Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dawid Staniszewski
Dawid Staniszewski , 16 lat

Dla Dawida nowy wózek to szansa na lepsze życie!

„Kocham Cię, mamo”. Każda matka odczuwa nieopisaną radość, gdy słyszy te słowa, z ust małego człowieka, którego wydała na świat i od pierwszych dni z czułością pielęgnowała. Chociaż wiem, że nigdy nie usłyszę tego od Dawida, bo choroba sprawiła, że nie potrafi mówić, to w każdym jego geście, w każdym spojrzeniu, widzę jego miłość. Synek jest dla mnie wszystkim i staram się dać mu wszystko, co najlepsze. Dzień narodzin Dawida zawsze będę wspominać ze łzami w oczach. Niestety nie są to łzy radości, lecz rozpaczy i strachu o życie synka. Niedotlenienie spowodowane owinięciem pępowiną nieomal zamieniło radość z narodzin w żałobę. Na szczęście udało się wyrwać Dawida z rąk śmierci. Po powrocie ze szpitala, przez siedem kolejnych miesięcy wraz z mężem żyliśmy w nieświadomości konsekwencji tych feralnych wydarzeń, które wkrótce miały wywrócić nasze życie do góry nogami. Dawidek z pozoru rozwijał się prawidłowo. Rósł, przybierał na wadze, był pogodny. Nasz niepokój budziły tylko nietypowe dla tak małych dzieci ruchy głowy i kończyn. Chociaż baliśmy się złych wieści, postanowiliśmy sprawdzić, czy prawidłowy rozwój naszego synka nie jest zagrożony. Diagnoza dosłownie ścięła nas z nóg. Dawid ma mózgowe porażenie dziecięce i nigdy nie będzie zdrowy! Dotychczasowe spokojne życie skończyło się, a zaczęła się walka o sprawność synka. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogłabym się poddać! Wiedziałam, że przede mną najtrudniejszy okres w moim życiu, ale byłam gotowa oddać wszystko, żeby tylko pomóc mojemu jedynemu, ukochanemu synkowi. Dziś Dawid ma 11 lat. Choroba uwięziła go w jego ciele - sprawiła, że nie może chodzić i mówić. Pisanie przychodzi mu z wielkim trudem, a jedynym sposobem porozumiewania się są obrazki i gesty. W głębi duszy jest jednak zwyczajnym nastolatkiem, który nie unika kontaktu z rówieśnikami, rozwija swoje zainteresowania i dużo się uśmiecha! Czasem zastanawiam się, skąd mój syn czerpie siłę do życia… Nie wiem, czy gdybym była na jego miejscu, dałabym radę wykrzesać z siebie, choć niewielką część pozytywnej energii, którą Dawid zaraża całe swoje otoczenie! To on każdego dnia uczy mnie, jak z uśmiechem iść przez życie, pomimo przeciwności! Nasza miłość i jego siła jednak nie wystarczą… Dawid od wczesnych lat musi przechodzić intensywną, bolesną rehabilitację i będzie na nią skazany przez całe życie. Podobnie jak na wózek, w którym codziennie spędza kilkanaście godzin. Wraz z upływem lat zmieniają się jego potrzeby. Dawid potrzebuje nowego wózka, ponieważ ten, którego używa obecnie, jest już za mały i w złym stanie technicznym. Nie ma także odpowiednich możliwości regulacji, przez co syn bardzo szybko się w nim męczy, a sam nie jest w stanie zmienić pozycji. Niestety koszt takiego wózka znacznie przekracza nasze możliwości, podobnie jak zapewnienie mu regularnej rehabilitacji zachowawczej, która zapobiega powstawaniu przykurczów mięśni. Walka o Dawida trwa już kilkanaście lat i będzie trwała, dopóki starczy nam sił. Miłość, którą wraz z mężem darzymy naszego synka, sprawiła, że pomimo przeciwności, potrafiliśmy uczynić jego życie lepszym. Niestety sama miłość nie wystarczy, aby zapewnić Dawidowi godne życie bez niewygody i bólu. Dlatego prosimy Was o wsparcie! Wierzymy, że wspólnymi siłami uda się osiągnąć cel i sprawić, by na twarzy naszego synka jak najczęściej gościł uśmiech! Mama Dawida

6 089,00 zł ( 17,47% )
Brakuje: 28 752,00 zł
Andrzej Bukowski
Andrzej Bukowski , 54 lata

Bez nogi straciłem sens życia! Twoja pomoc to moja jedyna nadzieja

Całe życie w drodze. Realizacja planów, ambicji i mniejszych marzeń. Te większe zwykle przekładane na lepszy czas. W końcu nadejdzie powtarzałem sobie to niemal nieustannie… Teraz o przyszłość muszę zawalczyć. Tego planu nie mogę odłożyć na potem.  Mam 50 lat. Od kilkunastu lat zmagam się z cukrzycą. Kiedy usłyszałem diagnozę nie spodziewałem się, że choroba tak bardzo wpłynie na moje życie, jednak w miarę upływu czasu nauczyłem się z nią żyć. To było wyzwanie, bo to jak życie w ciągłym reżimie. Z czasem restrykcje stają się zwyczajne i przestają dziwić. Niestety, z biegiem czasu pojawiły się kolejne problemy zdrowotne: zacząłem zmagać się z komplikacjami kardiologicznymi, ale wciąż byłem pod opieką lekarza specjalisty, który zapewniał, że regularne badania i leki przyjmowane na stałe pozwolą mi na zachowanie dobrej formy. Niestety, moje ciało zmęczone chorobami jest znacznie bardziej podatne na urazy, a leczenie bywa wyzwaniem. W moim przypadku niegroźne skaleczenie okazało się przyczyną życiowej tragedii. Zupełnie przypadkiem zraniłem się w palec u stopy, moja noga była w coraz gorszym stanie, ale regularne wizyty u specjalisty i zmiany opatrunków dawały nadzieję na szybką poprawę. Ta jednak nie następowała… Dopiero po kilku miesiącach, kiedy ból był nie do zniesienia, trafiłem do szpitala. Okazało się, że to, co zaproponował lekarz było niewystarczające i przyniosło więcej szkody niż pożytku. To był początek mojego dramatu. Czas na ratunek się skończył, pozostała ostateczność - amputacja.  Utrata nogi to dla mnie jak osobisty koniec świata. Nagle, czynności, które na co dzień przychodziły naturalnie, stały się wyzwaniem. Nie mogę pracować, nie mogę żyć tak jak dotychczas. Zostałem pozbawiony realizowania mojej największej pasji - jazdy na motocyklu. Nie mogę poczuć znów tej wolności, nie poczuję na twarzy powiewu wiatru przy rosnącej prędkości. “Nie mogę” na stałe weszło do mojego słownika. I mimo ogromnych chęci i wielkiego zaangażowania zdaję sobie sprawę z jednego - jeśli nie znajdę pomocy, na pokonanie tych barier nie będę miał szans.  By przełamać pierwszą z nich potrzebuję ogromnej kwoty, od której zależy moja przyszłość! Tylko specjalistyczna proteza daje możliwość stanięcia na własnych nogach, pokonania przeciwności. To moja przepustka do samodzielności i powrotu do życia! Potrzebuję twojej pomocy! Sam nie dam rady pokonać bariery, która pojawiła się na drodze, a z tobą mogę odzyskać to, co wydawało się, że zniknęło bezpowrotnie. Proszę o jedną szansę… Gdy ktoś odbiera ci coś tak ważnego jak możliwość samodzielnego decydowania o sobie, tracisz coś znacznie ważniejszego. Los nie był dla mnie łaskawy i boleśnie mnie doświadczył, ale wierzę, że to tylko chwilowe, że niebawem się podniosę. Wierzę też, że dobro, które mi podarujesz, wróci! Jeśli wierzysz w moc drugiej szansy, proszę pomóż!

7 010,00 zł ( 9,23% )
Brakuje: 68 873,00 zł
Anna Osińska
Anna Osińska , 41 lat

Operacja nowotworu mózgu zamieniła się w walkę o życie i zabrała mi sprawność! Pomóż mi ją odzyskać!

Priorytety w moim życiu zmieniły się diametralnie po operacji usunięcia torbieli z okolic pnia mózgu we wrześniu 2017 roku. Po tygodniu konieczna była reoperacja z powodu wycieku płynu mózgowo-rdzeniowego, po której okazało się, że w płynie tym znajduje się jedna z najgroźniejszych na świecie, antybiotykooporna bakteria Acinetobakter Baumanni. Moje życie było poważnie zagrożone, przeszłam bardzo ostre, wielotygodniowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, po którym konieczna była trzecia operacja, wstawienia zastawki komorowo-otrzewnowej z powodu wodogłowia. Niestety w wyniku utrzymującego się wiele tygodni silnego stanu zapalnego nerwy w dolnym odcinku rdzenia kręgowego zostały uszkodzone. W styczniu 2018 r. całkowicie nie miałam władzy i czucia w nogach, nie byłam w stanie sama siedzieć, ani sama przekręcić się  na drugi bok. Byłam całkowicie zależna od innych, potrzebowałam pomocy przy wszystkich podstawowych czynnościach: ubieranie, toaleta, mycie, przygotowywanie posiłków... Nie poddałam się mimo pesymistycznych opinii lekarzy i od razu rozpoczęłam intensywną rehabilitację. Minęło 2 i pół roku moich codziennych zmagań z niepełnosprawnością. Za mną setki dni ćwiczeń, miesiące spędzone poza domem. Na szczęście mój stan powoli, ale systematycznie się poprawia. W dalszym ciągu poruszam się na wózku inwalidzkim, jednak jestem już w stanie przejść niewielką odległość przy pomocy chodzika. Małymi „krokami” dochodzę do upragnionego celu: lepszej sprawności i niezależności. Teraz już nie mogę się poddać i każda godzina ćwiczeń jest na wagę złota. Niestety, na termin na oddziale NFZ trzeba bardzo długo czekać i tak naprawdę udaje mi się dostać raz w roku na 2-3 tygodniowy turnus, gdzie przysługuje maksymalnie 1 godzina ćwiczeń dziennie. To jest kropla w morzu potrzeb. Aby były efekty, muszę ćwiczyć codziennie, po kilka godzin, tyle na ile tylko wystarcza siły. Marzę o powrocie do pracy, chciałabym być na tyle samodzielna, by nikogo nie obciążać swoją niepełnosprawnością. Żeby to się udało, potrzebna mi jest teraz Wasza pomoc. Zwracam się z prośbą o wsparcie w mojej dalszej walce, o umożliwienie mi kontynuowania leczenia i rehabilitacji z wykorzystaniem egzoszkieletu, którym dysponuje tylko kilka specjalistycznych ośrodków w Polsce. Każdy 2-tygodniowy pobyt w takim ośrodku to koszt około 8 tysięcy złotych. Dzięki dotychczasowej pomocy Darczyńców mogłam już kilkukrotnie skorzystać z tego urządzenia i za każdym razem przynosi to nadzwyczajne efekty. Bez Waszego zaangażowania i chęci pomocy nie byłoby to możliwe, dlatego z całego serca DZIĘKUJĘ i jednocześnie PROSZĘ o dalsze wsparcie i pomoc. Będę bardzo wdzięczna za każdą, nawet najmniejszą kwotę i udostępnienie mojej zbiórki. Anna

18 817,00 zł ( 70,97% )
Brakuje: 7 697,00 zł
Patryk Kabziński
Patryk Kabziński , 23 lata

Potrzebne pilne leczenie stomatologiczne dla Patryka!

Prawie 19 lat cierpienia i codziennej walki. Życie pełne przerażającej niepewności. Skąd brać siłę? Kogo się poradzić? Patryk jest jednym z czwórki, a zarazem najstarszym  zmagającym się z duplikacją genu MECP2 chorym w Polsce. Jego ciało niszczy nie tylko choroba… Przyjmowane przez lata leki doszczętnie zniszczyły jego uzębienie. Na tego przeciwnika nie ma złotego środka, nie ma lekarstwa. Patryk zmaga się z rzadką przypadłością, którą jest duplikacja genu MECP2. Wywołała ona u Patryka szereg schorzeń, rujnujących jego zdrowie. Patryk jest niepełnosprawny intelektualnie, nie mówi i cierpi na zaburzenia chodu. Prześladują go też nawracające infekcje dróg oddechowych.  Jedynym sposobem na utrzymanie Patryka w dobrej formie jest rehabilitacja. Wykańczająca, bolesna rehabilitacja. Ta refundowana, to jedynie kropla w morzu potrzeb. Od lat Patryk korzysta z pomocy prywatnych ośrodków, których usługi są szalenie drogie. Jednym z objawów duplikacji genu MECP2 u niektórych chorych jest padaczka. Cierpi na nią również Patryk. Podczas jednego z ataków stracił trzy zęby. Leki, które przyjmuje Patryk osłabiły jego dziąsła, spowodowały liczne ubytki i stany zapalne. Niewiele zatem potrzeba, żeby stracił też resztę uzębienia. Jeśli leczenie stomatologiczne nie zostanie podjęte szybko, utraty zębów nie uda się już zatrzymać. Udało nam się znaleźć odpowiednią klinikę, która podejmie się wykonania zabiegów. Niestety leczenie nie jest refundowane, więc koszty są ogromne. Pierwszy zabieg Patryk ma już za sobą. Udało się go sfinansować dzięki pomocy anonimowego darczyńcy. Udało się wykonać tomografię komputerową, usuwanie kamienia nazębnego, piaskowanie, polerowanie i fluoryzację. Teraz czeka go najtrudniejsze - leczenie prawie wszystkich zębów! Konieczne będzie też zastosowanie kosztownej narkozy, bo bez niej Patryk nie wytrzyma trudów zabiegu. Patryk do urodzenia zmaga się z ciężką chorobą, która uniemożliwia mu normalne życie. Przez chorobę cierpi praktycznie każdy aspekt jego życia. Nasza codzienność to ciągła walka - o sprawność Patryka, o środki na rehabilitację, o zapewnienie mu godnych warunków życia. A przede wszystkim o to, żeby na jego ustach, pomimo przeciwności, gościł uśmiech. A Wy możecie sprawić, że uśmiech Patryka będzie nie tylko szczery, ale także piękny, bez ubytków. Bliscy Patryka     ____________________________ WIĘCEJ INFORMACJI O PATRYKU ____________________________ Obserwuj profil Patryka na FACEBOOKU Możesz wesprzeć Patryka przez LICYTACJE

33 754,00 zł ( 30,86% )
Brakuje: 75 608,00 zł
Mariusz Szrek
Pilne!
Mariusz Szrek , 42 lata

Wakacje, które zmieniły się w horror - ratujemy życie Mariusza!

Rodzinne wakacje zmieniły się w horror!  Mariusz w Chorwacji walczy o życie! Jest sam w szpitalu! Ubezpieczyciel odmówił opłacenia leczenia. Rachunek rośnie z każdym dniem… Błagamy o pomoc! Nie wiemy, jak duże to będą koszty, jednak sam transport medyczny do domu przekroczy 100 tysięcy… Jesteśmy zrozpaczeni. Jako matka z całego serca proszę o pomoc dla Mariusza - najlepszego syna na świecie. Nie możemy się poddać! Mój ukochany syn Mariusz już 15 lat mieszka w Wielkiej Brytanii. Wyjechał tam do pracy w nadziei na lepszą przyszłość i tam już został. Każda chwila, kiedy jesteśmy razem, jest dla mnie bezcenna, bo nie mogę widzieć go na co dzień. W tym roku Mariusz zaskoczył mnie jeszcze bardziej, zabierając na rodzinne wakacje do Chorwacji. Tak bardzo cieszyłam się na ten wyjazd - w końcu mieliśmy czas dla siebie, czas na odpoczynek i beztroskę.  Tymczasem wypoczynek naszych marzeń zakończył się tragedią... Mariusz uwielbia nurkować. Niejeden raz zanurzał się w głębinach, aby podziewać podmorskie rafy. Zawsze uważał i nigdy nic złego się nie stało. Do teraz.  Syn uległ wypadkowi podczas nurkowania. Doznał choroby dekompresyjnej. Jej skutkiem jest paraliż czterokończynowy. Musiał zostać zabrany do szpitala w Splicie. Tam został umieszczony w komorze hiperbarycznej, która uratowała mu życie. Przebywa tam do dzisiaj, walcząc o każdy dzień. Sprawa komplikuje się, ponieważ ubezpieczyciel odmówił nam wypłaty, chociaż Mariusz miał wykupioną polisę również na wypadek podczas nurkowania! Powiedzieli nam jednak, że ubezpieczenie obejmowało nurkowanie do 30 metrów, a Mariusz ponoć nurkował do 40 metrów... Dla nas to absurd, ale sprawy z ubezpieczycielem mogą ciągnąć się w nieskończoność. Tymczasem dla nas każdy dzień jest na wagę życia! Niestety, koszty pobytu w szpitalu i komory musi pokryć z własnej kieszeni. Na tę chwilę dług wynosi już kilka tysięcy euro i z każdą godziną się powiększa... Proszę o pomoc! Musimy zebrać środki na opłatę za szpital i transport do Wielkiej Brytanii. Boję się, że lekarze przerwą leczenie, jeśli za nie zapłacimy, a wtedy Mariusz zostanie pozbawiony powrotu do zdrowia! W Splicie syn jest teraz zupełnie sam. Ja musiałam wrócić do domu ze względu na stan zdrowia. Rodzina i przyjaciele robią wszystko, by zebrać jak najwięcej środków, by sprowadzić Mariusza do domu! Bez Was jednak się nie uda… Mój syn to człowiek bardzo aktywny, przyjacielski, empatyczny, pomocny i  wieczny optymista. Od lat wspiera mnie i moją córkę finansowo i duchowo, to najlepszy syn, brat, wujek na świecie… Dziś to my musimy zrobić wszystko, by mu pomóc. By dobro, które od lat wysyłał w świat, miało szansę do niego wrócić. Taka tragedia może spotkać każdego z nas. Wtedy bez pomocy innych, często obcych osób, jesteśmy bezradni… Bardzo proszę, pomóżcie nam... Teresa, mama Mariusza

99 966 zł
Zuzia Kulesza
Zuzia Kulesza , 18 lat

Zuzia codziennie walczy o swoją sprawność. Pomóż, by ta walka była odrobinę prostsza...

Zawsze kiedy patrzę na moją córkę, widzę dziewczynkę, która walczy. Podziwiam jej siłę i determinację w codziennym życiu. Dzięki swojej bardzo ciężkiej pracy Zuzia chodzi – wywalczyła to tysiącami godzin na salach rehabilitacyjnych. By tego nie straciła, musimy kontynuować rehabilitację. Niestety jej koszt czasem nas przerasta, dlatego jako mama Zuzi proszę Was o pomoc. Nie jest łatwo żyć z dziecięcym porażeniem mózgowym – to setki wyrzeczeń i utrudnień, z którymi trzeba się zmagać na co dzień. Przez chorobę Zuzia ma niewłaściwe napięcie neuromięśniowe, dodatkowo stwierdzono u niej dyzartirę, czyli zaburzenie mowy, które utrudnia jej komunikowanie się z otoczeniem.  Przez ciężką pracę na salach rehabilitacyjnych udowodniła, że mimo choroby, wiele rzeczy jest możliwych. Teraz, choć jeszcze niesfornie, chodzi samodzielnie, biega, a czasem tańczy. Zuzia ma dzisiaj 17 lat, już wchodzi w dorosłość, a ja tak bardzo bym chciała, by weszła w nią, jako pewna siebie kobieta. By mogło tak być, chcę zapewnić jej jak najlepszą pomoc – zarówno rehabilitację ruchową, jak i zajęcia z neurologopedą, które pomagają jej rozwijać mówienie. Nie mogę dopuścić do tego, by Zuzia straciła to, na co tak ciężko przez całe życie pracowała. Nie mogę pozwolić na to, aby pieniądze stanęły na drodze po jej sprawność i samodzielne funkcjonowanie. Dlatego z całego serca proszę – Proszę, pomóż sprawić, by choroba, z którą Zuzia przyszła na świat, nie zniszczyła jej życia, Mama

11 302,00 zł ( 42,49% )
Brakuje: 15 294,00 zł
Waleria Drobinko
Waleria Drobinko , 21 lat

Dramatyczny apel matki❗️Bez ratunku jej córeczkę spotka kalectwo i cierpienie!

Ręce i nogi, chude jak patyczki, wykręcone we wszystkie strony… Zdeformowane ciało, które nie słucha. Bolesne przykurcze i to, co najbardziej łamie moje serce, serce matki – jej cierpienie… Krzyk bólu i łzy. Dałabym mojej córeczce wszystko. Dlaczego okrutny los pozbawił ją tego, co najważniejsze – zdrowia? Dlaczego muszę patrzeć na jej cierpienie? Waleria ma 17 lat. Powinna teraz chodzić do liceum, spotykać się z koleżankami, rozwijać swoje pasje, planować przyszłość… Sama myśl o tym, jakie życie mogłaby mieć, gdyby tylko była zdrowa, tak bardzo boli… Trzymam na rękach moją prawie dorosłą córkę ze świadomością, że nigdy się tak nie stanie. Waleria jest więźniem swojego chorego ciała… Waleria urodziła się z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym, wodogłowiem, ma niedowład nóg, silną spastykę oraz zanik mięśni… Uszkodzenie układu nerwowego spowodowało nieodwracalne i trwałe kalectwo. Od narodzin Walerii życie całej naszej rodziny koncentruje się wokół niej i walki o jej zdrowie… Rytm każdego dnia wyznacza opieka nad córką. Robimy wszystko, by na jej buzi jak najrzadziej gościł grymas bólu, a jak najczęściej uśmiech… Patrzę na jej bezwładne ręce, nieruchome nogi i zastanawiam się, dlaczego to się stało, dlaczego musi cierpieć, a ja nie jestem w stanie żadną siłą sprawić, by to cierpienie było choć odrobinę lżejsze. Robię, co tylko się da, by jej życie nie było związane jedynie z leczeniem, chorobą, wiecznymi badaniami, ale nie jest mi łatwo... Od 16 lat walczę o to, by Lercia wyzdrowiała… By miała namiastkę tego, co zdrowe dziecko. Rehabilitacja, masaże, medycyna tradycyjna i niekonwencjonalna… Wszystko, co tylko daje jakąkolwiek nadzieję. Tysiące godzin spędzonych na zajęciach, w gabinetach, poczekalniach u lekarza… Wszystko dla niej. Wszystko w większości bez efektu… Szukając ratunku dla dziecka, kontaktowałam się z lekarzami na całym świecie. Jeździłam wszędzie, pokonując strach, barierę językową, udowadniając, że niemożliwe nie istnieje. Matka pójdzie nawet do piekła, by dać dziecku kawałek nieba… Dopiero w Chinach znalazłam klinikę, w której udało się pomóc Lerci. Szpital Chorób Mózgu w Yunchen jest naszą ostatnią nadzieją… Lercia bardzo dobrze zareagowała na leczenie i są pierwsze efekty! Łzy płyną z oczu, w końcu nie z bólu, nie ze strachu, ale ze szczęścia. Wiem, że nie stanie się cud i Waleria zapewne nigdy nie będzie samodzielnie chodzić… Jest jednak szansa, by mogła sama siadać i poruszać się przy pomocy chodzika. To szansa, której nie możemy zaprzepaścić! Straszna jest świadomość, że życie dziecka zależy od Ciebie... Jeśli nie dam jej pić albo jeść, ona będzie spragniona i głodna... Jeśli jej nie ubiorę, nie wykapię, nie przewinę, sama tego nie zrobi. Prawie nie wychodzę z domu, a gdy już muszę wyjść, wracam do domu jak najszybciej, w ogromnym strachu… Wiem, że Lera jest sama i czeka na mnie. Gdyby coś się stało, jest zupełnie bezbronna… Moja córka… Mój skarb… Moja duma, moja radość, moja gwiazda… Codziennie dążę do tego, żeby była zdrowa i szczęśliwa. Tak bardzo ją kocham… Codziennie modlę się, aby Bóg obdarzył ją swoim błogosławieństwem… Aby zabrał jej ból, aby dał jej wiele wspaniałych lat życia. Wiem, że nie dam rady sama zabrać z jej barków ciężaru choroby, ale cały czas wierzę w to, że ból może być mniejszy, a życie nawet z chorobą na swój sposób piękne. Koszty leczenia są jednak dla mnie zbyt duże… Znalazłam szpital, w którym mogą pomóc Walerii, ale nie stać mnie na to, by zapłacić za ratunek! Zrobiłabym dla mojej córki wszystko, dlatego błagam o pomoc… Nie mogę się poddać, nie teraz…

9 471,00 zł ( 14,14% )
Brakuje: 57 509,00 zł
Ada Wojciechowska
Ada Wojciechowska , 24 lata

Mama i brat Ady nie żyją! Dziewczyna została sama w walce o zdrowie i godne życie! Ratunku!

Historia Ady i Patryka wstrząsa – oboje są bardzo poważnie chorzy i oboje okrutnie pokrzywdzeni przez los. W maju bieżącego roku zmarła ich mama – zostali zupełnie sami, w rozpadającym się domu, z ciężkimi chorobami, które niszczą ich życia. Jako sąsiedzi codziennie widzimy ich dramat, dlatego chcemy zrobić wszystko, co możliwe, aby im pomóc – aby uczynić ich życie choć odrobinę łatwiejszym... Dystrofia mięśniowa Duchenne'a i zespół Marfana – u Patryka to wyrok, który oznacza postępujący, nieodwracalny zanik mięśni. Chłopak ma do tego wadę serca, wadę wzroku, wadę układu kostnego, problemy z mową.  Z racji tego, że choroba jest genetyczna, zalecono przeprowadzenie badań również u Ady.  Zdiagnozowano „tylko” zespół Marfana, co oznacza, że Ada ma wadę wzroku, również wrodzoną wadę serca oraz padaczkę z napadami przesennymi. Niestety – choroby to tylko jeden z problemów. Ich sytuacja jest tragiczna na każdej płaszczyźnie.  18 maja bieżącego roku zmarła ich mama – pani. Ojciec od 2 lat jest w areszcie, nie interesuje się ich losem. Ada i Patryk zostali więc sami. Bez rodziny, bez pomocy. Ciężko chorzy, wymagający opieki, rehabilitacji i pomocy w codziennym życiu. Obecnie mieszkają w walącym się domu na wsi, nad którym ciąży kredyt. Za chwilę zapuka komornik i znajdą się na ulicy. Są załamani... Ada ma obecnie 19 lat, Patryk – 18. Chcielibyśmy znaleźć dla nich spokojny kąt – mieszkanie, w którym zaczęliby życie od nowa. Potrzeba również psychologa, prawnika (ze względu na skomplikowaną sytuację prawną) i środków do życia. Ada i Patryk poważnie chorują – potrzeba na leki i rehabilitację i codzienne życie. Mają ogrom potrzeb, a skromna renta to tylko kropla w morzu... Za chwilę trzeba zakupić węgiel na zimę, wprawić szyby w drewnianych, zmurszałych oknach. Chcielibyśmy wysłać Adę i Patryka do jakiegoś ośrodka na turnus rehabilitacyjny, żeby się oderwali od tego środowiska, trochę odetchnęli i przy okazji skorzystali z zabiegów rehabilitacyjnych, ale jest to kolejny spory wydatek... Nie wiemy, czy któryś dorosły i zdrowy człowiek poradziłby sobie z takimi problemami… A co dopiero dwójka chorych nastolatków. Wszyscy dookoła angażujemy się w pomoc, ale to nie wystarcza. Potrzeba całej armii ludzi o wielkich sercach, by zapewnić wsparcie adekwatne do potrzeb. Prosimy, pomóż, nie zostawiaj ich samych w taj tragedii... Sąsiedzi i przyjaciele Ady i Patryka

11 695 zł
Jerzy Bruzda
Jerzy Bruzda , 61 lat

Nie poddamy się w walce o nowe życie.. Rodzina walczy o powrót Jerzego!

Całe życie w ruchu, właściwie nigdy się nie zatrzymywał. Czasem żartowaliśmy, że nie sposób sprawić, by Jerzy stał w miejscu. A teraz patrzę na niego, jak leży, a wszelki ruch jest poza nim. Odbywa się wszędzie dookoła, ale nie tam, gdzie potrzeba najbardziej. Dla niego każdy samodzielny obrót jest niczym wspinaczka na najwyższy szczyt,  Kochał muzykę, pielęgnację roślin, a rodzinę zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Lubił pomagać, zawsze był gotowy nieść wsparcie innym. Choć sam miał niewiele, wiedział doskonale jak ważne jest to, by otrzymanym dobrem dzielić się z innymi. Znali go właściwie wszyscy. A dla nas był opoką i niesamowitym wsparciem dla całej rodziny. Wciąż przeraża mnie to, że o moim mężu mówię w czasie przeszłym. Niestety, wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich tygodniach były dla nas bolesnym doświadczeniem. Na tyle bolesnym, że wciąż próbujemy wyjść z szoku, poukładać sobie rzeczywistość. To przerażające. W jednej chwili stał i ze mną rozmawiał w ogrodzie, kilka minut później, jego serce się zatrzymało. Zawał. Dramatyczne poszukiwanie pomocy, wołanie o ratunek. Minuta, która zdaje się trwać całe godziny. Gonitwa myśli i jedna, najważniejsza “to nie czas, by umierać!”.  Pomoc nadeszła, ale skutki są opłakane. Jerzy od kilku tygodni jest w śpiączce. Czasem zdarza mu się reagować na mój głos, czasem widzę pojedyncze odruchy, ale lekarze są bardzo ostrożni w przewidywaniach. Mówią, że to jeszcze za wcześnie na prognozowanie przyszłości.  Jeśli teraz nie mamy szans na przyszłość, musimy skupić się na tu i teraz, a obecnie dla Jerzego jedynym ratunkiem jest intensywna rehabilitacja. Czekaliśmy na pierwszy sygnał i zgodę wydaną przez lekarzy - teraz mamy pewność, pierwsze zajęcia mogą się już odbywać. Im szybciej zaczniemy, tym większe szanse na to, że Jerzy za jakiś czas wróci do nas choć częściowo…  Przez pandemię ani ja, ani rodzina nie możemy widywać go tak często jakbyśmy chcieli. Zdaję sobie sprawę, że regularny kontakt z bliskimi ma ogromny wpływ na proces zdrowienia, ale na razie musimy zadowolić się zezwoleniami na krótkie wizyty i widzenia, podczas których nadrabiamy każdą minutę… Na Jerzego czeka dom. Czekam ja i cała rodzina. Szczególnie wnuczek, który pytanie “kiedy wróci dziadziuś” zadaje niekiedy sto razy dziennie. W takich sytuacjach czasem odwracam wzrok, by nikt nie widział moich łez…  Musimy być dla niego silni, zapewnić wszystko, co niezbędne do powrotu, ale rehabilitacja na NFZ to za mało, by wykonać zdecydowane postępy. Musimy ją uzupełniać i dbać o regularny rozwój Jerzego na każdej płaszczyźnie. Niestety, uderzamy głową w mur, bo koszty rehabilitacji pod okiem specjalistów są ogromne. Sami nie damy rady! Proszę, pomóż mi obudzić Jerzego. On musi do nas wrócić!  Od kilku tygodni żyję w rozdarciu. Gdzieś obok mnie toczy się życie. Dla świata nic się nie zmieniło. A mój stanął w miejscu i rozbił się na małe kawałki. Wierzę, że to tylko chwilowe. Wierzę, że dobro, które Jerzy podarował światu wróci i da mu szansę na całkiem nowy początek. 

19 774,00 zł ( 22,04% )
Brakuje: 69 907,00 zł