Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mikołaj Stadler
Mikołaj Stadler , 3 years old

Mikołaj wywalczył życie! Wciąż trwa walka o zdrowie!

Dziękuję za okazane wsparcie! Dzięki Wam udało się zebrać pieniądze potrzebne na turnus! Mikuś potrafi teraz ułożyć nóżki, jakby chciał zacząć pełzać! To jednak dopiero początek naszej drogi. Dlatego znów zwracam się z prośbą o pomoc. Nasza historia: Mikołaj w każdej chwili mógł odejść. Tak powiedzieli nam lekarze. Nie tego spodziewałam się jako świeżo upieczona mama. Łzy same ładowały się do oczu, ale mimo to musiałam być silna.  W 26. tygodniu ciąży przyjęto mnie na oddział z powodu nadciśnienia. Przez tydzień byłam leczona pod tym kątem. W 31. tygodniu mój organizm nie wytrzymał, był na skraju wytrzymałości – wyniki badań wyszły krytyczne. Lekarz zadecydował o natychmiastowym cesarskim cięciu. Nie dostałam Mikołaja w objęcia. Został przewieziony do innego szpitala, a ja dochodziłam do siebie, walcząc zaciekle o zdrowie po krwotoku wewnętrznym do brzucha. Po 4. tygodniach byłam już w stanie regularnie odwiedzać synka. Niestety nie czekały na mnie dobre wiadomości. Mikuś przeszedł sepsę. Jego główka była w coraz gorszym stanie. Komory mózgu zaczęły się poszerzać do tego stopnia, że dostał wylewu. Wszystko działo się tak szybko… Przeszedł też operację wycięcia części jelit, gdyż były zajęte przez martwicze zapalenie. Dzięki wsparciu, które otrzymaliśmy, mogliśmy już skorzystać z turnusu rehabilitacyjnego i powoli, powoli widzimy efekty. Mikuś dalej nie chodzi, nie siedzi, nie raczkuje, nie łapie rączkami zabawek i sam nie jest w stanie jeść, ale kiedy leży, jest w stanie ułożyć nóżki do pełzania! Ten mały-wielki sukces to początek drogi. Jedynym ratunkiem wciąż jest rehabilitacja – intensywna i regularna. Stąd prośba o pomoc. Tylko z Waszą pomocą będę w stanie opłacić niezbędne godziny zajęć.  Z góry dziękuję za Twoje otwarte serce! Patrycja, mama Mikołaja

1 642,00 zł ( 10.57% )
Still needed: 13 890,00 zł
Izabella i Karol Komarniccy
4 days left
Izabella i Karol Komarniccy , 15 years old

Iza i Karol tak bardzo cierpią! Ale istnieje szansa na wyleczenie! Pomocy!

Dziękujemy, że jesteście z nami! W poprzedniej zbiórce udało się uzbierać całą kwotę na naszą córkę, Izę! Wiele wyników badań już mamy, kilka jeszcze przed nami - teraz czas na leczenie. Potrzebujemy jednak dalszego wsparcia, ponieważ choruje też nasz syn, Karol. Walka Izy również się nie kończy. Prosimy, wesprzyj nasze dzieci! Są takie dzielne! Historia Izy: Iza od wczesnych lat była dzieckiem chorowitym, stale na antybiotyku lub sterydach wziewnych. Mając 6 lat, przeszła ospę, po której przestała całkowicie gorączkować. Pojawiły się m.in. problemy z logiką, myśleniem matematycznym, pamięcią długotrwałą. Usłyszeliśmy najpierw – ADHD, a w ubiegłym roku – zespół Aspergera. W listopadzie 2021 roku Iza bardzo ciężko przeszła Covid-19. Dochodziło do utraty świadomości, olbrzymich bólów głowy, przeciągających się ponad miesiąc. Do tego zmiany na płucach, przewlekły kaszel i stan podgorączkowy. Od tego czasu utrzymują się coraz częstsze bóle głowy. Objawy występujące wcześniej zintensyfikowały się, doszła agresja, nadmierne pobudzenie. Iza ma problem z poprawnym wypowiadaniem słów, które zlewają się w jeden ciąg, a głośne dźwięki sprawiają ból. Zdarza się jej też tracić czucie i upadać... Trafiliśmy na wspaniałą mamę-naukowiec, która na własnej skórze przeszła ścieżkę, którą teraz podążamy. Wykonaliśmy zalecane badania i z WUM przyszedł wynik. Przeciwciała przeciwko móżdżkowi 1:100 – zapalenie mózgu. Oznacza to długo utrzymujący się proces zapalny.  W szpitalu na neurologii wykonano rezonans i EEG, ale odmówiono punkcji, tłumacząc się brakiem podstaw, skoro te dwa wyniki są dobre. Neurolog prowadząca córkę ze smutkiem powiedziała, że w całej Polsce będzie tak samo na każdym oddziale. Immunolog odesłała, tłumacząc, że nie może nic dla nas zrobić, bo to zadanie neurologów.  Zostaliśmy sami z postępującą neurodegeneracją córki. Każdego dnia musimy patrzeć, jak z uzdolnionej artystycznie dziewczynki ulatuje życie i cofają się funkcje poznawcze. Trafiliśmy pod opiekę cudownej lekarki, która walczy razem z nami. Wierzymy, że wdrożone leczenie pomoże naszej córce! Historia Karola: Karol od urodzenia miał problemy ze ssaniem piersi, przybieraniem na wadze, cierpiał na silne bóle brzuszka. Miał problem z nadmiernym napięciem mięśniowym – obracał się na bok mając dwa tygodnie. Każdy skok rozwojowy wiązał się z gorączkami, wybudzaniem w nocy i przeraźliwym płaczem.  Pomimo tych problemów zaczął mówić szybciej niż rówieśnicy, radośnie wydawał z siebie przeróżne dźwięki, a później szczebiotał. Niestety, po szczepieniu DTP zaczął się płacz mózgowy i absolutny regres w funkcjonalności. Z dziecka radosnego stał się chłopcem niechętnym do wszystkiego, mowa zanikła, pojawiły się stereotypie, fascynacja ruchem wirowym. Diagnoza, jaką usłyszeliśmy to autyzm.  Nie poddaliśmy się jednak i systematycznie wykonywaliśmy badania. Zaczęliśmy od genetyki - u Karola znaleziono cztery zmiany. Oprócz dwóch nieopisanych były to: niedobór odporności powiązany z gronkowcem złocistym i zaburzenie metaboliczne, które wstępnie powiązano z autoimmunologią, niedoborami odporności. Po wprowadzeniu leczenia nasz syn zaczął wracać! Pojawiły się pierwsze słowa, zaczął nas dostrzegać. Kolejne były badania w kierunku boreliozy i koinfekcji. Niestety przyniosły przykre wieści - u Karola bakterie i wirusy mają się jak w raju, jego organizm stoi otworem. Syn ma neuroboreliozę.  Wiele objawów uspokoiło się na dwa miesiące, lecz teraz zaczynają wracać. W związku z nawracającymi zapaleniami uszu i gardła dodatkowo wykonaliśmy wymazy. U synka wykryto patogeny, które infekują tylko osoby z osłabiona odpornością...  Jest nam naprawdę trudno. Koszty życia są ogromne, nasze oszczędności wyczerpały się. A przed nami jeszcze wiele badań i kosztownego leczenia. Nasze dzieci mają olbrzymią szansę na całkowity powrót do zdrowia! Pomóżcie nam zrealizować marzenie o szczęśliwym dzieciństwie Karola i zdrowej drodze w dorosłość dla Izy! Czas ucieka nieubłaganie… Bardzo prosimy o pomoc! Od naszych kroków zależy życie naszych kochanych dzieci. Rodzice Szacunkowa kwota zbiórki

3 371,00 zł ( 10.56% )
Still needed: 28 544,00 zł
Kamil Pyszyński
Kamil Pyszyński , 16 years old

MPD zdominowało życie Kamila! Pomóż!

Nie wiem ile razy zadawałam sobie to pytanie - czy w końcu przyjdzie czas, w którym będziemy mogli odetchnąć z ulgą? Czas, w którym los będzie po naszej stronie, a nie na odwrót. Do tej pory na każdym kroku czekały na nas jedynie przeszkody i trudności, które nieraz wydawały mi się nie do pokonania, a mimo to walczymy dalej i się nie poddajemy... Samotnie wychowuję dwoje nastoletnich dzieci - syna Kamila oraz młodszą córkę - Agatę. Kamil jest dzieckiem niepełnosprawnym. Choruje na mózgowe porażenie dziecięce i astmę oskrzelową. Syn musi regularnie przyjmować leki oraz odbywać inhalacje. Nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Potrzebuje pomocy przy wszystkich codziennych czynnościach. Kamil obecnie uczęszcza do placówki rehabilitacyjno-wychowawczej. Konieczna jest codzienna rehabilitacja nie tylko w szkole, ale też w domu. Nasze najpilniejsze potrzeby na ten moment obejmują zakup leków, wózka, specjalistycznego sprzętu do ćwiczeń oraz opłacenie turnusów. Kilka lat temu zdiagnozowano u mnie zaawansowany nowotwór. Musiałam przejść operację polegającą na usunięciu szyjki macicy, a następnie wycieńczającą chemioterapię. Dwa lata później, w 2020 roku, stwierdzono u mnie nowotwór płuc i przeszłam kolejną operację. Lekarze wycięli guz znajdujący się na lewym płucu. Po zabiegu musiałam odbyć dalsze leczenie, a obecnie jestem pod stałą opieką lekarzy i żyję w nieustannym strachu, że choroba wróci. Myślałam, że w końcu wszystko jest na dobrej drodze, że trwający kilka lat koszmar wreszcie się skończył, tymczasem, gdy udało mi się uporać z jedną bolesną niespodzianką, niespodziewanie przyszedł kolejny cios… W sierpniu tego roku zmarł mój partner. Zostałam sama z bólem po jego stracie i dwojgiem dzieci, które teraz wychowuję samodzielnie.  Jest nam bardzo ciężko, dlatego jeśli zechcesz nam pomóc, będę naprawdę wdzięczna. Każdy, nawet najmniejszy gest, jest dla nas szansą na lepsze jutro, światełkiem w tunelu, nadzieją na to, że poradzimy sobie z przeszkodami, które stoją nam na drodze. Koszty rehabilitacji, specjalistycznego sprzętu i środków medycznych są olbrzymie. Sama nie dam rady ich pokryć, ale z Waszą pomocą wierzę, że się uda!  Grażyna, mama

3 665,00 zł ( 10.53% )
Still needed: 31 123,00 zł
Nikola i Marcel Boruta
Nikola i Marcel Boruta , 8 years old

POMOCY! Musimy się dowiedzieć, co generuje tyle dolegliwości u naszych dzieci!

Nie jest łatwo zmierzyć się z informacją, że Twoje ukochane dziecko jest chore. A co kiedy okazuje się, że drugie też zmaga się z ciężkimi dolegliwościami? Żaden rodzic nie jest na to gotowy, szczególnie gdy lista problemów nie ma końca…  Mamy dwójkę wspaniałych dzieci – Nikolę i Marcela. Niestety łączy ich nie tylko wspólne nazwisko, miejsce zamieszkania czy geny, ale również fakt, że codziennie muszą się mierzyć z wieloma trudnościami!  Nasza córka Nikola ma stwierdzony autyzm, obniżone napięcie mięśniowe, hiperlordozę, wady postawy, zaburzenia SI, małogłowie, zaburzenia ośrodkowego układu nerwowego oraz podejrzenie neuropatii czuciowej. Córka niedosłyszy na prawe ucho, co bardzo utrudnia komunikację. Większość naszych rozmów odbywa się za pomocą kartek. Najgorsze są te okresy, kiedy jedyną jej reakcją na pytania jest kiwanie głową przecząco lub twierdząco…  Jest bardzo wycofanym dzieckiem, często zamyka się w swoim świecie… Problemy nie opuszczają także naszego syna Marcela. Lekarze zdiagnozowali u niego Zespół Aspergera, afazję ruchową, ADHD, zaburzenia słuchu centralnego oraz ekspresji mowy. Wielką trudność sprawia mu czytanie i pisanie. Tak samo, jak jego młodsza siostra, mierzy się również z obniżonym napięciem mięśniowym oraz licznymi wadami postawy.  Marcel, tak jak i jego siostra są dziećmi wysoko wrażliwym. U Nikoli objawia się to częstym płaczem, natomiast  u syna autoagresją…  Nie jest nam łatwo. Dzieci muszą być pod stałą opieką wielu specjalistów i korzystać z intensywnej rehabilitacji. Koszty terapii pokrywamy z dużym trudem z własnego budżetu. Ponieważ jest tego tak dużo, nie jesteśmy już w stanie opłacić badań genetycznych u naszych dzieci. Są one jednak konieczne, ponieważ dałyby odpowiedź, co generuje u nich tak wiele dolegliwości! Dlatego przychodzimy do Was z prośbą o pomoc. Chcemy zawalczyć o przyszłość Nikoli i Marcela, jednak sami nie damy rady! Wiemy, że dalej nie damy już rady sami mierzyć z wszystkimi trudnościami. Dlatego z całego serca – PROSIMY O WSPARCIE! Rodzice Nikoli i Marcela

1 681,00 zł ( 10.53% )
Still needed: 14 277,00 zł
Marta Staszczak
Marta Staszczak , 25 years old

Tragiczny wypadek odebrał mojej córce sprawność❗️POMOCY❗️

Marta to młoda, zawsze uśmiechnięta dziewczyna, z głową pełną planów. Zawsze dbała nie tylko o siebie, ale również o najbliższe osoby w swoim otoczeniu. Całym sercem kochała zwierzęta, szczególnie psy. Niezwykle cieszyło mnie, że w swojej pracy mogła obcować z tymi oddanymi zwierzętami. Córka pracowała w warszawskim salonie dla psów jako groomer. Uwielbiała swoje dotychczasowe zajęcie. Jej dziecięcym marzeniem było prowadzenie schroniska dla zwierząt. Niestety sytuacja, w której się znalazła, stawia ogromny znak zapytania nad jej dalszym życiem i planami… W lipcu 2024 roku doszło do koszmarnego zdarzenia! Marta podróżowała jako pasażer w samochodzie. Niestety doszło do wypadku, w którym dotkliwie ucierpiała. Cały impet uderzenia skumulował się na prawej stronie auta, gdzie siedziała moja córka… W samochodzie znajdował się również jej pies, który niestety nie wyszedł z tego cało. Nie udało się uratować jego życia… Pomoc dla Marty dotarła dopiero po chwili. Świadkowie zdarzenia zawiadomili pogotowie. Liczyła się każda minuta, udzielenie pomocy musiało nastąpić jak najszybciej. Próba transportu helikopterem medycznym niestety się nie powiodła, dlatego ostatecznie Marta została przetransportowana do szpitala karetką. Wypadek córki był dla mnie ogromnym ciosem. Modliłam się, żeby Martunia przeżyła. Tylko to się liczyło! Na szczęście po dłuższym czasie udało się ustabilizować jej stan zdrowia. Mogłam odetchnąć z ulgą, jednak nie na długo… Lekarze poinformowali mnie, że jej powrót do zdrowia może potrwać długie miesiące! W wypadku najbardziej ucierpiała prawa strona ciała Marty. Poza licznymi złamaniami największym problemem okazał się uraz głowy. W związku z tym córka boryka się z zaburzeniami pamięci krótkotrwałej. Obecnie przebywa w szpitalu w Lublinie na oddziale traumatologii i powoli nabiera sił na dalszą wyczerpującą walkę o swoje zdrowie i powrót do sprawności. Najważniejsze w tym momencie jest jak najszybsze rozpoczęcie rehabilitacji ruchowej oraz neurologicznej. Szpital zaleca pobyt w profesjonalnym ośrodku, gdyż jego skuteczność jest najwyższa. Dla córki zrobię wszystko, co możliwe, jednak wiem, że w pojedynkę nie dam rady. Śródki, jakimi dysponuję wystarczą może na miesięczny turnus. A już teraz wiem, że potrzeby Marty są dużo większe... Nie mogę pozwolić na to, żeby brak środków stał się problemem w drodze do odzyskania przez nią samodzielności! Błagam – wesprzyj Martę. Każda złotówka pomoże jej w tej żmudnej i kosztownej drodze! Jeśli tylko wyciągniesz do niej pomocną dłoń, będzie miała szansę zacząć od nowa! Grażyna, mama Marty

20 294,00 zł ( 10.53% )
Still needed: 172 409,00 zł
Marcin Kalbarczyk
Marcin Kalbarczyk , 41 years old

Pomóż mi odzyskać męża, a córeczce ukochanego tatę❗️

Lekarze myśleli, że to załamanie nerwowe. Wydali Marcinowi skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Dopiero po tygodniu okazało się, że pękł mu tętniak w mózgu… Mój mąż pracował jako mechanik. Miejsce pracy na tyle wygodne, że nad warsztatem mieszkają jego rodzice. Przychodził często do nich podczas przerwy na kawę, na obiad. Tego dnia jak zwykle pojechał do pracy. Po południu zadzwoniłam z zapytaniem, czy odebrał już naszą córkę ze szkoły. Dumna 7-latka chodziła już do pierwszej klasy. Odpowiedział, że nie, że kiepsko się czuje i jest bardzo zmęczony. Pomyślałam, że może jakiś gorszy dzień. Takie sytuacje się zdarzają. Po córkę pojechałam sama. Kilka godzin później zadzwoniłam znowu. Marcin powiedział, że leży w domu u rodziców. Źle się czuje i nie da rady wrócić do domu na noc. Zaczęłam się martwić. Nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Następnego dnia nadal spał. Niepokój wzrastał. Zaraz po pracy przyjechałam do teściów i zabrałam Marcina do naszego domu. Złe samopoczucie się utrzymywało. Bezsilna zadzwoniłam po karetkę. Ratownicy przyjechali, przeprowadzili podstawowe badania, ale nie zabrali do szpitala z powodu braku podstaw. Ja jednak nie odpuszczałam. Wiedziałam, że diagnoza musi być postawiona, więc pojechałam z Marcinem na izbę przyjęć. Wiesz już, co wydarzyło się dalej… Dostał skierowanie na oddział psychiatrii. Niestety przez 4  kolejne dni nikt się nim nie zajął, czego skutki są tak rozległe... Kiedy 23 września 2021 roku zrobiono Marcinowi tomograf głowy, zadzwonił z wiadomością, że ma tętniaka w mózgu. Zaniemówiłam. Wiedziałam! Wiedziałam, że coś się dzieje! Dlaczego tak późno zareagowali?! Ciężko mi wspominać te wydarzenia… Następnego dnia Marcin przeszedł operację w trybie pilnym. Na sali operacyjnej dostał udaru krwotocznego. Skutki operacji okazały się straszne! Głęboka afazja wraz z połowicznym prawostronnym niedowładem. Lekarze sugerowali mi całodzienną opiekę nad mężem. Nie dawali mu dużych szans na samodzielne funkcjonowanie. Nie chodził, leżał w łóżku szpitalnym, a porozumienie się z nim było wręcz niemożliwe. Walczymy już rok. Mąż jest w stanie się sam poruszać oraz porozumieć w dużo lepszym stopniu. Jednak prawa ręka, którą wykonywał swoją pracę, na ten moment jest praktycznie nieruchoma. Równie przykre jest to, że nie pamięta imienia swojej córeczki! Nie wie też, jaka choroba go dotknęła. Myśli i słowa mu uciekają. Widzę jak mu z tym ciężko. Rehabilitacja pochłania ogromne sumy. Wszystkie oszczędności wręcz rozpłynęły się podczas tego roku. Mówiąc wprost — Brakuje nam na kontynuowanie niezbędnej rehabilitacji. Niestety bez pomocy nie damy sobie już rady. Rehabilitacja przynosi powolne, jednak widoczne efekty, które pozwolą Marcinowi w pełni samodzielnie funkcjonować. Prosimy o wsparcie. Miesięczny koszt skutecznej rehabilitacji dochodzi do 25-30 tys. złotych... Dziękuję za każdą wpłatę! Kasia, żona Marcina *Kwota zbiórki jest szacunkowa.

33 579,00 zł ( 10.52% )
Still needed: 285 570,00 zł
Robert Nowiński
Robert Nowiński , 47 years old

Aby mieszkanie nie stało się pułapką bez wyjścia. Pomagamy Robertowi!

Zanim doszło do wypadku, który przekreślił całe moje dotychczasowe życie, byłem samodzielnym, pracującym człowiekiem, mającym pasje i plany na przyszłość. Pracowałem w wielu branżach, byłem dekarzem, mechanikiem, kierowcą samochodów ciężarowych, wyjeżdżałem również do pracy za granicę. Teraz, niestety nie jestem już w stanie poradzić sobie sam.  Mimo że od dnia wypadku minęło już kilka lat, mój ostatni dzień w pracy pamiętam doskonale. Poranek minął standardowo. Poranna kawa, śniadanie. Pojechałem do pracy, a jedna chwila nieuwagi sprawiła, że moje życie brutalnie odmieniło się raz na zawsze. Upadająca paleta przycisnęła mi obie stopy. Ból, który wtedy poczułem, jest nie do opisania. Koledzy, którzy mnie usłyszeli, natychmiast wezwali pomoc. Bardzo szybko trafiłem do szpitala. Kiedy się obudziłem, na sali byłem tylko ja i lekarz. Natychmiast przekazał mi druzgocące wieści. W wyniku zmiażdżenia amputowano mi część prawej i lewej stopy. Te słowa brzmiały jak wyrok. W jednej chwili zdałem sobie sprawę, że teraz wszystko się zmieni.  Dni mijały, a ja zamiast czuć się lepiej, nadal nie mogłem wstawać z łóżka. Cały czas zastanawiałem się co będzie dalej. Kiedy zacząłem przyzwyczajać się do myśli, że będę musiał sobie jakoś poradzić, mój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Niestety, z powodu moich innych chorób zaistniała konieczność kolejnej amputacji nóg, tym razem na wysokości podudzi.  Od czasu wypadku nie jestem w stanie poradzić sobie sam. Amputacja sprawiła, że potrzebuję opieki 24 godziny na dobę. Mam problemy z prostymi domowymi czynnościami takimi jak pranie, sprzątanie, przygotowywanie opału na zimę. Bardzo dużym utrudnieniem jest kotłownia, która znajduje się w piwnicy. Dopóki jest lato, nie mam problemów. Boję się zimy, która może spowodować, że w mieszkaniu warunki do życia będą nie do zniesienia.  Mój dom, który kiedyś był oazą, teraz jest dla mnie torem przeszkód nie do pokonania. Nie potrafię wjechać wózkiem do łazienki, żeby się umyć, wejście do wanny to dla mnie ogromny kłopot. Dom wymaga generalnego remontu, a przede wszystkim dostosowania go pod potrzeby osoby na wózku. Podłoga w korytarzu rozpada się, drzwi do pomieszczeń są dla mnie zdecydowanie za wąskie…  Chciałbym poczuć się wolny, chociażby we własnym domu. Bardzo proszę o pomoc w zebraniu środków na przystosowanie go do moich potrzeb. Bez tego jestem więźniem już nie tylko we własnym ciele, ale też we własnym domu. Zależy mi również na zakupie nowych protez. Obecne są już bardzo wysłużone i sprawiają mi więcej bólu niż pożytku. Kaleczą mi skórę, ranią i nie spełniają swojej roli. Nowe protezy ułatwią mi codzienne życie i sprawią, że znów będę czuł się samodzielny i potrzebny. Robert

6 100,00 zł ( 10.52% )
Still needed: 51 879,00 zł
Ewa Cybulska
Ewa Cybulska , 60 years old

Nadzieja na życie nie ma ceny... Pomóż mi!

Diagnozę "rak jajnika" poznałam 13 maja 2020 roku. Miałam szczęście, że pomimo pandemii po 7 dniach leżałam na stole operacyjnym. Moje życie z dnia na dzień zupełnie się zmieniło. Wspaniały Pan Profesor pomimo znacznego zaawansowania guza wyciął wszystko. Później była chemia i kilkanaście wlewów leku finansowanego przez NFZ. We wrześniu 2021 wznowa i kolejna chemia. W listopadzie 2022 roku początek następnej. Wtedy już musiałam poczekać na decyzję, jakie będzie leczenie. Po operacji usłyszałam od profesora, że raka jajnika trzeba traktować jak chorobę przewlekłą. I tego się trzymam. Staram się być "dzielna" i chyba mi się udaje... Nie poddaję się, szukam dodatkowych możliwości leczenia poza systemem. Niestety jest to bardzo kosztowne. Nasze rodzinne zasoby finansowe są na wyczerpaniu... Nie mam środków i nie mogę o nie sama powalczyć — choroba nie pozwala mi już na pracę.  Będę wdzięczna za pomoc w finansowaniu tego dodatkowego leczenia. Są to metody stosowane w wielu krajach, ale nie są finansowane przez NFZ. Pomożesz mi?  Ewa

2 290,00 zł ( 10.49% )
Still needed: 19 540,00 zł
Barbara Moczulska-Sulej
Barbara Moczulska-Sulej , 73 years old

Pijany kierowca potrącił Basię na pasach – pomóżmy jej wrócić do zdrowia!

Nasza Basia – kochana Żona, Mamusia, Babcia, Siostra, Koleżanka i Przyjaciółka. Zawsze wyrozumiała, cierpliwa i niesamowicie ciepła. Zawsze służyła dobrym słowem i wsparciem dla innych. Dobroć promieniowała od niej i przyciągała innych. Ostatnio spełniała się w roli Babci – takiej, która przytuli, otoczy opieką i bezwarunkową miłością, objaśni, na czym polega świat i zawsze znajdzie czas dla wnuków.  Jedna chwila zmieniła wszystko wywróciła jednak cały poukładany świat. Jedna chwila i kilka decyzji nieodpowiedzialnego człowieka... 27 kwietnia 2020 roku pijany kierowca z dużą prędkością potrącił Basię na przejściu dla pieszych. Nieprzytomna została przetransportowana śmigłowcem do szpitala na oddział intensywnej opieki. Doznała bardzo licznych złamań, w tym rąk, nóg, klatki piersiowej, kręgosłupa, miednicy, stłuczenia płuc oraz poważnego i rozległego urazu mózgowo-czaszkowego. Zapadła w śpiączkę... Wypadek miał miejsce w czasie, gdy szpitale były zamknięte dla odwiedzających. Spowodowało to, że długie tygodnie i miesiące spędzone samotnie w szpitalu, bez obecności najbliższych. Dzięki staraniom lekarzy wybudziła się ze śpiączki i odzyskała przytomność. Jednak liczne obrażenia spowodowały, że jest całkowicie zależna od innych. Od wypadku Basia nie chodzi, z pomocą innych może przemieszczać się tylko na wózku. Każdego dnia dziękujemy za to, że nadal jest z nami. Jednak poważny uraz mózgowo-czaszkowy utrudnia kontakt… A przecież jeszcze tak dobrze pamiętamy Basię sprzed wypadku. Rodzina zawsze była dla niej najważniejsza. Poza tym lubiła zajmować się ogrodnictwem – sadziła i z niezwykłą dbałością pielęgnowała kwiaty. Potrafiła odratować niemal każdy kwiat, który pod Jej skrzydłami rozkwitał. Kuchnia była jej żywiołem – lubiła gotować, nie tylko tradycyjnie. Eksperymentowała z nowymi potrawami i smakami. Jej soki, nalewki, konfitury miały rzesze fanów. Lubiła czytać i rozwiązywać krzyżówki. Otwarta na nowych ludzi i miejsca... Każdego dnia walczymy, aby chociaż cząstka dawnej Basi wróciła do nas, abyśmy mogli zobaczyć na jej twarzy uśmiech, porozmawiać. Tak ważne jest, aby pomóc jej pokonać strach, który wywołał wypadek, długie samotne miesiące spędzone w szpitalu oraz trudności związane z nową sytuacją. Tak bardzo ważne jest, aby powoli odzyskiwać dawną sprawność. Dlatego po ponad 5 miesiącach spędzonych w szpitalu konieczna jest dalsza specjalistyczna i niestety bardzo droga rehabilitacja.  Dlatego z całego serca prosimy, abyśmy mogli dalej walczyć o osobę, którą tak bardzo kochamy! Rodzina Basi

6 390,00 zł ( 10.48% )
Still needed: 54 568,00 zł