Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Aneta Bzinkiewicz
Urgent!
Aneta Bzinkiewicz , 52 years old

Trwa nierówna walka Anety z GLEJAKIEM❗️Potrzebne kosztowne leczenie❗️

To wszystko potoczyło się tak szybko… Wakacyjny wyjazd z rodziną do Chorwacji w ciągu zaledwie paru godzin zamienił się w koszmar. Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu głowy… Początkowo podejrzewaliśmy udar, lecz po przewiezieniu mamy na SOR, usłyszeliśmy jeszcze bardziej wstrząsającą diagnozę. NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY MÓZGU! Nasz świat się załamał… Z powodu obrzęku mózgu normalny powrót do Polski groził śmiercią. Musieliśmy natychmiast opłacić prywatny transport medyczny. Jego koszt sięgnął bez mała 20 tysięcy złotych. Aneta przeszła w Polsce pilną operację usunięcia nowotworu mózgu. Mimo to nasze problemy się nie skończyły i każdy dzień to walka o życie naszej mamy. Udało się usunąć guza w całości, jednak według lekarzy w każdej chwili może zacząć odrastać i to ze zdwojoną siłą. Już teraz wiemy, że radio i chemioterapia to za mało, a niestety metody leczenia w Polsce na tym się kończą. Aby wydłużyć życie mamie, szukamy różnych metod leczenia za granicą. Istnieją nierefundowane terapie urządzeniem Optune oraz immunoterapia, a także leki wspomagające chemioterapię, które mama musi zacząć przyjmować jak najszybciej. Niestety ich koszt przewyższa nasze możliwości! Mimo śmiertelnej choroby staramy się żyć, cieszyć się każdym dniem i stawić czoła diagnozie 15. miesięcy życia. Mama ma ogromną wolę walki i chęci do życia, chce doczekać wnuków i wychować jeszcze niepełnoletniego syna Stasia. Choć ciężko prosić nam o pomoc, bez Waszego wsparcia nie damy rady sfinansować tak drogiego leczenia! Aneta to pełna życia, radości i otwartości na drugiego człowieka kobieta. Każdy, kto ją zna, wie, że dobro innych zawsze stawia nad swoje. Nawet w natłoku zajęć i pracy zawsze znajduje dla nich czas. Teraz to ona potrzebuje naszej uwagi i pomocy! Każdy może pomóc, możesz i Ty! Wierzymy, że dobro, które okazujemy drugiemu człowiekowi – wraca do nas z podwójną mocą! Dzieci Anety – Zuzia i Staś ➡️ Licytacje dla Anety- razem pomóżmy jej wygrać walkę o życie 🩵

122 610,00 zł ( 9.6% )
Still needed: 1 153 986,00 zł
Ryszard Błędzki
Ryszard Błędzki , 39 years old

Dramatyczny wypadek w stoczni❗️Rysiek spadł z wysokości 10 metrów, ratunku!

25 maja zdarzył się tragiczny w skutkach wypadek... Rysiek podczas pracy spadł z rusztowania w stoczni, z wysokości 10 metrów… Cudem udało się go uratować. Dzięki Wam mógł zacząć rehabilitację, wciąż jednak bardzo potrzebna jest pomoc... Błagamy o wsparcie, bo tylko dzięki niemu życie Ryśka może się odmienić. Inaczej na zawsze będzie więźniem niedziałającego ciała... Jedna chwila, sekunda, mrugnięcie okiem. Tyle wystarczyło, aby życie Ryśka zostało przerwane… Mało brakowało, a mój syn spotkałby się ze śmiercią. Przeżył cudem. Wypadek, jaki spotkał go w pracy, zaważył jednak o przyszłości i dalszym życiu mojego dziecka… Rysiek pracował w stoczni. To był 25 maja, dzień co dzień. Rano syn pojechał do pracy… W najgorszych koszmarach nikt z nas nie przypuszczał, że już z niej nie wróci, że to ostatni raz, kiedy stoi na nogach i porusza się samodzielnie… O 13.30 przyszła do niego śmierć. Kiedy dowiedziałam się o wypadku, ziemia osunęła mi się spod nóg… Świat przestał na chwilę istnieć, mimo że naprawdę trwał… Umierałam ze strachu, co będzie z moim synem, czy przeżyje? Rysiek był nieprzytomny. Ze stoczni zabrał go helikopter medyczny… Stan syna był bardzo ciężki. Przeżył cudem. Doznał jednak przerwania rdzenia kręgowego i wielu poważnych obrażeń, w tym głowy. Z dnia na dzień moje dziecko przestało chodzić i mówić. Przestało normalnie żyć… Jako matka, zawsze byłam szczęśliwa i dumna, że moje dzieci są samodzielne i doskonale radzą sobie w życiu. Mogłam na nie liczyć w każdej sytuacji. Teraz gdy moje dziecko jest w potrzebie, nie mogę go opuścić! Upadek był bardzo nieszczęśliwy... Wskutek bardzo licznych obrażeń i przerwania rdzenia kręgowego Rysiek został sparaliżowany oraz utracił zdolność logicznego myślenia. Człowiek zawsze uśmiechnięty, kochający życie, taniec, przepełniony marzeniami nagle został więźniem własnego ciała i umysłu... Rysiu potrzebuje rehabilitacji, to dla niego jedyna szansa. Bardzo dziękujemy za ogromne wsparcie poprzedniej zbiórki. Dzięki niej Rysiek miał szansę przebywać w profesjonalnym ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie uczynił duże postępy. To spowodowało, że na jego twarzy wreszcie zagościł uśmiech. Udało się także zakupić dla niego wózek, który sprawił mu wiele radości - przestał być więźniem łóżka. Nie mamy niestety środków na dalszą rehabilitację Rysia... Pieniądze, które zebraliśmy dzięki poprzedniej zbiórce, już się skończyły... Jestem zrozpaczona i bardzo boję się, że postępy, które Rysiu poczynił, cofną się... Niestety bez rehabilitacji nastąpi regres. Jeśli tylko chcesz i możesz - błagam, pomóż w zbiórce na jego rehabilitację... To dla Ryśka szansa, aby samodzielnie się poruszać, żyć na wózku. Z Ryśkiem jest  kontakt, mówi nawet bardzo dużo, czasami w swoim świecie, ale czasami mądrze i rzeczowo.Uciekł śmierci, a teraz potrzebuje naszej pomocy i wsparcia. Rysiek uciekł śmierci, ale teraz potrzebuje pomocy i wsparcia. Tylko intensywna i regularna rehabilitacja jest w stanie poprawić jego stan. Tylko że jej koszty są ogromne. Mnie, emerytki nie stać na zapłacenie za takiej sumy. Proszę Cię, wręcz błagam o pomoc! Wspólnie przywróćmy Ryśkowi nadzieję, że jeszcze będzie lepiej…  

5 201,00 zł ( 9.58% )
Still needed: 49 055,00 zł
Justyna Szatkowska
Justyna Szatkowska , 50 years old

Mam dla kogo walczyć! Jak najszybciej muszę otrzymać rehabilitację!

Skutki wypadku z przeszłości są ze mną do dzisiaj. Uraz czaszkowo-mózgowy diametralnie zmienił moje życie. Kilka lat temu dzięki Waszej pomocy udało mi się przetrwać pierwszy etap mojej walki o zdrowie i sprawność. To jednak nie rozwiązało moich problemów, które trwają nadal! Lista trudności jest długa. Z każdym dniem jest mi coraz ciężej. Leczenie, rehabilitacja, leki stały się moimi stałymi elementami dnia. Mimo wszystko ciągle potrzebuję pomocy… Rozwinęła się dyskopatia kręgosłupa w odcinku lędźwiowym oraz szyjnym. W pierwszym przypadku konsekwencją jest ogromny ból związany z rwą kulszową. Znacznie większe komplikacje występują jednak w drugim przypadku.  Dyskopatia w odcinku szyjnym spowodowała duże problemy z prawą ręką. Nie chodzi tylko ból, ale o szereg dodatkowych utrudnień! Ręka jest słaba, często mi drętwieje. Jedyne, co mogę zrobić, to samodzielnie się ubrać. Gotowanie, przygotowanie posiłków jest już poza moim zasięgiem!  Doszło także do zwyrodnienia kolan. Aż boję się pomyśleć, jeżeli moje poruszanie także będzie znacząco ograniczone!  Codziennie biorę masę leków, bez których mój osłabiony organizm nie mógłby prawidłowo funkcjonować! Czasem mam wrażenie, że w moim pudełku na tabletki jest już coraz mniej miejsca.  Nadal jestem jednak wytrwała i zdecydowana, aby kroczyć taką drogą, która zwiększy moją sprawność! Mam dla kogo to robić – dla mojej ukochanej nastoletniej córki! Nasze losy tak się potoczyły, że wychowuję ją samotnie. Obie jednak się nie poddamy, bo mamy siebie! Pragnę prosić Was o pomoc. Potrzebuję bardzo intensywnej rehabilitacji i pomocy w opłaceniu wszystkich kosztów związanych z moim leczeniem. Wszystko komplikuje fakt, że w mojej miejscowości dostęp do tak profesjonalnej pomocy jest ograniczony. Zmuszona jestem dojeżdżać do innych miast, a to generuje kolejne koszty. Potrzebuję Was! Już doświadczyłam, że z Wami dzieją się rzeczy niemożliwe!  Justyna

3 169,00 zł ( 9.58% )
Still needed: 29 906,00 zł
Aneta Balcerzak
Aneta Balcerzak , 40 years old

Pomóż mi wrócić do dawnego życia!

Mam na imię Aneta i mam 38 lat. W 2016 roku mój świat wywrócił się do góry nogami. Jak dotąd, myślałam, że nieodwracalnie. Dziś pojawiła się nadzieja dla mnie. Nadzieja na powrót do sprawności i samodzielności. Bardzo nie chciałabym jej zaprzepaścić, dlatego potrzebuję Waszej pomocy.  W 2016 roku zaszłam w ciążę. Niestety był to okres, w którym przyjmowałam silne leki pomagające mi w leczeniu nerwicy lękowej. Gdy tylko dowiedziałam się o tym, że noszę w sobie maleństwo, skonsultowałam się z psychiatrą. Wspólnie zaplanowaliśmy stopniowe wyłączenie leku, który mógłby prowadzić do nieodwracalnych skutków.  Początek ciąży znosiłam naprawdę źle. Codziennie męczyły mnie nudności, dużo wymiotowałam, nie mogłam jeść. To doprowadziło do odwodnienia. Byłam bardzo osłabiona, dlatego moi rodzice postanowili wezwać karetkę. Trafiłam do szpitala. Niestety pomimo rozmów i zapewnień o konsultacji z psychiatrą, odstawiono lek z dnia na dzień. Wkrótce zastąpiono go innym, który miał być bezpieczniejszy.  Niestety, tak szybkie odstawienie leku i zamienienie go na inny, doprowadziło do opłakanych skutków. Zaczęłam tracić czucie i świadomość. Miałam problemy z oddychaniem, dlatego postanowiono wspomagać mnie respiratorem. I tak do końca ciąży, przez kolejne miesiące przebywałam w szpitalu, tracąc świadomość i władzę w ciele. Wkrótce okazało się, że doznałam porażenia czterokończynowego.  Przez kolejne miesiące, nie było ze mną kontaktu. Byłam sparaliżowana. Moja córeczka urodziła się z afazją. Po porodzie przebywałam w domu pod opieką moich rodziców, którzy zatroszczyli się również o moją córkę. Po kilku latach braku świadomości nagle zaczęłam ją odzyskiwać. To był cud.  Najbliżsi zabrali mnie na konsultacje z dawnym psychiatrą. Okazało się, że leki, które przyjmowałam dotychczas, były powodem mojego stanu. Postanowiliśmy o ich stopniowym wykluczeniu i powrocie do poprzednich. Od tego momentu zauważam naprawdę dużą poprawę.  Zaczęłam odzyskiwać pamięć, myślę sprawniej, mogę już siadać, ale nie  potrafię jeszcze podnieść się z łóżka. Dla mnie to ogromne kroki milowe. Chciałabym, aby było ich więcej, jednak to będzie możliwe tylko dzięki systematycznej i regularnej rehabilitacji. Niestety, ta refundowana jest za rzadko, a ta prywatna bardzo kosztowna. Dlatego zbiórka i Wasza pomoc są więc dla mnie ostatnią nadzieją na powrót do dawnego życia. Bardzo chciałabym móc samodzielnie opiekować się córeczką. Proszę, pomóżcie mi spełnić to marzenie! Aneta Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową 

2 038,00 zł ( 9.57% )
Still needed: 19 239,00 zł
Mateusz i Łukasz Szmyd
Mateusz i Łukasz Szmyd , 3 years old

Dwaj bracia walczą o własną sprawność. Bliźniaki potrzebują Twojej pomocy!

Mateusz i Łukasz urodzili się zdecydowanie za wcześnie, bo w 23. tygodniu ciąży! Okazało się, że szew na szyjce macicy, który miał pomóc, nagle zaczął puszczać… W końcu doszło do zakażenia wewnątrzmacicznego. Zagrożone były 3 życia – bliźniaków oraz moje, ich matki.  Wydarzyła się historia jak z najgorszego koszmaru. W drugiej dobie życia naszych dwóch synów miało wylew krwi do mózgu! Od porodu przebywali w szpitalu przez pół roku! Wtedy też zdiagnozowano te wszystkie choroby: mózgowe porażenie dziecięce, niedowład spastyczny, padaczkę. To było okropne. Nie mogliśmy zabrać naszych maleńkich dzieci do ich własnego domu! To był okres epidemii COVID-19. Panowały surowe restrykcje. Wizyty w szpitalu mogły trwać maksymalnie godzinę! Przez 6 miesięcy widzieliśmy nasze nowo narodzone dzieci raz dziennie, tylko przez 60 minut! Dla rodziców to straszne przeżycie. Chłopcy zostali wypisani, dopiero gdy mogli samodzielnie oddychać oraz poprawiła się praca serca i płuc, które po porodzie nie były w pełni rozwinięte.  Nadal jednak nie potrafili samodzielnie jeść, więc karmieni byli przez sondę. Nigdy wcześniej nie mieliśmy z nią do czynienia. Nie wiedzieliśmy, jak nakarmić własne dzieci! Stanęliśmy jednak na głowie, zapisaliśmy się na specjalistyczne szkolenie i opanowaliśmy tę medyczną wiedzę.  Bliźniaki były karmione sondą przez rok. Mateusz wcześniej mógł zostać od niej odłączony. Łukasz natomiast dopiero 2 miesiące temu… No właśnie… Stan zdrowia Łukaszka jest dużo gorszy. Syn ma czterokończynowe porażenie. Nie siedzi, nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie chodził. Przeszedł zdecydowanie więcej wylewów, które odcisnęły na nim duże piętno. Doszło m.in. do uszkodzenia nerwu wzrokowego.  Jesteśmy pod stałą kontrolą okulistyczną. Niezbędna jest też terapia wzroku. Proces diagnostyczny cały czas jednak jest w toku, więc nie wiadomo jak to się skończy. Istnieje ryzyko, że konieczna będzie operacja… Zarówno Łukasz, jak i Mateusz mieli zdiagnozowaną retinopatię. Zastosowano względem nich terapię laserem, a także wykonano zastrzyki prosto do oka! Wzrok Mateusza poprawił się, jednak nie pomogło to Łukaszowi… Mateusz ma troszeczkę mniej problemów, ale i one są poważne. Wylew uszkodził jego lewą półkulę mózgu, wobec czego doszło do prawostronnego niedowładu. Potrafi jednak utrzymać równowagę przy siedzeniu i to daje nam nadzieję.  Jesteśmy pod stałą kontrolą wielu lekarzy, zwłaszcza neurologopedy. Nasi synowie potrzebują specjalistycznej pomocy (rehabilitacji, terapii SI, terapii wzroku), a także sprzętu – pionizatora i ortezy.  Potrzeb jest dużo, niestety okazuje się, że nasz budżet domowy nie daje rady pokryć wszystkich kosztów. Oprócz bliźniaków jesteśmy także rodzicami trzech synów, którzy mają 8, 14 i 17 lat. To trudne dla nas wszystkich… Robimy naprawdę dużo dla naszych dzieci. Szukamy pomocy tam, gdzie się da. Konsultujemy się z wieloma specjalistami, aby dostosować jak najlepsze formy leczenia. Na przeszkodzie stoją nam tylko pieniądze… Będziemy wdzięczni, jeżeli pomożecie nam w tej ciężkiej walce o zdrowie bliźniaków!  Rodzice Mateusza i Łukasza  Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

15 278,00 zł ( 9.57% )
Still needed: 144 297,00 zł
Oluś Chrapek
8 days left
Oluś Chrapek , 3 years old

Wesprzyjmy Olka, by jego codzienność była choć trochę łatwiejsza!

Jestem mamą trójki dzieci, w tym 2-letniego Olusia, który zmaga się z autyzmem dziecięcym. Z ogromnym trudem przyszło mi pogodzenie się z diagnozą synka. Tak bardzo pragnęłam dla niego spokojnego i beztroskiego dzieciństwa. Tymczasem Oluś musi mierzyć się z wieloma przeszkodami… Synek uczęszcza na terapię wczesnego wspomagania rozwoju, terapię integracji sensorycznej, zajęcia logopedyczne i jest pod stałą opieką psychiatry. Mimo tylu przeciwności cieszy mnie, że syn nie traci pogody ducha, choć wiem, że trudno jest mu odnaleźć się w życiu społecznym. Oluś nie mówi, nie potrafi wskazywać palcem, nie reaguje na swoje imię, nie nawiązuje kontaktu z rówieśnikami i innymi dziećmi. Gdy ktoś go nie rozumie, szybko się denerwuje. Gdy synek jest ze mną w domu i chce mi coś pokazać, prowadzi mnie za rękę w dane miejsce lub po jakąś rzecz.  Dzięki dotychczas odbywanym terapiom zauważyłam już postępy w rozwoju emocjonalnym synka. Chętniej się przytula, zaczyna łapać ze mną kontakt wzrokowy. Poprawiły się również jego umiejętności motoryczne. Próbuje układać wieże z klocków, rysować kredkami. Wyraża też chęć wspólnej zabawy. Uwielbia spędzać czas bawiąc się piłką, samochodzikami, książkami i drewnianymi układankami. Olek zaczyna też coraz lepiej współpracować z terapeutami. Widzę, jak wiele udało mu się osiągnąć dzięki wszystkim zajęciom. Niestety, refundacji podlegają jedynie cztery godziny w miesiącu. Koszty zajęć prywatnych wiążą się z kolei z ogromnymi wydatkami. Właśnie dlatego zdecydowałam się poprosić Was o pomoc…  Każde zajęcia są dla nas bardzo ważne, jest to kolejny krok po lepsze jutro Olusia. Każdego dnia wierzę, że usłyszę kiedyś od synka tak długo wyczekiwane słowo „mama" i że Oluś będzie kiedyś samodzielnym chłopcem. Będziemy bardzo wdzięczni za każdą złotówkę, za każde przekazane 1,5% podatku oraz za każde udostępnienie naszej zbiórki! Dominika, mama Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

1 018,00 zł ( 9.56% )
Still needed: 9 621,00 zł
Jan Bernacik
Jan Bernacik , 11 years old

Jaś jest zamknięty w murach własnego świata - Twoja pomoc znów potrzebna!

Choroba dziecka nie jest moim problemem, ale system pomocy, czy też jego brak oraz stereotypy, dyskryminacja, pozbawienie mojego syna podstawowych praw jak choćby godność... Mój syn urodził się dziesięć lat temu i nic nie wskazywało o jego chorobie. W wieku czterech lat została mu postawiona diagnoza, która brzmiała jak wyrok – autyzm. Zostałam sama z ,,problemem”, ale nigdy się nie poddałam. Ogromną ilość czasu poświęciłam na poszukiwanie ludzi, którzy mogliby nam pomóc – lekarzy i  terapeutów. Podjęłam desperacką walkę o zdrowie mojego syna. Po kilku latach wyrzeczeń finansowych nastąpił ogromny przełom. Jesteśmy pod opieką cudownego lekarza, który dał nadzieję, że z autyzmem można walczyć.  Weszliśmy we współpracę z dietetykiem klinicznym. Jasio od roku przebywa na diecie przeciwhistaminowej. JEDNAK specjaliści, dieta, leki i suplementacja to koszty przekraczające kilka tysięcy miesięcznie... To gigantyczna dziura w budżecie. O podjęciu pracy zawodowej mogę pomarzyć, bo odbiorą mi prawo do świadczenia pielęgnacyjnego. Alimenty ojca dziecka nie pokrywają nawet 1/4 ponoszonych kosztów. Zwróciliśmy się o pomoc do MOPSu niestety nie spełniam wymogów – przekraczam próg dochodowy.  I tak mija kolejny rok z poczuciem bezsilności.  W akcie desperacji sprzedałam wszystkie wartościowe rzeczy, aby tylko móc kontynuować dalsze leczenie mojego dziecka. Pieniądze topimy w diecie, leczeniu oraz badaniach specjalistycznych. Pogodziłam się z losem, najważniejsze, aby mój syn odzyskał zdrowie. Gdybym tylko mogła, niestety... Miłością dzieci nie wyżywimy ani nie uleczymy. Moją intencją jest sprawić, by syn mógł żyć po swojemu, egzystować pośród innych ludzi, na równi. Życie napisało dla mnie jako matki scenariusz, którego nie przewidziałam, a który na zawsze ukształtował to, kim jestem – SILNĄ KOBIETĄ! W jednym jednak potrzebuję wsparcia. Proszę o pomoc finansową w dalszym leczeniu mojego syna... Tyle mogę dla niego zrobić, nie tracić nadziei!  Ilona, mama Jasia  

3 664,00 zł ( 9.56% )
Still needed: 34 634,00 zł
Michał Kołakowski
Michał Kołakowski , 15 years old

TĘTNIAK pękł w głowie mojego młodszego brata! Ratunku❗️

16 grudnia 2023 roku na zawsze pozostanie w pamięci mojej rodziny, chociaż wolelibyśmy wymazać to wspomnienie. To był zwyczajny wieczór i nic nie zapowiadało nadejścia tragicznych wydarzeń. Michał w jednej chwili jadł kolację i rozmawiał z mamą, a zaraz potem stracił przytomność i upadł! Brat został zabrany do pobliskiego szpitala, jednak jego stan był krytyczny. Lekarze podjęli decyzję o przetransportowaniu go helikopterem do Warszawy. Tam przeszedł badania i tomografię – okazało się, że w jego głowie pękł TĘTNIAK! Michał spędził dużo czasu na stole operacyjnym. Podczas badań wykryto u niego problemy z sercem i konieczny był dodatkowy zabieg. Na domiar złego, nerki brata także były w złym stanie. Na szczęście lekarzom udało się go ustabilizować, jednak przez bardzo długi czas przebywał w śpiączce… Michał nigdy nie miał problemów ze zdrowiem i na nic się nie skarżył. Przez to jego stan był dla nas jeszcze większym ciosem… Widok nieprzytomnego brata podłączonego do specjalistycznej aparatury będę pamiętać do końca życia. Wszyscy tak bardzo się o niego martwiliśmy! Po trzech miesiącach od tragicznych wydarzeń lekarze wybudzili Michała ze śpiączki. Od tamtego czasu każdy dzień to ciężka walka o jego powrót do sprawności. Mój brat codziennie uczestniczy w zajęciach rehabilitacyjnych, dzięki którym widzimy ogromną poprawę jego stanu! Dziś Michał jest już w stanie się z nami komunikować, powoli zaczyna też samodzielnie spożywać posiłki. Te postępy dają nam wielką nadzieję na przyszłość! Brat również nie traci wiary i chce walczyć, aby móc znowu chodzić! By tak się stało, będzie jednak potrzebować pomocy. Rehabilitacja i opieka specjalistów, a także niezbędne środki higieniczne są bardzo kosztowne. Nie mogę jednak pozwolić, by pieniądze były przeszkodą dla sprawności Michała! Proszę, pomóżcie mojemu bratu w walce o powrót do zdrowia! Tylko z Waszym wsparciem może wygrać! Martyna, siostra

3 047,00 zł ( 9.54% )
Still needed: 28 868,00 zł
Wiktoria Kopacz
Wiktoria Kopacz , 18 years old

16 lat to nie czas, na walkę o ŻYCIE! POMOCY!

Kochani Darczyńcy, dziękujemy, że pomagacie nam w tej niezwykle trudnej walce z chorobą! Nie jest łatwo, nadal potrzebujemy wsparcia…  Oto nasza historia: Dziś już wiem, że czegokolwiek bym nie zrobiła, nie dałabym rady zmienić przyszłości, która była nam pisana. Dbałam o siebie, jak mogłam, celebrowałam każdy dzień ciąży, odliczałam dni, do naszego szczęśliwego spotkania już po drugiej stronie brzuszka. Co poszło nie tak? Czy jeszcze kiedyś przestanę się bać o Wiktorię?  Moja córka przyszła na świat 16 lat temu. Złożona wada serca DORV spowodowała, że przez te wszystkie lata, niemal każdego dnia spotyka się z ograniczeniami trudnymi do pokonania. Wiki musi być pod stałą opieką. Zdarza się, że jest w stanie spoczynku, leży lub siedzi i po prostu traci przytomność. Jej rytm serca jest zbyt wysoki, mimo że nie jest w tym momencie aktywna fizycznie. Lekarze, po wielu takich incydentach zadecydowali, że konieczne jest wszczepienie kardiowertera – defibrylatora, który ma monitorować pracę serca i… ratować życie. Urządzenie w momentach kryzysowych, ma uspokoić i spowolnić jego pracę.  Córeczka każdego dnia mierzy się z wieloma ograniczeniami, które sprawiają, że jej codzienność jest bardzo trudna. Do szkoły zaprowadzam ją ja, w placówce musi być pod stałą opieką, nie może poruszać się sama, bo w każdej chwili jej stan może się pogorszyć. Po lekcjach nie może wrócić do domu, musi poczekać, aż ją odbiorę. To 16-letnia, dojrzewająca dziewczyna, która ze względu na swoją chorobę, całkowicie pozbawiona jest życia towarzyskiego i młodości.  Co będzie dalej? Tego nie wiem… Wiktoria ma wstawioną zastawkę biologiczną Melody, która, póki co, spełnia swoje funkcje. Niestety, gdy leczenie Wiktorii przestanie przynosić efekty, konieczny będzie przeszczep serca… Nasz cichy anioł stróż, który został wszczepiony pod skórę córeczki, jest w stanie uratować jej życie. Niestety poza tym, musimy codziennie mierzyć krzepliwość krwi aparatem Micropoint, lecz paski niezbędne do wykonania badania są niezwykle drogie. Ja, ze względu na konieczność stałej opieki nad córką, nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy.  Każdego dnia, w każdej sekundzie, martwię się o zdrowie Wiktorii… Pogodziłam się już z losem, choć nadal staram się wierzyć i marzyć, że córka będzie jeszcze w stanie samodzielnie, normalnie funkcjonować. W szczęściu i zdrowiu… Bardzo proszę, wesprzyj nas, daj nadzieję, która będzie silniejsza niż choroba! Anna - mama Wiktorii

746,00 zł ( 9.54% )
Still needed: 7 067,00 zł