Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Katarzyna Kubiak
Urgent!
Katarzyna Kubiak , 40 years old

WALKA, która trwa 12 lat❗️Rak nie odpuszcza, ale Kasia też nie❗️POMOCY!

To już 12 lat, jak walczę o życie i przegrywam tę walkę! Ten dzień pamiętam, jakby to było wczoraj. Najpierw rutynowe badania kontrolne, USG piersi i nagle diagnoza, która w uszach 27-letniej kobiety brzmiała jak pomyłka: rak piersi...  Wtedy w gruzach legły moje marzenia o zostaniu mamą.  Lekarze zabronili mi zachodzić w ciążę, natychmiast musiałam poddać się chemioterapii i hormonoterapii, które bardzo źle znosiłam. Złe samopoczucie fizyczne i psychiczne odebrały mi siłę do walki, a nowotwór nie dawał za wygraną. Nie chciałam już walczyć. Gotowa byłam przerwać leczenie i umrzeć. Psychicznie byłam na samym dnie. Na szczęście mój mąż nie odpuścił  i dzięki ogromnemu wsparciu z jego strony, uwierzyłam na nowo w to, że mogę i będę żyła. I udało się - "wyzdrowiałam". W 2019 bóle głowy i stawów nie dawały mi spokoju, a przy kontroli okazało się, że nowotwór powrócił, dając rozległe przerzuty: do kości, węzłów chłonnych szyi i klatki piersiowej, wątroby i płuc.  Załamałam się, wiedząc, że tym razem nie dam rady. Nie z takimi przerzutami... Rak był silny i nieprzewidywalny.  Po kilku miesiącach rozprzestrzenił się do rdzenia kręgowego i mózgu... To był ten moment, gdzie uświadomiłam sobie, że jedynie cud może mnie uratować, w leczeniu nie pokładałam już żadnej nadziei. Zaczęłam porządkować sprawy osobiste. Czułam, że śmierć to kwestia czasu, najbliższego czasu...  Od 2019 roku cały czas przyjmuję chemioterapię i leczenie uzupełniające - hormonoterapię. Na przerzuty w mózgu zastosowano radioterapię stereotaktyczną. Z czasem pojawia się coraz więcej skutków ubocznych leczenia. Organizm z dnia na dzień słabnie, a ja nie umiem się z tym pogodzić.  Uprzedzono mnie, że nowotwór za jakiś czas uodporni się na leki i... umrę? Tracę już siły i z trudem udaje mi się podołać prostym czynnościom, dużo odpoczywam, bo zwyczajnie opadam z sił. Moje wyniki są coraz gorsze. Obecnie największym problemem jest guz mózgu, który rośnie wraz z obrzękiem. Obrzęk uciska te części mózgu, które odpowiedzialne są za lewą stronę ciała, dlatego lewa strona daje coraz więcej objawów neurologicznych, które bez operacji mogą jedynie się pogłębiać. Szukaliśmy i konsultowaliśmy się z najlepszymi neurochirurgami. Znaleźliśmy klinikę Vital Medic, którą prowadzi jeden z najlepszych neurochirurgów w Polsce dr Witold Libionka. Będzie to specjalistyczna operacja z wybudzeniem, tak, by można było przeprowadzić elektrostymulację i zobaczyć, jak "głęboko" można usunąć guza. Dr. Libionka podejmie się tej operacji. Niestety nie jest ona refundowana przez NFZ. Setki tysięcy za życie... Ale dzięki Waszym sercom jestem zabezpieczona finansowo. Moim jedynym marzeniem jest dożyć spokojnej starości, umrzeć w otoczeniu bliskich mi osób, w spokoju... Nie w hospicjum, w cierpieniu, nieprzytomna, bez kontaktu ze światem, z morfiną w żyłach. Choć tak dużo już przeszłam, panicznie boję się śmierci, bólu, umierania. Nie potrafię się z tym wszystkim pogodzić. Jeszcze nie teraz... Dlatego bardzo proszę, pomóż mi wyrwać się z jej szponów...  Dziękujemy Wam bardzo za dotychczasowe wsparcie za to, że dzięki Wam mam szansę ŻYĆ. Kasia ➡️ Kasi możesz pomóc też przez LICYTACJE - KLIK!

428 331,00 zł ( 73.2% )
Still needed: 156 775,00 zł
Zygmunt Serówka
Zygmunt Serówka , 65 years old

"Płonąłem żywcem, cudem przeżyłem..." – potrzebna pomoc dla Zygmunta!

Od tragicznego wypadku minęły już 2 lata. Zygmunt żyje, choć lekarze dawali mu tylko 2% szans... Płonął żywcem! Doznał poparzeń III stopnia... Walczył z paraliżującym bólem, bo bardzo chciał tu zostać. Udało się, jednak potrzebuje ogromu wsparcia, by móc funkcjonować. Potrzebna pomoc! Dzisiaj Zygmunt jest już w domu po wielomiesięcznych pobytach w szpitalach i ośrodkach rehabilitacyjnych. Potrzebuje stałej opieki – ma amputowaną prawą rękę, a lewą pokrywają blizny ograniczające ruch. Trzeba go myć, karmić, poić i pomagać mu we wszystkich czynnościach. W pożarze ucierpiały również nogi i dziś Zygmunt ma niedowład kończyn dolnych. Nie może chodzić... Dla Zygmunta jedyną nadzieją jest intensywna i niestety bardzo kosztowna rehabilitacja. Po wielu miesiącach ciężkiej walki są jużp ierwsze postępy! Przy pomocy rehabilitantów Zygmunt zaczął stawiać pierwsze kroki. To dla niego ogromne szczęście i nadzieja, że będzie tylko lepiej! Ma o co walczyć. Codzienność Zygmunta to nieustanna batalia z przeciwnościami losu. On się jednak nie poddaje, bo chciałby żyć w miarę normalnie. Tak po prostu... Przed nim jeszcze daleka droga, którą przejść może tylko z pomocą! Zygmunt mieszka w starym doku, niedostosowanym do potrzeb osób niepełnosprawnych. Marzy o łazience, w której mógłby się swobodnie wykąpać. Większość dnia, gdy nie ma nikogo przy nim, po prostu leży w łóżku. W łóżku jest też myty. Wciąż jednak wierzy w lepsze jutro, na które ma szansę! Bardzo prosimy o wsparcie i pomoc dla Zygmunta, dajmy mu nadzieję na normalne życie Historia Zygmunta: Boże Narodzenie - dzień, w którym wszyscy życzą sobie szczęścia i zdrowia, odebrał mi wszystko. Zostawił ból i cierpienie do utraty przytomności. Płonąłem żywcem. Cudem przeżyłem... Los nie był dla mnie łaskawy. W wieku 12 lat maszyna sieczkarnia wyrwała mi rękę. Zastępowała ją proteza, którą tego feralnego dnia miałem na sobie... Gdy zacząłem się palić od świeczki przy kominku, trudno mi było się ratować przez ograniczenia ruchowe. Proteza zaczęła palić się najszybciej. Cierpiałem okrutnie, w chmurach dymu walczyłem o życie, aż do utraty przytomności... Doznałem poparzeń III stopnia większości ciała. Lekarze zdecydowali się wprowadzić mnie w śpiączkę farmakologiczną (w której byłem przez 3 miesiące). Mój stan był krytyczny, dawali mi 2 % na przeżycie. To cud, że tu jestem...  Rany się zabliźniają po licznych operacjach i przeszczepach skóry, jednak w nogach jest niedowład z powodu przeżytego szoku, na skutek czego zostały uszkodzone nerwy. Natomiast ręka - jedyna jaką mam, jest bezwładna. To właśnie nią walczyłem z ogniem o życie... Ręka uległa największym poparzeniom. Dzisiaj w 100% jestem uzależniony od osób trzecich. Sam nic nie jestem w stanie zrobić: zjeść czy nawet się podrapać, a ciało strasznie mnie swędzi, bo całe pokryte jest gojącymi się bliznami.  Na chwilę obecną przebywam w domu, bo koszty leczenia i rehabilitacji były ogromne, a wszystkie oszczędności, jakie posiadałem, się skończyły. Sytuacja znowu jest tragiczna... Pilnie potrzebuję rehabilitacji! W przeciwnym razie cała moja praca, ból i cierpienie w walce o odzyskanie sprawności i chodzenie pójdą na marne... Dlatego z całego serca proszę o wsparcie, każda złotówka będzie dla mnie kolejnym krokiem do odzyskania sprawności.  Wiem, że mogę stanąć na nogi i chodzić! Bardzo proszę o pomoc! Zobacz, jak Zygmunt się nie poddaje

128 830,00 zł ( 85.17% )
Still needed: 22 415,00 zł
Małgorzata Płuciennik
Małgorzata Płuciennik , 36 years old

Chcemy, by wróciła, by jeszcze raz się uśmiechnęła... Potrzebne wsparcie❗️

Miesiąc temu dotarła do nas bardzo zła wiadomość, a dwa tygodnie temu nasz świat stanął w miejscu. U Gosi, naszej siostry, córki i mamy dwóch córeczek wykryto tętniaka aorty szyjnej w dolnej części czaszki.  Na początku miał być tylko zabieg wstawienia zacisku. Niestety, podczas niego tętniak pękł, powodując rozległy wylew krwi do mózgu. Konieczna była operacja, a dwa dni później kolejna przez nasilający się obrzęk mózgu. W tej chwili siostra ma silny uszczerbek neurologiczny, rurkę do karmienia, do tracheotomii i częściowo oddycha dzięki respiratorowi. Jest wycieńczona walką o życie, a czeka ją jeszcze bardzo długa i bardzo ciężka rehabilitacja. Dlatego to my zaczniemy tę drugą walkę – o to, by Małgosia wróciła do nas, do domu. By choć trochę wróciła do dawnej sprawności i uśmiechnęła się do nas tak, jak kiedyś. Wiemy, że leczenie i rehabilitacja będą kosztowne. Dlatego bardzo prosimy o każde wsparcie, nawet najmniejsze jest na wagę złota. Bardzo dziękujemy. Rodzice, rodzeństwo, córki i partner Małgosi

96 654 zł
Jan Jagodzinski
Jan Jagodzinski , 5 years old

Jaś mierzy się z tak wieloma problemami i potrzebuje Waszej pomocy!

Dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Dzięki Waszej pomocy mogłam zapewnić Jasiowi potrzebną rehabilitację! Jestem niezwykle wdzięczna i jeszcze raz proszę o wpłaty! Koszty są naprawdę ogromne… Nasza historia: Pierwsze 3 miesiące życia mojego synka to tygodnie wypełnione strachem, niepewnością i wielką nadzieją. Jaś przyszedł na świat jako skrajny wcześniak. Zamiast w moich objęciach, pierwsze miesiące spędził w inkubatorze na intensywnej terapii… Niewydolność oddechowa, dysplazja oskrzelowo-płucna, wylew, retinopatia to zaledwie ułamek wszystkich jego dolegliwości. Dziś synek ma już cztery latka. Jest dzieckiem niepełnosprawnym. Musiałam zrezygnować z pracy, by móc odpowiednio się nim zaopiekować. Jaś wymaga regularnej rehabilitacji. Cierpi na głuchotę nerwowo-czuciową, ma wszczepione implanty ślimakowe. Ostatnio potwierdziła się też diagnoza mózgowego porażenia dziecięcego.  Synek miał też ogromne kłopoty z chodzeniem ze względu na wzmożone napięcie mięśniowe oraz skrócone ścięgno Achillesa. Na szczęście dzięki stałej rehabilitacji bardzo dobrze się rozwija i świetnie rokuje. Chodzi już samodzielnie, rozumie mowę, wypowiada pierwsze słowa. Zaczął chodzić do przedszkola terapeutyczno-integracyjnego. Koszty walki o rozwój i zdrowie syna nadal są ogromne. Terapia integracji sensorycznej, fizjoterapia, zakup ortez oraz dojazdy to naprawdę wielkie wydatki. A dochodzą do tego jeszcze akcesoria do procesora mowy. Staram się, jak mogę, żeby zapewnić synowi pomoc. Część wizyt udaje się realizować na NFZ, ale większość kosztów muszę ponosić sama. Bardzo proszę o wsparcie! Hanna, mama ➡️ Facebook - Licytacje Szacunkowa kwota zbiórki

52 799,00 zł ( 82.71% )
Still needed: 11 031,00 zł
Katarzyna Rumińska
Urgent!
Katarzyna Rumińska , 46 years old

Umieram na waszych oczach... Błagam o pomoc w walce z rakiem❗️

Mam na imię Kasia, niedługo skończę 47 lat. W styczniu 2023 roku trafiłam do szpitala z silnym krwawieniem, a po wykonaniu badań laboratoryjnych usłyszałam najgorszą diagnozę jaką można sobie wyobrazić: rak. Okazało się, że nawet regularne wykonywanie badań nie jest skuteczne. Cytologię miałam co roku, lekarze nie potrafili wyjaśnić jak doszło do takiego zaawansowania choroby. Niczego w życiu nie można być pewnym, ale w moim przypadku jedno jest wiadome – UMIERAM! Rak szyjki macicy – płaskonabłonkowy rogowaciejący G2 z rozsiewem do węzłów chłonnych, to była pierwotna diagnoza. Natychmiast poddałam się leczeniu w Instytucie Onkologii w Gliwicach. Przeszłam cztery cykle chemioterapii, po których dość długo dochodziłam do siebie. Później zostałam poddana radioterapii w skojarzeniu z kolejną chemioterapią, a na końcu przeszłam brachyterapię. Leczenie zadziałało, badanie rezonansem wykazało brak nowych ognisk i prawie całkowity zanik choroby. Miałam nadzieję, że wygrałam tę walkę… Niestety, okazało się, że była to tylko pierwsza z wielu bitew!  Po roku rak wrócił i przerzucił się na lewe płuco. Rak z przerzutami odległymi to już ostatni stopień zaawansowania choroby, więc mój stan się pogorszył. Lekarze w Instytucie kazali powtórzyć chemioterapię i wdrożyć nowy lek. Dużo czytałam i dowiedziałam się między innymi o innowacyjnym leczeniu, które może całkowicie mnie wyleczyć. Niestety, w Polsce lek ten w moim przypadku nie jest refundowany, dopóki nie zostaną wykorzystane inne metody leczenia... W walce z nowotworem nie chodzi tylko o mnie... Mam 11-letnią córkę, poza którą nie widzę świata i nie jesteśmy gotowe na to, żeby się rozstać. Kocham swoją rodzinę i swoje życie, nie chcę ich stracić. Skonsultowałam się prywatnie z onkologiem, powiedział, że jak najszybciej powinnam wdrożyć immunoterapię i zacząć przyjmować specjalny lek. Niestety dawka tego leku jest potwornie droga, koszt jednego wlewu to około 14 tysięcy złotych (lek podawany jest co trzy tygodnie).  Z tego powodu zwracam się do Was z ogromną prośbą. Koszty leczenia, specjalnego żywienia, dojazdów, konsultacji prywatnych bardzo mnie obciążają i nie mam innego wyjścia niż poprosić Was o pomoc! Z powodu choroby musiałam czasowo zrezygnować z pracy i ze studiów, ale bardzo chciałabym wrócić do ukochanej codzienności. Mimo że świat jest pełen niesprawiedliwości i cierpienia, ja tak bardzo chcę żyć… Dotychczas nigdy nie prosiłam nikogo o pomoc, tym razem proszę. Błagam, pomóżcie! Kasia

43 030,00 zł ( 26.96% )
Still needed: 116 545,00 zł
Hania Garczarek
Hania Garczarek , 16 months old

Otwórz swoje serce dla małej Hani❗️Potrzebna pomoc 🚨

Nasza córka Hania przyszła na świat w maju poprzedniego roku. Od razu wiedzieliśmy, że będzie naszym oczkiem w głowie. Obdarzyliśmy ją ogromną miłością, zanim zdążyła się urodzić. Niestety ta miłość nie zdołała uchronić Hani przed całą listą chorób i problemami zdrowotnymi, z którymi mierzymy się każdego dnia... Hania cierpi na tetrasomię chromosomu 18., ma wadę wrodzoną małżowiny usznej, niedosłuch prawego ucha, opóźniony rozwój psychoruchowy i mowy, śladową niedomykalność aortalną, wrodzoną stopę piętowo – koślawą i zaburzenia napięcia mięśniowego. Ta lista zdaje się nie mieć końca… Stopę udało nam się już przywrócić do prawidłowego funkcjonowania, jednak z uchem jest większy problem, ponieważ niewykształcona małżowina zakrywa przewód słuchowy. Czekamy na termin badania obrazowego, które odpowie na pytanie, czy przewód słuchowy jest drożny, czy ucho środkowe jest wykształcone poprawnie.  Jest ryzyko, że przewód słuchowy jest zarośnięty. W naszym kraju nie ma możliwości przeprowadzenia operacji udrożnienia…  Hania jest pod kontrolą specjalistów – laryngologa, audiologa, neurologa… Każdy z nich powtarza nam, że córeczka rozwija się wolniej, że powinna siedzieć samodzielnie, gaworzyć… Niestety nasza rzeczywistość jest inna, niż rodziców zdrowych dzieci... Udało nam się znaleźć szpital w USA, który przeprowadza operacje udrożniania przewodu słuchowego. Niestety koszty są ogromne… To minimum 350 TYSIĘCY! Mamy nadzieję, że badania obrazowe wykluczą konieczność udrażniania przewodu słuchowego. Sami nie będziemy w stanie zebrać tak dużej kwoty.  W tym momencie potrzebujemy środków na bieżące leczenie i rehabilitację, które również generują ogromne koszty… Musimy poprosić o pomoc. Sami nie będziemy w stanie zapewnić Hani wszystkiego, czego potrzebuje… Wasze wsparcie jest nam bardzo potrzebne. Prosimy, nie przechodźcie obojętnie... Rodzice

38 050 zł
Franciszek Siomkajło
7 days left
Franciszek Siomkajło , 62 years old

Trudna walka o sprawność... Tylko razem możemy pomóc!

Franciszek jest dla nas bardzo ważny. To brat, wujek, ważny członek naszej rodziny. Wszyscy razem mieszkamy i nawzajem opiekujemy się sobą. Bez nas, w ogóle by sobie nie poradził… Udar mózgu zmienił wszystko. Doszło do niego 7 lat temu, a jego dotkliwe konsekwencje niestety nadal są obecne. Wystąpił prawostronny paraliż i afazja. Ciało, a zwłaszcza prawa ręka i noga, z dnia na dzień odmówiły mu posłuszeństwa… Jego sprawność jest bardzo ograniczona, a komunikacja z nim znacząco utrudniona. Franciszek nie mówi, czasem tylko powtórzy usłyszane jedno słowo, na domiar tego niewyraźnie. Musimy się domyślać czego w danej chwili potrzebuje, czy chce mu się pić, jeść, czy dzieje się zupełnie coś innego.  Lekarze są zgodni w tej kwestii – potrzebna jest bardzo intensywna rehabilitacja. Tylko wtedy zwiększą się szanse Franciszka na poprawienie jego sprawności i samodzielności! Obecnie porusza się na wózku inwalidzkim. Tylko przy pomocy drugiej osoby potrafi przejść na własnych nogach bardzo krótki kawałek.  Nie czekamy na cud. Być może nigdy już nie będzie tak jak dawniej. Zależy nam, aby nasz brat i wujek chociaż sam mógł pójść do łazienki i zrobić samodzielnie kilka kroków.  Nasze nadzieje pokładamy w rehabilitacji. To jego jedyna deska ratunku. Jesteśmy rodziną. Chcemy i będziemy się wspierać, ale nie wszystko jest w naszym zasięgu. Dlatego prosimy Was, ludzi o dobrych sercach o pomoc. Będziemy wdzięczni za każdą, choćby najmniejszą pomoc! Rodzina Franciszka

10 220,00 zł ( 53.37% )
Still needed: 8 929,00 zł
Natalia Wolinowska
Natalia Wolinowska , 3 years old

Od urodzenia choroba zmienia życie Natalki w piekło... POMÓŻ❗️

Przeszłość nie daje nam o sobie zapomnieć. Przyszłość jest dla nas wielką niewiadomą… Musimy zapewnić naszej córeczce możliwość walki o lepszą przyszłość. Jednak wiemy, że sami nie damy rady… Jeszcze w ciąży usłyszałam wiadomość, która spowodowała, że strach zdominował moje życie… Trudno opisać słowami, co dzieje się w głowie, kiedy oczekujesz na maluszka, a zamiast dobrych informacji, otrzymujesz kolejne ciosy. Dla mnie każda diagnoza była bolesna, jakby dotyczyła mnie samej… Moja córeczka miała przyjść na świat z wadą serca, rozszczepem wargi i podniebienia. Nasza maleńka kruszynka musiała zacząć walkę o życie i przyszłość zaledwie chwilę po przyjściu na świat…  Kolejne diagnozy zaczęły spadać na nas jak lawina. Nie wiedziałam, z czym wiążą się choroby, nie byłam w stanie przewidzieć ich konsekwencji. Dopiero po narodzinach zrozumiałam, jak przerażający jest nasz przeciwnik! Natalka miała tylko 4 dni, kiedy dowiedziałam się, że nie widzi. Kiedy byłam przekonana, że wyczerpaliśmy już limit nieszczęścia usłyszałam, że stan córeczki gwałtownie się pogarsza! Nie mogłam w to uwierzyć… W mojej głowie tworzyły się różne scenariusze, niestety żaden z nich nie zakładał, że w najtrudniejszym momencie nie będę mogła być obok i trzymać jej za rękę… Lekarze zadecydowali o konieczności przeprowadzenia operacji serca. Niepewność, rozpacz i przerażenie, to potworna mieszanka, która wypełniała moje matczyne serce. Nasze pierwsze spotkanie po długiej rozłące było dla mnie jak najlepszy prezent. Widok maleńkiego dziecka otoczonego przez zwoje rurek i kabli to coś, czego nie zapomnę już nigdy…  Miałam setki obaw, że nie dam sobie rady, że zawiodę moją kruszynkę… Szybko jednak okazało się, że jestem w stanie znaleźć w sobie siłę, by walczyć o zdrowie i przyszłość mojego dziecka. Kalendarz związany z zabiegami, operacjami i konsultacjami jest wypełniony po brzegi, a ja staję przed kolejnym wyzwaniem. Córeczkę czeka kolejna, już trzecia operacja na otwartym sercu!Stało się to, czego się obawiałam najbardziej. Zastawki Natalki są w opłakanym stanie i przynajmniej jedna z nich, będzie wymagała wymiany na sztuczną! Przed nami ostatnie badania, a później decyzja o terminie operacji w krążeniu pozaustrojowym! W tym swoim krótkim życiu nasze maleństwo zniosło już tyle cierpienia. Gdybym tylko mogła zabrać, choć kilka z jej problemów...  Niestety operacja serca nie jest jedynym zabiegiem, który w najbliższym czasie czeka nasze dziecko. Natalka nie słyszy, dlatego jej jedyną szansą na odzyskanie słuchu jest wszczepienie implantów ślimakowych. Jednak przez jej stan nie jest to takie proste… Ze względu na to, że ślimaczki w uszkach Natalki są zdeformowane, to taki zabieg potrafią wykonać tylko nieliczni lekarze w Polsce. Niestety w tych klinikach nie ma zaplecza kardiochirurgicznego w razie komplikacji podczas zabiegu… Nie możemy poddać się w tej walce. Jej wada generuje nie tylko problemy ze słuchem, ale również z równowagą, przez co córka nie potrafi siadać czy chodzić! Potrzeby każdego dnia rosną, a środki na naszym koncie topnieją. Praktycznie codziennie  jeździmy na różne terapie, które opłacamy z własnych pieniędzy, bo ilość godzin, którą mamy zapewnioną przez NFZ po prostu nie wystarcza. Do tego dochodzą wizyty u wielu specjalistów, leczenie, rehabilitacja, dojazdy…  Zespół Charge to bardzo podstępny i rozległy w swych skutkach zespół genetyczny. I choć jest momentami bardzo ciężko, nie poddamy się nigdy. Natalka ma ogromne pokłady siły i woli do dalszej walki. Musimy jej pomóc! Wiemy, że z Waszym wsparciem ponownie damy radę! Za wszystko z całego serca dziękujemy! Rodzice Natalki ➡️ Armia Natalki - Licytacje charytatywne

8 513,00 zł ( 5.33% )
Still needed: 151 062,00 zł
Nela Tomaszewska
Nela Tomaszewska , 7 years old

520 gramów. Życie Neli to cud, który potrzebuje Twojej pomocy!

Dziękujemy za dotychczasowe wsparcie! Niestety koszty wszystkich potrzebnych terapii są tak wysokie, że jeszcze raz zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc! Nasza historia Nasza mała wojowniczka urodziła się zaledwie w 25. tygodniu ciąży. Była maleńka jak pisklę, ważyła nieco ponad pół kilograma… Nasze maleńkie, wielkie szczęście, które od pierwszej sekundy musiało walczyć o życie. Nie poddała się! I nadal dzielnie walczy, bo wcześniaki muszą zmagać się z wieloma przeciwnościami, przez całe swoje życie…Było o wiele za wcześnie na poród, jednak lekarze zdecydowali się na cesarskie cięcie ze względu na podejrzenie zatrucia ciążowego oraz stan przedrzucawkowy, który u mnie podejrzewali. To była jedyna decyzja, by Nela dostała szansę na życie… Ryzyko było ogromne. Córeczka była malutka, nawet jak na ten tydzień ciąży. Gdy się urodziła, ważyła zaledwie 530 gramów i mierzyła 28 centymetrów. Można było ją zmieścić dwóch złączonych dłoniach...  Lekarze otwarcie mówili, że to będzie CUD jeśli Nela przeżyje, a jeszcze większym cudem będzie jej zdrowy i prawidłowy rozwój. Od momentu narodzin naszej małej Wojowniczki zaczęły spadać na nas kolejne, bardzo niepokojące diagnozy. Nela była niewydolna oddechowo, musiała przebywać w inkubatorze, pod respiratorem. Rozpoznano u niej: niską wagę urodzeniową, skrajne wcześniactwo, dysplazję oskrzelowo-płucną, niedokrwistość wcześniaczą, ciężką zamartwicę urodzeniową. Do tego i tak przerażającego zestawu schorzeń dołączyły także zaburzenia mózgowe noworodka i koordynacji ruchowej.  Nela przeszła wylew dokomorowy drugiego stopnia, a po niespełna miesiącu została wykryta u niej poważna wada serduszka - kardiomiopatia roztrzeniowa. To był kolejny cios od losu... Jak takie małe dzieciątko może cierpieć na tyle poważnych schorzeń?! W całej tej sytuacji, kiedy my - rodzice opadaliśmy już z sił, zadziwiała nas chęć życia naszej córeczki i jej ogromna wola walki. Ona dawała nam wiarę, że jeszcze będzie dobrze! Mimo tylu kryzysów i krytycznych momentów Nelunia nie poddawała się i mężnie znosiła kolejne niepokojące diagnozy. Dowiedzieliśmy się, że nasze dziecko ma retinopatię wcześniaczą, która rozwijała się bardzo szybko, co groziło nawet utratą wzroku naszej małej kruszynki. Lekarze zdecydowali się na operację, którą musieli zrobić dwukrotnie. Stoczyliśmy walkę z czasem. Na szczęście udało się zażegnać ten kryzys, ale moment stanięcia przed wyborem między życiem a ratowaniem wzroku naszej córki, pozostanie na zawsze w naszej pamięci...  Życie naszego dziecka to nieustanna walka z przeciwnościami losu. Kiedy po upływie 3 miesięcy Nela zaczęła w końcu samodzielnie oddychać, odetchnęliśmy z ulgą i wstąpiła w nas nowa nadzieja! Po prawie 4 miesiącach w szpitalu zabraliśmy ją w końcu do domu, świadomi jednak, że nasza walka o zdrowie Neli będzie trwała... Po paru miesiącach nieoczekiwanie spadła na nas kolejna wiadomość. Okazało się, że córeczka cierpi na padaczkę lekooporną - zespół Westa. Jest to ciężka odmiana tej choroby, wymagająca przyjmowania odpowiednich lekarstw pod kontrolą specjalisty i mogąca negatywnie wpływać na ogólny stan i rozwój Neli.  Każdego dnia martwimy się o zdrowie i przyszłość naszej kochanej córeczki. Jej rozwój jest opóźniony. Nela wymaga ciągłej i intensywnej rehabilitacji, zajęć z neurologopedą. Niestety to, co refunduje NFZ, to za mało, a rehabilitacja w prywatnych ośrodkach to bardzo wysokie koszty! Dojazdy, transport na zajęcia i do specjalistów poza miejscem zamieszkania, ciągłe wizyty u okulisty, neurologa i kardiologa, pod których kontrolą będziemy jeszcze długi okres, specjalistyczne leki na serce i padaczkę, przyjmowane najpewniej do końca życia - to wszystko generuje ogromne wydatki, których nie jesteśmy w stanie pokryć sami...  Cztery razy w roku jeździmy na turnusy rehabilitacyjne. Mamy również specjalne turnusy terapeutyczne z mikropolaryzacją mózgu. Od roku przyjeżdżamy też do Poznania na terapię botulinami, co rozluźnia nóżki córeczki.  Zwracamy się do Was z gorącą prośbą o pomoc w opłaceniu leczenia naszej dzielnej Wojowniczki! Każde wsparcie jest na wagę złota, bo przybliża nas do najważniejszego  celu - prawidłowego rozwoju i zdrowia Neli! Za każdy gest dobrej woli i każdą złotówkę przekazaną na rzecz naszej córeczki z góry gorąco dziękujemy! Rodzice ➡️ Licytacje dla Neli

4 125,00 zł ( 9.69% )
Still needed: 38 429,00 zł