse na przeżycie są niewielkie. Obudziłem się po czterech dniach. Okazało się, że w płomieniach najbardziej ucierpiały moje nogi. Ucierpiały na tyle, że jedną trzeba było amputować. Dodatkowo miałem rozległe poparzenia ciała. 9 miesięcy spędziłem w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. To był czas pełen bólu i wielka próba siły fizycznej i psychicznej. Po tamtym czasie zostały blizny i puste miejsce po prawej nodze. Chociaż ciężko było się z tym wszystkim pogodzić, starałem się nie załamywać. Wtedy jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jak będzie wyglądało moje życie z niepełnosprawnością. Wyobrażałem sobie, że w miarę szybko wrócę do pracy. Nic bardziej mylnego…  Wszystkiego musiałem uczyć się na nowo – jak małe dziecko stawiałem pierwsze kroki. Od tamtego momentu minęło już dużo czasu. Została tylko stara, zniszczona proteza, która przestaje działać i spełniać swoje zadania. Po ponad 20 latach jest już bardzo mocno zużyta, dlatego potrzebuję nowej, która z kolei kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Chciałbym jeszcze mieć szansę poruszać się lepiej, sprawniej, nie musieć się wstydzić dziurawej, pokruszonej protezy, która w każdej chwili może przestać działać. Wierzę, że dzięki Twojej pomocy będzie to jeszcze możliwe. Proszę, pomóż mi odzyskać to, co brutalnie zniszczył wypadek. Waldemar

7 555,00 zł ( 22,54% )
Brakuje: 25 956,00 zł
Filip Pociecha
Filip Pociecha , 25 lat

Koszmarny wypadek, złamane życie i jedyna szansa, by stanąć na nogi

Czasami o całym życiu dorosłego człowieka decydują sekundy, których żałujemy do końca życia. Dzisiaj dziękujemy, że Filip wciąż jest z nami, bo jego życie to cud... Tegoroczne święta Wielkanocne w mojej rodzinie przerwała tragiczna wiadomość. Filip miał wypadek na motorze. Zaledwie 3 kilometry od domu. Jego stan był bardzo ciężki. Brat cudem uniknął śmierci, a teraz walczy o powrót do sprawności.  Filip niczego nie pamięta z wypadku. Przytomność tylko na chwilę odzyskał w karetce. Lekarze nie dawali mojemu bratu szans na przeżycie. Filip miał uraz odcinka piersiowego kręgosłupa z uszkodzeniem rdzenia kręgowego, pękniętą aortę, stłuczone płuca i uszkodzone obie nerki. Lekarze nie wiedzieli, za co się najpierw zabrać. Kiedy karetka przywozi osobę z wypadku, ważne są szybkie i trafne diagnozy. Lekarze nie mogą przeoczyć niczego, bo każda pomyłka może oznaczać koniec. Brat jest już po kilku operacjach w tym operacji kręgosłupa.  Była chwila, że nie wiedziałam, o co się modlić, czy o to, aby Bóg zakończył już cierpienia Filipa i nie pozwolił na takie życie, czy o to, aby żył i był z nami mimo całkowitej niepełnosprawności. Filip przeżył. Lekarze dokonali cudu po wielu operacjach oraz po operacji kręgosłupa. Jego siła i chęć życia pozwoliły mu uciec śmierci i całkowitemu kalectwu. Mimo terapii w szpitalu rehabilitacyjnym nadal utrzymuje się niedowład kończyn dolnych. Filip potrzebuje nie tylko naszej opieki i miłości, ale także odpowiedniego sprzętu i wykwalifikowanej rehabilitacji. Filip nadal nie odzyskał władzy w nogach. Walczymy o to, by potrafił samodzielnie siedzieć, przesiąść się z łóżka na wózek i w końcu by stanął na nogi. Przed Filipem jeszcze wiele ciężkiej pracy w powrocie do samodzielności. Mój brat ma dopiero 20 lat i studiuje wychowanie fizyczne. Pomóż mu w walce o nowe życie. Bez Ciebie nie ma szans stanąć na nogi.  Mimo ogromnych chęci i wysiłku całej rodziny nie możemy sami zapewnić bratu specjalistycznej terapii w domu. Dzięki wsparciu najbliższego otoczenia teraz Filip intensywnie ćwiczy w Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej w Krakowie. To dopiero początek drogi w fizjoterapii a na kolejne miesiące musimy zbierać środki. Przed nim jeszcze wiele ciężkiej pracy w powrocie do samodzielności. To ogromny wysiłek więc pomórzmy mu w tej walce. Monika siostra

47 403,00 zł ( 10,1% )
Brakuje: 421 630,00 zł
Dariusz Zdziebłowski
Dariusz Zdziebłowski , 47 lat

Wypadek zniszczył życie Darka. Pomóż mu odzyskać sprawność!

Życie mojego brata zniszczył dwa lata temu wypadek. On jechał na motocyklu, a w niego uderzyło auto. Darek miał połamany w kilku miejscach kręgosłup, uraz wielonarządowy, złamaną prawą rękę, potrzaskane żebra, stłuczone płuca i mózg. Lewą rękę trzeba było od razu amputować. Lekarze kazali mi się z nim pożegnać. On jednak jakimś cudem przetrwał i dziś potrzebuje niewyobrażalnie kosztownej pomocy…  Wszyscy na niego czekamy. Ja, moi synowie, jego 15-letni syn. Zwyczajne życie zastąpiły niekończące się tygodnie na szpitalnych łóżkach. Darek przez trzy miesiące był w śpiączce… Serce pękało mi z rozpaczy, oczy nie miały czasu, żeby wyschnąć. I wtedy stał się cud... Pochylona nad bratem, szarpiąc go, prosiłam, by się obudził, że nie może mnie samej zostawić, że dopiero co pochowałam tatę. Wtedy właśnie Darkowi popłynęły łzy… Słyszał, co do niego mówię, obudził się! Od tego czasu Darek zaczął wodzić wzrokiem, ruszać głową, rozpoznawać znajomych, reagować na światło, dotykać, kiwać ręką na pożegnanie. Próbuje też coś mówić, ale wciąż są to pojedyncze, oderwane od siebie słowa. Przez długi czas walczyłam o możliwość opieki nad nim i do czasu sądowego orzeczenia, nie miałam wglądu w dokumentację medyczną. Nikt nie chciał (i nie mógł przez RODO) mi powiedzieć, jaki jest jego faktyczny stan zdrowia. Nasi rodzice już nie żyją. Poza bratem nie został mi już nikt z rodziny. Mamy tylko siebie… Moi synowie uwielbiają wujka Darka i czekają z niecierpliwością, aż znowu zagra z nimi w piłkę. Bardzo bym chciała, żeby wyzdrowiał, ale bez rehabilitacji nie ma na to szans. Tylko w ten sposób możemy próbować posklejać to wszystko, co rozpadło się na miliony kawałków podczas wypadku. Specjalistyczne ćwiczenia kosztują krocie, a Darek musi ich mieć bardzo wiele. Poza tym potrzebny jest wózek elektryczny z pionizatorem i specjalny rower, który pomoże rozruszać mocno już zastygłe nogi brata. Od roku Darek przebywa w Domu Pomocy Społecznej, jednak to nie jest miejsce dla osoby w jego stanie. To jedynie “ostateczna ostateczność”. Jeśli teraz się nie zmobilizujemy, jeśli ze wszystkich sił nie spróbujemy postawić Darka na nogi, on już do końca życia będzie potrzebował pomocy ze strony innych osób. Dlatego ja, siostra wołam o wsparcie finansowe, bez którego nic się nie uda... Wierzę, że Darek ma jeszcze szansę na normalne, albo chociaż trochę łatwiejsze życie. Wierzę, że jest dla niego nadzieja. Wierzę, bo co mi innego pozostało? On ma, po co i dla kogo żyć. Proszę, bądźcie naszym światełkiem w tunelu. Tak bardzo Was potrzebujemy!  Katarzyna, siostra

10 898,00 zł ( 5,61% )
Brakuje: 183 251,00 zł