Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Hubert Tomaszewski
Pilne!
Hubert Tomaszewski , 26 lat

DRAMAT❗️PILNA operacja glejaka albo śmierć! Hubert ma dopiero 26 lat!

Był ślub, wesele, mnóstwo planów na życie! Pierwsza  praca w zawodzie. Wszystko układało się pięknie, tak jak powinno układać się, kiedy człowiek ma 26 lat! W ten wspaniały, niemal idylliczny świat, wdarła sie choroba – straszna, najgorsza jaką można było sobie wyobrazić! Na taki koszmarny scenariusz nikt nie był przygotowany... Hubert właśnie usłyszał diagnozę – rozlany glejak wielopostaciowy IV stopnia. Guz jest głęboko umiejscowiony w lewej półkuli i podczas operacji chirurgicznej całego guza nie można wyciąć. Jedyną szansą na usunięcie większości guza i oszczędzenie zdrowych tkanek mózgu jest w przypadku Huberta operacja nanotherm, która polega nie tylko na usunięciu guza, ale też na wprowadzeniu bezpośrednio do tkanek okalających nanocząsteczki tlenku żelaza, które następnie w serii zabiegów są nagrzewane za pomocą urządzenia Nanoactivator. Ta terapia powoduje trwałe uszkodzenie przetrwałych po zabiegu kom orek nowotworowych i sprawia ze przetrwale komórki raka są bardziej wrażliwe na radioterapię lub chemioterapię. Ta terapia w Polsce przeprowadzana jest jedynie w Klinice Neurochirurgii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Nanoterapia jest obecnie jedyną szansą na przeżycie chorym z takim typem guza, ale ponieważ terapia musi być rozpoczęta jak najszybciej, jedyną możliwością jest skorzystanie z niej prywatnie – koszt to 210000zł. Hubert ma 26 lat, niedawno skończył studia, rozpoczął pracę w zawodzie i ożenił się – w tej chwili nie może już pracować, bo prawa strona jego ciała jest sparaliżowana z powodu guza. Hubert i Edyta są młodym małżeństwem na starcie dorosłego życia i nie stać ich na pokrycie tak wysokich kosztów leczenia, a to dopiero początek! Po nanoterapii Nanotherm konieczna będzie immunoterapia, żeby zniszczyć pozostałe komórki glejaka - ta terapia jest wykonywana w Wojewódzkim Szpitalu w Sosnowcu i kosztuje 200 tys. zł. W tej chwili jedyną szansą na uratowanie życia i zdrowia Huberta jest jak najszybsze uzbieranie potrzebnej kwoty i wykonanie niezbędnych zabiegów nanoterapii i immunoterapii. Zegar tyka, im szybciej zbierzemy potrzebną kwotę, tym szybciej zapadnie decyzja o terminie zabiegów!

442 962,00 zł ( 92,52% )
Brakuje: 35 762,00 zł
Kamil Giedyk
Pilne!
Kamil Giedyk , 32 lata

32 lata to nie jest czas, żeby umierać... Czy zdążymy uratować Kamila? Mamy mało czasu❗️

Trudno zliczyć ilość przepłakanych godzin i nieprzespanych nocy — tyle ich było w ciągu dwóch lat od kiedy wiemy, że Kamil ma nowotwór złośliwy rdzenia kręgowego. Po ostatnim rezonansie okazało się, że guz odrasta. Trwa dramatyczny wyścig z czasem! Musimy już teraz opłacić operację albo będzie za późno! Kamil stracił już władzę w nogach, ale nie stracił nadziei! Pomocy! „30 lat to nie jest czas, żeby umierać” – wyobraź sobie usłyszeć te słowa z ust własnego dziecka, które zawsze było okazem zdrowia. Człowiekiem, którego wszędzie było pełno, zarażającym wszystkich swoim poczuciem humoru i pozytywnym podejściem do życia. Diagnoza nowotworu złośliwego przewróciła nasze życie do góry nogami.  Teraz pojawia się NADZIEJA! Klinika w Kluczborku podejmie się operacji mojego ukochanego syna, ale musimy działać już teraz! Termin został wyznaczony na 10 marca, a do zebrania mamy 200 tysięcy złotych! Sami nie damy sobie rady, a jeśli operacja nie dojdzie do skutku, to w ciągu najbliższych miesięcy Kamil nie będzie w stanie wstać z łóżka nawet z pomocą innych osób… Tak bardzo się o niego boję, ale wiem, że muszę walczyć o syna z całych sił! Wszystko zaczęło się od problemów z chodzeniem i utrzymaniem równowagi, potem doszedł niedowład prawej ręki. Syn dostał skierowanie na oddział neurologii w celu poszerzenia diagnostyki. Wykonano diagnostykę obrazową i laboratoryjną. Diagnoza, którą usłyszeliśmy, zwaliła nas z nóg – nowotwór rdzenia kręgowego o nieokreślonym charakterze. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie.  Kamil przeszedł operację guza śródrdzeniowego w odcinku szyjnym. Niestety nie udało się go usunąć w całości, a na domiar złego kilka godzin po zabiegu wystąpił niedowład czterokończynowy! Po badaniu okazało się, że syn ma krwiaka! Natychmiast doszło do kolejnej operacji i Kamil zaczął odzyskiwać czucie w kończynach. Podczas operacji pobrano wycinek, który pozwolił na postawienie ostatecznej diagnozy: nowotwór złośliwy rdzenia kręgowego, nerwów czaszkowych i innych części ośrodkowego układu nerwowego. Kamil przeszedł 6-tygodniową radioterapię, jego stan był stabilny. W grudniu 2023 pojechał na turnus rehabilitacyjny do Gdańska. Na miejscu rehabilitant stwierdził, że syn wcale nie jest w złej kondycji i, że dobrze rokuje. Dało nam to ogromną nadzieję, na to, że Kamil będzie samodzielny. Wreszcie wyszło słońce! Syn wrócił z turnusu pełen nadziei, wierzył, że teraz będzie już tylko lepiej, spacerował i ćwiczył w domu z siostrą, która skończyła kurs fizjoterapii. I wtedy stało się najgorsze… Podczas jednego ze spacerów dostał paraliżu prawostronnego i upadł. Od tamtej chwili nasze życie zamieniło się w koszmar. Syn jest w tak złym stanie, że nie może sam iść do toalety! Żaden lekarz do tej pory nie chciał podjąć się usunięcia guza. Odbijaliśmy się od drzwi. Słyszeliśmy, że jeśli syn podda się operacji, to pozostanie osobą leżąca, bez kontaktu. Kamil stracił nadzieję i chęci do życia. W tej chwili przebywam na zwolnieniu lekarskim, ponieważ syn wymaga całodobowej opieki, a mam jeszcze młodszego 12-letniego syna, który mnie potrzebuje i nie do końca rozumie powagę sytuacji. Cały czas pyta, dlaczego jestem smutna i płaczę…  Nigdy nie myślałam, że będę musiała prosić o pomoc, ale w tej chwili nie mam wyjścia. Wierzę w to, że są jeszcze na świecie dobrzy ludzie, którzy pomogą nam w tej nierównej walce z nowotworem. Syn ma poniżej 5% komórek nowotworowych, co daje duże szanse na całkowity powrót do sprawności, ale musimy uzbierać potrzebne pieniądze, bo czas ucieka, a straciliśmy go już za dużo. Z całego serca proszę o pomoc i modlitwę za mojego ukochanego syna!                                           Aneta, mama ➡️ Grupa licytacyjna dla Kamila

216 298,00 zł ( 92,41% )
Brakuje: 17 745,00 zł
Adam Sztangret
Adam Sztangret , 21 lat

Wypadek, który zmienił wszystko - ratujemy zdrowie Adama!

Dla wielu z nas 6 grudnia przywodzi na myśl świąteczny klimat, radosne chwile związane z otrzymywaniem i obdarowywaniem najbliższych drobiazgami. Jednak ten dzień już do końca życia zostanie zapisany w pamięci Adama i jego rodziny, jako chwile ogromnego bólu, smutku i strachu o życie. Nic nie zwiastowało, że może stać się tragedia… Adam, jak co dzień wracał samochodem z pracy. Jednak nie było mu dane dojechać do domu… W drodze powrotnej doszło do zderzenia z drugim pojazdem. Skutki tego wypadku okazały się dla Adama bardzo poważne. Przez wypadek komunikacyjny Adam stracił sprawność. Aktualnie przebywa na oddziale intensywnej terapii w jednym z wrocławskich szpitali. Wiemy jednak, że po wyjściu ze szpitala konieczna będzie intensywna rehabilitacja, która pomoże mu odzyskać sprawność. Na Adama czekamy wszyscy — rodzina, ukochana, przyjaciele… Jest to ogromna motywacja w walce o poprawę swojego zdrowia. Adaś to wesoły, uśmiechnięty i wartościowy młody człowiek — nie da się go nie lubić. Jest uczynny, zawsze chętny do pomocy każdemu. Konsekwentnie dąży do wyznaczonych celów, nie poddaje się mimo napotykanych przeszkód. Mamy nadzieję, że ta dobra energia wróci do niego ze zdwojoną siłą. Mamy pełną świadomość, iż Adaś po wyjściu ze szpitala będzie musiał poświęcić długie miesiące, aby wrócić do pełni sił. Sami jednak nie damy rady pokryć wszystkich kosztów z tym związanych, dlatego zwracamy się o pomoc. Prosimy o wsparcie w sfinansowaniu leczenia i rehabilitacji Adama. Przed nim jeszcze całe życie i plany, które pragnie zrealizować w przyszłości. Chciałby kontynuować swoje pasje, podróżować, poznawać nowe miejsca u boku ukochanej osoby. Dziękujemy Ci za każdy gest wsparcia. Rodzina

163 261,00 zł ( 92,23% )
Brakuje: 13 739,00 zł
Borys i Bruno Wieczyńscy
Borys i Bruno Wieczyńscy , 17 miesięcy

Bliźniaki walczą z podstępną chorobą... Borys i Bruno potrzebują Twojej pomocy!

Dziękujemy Wam za pomoc, którą okazaliście przy poprzedniej zbiórce! To dzięki Wam udało się opłacić leczenie, rehabilitację i zapewnić chłopcom wsparcie medyczne! Prosimy, jeszcze raz otwórzcie swoje serca! Borys i Bruno nie mają w życiu łatwo. Dzięki Wam będziemy mogli zapewnić im wszystko, czego potrzebują! Nasza historia Borys i Bruno to bracia-bliźniacy. Wcześniaki, które urodziły się w 34. tygodniu ciąży. Pierwsze 1,5 miesiąca życia spędzili na oddziale neonatologicznym – najpierw na OIOM, później na oddziale opieki ciągłej. Przeszli niemało. Byli wspomagani oddechowo, poddano ich wielu badaniom. Okazało się, że chłopcy chorują na przewlekłą, podstępną chorobę oczu - zapalenie błony naczyniowej oka lewego! Synowie są też po operacji zaćmy wikłającej, przez co nie posiadają w oczkach soczewek. Z tego powodu każdy z nich musi nosić soczewkę kontaktową/okulary i używać specjalistycznych plastrów do zasłaniania zdrowego oka. Wszystko po to, żeby stymulować widzenie, które w chorych oczkach jest bardzo słabe. Nasze skarby wymagają regularnych wizyt u okulistów (w tym w Warszawie), optometrysty, ortopedy. Konieczna jest też rehabilitacja wzrokowa oraz zakup różnego rodzaju środków medycznych, m.in. specjalistycznych plastrów na oczko, soczewek, okularów (wymiana szkieł i oprawek). Ponadto, u Bruna postępuje opóźnienie w rozwoju ruchowym. Jesteśmy w trakcie licznych konsultacji lekarskich, badań oraz rehabilitacji. Według ortopedy syn prawdopodobnie cierpi na porażenie splotu barkowego. Mimo że ma prawie rok, wciąż nie raczkuje, nie siedzi, nie wstaje, a jedynie nieudolnie pełza… Ma również przykurcz dłoni oraz palca u stopy - musi nosić ortezę oraz regularnie ćwiczyć.  Wspomaganie rozwoju naszych synów wymaga nie tylko ogromnego zaangażowania, ale także - a może przede wszystkim - dużych sum pieniężnych… Liczne wizyty i konieczne zaopatrzenie medyczne generują wysokie koszty.  Pragniemy zapewnić dzieciom to, czego potrzebują, aby miały szansę na poprawę ich stanu zdrowia. Dlatego zwracamy się z ogromną prośbą o wsparcie naszej zbiórki, abyśmy mogli ze spokojną głową odetchnąć, wiedząc, że wystarczy nam środków na najbliższe miesiące działań na rzecz ich zdrowia. Bardzo dziękujemy za okazane serce i wsparcie! Rodzice

29 385,00 zł ( 92,07% )
Brakuje: 2 530,00 zł
Michał Kiersnowski
Michał Kiersnowski , 5 lat

Michał ma w sobie dużo siły! To jednak nie wystarczy...

Nasz kochany syneczek przyszedł na świat 4 lata temu. Nasza radość miesza się jednak z rozpaczą… Michałek długo nie mówił. Często, na naszych oczach, zmieniało się także jego zachowanie. Mieliśmy wrażenie, że „ucieka” w swój świat, który dla nas nie jest dostępny...  Pod koniec 2022 r., po licznych badaniach, pojawiła się diagnoza. Od tamtej pory wiedzieliśmy, gdzie leży źródło problemów i jak można je rozwiązywać. Za wszystkim stoi bowiem autyzm atypowy.  U synka stwierdzono także przekroczone wartości metali ciężkich, które trzeba jak najszybciej usunąć z jego organizmu. Michałek jest już po drugiej sesji leczenia, w sumie ma mieć ich 50! Za każdym razem mocno je przeżywa i bardzo się ich boi. Synek jest bardzo pogodnym dzieckiem, uwielbia się uczyć czego efekty widzą wszyscy dookoła! To daje nam dużo nadziei! Zależy nam, aby Michał pojechał na turnus rehabilitacyjny, uczestniczył w zajęciach integracji sensorycznej oraz mógł kontynuować terapie. Każdy rodzic robi wszystko, aby ulżyć swojemu dziecku i je wesprzeć. Marzymy, aby nasz syn miał jak najpiękniejsze i jednocześnie w miarę równe szanse na samodzielne życie. Wielokrotnie z mężem braliśmy udział w akcjach charytatywnych, nie mając świadomości, że kiedyś znajdziemy się z drugiej strony i też będziemy prosić o wsparcie finansowe. Okazało się, że jednak musimy poprosić o wsparcie. Głęboko wierzymy, że razem uda się pomóc naszemu synkowi! Rodzice Michałka

66 846,00 zł ( 91,86% )
Brakuje: 5 920,00 zł
Marcin Sobala
Pilne!
Marcin Sobala , 41 lat

Walka z systemem o lek i życie❗️Zrozpaczona matka błaga o pomoc!

Żeby żyć, Marcin musi brać lek, a ten nie jest refundowany! Stan mojego syna w ostatnich tygodniach bardzo się pogorszył... Stąd moja prośba z głębi serca – pomóżcie nam... U Marcina już zaczęły się problemy z pamięcią, mową, syn zamyka się we własnym świecie.  To znak, że choroba postępuje! Marcin powoli umiera… Jestem załamana, bo od pieniędzy, których nie mam, zależy życie mojej syna! Lek musi być podawany bez przerwy, bo w przeciwnym razie choroba natychmiast atakuje. A ja nie mam za co kupić kolejnych opakowań... W Polsce lek ratujący życie chorych na chorobę Niemanna-Picka typu C nie jest refundowany. Jego miesięczny koszt to 24 tysiące złotych... Od niedawna jest tańszy zamiennik, kosztujący ponad 8 tysięcy. To jednak kwota wciąż nie do zdobycia... Polska i Albania to jedyne kraje w Europie, w których rodzice muszą tak heroicznie walczyć o dzieci chore na Niemanna Picka, bo tylko w tych dwóch miejscach potrzebny lek nie jest refundowany! Nie mamy pieniędzy, by kupić  lek, który da mojemu synowi więcej czasu… Każda złotówka to kolejna minuta życia Marcina, dlatego błagamy o ten czas! Nasza historia:Co czuje matka, której zdrowe do tej pory dziecko zaczyna z dnia na dzień umierać? Co pojawia się w jej głowie i sercu, gdy słyszy diagnozę, która jest jak wyrok? Jak ma zachować się matka, której odbierają nadzieję we własnym kraju, a życie dziecka wyceniają na horrendalne sumy? Nie powstały słowa, które mogłyby to opisać. Marcin zachorował jako nastolatek. Dziś, choć już dorosły, nadal jest moim synem. Paradoksalnie teraz jeszcze bliżej mu do małego dziecka… Z całego serca proszę, pomóż mi ratować jego życie! Jest lek, który pomaga, który zatrzymuje chorobę! Lek, na którym pracowali tak długo, by ratować ludzi właśnie z tą chorobą! W większości krajów jest refundowany. Gdy pojawił się w Polsce, w naszych sercach, sercach rodziców śmiertelnie chorych dzieci, pojawiła się nadzieja! Jednak zaraz została brutalnie odebrana… Jeśli chcemy ratować własne dzieci, za leczenie musimy zapłacić sami. NFZ umywa ręce… Nasza historia, historia choroby Marcina, to opowieść pełna strachu, bólu, ale też nadziei. To historia walki z bezdusznym polskim systemem, który najchętniej by się pozbył takich dzieci. Dzieci z rzadkimi chorobami… Choroba Niemanna-Picka jest jak dziecięcy Alzheimer. Odbiera po kolei wszystkie umiejętności, pamięć, aż w końcu zabiera oddech... Chorych czeka przeraźliwa śmierć… Wszystko zaczęło się, gdy Marcin, wcześniej okaz zdrowia, uczeń 7 klasy podstawówki, nagle zaczął mieć problemy z pamięcią. Zamiast w piłkę, kopał obok niej. Przewracał się, jeżdżąc na rowerze. Wtedy jednak człowiek nawet nie pomyślał, z jak poważną chorobą przyjdzie się mu zmierzyć… Już wtedy zaczęła wyniszczać wzrok. Z czasem miało być coraz gorzej… Wtedy zaczęło się nasze drugie życie - jeżdżenie od specjalisty do specjalisty. Na diagnozę czekaliśmy 5 długich lat… Wcześniej każdy lekarz mówił coś innego. Gdy wypisywał swoje rozpoznanie, zawsze obok stawiał znaki zapytania. Tak wiele niewiadomych, brak skutecznego leczenia, a choroba się rozwijała  w zastraszającym tempie. Syn miał coraz częstsze napady padaczki. Miał problemy z chodzeniem i połykaniem. Do tego zaczął niewyraźnie mówić... Szukałam ratunku wszędzie, wysyłałam dokumenty do najlepszych europejskich klinik. W końcu stał się cud!  Rok po rozpoznaniu choroby Marcin zaczął przyjmować lek, który spowalnia jej objawy. Było to możliwe, bo Marcin został włączony do niemieckiego programu lekowego! Lekarz zgodził się za darmo prowadzić Marcina. Poprawa była ogromna. Syn lepiej chodził, a ataki padaczki ustąpiły. Powróciła nadzieja. Nasze szczęście trwało tylko 3 lata. Potem zapadła decyzja, że lek został wprowadzony do obrotu w Polsce. W tym momencie Marcin automatycznie wypadł z programu leczenia w Niemczech. W naszym kraju lek nie został objęty systemem refundacji, a miesięczny koszt jej podania określono na 24 tys. zł. Początkowo polskie Ministerstwo Zdrowia ogłosiło powstanie programu lekowego na chorobę Niemanna-Picka, jednak nic w tym zakresie się nie zmieniło! U Marcina choroba postępuje. To, co uzyskaliśmy w Niemczech, straciliśmy… Tam były takie badania dokładne co pół roku! W Polsce, jeśli któremuś z rodziców udaje się kupić lek, podaje go sam, na wyczucie. Lekarze odmawiają nam badań… Cały czas walczę, tak jak inni rodzice dzieci chorych na chorobę Niemanna-Picka. Cały czas jednak odbijamy się od ściany… NFZ odmówił nawet refundacji leczenia Marcina w Niemczech. Ciosy spadają ze wszystkich stron, a znikąd pomocy… Byliśmy z synem na komisji ZUS-u. Lekarz powiedział, że Marcin jest zdrowy, żadne świadczenia nie przysługują! Nie mogłam uwierzyć, cudowne ozdrowienie… A syn nawet kubka nie jest w stanie sobie przenieść… Z badaniami, z diagnozą wyroku śmierci, a “specjaliści powiedzą”, że zdrowy, żeby tylko pieniędzy nie dać… W Polsce uznają też, że lek to właściwie placebo. Lek ratujący życie to według nich placebo! To po co wprowadzili go do obrotu? Dlaczego w 44 krajach w Europie leczą nim pacjentów? Tylko polscy pacjenci są na niego oporni? A przecież u Marcina były znakomite rezultaty po leczeniu! Udokumentowane i widoczne gołym okiem! Skąd brać siłę w takich chwilach? Chyba właśnie z tego, że jest się matką chorego dziecka. Poza mną nie ma nikogo, kto będzie walczył o Marcina... Takim dzieciom, ludziom jak Marcin odbiera się nadzieję, pozbawia praw społecznych. Chorych jest garstka, dlatego nikt się nami nie przejmuje. Wydaje mi się, że program leczenia po to nie jest wdrażany, by zamknąć nam drogę do leczenia za granicą. Skazuje się nasze dzieci na śmierć… A skutki tej choroby, która nie jest powstrzymywana lekiem, są przerażające. Widzę je na własne oczy, choć Marcin jest jeszcze w dosyć dobrym stanie. To, że dożył 35 lat bez ciągłości leczenia, już jest cudem… Choroba Niemanna-Picka zabiera wzrok, słuch, po kolei wyłącza wszystkie procesy życiowe: połykanie, oddychanie. Człowiek ląduje pod respiratorem i egzystuje tak w bólu do powolnej śmierci... Oczywiście, że nie zawsze jestem taka silna, ale wyryczę się w nocy, w poduszkę uwolnię ból, który tłamsi od środka. Żeby tylko syn nie widział. Musi widzieć mnie silną… Nie mamy żadnych badań, ale wiem, że muszę kochać szybko. Nigdy nie wiem, kiedy nastąpi najgorsze… Proszę, pomóż Marcinowi. Ja się nie poddam, ale sama nie kupię leku. Będę walczyć o refundacje, będę w sama biła się z systemem, obiecuję. Proszę Cię tylko, bym mogła leczyć syna, by miał szansę żyć...****Obejrzyj koniecznie:KLIK  

97 315,00 zł ( 91,84% )
Brakuje: 8 643,00 zł
Katarzyna Ryszka
Pilne!
Katarzyna Ryszka , 32 lata

Dopóki nadzieja nie umrze... Ratujmy Kasię!

Wasza pomoc sprawiła, że odżyła nadzieja! Kasia wciąż walczy z guzem mózgu. Musi kontynuować terapię, by guz nadal pozostawał w uśpieniu! Tylko to daje nam czas, tak bezcenny. Dzięki immunoterapii Kasia nadal żyje i może tym życiem się cieszyć! Prosimy z całego serca - bądźcie z nami. Pomóżcie nam opłacić kolejne cykle leczenia - naszej jedynej szansy na wygrywanie kolejnych bitew ze złośliwym nowotworem! Nasza historia: Tak bardzo potrzebujemy nadziei... Guz mózgu, wyrok. Immunoterapia odroczyła jego wykonanie, ale musimy ją kontynuować. Na to brakuje środków…  Świat zatrzymał się dla nas 13 lipca 2018 roku. To właśnie wtedy usłyszeliśmy wyrok wydany nie tylko na Kasię, ale na całą naszą rodzinę. Guz mózgu. Bardzo duży, nieoperacyjny. Usłyszeliśmy, że nic nie da się już zrobić, zostało 5-6 miesięcy życia. Ale przecież to nie mogło się tak skończyć! Kasia miała wtedy tylko 26 lat! Zaczęło się od drżenia ręki. Wtedy Kasia, nasza delikatna, nieśmiała Kasia, poszła do lekarza rodzinnego. Ten stwierdził anemię, przepisał witaminy. Niestety, nie pomagały, a było tylko gorzej… W końcu starsza siostra Kasi ponownie zabrała ją do lekarza i wtedy wymusiły skierowanie do neurologa. A potem posypała się lawina… Tomografia komputerowa wykazała ogromny guz na mózgu z licznymi naciekami. Lekarze mogli zaproponować tylko chemię z zastrzeżeniem, że niewiele może pomóc. Zgodziliśmy się, nie można było czekać, a alternatywy nie było… Po chemii była tragedia. Straciliśmy naszą Kasię na długie miesiące, nie było z nią właściwie kontaktu, to dla niej czas wyjęty z życia. Skutkiem ubocznym chemii było ogromne łaknienie, Kasia non stop była głodna. W krótkim czasie przytyła 15 kilogramów… Gdy chemia przestała działać, wróciła świadomość i rozpacz, co się właściwie stało przez ostatnie miesiące… W desperacji przemierzyliśmy Europę wzdłuż i wszerz, szukając nadziei. Znaleźliśmy ją dopiero w Niemczech. Lekarze zaproponowali leczenie metodą immunoterapii. Między kwietniem a sierpniem 2019 Kasia poddała się pięciu seriom takiego leczenia. Po całej rodzinie pozbieraliśmy środki, zapożyczyliśmy się, gdzie się dało, by Kasia mogła przejść leczenie. Te przyniosło znakomite rezultaty! Całkowicie zniknęły nacieki, a guz został ustabilizowany. Dziś jest pod kontrolą, ale zagrożenie, że się rozrośnie, spędza nam sen z powiek. Dzięki Wam mogliśmy kontynuować terapię, a ostatnie badania są pozytywne - guz nadal jest trzymany w ryzach, a nawet zaczął się zmniejszać! Nie ma wątpliwości, że leczenie działa i musi być kontynuowane tak długo, jak długo będzie przynosiło dobre rezultaty! Niestety, na to nie mamy pieniędzy... Immunoterapia to nasza jedyna nadzieja. Po diagnozie Kasia dostała maksymalnie pół roku życia, a minęły już dwa lata. Poza drgającą ręką, szczęśliwie nie ma innych objawów. Kasia żyje, normalnie żyje i cieszy się każdym dniem. Dziś jednak paraliżuje nas wszystkich strach, co będzie jutro… Dlatego z całego serca wciąż prosimy o pomoc. Rodzina i przyjaciele

192 324,00 zł ( 91,74% )
Brakuje: 17 308,00 zł
Mariusz Kocielnik
14 dni do końca
Mariusz Kocielnik , 38 lat

Udar podczas dziecięcych urodzin – walczymy o sprawność Mariusza❗️

W naszej rodzinie ciągle powtarzaliśmy: „kto jak kto, ale Mariusz zawsze spada na cztery łapy”. Co sobie zamierzył, to osiągnął. Był jak MacGyver – umiał dosłownie wszystko. Skąd czas przeszły? Bo Mariusza, jakiego wszyscy znamy i kochamy, obecnie z nami nie ma… Chcemy zrobić wszystko, aby do nas wrócił. Mariusz, a dla wszystkich, którzy go znają, Mario, ma 37 lat. Jest wspaniałym ojcem 5-letniego Piotrusia i 8-letniego Kacpra. Jest wspaniałym mężem, bratem, synem i przyjacielem. Pracowitym, kreatywnym, mądrym, lojalnym człowiekiem.  13 maja nasze spokojne, szczęśliwe życie runęło. Mariusz pojechał z najmłodszym synkiem na urodziny. Tam zemdlał i dostał przejściowego udaru niedokrwiennego, a zaraz drugiego, bardzo rozległego. Okazało się, że udar jest spowodowany dużym rozwarstwieniem tętnicy szyjnej! Skąd coś takiego?! Zawsze dbał o zdrowie, nie leczył się przewlekle… Lekarze pytali, czy miał jakiś uraz? Nic, o czym byśmy wiedzieli! Pojawiły się rozległe komplikacje. Lekarze robili wszystko, co mogli, jednak szczęście jakby Mariusza opuściło… Nie udało się usunąć skrzepu ani farmakologicznie, ani chirurgicznie – istniało zbyt duże ryzyko, że rozwarstwiona tętnica pęknie. Niestety, narastający obrzęk mózgu zagrażał jego życiu, dlatego przeszedł operację ściągnięcia płata czaszki i pozostawał w śpiączce farmakologicznej, z której mimo odstawienia leków nie wybudził się do tej pory… Mariusz cały czas pozostaje w stanie zagrożenia życia. Wiemy, że szkody, które wyrządziło niedokrwienie mózgu, są bardzo rozległe, ale walczymy o lepsze jutro. Dostaliśmy zgodę na to, by przenieść Mariusza do prywatnego ośrodka wyspecjalizowanego w rehabilitacji neurologicznej. Koszt 4 tygodni pobytu w tym ośrodku to aż 26 tysięcy złotych, a my już teraz wiemy, że rehabilitacja będzie bardzo długa. Do tego dochodzi specjalistyczne żywienie i wiele innych wydatków. Jeśli chcesz z nami zawalczyć o Mariusza, będziemy wdzięczni za każdą złotówkę. Mariusz nigdy się nie poddawał i my też się nie poddajemy! Walczymy o niego każdego dnia. Codziennie jesteśmy u niego całą rodziną. Czekają na niego dzieci, żona, rodzeństwo, rodzice, przyjaciele, jego biurko w pracy, jego plany budowlane. Czeka na niego prezent z okazji 10. rocznicy ślubu, którego nie zdążył otrzymać. To po prostu nie może skończyć się inaczej niż odzyskaniem przez niego świadomości. Jesteśmy zdruzgotani, ale cały czas mamy nadzieję, że jeszcze coś można dla Mariusza zrobić. Rodzina

185 409,00 zł ( 91,72% )
Brakuje: 16 719,00 zł
Martyna Nowak
Pilne!
Martyna Nowak , 27 lat

Operacja kręgosłupa to ostatnia szansa, aby Martyna mogła pozbyć się bólu! Pomóż!

Jestem Martyna, mam 27 lat i od dziecka zmagam się ze skoliozą, która obecnie bardzo komplikuje mi życie. Dotychczas miałam do wyboru operację, która na zawsze usztywni moje plecy rujnując wiele moich marzeń lub życie ze skoliozą, która z każdym kolejnym rokiem boli mocniej – fizycznie i psychicznie... Przez wiele lat nie wiedziałam, co powinnam zrobić, jaką podjąć decyzję.... I kiedy już prawie pogodziłam się z nieuchronnym, pojawiła się iskierka nadziei. Przypadkowo natknęłam się na informację o nowej metodzie operacyjnego leczenia skoliozy – ASC, czyli zabiegu, który prostuje kręgosłup nie usztywniając go! Wiedziałam, że ten zabieg może być moim jedynym ratunkiem. Niestety, metoda ta nie jest stosowana w naszym kraju... Pełna obaw i lęku pojechałam na wizytę do Eifelklinik St. Brigida w Simmerath w Niemczech. Do samego końca nie wierzyłam, że to wszystko jest możliwe. Jednak udało się! Przeszłam kwalifikację i otrzymałam zgodę na operację. Poczułam wielką radość i strach jednocześnie, ponieważ dowiedziałam się, że zabieg powinien odbyć się jak najszybciej. Jeśli mój kręgosłup przestanie być wystarczająco elastyczny, raz na zawsze stracę szansę na operację metodą ASC i powrót do moich pasji.... Niestety, koszt jest ogromny i znacznie przekracza moje możliwości.  Tak bardzo boję się, że nie zdążę, że moja ostatnia nadzieja na komfortowe życie i pokonanie choroby zgaśnie.   Chciałabym móc żyć jak inne osoby w moim wieku, bez ciągłego zastanawiania się co będzie dalej... Chciałabym realizować swoje pasje i marzenia, nie myśląc o chorobie i ograniczeniach. Niestety, koszt operacji to około 240 tys. zł! Na chwilę obecną udało mi się zgromadzi około 100 tys. zł, jednak to wciąż za mało...  Jeżeli chciałbyś mi pomóc i wpłacić, choć symboliczną złotówkę – będę Ci bardzo wdzięczna... Twoje wsparcie będzie nieocenione!  Martyna Dowiedz się więcej:  ➡️ Operacja skoliozy, by wreszcie zacząć żyć 💚 Licytacja na Facebooku:  ➡️ Licytacje dla Martyny!

286 529,00 zł ( 91,55% )
Brakuje: 26 416,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki