Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kuba Stańczak
Kuba Stańczak , 6 years old

Operacja uratowała życie, ale nowotwór to bezlitosny przeciwnik! Ratuj Kubusia!

Każdego dnia myślę, że to tylko koszmar, że za chwilę się obudzę i to wszystko okaże się nieprawdą… z krótkiego przerywanego snu wyrywa mnie przeraźliwy krzyk dziecka zza ściany, dźwięk rozpoczynającego się obchodu lekarskiego, wizyta pielęgniarki. Otwieram oczy i wiem, że to rzeczywistość. Koszmar na jawie, z którego nie ma ucieczki…  W momencie, kiedy pojawiły się pierwsze objawy, nie dopuszczałam do siebie myśli, że to może oznaczać dla nas początek dramatycznej walki. Pierwsze wyniki nie wskazywały na nic konkretnego - niestety objawy nie znikały, wręcz przeciwnie, zdawały się ciągle nasilać. Kubuś wciąż wymiotował, był osłabiony… Mój pełen energii synek zdawał się znikać - wymioty wciąż powracały. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Nie mogłam czekać, kolejna wizyta u specjalisty i najgorsza możliwa wiadomość: nowotwór złośliwy - MEDULLOBLASTOMA. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się obok mnie, że to nie dotyczy mojego dziecka! W chwilę trafiliśmy do szpitala, pamiętam że to był koniec tygodnia, bo tuż po weekendzie odbyła się pilna operacja.  Serce mi pękało, trudno wyrazić słowami to, co czułam w tamtych dniach. Niestety, onkologiczna gehenna się nie skończyła. Po operacji pojawiły się komplikacje - mój synek przestał jeść, stwierdzono niedowład. Kubuś przestał mówić, a ja… choć trudno to opisać nie straciłam nadziei ani na sekundę! Przed nami dalsza walka, bo bezpieczeństwo nie jest dane raz na zawsze. Kubusia czekają badania, liczne konsultacje i długotrwała rehabilitacja, której koszty w tym momencie ciężko przewidzieć. Chcę już teraz przygotować się na wyzwania i walkę… Nie wiem, na jakie koszty mamy się przygotować. Nic nie jest pewne. Na ten moment wiemy, że potrzebujemy wsparcia, by zebrać niezbędne środki na zabezpieczenie Kubusia w dalszej walce o zdrowie i życie. Twoje wsparcie to dla nas ogromna nadzieja!  Niepewność jest paraliżująca, ale nie złożymy broni dopóki jest nadzieja na ratunek. Nasze życie zmieniło się w koszmar, ale przecież po każdej burzy wychodzi słońce. Podaj nam pomocną dłoń, wesprzyj walkę - to najważniejsza i najtrudniejsza, jaką przyszło mi stoczyć. ➡️ Ratujemy Kubusia! Pomóżmy mu wrócić do normalności!

28 528 zł
Gabriela Kromka
8 days left
Gabriela Kromka , 7 years old

Małe uszko do uratowania. Pomóż Gabrysi!

Jak do tego doszło? Jak to możliwe, że nikt tego nie zauważył podczas rutynowych badań w ciąży? Pytania, które już na zawsze pozostaną bez odpowiedzi. Córeczka urodziła się bez prawego uszka i ma zarośnięty kanał słuchowy. Otrząsnęliśmy się już z największego szoku, ale mamy świadomość, że czeka nas długa i kosztowna droga do tego, żeby Gabrysia mogła rozwijać się prawidłowo. Nie da się na takie informacje przygotować. To spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. Szczególnie w tym wyjątkowym momencie. Na świecie pojawia się malutkie dziecko, wyczekiwane od tak długiego czasu. Rodzic w głowie wyobraża sobie pierwsze chwile, tę jedną minutę, w której weźmie maleństwo na ręce, pocałuje w czółko. Szepnie na ucho, jak bardzo je kocha. Na ucho, którego okazuje się, że nie ma… W szpitalu nie wiedzieli, co powiedzieć. Takie przypadki zdarzają się nadzwyczaj rzadko. Dla nas najważniejszym pytaniem było, czy córeczka słyszy i jaki wpływ na jej życie będzie miała ta wada. Gabi skończyła właśnie 2 latka i już wiemy, że na to uszko słyszy dźwięki dopiero od 65 decybeli. Powoduje to u niej dużą dezorientację przestrzenną i lęk. Maleństwo nie potrafi prawidłowo określić, skąd docierają do niej odgłosy otoczenia.  Kiedy stoisz na przejściu dla pieszych i, mając zdrowy słuch, nawet kiedy nie widzisz samochodu, jesteś w stanie określić, skąd nadjeżdża. Jeśli się zamyślisz, zagapisz, Twój słuch i wyuczony odruch zwiększy szansę, że się cofniesz, odskoczysz we właściwym momencie, ratując życie i zdrowie. Bez naprawy chorego ucha, moja córeczka nie będzie miała takiej możliwości, będąc zawsze narażoną na śmiertelne niebezpieczeństwo. Uszko Gabrysi da się skonstruować na nowo, a nawet otworzyć przewód kanał słuchowy. To oznacza, że córeczka może normalnie wyglądać i słyszeć. To pierwsze jest bardzo ważne, szczególnie dla dziewczynki, która niedługo pójdzie do szkoły i będzie narażona na ciekawskie spojrzenia i zaczepki rówieśników. Dzieci bywają okrutne dla tych, którzy wyglądają inaczej. Dlatego tak bardzo chcemy zdążyć, zanim Gabi stanie się bardziej świadoma i pójdzie do pierwszej klasy. Niestety, ratunek dla uszka córeczki możemy znaleźć jedynie za oceanem. W Stanach dysponują najlepszym sprzętem i największym doświadczeniem w tego typu operacjach. Problemem są jednak pieniądze, bo leczenie w USA to ogromny wydatek. Nie jesteśmy w stanie go sfinansować z własnej kieszeni, dlatego prosimy o pomoc… Tylko wspólnymi siłami może nam się udać. Życie postawiło nas w trudnej sytuacji. Musimy pokazać zdjęcia naszej córeczki, opowiedzieć obcym ludziom jej historię, żeby prosić o pieniądze. Musimy to zrobić teraz, żeby zdążyć, zanim Gabi podrośnie. Żeby jej dorosłe życie nie musiało być naznaczone traumą z dzieciństwa. Żeby nie musiała być tą inną, którą wskazuje się palcami. Żeby mogła zwyczajnie żyć... Michał - tata

28 499,00 zł ( 7.12% )
Still needed: 371 363,00 zł
Zosia Ciszewska
Zosia Ciszewska , 6 years old

5-letnia Zosia walczy z białaczką❗️Potrzebna pomoc, by ratować małe życie!

Zosia nazywa siebie Super Królikiem i chce uratować świat... Aby jednak tak się stało, to życie tej malutkiej dziewczynki musi zostać uratowane. Zosia walczy z ostrą białaczką limfoblastyczną... Choroba zaatakowała kilka tygodni temu, brutalnie i niespodziewanie. Zosia mówi, że kiedyś chciałaby zostać mamą i lekarzem... Aby któreś z tych marzeń mogło się spełnić, musi przejść bardzo długą drogę i pokonać chorobę. Prosimy Was o pomoc! Mama Zosi, Agata: Pięć tygodni temu dostałam telefon z przedszkola, że moja córeczka źle się czuje. Nie poszłam do pracy, pojechałam po Zosię. Miała stan podgorączkowy, była blada. Pomyślałam, że znowu jakiś wirus... Przez kolejnych kilka dni Zosia czuła się już lepiej, ale stan podgorączkowy się utrzymywał. Pediatra, badanie moczu, antybiotyk. Nic nie pomogło, po kilku dniach stan Zosi zaczął się pogarszać. Gorączka sięgnęła 40 stopni... Kolejna wizyta. Niepokój w oczach lekarza. Zadzwonił do szpitala, zapisał adres na kartce, kazał jechać tam natychmiast. W szpitalu kolejka dzieci mniej i bardziej chorych. Zosia słabła. Gorączka rosła. Kiedy zobaczył ją lekarz, jego mina zdradzała wszystko. Pobrano jej krew. Na wyniki czekałyśmy godzinę. Ta godzina trwała całe życie. Wiedziałam. Nie wierzyłam. Hemoglobina, płytki krwi, leukocyty prawie nie istniały w jej krwi... Stan córeczki pogarszał się z minuty na minutę. Antybiotyk, transfuzje... Cała noc walki. Następnego dnia przeniesiono nas na odział onkologiczny. Pobranie szpiku kostnego. Po kilku godzinach wynik. Diagnoza. Ostra białaczka limfoblastyczna...   Pierwsze dni były koszmarem. Zosia była w złym stanie, fizycznym i psychicznym. Obie byłyśmy przerażone. Mimo że szpital, lekarze pielęgniarki i nasz niebieski pokój na piątym piętrze dawali nam poczucie, że jesteśmy w najodpowiedniejszym miejscu, aby stoczyć tę walkę, strach był silniejszy.  Pobranie krwi, kroplówki, leki. Pomiary ciśnienia, ważenie, sprzątanie, zmiana pościeli, wizyta lekarza, psychologa, fizjoterapeuty. Sterydy. Chemia... Chemioterapia leczy i niszczy jednocześnie. Jak wyrok i ratunek.  Zosia wie, na czym polega jej choroba. W jej krwi walczą złe i dobre żołnierzyki... Codziennie rozrysowuje tę walkę w swoim szpitalnym łóżku. Uwielbia rysować, to dla niej jeden ze sposobów mówienia o tym, co czuje... Wie, że złe żołnierzyki zepsuły jej włoski i dlatego już ich nie ma. Gdy  dobre wygrają, to odrosną mocne i długie, jak u Roszpunki. Zosia jest świadoma swoich ograniczeń. Zauważa, że zmienił się jej wygląd. Mimo że tęskni za najbliższymi, których tu z nami nie ma, nie chce z nikim rozmawiać. Wszystko odkłada na dzień, w którym dobre żołnierzyki wygrają ze złymi. Zosia leczy się w szpitalu dziecięcym w Turynie. Ma tu zapewnioną cudowną opiekę i bardzo dobre warunki. Radzi sobie, radzi sobie świetnie, wiemy jednak, że to początek drogi... Proszę o pomoc, aby Zosia mogła pokonać chorobę.

28 467 zł
Sławoj Filipowicz
Sławoj Filipowicz , 28 years old

Straszliwa i nieuleczalna choroba odebrała mi sprawność... Proszę, pomóż mi ją odzyskać!

Cześć, mam na imię Sławoj. Mam dopiero 28 lat, ale moje życie już od długiego czasu nie wygląda tak, jak reszty rówieśników. Zamiast poznawać świat, cieszyć się życiem i snuć plany na przyszłość, moja codzienność to leki, cztery ściany mojego mieszkania i nadzieja, że uda się spowolnić postęp nieuleczalnej choroby… O chorobie dowiedziałem się przypadkowo – przez ból pleców. Chodziłem do lekarzy, którzy przepisywali kolejne leki przeciwbólowe i polecali rehabilitację. Niestety, żadne działania zalecane przez specjalistów nie przynosiły ulgi. Było to bardzo niepokojące, więc końcu zostałem przebadany tomografem. Pani neurolog po obejrzeniu wyników powiedziała wtedy, że "ten ból pleców to może być najmniejszy problem". Okres diagnozowania trwał dość długo, na początku jeden szpital, rezonans, pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego... Drugi rezonans, posądzanie o uszkodzenia w układzie nerwowym boreliozy. W tamtym okresie próbowałem jeszcze żartować z choroby, mówiąc, że gdybym był geniuszem – byłbym jak Stephen Hawking. Później okazało się, że to nawet nie jest ta sama choroba. Kilka miesięcy później po raz drugi leżałem na oddziale neurologii. Tym razem lekarze przed wypisem powiedzieli mi, że jeszcze nie mogą mi wpisać oficjalnie choroby przez brak objawów klinicznych, ale nie powinienem mieć już złudzeń.  Nie sądziłem, że dostanie oficjalnej diagnozy, może dostarczyć tyle radości, ale kiedy na wypisie znalazło się "G-35 Stwardnienie Rozsiane" – mogłem zacząć leczenie. Jest to może jednak trochę mylące określenie – mojej choroby w końcu się nie da wyleczyć. Program lekowy miał jedynie zahamować jej rozwój. Ku mojej rozpaczy okazało się, że leki nie działają. Cały czas powtarzam sobie, że zadziałają, że bez nich byłoby jeszcze gorzej… Jednak pierwsze leki nie pomogły, drugie i trzecie też zostały odstawione ze względu na brak skuteczności. Niedługo będą już czwarte. A ja co roku w okresie wakacyjnym muszę przejść kolejną hospitalizację w szpitalu z nowym rzutem choroby. Dwa ostatnie rzuty były drastycznie mocne. W te kilka lat "przeszedłem" drogę od biegania dla sportu – do wielkiego wysiłku, żeby pójść pod prysznic. Nie sądziłem nigdy, że w tak młodym wieku jakakolwiek choroba mogłaby odebrać mi tak wiele. Całe dnie leżę w łóżku, jakakolwiek choćby drobna aktywność wymaga ode mnie nadludzkiego wręcz wysiłku. Wyjście o kulach do sklepu pod domem jest niczym zdobycie Mount Everestu. Przestałem już wierzyć, że cokolwiek jeszcze się zmieni. Myśląc o ukończeniu studiów, albo zrobieniu czegokolwiek miałem wrażenie, jakbym czytał książkę, albo oglądał film. Ta historia była dla mnie zupełnie obca Na całe szczęście znalazłem wybawienie, Kombinezon Mollii. Nie wierzyłem, że nagrania, które znalazłem w Internecie, są prawdziwe. "No jasne, babka ledwo chodzi, a później biega jakby nigdy nic". Pojechałem jednak na testy, bo co innego pozostało? Na miejscu w kombinezonie siedziałem 60 minut, odczuwając delikatne mrowienie w prawej ręce, dopiero po skończonej godzinie okazało się, że wstaje! Idę! Mogę iść bez niczyjej pomocy! Efekty były zdumiewające i niewiarygodne, taki efekt utrzymuje się do ok. 48 godzin, z resztą o samym działaniu nie będę zbyt dużo pisał, nagrania mówią same za siebie. Koszty zakupu takiego kombinezonu to jednak aż 26 tysięcy złotych! Niestety, tym momencie to niewyobrażalna dla mnie kwota... Potrzebuje Waszej pomocy, aby móc zakupić ten sprzęt i dalej żyć normalnie, bez zniewolenia przez chorobę. Proszę, wesprzyjcie mnie w walce o sprawność i dajcie nadzieję na powrót na studia, do pracy, do życia… Sławoj

28 436,00 zł ( 102.8% )
Alan Kopczyński
Urgent!
Alan Kopczyński , 5 years old

Nowotwór złośliwy u 4-latka! Alanek potrzebuje Twojej pomocy

Nasz cudowny synek w grudniu skończył 4 latka. Pełen energii, zwinny, w pełni sprawny chłopiec do tej pory rozwijał się książkowo. Nigdy nie zaznaliśmy problemów ani zdrowotnych, ani wychowawczych z jego strony. Aż tu nagle w pierwszym tygodniu lutego zauważyłam u niego białą źrenicę.  To był taki błysk, trwał sekundę. 2 dni później babcia Alanka też to spostrzegła. Pędem pojechaliśmy do okulisty, który nic nie zauważył, ale w związku z tym, że Alanek opisywał, że jakiś czas temu zobaczył w oczku "błyskawice", przez weekend zakrapialiśmy mu oczka przypisanym lekiem. W poniedziałek ponowna wizyta u pani okulisty, która po dłuższym badaniu zauważyła to, co my już widzieliśmy bez przerwy.  Dostaliśmy skierowanie do szpitala w Szczecinie. Jeszcze tego samego dnia tam się zjawiliśmy. We wtorek, w walentynki usłyszeliśmy najgorszą diagnozę w naszym życiu:  siatkówczak – nowotwór złośliwy siatkówki. Skierowano nas na potwierdzenie do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tego samego dnia spakowałam nas i pojechaliśmy do stolicy.  W czwartek Alanek miał wykonany rezonans i badanie dna oka pod narkozą. Guz zajął 40% jego cudownego oczka. Zauważyłam go tylko dlatego, że pękł i się rozlał. Na szczęście jest tylko w tym jednym oczku, nie wydostał się poza gałkę. Zaczynamy chemioterapię podawaną dotętniczo. Jesteśmy zmuszeni utworzyć zbiórkę, bo to dopiero początek naszej drogi.  Nie wiem, czy jako matka nie będę zmuszona zostać w domu. Sama jestem osobą niepełnosprawną, po przecięciu całkowitym nerwu kulszowego i podjęłam zatrudnienie raptem miesiąc temu. Nie udźwigniemy tego sami, dlatego prosimy o wsparcie. Rodzice

28 400 zł
Stanisław Roczniak
Stanisław Roczniak , 70 years old

Podaj mi swoją pomocną dłoń...

Minął już prawie rok, a ja dalej nie mogę się przyzwyczaić. W głowie dalej jestem zdrowy i sprawny. Kładę się do łóżka i planuję kolejny dzień, a kiedy się budzę, przypominam sobie, że moje życie nie wygląda już tak, jak kiedyś. Że nie jestem już samodzielny... Wiosną 2020 roku straciłem dłoń. Maszyna, której używałem w pracy setki razy, wciągnęła moją rękę. Właściwie niewiele pamiętam. Przeszywający ból, a później pustka. Świadomość odzyskałem w szpitalu, gdzie dowiedziałem się, że moja dłoń została zniszczona i musiała być amputowana. Od tamtej pory moje życie jest jakby zawieszone. Nawet najprostsze codzienne czynności sprawiają mi ogromny trud. Stale jestem zdany na proszenie o pomoc i wiem, że jeśli dzisiaj Ciebie o tę pomoc nie poproszę, nic się nie zmieni. Jedynym ratunkiem jest dla mnie proteza dłoni. Specjalistyczna, niesamowicie droga proteza... Wierzę, że z Twoją pomocą będę mógł pozwolić sobie na jej zakup. Proszę, nie bądź obojętny! Od 5. lat przebywam na emeryturze i nie posiadam innych źródeł dochodu. Moje ręce były moimi narzędziami pracy. Teraz jestem jej pozbawiony. Bardzo proszę o pomoc! Stanisław

28 381,00 zł ( 11.93% )
Still needed: 209 385,00 zł
Agnieszka Bzodek
Agnieszka Bzodek , 46 years old

Kolejna tragedia... Z dnia na dzień zaczęliśmy walkę o zdrowie Agnieszki! Pomożesz nam?

To nasza ukochana Agnieszka. Człowiek o cudownym sercu, sama posiadając niewiele, potrafiła dać innym wsparcie i otuchę. Zawrze pierwsza do pomocy, tzw. kobieta z sercem na dłoni. Aż nie wydarzyła się nasza tragedia...  W tym roku, w przeciągu zaledwie kilku miesięcy, Agnieszka straciła trzy bardzo bliskie osoby: ukochaną siostrę, tatę oraz teściową. Mimo trudnych chwil okazywała ogromne wsparcie i otaczała matczyną opieką najbliższych.  Wydarzenia te z pewnością przyczyniły się do sytuacji, w której teraz to ona sama potrzebuje wsparcia... Dnia 10 września tego roku Agnieszka nagle doznała rozległego udaru krwotocznego. Po kilku dobach, gdy tylko odzyskała przytomność, okazało się, że doznała porażenia prawostronnego i ma uszkodzony ośrodek mowy. Nie chodzi samodzielnie, nie może też swobodnie się porozumiewać werbalnie. Z dnia na dzień straciła panowanie nad własnym życiem...  Dodatkowo leczenia i powrotu do zdrowia nie ułatwia choroba serca (kardiomiopatia), na którą Aga choruje od lat. Obecnie, po dwutygodniowym pobycie w szpitalu żona trafiła do ośrodka rehabilitacyjnego NFZ. Już dzisiaj wiemy, że Agnieszka będzie potrzebować dalszej, intensywnej i specjalistycznej rehabilitacji (w szczególności neurologicznej i logopedycznej), finansowanej ze środków prywatnych. W związku z tym postanowiliśmy zwrócić się do Was o pomoc w zebraniu funduszy na ten cel. Będzie to długa droga, usypana wieloma trudnościami, poświęceniami i rachunkami sięgającymi ponad nasze możliwości....  Prosimy o udostępnienia zbiórki, wśród znajomych, rodziny, przyjaciół, tak by dotarła ona do jak największego grona odbiorców. Z góry serdecznie dziękujemy za wszelką pomoc. Wierzymy, że nasza codzienność się jeszcze odmieni... Z Twoją pomocą! Najbliżsi Agi 

28 381,00 zł ( 12.71% )
Still needed: 194 816,00 zł
Agata Sałajczyk
Agata Sałajczyk , 44 years old

Ból przez lata próbuje mnie zabić. Tylko nadzieja daje siłę, by dalej żyć...

Z roku na rok choroba atakuje z jeszcze większą siłą. A kiedy wydaje mi się, że gorzej być nie może, ból staje się nie do wytrzymania. Lekarze bezradnie rozkładają ręce, a ja staram się nakładać na usta maskę uśmiechu. By swoim cierpieniem nie obarczać innych. Bo przecież nie potrzebuję litości, potrzebuję pomocy!  Ból odbiera mi wszystko, niszczy codzienność, zabiera radość życia… Leki przestały działać już dawno temu, a kolejne większe dawki są w stanie tylko delikatnie go złagodzić. Problemem staje się dla mnie codzienne funkcjonowanie, nawet noc nie przynosi ukojenia, bo dolegliwości nie pozwalają mi zasnąć… Najgorsza jest świadomość, że wykorzystałam już wszystkie dostępne możliwości pomocy. Teraz jedynym ratunkiem jest dla mnie nierefundowane leczenie, na które bez odpowiednich środków nie mam szans. To tak jakby życie we mnie gasło…  Endometrioza. Choroba przerażająca, niezwykle trudna i nieprzewidywalna. Przez wielu niedoceniana. Przeciwniczka, z którą staję do walki od wielu lat. Bezskuteczne próby walki zawsze kończą się w ten sam sposób: objawy się nasilają, ataki są jeszcze cięższe do przetrwania, kolejne organy zdają się być w coraz gorszej kondycji… Brutalna rzeczywistość choroby odbiera mi nadzieję za każdym razem.  Pierwszą operację przeszłam w 2005 roku, wtedy dolegliwości określono na 2 stopień zaawansowania. Niemalże 15 lat później, jestem po 8 operacjach. Żadna nie przyniosła ulgi, żadna nie dała mi codzienności bez bólu. Z ostatnich badań jasno wynika, że mój stan się pogarsza, a szanse na ratunek maleją. Wiem, że teraz muszę postawić wszystko na jedną kartę i powierzyć moje zmęczone chorobą i cieprieniem ciało najlepszym specjalistom. Ludziom, którzy są w stanie dać mi nadzieję… Po wielu latach znalazłam ośrodek specjalizujący się w podobnych przypadkach. Dostałam jasną informację, że mogę o siebie zawalczyć. Kolejna, 9 operacja, wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale ja nie mam już nic do stracenia. Jeśli istnieje jakakolwiek nadzieja na pokonanie bólu, jestem w stanie spróbować. Niestety, tym razem moje szanse nie są zależne ode mnie, bo blokują mnie koszty. Kilkadziesiąt tysięcy - to kwota, którą za kilka miesięcy muszę wpłacić na konto kliniki, jeśli chcę mieć jeszcze szansę na przyszłość bez bólu. Cena za brak cierpienia, za możliwość życia bez kolejnych powikłań i nowych dolegliwości. Rachunek, którego pomimo wszystko nie pokryję samodzielnie. Potrzebuję pomocy! Twoja chociażby złotówka, to dla mnie nadzieja na nowy początek! Jedyna, jaką w tej chwili mogę mieć…  Wyobrażasz sobie tę chorobę? Otwierasz oczy o poranku. Udało się przespać 2 godziny bez potwornego bólu. To sukces. Ledwie wstajesz z łóżka, by opaść doświadczającej palącej fali rwania i ucisku. Brakuje ci tchu, brakuje ci sił. Kolejny dzień rozpoczynasz ze świadomością, że znów przegrałaś… To przytłaczające. Właśnie dlatego, dopóki jest nadzieja, nie zrezygnuję z walki. Błagam, wyrwij mnie z potwornej pułapki cierpienia! Choroba odebrała mi wiele cennych lat życia. Tego czasu nikt nigdy mi już nie zwróci… Zabrała mi możliwość spełnienia się jako matka. Zniszczyła poczucie bezpieczeństwa. Zburzyła świat, zniszczyła marzenia, na które pozwalałam sobie w chwilach nadziei. Nie mogę dopuścić, by dalej mnie wyniszczała, by odebrała wszystko, co mam. To ostatnia szansa na ratunek, pomóż mi proszę…

28 380,00 zł ( 36.24% )
Still needed: 49 918,00 zł
Julka Wasiluk
10 days left
Julka Wasiluk , 5 years old

O lepsze jutro trzeba walczyć już dziś! Pomocy!

Julcia urodziła się o czasie, dostała 10 punktów w skali Apgar. Od urodzenia występowało obniżone napięcie mięśniowe, ale nic nie zwiastowało innych problemów... Córeczka miała rok i tydzień, kiedy doszło u niej do infekcji, podczas której wystąpiły drgawki. Początkowo myślano, że to drgawki gorączkowe. Niestety po tygodniu problem powrócił. Wtedy wyszło na jaw, że Jula cierpi na padaczkę. Dochodziło do nagłych ,,szarpnięć " górnej części ciała oraz opadania głowy aż do 10-30 razy na dobę. Każdy atak cofał Julcie w rozwoju. Na dzień dzisiejszy Jula jest leczona w Gdańsku w UCK. U Julki po badaniach genetycznych wykryto mutacje w genie ALDH7A1, która jest związana z padaczką zależną od pirydoksyny,  rzadką chorobą neurometaboliczną, która objawia się napadami częściowymi, uogólnionymi, pojawiają się także mioklonie i skurcze, które można wspomóc lekami pp i pirydoksyną (Wit.B6), która odpowiada za mózg i mięśnie. Julcia potrzebuje stałej rehabilitacji, integracji sensorycznej, neurologopedy i oligofrenopedagoga. Ma opóźnienie psychoruchowe, niedoczynność tarczycy, ciągłe infekcje spowodowane jej chorobą, ataksję tułowia, afazję mowy (nie mówi), nie chodzi, siedzi niestabilnie, ma bardzo obniżone napięcie mięśniowe. Mimo wszystko nasza Julcia jest uśmiechniętym i pogodnym dzieckiem! Musimy zrobić wszystko, by jej pomóc, ale boimy się, że nasze wszystko to za mało... Ciągle trwa rehabilitacja, nadal jeździmy na konsultacje i zrobimy wszystko, co możemy, by jak najlepiej pomoc Julci i zapewnić  jak najlepszą opiekę. W niedalekiej przyszłości czekają nas kolejne, dodatkowe, niestety nierefundowane badania. Prosimy o pomoc, aby móc za to wszystko zapłacić. Pomożesz Nam? ___________ ➡️ Licytacje dla Julci

28 360,00 zł ( 28.33% )
Still needed: 71 725,00 zł