Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Natalia Andruszkiewicz
10 days left
Natalia Andruszkiewicz , 25 years old

Kości kruche jak porcelana... Natalia zbiera na przełomową operację!

5 września nastąpił przełomowy moment w moim życiu i zdrowiu. Po zakwalifikowaniu się do leczenia testowym lekiem ze Stanów Zjednoczonych, który ma za zadanie zagęścić tkankę kostną, dostałam pierwszą dawkę. Proces leczenia jest mozolny, ponieważ cała kuracja trwa 2 lata, jednak po tym czasie mam szansę zawalczyć i spełnić najskrytsze marzenie – wydłużyć nogę.  Poznaj historię Natalii: O mojej chorobie rodzice dowiedzieli się przypadkiem, gdy miałam 3,5 roku. Biegłam przez pole i wpadłam w dziurę. Wtedy pierwszy raz złamałam kość udową. W szpitalu po serii badań okazało się, że to genetyczna łamliwość kości. W Szpitalu Specjalistycznym w Pile przechodziłam liczne operacje składania kości na śruby.  Niestety przez wielokrotne złamania i osłabienia miejsc pooperacyjnych, lewa noga stawała się coraz słabsza, co spowodowało skrócenie kończyny aż o 10 cm. Złamania z przemieszczeniem kończyły się leżeniem na wyciągach. Zdarzało się, że obie nogi były w gipsie jednocześnie. Najgorzej wspominam czas, gdzie przez prawie 6 miesięcy nie rozstawałam się z gipsem. Każde potknięcie, czy upadek kończy się złamaniem. Jednak przy pomocy profesora z Poznania, przy zmianie leczenia z blach i śrub na pręty Rusha i mojej długotrwałej walce, w wieku 12 lat o własnych siłach stanęłam sama na nogach! Szans na całkowite wyleczenie nie dawano mi nigdy, jednak w okresie dojrzewania żyłam nadzieją, że choroba ustępuje. Takie były też rokowania. Niestety tak się nie stało. W liceum skręciłam pierwszy raz kolano, zerwałam więzadło, którego operacyjnie z moją wadą nie można wyleczyć. Niedługo po tym skręciłam drugie kolano. Aktualnie chodzę w stabilizatorach, które najprawdopodobniej zostaną ze mną do końca życia.  Testowany przeze mnie lek daje mi ogromną nadzieję. Jestem już po wstępnych rozmowach nt. wydłużenia nogi z profesorem z Poznania, który niejednokrotnie mnie uratował. Ostatni zabieg przeszłam bardzo pomyślnie. To dzięki Waszemu wsparciu i pomocy podczas poprzedniego etapu zbiórki miałam możliwość wejść o jeden szczebelek wyżej w walce o lepsze jutro i poprawę komfortu życia.  Wlew leku otrzymuję raz w miesiącu. Testowanie go jest bezpłatne, jednak zabieg wydłużenia kończyny musi zostać wykonany prywatnie, a to niesie za sobą olbrzymie koszty. Moje życie to seria operacji. Przeszłam już ponad 30 operacji… Jednak jestem gotowa na kolejne. Wydłużenie mojej nogi, nawet o proponowane przez lekarza 5 cm, zmieni zupełnie mój komfort życia. Bardzo dziękuję wszystkim!!! Wszystkim, którzy mnie wspierają i obdarowują dobrym słowem. To bardzo ważne, lecz nadal potrzebuję Waszego wsparcia… Staram się być jak najbardziej samodzielną osobą, jednak leczenie i rehabilitacja, których potrzebuję, są bardzo kosztowne. Nie wystarcza mi środków na opłacanie wszystkich wydatków związanych z moją chorobą. Stąd mój apel o Twoją pomoc... Natalia ➡️ Licytuj i pomóż Natalii!

8 942,00 zł ( 6% )
Still needed: 139 995,00 zł
Lidka Stankiewicz
Lidka Stankiewicz , 48 years old

Błagam, uratuj mnie przed amputacją nóg❗️

Znajduję się obecnie w bardzo trudnym momencie życia. Mam 47 lat, mieszkam ze swoją schorowaną, niepełnosprawną 83-letnią mamą. Od kilku lat leczę się z powodu olbrzymich, rozległych i głębokich owrzodzeń na nogach. GROZI MI AMPUTACJA! Staram się nie poddawać chorobie. W maju 2022 r. wraz z przeszczepem skóry, pojawiła się wielka nadzieja na jej pokonanie. Niestety leczenie okazało się nieskuteczne… Nie spodziewałam się, że sytuacja stanie się aż tak poważna!  Obecnie walczę o uratowanie nóg, ponieważ grozi mi ich amputacja! Ból, który odczuwam każdego dnia jest ogromny i powoduje, że nie jestem w stanie chodzić ani wyjść z domu bez pomocy opiekuna.  Muszę wyzdrowieć, nie mogę przecież stracić nóg! Nie wyobrażam sobie, jak będzie wyglądała moja codzienność, jeżeli spełni się ten czarny scenariusz? Kto wtedy zaopiekuje się moją mamą?  Ostatnim ratunkiem jest leczenie – długie, trudne i kosztowne. Muszę mieć  zapewnione stałe nie tylko leki, ale także środki opatrunkowe! Wstępny kosztorys wykazał, że potrzebuję 50 tysięcy! Choroba zmieniła wszystko. Zrezygnowałam z moich marzeń, planów, aspiracji. Dziś marzę tylko o tym, aby być zdrową i sprawną. Marzę, aby amputacja nie była konieczna i aby moje nogi zostały uratowane.  Pomimo przeciwności losu staram się zachować pogodę ducha. Mam nadzieję, że kiedyś wyjdę jeszcze z domu o własnych siłach i będę cieszyć się życiem, jakie kiedyś prowadziłam.  Sama nie zdołam opłacić kosztów leczenia. Moja renta jest zbyt niska, abym mogła pozwolić sobie na takie wydatki. Okropnie boli mnie, że w końcu nadszedł taki czas, że sama już nie mogę sobie pomóc… Staję dzisiaj przed Wami i proszę o wsparcie wszystkich dobrych ludzi, dla których nie jest obojętna krzywda ludzka. Każde wsparcie ma dla mnie ogromne znaczenie. Zebrane środki umożliwią mi dalszą walkę o poprawę stanu zdrowia i uratowanie nóg. Lidia

3 189,00 zł ( 5.99% )
Still needed: 50 003,00 zł
Krzysztof Płodzich
Krzysztof Płodzich , 13 years old

Nie dopuśćmy, aby dom stał się dla Krzysia więzieniem! POMOCY!

Byliśmy przeszczęśliwi, gdy dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli syna. Gdy tylko przyszedł na świat, nie mogliśmy oderwać od niego wzroku. Z czasem jednak zaczęły się pojawiać niepokojące symptomy… Krzysiu rozwijał się o wiele wolniej niż jego rówieśnicy. Skończył 9. miesięcy i nadal nie siadał! Niezwłocznie udaliśmy się z synem do lekarza. Neurolog zlecił tomograf i tak okazało się, że nasze dziecko cierpi na dziecięce porażenie mózgowe czterokończynowe! Zmagania Krzysia z niepełnosprawnością nieustannie trwają. Dzięki pomocy ludzi dobrych serc jesteśmy w stanie stale usprawniać zdolności związane z utrzymaniem równowagi i stawianiem samodzielnych kroków syna. Mimo zawziętości i dzielnej postawie naszego dziecka, nabycie kolejnych umiejętności, niestety nadal wymaga jeszcze od niego gigantycznej pracy... Syn porusza się na wózku inwalidzkim, potrzebuje pomocy przy najprostszych czynnościach. Intensywna rehabilitacja i trudne momenty przeplatają się z chwilami radości, które są dla niego równie ważne. Przez wzgląd na swoje ograniczenia Krzyś nieraz zmuszony jest spędzać czas bezczynnie w domu, dlatego staramy się zapewnić mu, chociaż namiastkę takich aktywności, jakie mogą wykonywać jego rówieśnicy. Synek podjął nowe wyzwanie, jakim jest jazda na rowerze, a to wszystko za sprawą zakupu specjalistycznego  trójkołowego roweru. Sprawia mu to ogromną frajdę a nas rodziców napawa dumą i optymizmem. Poza samą przyjemnością jazdy jest również znakomitą okazją do ćwiczenia mięśni. Za przysłowiową cegiełkę wszystkim ogromnie dziękujemy! Obecnie naszym zmartwieniem i przeszkodą, która utrudnia codzienne życie jest konieczność wnoszenia syna do domu pokonując sporą liczbę schodów. Prowadzą nie tylko do wejścia głównego, ale też na kolejne piętro gdzie mieści się jego pokój. Krzysiek musi być wnoszony do domu na rękach mamy (lub w pozycji na barana). Niestety jest to potworne obciążenie dla kręgosłupa a oprócz tego stwarza niebezpieczeństwo i komplikuje funkcjonowanie, gdyż taką drogę musimy pokonywać minimum cztery razy w ciągu dnia.  Syn stale rośnie, jest już nastolatkiem i wniesienie go na górę stało się dla nas rodziców niezwykle wycieńczające i zwyczajnie zbyt trudne. Pewien komfort i ułatwienie w rutynowych obowiązkach zapewniłaby specjalistyczna winda dla niepełnosprawnych. Jednak koszt jej wykonania i instalacji znacznie przewyższa nasze możliwości finansowe…  Dlatego z całego serca prosimy ponownie o pomoc! Będziemy przeszczęśliwi jeśli uda nam się wyeliminować tę niedogodność, która okropnie nas ogranicza i niejednokrotnie pozbawia Krzysia możliwości wyjścia na dwór. Każda złotówka jest niezwykle cenna i przybliża nas do spełnienia, tego dziś jeszcze nierealnego marzenia!  Rodzice Krzysia

5 101,00 zł ( 5.99% )
Still needed: 80 006,00 zł
Lena Lisaczenko
Urgent!
Lena Lisaczenko , 44 years old

NOWOTWÓR nie poczeka... Leczenie potrzebne NA JUŻ!

Prowadziłam spokojne, szczęśliwe życie u boku męża i dwójki wspaniałych dzieci – Aliny i Denisa. Niestety, w pewnym momencie moje życie się rozpadło,  poukładany świat stanął w miejscu, nie wiedziałam, co robić. Do tej pory walczę, choć nie jest łatwo…  Wszystko zaczęło się latem 2020 roku. Pewnego dnia poczułam silny ból w żołądku. Bez chwili namysłu udałam się do lekarza, aby odnaleźć źródło problemu. Okazało się, że cierpię na chorobę wrzodową żołądka. Dostałam kroplówkę, ból minął, ale temperatura ciała nie spadała poniżej 37,3 stopni. Wróciłam do swojej codzienności, którą co jakiś czas przerywały rzadkie ataki bólu. Niestety rok później sytuacja się powtórzyła. Ból był nie do wytrzymania, dlatego znów pojechałam do szpitala. Podano mi kroplówki, które ponownie uśmierzyły ból. Nie dawało mi to jednak spokoju, dlatego wykonałam endoskopię, która wykazała, że choroba już odpuściła. Byłam spokojna. Niestety nie na długo – chwilę później w moim ojczystym kraju wybuchła wojna.  Bóle na moment odpuszczały, ale pojawiały się ponownie i były nie do wytrzymania. Zostałam skierowana do chirurga, który nie zauważył nic niepokojącego, a ja nie mogłam spać, ze względu na nasilający się ból… Wysyłano mnie od lekarza do lekarza. Z jednego badania przychodziłam na drugie. Niestety, pomimo tego, nikt nie potrafił mi pomóc i odnaleźć źródła moich problemów. Polecono, abym zwróciła się do szpitala, w którym przez kolejne trzy dni przyjmowałam jedynie kroplówki. Dopiero w maju 2022 roku po badaniu tomografem, lekarze dostrzegli poważne zmiany w moim organizmie.  Zmęczona, osłabiona i na lekach przeciwbólowych dowiedziałam się, że jestem chora, a moim przeciwnikiem, z którym będę musiała stoczyć walkę, jest nowotwór. Przerażona podjęłam się leczenia, chemioterapii, która już za pierwszym razem pozbawiła mnie włosów. Moim dzieciom wyjaśniłam, że mama dostaje taki lek, przez który ludzie tracą włosy. Nie potrafiłam im powiedzieć, że cierpię na nowotwór. Musiałam jednak te przerażone maluchy zabierać ze sobą do szpitala, ponieważ bałam się zostawiać je same, gdy w kraju toczyła się wojna.  Konieczna była poważna operacja, jednak najpierw powtórzyłam tomografię, która potwierdziła przerażającą diagnozę, ale również zwróciła uwagę lekarzy na jelito grube. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tyle nieszczęść spada na mnie w tak krótkim czasie. Okazało się, że guz przylega do naczyń w żołądku, lewego nadnercza i trzustki, przez co nie można było go usunąć. Stwierdzono również, że cierpię także na nowotwór jelita. Byłam załamana. Przypadkiem dowiedziałam się o możliwości leczenia w Turcji. To była moja nadzieja, musiałam spróbować… Tam, po wielu badaniach, dobrano dla mnie odpowiednie leczenie. Zalecali, abym przeszła 6 cykli chemii, ale wystarczyło mi jedynie na 3. Koszty leczenia były porażające, a musiałam też zapewnić sobie nocleg… Zdecydowałam, że wrócę do domu. Niektóre z leków miałam tu refundowane, dzięki czemu byłam w stanie dokupić również lek immunologiczny i przejść dodatkowo chemioterapię. Po badaniach okazało się, że guz się zmniejszył, ale nie na tyle, żeby można było wykonać operację. Konieczna jest dalsza chemio i immunoterapia, na które mnie już nie stać… Fundusze pozwalają mi na kontynuowanie jedynie chemioterapii, która nie jest wystarczająca. Czas leci bardzo szybko… Potrzebuję pomocy! Walczę o swoje życie już ponad rok. Nie mogę się poddać, mam dla kogo walczyć. Nie zostawię męża i moich dzieci... Pomożesz? Elena 

3 748,00 zł ( 5.98% )
Still needed: 58 826,00 zł
Helena Wałaszczyk-Sobczyk
Helena Wałaszczyk-Sobczyk , 3 years old

Trwa walka o rozwój i przyszłość Helenki – prosimy, POMÓŻ❗️

Moja córka Helenka jest wspaniała, idealna. Często słyszę, że nie widać po niej choroby... Jednak Hela we wrześniu skończy 3 latka, nie mówi, nadal nie potrafi samodzielnie usiąść, a wiele prostych umiejętności pozostaje jedynie w sferze marzeń. Pierwsze objawy choroby wystąpiły u Heli zaraz po urodzeniu, w 5. dobie życia trafiła na OIOM i zaczął się koszmar… Najpierw koszmar walki o jej życie, później o diagnozę, teraz o odrobinę sprawności. Choć przeciwnik jest trudny, mutacja w genie STXBP1, to jednak walczymy, od trzech lat, każdego dnia, wierząc, że okrutny los w końcu się do nas uśmiechnie. Bywa ciężko i bywają momenty, gdy myślę, że już nie dam rady. Czuję się bezradna w obliczu postępującej choroby. Patrzę na inne dzieci w podobnym wieku jak Helenka… Nie jestem zazdrosna, nie jestem zła, jest mi po prostu zwyczajnie, tak po ludzku bardzo przykro… Przykro, że moje dziecko nie może robić tego wszystkiego, co one, że jej życie od urodzenia toczy się między szpitalami, ośrodkami rehabilitacyjnymi, z wyniszczającymi napadami w tle i niepewną przyszłością. Przykro, że każdy najdrobniejszy postęp musiała wypracować nadludzkim wysiłkiem. Patrzę na nią, widzę jej wspaniały uśmiech i te wielkie, cudowne, ufne, pełne pokory oczy i odkrywam pokłady energii, o których nie miałam pojęcia.  Wiem, że dużo osiągnęłyśmy. Dzięki Waszej dotychczasowej pomocy moja córeczka mogła zostać objęta leczeniem i rehabilitacją... Jestem Wam za to niesamowicie wdzięczna! Hela z dziecka, które miało być w stanie wegetatywnym, jest dzieckiem robiącym postępy. 3 pierwsze lata życia to ponoć czas, żeby wydobyć z dziecka to, co najlepsze. Miałam dać z siebie wszystko, a później nieco zwolnić. Ale jak zwolnić kiedy pojawiają się  nowe umiejętności, kiedy w końcu jest nadzieja. Na chorobę Heli nie ma jeszcze lekarstwa, jedynym narzędziem w walce z nią jest rehabilitacja na wielu płaszczyznach. Trwają badania nad terapią genową, która jest ogromną nadzieją, ale do tego czasu Hela musi być w jak najlepszym stanie. Póki będę miała siłę, będę walczyć o lepsze życie dla Helenki, potrzebuję jednak Waszej pomocy. Koszty tak intensywnej rehabilitacji, jakiej się podjęliśmy i jakiej potrzebuje Helenka – są ogromne. Będę wdzięczna za każdą wpłatę i udostępnienie zbiórki Helenki. Mama ➡️ Licytuj i pomóż Helence! ➡️ Helenka. W lawendowej krainie

14 674,00 zł ( 5.98% )
Still needed: 230 433,00 zł
Marek Wasilcow
Marek Wasilcow , 4 years old

Nowotwór zabrał mu oczko❗️Potrzebna pomoc dla Marka!

Marek to mój malutki synek, który od drugiego roku życia musi mierzyć się z potężnym przeciwnikiem – nowotworem złośliwym oczu (siatkówczakiem). Choroba odebrała mu już jedno oczko! Robimy wszystko, żeby zupełnie nie zabrała wzroku! Bardzo proszę o wsparcie w opłaceniu leczenia i zakupie protezy dla mojego biednego synka! 12 sierpnia 2020 roku był najpiękniejszym dniem w naszym życiu. Tego dnia po raz pierwszy zobaczyliśmy nasze maleństwo – wymarzonego syna Marka. Nie mogliśmy oderwać od niego wzroku. Patrzyliśmy w jego piękne, duże oczy, całkowicie nieświadomi tego, że czai się w nich straszliwy potwór – siatkówczak... W 2022 roku zauważyliśmy, że kiedy światło dzienne trafia do oka naszego Marka, oko zaczyna się dziwnie, nienaturalnie świecić. Byliśmy zaniepokojeni, więc jeszcze tego samego dnia zwróciliśmy się do lekarza. Nigdy nie zapomnę, jak po wykonanym USG lekarz wyszedł na korytarz i wypowiedział najstraszniejsze słowa w moim życiu: "Przykro mi, państwa dziecko ma złośliwy nowotwór jednego i drugiego oka." Moje serce rozpadło się na tysiące kawałków. Łzy, paniczny strach, same pytania i żadnej odpowiedzi... Następnego dnia udaliśmy się do centrum onkologicznego, aby potwierdzić tę straszliwą diagnozę. Niestety, wyniki nie pozostawiały złudzeń: siatkówczak obu oczu, III - IV stopień zaawansowania. Brakuje słów, aby wyrazić, co czułam w tym momencie... Całe ciało drżało, nie mogłam oddychać, serce wyrywało się z klatki piersiowej, łzy leciały po policzkach, a mojej głowie pozostało już tylko jedno pytanie: "Jak uratować mojego syna?" Rozpoczęła się walka o uratowanie wzroku, ale też życia synka! Stosowaliśmy wszelkie możliwe metody leczenia. Gdy nie dały one pożądanych rezultatów, musieliśmy wyjechać do kliniki w Szwajcarii. Spakowaliśmy się i zdecydowaliśmy się poszukać ratunku za granicami naszego kraju. Ma miejscu u syna zdiagnozowano aż 10 nowych ognisk choroby w jednym oku! Nie było już innego wyboru – Marek musiał rozpocząć chemioterapię! Minęło kilka miesięcy, a nowotwór wciąż nie odpuszczał. Znów podano chemioterapię i tym razem na szczęście zmiany delikatnie się zmniejszyły. Myśleliśmy, że oczka synka uda się uratować!  5 lutego 2024 Marek przeszedł kolejną konsultację w klinice w Szwajcarii. Po zakończonym badaniu lekarze szybko podjęli decyzję: trzeba usunąć prawe oczko! Byliśmy przerażeni, ale naprawdę nie było innego wyjścia. Siatkówka zaczęła się odwarstwiać, ponieważ oczko było już wyczerpane leczeniem... 29 lutego 2024 usunięto prawe oczko mojego kochanego synka… Wstawiono plastikową protezę… Obecnie jesteśmy w domu, ale musimy niedługo ponownie wylecieć do Szwajcarii. Oczka rosną do piątego roku życia, więc do tego czasu pozostaniemy pod ścisłą kontrolą. Lewe oczko jest w remisji od półtora roku. Nie możemy nawet na chwilę odpuścić, żeby choroba nie odebrała Markowi drugiego oczka i sprawiła, że stanie się niewidomy...  Koszt leczenia są ogromne, a nam skończyły się już pieniądze... Nie wiemy, co robić dalej, dlatego przychodzimy z całego serca prosić o pomoc dla naszego synka! Marek to taki dzielny, mały wojownik. Chcemy, żeby jego życie było jak najbardziej sprawne, żeby ludzie na każdym kroku nie zauważali jego niepełnosprawności. Dlatego musimy zakupić jak najlepszej jakości protezę do jego oczka. Obecna jest plastikowa, tymczasowa... Wierzę, że wspólnymi siłami uda nam pokryć ogromne koszty, związane z walką o zdrowie i życie Marka! Już raz udało się zapełnić zielony pasek. Proszę, zróbmy to jeszcze raz! Dla mojego ukochanego synka! Hanna, mama Marka

6 451,00 zł ( 5.98% )
Still needed: 101 377,00 zł
Wiktoria Zarzecka
Wiktoria Zarzecka , 28 years old

By choroba nie odebrała marzenia o sprawności!

Choroba towarzyszy mi od zawsze. Urodziłam się jako wcześniak w siódmym miesiącu ciąży. Poród był bardzo ciężki. Odbywał się na oddziale intensywnej terapii. Lekarze odnieśli zwycięstwo w walce, której stawką było życie moje i mojej mamy. Niestety, konsekwencje tej walki są ze mną do dziś w postaci mózgowego porażenia dziecięcego czterokończynowego… Od początku nie było nam łatwo. Mama przyjęła na siebie trud wychowania czwórki dzieci, dlatego gdy się urodziłam, nie mogła podjąć pracy kosztem całodobowej opieki nade mną. Jestem jej bardzo wdzięczna, za wszystko, co dla mnie robi. Dzięki niej, nieprzerwanie od momentu narodzin, mogę odbywać regularną i intensywną rehabilitację. W celu utrzymania ciągłości ćwiczeń, wyjeżdżam z mamą trzy razy w tygodniu do różnych placówek znajdujących się w Rzeszowie i Jarosławiu, Krakowie, Warszawie oraz wielu innych miastach w Polsce.  Obecnie jeżdżę na wózku inwalidzkim. Jestem pod stałą opieką lekarzy różnych specjalności m.in. ortopedów, neurologów, fizjoterapeutów i okulisty, ponieważ mam jeszcze wadę wzroku. Niedawno dowiedziałam się, że istnieje szansa na dalszą rehabilitację w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym, w którym miesięczny koszt pobytu z opiekunem wynosi 25 tys. złotych. Nie mamy tylu środków, dlatego bardzo proszę o wsparcie dające szansę i nadzieję na to, że jeszcze będę samodzielnie chodziła! Wiktoria

4 773,00 zł ( 5.96% )
Still needed: 75 275,00 zł
Zuzanna Piechota
Zuzanna Piechota , 58 years old

By uciec przed wózkiem inwalidzkim potrzebuję Twojej pomocy!

Mam na imię Zuzanna, mam 54 lata i jestem niepełnosprawna. Cierpię na chorobę stawu biodrowego, poruszam się o kulach, a właściwie próbuję przemieszczać się za pomocą kul, bo w moim przypadku ruch to luksus, na który często nie mogę sobie pozwolić. Moja szansa na pełną sprawność przepadła już dawno temu. Pogodziłam się z tym i nie czekam na cud – nie chcę jednak stracić tej samodzielności, którą mam teraz. Tak długo o nią walczyłam... W przeszłości przeszłam operację prawego biodra. Niestety, niedawno – podczas wizyty kontrolnej, po wykonaniu rezonansu magnetycznego – lekarz powiedział, że konieczna jest powtórna operacja biodra oraz przeprowadzenie operacji kręgosłupa w odcinku szyjnym. Bardzo się boję, że ta operacja zupełnie pozbawi mnie sprawności. Wiem jednak, że bez niej stanę się niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Od lat ból utrudnia mi codzienne funkcjonowanie – każdego dnia zmagam się z silnymi bólami kręgosłupa, głowy, moje ręce drętwieją. Refundowana rehabilitacja to kropla w morzu potrzeb. Na prywatną rehabilitację nie mogę sobie pozwolić. Moja choroba generuje ogromne koszty, których nie jestem w stanie sama pokryć. Jeśli nie podejmę walki o swoją sprawność, w przyszłości pozostanie mi tylko wózek inwalidzki. Proszę, pomóż mi – tak bardzo nie chcę utracić sprawności, która mi pozostała! Los był już dla mnie wystarczająco okrutny... Zuzanna

1 369,00 zł ( 5.95% )
Still needed: 21 610,00 zł
Grigorij Czerniawski
Grigorij Czerniawski , 31 years old

Walczył o pokój... Teraz musi o własne życie! POMOCY!

Grigorij jest wyszkolonym żołnierzem, który walczył w obronie swojego kraju. Poświęcał życie, aby bronić ojczyzny. Ma szczęście, bo jako jeden z nielicznych – przeżył. Trwa wyczerpująca walka o powrót do sprawności i zdrowia... Pomożesz? W trakcie działań wojennych, w wyniku wybuchu rakiety, zginęło wielu żołnierzy. Mój syn przeżył, ale odniósł poważne obrażenia całego ciała.  Trzy tygodnie przebywał w śpiączce, nie oddychał samodzielnie. Przez większość czasu jego pobyt w szpitalu polegał na podtrzymywaniu funkcji życiowych. Umierałam ze strachu... Na szczęście z czasem jego stan się ustabilizował i można było stopniowo wprowadzić rehabilitację. Syn przebył bardzo długą drogę – pobyt na oddziale neurologii, intensywnej terapii i w zakładzie opiekuńczo – leczniczym. Nie poddał się ani przez chwilę, wytrwale walczy o życie... Niestety wyniki badań nie są pocieszające... Wykazały, że połowa mózgu Grigorija nie funkcjonuje. Synek uspokaja się i reaguje jedynie na obecność bliskich. Krzyczał i płakał na wspomnienia o wybuchach bomby.   27 lipca 2023 roku Grigorij trafił do zakładu opiekuńczo – leczniczego. Rehabilitanci robią wszystko, żeby postawić mojego syna na nogi. Jest to jednak zakład dla starszych osób, więc nie ma tam odpowiednich technologii, żeby zajmować się rehabilitacją Grigorija. Pracownicy zakładu doradzili mi, żeby zwrócić się do centrum Donum Corde. Jest tam miejsce dla mojego syna, ale nie jestem w stanie opłacić sama choćby miesiąca pobytu… Aby Grigorij mógł, chociaż w jakimś stopniu, wrócić do swojego dawnego życia, niezbędna jest dalsza, intensywna rehabilitacja i leczenie. Zrobię wszystko, by uratować jego życie, ale potrzebuję Waszej pomocy... Wiem, że Wasze serca mają ogromną moc. Potrafią sprawić, że dzieją się cuda. Nam taki cud jest bardzo potrzebny! POMOCY! Mama Grigorija

5 010,00 zł ( 5.94% )
Still needed: 79 219,00 zł