Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wojtuś Jakubczyk
Wojtuś Jakubczyk , 10 months old

Wojtuś potrzebuje pilnej diagnostyki – liczy się czas❗️

Jeszcze do niedawna byłam przekonana, że nieprzespane noce będą naturalną konsekwencją bycia mamą. Dziś nie mogę spać, ale nie dlatego, że budzi mnie mój Wojtuś, tylko dlatego, że nie mogę przestać się o niego martwić. Zawsze wyobrażałam sobie macierzyństwo, jako szczęśliwy, radosny czas pełen spełniających się marzeń. Synek był moim pragnieniem i długo wyczekiwanym cudem. Lekarze nie dawali mi większych szans na zajście w ciążę, więc kiedy dowiedziałam się, że zostanę mamą, poczułam, że los wreszcie się do mnie uśmiechnął.  Poród był ciężki. Pępowina zakręciła się Wojtusiowi wokół szyi, a mój świat się zatrzymał. Stres, jaki wtedy mi towarzyszył, wynagrodziły mi pierwsze dwa miesiące życia synka. Wspominam je, jako najpiękniejszy okres w moim życiu. Byłam pewna, że to koniec zmartwień. Niestety, do naszej codzienności wkradły się nieproszone problemy... W trzecim miesiącu życia Wojtuś przestał sygnalizować swoje potrzeby – dzisiaj już nie płacze, kiedy jest głodny. Mój synek przestał przybierać na wadze, a ponadto wykazuje zaburzony odruch ssania. Opieka nad Wojtkiem stała się bardzo czasochłonna. Jest prawdziwym więzieniem schematycznych czynności - godzina karmienia, godzina noszenia, dwie godziny przerwy, powtórka. Wszystko po to, by utrzymać masę ciała Wojtusia. Piękne dni, które powinna wypełniać radość, wypełnia rozpacz i stres. Bardzo boję się o przyszłość mojego synka. Nasze życie zmieniło się w nieustanną tułaczkę po lekarzach i placówkach medycznych. Każdego dnia jestem coraz bardziej bezradna. Nikt nie wie, co dolega mojemu małemu synkowi, gdyż stan Wojtusia może wskazywać na wiele, całkiem różnych od siebie przypadłości. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy trafiliśmy do trzech szpitali, a do naszej dokumentacji trafiały kolejne ogólnikowe diagnozy i potencjalne rozpoznania. Niestety bez specjalistycznych, drogich badań, nie możemy ruszyć z leczeniem. Lekarze są bezradni. Moja codzienność to nieustanne zachęcanie Wojtusia do przyjmowania pokarmu i wdrażanie fizjoterapeutycznych ćwiczeń, by pobudzić jego buźkę. W momentach największej bezradności patrzę w jego piękne oczka i na wesoły uśmiech, który daje mi nadzieję, że specjalistyczne badania dojdą do skutku i rozwiążą nasze problemy. Mój Wojtuś dopiero zaczyna się rozwijać, więc szybko postawiona diagnoza to wielka szansa na eliminację dalszych, potencjalnych problemów. To prawdziwa walka z czasem! Teraz kiedy piękny sen o długo wyczekiwanym rodzicielstwie zamienił się w koszmar bezradności i niemocy, pragnę poprosić Was o pomoc. Każdy darczyńca jest dla nas bohaterem, który dołącza do misji ratunkowej o przyszłość mojego małego synka. Proszę, pomóżcie nam! Mama Wojtusia

1 288,00 zł ( 4.03% )
Still needed: 30 627,00 zł
Lena Grabowska
Lena Grabowska , 9 years old

Walka na całe życie. Lenka potrzebuje Twojej pomocy!

Jestem mamą czterech cudownych dziewczynek, jednak jedna z nich potrzebuje mnie w sposób szczególny… Lenka ma 7 lat i już zmaga się z licznymi przeciwnościami zdrowotnymi, m.in. wzmożonym napięciem mięśniowym, przykurczami ścięgien Achillesa, zaburzeniami mowy oraz zaburzeniami ruchu. Córeczka, mimo swojego wieku, wciąż nieustannie potrzebuje mojej pomocy.  Lenka jest pod opieką licznych specjalistów i uczęszcza również na rehabilitację. Niestety koszty związane z walką o jej lepsze jutro przytłaczają naszą rodzinę.  Będziemy wdzięczni za okazanie serca. Wierzymy, że dane dobro wróci do Was ze zdwojoną siłą! Katarzyna, mama Kwota zbiórki jest szacunkowa

1 073,00 zł ( 4.03% )
Still needed: 25 523,00 zł
Marcin Adamowicz
Marcin Adamowicz , 40 years old

Marcin nie może zostać bez pomocy. Proszę, wesprzyj jego walkę!

Marcin jest dorosły, a jednak zupełnie niezdolny do samodzielnej egzystencji... Mimo że skończył szkołę, komunikuje się, porusza sam po mieszkaniu, ma sprawne nogi i ręce, nie jest w stanie np. samodzielnie się umyć... Potrzebuje całodobowej opieki. Marcin ukończył gimnazjum mimo orzeczenia o lekkim stopniu niepełnosprawności umysłowej. Niestety, więcej się nie udało... Od 2000 r. leczony jest w poradni zdrowia psychicznego. Syn ma problemy związane z reakcją na zachowania ludzi. Od 2014 coraz większe trudności w funkcjonowaniu spowodowane operacją torbieli pajęczynówki okolicy robaka móżdżku.  Marcin jest pod stałą kontrolą w poradni neurologicznej, psychiatrycznej, neurochirurgicznej, a teraz endokrynologicznej, w związku z chorobą Cushinga. Dodatkowe dojazdy i wizyty, szczególnie pilne, czyli prywatne nadwyrężają nasz budżet. Syn od 18 roku życia posiada rentę socjalną. Od 2017 r. Ja otrzymuję świadczenie pielęgnacyjne w związku z koniecznością opieki. Ojciec odszedł już dawno temu. Nie posiadamy renty rodzinnej po nim, gdyż nie miał wymaganych lat pracy… W ostatnim czasie Marcin jest bardzo osłabiony. Pojawiają się u niego częste zawroty i bóle głowy, przez które niekiedy nawet musimy wzywać karetkę! Do wszystkiego dochodzą skurcze żołądka, bóle w klatce piersiowej, mocne spadki poziomu glukozy we krwi. Robię, co w mojej mocy, aby wesprzeć syna w tej wycieńczającej walce o zdrowie, ale bez Twojej pomocy nie damy rady! Będziemy wdzięczni za każde okazane wsparcie! Mama Marcina 

2 145,00 zł ( 4.03% )
Still needed: 51 047,00 zł
Edyta Jurczyk
7 days left
Edyta Jurczyk , 54 years old

Choroba Huntingtona to nasze rodzinne przekleństwo! Pomóż z nią wygrać!

Pierwszy raz o chorobie Huntingtona usłyszałam w 2006 roku, kiedy taką diagnozę postawiono mojej mamie. Byłam wtedy przerażona, a jednocześnie zupełnie nieświadoma tego, co nas czeka... W ciągu czterech lat nasz bezlitosny przeciwnik energiczną kobietę zmienił w pacjentkę wymagającą całodobowej opieki. Po kolejnych czterech latach mama przegrała walkę. Zmarła. Niedługo później taką samą walkę przegrało jej rodzeństwo... Nie mogę wyrzucić z głowy obrazu tego, co choroba robiła z moją mamą... Jak paraliżowała jej nerwy, każdego dnia zabierając więcej i więcej. Jak drobne problemy z koordynacją zamieniła w niemożliwość samodzielnego poruszania się, przełykania.  Na końcu straciła mowę oraz cechy poznawcze. 2 lata przed śmiercią nastąpił  zanik mózgu... Kiedy w 2017 roku straciłam męża, a stan mojego zdrowia znacznie się pogorszył, przez myśl nie przeszło mi, że rodzinna klątwa dotknęła także mnie. Złość i wycofanie przerodziły się w stany depresyjne. Zauważyłam, że coraz częściej mam problem z utrzymaniem równowagi, pojawiło się drżenie rąk i bóle głowy. Diagnozę usłyszałam dopiero rok temu. Koszmar się spełnił. Podczas walki z chorobą mojej mamy o leczeniu dowiedziałam się wszystkiego. Wszędzie słyszałam jednak  "nie ma leku, nie możemy pomóc". Przez prawie 10 lat wiele się w tym temacie jednak zmieniło. Trafiłam na klinikę, która dała mi światełko w tunelu – leczenie przy pomocy wszczepienia do mózgu stymulatora, który pobudzi uszkodzone komórki nerwowe i pozwoli zatrzymać chorobę! Niestety, koszt operacji jest ogromny! Przeżyłam całą chorobę matki, jej śmierć. Nie chcę umierać, jeszcze za wcześnie, mam dla kogo żyć! 5-letnia Maja, bo tak ma na imię moja wnuczka, daje mi motywację! Niestety wiem, że sama nie zdołam zdobyć tak ogromnych pieniędzy. Dlatego proszę – pomóż mi! Edyta

4 924,00 zł ( 4.02% )
Still needed: 117 417,00 zł
Szymon Wojcieszak
Szymon Wojcieszak , 31 years old

Tragiczny wypadek odebrał Szymonowi sprawność! Pilnie potrzebna rehabilitacja!

Wiele lat temu nasz najstarszy syn zginał w wypadku samochodowym. Miał tylko 23 lata… W najgorszych snach nie przypuszczałam, że ten koszmar powróci. Że będziemy musieli ponownie drżeć o życie naszego dziecka… To nie tak miało być! Szymon mieszkał z nami. Myśleliśmy, że pewnego dnia zajmie się nami, a dziś jest całkowicie zależny od naszej opieki. W Dzień Babci nasz syn Szymon poszedł na cmentarz, by zapalić znicze. Gdy wracał, doszło do tragicznego wypadku – został potrącony przez samochód. Do zdarzenia doszło nieopodal naszego domu. Czekałam, aż Szymon wróci. Niestety, zamiast radosnego „cześć mamo” słyszałam dźwięk karetki pogotowia.   Koledzy Szymona przyszli do naszego domu i poinformowali nas, że odjeżdżający na sygnale ambulans, transportuje właśnie do szpitala naszego syna! W jednej sekundzie przypomniały mi się zdarzenia sprzed lat… Cały mój lęk natychmiast powrócił… W karetce serce mojego syna się zatrzymało. Na szczęście udało się przywrócić mu funkcje życiowe. W szpitalu od razu został operowany. Okazało się, że najbardziej ucierpiała jego głowa, konieczna była trepanacja czaszki. Lekarze nie byli dobrej myśli, kazali nam czekać. Na szczęście życie Szymona udało się uratować. Mija miesiąc od tego tragicznego dnia. Szymon wciąż jest w szpitalu, jednak lada moment ma zostać przewieziony do domu. Syn ma głębokie zaburzenia świadomości. Nie mówi, nie ma z nim żadnego kontaktu. Jedynie czasem otwiera oczy… Szymon oddycha przez rurkę tracheostomijną i jest żywiony dojelitowo. Wkrótce syn będzie pod moją całodobową opieką. Jestem przerażona. Wciąż myślę, czy będę potrafiła się nim odpowiednio zaopiekować. Jedyna instrukcja, jaką otrzymałam, to zalecenia pielęgniarskie na kartce papieru. Wiem, że po wyjściu ze szpitala Szymon będzie wymagał stałej rehabilitacji i opieki specjalistów. To jego jedyna szansa na poprawę stanu zdrowia.  Sama nie jestem w stanie zapewnić mu koniecznej opieki. Chciałabym, żeby Szymon mógł chociaż pół roku spędzić w ośrodku rehabilitacyjnym. Podczas takiego pobytu miałby szansę na odzyskanie utraconej sprawności. Niestety, nie jesteśmy w stanie sfinansować mu takiego turnusu.  Bardzo proszę o Wasze wsparcie, jesteście jedyną szansą, by Szymon mógł do nas wrócić. Wszyscy na niego czekamy. Przed naszym synem jeszcze tyle planów i marzeń do zrealizowania. Nie możemy pozwolić, aby resztę życia spędził przykuty do łóżka. Prosimy, pomóżcie nam zawalczyć o jego przyszłość i zdrowie. Greta, mama Szymona

8 414,00 zł ( 4.01% )
Still needed: 200 948,00 zł
Oliwia Zwiercan
Oliwia Zwiercan , 15 years old

Gdy marzeniem jest mieć zdrowe dziecko…

Marzyłam o Oliwce, zanim przyszła na świat. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, pokochałam ją najbardziej na świecie. Połówkowe badanie USG chciało roztrzaskać moje szczęście. Dziecko, na które czekałam, którego serduszko biło tuż pod moim sercem, miało urodzić się chore, a ja nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nasza walka zaczęła się, gdy Oliwka była w moim brzuszku - 20 tydzień ciąży i rozpaczliwe poszukiwanie pomocy. Zaniepokojeni specjaliści, ciąża, która nie przebiega prawidłowo. Nikt nie umiał nam powiedzieć, dlaczego maluch nie rośnie, dlaczego jej główka jest taka mała. Po narodzinach została postawiona diagnoza – małogłowie. Usłyszałam, że mózg mojej córki jest mniejszy, co oznacza wady rozwojowe, przez które na pewno będzie niepełnosprawna, nie wiadomo jedynie, w jakim stopniu. Lekarze nie wiedzieli, z czym mają do czynienia, a niestety – w szpitalnej rzeczywistości, bez objawów, nie szuka się czegoś, czego jeszcze nie widać. Poradzili nam, byśmy starali się przystosować Oliwię do funkcjonowania, abyśmy – dla własnej wygody – postarali się nauczyć nasze dziecko odrobiny samodzielności. Lekarze spisali Oliwkę na straty – według nich nie miała szans, by być zdrowym dzieckiem. Tymczasem ja tuliłam ją każdego dnia, widziałam jej uśmiech, to, jak rośnie, jak bardzo mi ufa. Dziś moja córeczka ma 12 lat, a jej główka w obwodzie ma 42 cm. Na szczęście matka natura obdarowała ją urodą i śliczną figurką - “defekt”, jaką jest mała głowa nie jest aż tak widoczny. Ludzie często sobie nawet nie wyobrażają tego, jak bardzo emocjonalna i wrażliwa jest Oliwka, jak łatwo ją zranić. Osoby, które spotyka, nie rozumieją, że nie jest złośliwa ani niegrzeczna, że płacz i agresja to jej reakcje na lęk i zagubienie. Oliwia ma trudności z koncentracją i zapamiętywaniem, jej mowa jest opóźniona – czasem mówi pełnymi zdaniami, a czasem milczy, wypowiadając co jakiś czas jedynie pojedyncze słowa. Właśnie dlatego bardzo ważne są wszystkie terapie – integracja sensoryczna, zajęcia stymulujące rozwój, opieka logopedy – bo tylko dzięki nim Oliwka ma szansę na normalny rozwój, na to, by dogonić rówieśników i porozumiewać się z nimi bez barier. Młodsza siostra Oliwki - Natalka, chociaż ma dopiero 8 latka, jest bardzo cierpliwa, zachęca Oliwię do zabaw. Dokładnie tak, jakby wiedziała, że siostrze należy pomóc, wesprzeć ją. Dzięki Natalce, Oliwia uczy się, krok po kroku, że można robić coś razem, można się uśmiechać, cieszyć. Moje córeczki kochają zwierzęta, interesują się dinozaurami i końmi, uwielbiają razem budować, rysować. Natalka jest motorem do działania, stymuluje rozwój Oliwki, to jednak za mało... Chciałabym, aby życie mojej córki było piękne. Tak bardzo się boję, że pewnego dnia zacznie się wycofywać, że odseparuje się od rówieśników. Już teraz czasem zamyka się w sobie - wie, że nie radzi sobie ze wszystkim tak szybko, że nie zawsze za nimi nadąża. Jej przyszły rozwój to niewiadoma, ale jego podstawę stanowi to, ile uda nam się wypracować teraz, kiedy jej mózg jest plastyczny. Codziennie rozmawiam z Oliwką, znam jej możliwości. Wiem, że potrafi wszystkiego się nauczyć, że potrzebuje po prostu trochę więcej czasu. Mózg Oliwki pracuje, rozwija się, choć nie rośnie. Wierzę, że dzięki systematycznej i wieloprofilowej rehabilitacji możemy zdziałać cuda! Widzę efekty, widzę uśmiech mojej córki. Nie jestem jednak w stanie udźwignąć kosztów. Nie ma leku, nie ma recepty, jedynym ratunkiem jest wytrwała praca i wiara w to, że będzie dobrze. Zrobię wszystko, by jak najbardziej pomóc Oliwce, by przygotować ją do dorosłego życia, by nie musiała bać się przyszłości. Jestem Mamą - czekałam na moją córkę, a teraz jej nie zostawię. Proszę Was o pomoc, każdy dzień walki o Oliwkę jest cenny...

4 108,00 zł ( 4.01% )
Still needed: 98 168,00 zł
Katarzyna Kowczuga
Katarzyna Kowczuga , 44 years old

Potrzebuję operacji, by nie dopuścić do rozwoju choroby! Proszę, pomóż!

Mam na imię Katarzyna. Do niedawna wiodłam spokojne życie, pozbawione problemów zdrowotnych. Niestety, moja sytuacja znacznie zmieniła się w 2021 roku, kiedy na dolnej powiece mojego oka pojawiła się niepokojąca zmiana! Na początku wyglądało to jak maleńki, niepozorny guzek. Byłam pewna, że pojawił się w wyniku jakiegoś zakażenia i niedługo zniknie. Udałam się na konsultację do lekarza, który przepisał mi leki przeciwwirusowe. Dzięki nim zmiana zmalała, jednak nie na długo… Z czasem guzek zaczął powoli rosnąć, co niepokoiło mnie coraz bardziej. W 2023 roku ponownie zgłaszałam się do różnych specjalistów. Żaden z nich nie był w stanie dokładnie stwierdzić, co to jest, jednak lekarze podejrzewają nowotwór! Usunięcie zmiany jest jedynym sposobem, by nie dopuścić do postępu choroby. Zabieg wymaga precyzyjnego podejścia, aby zminimalizować ryzyko uszkodzenia oka. Po operacji będzie też potrzebna rekonstrukcja powieki. Wszystko to wiąże się niestety z ogromnymi kosztami… W trudnych sytuacjach zawsze starałam się radzić sobie sama, jednak teraz muszę zwrócić się do Was z prośbą o pomoc. Czas jest istotny, a koszt operacji i biopsji przewyższa moje możliwości finansowe… Sama nie dam rady zebrać potrzebnej kwoty. Każda złotówka będzie dla mnie ogromnym wsparciem w tym ciężkim czasie! Katarzyna

427,00 zł ( 4.01% )
Still needed: 10 212,00 zł
Adrian Mroczek
Adrian Mroczek , 33 years old

Choroba doprowadziła do niepełnosprawności i uwięziła w domu... Pomóż Adrianowi❗️

Nazywam się Adrian. Chciałbym móc prowadzić życie tak, jak moi rówieśnicy – studiować, poznawać świat i zdobywać pierwsze doświadczenie w pracy. Niestety, na mojej drodze stanęła niedoczynność tarczycy, która spowodowała rozwinięcie się otyłości monstrualnej. Choroba zamknęła mnie nie tylko w domu – ale także i w moim ciele. W poszukiwaniu pomocy lekarze zaproponowali mi operację bariatryczną. Abym mógł się jej poddać, moja waga musi się zmniejszyć – sama dieta tu nie pomoże, muszę zacząć się ruszać i przyjmować specjalistyczne leki. Muszę zapanować nad otyłością, która doprowadziła mnie do niepełnosprawności. Nadmierna waga spowodowała deformację nóg. Każdy krok sprawia mi ogromny ból – mam problemy z chodzeniem i poruszaniem się.  Dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Jestem Wam bardzo wdzięczny – dodaliście mi nowej energii do działania i wiary w to, że jeszcze stanę na nogi i będę mógł się cieszyć każdym dniem. Wiem, że nie mogę się poddać, że od moich działań będzie zależała cała moja przyszłość. Podjąłem więc walkę z moim największym wrogiem – moją wagą. Sytuacja jest bardzo ciężka, gdyż próby samodzielnego odchudzania nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Niezbędna jest specjalistyczna terapia, jednak niestety… Nie dysponuję wystarczającymi środkami, aby odbyć pełną kurację.  Jeden z leków, którego potrzebuję, kosztuje 475 złotych za zaledwie dwie dawki... Niestety, ta cena jest poza moim zasięgiem. Marzę, by wyjść z domu i zacząć normalne zwykłe życie. Po uzyskaniu dyplomu z uczelni marzę, by kontynuować obraną przez siebie ścieżkę. Chciałbym uczyć dzieci w szkole, zarażać ich swoją pasją do historii.  Tęsknie za najprostszymi rzeczami – chciałbym usiąść na ławce w parku, poczuć trawę pod stopami i promienie słońca na policzku. Niestety, moja rzeczywistość jest inna. Siedzę w domu i widzę świat z 10. piętra. Marzenia to jedno, a moja codzienność to drugie… Proszę, pomóżcie mi przerwać ten zaklęty krąg nieszczęścia. Pomóżcie zawalczyć o zdrowie, sprawność i lepsze jutro! Chcę móc normalnie żyć i powrócić do społeczeństwa. Wierzę, że jest to możliwe i wspólnymi siłami uda się nam to osiągnąć! Adrian

390,00 zł ( 3.99% )
Still needed: 9 376,00 zł
Joanna Raczkowska
Joanna Raczkowska , 37 years old

Nowa proteza to moja JEDYNA SZANSA na sprawne funkcjonowanie! POMOCY!

Rak, wznowa, niezliczone operacje, ból nie do opisania. A w końcu AMPUTACJA NOGI, która dla wielu mogłaby być równoznaczna z końcem świata. Dla mnie jednak była rozpoczęciem zupełnie nowego etapu i drogi do lepszego życia. Chociaż nie mam nogi, to żyję i dziś każdego dnia walczę – dla tych, którzy są w tym samym miejscu, co ja parę lat temu! Do pełni zwycięstwa brakuje mi jednak nowej protezy… Ale zacznijmy od początku.  Gdy miałam zaledwie 13 lat zaczął się najbardziej bolesny okres mojej historii. Pamiętam tylko, że rodzice powiedzieli mi o „brzydkiej” chorobie, konieczności jechania do szpitala i o tym, że wypadną mi włosy. Zapytałam, czy odrosną? Mama nieustannie płakała, tata też miał łzy w oczach, ale nikt nic nie mówił. Widziałam, że mają obolałe serca, dlatego nie chciałam ich jeszcze bardziej ranić. Powiedziałam tylko, że jeśli nie będą płakać, to ja też nie. Ale nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak wiele będę musiała znieść... Gdy dotarliśmy do warszawskiego szpitala, lekarz już pierwszego dnia powiedział, że mam złośliwy nowotwór kości. Potwór umiejscowił się w mojej prawej nodze. Dowiedziałam się też, ile procent pacjentów umiera, a ilu chorym trzeba amputować kończynę. Dla mnie, wówczas trzynastoletniej dziewczynki, to był wyrok! Po roku leczenia otrzymałam wymarzoną wiadomość – rak odpuścił! Jeździłam tylko na kontrole, mając nadzieję, że nic nie wykażą. Niestety, po kolejnym roku dowiedziałam się o wznowie, tym razem w płucach. Kolejny raz nowotwór zachwiał moim nastoletnim światem. Wszystko zaczęło się od nowa… Na szczęście, po dwunastu miesiącach walki i tym razem wygrałam! Sądziłam, że to koniec i nareszcie będzie lepiej! Niestety, byłam w ogromnym błędzie… W mojej prawej nodze zrobił się stan zapalny. Musiałam przejść operację wymiany implantu, która niestety się nie powiodła. Po niej znowu otworzyły się przetoki. W czasie kolejnego zabiegu przeżyłam to, czego boimy się w najgorszych koszmarach – obudziłam się na stole operacyjnym! To wydarzenie bardzo odbiło się na mojej psychice, a do tego kolejna operacja znowu się nie powiodła, ponieważ otworzyły się przetoki. Najpierw ropa wyciekała przez maleńką dziurkę, która z czasem się powiększała. Moja walka o nogę była pełna bólu, cierpienia i wyrzeczeń, a do tego trwała aż 13 lat…  W końcu doszłam do momentu, kiedy razem z lekarzem prowadzącym podjęliśmy decyzję o amputacji. Wcześniej wytłumaczyłam wszystko mojej córeczce. Powiedziałam, że mama nie będzie miała nogi, ale dzięki temu będzie w domu, a nie w szpitalach! Będziemy mogły razem się bawić, a nawet tańczyć i jeździć razem na rowerze! O ile tylko uda mi się kupić protezę… Obudziłam się na sali, z kikutem zamiast nogi. Wiedziałam, że będzie bolało, ale nie, że aż tak… Początkowo się bałam, bo nie wiedziałam, jak dalej będzie wyglądać moje życie i jak moje dziecko zareaguje na tak dużą zmianę. Jednak okazało się, że strach miał wielkie oczy! Dziś jestem szczęśliwa. Odnalazłam swoją drogę i półtora roku temu wraz z dwoma koleżankami, otworzyłyśmy Fundację „Na Jednej Nodze”. Pomagamy osobom z niepełnosprawnościami w wielu płaszczyznach. Organizujemy też zajęcia i akcje, które pomagają aktywizować ich, tym samym chroniąc przed wykluczeniem społecznym. Chciałabym móc dalej prężnie działać i pomagać innym w potrzebie. Niestety na mojej drodze pojawiła się kolejna przeszkoda. Elektryczna proteza, którą udało mi się zakupić kilka lat temu dzięki pomocy darczyńców, wymaga pilnej wymiany. Jest ona moją jedyną nadzieją na sprawne funkcjonowanie, a prowadząc fundację i czynnie pracując, nie mogę sobie pozwolić na to, aby jej zabrakło.  Dlatego z całego serca proszę o wsparcie! Już nie raz udowodniliście mi, że mogę na Was liczyć. Tak naprawdę to dzięki Wam teraz szerzę dalej dobro. Proszę, nie zostawiajcie mnie i osób, które najbardziej potrzebują mojej pomocy. Wierzę, że i tym razem, wspólnie DAMY RADĘ! Asia

11 027,00 zł ( 3.99% )
Still needed: 265 129,00 zł