Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wiktoria Graczkowska
Wiktoria Graczkowska , 5 years old

"Chciałabym móc zapewnić córce leczenie, chowam zakłopotanie i proszę o pomoc" - Mama...

Wiktoria — moja wymarzona, wyśniona i najcudowniejsza na świecie córka. Niestety, urodzona się w 33 tygodniu ciąży. Było to spowodowane moimi problemami z nadciśnieniem… 16 marca 2019 roku trafiłam do szpitala z powodu ciśnienia wynoszącego 200/140. Początkowo lekarze ustabilizowali sytuację, jednak 3 dni później doszło do cesarskiego cięcia. Od tego dnia nasze życie to walka o sprawność!  Wiktoria urodziła się zdecydowanie za szybko. Spowodowało to wiele komplikacji i zaburzeń. Początkowo leżała w inkubatorze, a jej stan był ciężki. Czas wtedy dłużył się okrutnie, w rozpaczy obserwowałam każdego dnia, jak moja mała dziewczynka walczy o życie. Nie mogłam w żaden sposób jej pomóc...  Nasze początki były naprawdę trudne. Wiele razy traciłam wszystkie siły i nerwy, bojąc się o swoją córeczkę. Musiałyśmy, szczególnie ja nauczyć się zupełnie nowego życia. Wejść w tryb, w którym zawsze będzie z nami choroba, ograniczenia i wyzwania.  Dziś Wiki jest 3,5-letnią dziewczynką, która przeszła za wiele. Dzięki leczeniu osiąga sukcesy. Być może małe, ale są! Mówi kilka słów takich jak: mama, tata, ciocia, nie, picie. Chodzi do przedszkola terapeutycznego, gdzie jest pod opieką specjalistów.  Dodatkowo ma ćwiczenia z logopedą I fizjoterapeutą. Chciałabym zapewnić jej jak najlepszy start, więc dodatkowo uczę ją samodzielności. Ale na dłuższą metę jest mi bardzo ciężko! Ze względu na ogromne koszty leczenia muszę wybierać między czasem z córką a pracą. Potrzebne są duże fundusze na opłacenie podstawowych potrzeb, ale potrzebna jestem też Wiktorii…  Marzę, żeby jechać z córką na turnus rehabilitacyjny, który w opiniach wielu osób daje niesamowite efekty. Pomimo tego, że zawsze starałam się być samodzielna i nikogo nie prosić o pomoc, to dla córki chowam wstyd w kieszeń i proszę. Przyszedł czas gdy sama nie dam rady!  Chciałabym i marzę o prostych rzeczach. O zdrowiu dla córki, o tym by nie cierpiała i miała większe szanse! O tym, by ktoś nam w tym pomógł...  Aleksandra, mama 

4 910 zł
Edyta Jurczyk
Edyta Jurczyk , 54 years old

Choroba Huntingtona to nasze rodzinne przekleństwo! Pomóż z nią wygrać!

Pierwszy raz o chorobie Huntingtona usłyszałam w 2006 roku, kiedy taką diagnozę postawiono mojej mamie. Byłam wtedy przerażona, a jednocześnie zupełnie nieświadoma tego, co nas czeka... W ciągu czterech lat nasz bezlitosny przeciwnik energiczną kobietę zmienił w pacjentkę wymagającą całodobowej opieki. Po kolejnych czterech latach mama przegrała walkę. Zmarła. Niedługo później taką samą walkę przegrało jej rodzeństwo... Nie mogę wyrzucić z głowy obrazu tego, co choroba robiła z moją mamą... Jak paraliżowała jej nerwy, każdego dnia zabierając więcej i więcej. Jak drobne problemy z koordynacją zamieniła w niemożliwość samodzielnego poruszania się, przełykania.  Na końcu straciła mowę oraz cechy poznawcze. 2 lata przed śmiercią nastąpił  zanik mózgu... Kiedy w 2017 roku straciłam męża, a stan mojego zdrowia znacznie się pogorszył, przez myśl nie przeszło mi, że rodzinna klątwa dotknęła także mnie. Złość i wycofanie przerodziły się w stany depresyjne. Zauważyłam, że coraz częściej mam problem z utrzymaniem równowagi, pojawiło się drżenie rąk i bóle głowy. Diagnozę usłyszałam dopiero rok temu. Koszmar się spełnił. Podczas walki z chorobą mojej mamy o leczeniu dowiedziałam się wszystkiego. Wszędzie słyszałam jednak  "nie ma leku, nie możemy pomóc". Przez prawie 10 lat wiele się w tym temacie jednak zmieniło. Trafiłam na klinikę, która dała mi światełko w tunelu – leczenie przy pomocy wszczepienia do mózgu stymulatora, który pobudzi uszkodzone komórki nerwowe i pozwoli zatrzymać chorobę! Niestety, koszt operacji jest ogromny! Przeżyłam całą chorobę matki, jej śmierć. Nie chcę umierać, jeszcze za wcześnie, mam dla kogo żyć! 5-letnia Maja, bo tak ma na imię moja wnuczka, daje mi motywację! Niestety wiem, że sama nie zdołam zdobyć tak ogromnych pieniędzy. Dlatego proszę – pomóż mi! Edyta

4 899,00 zł ( 4% )
Still needed: 117 442,00 zł
Witold Jaguścik
Witold Jaguścik , 15 years old

Pomóż złagodzić ból, pozwól zawalczyć o sprawność!

Najgorsze jest uczucie bezsilności. Świadomość, że możesz tak niewiele. Że nie jesteś w stanie zapewnić swojemu dziecku tego, co najważniejsze – zdrowia. Za każdym razem, gdy widzę ból w oczach syna, moje serce pęka. Robię co w mojej mocy, by mógł normalnie żyć, jednak to wszystko, to wciąż za mało... Witek nigdy nie będzie zdrowy. Nigdy nie osiągnie też pełnej sprawności. A ja jedyne co mogę, to zapewnić mu rehabilitację i wsparcie w tej krętej drodze do lepszej codzienności. Witek urodził się z dużą skoliozą rotacyjną. To niestety niejedyny problem. Synek dodatkowo zmaga się z wadą zgryzu, wadą wzroku i licznymi wadami wymowy. I choć walczymy z całych sił, wciąż jesteśmy krok za wszystkimi chorobami.... Robimy wszystko, aby syn mógł żyć jak jego rówieśnicy, bez barier i ograniczeń, które ciągle pojawiają się na jego drodze. Konieczna jest stała i intensywna terapia, która pozwala utrzymać cały organizm w jak najlepszej kondycji, dodatkowo liczne wizyty u specjalistów, kontrole i badania.  Wiemy jednak, że nie możemy się poddać, bo stawka jest największa – przyszłość naszego dziecka. Każda dodatkowa złotówka zbliży nas do zapewnienia synkowi beztroskiego dzieciństwa.  Aneta, mama

4 895 zł
Małgorzata Wieloch-Bubała
Małgorzata Wieloch-Bubała , 50 years old

Wakacje, które zamieniły się w koszmar... Pomagamy Małgosi!

To miały być niezapomniane wakacje. I będą. Niestety z zupełnie innych względów niż początkowo zakładaliśmy.  O wakacjach 2019 roku nasza rodzina chciałaby zwyczajnie zapomnieć. Wymarzony czas odpoczynku i relaksu zamienił się w koszmar. I choć od tych wydarzeń minęło wiele miesięcy, wciąż pamiętam niemalże każdy szczegół. Najgorsze jest jednak to, że zabrakło choćby jednego sygnału alarmowego, który mógłby nam pomóc zapobiec tej tragedii. Małgosia zawsze była uśmiechnięta, pełna energii i otwarta. Czasem śmialiśmy się całą rodziną, że jej mocy wystarczyłoby spokojnie na dwie osoby. Wtedy nie byliśmy jeszcze w stanie przewidzieć, że stanie się coś takiego, że siły nagle się skończą, a ciało odmówi posłuszeństwa. Udar. To słowo do tej pory budzi gęsią skórkę. To wydarzenie spowodowało, że życie mojej żony początkowo stanęło pod znakiem zapytania - ciężko było przewidzieć skutki i reakcję organizmu na tak ogromne obciążenie.  Minął jeden rok, w tym roku minie kolejny, a przed Małgosią wciąż stawiane są nowe wyzwania, bo ze skutkami udaru wciąż nie udało nam się rozprawić. Pomimo nieustannej rehabilitacji ciało wciąż nie jest w pełni sprawne. Lewa strona jest bardzo słaba, przez co Małgosi przy próbach samodzielnego wstawania czy chodzenia brakuje stabilizacji, a to wpływa na znaczne ograniczenie możliwości wykonania, chociażby niewielkich postępów. Dla Małgosi to niezwykle trudne i frustrujące - w momencie, gdy tysiąc razy próbuje wykonać jeden ruch, a ostatecznie i tak próba jest nieudana…  Cała rodzina zaangażowała się w walkę. Wszyscy jesteśmy w tym procesie, walczymy o rehabilitację, wspieramy walkę Gosi, ale w obecnej sytuacji jesteśmy skazani na porażkę, bo stała terapia to ogromne koszty, a ta zapewniona w ramach NFZ jest niewystarczająca i nie daje takich rezultatów, jakie moglibyśmy osiągnąć w innych warunkach. Stając przed kolejnymi wyzwaniami i wydatkami, musieliśmy podjąć decyzję o tym, by prosić o pomoc. Ciągle mamy wiarę w to, że udar nie oznacza końca sprawności, końca ważnego etapu, jakim jest samodzielne życie.  Twoja pomoc to nadzieja dla Małgosi, ale też dla całej naszej rodziny. Nie spodziewałem się, że kiedyś stanę przed takim wyzwaniem, ale wiem, że przede mną bardzo ważne zadanie.  Zmagam się z chorobą córki, z chorobą żony. Niestety, czasem kiedy wszystko się wali, trzeba stanąć na wysokości zadania. Świadomość tego, że przyszłość mogłaby tak wyglądać jest dla mnie druzgocąca.  Przysięgałem żonie, że będę przy niej w zdrowiu i chorobie. Chcę dotrzymać danego słowa. Nie tylko z poczucia obowiązku. I chciałbym zrealizować nasze małe, wielkie marzenie - o tym, że ruszymy jeszcze na wakacje, które sprawią, że zamkniemy najtrudniejszy etap życia, raz na zawsze. 

4 893,00 zł ( 17.34% )
Still needed: 23 320,00 zł
Amelia Witkowska
Amelia Witkowska , 6 years old

Rzadka choroba zmieniła Amelkę w Milczącego Aniołka... Potrzebna pomoc!

Nasza córeczka przez pierwsze 2,5 roku od przyjścia na świat rozwijała się prawidłowo. Cieszyliśmy się każdą chwilą spędzoną z Amelką. Byliśmy przekonani, że jest zdrowym dzieckiem. Z czasem jednak nasze idealne życie zaczęło się walić… Amelka z dnia na dzień bardzo się zmieniła. Jej mowa się cofnęła, stała się zagubiona i wiele rzeczy sprawiało jej trudność. Krzyczała, budziła się w nocy, czasem wcale nie spała… Podejrzewaliśmy, że córeczka ma autyzm. Nasze przypuszczenia się potwierdziły, jednak czuliśmy, że powód jej zachowania jest inny... Zaczęliśmy szukać pomocy! Podczas jednej z wizyt lekarz zauważył obniżone napięcie mięśniowe oraz drżenia ciała, jednak wyniki rezonansu i badań metabolicznych były prawidłowe. Mimo to, stan Amelki ciągle się pogarszał. Pojawiły się silne drżenia głowy i ciała, a także coraz większe problemy z chodzeniem. To był istny horror! Nie wiedzieliśmy, co będzie dalej… Po 5 miesiącach w końcu dowiedzieliśmy się, że źródłem problemów Amelki jest zespół Retta. Nasza córeczka jest Milczącym Aniołkiem – tak mówi się o dziewczynkach cierpiących na tę podstępną chorobę. Zaburzenie zamyka dziecko w swoim ciele, uniemożliwia poruszanie się, używanie rąk oraz komunikację. Leczenie jest potwornie kosztowne i dla nas nieosiągalne, dlatego jedynym sposobem na ratowanie sprawności Amelki jest stała rehabilitacja i terapie. Dzięki nim córeczka może chodzić! Jest też pod ciągłą opieką wielu specjalistów. Z Waszą dotychczasową pomocą mogliśmy zapewnić córeczce niezbędne wizyty lekarskie i zajęcia rehabilitacyjne. Jesteśmy Wam za to niezmiernie wdzięczni! Cały czas staramy się robić wszystko, aby zapewnić Amelce jak najlepszy rozwój, jednak wciąż potrzebujemy wsparcia… Chcemy, by nasza córcia mogła żyć jak inne dzieci, bawić się i zawierać przyjaźnie. Obecnie marzeniem Amelki jest rehabilitacyjny rowerek trójkołowy. Niedawno miała okazję go wypróbować i okazał się wspaniałym rozwiązaniem! Dzięki niemu mogłaby spędzać czas z rówieśnikami, jednocześnie poprawiając swoją sprawność! Niestety, stale ponosimy koszty związane z leczeniem i rehabilitacją córeczki, dlatego zakup rowerka jest dla nas nieosiągalny… Z całego serca prosimy Was o wsparcie! Tylko z Waszą pomocą codzienność Amelki może stać się lepsza! Rodzice ➡️ Amelia Witkowska kontra Zespół Retta

4 885,00 zł ( 22.95% )
Still needed: 16 392,00 zł
Sandra Wierzbińska
Sandra Wierzbińska , 9 years old

Droga do rozwoju, droga do szczęścia!

Jestem mamą trójki dzieci ze spektrum autyzmu. Moje pociechy są dla mnie całym światem. Ich zdrowie i przyszłość stawiam ponad wszystko... Niestety funkcjonowanie córki wymaga zwiększenia pomocy rehabilitacyjnej i wprowadzenia zajęć z psychoterapeutą. Niepełnosprawność najbardziej zaatakowała Sandrę, której każdy dzień jest jeszcze trudniejszy, niż jej rodzeństwa. Nasza codzienność jest naprawdę trudna, dlatego znalazłam się w punkcie, w którym jestem zmuszona poprosić o Twoje wsparcie. Wychowuję dzieci samotnie, nie mogę pracować zawodowo, ponieważ cały swój czas, poświęcam właśnie im. Sandra potrzebuje długich godzin rehabilitacji, terapii SI, wizyt u psychiatry. Chciałabym również zakupić sprzęt do rehabilitacji domowej, aby jak najskuteczniej walczyć o rozwój córeczki. Niestety sama nie jestem w stanie opłacić niezbędnego leczenia, dlatego bardzo proszę o Twoją pomoc. Każda złotówka da nam nadzieję na lepsze jutro! Mama Sandry

4 880 zł
Agnieszka Łazowska
Urgent!
14 days left
Agnieszka Łazowska , 44 years old

Proszę, pomóż mi zdążyć nim RAK ZNOWU MNIE ZAATAKUJE❗️

Chcę żyć dla dzieci, dla moich bliskich, dla siebie. Nie poddałam się i nadal zamierzam walczyć z nowotworem. Muszę jednak powiedzieć prawdę: sama nie wygram pojedynku, w którym stawką jest moje życie i przyszłość moich dzieci bez mamy… Boję się, tak bardzo się boję. Znowu musiałam założyć zbiórkę i znowu pragnę prosić Was o pomoc. Błagam, nie pozwólcie, aby moje dotychczasowe zmagania poszły na marne… Moja historia: Był początek czerwca 2021 r., planowaliśmy wyjazd nad ukochane morze, dzieci odliczały dni do początku wakacji. Nagle szok… Znalazłam guza w piersi. Wielokrotnie sprawdzałam, czy naprawdę tam jest… Był. Wyraźny, twardy, nieruchomy. Zimny dreszcz przerażenia przeszedł moje ciało...  Szybko zaczęłam działać. Najpierw lekarz rodzinny, a potem od razu Centrum Onkologii. Badania i potworny wynik. Następnie biopsja gruboigłowa i diagnoza, która zaparła mi dech – nowotwór złośliwy piersi typu Her2 trzykrotnie dodatni. Jest to najbardziej agresywna postać raka, którą charakteryzuje szybki rozwój i wzrost guza, wysoka tendencja do przerzutów w krótkim czasie i niewielkie okresy remisji choroby. Przez chwilę myślałam, że to wyrok. Postanowiłam, że sie poddam! Chciałam żyć. Mam cudowne dzieci, pasjonującą pracę i wiele marzeń do spełnienia. Po wielu badaniach i konsyliach rozpoczęłam leczenie.  Najpierw była chemia przedoperacyjna, którą znosiłam bardzo źle. Po każdym wlewie przez 7-10 dni męczyły mnie mdłości i wymioty. Wyniki morfologii spadały, trzy razy dokonywano transfuzji krwi. Byłam tak słaba, że mdlałam. Nie mogłam postawić ani jednego kroku bez pomocy drugiej osoby...  Byłam jednak gotowa znieść to wszystko, aby dać sobie szanse na życie. Następnym krokiem była operacja – mastektomia z rekonstrukcją. Potem kilka miesięcy immunoterapii herceptyną.  Niestety po podaniu ¾ zaleconej ilości dawek tego leku, pojawiła się u mnie reakcja alergiczna. Moje życie było zagrożone, dlatego kuracja została przerwana przed końcem leczenia. Wiąże się z tym jednak ryzyko pojawienia się przerzutów lub wznowy! Rozpoczęłam pięcioletnie leczenie antyhormonami, ale bardzo krótko cieszyłam się spokojem. Podczas USG wykryto guza w drugiej piersi! Znowu paniczny strach ścisnął moje gardło. Znowu pojawiła się karuzela myśli: „Czy i tym razem mi się uda?”, „Dlaczego moje dzieci znowu muszą przez to przechodzić?”, „Czy jeżeli odejdę, dzieci dadzą sobie radę?”. Na każde z tych pytań bałam się odpowiadać nawet sama przed sobą… A rzeczywistość coraz bardziej mnie przygniatała – guz zaczął rosnąć! Moje załamanie jest jeszcze większe, bo na razie lekarze każą mi czekać! Przypuszczają, że guz jest jeszcze łagodny, ale nie zrobiono biopsji, aby to potwierdzić! Kazano mi czekać, sprawdzać i… To wszystko! Oznacza to, że na razie nie mogę liczyć na żadną pomoc! Jestem zła, zrozpaczona i przerażona! To mieszanka uczuć, które ciężko opanować. Wiem jedno – nie mogę czekać, aż guz stanie się złośliwy! Muszę działać już teraz, aby nie dopuścić do najgorszego! Boję się kolejnej chemii i ryzyka pojawienia się przerzutów. Nie wiem, czy mój osłabiony organizm poradzi sobie z kolejną wyczerpującą kuracją. Ja po prostu mogę nie przeżyć kolejnego leczenia! Najlepsze wyjście, to profilaktyczna mastektomia zrobiona już teraz, póki guz jest jeszcze łagodny. Pragnę budzić się bez strachu, wychować dzieci i patrzeć jak dorastają. Każdego dnia chcę uśmiechać się do Julki i Adasia, przytulać ich mocno i mówić jak bardzo ich kocham. Proszę, pomóc mi spełnić moje marzenia... Agnieszka

4 869,00 zł ( 16.95% )
Still needed: 23 855,00 zł
Ania Osińska
Ania Osińska , 27 years old

Rak wyrządził dużo szkód. Mimo to Ania nadal walczy! Pomożesz?

Bardzo Wam dziękuję za wsparcie, które okazaliście mi w poprzedniej zbiórce. Dzięki Wam mogłam korzystać z intensywnej rehabilitacji, która znacząco ułatwiła moje funkcjonowanie. Niestety, musiałam pogodzić się z tym, że będę wymagać ćwiczeń już do końca życia. RAK pozostawił po sobie wiele szkód, nadal potrzebuję wsparcia… Poznaj moją historię: To, co wydarzyło się na początku 2018 roku, wywróciło moje życie do góry nogami. I choć minęło już tyle czasu, wciąż nie mogę w to wszystko uwierzyć… Pewnego dnia zwyczajnie poszłam do okulisty, po okulary korekcyjne. Myślałam wtedy, że nie może się stać nic nadzwyczajnego. A jednak… Okulista zbadał mnie dwa razy i stwierdził oczopląs oraz że coś musi naciskać na nerwy wzrokowe. Dał skierowanie do szpitala. Tam wykonano tomograf, który wykazał coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.  Guz w mózgu – 5 cm. Ta diagnoza sprawiła, że nogi się pode mną ugięły. Ale wiedziałam, że nie mogę się poddać. Miałam przecież przed sobą całe życie, mnóstwo planów i marzeń. Przeszłam długą drogę, kilka operacji, intensywną rehabilitację. I jestem tutaj. Żyję. Jednak było niesamowicie ciężko.  Operacje spowodowały paraliż prawej strony twarzy i lewostronny niedowład ciała, niedoczulicę i ataksje, oraz utratę słuchu po prawej stronie. Nie byłam w stanie ruszać lewą nogą ani ręką. Trzeba było mnie karmić, twarz była napuchnięta i mimo leżenia wszystko mnie bolało. Nie obyło się również bez komplikacji… Gdy rozpoczęłam działania rehabilitacyjne, szybko musiałam je przerwać, bo doszło do zakażenia bakterią Clostridium.  Na szczęście to już przeszłość. Przeszłam długą drogę pełną ćwiczeń, wyrzeczeń… Musiałam walczyć o odzyskanie swojego zdrowia i dawnej sprawności.  Wróciłam do „normalnego” życia: studia, siłownia, rehabilitacja na własny koszt, zdałam licencjat. Jednak, aby mój stan się nie pogarszał, wymagam dalszej, intensywnej rehabilitacji, która jest niezwykle kosztowna. Na co dzień wspomagam się kulami, dzięki którym mogę sama wyjść na spacer, zrobić zakupy. Kocham sport, siłownię, aktywność fizyczną. Przez te parę lat codziennie, małymi kroczkami przybliżałam się do odzyskiwania dawnej sprawności. Wiem jednak, że bez regularnej rehabilitacji – stanę w miejscu.  Chciałabym również korzystać z terapii manualnej twarzy, która polega na masażach i ćwiczeniu mimiki. Widzę efekty tych wszystkich aktywności i chciałabym móc je kontynuować. Niestety ogrom kosztów przekracza moje możliwości finansowe.  Mieszkam na co dzień z rodzicami, którzy przekonali mnie do założenia zbiórki. Samej bardzo ciężko mi prosić o pomoc. Wiem jednak, że już raz otworzyliście dla mnie swoje ogromne serca. Liczę, że zrobicie to ponownie… Być może i ja kiedyś będę mogła pomóc komuś z Was? Ania Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

4 868,00 zł ( 15.25% )
Still needed: 27 047,00 zł
Łukasz Jagodzki
Łukasz Jagodzki , 40 years old

Stan Łukasza był krytyczny, ale wygrał życie! Dziś walczy o sprawność!

Łukasz wybudził się ze śpiączki! Jestem tak bardzo szczęśliwa! Najgorszy okres, pełen strachu i niepewności, mamy już za sobą, lecz teraz stoi przed nami kolejne wyzwanie… Musimy zrobić wszystko, aby przywrócić Łukaszowi utraconą sprawność! Dlatego zbieramy na turnusy rehabilitacyjne na rok 2024. Nasza historia:  Łukasz to mój wspaniały mąż i cudowny ojciec naszych dzieci. Pełny zaangażowania i pasji we wszystko, co robi. Wesoły i energiczny, nic nie stanowiło dla niego problemu. Do 20 lutego 2022 roku, czyli dnia wypadku, w którym w jednej chwili zmieniło się życie całej naszej rodziny…  To był rodzinny wyjazd. Wspólnie z naszymi dwoma synami byliśmy na feriach w górach. Łukasz podczas zabawy z chłopakami zjeżdżał z górki na dmuchanym kole. Zjechał ze stoku, w wyniku czego wybiło go w górę i upadł na taflę lodu, uderzając w nią głową. Przerażenie, z jakim zetknęliśmy się wszyscy, było ogromne. Po samym zdarzeniu Łukasz był świadomy, prosił o wezwanie karetki… Po chwili stracił przytomność. Na miejsce niezwłocznie przybyła pomoc i za kilkanaście minut Łukasz był już operowany. W wyniku zdarzenia mąż miał krwiaka podtwardówkowego prawej półkuli mózgu. Został wykonany zabieg kraniotomii i wprowadzono go w śpiączkę farmakologiczną. Lekarze jego stan określali jako krytyczny, nie dając dużych szans na przeżycie! Wyjazd na zimowe ferie zamienił się w nieprawdopodobny, tragiczny scenariusz.  Byłam załamana… Nie mogłam uwierzyć, że mój ukochany mąż walczy o życie. Wierzyłam, że będzie dobrze, jednak wyrok śmierci nadany na mojego męża przez lekarzy odbijał się echem. Po kolejnych dobach leczenia, Łukasz zaczął reagować na bodźce, wykonywać proste polecenia lecz nie był w pełni wybudzony…  Tak bardzo się bałam. Dziękuję, że zjawiliście się wtedy w naszym życiu i okazaliście pomoc. Zawsze będę za to wdzięczna!  Dziś rozpoczął się kolejny etap walki o Łukasza. Mój mąż nie chodzi samodzielnie i potrzebuje pomocy we wszystkich czynnościach życia codziennego.  Nadal wymaga też intensywnej i nieustannej rehabilitacji, która przynosi efekty, jednak cały ten proces jest bardzo wolny. Łukasz musi również korzystać z terapii neuropsychologicznej oraz zajęć z neurologopedą, ponieważ ma problem z mówieniem.  Jego mięśnie są spastyczne i przykurczone. Z tego względu musi być rozmasowywany i raz na kilka miesięcy obstrzyknięty toksyną botulinową. Niestety koszty zajęć i rehabilitacji są ogromne, ponieważ dwutygodniowy turnus kosztuje ok. 9000 zł. Niestety ze względów finansowych, nie jesteśmy w stanie często na nie jeździć. Zajmując się mężem nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy. Przez ostatni rok, byliśmy 8 razy na takich turnusach, po którym zawsze pojawiały sie efekty!   Łukasz dzielnie i z całych sił walczy o lepsze jutro, żeby stanąć na nogi i stać się samodzielnym. Bardzo prosimy o pomoc ludzi o dobrym sercu, żeby Łukasz znów był tatą takim, jak kiedyś dla swoich dzieci.  Monika, żona

4 864,00 zł ( 4.57% )
Still needed: 101 519,00 zł