Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Alicja Gudala
Alicja Gudala , 6 years old

Komplikacje w tracie operacji❗️Kolejna walka o sprawną przyszłość Alicji❗️

Jak długo będziemy musieli patrzeć na cierpienie naszej córeczki? Ile jeszcze zostanie wylanych łez, nim Alicja swobodnie stanie na własnych nogach? To pytania, które codziennie od kilku lat kłębią się w naszych głowach, a my nadal nie znamy na nie odpowiedzi… Jesteśmy zmuszeni być tu kolejny raz i błagać Was o pomoc. Bez intensywnej rehabilitacji i bardzo drogiego sprzętu Alicja nie ma szans na sprawne życie.  Operacja przeprowadzona w lutym, na którą czekaliśmy i w którą bardzo mocno wierzyliśmy, była bardziej skomplikowana i trwała o wiele dłużej niż zakładali lekarze. Biodro, do którego zostały wstawione metalowe elementy, potrzebowało lepszej rekonstrukcji, ponieważ zwichnięcie było znaczne. Alicja spędziła 10 dni w klinice, wróciła karetka do Polski, a potem 7 tygodni spędziła w specjalnym bloku, cały czas leżąc, aby elementu zespoliły się z ciałem.  Niestety – okres leżenia i 3 ostatnie operacje zabrały Alicji praktycznie wszystko, co wypracowała przez lata ćwiczeń. Wszystko musimy zaczynać od nowa. Jesteśmy załamani… Byliśmy zmuszeni zakupić wózek dla Ali, bo teraz choćby krótki dystans do przejścia jest dla niej maratonem. Tłumaczymy jej, że to tylko na chwilę i że na pewno dzięki ciężkiej pracy na turnusach będzie mogła samodzielnie się poruszać… Nie możemy skazać jej na siedzenie na wózku i nadal zawalczymy o jej samodzielność. Jest to jednak niezmiernie trudne, bo koszty terapii znacznie wzrosły, podobnie sprzętu ortopedycznego. Ala bez ortez nie stanie samodzielnie na nóżkach, jej nerwy są porażone. A z tyłu głowy wiemy, że czekają nas dwie kolejne operacje wyjęcia elementów metalowych, jedna za rok, a po ukończeniu 7 roku życia naprawa wiotkiej stopy końsko szpotawej. Nie możemy skazać jej na inwalidztwo!  Tak wiele osiągnęliśmy, a ona w swoim 5-letnim życiu wycierpiała zdecydowanie za dużo. Zniosła ciężkie, zagrażające życiu operacje odkotwiczenia stożka rdzenia. Każdy dzień zaczyna na sali o 7:30 i kończy ćwiczeniami po przedszkolu. Jej życie to walka o sprawność, niepoddawanie się kalectwu. Potrzebujemy po raz kolejny Twojej pomocy… Rodzice 

41 150,00 zł ( 10.1% )
Still needed: 366 149,00 zł
Tymek Górski
Tymek Górski , 4 years old

Tymek jest całym naszym światem, a ten świat chce się zawalić!

„Ze wszystkich kobiecych praw, najwspanialsze jest bycie mamą…" – od zawsze o tym wiedziałam i od zawsze wyobrażałam sobie siebie w tej roli… nas w roli rodziców. Długo czekaliśmy na ten dzień. W końcu się stało! 2 sierpnia 2020 zostaliśmy rodzicami! Był to najpiękniejszy dzień w naszym życiu. Tymon przyszedł na świat jako zdrowe dziecko – 10 punktów w skali Apgar. Byliśmy przeszczęśliwi! Nic i nikt nie dawał nam powodów do niepokoju. Spełniło się nasze największe marzenie! Jednak po upływie około pół roku coś zaczęło wzbudzać w nas strach… „Dlaczego Tymuś nie rusza nóżkami tak, jak inne dzieci?” Zaczęliśmy bardziej przyglądać się jego rozwojowi… Jego stópki nie były tak ruchliwe, jak stópki jego rówieśników, a paluszki przestały się poruszać. Początkowo lekarze uspokajali nas, mówili, że ma czas, że każde dziecko rozwija się swoim tempem… My jednak czuliśmy, że coś jest nie tak, że coś złego dzieje się z naszym dzieckiem. Zaczęliśmy szukać. Nasz trwający do dziś medyczny maraton zaczął się od wizyty u fizjoterapeuty, następnie ortopedy. Od ortopedy dostaliśmy skierowanie na badanie pozwalające ocenić pobudliwość mięśni – elektromiografia wyszła w normie.  Dostaliśmy skierowanie do szpitala na rezonans kręgosłupa i główki – badanie niczego nie wykazało, więc wypisali nas do domu. Tymuś w ogóle nie ruszał już stópkami. W międzyczasie lekarze zaczęli przywoływać nazwę choroby, na której dźwięk każdy rodzic drży ze strachu – SMA. Zrobiliśmy badania pod tym kątem. Na wynik trzeba czekać ponad dwa miesiące, więc nie czekaliśmy bezczynnie. Znowu trafiliśmy do szpitala – Tymuś miał złe próby wątrobowe. Niestety stamtąd również wypisali nas do domu, rozkładając ręce. Wydawało się, że to jakiś zły sen. Nikt nie umiał powiedzieć nam, co dolega naszemu dziecku. Pani genetyk zasugerowała, aby zrobić kosztowne, ale bardzo kluczowe badanie WES.  W końcu przyszły wyniki – „uszkodzony gen”, „bardzo rzadkie choroby”, „ciężkie i nieuleczalne choroby” – to hasła, które usłyszeliśmy, i które słyszymy w naszych głowach do teraz. SMARD1 rdzeniowo-przeponowy zanik mięśni i równie groźna choroba CHARCOT MARIE TOOTH. Na ten moment nasz synek nie chodzi, nie raczkuje, a nawet nie siedzi. Jest dzieckiem leżącym opóźnionym psychoruchowo. Mięśnie Tymka są bardzo słabe. Na dodatek, dwa tygodnie temu podczas kolejnej wizyty w szpitalu dowiedzieliśmy się, że lewa połowa przepony Tymusia działa odwrotnie. Nie wiadomo, co jeszcze przyniesie choroba, jakie spustoszenie może spowodować w organizmie naszego dziecka. Tymek jest intensywnie rehabilitowany za pomocą terapii Bobath oraz Vojty. Pozostaje pod opieką wielu specjalistów. Dalsze leczenie to intensywne rehabilitacje, niestety przynoszą powolne efekty, są jednak jedyną nadzieją na poprawę stanu zdrowia naszego synka. Staramy się robić co w naszej mocy, aby dać mu szansę na lepsze życie. Zrobimy wszystko, aby Tymek osiągnął jak największą samodzielność. Kiedy poznaliśmy diagnozę, świat nam się zawalił. Ale teraz mamy wielką siłę walki, wierzymy w to, że nasz synek będzie w przyszłości sprawny. Każdy, nawet najmniejszy gest, ma dla nas ogromne znaczenie w walce o jak największą sprawność dla naszego maluszka! Pełni nadziei, prosimy o Państwa pomoc, która pozwoli nam nie tylko na dalszą rehabilitację, ale również zaopatrzenie Tymonka w specjalistyczne wyroby ortopedyczne oraz sprzęt rehabilitacyjny. Każdy Państwa gest jest dla nas na wagę złota! Dziękujemy z całego serca! LICYTACJE DLA TYMKA –> KLIK

41 107 zł
Sebastian Jankowski
Sebastian Jankowski , 23 years old

Wybuch butli z gazem poparzył 43% mojego ciała! Proszę, pomóż!

To były ułamki sekund. W jednej chwili wszystko było normalnie, w drugiej miałem wrażenie, że moje ciało pali się żywcem... Swąd, huk, krzyk i koszmarny ból, który z każdą chwilą był coraz trudniejszy do zniesienia. Jeszcze wtedy nie do końca wiedziałem, co się dzieje, jednak przeczuwałem, że doszło do tragedii, której skutki mogą być koszmarne...  Mam na imię Sebastian, mam 20 lat. W grudniu 2020 roku przeżyłem cudem wypadek, który okazał się tragiczny w skutkach. Wybuch butli z gazem... W rezultacie doznałem poparzeń II i III stopnia. Moje ciało było poparzone w 43%... Z tamtego okresu niewiele pamiętam. Szpitalny zapach, buczenie urządzeń, dni i noce zlewające się w jedno... I ból, który odbierał zmysły. Trafiłem na Oddział Intensywnej Terapii, gdzie lekarze walczyli o moje życie. Dziś wiem, że to cud, że przeżyłem... Wtedy z przerażeniem myślałem o przyszłości, czy kiedyś odzyskam sprawność, czy będę mógł ruszać rękami, nogami, jak będę wyglądał...? Po trzech miesiącach pobytu w szpitalu, z czego połowę spędziłem na oddziale intensywnej terapii, udało mi się wrócić do domu, zostałem wypisany do domu. Blizny, które do tej pory mam na ciele, nie dają mi zapomnieć o tragedii, do której doszło... Nie ma dnia, bym nie myślał o wypadku. Blizny powstałe na skutek oparzenia wymagają leczenia. Rehabilitacja, żele na blizny, ubrania uciskowe szyte na miarę - to wszystko pochłania ogromne sumy pieniędzy. Mam niesprawną lewą dłoń, ponieważ ogień uszkodził ścięgna i prostownik w palcu. Nie wiem, ile czasu będzie potrzebne, bym wrócił do zdrowia, nie wiem, czy uda mi się odzyskać sprawność w lewej dłoni, jednak wiem, że nie mogę się poddać, bo jestem na to zbyt młody! Proszę, pomóż mi, by jedna chwila nie przekreśliła reszty mojego życia... Sebastian 

41 027 zł
Lenka Wasyńczuk
Lenka Wasyńczuk , 12 years old

Nastolatka o wielkim sercu potrzebuje Twojej pomocy!

Moja córka urodziła się jako wcześniak. Była bardzo malutka i słaba. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo jej późniejsze problemy zdrowotne wpłyną na nasze życie.  Każdego dnia Lena musi przyjmować zastrzyk z hormonem wzrostu, aby dorównać swoim rówieśnikom. Ma również trudności z mówieniem, co jest wynikiem obniżonego napięcia mięśniowego. Co więcej, choroba powoduje niepohamowany głód… Każdy rok przynosi kolejne choroby, z którymi moje dziecko musi się zmagać. Lenka cierpi także na niedoczynność tarczycy, hipercholesterolemię i spektrum autyzmu. Korzysta z zajęć logopedycznych i rehabilitacyjnych. Regularnie odwiedzamy także gabinety wielu specjalistów, jeżdżąc niemal po całej Polsce! Na naszej liście jest endokrynolog, okulista, neurolog, laryngolog, ortopeda, dietetyk, psychiatra i psycholog.  Kłopoty z jelitami, to moje kolejne zmartwienie! Obecnie Lena czeka na przyjęcie do szpitala. Będzie to jej kolejny pobyt na oddziale… Wierzę, że te wszystkie wysiłki, jakie ponosimy z córką, mają sens i zaprowadzą nas do upragnionego celu: zdrowia Leny. Moja córka jest wspaniałą nastolatką, która oddaje całe swoje serce słabszym i potrzebującym. Dziś jednak to ona potrzebuje wsparcia. Będę wdzięczna, jeżeli postanowisz jej pomóc!  Mama Leny

41 017 zł
Antonia Szyszka
Antonia Szyszka , 6 years old

Guz w główce małej Antonii był złośliwy - nie pozwólmy mu wrócić❗️

Kiedy 4-letnia Antonia skarżyła się na ból główki, nikt z nas nawet przez chwilę nie pomyślał, że trafimy na onkologię. Z dnia na dzień nasze życie tak diametralnie się zmieniło...  Ból głowy szybko zmienił się w mdłości i wymioty. Obserwowaliśmy córkę i martwiło nas tzw. odbijanie się od ściany do ściany. Bardzo kręciło się jej w głowie, traciła równowagę... Pierwsze badania skupiały się na bólu brzucha, jednak USG niczego nie wykazało. Następnego dnia byliśmy skierowani na kontrolę krwi i właściwie od tego momentu zaczyna się najgorszy scenariusz.  Złe wyniki spowodowały dalszą diagnostykę, szybko znaleziono w główce naszej córki niepokojące oznaki. Guz w okolicach móżdżka został dość szybko wycięty. Niestety, operacja pozostawiła po sobie szereg trudności...  Antonia ma niedowład połowy ciała, na nowo uczyła się chodzić, wszystko robi jedną ręką, druga jeszcze nie w pełni współpracuje... To niestety nie był koniec złych wiadomości. Wycięty guz okazał się złośliwym nowotworem! Córka jest po chemioterapii, w której dla tak małego dziecka nawet wypadanie włosków było traumą... Dziś zaczyna radioterapię z nadzieją, że w końcu będzie lepiej. Nie chcemy, by potwór wrócił, bardzo chcemy, by wszystko się powiodło.  W opiece nad naszą bohaterką wymieniamy się z żoną oraz babcią, jednak to mama Tosi musiała całkowicie zrezygnować z chodzenia do pracy. Stan córki bywa zmienny, zawsze potrzebny jest ktoś, kto w porę zareaguje.  Nasze koszty znacznie się zwiększyły, potrzebne są leki, wizyty, leczenie, rehabilitacja i suplementy. Te wszystkie wydatki doszły do i tak już pogorszonej sytuacji finansowej. Przed nami nadal bardzo długa, mozolna, ciężka walka o zdrowie naszego dziecka!  Błagamy, pomóżcie nam przeprowadzić Tosię przez ten ciężki czas. Pomóżcie nam zakończyć go raz, a porządnie!  Rodzice  

40 996 zł
Artur Porębski
Artur Porębski , 6 years old

Mózg naszego synka płonie! Błagam, pomóż!

Artur przyszedł na świat 14 września 2018 roku. Wydawało się, że jesteśmy w pełni przygotowani na pojawienie się nowego członka naszej rodziny. Wyprawka kupiona, pokoik pomalowany, łóżeczko złożone. Po powrocie ze szpitala kwiaty i odwiedziny bliskich. W końcu rodzicielstwo to cudowne przeżycie. I tak się stało... Kiedy Artur przyszedł na świat, od razu skradł nasze serce. Wiedziałam, że zrobię wszystko, by był bezpieczny i szczęśliwy. Nie sądziłam jednak, że to będzie tak trudne, a życie okaże się dla nas tak brutalne.  W grudniu nasz świat legł w gruzach. Radość i szczęście towarzyszyły nam zaledwie przez 3 miesiące. W tym czasie nasz synek rozwijał się prawidłowo. Potem na własnej skórze przekonaliśmy się, jak bardzo życie może być nieprzewidywalne... Pewnego zimowego wieczoru obudził nas głośny płacz naszego maleństwa. Zerwaliśmy się na nogi, podbiegliśmy do łóżeczka i zauważyliśmy u niego mocno przekrwione oczy, nienaturalne ruchy gałek i specyficznie wygięte ciało. Ciarki przeszły po naszych plecach. Nie wiedzieliśmy, co dzieje się z naszym synkiem. Byliśmy przerażeni! Potem wszystko działo się tak szybko... Pamiętam z tego wieczoru głośny sygnał karetki, zapach szpitala i przeraźliwy płacz Artura.  Długi pobyt w szpitalu i diagnoza okazały się dla nas tragiczna: padaczka lekooporna - Zespół Westa, zaburzenia widzenia. Od lekarza nie usłyszeliśmy zbyt wiele. Dowiedzieliśmy się jedynie, że to zaburzenia, które wynikają z uszkodzenia mózgowia. A każdy atak będzie resetem mózgu i utratą wszystkich dotychczas wykształconych umiejętności. W przebiegu padaczki lekoopornej stosowanie leków przeciwpadaczkowych prawdopodobnie nie będzie przynosiło zamierzonego efektu terapeutycznego...  Słuchaliśmy tego z szeroko otwartymi oczami i nie mogliśmy w to uwierzyć. Przecież nasz syn po urodzeniu był całkowicie zdrowy! Cały świat zawalił nam się w ułamku sekundy, a my nie mogliśmy powstrzymać łez. Nasze dziecko do końca życia będzie cierpiało! Czy będziemy w stanie mu pomóc?  Tak rozpoczęliśmy swój nowy rozdział w życiu. A droga, którą w nim kroczymy jest wyboista i bolesna. Nasza rzeczywistość zmieniła się nie do poznania. Ciągłe pobyty w szpitalach, niezliczone konsultacje, nietrafione terapie, złe diagnozy. Ostatnie lata to ciąg prób i nieustannych błędów. Nieodpowiednio dopasowane kolejne dawki leków i następne wyładowania niszczyły nasze małe dziecko. Z dnia na dzień, czuliśmy większą porażkę i obciążenie psychiczne. Traciliśmy tylko czas, a stan Artura wciąż się pogarszał. Każdy rodzic w takiej sytuacji poruszy niebo i ziemię, aby tylko znaleźć sposób na udzielenie pomocy swojemu dziecku. Kiedy możliwości zaczęły się wyczerpywać, wiedzieliśmy, że w dalszym ciągu nie możemy się poddać.  Zaczęliśmy szukać ratunku nie tylko w Polsce, ale także poza jej granicami. Ratunku u specjalistów, którzy mogliby odpowiedzieć na dręczące nas pytania. Co się dzieje Arturowi? Skąd wzięła się choroba? Jakie leki będą najskuteczniejsze? Tego niestety nadal nie wiemy. Nasza walka o diagnozę, ustalenie przyczyn i dopasowanie leków, trwa już kilka lat. Bez pełnej diagnozy nie ma leków. Bez leków nie ma zdrowia i szczęścia. Bezradność jest wręcz przerażająca. Nasz syn nie widzi i nie mówi. Nie może powiedzieć jak bardzo cierpi. Spoglądamy na niego i czujemy uderzającą falę bólu, przerażenia i bezradności. Pytamy: "Jak Ci pomóc kochanie?" i wiem, że nigdy nie usłyszymy odpowiedzi.  Artur nie rozwija się tak jak jego rówieśnicy. Kiedy oni eksplorują świat, nawiązują relacje z innymi, cieszą się podczas zabawy - nasze dziecko leży skulone w oczekiwaniu na kolejne napady. Dla rodziców to najgorszy widok, jaki można sobie wyobrazić.  Zaczęliśmy poznawać rzeczywistość, o której dotychczas nie mieliśmy pojęcia.  Dziś rozwój naszego syna jest całościowo zaburzony, a jego usprawnienie wymaga wielospecjalistycznej rehabilitacji oraz specjalistycznego sprzętu. W maju rozpoczęliśmy karmienie przy użyciu PEG, tym samym musieliśmy wprowadzić specjalistyczną dietę oraz korzystać z pomocy neurologopedów. Niestety to wszystko pochłania ogromną ilość pieniędzy, których po prostu nie mamy. Nie chcemy się poddawać, więc pozostaje nam jedynie prosić Was o pomoc! Dziś jedyne, czego możemy być pewni to to, że bardzo chcemy uratować przyszłość Artura. Cały czas szukamy pełnej diagnozy i czekamy na dopasowanie leków, które pomogą ograniczyć napady. Nie wiemy jak długo to potrwa. Aby choroba całkowicie nie zniszczyła naszego dziecka, potrzebna jest ciągła rehabilitacja oraz specjalistyczny sprzęt.  Wiem, że badania, leczenie, a także rehabilitacja pociągną za sobą ogromne koszty. Prosimy ludzi dobrego serca o pomoc, by nasze dziecko miało szansę na lepsze życie.  Rodzice 

40 812 zł
Emilia Sompolska
Emilia Sompolska , 39 years old

Wypadek samochodowy prawie zabrał mamę 5-letnich bliźniaków! Potrzebna pomoc!

Synkowie bardzo tęsknią za mamą. Ciągle pytają kiedy mama będzie chodziła z nimi na długie spacery, bawiła się na placu zabaw, czytała bajki na dobranoc… Kiedy przestanie płakać w poduszkę z bólu, kiedy zrobi samodzielny krok! 3 lipca – data, którą cała nasza rodzina zapamięta na lata. To wtedy zatrzymał się nasz świat. Świat naszej rodziny, męża Emilii i jej 5-letnich bliźniaków. To tego dnia Emilia przeżyła wypadek samochodowy, który doprowadził do rodzinnej tragedii.  Z rozległymi obrażeniami i w bardzo ciężkim stanie moja siostra trafiła do łódzkiego szpitala. Rozpoznano wstrząs urazowy, wstrząs krwotoczny, uszkodzenie prawego płata wątroby, złamanie prawej kości ramiennej, uszkodzenia naczyń w prawej kończynie górnej, uszkodzenie nerwów prawej kończyny górnej, stłuczenie płuc, złamanie żeber, odmę opłucnową u podstawy płuca prawego. Niekończąca się lista urazów przerażała, budziła grozę i nadal powoduje lęk, z którym tak trudno żyć.  Życie Emilki stanęło w ogromnym niebezpieczeństwie. By je uratować, konieczne było przetaczanie preparatów krwiotwórczych i przeprowadzenie czterech operacji. Lekarze robili wszystko, co w ich mocy, jednak z powodu braku możliwości operacyjnego zaopatrzenia krwawienia, w stanie krytycznym została przetransportowana do Warszawy.  Niestety, konieczne było usunięcie 75% wątroby. Pozostawiono jeden płat, który po zregenerowaniu przejął funkcje usuniętego organu. To ogromny wysiłek dla organizmu, jednak Emilia była i jest zdeterminowana – ma dla kogo walczyć!  Emilia przeszła łącznie 9 operacji, jej stan jest stabilny. Najgorszy koszmar już za nią, jednak by wrócić do sprawności, wymaga długotrwałego leczenia i rehabilitacji. Prosimy o pomoc, o każdą złotówkę, która może sprawić, że wypadek pozostanie już tylko złym wspomnieniem! To moja młodsza siostra, dlatego muszę zrobić wszystko, by jej pomóc! Ona ma dla kogo żyć, ma do kogo wracać! Anna, siostra 

40 796 zł
Julia Filec
Julia Filec , 8 years old

To nie Julki wina... Taka się urodziła...

W wyniku zmian, które powstały w główce Julki przez niedotlenienie podczas porodu jest opóźniona psychoruchowo, ma spastyczne porażenie czterokończynowe, epilepsję, podwyższone napięcia mięśniowe oraz problem ze wzrokiem.  Moja córeczka nie potrafi siedzieć, chodzić, mówić. Jest pod opieką wielu specjalistów, do których muszę wozić ją bardzo często. Codziennie jest rehabilitowana. Mimo tylu przeciwności, bólu i niemocy to bardzo pogodne, radosne dziecko, które budzi się z uśmiechem na twarzy.  Julia czeka na operację, która ma znacznie poprawić jej komfort życia, jednak jest przekładana już od ponad pół roku. Pierwszy termin był ustalony na lipiec, następnie na październik. Możliwe, że odbędzie się pod koniec kwietnia, jednak i to może się zmienić. Mimo że jest to operacja na zniszczone kości bioderek, Julka nie może być znieczulona ogólnie przez ciągle aktywną epilepsję. Pani neurolog zapowiedziała, że dopiero gdy zniwelujemy napady padaczki, operacja będzie mogła się odbyć. Kolejny planowany zabieg ma być na podcięcie ścięgien Achillesa. Długa droga przed nami, by polepszyć codzienność Juleczki, a pieniędzy coraz mniej… Założyłam zbiórkę, ponieważ za około 2 lata Julcia będzie miała w końcu własny pokój, do którego potrzebne są sprzęty rehabilitacyjne. Do tego dochodzą koszty codziennej rehabilitacji, rehabilitacji pooperacyjnej, wizyt u lekarzy, lekarstw itd. Prosimy Was o pomoc!  Z góry bardzo dziękuję za każdą złotówkę! Krystyna, mama

40 742 zł
Anna Hadryś
Anna Hadryś , 25 years old

Nieleczona choroba może prowadzić do kalectwa! Jedyny ratunek to kosztowna operacja... Pomocy!

Cześć, mam na imię Ania i mam 25 lat. Od wielu lat zmagam się z kompleksem nóg, ale rok temu mimo utraty kilogramów zaczęłam dostrzegać, że ich wygląd się nie zmienia, a one same w sobie zaczęły mnie boleć. Całe życie od wielu lekarzy i wśród innych słyszałam, że zapewne zbyt dużo jem i za mało się ruszam. Z czasem gdy zwiększyłam aktywność fizyczną, słyszałam, że za dużo ćwiczę i dlatego nie chudnę. Korzystanie z usług dietetyków, trenerów personalnych na nic się zdało, problem większych nóg pozostał ze mną do dzisiaj. Żadne zalecenia nie przynosiły efektów... W wieku dojrzewania przez bezsilność oraz niemiłe komentarze zachorowałam na zaburzenia odżywiania, ponieważ za wszelką cenę starałam się schudnąć. Od wielu lat terapia oraz leczenie pochłania większość mojej wypłaty. W międzyczasie, kiedy moje zdrowie psychiczne zaczęło się stabilizować, zauważyłam, że mimo utraty kilogramów, moje nogi nadal pozostają większe i zaczynają się robić bolesne.  Po kliku latach poszukiwania przyczyn problemu, niekończących się konsultacjach i badaniach w końcu usłyszałam diagnozę – lipodemia. Niestety, od razu usłyszałam także, że na tę chorobę nie ma lekarstwa – jest nieuleczalna. Lekami i drenażami można zapobiegać pogłębianiu się choroby, ale niestety jej nie cofniemy. Wtedy też pierwszy raz usłyszałam o liposukcji lipodemii. Próbowałam na własną rękę zwalczyć chorobę. Chodziłam na siłownię, uprawiałam dużo sportu, wprowadziłam dietę, uczęszczałam prywatnie na drenaże limfatyczne, ale niestety – to wszystko zdało się na nic. Konsultacje ze specjalistami potwierdziły to, czego tak bardzo się bałam... W moim przypadku pozostaje tylko operacja. Niestety, z czasem padł kolejny cios – nie tylko moje nogi są chore. Ręce również potrzebują zabiegu liposukcji, co dodatkowo komplikuje sprawę.  Tkanka tłuszczowa w lipodemii nie jest możliwa do redukcji, nawet najlepsze dieta czy trening nie pozwolą mi się jej pozbyć. Największym problemem nie jest jednak mój wygląd, a ból, który ta tkanka mi sprawia.  Każda z planowanych operacji jest bardzo kosztowna, ponieważ żadna pomoc w kierunku leczenia lipodemii nie jest w Polsce refundowana. Kobiety takie jak ja, są skazane same na siebie. Niestety, ale sama muszę opłacić operację, rajstopy uciskowe, które pomogą w rekonwalescencji, drenaże, które po operacji są niezbędne. Dlatego zwracam się z prośbą do każdej osoby, która chciałaby mnie wesprzeć w walce z chorobą. Na ten moment choroba jest w stadium drugim, trzecie prowadzi już do kalectwa. Nogi mnie codziennie bolą, boleśnie obcierają się do krwi, puchną i tworzą się bolesne siniaki.  Chcę żyć jak kiedyś. Chcę biegać, spacerować z przyjemnością, zakładać ubrania, które lubię, a przede wszystkim – żyć bez bólu. Sama zawsze chętnie wspieram takie inicjatywy, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek samej mi przyjdzie z niej skorzystać, co nadal jest dla mnie trudne… Będę dozgonnie wdzięczna za pomoc. Każda wpłata czy udostępnienie to dla mnie krok w stronę zdrowia i lepszego jutra. Ania

40 712,00 zł ( 31.89% )
Still needed: 86 948,00 zł