Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Staś Siekiera
Staś Siekiera , 14 lat

Staś czeka 6 lat na operację nogi - nie może dłużej czekać!

Radość, którą aktualnie odczuwam, jest nie do opisania! Dzięki Twojej pomocy Staś przeszedł operację prawej nóżki. Jego stan jest bardzo dobry. Kończyna została wyprostowana, a praca z rehabilitantem przynosi zadowalające efekty! To jednak nie jest koniec walki o sprawność syna. Ze względu na rozległość zabiegu, nie było możliwości wykonania operacji obu kończyn jednocześnie. Ponownie potrzebuję Twojego wsparcia... Samotne wychowanie dziecka jest bardzo trudnym zadaniem. Dodatkowo, jeśli jest niepełnosprawne, podporządkowujesz całe swoje życie jemu. Tak jest ze mną i ze Stasiem. Synek urodził się jako wcześniak. W związku z tym ma szereg schorzeń - MPD, upośledzenie głębokie i retinopatię wcześniaczą. Do tego pogłębiającą się lordozę i zwichnięte lewe biodro… Jeszcze do niedawna Stasiu miał nienaturalnie wygięte nóżki. Ich stan cały czas się pogarszał, a to powodowało u syna ogromny ból. Beze mnie Staś nie ma szans, aby żyć. Ubieram go, karmię, przewijam. Zabieram na spacery, czytam, usypiam. Cały czas walczę o niego i poprawę jego stanu zdrowia. Przez nóżki zgięte do tyłu, nie chodzi. Porusza się pełzając, albo na wózku inwalidzkim. Mam nadzieję, że niedługo jego stan zdrowia znacznie się poprawi. Nasza dotychczasowa walka sprawiła, że udało się osiągnąć pierwszy zaplanowany cel. Syn wziął udział w operacji korekcji prawej kończyny dolnej. Teraz nadszedł czas na lewą nogę. Rokowania są bardzo dobre. Rehabilitant Stasia jest zadowolony z osiągnięć, jakie do tej pory udało się im wypracować. Kilka dni temu usłyszałam wspaniałą wiadomość. Po drugiej operacji, którą lekarze mają w planach wykonać jak najszybciej, mój syn ma szansę stanąć na nogi o własnych siłach! Wyprostowanie lewej nóżki, daje możliwość na ostateczne pozostawienie wózka. Tak bardzo się cieszę… Wzruszenie towarzyszy mi za każdym razem, kiedy o tym pomyślę, a tym bardziej, kiedy patrzę, jak mój synek dzielnie walczy.  Koszt korekcji lewej nóżki jest wysoki, a czas ma ogromne znaczenie. Im szybciej uzbieram potrzebną kwotę, tym szybciej Stasiu weźmie udział w drugiej operacji! Bardzo dziękuję za okazane dobro zarówno podczas pierwszej zbiórki, jak i każdemu, kto postanowi wspomóc nas również teraz. Dzięki Tobie mój syn ma ogromne szanse na samodzielne postawienie kroków.  Aneta, mama Stasia

11 678,00 zł ( 68,6% )
Brakuje: 5 344,00 zł
Jolanta Gezella
Jolanta Gezella , 66 lat

Niefortunny wypadek zmienił moje życie – dzisiaj walczę o powrót do sprawności!

Z chwilą przejścia na emeryturę marzyłam o tym, żeby wspólnie z mężem aktywnie spędzać czas, realizując marzenia. Pragnęliśmy podróżować, zwiedzać piękne miejsca, podziwiać krajobrazy. Cieszyliśmy się życiem, naszymi wspaniałymi wnukami, z którymi spędzaliśmy czas w każdej wolnej chwili. Święta Bożego Narodzenia ubiegłego roku zapamiętam do końca życia i to niestety nie ze względu na ich magię… Moje życie oraz życie moich najbliższych zmieniło się w ciągu zaledwie kilku chwil. 23 grudnia 2020 roku uległam niefortunnemu wypadkowi w domu. Sięgając do szafki po leki nagle zaczęłam tracić czucie w rękach i nogach. W wyniku zmian chorobowych szyjnych krążków międzykręgowych doznałam uszkodzenia rdzenia na poziomie szyjnym - pękły mi dwa kręgi szyjne oraz powstał krwiak, który uszkodził rdzeń kręgowy... Pomimo szybkiej interwencji – karetka, szpital, operacja – nie odzyskałam czucia. Mam niedowład czterokończynowy. Czeka mnie bardzo długa i kosztowna rehabilitacja, by wrócić do sprawności. Niestety zarówno rehabilitacja, jak i sprzęt, są bardzo drogie. Zebrane środki pomogą walczyć o swoje zdrowie. Bardzo chciałabym chociaż częściowo wrócić do codziennej sprawności fizycznej, aby ułatwić najbliższym opiekę nade mną. W tym momencie mam tylko jedno marzenie – objąć rękoma moje ukochane wnuki. Proszę, pomóż mi... Jolanta

36 354,00 zł ( 40,2% )
Brakuje: 54 072,00 zł
Marta Pawłowska
Marta Pawłowska , 29 lat

Marta wciąż walczy z chorobą! Twoja pomoc daje nadzieję!

Choroba 6 lat temu posadziła mnie na wózku, zabrała już tak wiele, ale nie poddaję się. Przecież mam tylko jedno życie… Dzięki Twojej pomocy przy poprzednim zbiórkom dostałam szansę na walkę z chorobą, ale ta wciąż trwa. Bez intensywnej rehabilitacji nie będę miała szans, by odbierać chorobie kolejne miesiące, kolejne lata.  Bardzo proszę o szansę… Moja historia: Gdy się urodziłam, nic nie zapowiadało choroby. Byłam zdrowa, pełna życia, wszędzie mnie było pełno. Rozwijałam się zupełnie tak, jak inne dzieci, jednak do czasu… Gdy skończyłam 5 lat, zaczęło dziać się ze mną coś złego. Stopy zaczęły się unosić do góry: najpierw delikatnie, potem już nie mogłam chodzić na całej stopie. Moi rodzice bardzo się niepokoili. Nie było na co czekać, pojechaliśmy do lekarza. Ortopeda jednak nie stwierdził nic niepokojącego. Kazał się nie przejmować, powiedział, że z tego wyrosnę i wszystko wróci do normy. A przecież skoro lekarz tak mówił, to wiedział lepiej. Okazało się jednak, że nie zawsze… Mimo zapewnień lekarza było coraz gorzej. Chodziłam na palcach i do dziś pamiętam ból, który towarzyszył mi przy każdym kroku. A przecież byłam wtedy jeszcze taka malutka… W pewnym momencie nie mogłam wcale chodzić. To był szok, dramat - dla dziecka pełnego energii nie móc chodzić jest prawdziwą tragedią. Jednak ból i przykurcze nie pozwalały postawić nawet stopy na ziemi… Kolejna wizyta u lekarza, jednak tym razem rodzice zdecydowali się na innego specjalistę. Bardzo go zaniepokoił mój stan, zostałam skierowana na dodatkowe badania. Na moją rodzinę padł blady strach, bo przecież gdy z dzieckiem dzieje się coś złego, wszystko inne przestaje się liczyć. Tymczasem wyniki badań były jednoznaczne - dystrofia obręczowo-kończynowa. Choroba genetyczna, postępująca, odbierająca po kolei władzę w mięśniach. Nie było odwrotu - wyrok został wydany, moje życie już nigdy nie miało być takie beztroskie, jak kiedyś. Gdy miałam 8 lat, lekarze stwierdzili osłabienie w mięśniach. Nogi nieustannie bolały, bo ścięgna Achillesa uległy skróceniu. Wtedy pierwszy raz trafiłam pod skalpel chirurga - zoperowano mi obie nogi i w końcu, po latach cierpienia mogłam na nie stanąć o własnych siłach! I gdy wydawało się, że wszystko już będzie dobrze, że będę mogła choć na chwilę zapomnieć o chorobie, ta znowu dała o sobie znać. Niedługo po operacji ścięgna znów zaczęły się skracać, a moje pięty nie sięgały ziemi. Moje mięśnie były coraz słabsze, coraz częściej potykałam się i upadałam. Cierpiałam fizycznie i psychicznie. Wiedziałam, że jestem chora, że nie będę nigdy taka, jak moje koleżanki. Choroba odebrała mi tak wiele... Gdy miałam 13 lat, lekarz znów zdecydował o powtórzeniu kolejnego wydłużenia ścięgien. Po drugiej operacji było jednak znacznie gorzej...  Kręgosłup zaczął się sam deformować i doszło do pogłębionej lordozy oraz osłabienia mięśni kręgosłupa. W międzyczasie zaczęły mi się wykrzywiać stopy do środka i nie mogłam ich wyprostować. Zaraz potem doszły duszności, problemy z oddychaniem. Wiele razy miałam wrażenie, że się duszę, że nie mogę złapać powietrza… Wtedy przyjeżdżało po mnie pogotowie, by mnie ratować. Okazało się, że osłabieniu uległy mięśnie klatki piersiowej. Byłam jeszcze dzieckiem, ale choroby to nie obchodziło. Chciała mi zabrać całą radość życia, całe dzieciństwo i młodość, by w końcu kraść życie. Moje ciało słabło z każdym dniem. Nie mogłam podnieść się z krzesła, wejść po schodach, nie mówiąc już o bieganiu. Były dni, że nie byłam w stanie samodzielnie przejść kilku metrów. Walczyłam ze wszystkich sił o zachowanie resztek sprawności, jednak pewnego dnia musiałam się poddać. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze - 15 sierpnia 2014 roku. To wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo jest źle. Od tej chwili wózek stał się nieodłącznym elementem mojego życia. Wiem, że moja choroba jest ciężka i nieuleczalna, że będzie postępować. Jak jednak mam pogodzić się z tym, że to już po życiu? Że już nic mnie nie czeka, poza pewnością powolnego odchodzenia? Nie chcę, nie mogę! Poszłam na studia, pozwalam sobie mieć marzenia i plany… Mimo zaniku mięśni staram się być optymistką, tym bardziej że jest dla mnie szansa! Przeszłam terapię komórkami macierzystymi dzięki pomocy wspaniałych Darczyńców, jednak wciąż potrzebuję intensywnej rehabilitacji. To jedyna droga do opóźniania postępu choroby! Chciałabym - tak jak Ty - by moje życie było jak najdłuższe, jak najszczęśliwsze. I bym w tym życiu mogła być sprawna i samodzielna. Proszę, pomóż mi... 

13 424,00 zł ( 10,97% )
Brakuje: 108 917,00 zł
Małgorzata Żuczek
Małgorzata Żuczek , 46 lat

Wirus opryszczki omal nie zabił Gosi! Pomóżmy jej wrócić do córki!

Kiedy w domu zaczyna brakować najważniejszej osoby wszystko obraca się w drobny mak. A życie, choć toczy się dalej staje się niesamowicie puste i przerażające. Chwilowo dajemy sobie radę, ale nie wiem jak długo będę miała zdrowie, by walczyć o moją córkę. Najbardziej jednak przeraża myśl, co się stanie, gdy ja i mąż znikniemy z tego świata. Gosia zawsze była wszędzie. Szczególnie tam, gdzie potrzebna była pomoc - każdemu człowiekowi śpieszyła na ratunek, bez względu na wszystko. Dzięki temu w naszej społeczności znają ją prawie wszyscy, dzięki jej zaangażowaniu i poświęceniu otaczają nas fantastyczni ludzie. Moja córka prowadziła bloga, z pasją uprawiała ogród i z ogromnym zaangażowaniem wychowywała samodzielnie córkę. Pewnie wiodła życie podobne do wielu osób, niestety choroba sprawiła, że to, co miało znaczenie, zwyczajnie przepadło. Pozostała potworna pustka. I długa lista zadań, z którą musimy sobie radzić każdego dnia bez Małgosi… To przerażające.  Ostatnie miesiące były niesamowicie zmienne - nadzieja, strach i potworna tęsknota, która nam wszystkim zdawała się rozrywać serca. Zdani na łaskę i niełaskę ośrodków, podporządkowani pod ścisły harmonogram odwiedzin albo ich całkowity zakaz. Brutalna rzeczywistość, bo przecież pandemia nie sprawiła, że ludzie chorzy przestali potrzebować obecności i wsparcia najbliższych. Wbrew wszelkim wcześniejszym przewidywaniom, Małgosia zaczęła robić postępy. Po wielu próbach wreszcie znaleźliśmy ośrodek, w którym moja córka otrzymała specjalistyczną pomoc i odpowiednie wsparcie, które widoczne jest niemalże przy każdym spotkaniu - zarówno tym twarzą w twarz, jak i wirtualnym.  Wreszcie Małgosia do nas mówi! Jeszcze ciszej niż zwykle, jeszcze trochę trudniej jej dobrać słowa, ale usłyszeć jej głos po takim czasie to dla nas jeden z najlepszych prezentów. To jednak nie koniec, bo Małgosia siada, zaczyna przyjmować pokarmy, a jej opiekunka nieśmiało wspomina, że zrobi wszystko, by moja córka stanęła na własnych nogach. To daje nadzieję i mobilizuje do działania! To pozwala wierzyć, że jeszcze będzie dobrze! Cena za spełnienie marzenia o przyszłości jest ogromna. Każdy miesiąc pobytu w ośrodku to dla Małgosi ogromna szansa na powrót do córki, do budowanej przez lata rzeczywistości, ale dla nas to ogromne wyzwanie, bo koszty, które musimy ponieść przekraczają wszelkie możliwości. Tak bardzo chcę dać mojej córce szansę na wychowywanie Kingi, na powrót do rodziny, którą tworzyła, a właściwie którą tworzyliśmy wszyscy razem…  Dla Kingi, córki Małgosi, każdy wyjazd do kliniki w Krakowie to ogromne wydarzenie. Spotkania mają ogromną wartość terapeutyczną dla Gosi, ale to dzięki nim Kinga również odzyskuje nadzieję w to, że mama wróci. Nie chcę dopuścić, by moje zapewnienia były obietnicami bez pokrycia. Właśnie dlatego zwracam się do was z apelem o wsparcie i pomoc, by Małgosia mogła kontynuować walkę z powikłaniami po ataku niebezpiecznego wirusa.  Nasz świat stanął na głowie, ale wierzę, że Wasze dobre serca pozwolą nam zawalczyć o nowy początek, na który jeszcze niedawno nie mieliśmy szans. Wierzę, że Gosia wróci do nas, a przekazana przez Was energia da jej siłę do pokonania wszystkich przeciwności. ____ Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych na Facebooku: Obudźmy Gosię - licytacje dla Małgorzaty Żuczek

35 189,00 zł ( 38,66% )
Brakuje: 55 822,00 zł
Michał Holek
Michał Holek , 27 lat

COVID-19 prawie zniszczył Michała... Pomóż ratować życie i zdrowie!

Patrzenie na cierpienie własnego dziecka nigdy nie pozostawia wyboru. Motywuje do zakasania rękawów i podjęcia walki. Jednak batalia z bezlitosnymi chorobami zawsze jest nierówna, zwłaszcza kiedy po drugiej stronie ringu stoi młody, wyczerpany chłopak, którego życie tragicznie doświadcza na każdym kroku. Michał od kilku lat zmaga się z autoimmunologicznym zapaleniem wątroby. W tym roku zaraził się od chorego na nowotwór ojca wirusem strasznej choroby, jaką jest COVID-19.  Bez Waszej pomocy mój syn zostanie pokonany...  Kiedy zdajesz maturę, czujesz, że cały świat należy do Ciebie. Z ekscytacją czekasz na to co przyniesie Ci przyszłość, wyobrażasz sobie, jak będzie wyglądało Twoje życie, snujesz wizje i piękne marzenia. U mojego syna było inaczej... Radość i beztroska trwała zaledwie kilka dni. Niedługo po zdanej maturze u Michała zdiagnozowano autoimmunologiczne zapalenie wątroby. Choroba została wykryta zupełnie przypadkiem. Okazało się, że wątroba niszczy sama siebie, a przy okazji wpływa destrukcyjnie na inne narządy. Byliśmy przerażeni! Natychmiast rozpoczęliśmy specjalistyczne leczenie. Kiedy rówieśnicy Michała spotykali się i czerpali z życia, mój syn musiał znosić codzienne wizyty w szpitalu, przyjmować ciężkie leki immunosupresyjne oraz poddawać się  eksperymentalnemu leczeniu dla poprawy funkcjonowania wątroby. Niestety podczas terapii diagnozowane były kolejne choroby – małopłytkowość, chora przepona, żylaki przełyku... Mimo wielkiego stresu i lęku, który codziennie nam towarzyszył, Michał wykazywał się wielką determinacją i hartem ducha. Byłam dumna, że mimo napotkanych trudności, potrafi znaleźć w sobie tak wiele sił.  Wszyscy wzajemnie się wspieraliśmy. Codziennie powtarzaliśmy sobie, że damy radę, przejdziemy przez to, wszystko będzie dobrze... Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, jak życie potrafi być przewrotne i zaskakiwać... Kilka miesięcy po diagnozie Michała dowiedzieliśmy się, że jego tata zachorował na nowotwór złośliwy kości i tkanek miękkich – szpiczaka mnogiego. Zaczęliśmy kolejną walkę o zdrowie, tym razem mojego męża. Jedynym ratunkiem okazała się chemioterapia. Staliśmy się częstymi goścmi w szpitalach...  Pod koniec stycznia mój mąż wrócił ze szpitala zarażony wirusem COVID-19. Po kilku dniach zachorował Michał. I tak zaczęła się nasza kolejna tragedia, która trwa do dziś. Od 2 lutego, nasz syn jest w szpitalu, ciągle podłączony do respiratora. Przez 47 dni był podłączony do sztucznego płuca ECMO  i tylko to uratowało mu życie! Michał po niemal 2 miesiącach wrócił z bardzo dalekiej podróży. Nie odzyskał jednak pełnej sprawności. Droga do samodzielności jest bardzo, bardzo długa... Nasz syn jest przytomny, leży jednak przykuty do łóżka, oddycha tylko dzięki maszynom. Ma ogromny problem z jedzeniem i piciem. Zaczął przełykać po kilka kropel wody, ale sprawia mu to ogromną trudność i wymaga wielkiego wysiłku. Aktualnie jest podłączony do żywienia dojelitowego.  Choroba zostawiła w organizmie naszego syna ogromne spustoszenie. Powikłania neurologiczne są tak poważne, że przed nami miesiące kosztownego leczenia i intensywnej rehabilitacji. Przez chorobę taty Michała, który sam jest w trakcie leczenia, nie pracuje, mamy problemy z finansowaniem kosztów związanych z leczeniem syna. Mieszkamy w Jeleniej Górze, a Michał przebywa w szpitalu we Wrocławiu. Każda wizyta jest bardzo kosztowna, ponieważ jesteśmy zobowiązani wykonywać testy na obecność COVID-19. To tylko jeden z nielicznych kosztów, jakie codziennie ponosimy... Nasza sytuacja jest trudna, dlatego błagamy wszystkich ludzi dobrego serca o pomoc! Znaleźliśmy się na życiowym zakręcie. Każda, nawet najmniejsza kwota jest teraz dla nas na wagę złota. Pomóż zawalczyć nam o normalność, sprawność i powrót do sił naszego syna Michała. Specjalistyczne leczenie oraz intensywna rehabilitacja to w tym momencie jedyna szansa na odzyskanie tego, co odebrały bezlitosne choroby.  Wierzymy, że razem damy radę! Rodzina Michała - Mama, Tata i Siostra 

794 zł
Igor Angel
Igor Angel , 8 lat

Czas nie jest naszym zwolennikiem... Pomagamy Igorkowi!

Igor jest wesołym, zawsze uśmiechniętym chłopcem. Jest pogodny, chociaż jego codzienność nie jest najłatwiejsza. Chłopiec urodził się z wadą wrodzoną nerki. Przez brak nerki musi odmawiać sobie wielu dziecięcych aktywności. Jest jeszcze mały, nie jest to dla niego łatwe i zrozumiałe...  Mimo wielu kontroli i ostrożności, w marcu 2021 roku okazało się, że nerka, która dobrze pracowała, jest przeciążona, a to może prowadzić do jej dużej niewydolności. Trudności z nerkami — to nadmierna ostrożność nawet w związku z dietą. Nasze życie jest uzależnione od choroby, ona dyktuje nam codzienność.   Proszę o pomoc, ponieważ już dawno przerastają nas kosztowne porady dietetyczne i dodatkowe wizyty u lekarzy specjalistów.   Jak wiadomo i co nie jest tajemnicą... Na wszystko trzeba czekać miesiącami — badania, wizyty, wyniki... My nie możemy czekać. Musimy wszystko załatwić prywatnie...  Igorek ma znacznie podwyższony wskaźnik kwasu moczowego. Zbyt wysoki prowadzi nawet do zawału serca! Kolejnymi wysokimi wynikami jest kreatynina oraz białko w moczu. Ja jako mama jestem przerażona, a Igor płacze wieczorami, bo boi się kolejnych badań. Musimy to przezwyciężyć, żeby znów wróciła nadzieja na lepsze jutro! Dziękujemy wszystkim za wsparcie i ciepłe słowa! Mama 

1 023 zł
Ivan Opalenko
Ivan Opalenko , 5 lat

Powstrzymać SMA❗️Pomóż, by śmiertelna choroba nie zabrała nam ukochanego synka...

Nasz synek cierpi na SMA, rdzeniowy zanik mięśni... Śmiertelna choroba odbiera mu siły - sprawia, że jego mięśnie słabną i powoli umierają... Bez leczenia to po prostu wyrok śmierci. Rozpaczliwie walczymy o życie i zdrowie naszego synka. Kochamy nasze dziecko ponad wszystko, dlatego błagamy o ratunek! Prosimy, przeczytaj, udostępnij... I pomóż nam! Błagamy o Twoją pomoc... Nie ma większej radości, większego szczęścia od tego, kiedy dowiadujesz się, że zostałeś rodzicem zdrowego dziecka. I my byliśmy przekonani, że nasz synek przyszedł na świat, by przeżyć swoją najpiękniejszą przygodę.  Ale niestety życie zdecydowało inaczej.  Ivan urodził się jako absolutnie zdrowy chłopiec i przez dwa miesiące cieszyliśmy się naszym małym szczęściem.  Kiedy synek miał trzy miesiące, podejrzewaliśmy już, że coś jest nie tak: Ivanek mało się ruszał... Nie chciał się przewracać na brzuszek, nie unosił główki... Widzieliśmy, że w porównaniu do dzieci w innym wieku, których wszędzie było pełno, nasz synek staje się coraz słabszy. Wtedy w naszym życiu pojawił się strach, ten najgorszy - o życie  dziecka. Nie opuszcza nas do dziś... Przez dwa miesiące szukaliśmy odpowiedzi, co się stało z naszym synkiem? Gdzie my nie byliśmy... Lekarze, szpitala, badania. Postawienie diagnozy trwało pół roku. Kiedy przyszły wyniki badań genetycznych, dosłownie ziemia osunęła nam się spod nóg. Spodziewaliśmy się choroby, ale nie tak strasznej. Nie śmiertelnej... Tymczasem przyszła diagnoza najgorsza z możliwych. Ivan, nasze szczęście, nasza radość, nasz cały świat, choruje na SMA typu 1 - rdzeniowy zanik mięśni. To rzadka, okrutna choroba genetyczna... Jego organizm nie produkuje białka, odżywiającego neurony, odpowiedzialne za pracę mięśni. To sprawia, że te słabną, a następnie umierają... Mięśnie odpowiadają nie tylko za ruch rączek i nóżek, ale właściwie za wszystko - za połykanie, mówienie, oddychanie... Bez leczenia ta choroba to po prostu wyrok śmierci. Takie dzieci umierają przed drugimi urodzinami... Nasz ból i rozpacz są nie do opisania... Synek jest naszym życiem, a tu śmiertelna choroba chce nam go odebrać! Dzięki Bogu, że jest leczenie, które spowalnia postęp choroby... Dzięki niemu synek żyje, jest z nami. Ivan zaczął otrzymywać je w wieku ośmiu miesięcy. Niestety, osiem miesięcy za późno... Z każdą dawką leku staje się silniejszy, ale niestety to nie pokonuje choroby. Każdy, absolutnie każdy dzień to walka z SMA. Lekarze, badania, rehabilitanci, rehabilitacja w domu, turnusy... Potrzebujemy specjalistycznego sprzętu medycznego, bo choroba zabrała Ivanowi już zbyt wiele... Synek nie chodzi, jego mięśnie są bardzo słabe. Potrzebuje nowego wózeczka i pionizatora, który pozwoli mu utrzymać pionową postawę i wzmocni mięśnie kręgosłupa. Ivan potrafi dłużej i lepiej stać przy podparciu, wierzymy, że już niedługo będzie mógł stanąć całkowicie samodzielnie, że będzie mógł stawiać pierwsze kroki... Synek to nasza mała iskierka. Błagamy o pomoc dla niego, o ratunek... Nie umiemy sobie wyobrazić przyszłości bez jego uśmiechu, małej rączki w naszej dłoni, jego głosu, mówiącego "mamo", "tato"... Prosimy o pomoc wszystkich dobrych, troskliwych ludzi. Prosimy o dobre życie dla naszego synka... Rodzice

44 930,00 zł ( 49,8% )
Brakuje: 45 283,00 zł
Joanna Kaczmarek
Joanna Kaczmarek , 55 lat

Aby w moim życiu znów zagościła radość!

Nadchodzi wiosna. Cała przyroda budzi się do życia. Zakwitają kwiaty, pojawiają się pąki na drzewach, a dni stają się coraz dłuższe. Uwielbiam ten czas, ponieważ jestem miłośniczą przyrody i długich spacerów...  Niestety, dziś już wiem, że ta wiosna będzie zupełnie inna – nie będę mogła jak zawsze ruszyć do lasu, zająć się moim ogródkiem i w pełni cieszyć się życiem...  Od wielu lat zmagam się ze straszliwą chorobą, jaką jest cukrzyca typu II. Miałam jednak wiele szczęście, ponieważ przez pierwsze lata od poznania diagnozy czułam się naprawdę dobrze. Choroba rozwijała się bardzo powoli, a ja robiłam wszystko, aby ten stan utrzymać jak najdłużej –  każdego dnia przyjmowałam leki oraz stosowałam specjalistyczną dietę... Niestety, rok temu mój stan nagle, diametralnie się pogorszył. Natychmiast trafiłam do szpitala, gdzie otrzymałam przerażającą diagnozę – miażdżyca tętnic oraz martwica prawej stopy! Lekarze robili wszystko co w ich mocy, aby uratować nogę... Nie udało się – konieczna była amputacja.  W jednej chwili mój świat się zawalił. Z osoby samodzielnej stałam się pacjentką potrzebującą pomocy... Pozostał kikut, bóle fantomowe i poczucie ogromnej straty...  I choć życie po amputacji stało się inne, staram się nie załamywać. Bardzo wspierają mnie synowie oraz moja siostra. Dbają o mnie i pomagają, jak tylko mogą. Niestety, bez sprawności  życie człowieka jest niesamowicie trudne...  Jedyną szansą na odzyskanie normalności jest proteza podudzia, która, choć w pewnym stopniu będzie w stanie zastąpić mi nogę. Dzięki nowoczesnym rozwiązaniom technicznym będę mogła wrócić do dawnego życia, pracy i dawnych pasji.   Niestety koszt protezy, leczenia i rehabilitacji jest ogromny! Nie pozostaje mi więc nic innego, jak błagać ludzi dobrego serca o pomoc! To jedyna szansa, aby znowu stała się samodzielnym, niezależnym człowiekiem! Joanna

3 009,00 zł ( 5,48% )
Brakuje: 51 811,00 zł
Franek Zdyb
Franek Zdyb , 8 lat

Straciliśmy jednego synka, nie możemy stracić drugiego... Pomóż nam uratować Franka❗️

Franek wraz ze swym bratem bliźniakiem urodził się w 26. tygodniu ciąży, trzy miesiące przed planowanym terminem. W czwartej dobie po porodzie nastąpił u niego wylew krwi do mózgu, najgorszy z możliwych, IV stopień. Jego skutkiem jest wodogłowie i padaczka. Ma założoną zastawkę komorowo – otrzewnową. Franek jest rehabilitowany prawie od samego urodzenia, jeszcze jak był na oddziale intensywnej opieki medycznej. Jego brat bliźniak zmarł w ubiegłym roku, po dwóch nieudanych przeszczepach wątroby. Franek jest naszym jedynym dzieckiem, poświęciliśmy się mu niemal całkowicie. Niestety, wylew spowodował trwałe uszkodzenie mózgu, konsekwencją czego jest brak pełnej kontroli nad mięśniami. Synek nie chodzi. Spastyka rządzi, przez co z trudem i z dużą pomocą wstaje... Ostatnio nawet siedzenie jest dla niego wyzwaniem. Biodra Franka, z powodu spastyki zagrożone są zwichnięciem. Skrócone mięśnie stale wyciągają głowę kości udowej z panewki. Operacja, którą przejdzie Franek ma za zadanie zmienić kąt ustawienia główki kości udowej tak, żeby nie uciekała z panewki. Kości udowe Franka zostaną celowo złamane i poprzez wycięcie klina ustawione w prawidłowej pozycji. Następnie zostaną zespolone śrubami i płytkami. Najtrudniejszy dla nas będzie czas rekonwalescencji i rehabilitacji. Przez sześć tygodni nogi Franka będą całkowicie unieruchomione w wymuszonej, prawidłowej pozycji w ortezie. Bardzo obawiamy się tego zabiegu, ale wiemy, że nie ma innego wyjścia. Zwichnięcie bioderek to ogromny ból i brak możliwości jakikolwiek ruchu. Nie chcemy żeby Franek cierpiał. Operacja zostanie przeprowadzona w klinice w Aschau w Niemczech. Przeprowadzi ją lekarz ortopeda, który prowadzi Franka od dawna. Jest to bardzo dobra klinika, specjalizująca się w tego typu zabiegach. Koszt planowanej operacji, pobytu w klinice i specjalistycznego transportu wynosi ponad 70 tys. zł. Niestety, nie mamy tych pieniędzy... Dlatego prosimy Was o pomoc i zwracamy się z prośbą o wsparcie nas w zebraniu tej kwoty. Rodzice Anna i Jarek Zdyb ➡️ FraStaś Zdyb 💚

65 659,00 zł ( 80,19% )
Brakuje: 16 218,00 zł