Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jaś Paduch
Jaś Paduch , 4 years old

Tylko jedno marzenie - zawalczyć o zdrowie Jasia

Rodzice Jasia, tak jak każda mama i tata marzyli tylko o jednym, by ich synek urodził się zdrowy. Niestety, los tak często pisze dla nas zupełnie inny scenariusz niż ten, który my sami stworzyliśmy dla siebie. Nie było szczęśliwego powrotu do domu po kilku dniach. Nie ma planów na przyszłość. Jest tylko heroiczna walka o jego zdrowie - tu i teraz. Walka, która wiąże się z ogromnymi wydatkami.  Jaś urodził się z poważnymi zaburzeniami połykania i pracy serca. Chłopczyk nie przybiera na wadze, refluks żołądka powoduje, że pokarm ulewa mu się noskiem, jego rodzice dzień i noc czuwają, by ich synkowi nic złego się nie stało, lecz powoli brakuje im już sił. Lekarze do tej pory nie postawili jednoznacznej diagnozy, przez co, tak trudno dobrać właściwe leczenie.  Strach, ból, niepewność. Trudno sobie wyobrazić, co czują rodzice takiego niemowlęcia. Wiadomo, że pojawienie się na świecie małego, nowego człowieka wiąże się z ogromem wyzwań i zmianą funkcjonowania o 180 stopni. Jednak w przypadku takich komplikacji zdrowotnych, każdy kolejny dzień staje się potężnym wyzwaniem. Trzeba wtedy podjąć rękawice i walczyć tak długo, na ile wystarczy sił i jeszcze dłużej... Rodzice Jasia nie chcą się poddać, będę szukać ratunku dla swojego synka tak długo, jak będzie to konieczne. Jest jeszcze taki maleńki, całkowicie bezbronny, a już przyszło mu walczyć o zdrowie... Koszty związane z wizytami u specjalistów, dojazdami, także zakupem specjalnej mieszanki do karmienia Jasia są ogromne! Prosimy o pomoc, by choć tak wesprzeć tego małego wojownika! 

28 312 zł
Ludwiczek Kaczorowski-Wasilewski
Ludwiczek Kaczorowski-Wasilewski , 5 years old

Wspieramy Ludwiczka w walce o samodzielne kroki!

Ludwiczek ma już 3,5 roku. Mimo choroby jest bardzo radosnym i uśmiechniętym dzieckiem. Ma trzech braci, którzy kochają go całym sercem. Niestety, codzienność Ludwiczka nie jest jedynie beztroską bajką… Z powodu niedotlenienia okołoporodowego i zamartwicy urodzeniowej synek cierpi na mózgowe porażenie dziecięce w postaci czterokończynowego, spastycznego niedowładu. Mimo intensywnej rehabilitacji, którą staramy się zapewnić Ludwikowi w domu i poza nim, niestety syn nadal nie chodzi i nie mówi. Choroba bardzo go blokuje i nie pozwala mu normalnie funkcjonować. W lutym tego roku udało nam się wypróbować specjalny sprzęt do pionizacji, dzięki któremu synek miałby szansę na ćwiczenie samodzielnego chodu. Niestety, sprzęt ten nie jest refundowany, a jego koszt jest ogromny, bo wynosi ponad 40 tys. złotych! Nie mamy tylu środków, dlatego po raz pierwszy zdecydowaliśmy się poprosić Was o wsparcie… Codziennie obserwujemy jak choroba „podcina Ludwikowi skrzydła" i jak dzielnie synek stawia jej czoło. Pragniemy dla niego jak najlepszej przyszłości, aby mógł być sprawny i samodzielny, ale koszt tej walki zwyczajnie nas przerasta. Każde wsparcie z Waszej strony daje nam nadzieję, że uda się pokonać stojące na naszej drodze przeszkody i Ludwiczek będzie mógł podjąć dalszą walkę o lepsze jutro! Monika, mama

28 257,00 zł ( 64% )
Still needed: 15 892,00 zł
Tymek Gorzycki
Tymek Gorzycki , 5 years old

Nie możemy przekreślić przyszłości Tymka!

Nigdy przedtem nie słyszałam nazwy takiej wady genetycznej: dysplazja przegrodowo – oczna. Wraz z narodzinami mojego synka rozpoczęła się droga ku ratowaniu jego zdrowia i życia. Droga niezwykle trudna, nieprzewidywalna i bez końca... Tymek jest jeszcze malutki, we wrześniu obchodzi swoje drugie urodziny. Z każdym miesiącem widzę, jak bardzo różni się od swoich rówieśników i bardzo się boję jak duże okażą się te różnice za kilka lat… Teraz możemy go nosić na rękach i opiekować się nim tak jak opiekuje się małym dzieckiem. Lecz co będzie, gdy będzie nastolatkiem? Jak wtedy będzie wyglądać nasza codzienność? Tymek nie chodzi, jest niewidomy, a lekarze mówią o opóźnieniu w rozwoju psychoruchowym. Są również poważne zmiany hormonalne związane z niedoczynnością przysadki mózgowej. W ostatnim czasie pojawiły się też ataki epilepsji… Nie wiemy co czeka nas za kilka lat, ani jaka przyszłość czeka naszego kochanego synka. To, co jest pewne, to nasze działania i decyzje dzisiaj. Prowadzimy dalszą diagnostykę w poradniach genetycznych i okulistycznych. Badania, szpitale i rehabilitacja to niekończąca się wędrówka w poszukiwaniu rozwiązań i pomocy. Bardzo bym chciała, by domowy budżet był niewyczerpany. Niestety, nic nie kończy się szybciej niż pieniądze. Każda diagnoza generuje nowe potrzeby, nowe badania, nowe wydatki… Choć są dni, w których bezradność potrafi przytłoczyć – nie możemy się poddać. Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział, że razem z mężem damy radę przejść wszystko, czego do tej pory doświadczyliśmy – nie uwierzyłabym. Dzisiaj wiem, że miłość i wzajemne wsparcie potrafią znieść najgorsze. Oby nigdy go nie zabrakło w naszym życiu. Dawid i Jagienka - rodzice Tymka

28 238 zł
Sebastian Jochymski
Sebastian Jochymski , 21 years old

Wypadek odebrał Sebastianowi sprawność❗️POMOCY 🚨

Przed wypadkiem Sebastian prowadził spokojne, poukładane życie. Niestety w ułamku sekundy utracił wszystko – jego świat legł w gruzach. Syn uległ poważnemu wypadkowi, przez który jest sparaliżowany od pasa w dół. Sebastian w maju 2023 roku, podczas pobytu w pracy przeżył wypadek, który pozbawił go sprawności – czucia od pasa w dół. W tym momencie syn może poruszać się wyłącznie na wózku inwalidzkim. Intensywna rehabilitacja, którą Sebastian musi podejmować każdego dnia – przynosi efekty i daje nadzieję, że syn w przyszłości odzyska sprawność i będzie mógł ponownie stanąć na własnych nogach. Niestety wszystko, co mogłoby sprawić, że tak się właśnie stanie – jest bardzo kosztowne… Nie jesteśmy w stanie sami zapewnić mu pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym, który jest niezbędny! Sebastian doznał złamania kręgów odcinka piersiowego kręgosłupa, co poskutkowało niedowładem kończyn dolnych. Wypadek sprawił, że utracił całe swoje dotychczasowe życie… Syn jest młody, ma dopiero 21 lat. Jest pełen sił i przede wszystkim nadziei. Nadziei na to, że w przyszłości będzie mógł wyjść na spacer, spędzać aktywnie czas i cieszyć się życiem – tak jak przed wypadkiem.  Bardzo potrzebujemy wsparcia. Każda złotówka jest niezwykle cenna. Dzięki Wam będziemy mogli zapewnić Sebastianowi pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym, którego tak bardzo potrzebuje… Rodzice Sebastiana

28 205,00 zł ( 50.98% )
Still needed: 27 115,00 zł
Miłosz Flisak
Urgent!
14 days left
Miłosz Flisak , 8 years old

Miłosz zachorował na białaczkę!❗️Pomóż małemu bohaterowi w walce z chorobą❗️

Początkowo nikt z nas nie przypuszczał, że diagnoza będzie, aż tak druzgocąca. Ostra białaczka limfoblastyczna wkradła się do naszego życia i zaatakowała nam synka. Miłosz jest dzieckiem, nie powinien jeszcze walczyć o życie! Ciężko przychodzi nam opowiadanie o tym wszystkim. Niełatwo jest się uzewnętrzniać i powiedzieć na głos o tragedii, która nas spotkała. Przekonuje nas jednak tylko jedno: dobro naszego dziecka. Dlatego pełni pokory stajemy dziś przed Wami i prosimy o pomoc. Choroba pojawiła się niespodziewanie, na początku ubiegłorocznych wakacji. Miłosz skarżył się na ból nóg, jednak wszyscy myśleli, że przyczyną jest intensywny wzrost. Nie zdążyliśmy sprawdzić tej hipotezy, ponieważ pojawiły się kolejne objawy – wysoka gorączka oraz silny ból brzucha. Choroba postępowała bardzo szybko i Miłosz opadał już z sił. Nasz zawsze uśmiechnięty i pełen energii chłopczyk, nagle leżał całymi dniami w łóżku i płakał z bólu. Przepisane leki pomogły tylko na chwilę i konieczny okazał się wyjazd do szpitala. Pamiętamy to jak dziś: 15 sierpnia Miłosz przekroczył drzwi szpitala, a nasze życie zmieniło się nieodwracalnie! Lekarze zaczęli podejrzewać najgorsze i skierowali nas na oddział onkologii. Po pobraniu szpiku kostnego, wszystko było już jasne. Nasze dziecko zachorowało na ostrą białaczkę limfoblastyczną! Już na początku leczenia nie obyło się bez komplikacji. Do założonego wkłucia centralnego w udzie, wdało się zakażenie i powstał zakrzep żył głównych. Wszystko to pozostawiło ślady do dnia dzisiejszego, Miłoszek musiał przejść dodatkową antybiotykoterapię. Nasz synek musi być pod stałą obserwacją, musi robić kontrolne USG raz w miesiącu i konsultować się ze specjalistami. Po pierwszym etapie leczenia, chemioterapii dożylnej Miłoszek miał problemy z chodzeniem, konieczna była codzienna rehabilitacja, która będzie kontynuowana poza szpitalem. Walka ze śmiertelną chorobą jest ciężka. Na naszych oczach widzimy jak Milosz nagle stał się bardziej dojrzały i świadomy, że jego życie jest w niebezpieczeństwie. Dzielnie znosi kolejne wkłucia, badania oraz skutki uboczne leczenia. Lekarze przedstawili nam plan leczenia na najbliższe 2 lata: najpierw chemia dożylna, a potem w tabletkach. Wszystko jednak zależy od tego, jak organizm Miłoszka będzie reagował na leczenie. Musimy więc czekać… Od 15 sierpnia nasz syn niemal cały czas jest w szpitalu. Do domu wraca tylko wtedy, gdy jego wyniki są na tyle dobre, że lekarze wyrażą zgodę. Jednak te upragnione chwile, gdy Miłosz odzyskuje dzieciństwo, może spać we własnym łóżku i wszyscy wspólnie jemy obiad, trwają zbyt krótko… Musimy dzielić się opieką nad Miłoszem. Na co dzień w szpitalu przebywa z nim mama, tata zaś pracuje i opiekuje się naszym drugim synkiem, Filipem, który ma tylko 2 lata! Dla naszego malca ta cała sytuacja jest niezrozumiała! Nie rozumie dlaczego nagle na tak długo opuszcza go starszy brat i ukochana mama! Ta rozłąka rozrywa mu serce, ale także i nam. Nie mamy jednak innego wyjścia… Śmiertelna choroba dziecka spadła na nas, burząc wszystko, nad czym tak mocno przez ostatnie lata pracowaliśmy: poczucie bezpieczeństwa, stabilności, spokoju. Teraz stanęliśmy przed największym wyzwaniem życiowym i rodzicielskim: MUSIMY URATOWAĆ ŻYCIE NASZEGO DZIECKA! Leczenie przynosi upragnione efekty, a to daje nam nadzieję. Musimy być jednak gotowi na czekające na nas wydatki, których nie unikniemy. Miłosz będzie nadal potrzebował specjalistycznego leczenia oraz rehabilitacji, aby poradzić sobie nie tylko ze skutkami białaczki, ale i chemioterapii, która sieje spustoszenie. Każdorazowo, kiedy Miłoszek wychodzi na przepustkę do domu, musi mieć sterylne warunki, co wiąże się z kompletną zmianą trybu życia całej naszej rodziny. Ozonowanie domu, oczyszczanie powietrza, dezynfekcja wszystkich powierzchni jest kosztowna. Dzisiaj, jako rodzice ciężko chorego dziecka, prosimy o wsparcie finansowe, które pomoże nam zapewnić jak najlepszą opiekę dla Miłoszka. Za każdą wpłatę oraz udostępnienie zbiórki dziękujemy z całego serca! Rodzice Miłoszka

28 062 zł
Dalida Chrząstek
12 days left
Dalida Chrząstek , 12 years old

Dalidka - pandemia pozbawiła ją możliwości leczenia! Potrzebna pomoc!

Moja córeczka miała nie dożyć piątego roku życia... Miała nigdy nie chodzić, być sparaliżowana. Została skreślona jeszcze przed urodzeniem, ale ja się nie poddałam - od jej urodzenia walczę o jej zdrowie i życie. Dalida urodziła się z rozszczepem kręgosłupa i wodogłowiem. Pierwsze chwile, zamiast spędzić w moich czułych objęciach, mijały na OIOM-ie, a ja po raz pierwszy poczułam, co to prawdziwy strach.... Szpital. Nasz drugi dom… Chciałabym, żeby ona nigdy nie musiała się w nim budzić i zasypiać. Chciałabym móc zabrać jej ból, zatrzymać ten uśmiech, czasem ledwo widoczny wśród opatrunków, wężyków kroplówek. Jest taka dzielna. Najdzielniejsza osoba, którą znam… Dlaczego tak strasznie cierpi?! Moja mała, chora córeczka. Dzięki Tobie może mieć szansę na inne życie… Ta malutka istotka jest sensem mojego życia od momentu, gdy przyszła na świat… Byłam bardzo młoda, gdy zaszłam w ciążę. Bałam się, ale jednocześnie cieszyłam, że dziecko, które nosiłam pod serce, będzie zdrowe. W 36. tygodniu ciąży usłyszałam, że dzieje się coś z główką… Usłyszałam, że córeczka przyjdzie na świat z przepukliną oponowo-rdzeniową. Że będzie nieodwracalnie sparaliżowana od pasa w dół… W jednym momencie skończyła się piękna bajka, a zaczął koszmar. Płakałam przez tydzień. Myślałam, że wiem, co to znaczy się bać… Nie wiedziałam, aż do tego momentu, bo największym strachem jest bać się nie czegoś, ale o kogoś… Nadszedł dzień narodzin, inny, niż myślałam… Płynęły łzy nie szczęścia, lecz strachu o to, co dalej będzie z moją kruszyneczką, czy ją boli, czy sobie da radę? Trafiła nie w moje kochające ramiona, ale na stół operacyjny, gdzie walczyli o nią chirurdzy. Nasze pierwsze prawdziwe spotkanie było dwa dni później… Nie było na sali porodowej, ale na OIOM-ie, córeczka nie oddychała sama, ale robił to za nią respirator. Żeby złożyć na jej czole pocałunek, musiałam odgarniać plątaninę kabli. Ledwo ją było widać – przez wężyki urządzeń i przez moje łzy… Potem spadł na nas kolejny cios – wodogłowie. Płyn, wytwarzany przez mózg, nie wchłaniał się, ale gromadził w główce. Lekarze powiedzieli, że musi przejść kolejną operację. Inaczej nie dożyje piątego roku życia… Ciężko mi zdecydować, czy to był najgorszy dzień mojego życia, czy może inny, dzień pierwszych urodzin Dalidki. Tort, kolorowe balony, zaproszeni goście, którzy mieli zjawić się lada chwila… Bajkę przerwał telefon ze szpitala. Przyszły wyniki rezonansu. Zespół Arnolda-Chiariego. Wada, w której część mózgu przemieszcza się do kanału kręgowego… Wystarczy jakikolwiek wysiłek fizyczny. Ruch, kichnięcie czy kaszel. Powoduje to niewyobrażalny ból. Konieczna była kolejna operacja. Były komplikacje. Doszło do zatrzymania akcji serca… Spędziłyśmy w szpitalu dwa miesiące. Miałam deja vu. Dalidka znów musiała cierpieć. Znów drżałam ze strachu o jej życie. Potem kolejne operacje. Wycięcie przepukliny pachwinowej. Korekta ustawienia nóżek. Problemy z pęcherzem. Cewnikowanie co 3 godziny, które powoduje liczne zakażenia. Pobyty w szpitalu. Przestałam już liczyć, ile ich było… Mimo nieprzychylnych prognoz lekarzy córeczka stanęła na własnych nóżkach... Wcześniej nie chodziła, tylko pełzała. Miała ogromną szansę, by nauczyć się chodzić... Niestety przyszła pandemia, która odebrała mojej córeczce możliwość rehabilitacji. Wszystkie zajęcia zostały zawieszone... Stan zdrowia córeczki uległ pogorszeniu, wystąpiły przykurcze, znów trzeba było operować. Po tej operacji nóżki się osłabiły i córka nie miała siły stanąć na własne nogi. Zaczęła się ponowna walka o każdy kroczek... Zaczynaliśmy wszystko od nowa, tylko tym razem sami w domu... Wróciliśmy do punktu wyjścia. Walczymy jednak o to, by Dalida była jak najbardziej samodzielną dziewczynką. Córeczka porusza się w ortezach, potrzebuje kosztownej rehabilitacji. Koszty walki o sprawność przerastają mnie, dlatego proszę, pomóż... Mówią, że jestem silna, ale tak naprawdę to nic w porównaniu z nią… To dzięki niej się uśmiecham. To ona pokazuje mi, że nie warto się poddawać i trzeba walczyć do samego końca... Dlatego błagam o pomoc dla niej. O ratunek. Nie o siłę, nie o chęć walki – to wszystko mamy. Potrzebne są kolejne zajęcia, codzienna rehabilitacja, która wzmocni jej mięśnie i sprawi, że Dalidka znów będzie chodzić. Proszę, pomóż jej. Spraw, żeby te wszystkie dni, miesiące, w których cierpiała, nie poszły na marne… ➡️ Dalidkę możesz też wesprzeć poprzez LICYTACJE O Dalidce w mediach: ➡️ Mama błaga o ratunek dla Dalidki - 24Kurier.pl Polski Dziennik Regionalny

28 038 zł
Dominik Horbacz
Dominik Horbacz , 4 years old

Trudna droga po lepsze jutro... Wspieramy Dominika!

Dominik od urodzenia mierzy się z wieloma problemami zdrowotnymi, a ja, jako jego mama staram się sprostać wszystkim wyzwaniom, które narzuca nam rzeczywistość. Nie jest to jednak łatwe. Na każdym kroku piętrzą się przeszkody, które uniemożliwiają Dominikowi prawidłowy rozwój… Synek urodził się w 37. tygodniu ciąży poprzez cesarskie cięcie. Tuż po porodzie stwierdzono u niego zapalenie płuc. W okresie niemowlęcym synek przeszedł jednorazowy atak padaczki, a kolejne badanie USG wykazało małą torbiel w jego w mózgu. Z powodu asymetrii ułożeniowej i zaburzeń w napięciu mięśniowym zaczęliśmy rehabilitację. Chwilę później okazało się, że rozwój psychomotoryczny oraz rozwój mowy u Dominika jest bardzo opóźniony.  Zastanawiałam się, co się dzieje z moim synem. Skąd się biorą te wszystkie problemy i nieharmonijny rozwój? U Dominika występowały wtedy zaburzenia równowagi, ataksja, niedowład lewej strony ciała, problemy w komunikacji i zaburzenia odżywiania.  Synek jest otoczony wielospecjalistyczną opieką terapeutyczną. Odbywa rehabilitację metodą NDT Bobath, fizjoterapię PNF, terapię logopedyczną i pedagogiczną. Jest też pod opieką poradni genetycznej, metabolicznej, neurologicznej, laryngologicznej okulistycznej ( ze względu na postępującą wadę wzroku). Z powodów żywieniowych konsultujemy się także z dietetykiem. Dominik jest także pod opieką poradni psychologiczno-pedagogicznej; w 2022 roku w Fundacji Synapsis zdiagnozowano u niego całościowe zaburzenia rozwojowe. Synek ma stwierdzoną niepełnosprawność sprzężoną – autyzm z niepełnosprawnością ruchową. W przedszkolu jest objęty kształceniem specjalnym oraz wczesnym wspomaganiem rozwoju, które poprzez ciągłą terapię mają na celu wspomóc synka w codziennych zmaganiach z niepełnosprawnością. Jesteśmy po wizycie w klinice we Wrocławiu z powodu stale pogarszającego się stanu mojego dziecka. Pomimo stwierdzonego słabego napięcia mięśniowego, oraz cech zespołu dysmorficznego żaden lekarz nie może pokierować dalszym tokiem leczenia bez badań genetycznych WES, które jako jedyne mogą ukazać powód problemów Dominika. Badania te nie są refundowane, a ich wykonanie jest bardzo kosztowne. Wyczerpałam już swoje możliwości finansowe na dotychczasową rehabilitację i prywatne wizyty lekarskie. Z uwagi na wiek dziecka oraz wynik rezonansu magnetycznego głowy i angio tętnic mózgowych, konieczna jest szybka diagnoza i podjęcie właściwego leczenia oraz rehabilitacji. Czas gra dużą rolę, ponieważ badanie to wykazało że synek ma w tylnym dole czaszki torbiel pajęczynówki, która miała we wczesnym wieku niemowlęcym zniknąć. Niestety badanie ujawniło, że torbiel urosła i może być przyczyną pogłębiającej się niepełnosprawności mojego dziecka. Bardzo proszę o pomoc w udostępnianiu zbiórki i zbieraniu kwoty, która umożliwi poddanie mojego syna badaniom ganatycznym. Za dobre serce i wszelką okazaną pomoc w imieniu swoim i Dominika serdecznie dziękuję!  Aleksandra, mama

28 035,00 zł ( 87.84% )
Still needed: 3 880,00 zł
Teresa Koszyk
5 days left
Teresa Koszyk , 59 years old

Teresko, czekamy na Twój powrót do domu!

Wiedliśmy z Teresą spokojne życie. Dla żony najważniejsza jest rodzina i dom. Nie mógłbym też nie wspomnieć o jej największej pasji - ogrodnictwie. Gdy tylko Teresa miała wolną chwilę, zawsze wiedziałem gdzie ją znaleźć - w naszym ogródku, gdzie spędzała niezliczoną ilość czasu. Sadzenie w nim kwiatów i pielęgnowanie go zawsze sprawiało jej ogromną radość.  Nasze harmonijne życie zmieniło się w lipcu 2021 roku. Gdy Teresa odpoczywała w domu, dostała udaru. Momentalnie wezwałem karetkę, przestraszony całą sytuacją. Żona została przetransportowana do szpitala, gdzie szybko doszła do siebie, a przynajmniej tak się z początku wydawało. Niestety, radość nie trwała długo. Podczas trzeciej doby pobytu w szpitalu, serce Teresy się zatrzymało… Lekarze reanimowali żonę kilkadziesiąt minut, ale mi wydawało się, że trwa to całą wieczność. Byłem przerażony! Czekałem na słowa lekarza obok sali, na której toczył się koszmar - moja żona walczyła o życie! Wierzyłem, że Tereska się nie podda i wkrótce później będę mógł się znów z nią zobaczyć. Tak też się stało. Moja żona przetrwała to piekło i teraz dzielnie walczy o powrót do zdrowia i do domu.  W tej chwili żona znajduje się w ośrodku rehabilitacyjnym w Krakowie, gdzie każdego dnia wytrwale ćwiczy. To wielkie szczęście dla naszej rodziny, że może dochodzić do zdrowia pod okiem wspaniałych specjalistów. Niestety koszty rehabilitacji są bardzo duże i nie jesteśmy w stanie pokryć całości, dlatego też prosimy o pomoc. Tereska chciałaby jeszcze w swoim życiu móc cieszyć się pięknie kwitnącym ogrodem, gromadką wnuków, na które czeka z utęsknieniem. Każda pomoc się liczy i za każdą z całego serca dziękujemy!  Artur, mąż Teresy

27 998,00 zł ( 26.85% )
Still needed: 76 258,00 zł
Marta Kornacka
Urgent!
Marta Kornacka , 10 years old

Ogromny guz w głowie małej Marty! Ratunku!

Nasza dramatyczna historia zaczęła się w 2020 roku. Zauważyłam, że mojej córce doskwierają problemy ze słuchem, które z dnia na dzień się nasilają.  Wiedziałam, że jak najszybciej powinnam skonsultować to ze specjalistą. Byłam zaniepokojona, ale przez myśl nie przeszedł mi tak straszliwy scenariusz... 16 września Marta przeszła badanie rezonansem i wtedy wszystko stało się jasne. W mózgu mojej córki był duży, niezidentyfikowany guz! W jednej chwili runął cały świat... Później wszystko działo się tak szybko. Konsultacja z neurochirurgiem, biopsja, badanie histopatologiczne i kolejny cios – nowotwór pnia mózgu – ganglioglioma. Nie mogliśmy uwierzyć w to, co słyszymy... Na początku nie byliśmy świadomi, z czym przyszło nam się mierzyć. Jednak szybko przekonaliśmy się, że choroba jest bardzo podstępna i agresywna. Sieje ogromne spustoszenie w całym organizmie i jest poważnym zagrożeniem dla życia! Byliśmy przerażeni...  Z każdym kolejnym dniem nowotwór przybierał na sile. Guz stale się powiększał, pojawił się niedowład połowiczny i  wiele innych uciążliwych dolegliwości. Marta nieustannie była poddawana licznym badaniom. Niestety, wyniki nie przynosiły dobrych informacji... Naszej córeczce wykonano tomografię głowy, na której uwidoczniono niewielki krwiak w prawej półkuli móżdżku. Kolejne badania wykazały zmniejszenie obrzęku i objętości krwiaka, jednak ku zdziwieniu lekarzy niedowład nerwu VII wciąż się nasilał... Dodatkowo stwierdzono ubytki neurologiczne oraz uszkodzenie rogówki wskutek niedomykania powieki prawego oka. Złe informacje spływały na nas lawinowo...  W okresie od 28 grudnia 2020 do 3 lutego 2021 Marta była poddana radioterapii, a następnie przeszła terapię antyangiogenną. Zaraz po niej wykonaliśmy rezonans, który wykazał regresję guza! W jednej chwili wróciła nadzieja! Znów całą rodziną zaczęliśmy się cieszyć każdym dniem! To były piękne chwile.  Nasza radość nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ los postanowił wymierzyć kolejny straszliwy cios. W styczniu okazało się, że córka ma COVID, a kolejne badanie rezonansem wykazało powiększenie się masy nowotworowej. Świat po raz drugi nam się zawalił, a serce pękły na pół.  Walczymy już tak długo i nieraz brakuje nam sił.... Od kiedy Martusia zachorowała, codziennie poznajemy bezsilność – tę najgorszą, związaną z życiem własnego dziecka.  Nasza walka jest trudna, bolesna i niestety bardzo kosztowna. Przed nami jeszcze kolejne cykle chemioterapii, wyczerpujące badania i wizyty kontrolne. Koszty przerażają, jednak wiemy, że to jedyny sposób, aby uratować naszą córeczkę...  Dlatego błagamy Was o pomoc! Jesteście naszą ostatnią deską ratunku...  Rodzice 

27 966 zł