Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Bartłomiej Szymczak
Bartłomiej Szymczak , 27 years old

Dostał od życia drugą szansę, ale musi zawalczyć o sprawność. Pomocy!

Najpierw nie wiedziałam, czy przeżyje. Teraz patrzę na niego i w głowie mam tylko jedną myśl: tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Wiem, że tego nie dokonam, ale być może uda mi się odmienić jego los… By chociaż częściowo zapomniał o tragedii, która zmieniła wszystko.  Ma 23 lata, przed nim całe życie, a jednak nie może wyciągnąć po nie ręki… Ten wypadek sprawił, że wszystko, co mieliśmy odeszło w zapomnienie, a wyzwaniem stał się dosłownie każdy dzień.  Na takie wiadomości nie można się przygotować. Wypadek zawsze powoduje gęsią skórkę, przywodzi na myśl najgorsze… W naszym przypadku przerażające przypuszczenia niestety okazały się prawdą. Lekarze mieli dla nas bardzo złe informacje. Stan Batłomieja był ciężki, na tyle zły, że trudno było przewidzieć kolejne godziny, nie wspominając o dniach. Pełni strachu patrzyliśmy na tę rzeczywistość, mając nadzieję na to, że znajdzie w sobie siłę do dalszej walki. Czas, kiedy czekasz na najważniejszą wiadomość zdaje się dłużyć w nieskończoność…  Wiadomość o tym, że żyje, przyjęłam z ogromną ulgą. To jakbym wygrała los na loterii! Niestety, za jedną dobrą wiadomością, idą dwie złe… Bartłomiej stracił prawą rękę. Dla każdego człowieka to prawdziwy dramat, szczególnie dla osoby, która tak jak Bartek planowała karierę kierowcy. Ten cios zmienił całkowicie postrzeganie rzeczywistości - sprawił, że sprawność i samodzielność stała się celem nowej drogi, którą obraliśmy. To, co zawsze braliśmy za pewnik, stało się nieosiągalne. Ja jako matka postawiłam sobie wyzwanie: zrobić wszystko, by ułatwić życie mojego syna. Bo bez względu na wiek, moim dzieckiem będzie zawsze, bez względu na wszystko. W tym momencie jedynym wyjściem jest zakup protezy, która zapewni Bartkowi możliwość normalnego funkcjonowania. Wiem, że to nie stanie się ot, tak. Potrzeba długiej i intensywnej rehabilitacji, przygotowań i zabiegów. A sama proteza? W wersji, która nie będzie stawiała Bartkowi barier, to wydatek sięgający nawet kilkuset tysięcy złotych. Kwota, której nie jestem w stanie zdobyć sama! Środki zupełnie poza moim zasięgiem… Pomóż mi proszę!  Bycie mamą to podświadomy strach o zdrowie i bezpieczeństwo dziecka, który nie znika praktycznie nigdy. Niezależnie, dorosły czy mały, obawy zawsze są podobne zmieniają się tylko powody. Nigdy nie zapomnę tych kilku tygodni niepewności. Obawy przed dzwoniącym telefonem… Nigdy nie zapomnę też widoku mojego syna z rezygnacją wypisaną na twarzy. Ten obraz nie pozwala mi się poddać. Wiem, że muszę zrobić wszystko, by zapewnić, by przyszłość go nie przerażała. Powiedziałam Bartkowi, że wygrał walkę o życie, ale to dopiero początek. Jestem przekonana, że wykorzysta szansę, którą dał mu los. By marzenia o sprawności stały się rzeczywistością, potrzebujemy pomocy! Twoje wsparcie to dla Bartka szansa na całkiem nowe życie, bez piętna wypadku, który prawie odebrał mu życie. Pomożesz mu stanąć na nogi i jeszcze raz zawalczyć?

35 966 zł
Julia Wiśniewska
Julia Wiśniewska , 9 years old

Dzieciństwo zabrane przez chorobę... Pomóż Julci!

Nigdy o nic nie prosiłam, przyjmowałam każdy cios, który zadawał mi los... Dziś jednak potrzebuję pomocy i nie wstydzę się o nią prosić, gdyż chodzi o życie i zdrowie mojego dziecka!  Zostałam mamą w wieku 18 lat, a ciąża okazała się dla mnie niezwykle ciężka. Już w 6 tygodniu pojawiły się poważne komplikacje. Przez odwarstwianie się kosmówki lekarze nie dawali szans na donoszenie ciąży, nawet do drugiego trymestru! Nie dopuszczałam jednak tej myśli do siebie! Wierzyłam, że donoszę ciąże do końca, a moja córka urodzi się silna i zdrowa. W kolejnych miesiącach regularnie trafiałam do szpitala. Ciąża była podtrzymywana, aż do 37 tygodnia i się udało! Julia w końcu przyszła na świat! Był to najpiękniejszy dzień w moim życiu... Niestety, dwa lata temu, kiedy Julka miała 5 lat, pojawiły się u niej niepokojące objawy. Najpierw silne bóle głowy, a z czasem pojawiły się również bóle brzucha. Bez wahania zaczęłam szukać pomocy.  Rozpoczęłyśmy badania na „własną rękę”. Niestety, wyniki zupełnie nic nie wykazały. Konieczne było więc poszerzenie diagnostyki w szpitalu. Julia z pierwszymi obrzękami trafiła na oddział pediatryczny w niedzielę – 27.03.2022 r. Miałam nadzieję, że pobyt w szpitalu skończy się po 3-5 dniach i szybko wrócimy do domu i normalnego życia. Niestety, 30.03.2022 r. lekarze po przeprowadzeniu badań poinformowali nas, że konieczne jest przewiezienie córki do innego szpitala. 30 minut później byłyśmy już w karetce – kierunek Warszawa...  Na miejscu diagnozowali Julię raz jeszcze. Diagnoza potwierdzona – idiopatyczny zespół nerczycowy, czyli inaczej zaburzenie funkcjonowania nerek. Natychmiast podjęta została steroidoterapia. Niestety, bez skutków. Po 6 tygodniach choroba okazała się steroidoopora... Załamaliśmy się... Wykonano biopsję igłową i jeszcze w szpitalu podjęta została zmiana leczenia na leki immunosupresyjne (cyklosporyna)...  W końcu po 1,5 miesiąca opuściłyśmy szpital. Niestety, Julii wciąż nie udało się wejść w remisję mimo ciągłego przyjmowania leków... W listopadzie mija 6 miesięcy od rozpoczęcia leczenia cyklosporyną, dlatego w związku z brakiem efektów, czeka nas kolejny pobyt w szpitalu i kolejna zmiana leczenia...  Strasznie się boimy, bo każdy dzień z utrzymującym się białkomoczem przybliża nas do niewydolności nerek, a co za tym idzie – leczenia nerkozastępczego, czego za wszelką cenę chcemy uniknąć. Boimy się nieustannie. Każdy najmniejszy stan zapalny, katar, wizyta u dentysty, ugryzienie komara czy większy wysiłek – sprawiają, że stan Julki się pogarsza. Obecnie córka posiada orzeczenie o niepełnosprawności i w związku z chorobą jest pod stałą opieką poradni nefrologicznej, okulistycznej, neurologicznej, laryngologicznej i stomatologicznej...  Dodatkowo Julia zmaga się z pogłębiającą się skoliozę kręgosłupa, przez co konieczne jest uczęszczanie na rehabilitacje i specjalistyczne masaże.  Razem z diagnozą nasze spokojne życie wywróciło o 180 stopni, Julka średnio radzi sobie z zaistniałą sytuacją. Niewątpliwie jest to ciężki czas dla nas, ale przede wszystkim dla niej. Wymaga opieki psychologa, by móc poradzić sobie z trudnymi doświadczeniami...  Częste wyjazdy do poradni, pobyty w szpitalu, wizyty lekarskie u specjalistów, leki, rehabilitacja są kosztowne. Chciałabym, aby moja córka miała najlepszą opiekę, dlatego błagam Was o pomoc...  Każda złotówka przybliży Julię do zdrowego i szczęśliwego życia! Mama 

35 946 zł
Tomasz Burnos
Urgent!
6 days left
Tomasz Burnos , 45 years old

Trwa bitwa o życie Tomka❗️Liczy się każda minuta❗️

Mam 44 lata, to jeszcze nie czas, aby umierać. Nie jestem zbyt zamożny, żyję jak każda przeciętna polska rodzina, ale za to mam o wiele więcej – kochającą żonę Edytę i wspaniałą córkę Martynę, z której jestem bardzo dumny.  Mój dramat rozpoczął się 5 lat temu, kiedy będąc w pracy dostałem zawrotów głowy, które nie pozwoliły mi normalnie funkcjonować. Myślałem, że to zwykłe zmęczenie, ale niestety prawda okazała się o wiele gorsza! Wykryto w mojej głowie jeden z najgorszych nowotworów, glejak 4 stopni ! Miałem jednak nadzieję, że może uda mi się wyzdrowieć. Po częściowym usunięciu guza, rozpocząłem radio i chemioterapię tabletkową. Potem wróciłem do normalnego życia i udało mi się wygrać z chorobą. Tak mi się wtedy przynajmniej wydawało. Miałem nadzieję, że już więcej nie będzie mi dane zmierzyć się z tak potwornym przeciwnikiem, jakim jest glejak.  A jednak, przy rutynowej kontroli wyszła wznowa! Załamałem się, bo wiem co to oznacza. Mój świat się zawalił, ale powiedziałem sobie, że nie poddam się bez walki, za bardzo kocham życie i swoją rodzinę.  Myślałem, że sam sobie poradzę, że nie będę musiał prosić nikogo o pomoc. Niestety koszty leczenia są bardzo duże, na co nie stać mojej rodziny. Jestem na rencie, czuję się coraz słabszy. Moja żona nie jest w stanie się mną zająć, gdyż ciężko pracuje na dwie zmiany, żeby zarobić na dom i moje leczenie. Błagam chociaż o symboliczną złotówkę lub udostępnienie mojej zbiórki. Razem możemy wszystko. Tak bardzo kocham życie.    Tomasz

35 901 zł
Aleksandra Głogowska
Urgent!
Aleksandra Głogowska , 23 years old

Lekarze dawali Oli jedynie 5% szans na przeżycie... Pomóż w walce z nowotworem mózgu❗️

Na początku tego roku moja siostra zadzwoniła do mnie z płaczem. W słuchawce usłyszałam jej roztrzęsiony głos: „Daria, coś się ze mną dzieje, od 3 dni słabo chodzę, lewa strona ciała odmawia mi posłuszeństwa i buzia mi opada… Byłam u lekarza, ale po antybiotyku już ledwo chodziłam…” W tym czasie byłyśmy z mamą zagranicą i wiedziałyśmy, że nie dotrzemy do mojej siostry na czas. Do szpitala pojechała z Olą nasza ciocia.  Siostra została od razu przyjęta na oddział, gdzie zrobili jej wszystkie badania.  Na drugi dzień dostaliśmy diagnozę. Nowotwór złośliwy mózgu – do natychmiastowego wycięcia. Moja siostra kiedy dowiedziała się, że musi mieć operację, stwierdziła, że tak trzeba i że nie może się załamać.  Za 4 dni Ola przeszła operację usunięcia nowotworu. Był to dla naszej rodziny ekstremalnie trudny czas – lekarze dawali Oli jedynie 5% szans na przeżycie. Stał się jednak cud – udało się usunąć nowotwór w całości.  To jednak nie zakończyło walki z chorobą. Ola przeszła także radioterapię oraz wciąż przyjmuje chemioterapię. Ciężko jest nie podziwiać, jak radzi sobie z tym wszystkim… Siostra kilka lat z rzędu udzielała się jako wolontariusz – to silna i wesoła dziewczyna. Każdego dnia wierzy w to, że wyzdrowieje. Skutkiem choroby i operacji jest kurczowe porażenie połowiczne lewej strony ciała oraz przykurcz stawu nadgarstka. Doszło także do rozwinięcia się trudności z mową, które utrudniają Oli komunikację. Aby mogła odzyskać sprawność i pełną samodzielność, potrzebuje intensywnej rehabilitacji ruchowej oraz terapii z neurologopedą. Te formy terapii są niezbędne, aby Ola mogła wrócić do życia, jakie znała przed chorobą. Równie ważne jest wsparcie psychologiczne, które pomoże jej odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Szanse na poprawę są ogromne, jednak wymaga to czasu, pracy i niestety – sporych środków finansowych. Jako rodzina i przyjaciele Oli robimy wszystko, aby jej pomóc, ale koszt dwuletniej rehabilitacji, wynoszący 50 000 zł, przerasta nasze możliwości. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie. Każda złotówka ma ogromne znaczenie i przybliża Olę do jej marzenia – powrotu do normalnego życia. Razem możemy sprawić, że Ola odzyska swoją dawną radość i samodzielność! Rodzeństwo Oli, rodzina i bliscy

35 900,00 zł ( 67.49% )
Still needed: 17 292,00 zł
Aleksander Bamber
Aleksander Bamber , 12 years old

W sidłach wielu chorób! Pomóż Olkowi się z nich wyrwać!

Od naszej poprzedniej zbiórki minęło sporo czasu i choć zmieniło się wiele, jedno pozostało niezmienne – nadal potrzebujemy wsparcia ludzi o wielkich sercach, Oluś cały czas zmaga się z wadą, z którą przyszedł na świat. W dodatku wiele lat badań i diagnostyki potwierdziły, że choruje także na zespół asocjacji VACTERL. Aleksander cierpi także na inne schorzenia, które nie podlegają pod asocjację, są to m.in. niedoczynność tarczycy, padaczka, tiki, pęcherz i jelito neurogenne. Z tego względu konieczne jest cewnikowanie pęcherza co 3 godziny. W 2021 roku Oluś miał wyciągniętą przetokę MALONA, przez którą obecnie musimy robić wlewy, aby wypłukać jelito z kału. Aleksander także zmaga się częstymi bólami wszystkich stawów i wadami ortopedycznymi. Synek ma również bardzo duże nadżerki w dwunastnicy i żołądku.  W tym roku wykonaliśmy również badanie genetyczne mikromacierzy pełnopłatne. Konieczne jest jednak poszerzenie diagnostyki przez badania genetyczne WES trio, ponieważ wiele dolegliwości, do dzisiaj nie zostało wyjaśnionych.  Obecnie przebywamy w Poznaniu w szpitalu na oddziale rehabilitacyjnym, ponieważ Olek zmaga się z bardzo silnymi bólami i przykurczem stawów. Każdego dnia przyjmuje wiele leków stałych. Cały czas jesteśmy także pod opieką wielu specjalistów i rehabilitantów. Staramy się zapewnić mu wszystko, to, czego potrzebuje, jednak długotrwałe leczenie mocno nas obciąża. Dlatego pełni nadziei ponownie prosimy Was o wsparcie! Każda złotówka ma dla nas ogromne znaczenie! Poznaj naszą historię: Mój synek jest jeszcze mały, więc na szczęście się nie wstydzi. Jednak już coraz częściej pyta, dlaczego nie jest taki, jak inne dzieci. Dlaczego, zamiast do szkoły czy kina, znowu jedziemy do szpitala. Czemu inni wytykają go palcami? Nie wiem, co mam mu odpowiedzieć tak samo, jak nie wiem, co będzie dalej. Czy jego życie będzie już zawsze naznaczone chorobą, czy uda nam się z nią wygrać? Ciąża przebiegała wzorowo, ale nasz wyczekany jedynak przyszedł na świat przez cesarskie cięcie. Odwrócił się do góry nogami – nic takiego, często się zdarza. Jednak od razu po porodzie, zamiast dać mi go w ramiona, lekarze szybko porwali go ze sobą. Nie rozumiałam, co się dzieje. Nikt nic nie mówił, lekarz miał przyjść później wszystko wytłumaczyć. Nie przyszedł, nie przynieśli mi dziecka. Odchodziłam od zmysłów. Co jest nie tak, co się stało mojemu Olusiowi? Dlaczego nikt nic nie mówi, dlaczego nie mogę go zobaczyć? Gdy kolejny raz spytałam o Olka, usłyszałam, że synek został przetransportowany do innego szpitala. Jakiego? Nie wiadomo. Dostałam tylko numer telefonu. Dzwoniłam, odezwała się izba przyjęć. Nikt nic nie wiedział, a ja szalałam z rozpaczy. Kolejne numery telefonów i ciągle nic: “nie ma u nas takiego dziecka”. Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Sądziłam, że to jakieś nieporozumienie, jakiś koszmar – zupełnie jakbym trafiła na plan filmu “Incepcja”. Gdy w końcu znaleźliśmy naszego syna, pojechaliśmy do właściwego szpitala. Olek miał już dwa dni, a ja ani razu go nie widziałam, nie trzymałam za rączkę, nie poczułam ciepła jego ciałka. Nie wiedziałam nawet, jak wygląda! Mimo wszystko kochałam go z całych sił i znalazłabym go nawet na końcu świata. W końcu go zobaczyłam – malutkiego, bezbronnego, ukrytego za ścianami inkubatora. Gdy przyszedł lekarz, wszystko stało się jasne – maluszek urodził się ze zrośniętym odbytem, konieczna była natychmiastowa operacja. Jak się później okazało – pierwsza z wielu.  Minął prawie rok, podczas którego walczyliśmy o zdrowie przewodu pokarmowego Olusia. Sądziliśmy, że już teraz będzie wszystko dobrze – stomia została usunięta, a synek był jak inne dzieci. Nie wiedzieliśmy, że tak naprawdę to dopiero początek naszych zmagań o jego zdrowie. Okazało się, że lewa nerka dziecka nie funkcjonuje prawidłowo, że trzeba ją usunąć… To tylko jedna z wielu trudności, z którymi się zmagamy. Aleksander cierpi także na wadę serca, pęcherz neurogenny, ma bardzo duży pęcherz moczowy i zwężoną cewkę. Na domiar złego kolejne badania wykryły zakotwiczony rdzeń kręgowy, brak kości guzicznej i skróconą kość krzyżową. Zwykłe czynności, którymi my nie zaprzątamy sobie głowy, są dla Olka nieosiągalne. Nie czuje, gdy chce mu się kupkę lub siusiu, dlatego cały czas chodzi w pampersie. Wada kręgosłupa powoduje rosnąca skoliozę, która jest sprawczynią dodatkowego cierpienia. Oluś się nie poddaje, chociaż prawie codziennie musi być rehabilitowany – to jedyna droga, by choroba nie postępowała i szansa na to, że kiedyś będzie zdrowy. Staramy się ze wszystkich sił, jednak koszty leczenia nas przerastają. Musimy prosić o pomoc, bo sami nie damy rady. Prosimy, pomóż walczyć Olusiowi o sprawność – jego uśmiech to największa nagroda za cały trud. Synek właśnie nim chciałby Ci podziękować – najlepiej jak potrafi. Rodzice Olka ➡️ Licytacje dla Olka

35 866 zł
Kasper Rypiński
Urgent!
12 days left
Kasper Rypiński , 15 years old

Mamy mało czasu❗️Ratujmy sprawność przyszłego Mistrza Polski❗️

Mój syn Kasper ma 14 lat. Kocha sport, szczególnie wioślarstwo, które aktualnie trenuje. Niestety, zdarzył się wypadek. Kasper spadł ze schodów i obecnie walczymy o to, by kontuzja nie przekreśliła jego marzeń… Uszkodzone więzadło krzyżowe przednie, więzadło poboczne przyśrodkowe, obrzęk szpiku kostnego kości udowej i obrzęk szpiku kostnego podchrzęstnie w kłykciach kości udowej. Jeśli Kasper nie przejdzie skomplikowanej operacji, już nigdy nie wróci do sportu. A to ambitny, młody człowiek, który marzy o medalach. W tym roku zdobył srebrny na Makroregionalnych Zawodach w dwójce podwójnej chłopców! Wiem, że chciałby jeszcze w nich wystartować, dlatego zrobimy wszystko, by mu to umożliwić. Pierwsze badania i konsultacje mamy za sobą. Niestety, okazało się, że koszty zabiegu i rehabilitacji przewyższają nasze możliwości finansowe. Sama operacja, potem 2 tygodnie w klinice, 3 miesiące intensywnej fizjoterapii i dojazdy do Łodzi… Aby wrócić do sportu, zabieg musi się odbyć jak najszybciej. Początkowo planowano go na 13 listopada, ale ostatecznie udało się przesunąć termin na 27 listopada! Czas działa na naszą niekorzyść… Kwota do uzbierania jest ogromna i bez pomocy nie uda nam się uzbierać jej w tak krótkim czasie. Stąd pomysł na zbiórkę. Chciałabym, by mój syn mógł wrócić do pełni sprawności i zdobywać medale. Razem z nim marzę, że pewnego dnia zostanie Mistrzem Polski. Przed nim całe życie, dlatego bardzo proszę, pomóż Kasprowi spełnić to marzenie i w pełni sprawności stanąć na podium. Anna, mama

35 822,00 zł ( 56.12% )
Still needed: 28 008,00 zł
Hubert Wilczek
Urgent!
5 days left
Hubert Wilczek , 15 years old

Nowotwór zaatakował naszego syna❗️Pomóż uratować Huberta❗️

Nasz syn jest miłośnikiem piłki nożnej. Grał w drużynie piłkarskiej i cieszył się każdą zdobytą bramką przez swój zespół. Wszystko zmieniło się kilka miesięcy temu, kiedy boisko zostało zamienione na salę szpitalną. Hubert nie stara się dzisiaj wygrać medalu, a własne życie.  Teraz trwa najważniejszy mecz dla nas wszystkich. Nie będziemy ukrywać, że się boimy. Tak naprawdę jesteśmy przerażeni! Bo czy jest coś gorszego niż ryzyko utraty własnego dziecka? Niedługo minie rok od kiedy rozpoczęła się ta straszna historia. Hubert odczuwał ból w kolanie, jednak żadne badania nie pomogły ustalić jego przyczyny. USG, RTG, niezliczone konsultacje z różnymi specjalistami – wszystko na nic! Z czasem zaczęło być coraz gorzej. Ból był na tyle silny, że wybudzał Huberta ze snu! Przez kilka miesięcy nasz syn nie przespał w całości ani jednej nocy. Żadne leki przeciwbólowe nie pomagały… Hubert zaczął w końcu utykać, a jego waga bardzo spadała. Poruszyliśmy niebo i ziemię, aby szukać ratunku dla syna! W końcu trafiliśmy na lekarza, który zlecił wykonanie dodatkowych badań w szpitalu.  2 czerwca zjawiliśmy się na SOR, gdzie pełni nadziei, czekaliśmy na wyniki i instrukcje od lekarzy, jak uporać się z tym okropnym bólem. Tego samego dnia wszystko dosłownie zawaliło nam się na głowę. Okazało się, że za wszystkim stoi nowotwór, Mięsak Ewinga.  24 godziny wcześniej świętowaliśmy Dzień Dziecka. Życzyliśmy Hubertowi dalszych sukcesów na boisku sportowym oraz w szkole ponadpodstawowej, którą miał zacząć we wrześniu. Nie wiedzieliśmy, że następnego dnia to, czego mu życzyliśmy, przestanie mieć jakiekolwiek znaczenia. Następnego dnia, zależało nam już tylko na jednym, aby Hubert żył. Najszybciej, jak było to tylko możliwe, wdrożono chemioterapię, składającą się z 9. cykli. Hubert skończył ją dopiero tydzień temu. Już dzisiaj widzimy, że pomogła – ból ustąpił, a guz się zmniejszył! To jednak nie zakończyło naszej walki.  Czeka nas jeszcze operacja, która zostanie przeprowadzona na końcu listopada lub początku grudnia. Lekarze wytną wtedy guza wraz z kością i wstawią endoprotezę wzrostową. Potem znowu trzeba będzie rozpocząć chemioterapię… Jako rodzice jesteśmy przepełnieni strachem. W najgorszych koszmarach nie spodziewaliśmy się tak strasznego scenariusza. Hubertowi także jest ciężko, choć stara się tego po sobie nie okazywać. Samodzielne wyjścia z kolegami na boisko są już dla niego tylko wspomnieniem. Dzisiaj stale potrzebuje naszej pomocy i opieki… Staramy się myśleć zadaniowo: jedna chemia za nami, teraz czeka nas operacja, a potem kolejne cykle chemii. To daje nam choć odrobinę kontroli nad tym, co się dzieje. Hubert cały czas mężnie powtarza, że będzie dobrze, a my powtarzamy to razem z nim. Wiemy, że to jeszcze nie jest czas na Huberta. On ma jeszcze zbyt wiele rzeczy do wykonania, a Twoje wsparcie tylko go w tym umocni.  Dziękujemy za każdy gest dobrego serca. Teraz liczy się naprawdę nawet najmniejsza pomoc. Rodzice

35 793 zł
Maksymilian Kocan
Maksymilian Kocan , 3 years old

Maksio pilnie potrzebuje operacji ortopedycznej! Pomożesz...?

Jestem mamą czwórki dzieci – w tym trzyletnich bliźniaków. Ciążę bliźniaczą spędziłam w szpitalu, ponieważ moja córeczka była bardzo malutka i wymagała stałej kontroli. Synek, Maksio, wydawał się zdrowy, dlatego ogromnym szokiem była dla mnie informacja o jego chorych stópkach... 20 marca 2021 roku był najszczęśliwszym dniem mojego życia, bo w końcu zobaczyłam moje dwa cuda. Gdy po raz pierwszy ujrzałam Maksia, zauważyłam, że jego nóżki nie wyglądają tak, jak powinny. Lekarze powiedzieli mi, że ma dwie stópki końsko-szpotawe. Byłam przerażona i pełna lęku o przyszłość mojego synka. Już w trzeciej dobie życia Maksio miał założone gipsy – nosił je przez dziewięć tygodni. Po zdjęciu gipsów niezbędne było założenie specjalistycznych szyn. 22 lutego 2022 roku synek przeszedł operację wydłużenia ścięgien Achillesa metodą Strayera, a potem kolejne trzy tygodnie musiał spędzić z nóżkami w gipsach. To był trudny czas pełen bólu, płaczu i nieprzespanych nocy... Obecnie Maksio codziennie uczęszcza na rehabilitację, jednak od miesiąca zaczął się coraz częściej przewracać i potykać. Zaczęłam szukać pomocy i trafiłam na specjalistę z Wiednia. Po przesłaniu filmików lekarz zalecił natychmiastową wizytę, ponieważ nóżki Maksia wracają do stanu sprzed operacji! Termin mamy na 24 czerwca 2024 roku. Maksio może potrzebować kolejnych szyn lub gipsów... Koszty związane z leczeniem, wizytami i szynami są ogromne. Do tej pory radziliśmy sobie, ale po raz pierwszy doszliśmy do ściany. Ze względu na niepełnosprawność synka, muszę być z nim w domu, a pracować może tylko mąż... Bardzo prosimy o pomoc dla naszego synka. Marzymy, by Maksio mógł być sprawny jak jego siostra! Każda wpłata to krok w stronę spełnienia tego marzenia! Mama Maksia

35 765,00 zł ( 37.35% )
Still needed: 59 980,00 zł
Magdalena Namysł
Magdalena Namysł , 11 years old

Żeby życie, choć z chorobą, miało lepszy SMAk… Na pomoc Madzi!

Gdyby urodziła się teraz, miałaby szansę na normalne życie. Ale już za późno na terapię genową… Musimy walczyć tym, co nam zostało, choć to ciężka i kosztowna walka. Madzia, moja kochana córeczka, chce jednak żyć! Dlatego bardzo proszę, pomóżcie jej… Urodziła się z chorobą i nie zna innego życia. Nie umie chodzić, co ją bardzo smuci… Widzi, że bracia, koledzy i koleżanki nie mają takich ograniczeń, że wszyscy, poza nią, żyją normalnie… Koledzy Madzi jeżdżą na wakacje, a ona na turnusy rehabilitacyjne. Nie odpoczywa tam, ale ciężko ćwiczy… Jej codzienność to rehabilitacja. Najgorzej jest jednak wtedy, gdy córka jest chora. Wtedy ciało zupełnie jej nie słucha, jest ospała, trudno jej oddychać, a nie ma siły kaszleć… Ale ona się nie poddaje! W kolejnym roku przed Madzią sporo wyzwań. W maju przystąpi do Pierwszej Komunii Świętej – nie może się tego doczekać! Zaraz potem jedziemy do specjalisty, który określi termin operacji. Przez chorobę córeczka ma skoliozę dwułukową-postepującą. Dziś jej kręgosłup jest wygięty o 70 stopni w odcinku lędźwiowym oraz 65 stopni w odcinku piersiowym…  Decyzja o operacji nie jest łatwa, bo na wiele miesięcy ograniczy Madzię – straci wiele umiejętności i będzie musiała uczyć się wszystkiego od nowa. Jednak brak operacji może skutkować przesunięciem się jelit do klatki piersiowej, spowodować ucisk, a w konsekwencji śmierć! Wybieramy mniejsze zło – jak często w tej chorobie. Innej drogi nie ma… Dziś prosimy o wsparcie, bo zbieramy na specjalistyczny napęd do wózka, dzięki któremu Madzia zyska więcej samodzielności. Będzie mogła sama poruszać się w szkole, na spacerach i przede wszystkim – sama przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej! To dzisiaj jej największe marzenie… Madzia potrzebuje też szeregu innych, specjalistycznych sprzętów, które pozwolą jej lepiej funkcjonować, np. podnośnik toaletowy. Ja sama jestem po operacji przepukliny, moje mięśnie nie wytrzymały obciążenie od dźwigania i dzisiaj nie mogę sama przenosić córeczki… Magda od 3 lat przyjmuje leki refundowane, podawane dooponowo. Chociaż lek jej nie wyleczy, spowalnia postęp choroby. By wzmocnić efekt, córeczka potrzebuje stałej i bardzo kosztownej rehabilitacji.  Bardzo proszę, pomóżcie Madzi dalej walczyć z chorobą i wygrywać małe bitwy o swoją sprawność! Ona wie, że nigdy nie będzie zdrowa, ale nie przeszkadza jej to wierzyć, że kiedyś będzie samodzielna. O to trwa bój! Za każde wsparcie z całego serca dziękujemy. Mama i Madzia

35 701,00 zł ( 70.39% )
Still needed: 15 011,00 zł