Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Violetta Kuchcińska
Violetta Kuchcińska

Kłody rzucane pod nogi zmienić w schody na szczyt sprawności - pomagamy Violi!

Moja córeczka urodziła się z wrodzonym zakażeniem wirusa cytomegalii. To wystarczyło, by cała jej przyszłość została przekreślona… Skutkiem zakażenia jest dziecięce porażenie mózgowe, wada rozwojowa mózgu polimikrogyria, małogłowie, głęboki niedosłuch lewego ucha, opóźnienie psychoruchowe. To, że Viola różni się od innych dzieci, widać gołym okiem. Nigdy nie będzie żyć tak, jak żyją jej rówieśnicy… Nie oznacza to jednak, że mam zrezygnować z walki o córeczkę! Dzięki rehabilitacji Viola robi ogromne postępy. Brakuje nam jednak środków, by ją opłacić, dlatego bardzo proszę o pomoc... Viola ma 10 lat, uczęszcza do Szkoły Specjalnej, do 4 klasy. Mimo tak wielu trudności, z którymi zmaga się każdego dnia, jest niezwykle pogodna, ciekawa otaczającego ją świata. Choć moja córka nie mówi, porozumiewa się za pośrednictwem alternatywnej komunikacji za pomocą znaków PCS umieszczonych w książce komunikacyjnej, gestów, a także nie przez wszystkich rozumianych dźwięków. Viola nie chodzi samodzielnie. Niewielkie odległości pokonuje o kulach, ale na co dzień jeździ na wózku inwalidzki. Wiele czasu zajmuje nam intensywna rehabilitacja stacjonarna, a kilka razy w roku, jeśli tylko środki nam pozwalają, jeździmy na turnusy rehabilitacyjne, które bardzo pomagają Violi walczyć o sprawność.  Moja córeczka wymaga intensywnej rehabilitacji ruchowej, logopedycznej i psychologicznej. Jedna godzina zajęć to koszt około 100 zł. Do rehabilitacji niezbędny jest jej profesjonalny sprzęt ortopedyczny, m.in. ortezy do nauki prawidłowego chodzenie i przeciwdziałania przykurczy w nogach, obuwie ortopedyczne, pionizator. Najlepsze efekty przynosi specjalistyczna rehabilitacja na turnusach tygodniowych, podczas których wykorzystywane są najnowsze metody rehabilitacji. Koszt takiego turnusu wynosi ok. 4 000 złotych…  Koszty związane z opieką nad chorym dzieckiem są ogromne. Łatwo się domyślić, że to, co oferuje NFZ, to zaledwie kropla w morzu potrzeb… Ja nie pracuję, bo Viola wymaga opieki. Mamy jeszcze 3-letniego synka. Utrzymanie rodziny spoczywa na mężu, który bardzo dużo pracuje jako kierowca. Jednak wydatki związane z rehabilitacją i leczeniem córki cały czas się mnożą.  Niestety, mimo że wkładamy dużo serca i wysiłku w rehabilitację Violi, z naszych dochodów nie jesteśmy w stanie zapewnić jej takiej stymulacji, jakiej wymaga. Dlatego też proszę każdego, dotarł nasz apel, o wsparcie, dzięki któremu Viola będzie mogła tak jak inne dzieci funkcjonować samodzielnie. O niczym innym nie marzymy… Mama

9 011,00 zł ( 43,54% )
Brakuje: 11 681,00 zł
Renata Drozdowska
Renata Drozdowska , 44 lata

Nie będę już w pełni sprawna, ale mogę być samodzielna!

Zaczęło się od braku czucia w nogach, potem był ogromny ból kręgosłupa. Nogi coraz częściej odmawiały mi posłuszeństwa. Dowiedziałam się, że mam dużego guza rdzenia kręgowego w odcinku lędźwiowym i drugiego w odcinku piersiowym. Od tej diagnozy zaczął się dramat… Niestety, choć trafiłam do szpitala, nikt nie chciał się podjąć operacji. Lekarze mówili, że ryzyko uszkodzenia rdzenia w trakcie operacji jest zbyt duże. Powiedziano mi wprost - lepiej stopniowo tracić władzę w nogach, niż od razu trafić na wózek. Ja nie chciałam się z tym pogodzić… Znalazłam profesora, który podjął się operacji. Po samym zabiegu czułam się o niebo lepiej. Kilka dni chodziłam sama, aż nagle w jednej chwili przestałam. Okazało się, że potrzebna będzie kolejna operacja. Półtora roku później znów trafiłam na stół, jednak zabieg zakończył się nieszczęśliwie - zrobił się krwiak z uciskiem na rdzeń. To doprowadziło do porażenia nóg. Od tamtego czasu poruszam się na wózku… Na początku było najgorzej - nie miałam władzy nad całym ciałem, jednak dzięki ciężkiej pracy sprawność zaczęła wracać. Jednak dotychczasowa rehabilitacja była prowadzona z ramienia NFZ i polegała tylko i włącznie na biernych ćwiczeniach, przez co mój stan znacznie się pogorszył... Dziś jakoś sobie radzę, mam wózek, jestem w miarę samodzielna. W tym, czego nie daję rady zrobić sama, pomagają mi mąż i dzieci. Największy problem mam ze spastyką nóg… Mam ograniczone czucie, które jednak dzięki intensywnej rehabilitacji wraca! Ta jednak kosztuje… Chciałabym znaleźć pracę, jednak w moim obecnym stanie będzie to bardzo trudne… Dlatego walczę o jak największą sprawność i samodzielność. Abym miała szansę chodzić o własnych siłach, potrzebuję długiej i intensywnej rehabilitacji w specjalistycznym ośrodku.  Dlatego zwracam się do wszystkich ludzi dobrej woli, którzy chcieliby i mogliby wesprzeć mnie choćby najdrobniejszą wpłatą w celu umożliwienia odzyskania sprawności. Za każdą okazaną mi pomoc i zrozumienie bardzo dziękuję. Renata

17 621,00 zł ( 28,57% )
Brakuje: 44 049,00 zł
Michał Pacek
Michał Pacek , 26 lat

Michał prawie stracił życie w tragicznym wypadku. Walczymy o jego powrót do zdrowia!

To był piękny majowy dzień. Niedzielne popołudnie. Nic nie wskazywało na to, że będzie to najgorszy dzień w naszym życiu, dzień tragedii. Że zmieni wszystko na zawsze. Michał jechał samochodem z dziewczyną. Mieli wypadek, auto wyleciało z trasy. Michał wypadł z samochodu i z ogromnym impetem uderzył głową prosto o asfalt… Od tamtej chwili nic nie jest takie jak wcześniej. Michał doznał wielu urazów, w szczególności głowy. Doszło do zatrzymania krążenia. W bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala na OIOM – lekarze nie dawali nam żadnych szans na to, że przeżyje. Walka o życie trwała godzinami, a potem tygodniami. Syn przeszedł kilka operacji. Krwiaki, obrzęk mózgu… Całkowicie uszkodzony ośrodkowy układ nerwowy i w wyniku tego śpiączka... Codziennie budziliśmy się ze strachem, co przyniesie nowy dzień, czy nie jest tym, w którym widzimy naszego syna po raz ostatni… Lekarze byli pewni, że Michał umrze. Sugerowali tylko hospicjum. W tamtym momencie pozostała nam tylko modlitwa do Boga. Cała bliska rodzina czuwała przy łóżku Michała. Znajomi przychodzili do szpitala, aby być obok, wesprzeć nas w tym czasie. To był straszny czas, najgorszy w naszym życiu. Były chwile zwątpienia i totalnej rozpaczy. Po 3 miesiącach pobytu na OIOM-ie Michała przeniesiono do innego szpitala na oddział neurologiczny. Tam nastąpił przełom. Pomimo bardzo ciężkiego stanu nasz syn małymi kroczkami do nas „WRACAŁ”! Był jednak jak dziecko, jak niemowlę, które musi od początku uczyć się żyć… Michał nie umiał wykonać żadnej z podstawowych czynności: oddychania, jedzenia, picia, mówienia, siedzenia, ubierania.... Tego wszystkiego uczył się na oddziale rehabilitacyjnym przy pomocy fizjoterapeutów, pielęgniarek i naszej. W szpitalu syn spędził 9 miesięcy. Teraz jest w domu, tutaj też jest cały czas rehabilitowany. Przynosi to ogromne efekty. Michał mówi, jednak czasami myli słowa, ma problemy z pamięcią… Ogromny kłopot sprawia mu też równowaga. Zrobi kilka kroków tylko wtedy, gdy ktoś go podtrzymuje i pomaga mu iść. Rehabilitacja jest jego jedyną szansą na powrót do życia sprzed wypadku. Potrzeba wielu godzin ćwiczeń, tylko one mogą go postawić na nogi. Niedaleko nas otwarto Ośrodek Neurorehabilitacji. Ćwiczenia w nim są ogromną nadzieją dla Michała. Cieszy nas też to, że ośrodek jest blisko, nie będziemy musieli tracić czasu i pieniędzy na dojazdy. Za samą rehabilitację musimy jednak zapłacić. Michał to pogodny, uczynny, pracowity chłopak; nigdy nikomu nie odmówił pomocy. Ma 21 lat i kocha życie, jeszcze bardziej od chwili, kiedy nieomal go nie stracił. Jest bardzo zdeterminowany, chce ćwiczyć i walczyć, aby odzyskać sprawność i samodzielność. Coraz częściej pyta się o koszt rehabilitacji i martwi się, jak za to zapłacimy… Niestety rehabilitacja pochłonęła wszystkie nasze oszczędności. Nie mamy z czego zapłacić za dalsze leczenie syna. Bardzo prosimy o pomoc. Michał jest jeszcze taki młody, może wrócić do normalnego życia. Wiemy, że wykorzysta daną mu szansę i odpłaci się innym za pomoc. Każda złotówka to inwestycja w to, że Michał będzie mógł znowu być sprawnym człowiekiem, pracować, założyć rodzinę… Wierzymy, że dobro, które mu dasz, powróci do Ciebie ze zdwojoną siłą.

25 443,00 zł ( 37,13% )
Brakuje: 43 067,00 zł
Łukasz Majdan
Łukasz Majdan , 40 lat

Łukasz został zrzucony z wiaduktu kolejowego! Teraz walczy o powrót do sprawności

Życie Łukasza zniszczyła jedna chwila blisko 14 lat temu... W 2006 roku został napadnięty i zrzucony z wiaduktu kolejowego. Brzmi jak kiepski żart, ale to wszystko wydarzyło się naprawdę. Dzisiaj, choć minęło już tak wiele czasu, tamte wspomnienia wciąż powodują strach i niepewność. Ze zwykłego zdrowego chłopaka, Łukasz stał się osobą niepełnosprawną, która już do końca swoich dni będzie poruszała się jedynie za pomocą wózka inwalidzkiego. Łukasz miał wtedy 22 lata. Można śmiało powiedzieć, że stał na progu dorosłości. Wiele osób mówi, że to najlepszy wiek. Człowiek ma na wszystko jeszcze dużo energii i poczucie, że mógłby góry przenosić. Od tego feralnego dnia nic już jednak nie było takie, jak przedtem. Koszmar tamtych bolesnych chwil, będzie mu towarzyszyć już zawsze, ale jest coś, o co może walczyć — o sprawność. Na skutek  wypadku doznał urazu wielomiejscowego i wielonarządowego, między innymi kręgosłupa. Jest sparaliżowany, porusza się jedynie na wózku, ale to nie przeszkadza mu oddawać się swojej pasji, jaką jest wędkarstwo. Często można go spotkać nad brzegiem zbiorników wodnych z wędką w ręku i siecią pełną ryb. Łukasz codziennie walczy o to, by móc być samodzielnym, sprawnym człowiekiem. By to marzenie się spełniło, konieczna jest intensywna rehabilitacja. Koszty związane z leczeniem są duże dla pracującego człowieka, co dopiero dla osoby niepełnosprawnej... Wierzymy, że przyszłość Łukasza może być lepsza, dzięki ludziom, którzy nie są obojętni na potrzeby drugiego człowieka. Pomóż!

8 305,00 zł ( 38,76% )
Brakuje: 13 120,00 zł
Agnieszka Matuk
Agnieszka Matuk , 40 lat

Aby stan po udarze mózgu pozostał jedynie złym wspomnieniem.

Blisko 10 lat temu przeszłam niedokrwienny udar mózgu. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nagle, jakbym straciła władzę nad połową swojego ciała. Natychmiast zostałam zabrana do szpitala. Od razu trafiłam na intensywną terapię, a mój stan był ciężki. Miałam porażenie prawostronne z afazją motoryczną - nie mogłam się ruszyć ani mówić. Kiedy na człowieka w wieku 26 lat spada taki cios, przez głowę przechodzą najróżniejsze myśli i zwykle nie są kolorowe… Wszystko od tego momentu się zmieniło. Straciłam sprawność, samodzielność, możliwość decydowania o samej sobie. Człowiek na co dzień używa rąk i nóg, nawet się nie zastanawiając, jakby to było, gdyby nagle odmówiły posłuszeństwa. Dopiero kiedy przytrafia się tak przykra historia, jak udar, zaczyna się doceniać utracone zdrowie.  Od razu po tym zdarzeniu zostałam poddana rehabilitacji w tutejszym szpitalu. Na początku praktycznie wszystkiego musiałam nauczyć się od podstaw, zupełnie jak małe dziecko, które dopiero poznaje najbardziej potrzebne w życiu umiejętności. Ciężko ćwiczyłam, uczyłam się od nowa mówić, czytać i pisać. Rehabilitacja była bardzo ciężka, ale nie poszła na marne. Zaczęłam chodzić, mówić i wykonywać najprostsze codzienne czynności.  Jednak do tej pory mam problemy z ręką, która w dalszym ciągu jest niewładna. Dzięki Twojemu wsparciu chcę stanąć na nogi i bez przerwy się rehabilitować, co w moim przypadku jest bardzo ważne. To jedyna droga, trudno i monotonna. Nie mam jednak innego wyjścia. Mogłabym odpuścić i zrezygnować, ale wtedy bym straciła wszystko, co udało się do tej pory wypracować. Proszę o pomoc, jestem na dobrej drodze do całkowitego wyjścia ze stanu po udarze! Agnieszka

7 450,00 zł ( 29,17% )
Brakuje: 18 082,00 zł
Łukasz Pawlak
Łukasz Pawlak , 39 lat

Młody tata walczy o sprawność!

Często czytamy informację o wypadkach samochodowych, ale dopóki one nie dotyczą kogoś z naszych bliskich, zapominamy o nich już po kilku chwilach. O wypadku mojego syna nie zapomnę już nigdy… W jednej chwili Łukasz stracił zdrowie, sprawność, samodzielność. Tylko cud sprawił, że wciąż jeszcze jest z nami i nie muszę odwiedzać go na cmentarzu. Próbujemy poskładać tę potrzaskaną rzeczywistość na nowo, ale do tego potrzebna jest bardzo kosztowna rehabilitacja. Prosimy o pomoc! Był taki moment, że jego stan się poprawił i mogliśmy rozpocząć rehabilitację, ale obecnie sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu. Łukasz od kilku dni przebywa na oddziale intensywnej terapii w Krakowie z powodu problemów z oddychaniem. Na tym oddziale nie wolno robić zdjęć, dlatego też nie możemy Wam pokazać, w jakim stanie się znajduje. Nie zobaczycie rurki tracheostomijnej, nie zobaczycie respiratora, który pilnuje jego oddechu, nie zobaczycie młodego człowieka w sile wieku, który nigdy żadnej pracy nie unikał, a dzisiaj jest sparaliżowany i pełni zdany na opiekę obcych ludzi. Liczymy, że już wkrótce ten oddział stanie się tylko smutnym wspomnieniem i będziemy mogli przenieść syna do ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie specjaliści najwyższej klasy zrobią wszystko, żeby na nowo przywrócić go do życia. Kilka tygodni przed wypadkiem zostałam babcią, bo Łukaszowi urodził się synek. Wiem, że chciałby wziąć go na ręce, przytulić i być tatą z prawdziwego zdarzenia. Tym bardziej zależy nam, żeby jak najszybciej podjąć się terapii. Niestety, rehabilitacja w specjalistycznych ośrodkach kosztuje krocie. Nie jesteśmy w stanie samodzielnie opłacić tych zabiegów. A im więcej zrobimy teraz świeżo po wypadku, tym większa szansa na powrót do zdrowia. Dlatego założyliśmy tę zbiórkę i prosimy Was o pomoc. Wierzę z całego serca, że znajdziemy cudownych ludzi, którzy spojrzą łaskawie na Łukasza i będą chcieli nas wesprzeć. Bez tego wsparcia nam się po prostu nie uda... Bożena - mama

55 766,00 zł ( 51,39% )
Brakuje: 52 745,00 zł
Sławomir Syguła
Sławomir Syguła , 40 lat

Choroba, przeszczep wątroby i niepełnosprawność... Potrzebna pomoc!

Zachorowałem, potem odeszła ode mnie żona, zabierając wszystko. Z dnia na dzień zostałem z niczym, bez mojego ukochanego synka, za to ze śmiertelnie niebezpieczną chorobą. Jakoś muszę żyć dalej, bo co innego mi zostało? Staram się, jak mogę, choć jest ciężko… Nie prosiłem nigdy o pomoc, ale teraz stoję pod ścianą… Nigdy nie skarżyłem się na swoje zdrowie. Byłem zdrowy, pracowałem, miałem rodzinę. Nagle jednak zacząłem chudnąć, czułem się coraz słabiej. Poszedłem do lekarza. Już podstawowe wyniki krwi wykazały, że coś złego dzieje się ze mną. Zlecono mi dokładniejsze badania, które wykazały, że mam wirusowe zapalenie wątroby typu B. Dla mnie był to szok.  Trafiłem do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Nie było innej możliwości, tylko przeszczep wątroby, na który nie musiałem na szczęście długo czekać. Niestety, po nim nastąpiły komplikacje. Doszło u mnie do zapalenia mózgu i rdzenia kręgowego. Byłem bliski śmierci... Blisko 3 miesiące byłem w śpiączce. Z racji braku jakiejkolwiek rehabilitacji doszło u mnie do skostnień w biodrach. Lekarze mówili, że przez to nie będę w stanie chodzić, ale mój upór sprawił, że mogę poruszać się o kulach! To i tak wiele, choć tak odbiega od sprawności, którą odebrała mi choroba i brak rehabilitacji… Muszę często jeździć na wizyty lekarskie i kontrole. Mieszkam w maleńkiej miejscowości, a najbliższy lekarz jest kilkadziesiąt kilometrów. Chciałbym zebrać pieniądze na samochód dostosowany do moich potrzeb, abym mógł nim kierować bez używania nóg. Dla mnie taki wydatek jest ogromny, dlatego jestem zmuszony prosić o pomoc. Wiem, że proszę o wiele… Straciłem już jednak tak dużo, że ośmielam się prosić o jakiekolwiek wsparcie, by móc dalej walczyć o swoje zdrowie. Wierzę, że kiedyś jeszcze uśmiechnie się do mnie szczęście. Z góry dziękuję za każdą pomoc.  Sławek ➡️ doba.pl – Charytatywne zawody wędkarskie dla Sławomira:

17 947,00 zł ( 65,17% )
Brakuje: 9 590,00 zł
Franek Wierzchowski
Franek Wierzchowski , 18 lat

Potrącony przez samochód Franek otarł się o śmierć! Teraz walczy o powrót do zdrowia!

W takie historie ciężko uwierzyć. Czasem zdarzają się w książkach, niekiedy w filmach. Naszą napisało życie - ze wszystkimi wzlotami i upadkami. Ona wciąż się toczy, a każdy z Was może stać się jej częścią. Wystarczy, że zdecydujesz się dać Frankowi szansę.  Najgorsza wiadomość, jaką może usłyszeć rodzic. Zdarzył się nieszczęśliwy wypadek... - te słowa paraliżują. Franek wracał do domu rowerem, gdy na skrzyżowaniu został  potrącony przez pędzące auto. Został uderzony z tak ogromną siłą, że dosłownie przeleciał blisko 20 metrów. Zderzenie z samochodem a następnie asfaltem doprowadziło do konsekwencji, które były tragiczne w skutkach. Nasze dziecko omal nie zginęło na miejscu. Pogotowie zabrało Franka do szpitala i na OIOM-ie rozpoczęła się walka o jego życie. Początkowo nie wiedzieliśmy nic, a lekarze nie robili nam żadnych nadziei. Ta niepewność była najgorsza. Codzienne wielogodzinne wizyty w szpitalu, przyśpieszone bicie serca podczas rozmów telefonicznych z lekarzem dyżurnym i obezwładniający strach, że tym razem lekarze nie będą mieli dla nas dobrych informacji. Patrzyłem na mojego syna, który miał przed sobą przyszłość, sportowe sukcesy, dalekie podróże. Jedna chwila, wypadek zniszczyły wszystkie nadzieje. Sprawiły, że całe rodzinne życie przestało biec ustalonym wcześniej torem. Wszystko podporządkowaliśmy walce - najpierw o życie, a później o zdrowie i sprawność Franka. Jakiś czas po wypadku mieliśmy wrażenie, że nawiązaliśmy kontakt. Uchylone oczy, a za nimi być może świadome spojrzenie, potem pierwsze gesty, uścisk dłoni. Nasza radość nie miała końca. I choć lekarze przestrzegali nas przed popadaniem w euforię, to było niezmiernie trudne. Bo są momenty, w których emocje biorą górę, a serce zdecydowanie przeważa nad rozumem. Życie szybko zweryfikowało początkowy optymizm, okazało się, że pierwsze symptomy świadczące o wybudzeniu ze śpiączki znikają jeszcze szybciej niż się pojawiają. Każda uciekająca umiejętność była dla nas jak cios prosto w serce. Rozmowy, o których syn zupełnie nie pamiętał, a które były dla nas sygnałem, że wszystko wraca do normy. Wynik tej gry wciąż nie był przesądzony. Mecz trwał w najlepsze, a dla nas liczył się tylko jeden wynik.  Po ponad miesięcznym pobycie w szpitalu, nasz syn został przewieziony do kliniki wybudzeniowej. Pobyt w Klinice Budzik miał być dla nas nadzieją na odzyskanie przez Franka pełnej sprawności. Kiedy tam szliśmy syn był w bardzo złym stanie, a o rokowaniach nikt nie chciał mówić otwarcie. Tymczasem kolejne miesiące przynosiły mniejsze i większe postępy. Każdy z nich był dla nas najlepszą wiadomością i nadzieją na to, że Franek niebawem wróci do pełni sił. Niestety, obecnie sytuacja wciąż jest poważna, a syn wymaga ciągłej opieki, rehabilitacji, zajęć. Ich przerwanie nie wchodzi w grę, ta strata może doprowadzić do tego, że stracimy nie tylko to, co Franek wypracował ciężką pracą, ale także szansę na kolejne postępy. Nie możemy na to pozwolić! Niestety, dowiedzieliśmy się, że nasz pobyt w klinice niebawem dobiegnie końca, a wtedy sprawa stanie się poważna. Bo zmiana miejsca, zapewnienie mu najlepszej opieki będzie wiązało się z ogromnymi kosztami. To kwoty rzędu kilkunastu lub kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie!  Na początku marca 2020 roku opuściliśmy Klinikę Budzik i teraz od podstaw musimy stworzyć mu plan leczenia, rehabilitacji i funkcjonowania w „nowym” życiu. Franek zamienił kort tenisowy na salę rehabilitacyjną, aktywne życie na walkę o możliwość samodzielnego poruszania rękami i nogami. Jego oryginalny styl bycia, cięty dowcip zastąpiło poszukiwanie odpowiednich słów i wspomnień, które czasem zwyczajnie ulatują. Jesteśmy w tej walce razem - wszystko zostało podporządkowane temu, by skutki tego fatalnego wypadku nie zdominowały kolejnych lat życia Franka. Największe marzenie to powrót do pełni sił, samodzielnego funkcjonowania, do chodzenia a może kiedyś biegania. Na chwilę obecną to nie jest bliska perspektywa... Właśnie dlatego dziś prosimy o wsparcie dla naszego syna!  Dla Franka nie wszystko stracone. Nasz syn, nauczony sportowymi zasadami, zawsze walczy do końca. Jednak w tym meczu nie może na boisku stać sam, potrzebuje osób, które pomogą mu w osiągnięciu najważniejszego zwycięstwa.

134 053 zł
Emil Marczak
Emil Marczak , 14 lat

Pomóż Emilkowi zrozumieć świat. I być zrozumianym...

Emil - nasze szczęście, wyczekany cud. Od urodzenia był taki cichutki, zamknięty w sobie. Sądziliśmy, że taki po prostu jest - spokojny, nieśmiały. Wielu rodziców może zazdrościć takiego dziecka, które nie sprawia żadnych problemów. Z czasem okazało się jednak, że to nie charakter Emilka, a choroby i dolegliwości, których nikt wcześniej nie podejrzewał… Gdy synek miał 2 latka i nie nawiązywał kontaktu z rówieśnikami, a do tego nie mówił za wiele, zaczęliśmy się niepokoić. Pojechaliśmy do lekarza. Już wstępne badania potwierdziły u synka autyzm, opóźnienie psychoruchowe i nadpobudliwość. To było jak cios prosto w serce... Wiedzieliśmy, że na zaburzenia synka nie ma magicznego lekarstwa, które go wyleczy. Od dnia diagnozy walczymy o każdy postęp i o to, by Emil mógł być kiedyś samodzielny. Cały czas jest pod opieką specjalistów, psychologów i terapeutów, każdy dzień to ciężka praca. Dzieciństwo Emila powinno być pełne beztroski i radości. Jednak jeśli teraz nic nie zrobimy, przyszłość synka będzie zdecydowanie trudniejsza! Choć mogłoby się wydawać, że limit nieszczęść się wyczerpał, dwa lata temu doszła kolejna diagnoza; choroba, która przeraża nas najbardziej - padaczka. Każdy napad sieje spustoszenie, odbierając mozolnie wypracowywane efekty terapii. Po takim ataku Emilek bardzo długo dochodzi do siebie, jego kondycja jest jeszcze bardziej osłabiona... Gdy dowiedzieliśmy się o tym, jak pozytywne skutki niesie za sobą podanie komórek macierzystych, zainteresowaliśmy się tematem. Okazało się, że w przypadku Emilka też byłaby możliwość przeprowadzenia przeszczepu! Syn zakwalifikował się do takiego podania, jednak jego koszty są dla nas ogromnym obciążeniem finansowym. Do tego dochodzą koszty standardowej terapii, które rodzice muszą pokrywać samodzielnie. Sami jesteśmy osobami ze stopniem niepełnosprawności, mamy przyznane rentę i zasiłek. Z tego żyjemy… Przy takich dochodach nie będziemy w stanie sami opłacić Emilowi leczenia, dlatego z całego serca prosimy o wsparcie. Z góry dziękujemy za szansę, jaką dajecie naszemu dziecku! Rodzice Emila

4 705,00 zł ( 6,71% )
Brakuje: 65 359,00 zł