Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Martyna Nowak
Pilne!
Martyna Nowak , 27 lat

Operacja kręgosłupa to ostatnia szansa, aby Martyna mogła pozbyć się bólu! Pomóż!

Jestem Martyna, mam 27 lat i od dziecka zmagam się ze skoliozą, która obecnie bardzo komplikuje mi życie. Dotychczas miałam do wyboru operację, która na zawsze usztywni moje plecy rujnując wiele moich marzeń lub życie ze skoliozą, która z każdym kolejnym rokiem boli mocniej – fizycznie i psychicznie... Przez wiele lat nie wiedziałam, co powinnam zrobić, jaką podjąć decyzję.... I kiedy już prawie pogodziłam się z nieuchronnym, pojawiła się iskierka nadziei. Przypadkowo natknęłam się na informację o nowej metodzie operacyjnego leczenia skoliozy – ASC, czyli zabiegu, który prostuje kręgosłup nie usztywniając go! Wiedziałam, że ten zabieg może być moim jedynym ratunkiem. Niestety, metoda ta nie jest stosowana w naszym kraju... Pełna obaw i lęku pojechałam na wizytę do Eifelklinik St. Brigida w Simmerath w Niemczech. Do samego końca nie wierzyłam, że to wszystko jest możliwe. Jednak udało się! Przeszłam kwalifikację i otrzymałam zgodę na operację. Poczułam wielką radość i strach jednocześnie, ponieważ dowiedziałam się, że zabieg powinien odbyć się jak najszybciej. Jeśli mój kręgosłup przestanie być wystarczająco elastyczny, raz na zawsze stracę szansę na operację metodą ASC i powrót do moich pasji.... Niestety, koszt jest ogromny i znacznie przekracza moje możliwości.  Tak bardzo boję się, że nie zdążę, że moja ostatnia nadzieja na komfortowe życie i pokonanie choroby zgaśnie.   Chciałabym móc żyć jak inne osoby w moim wieku, bez ciągłego zastanawiania się co będzie dalej... Chciałabym realizować swoje pasje i marzenia, nie myśląc o chorobie i ograniczeniach. Niestety, koszt operacji to około 240 tys. zł! Na chwilę obecną udało mi się zgromadzi około 100 tys. zł, jednak to wciąż za mało...  Jeżeli chciałbyś mi pomóc i wpłacić, choć symboliczną złotówkę – będę Ci bardzo wdzięczna... Twoje wsparcie będzie nieocenione!  Martyna Dowiedz się więcej:  ➡️ Operacja skoliozy, by wreszcie zacząć żyć 💚 Licytacja na Facebooku:  ➡️ Licytacje dla Martyny!

286 329,00 zł ( 91,49% )
Brakuje: 26 616,00 zł
Gosia Dyrenko
Pilne!
Gosia Dyrenko , 4 latka

Gosia walczy z ciężką chorobą❗️Pomóż!

Okrutna choroba sprawiła, że Gosia umierała z głodu! Wciąż trwa walka o zdrowie dziewczynki - pomóż zapewnić jej leczenie!Gdy lekarze kazali mi się żegnać z córką i pogodzić z tym, że umrze, ja się nie poddałam. Dzięki setkom Darczyńców o wielkich sercach udało nam się wyjechać z kraju na leczenie do Barcelony! To w Hiszpanii uratowano życie mojej córeczce, w końcu postawiono właściwą diagnozę i rozpoczęto leczenie! Teraz Gosia nie przypomina tej wychudzonej dziewczynki sprzed pół roku - za jej życie będę Wam wdzięczna do końca moich dni! Jednak to nie koniec. Leczenie trwa, dlatego z całego serca proszę o pomoc.  Nasza historia: Gosieńka urodziła się 10 lipca 2019 r. Ciąża przebiegła bez powikłań, nie wykryto patologii rozwoju jelit, córeczka dobrze się rozwijała, nie cierpiała na kolki, zawsze dobrze spała, bawiła się i rozwijała. Do czasu… 10 stycznia 2020 roku wieczorem zaczęła wymiotować na zielono. Zaczęły się badania, leczenie zatruć - taką wtedy diagnozę postawili lekarze na Ukrainie. Zapadła decyzja o operacji, ale ta się nie powiodła. Potem była kolejna i jeszcze następna… W końcu Gosia dostała sepsę, pojawiły się wrzodu żołądka… Od błahego wydawało się zatrucia, zaczęła się seria koszmarnych zdarzeń, a potem walka o życie mojego dziecka. Leczenie trwało rok, jednak nie przynosiło żadnych rezultatów. Raz za razem lekarze przygotowywali mnie na najgorsze… Nie zliczę, ile razy miałam żegnać się z córeczką… Mimo całego dramatu nie poddałam się. Zaczęłam szukać pomocy za granicą. I udało się! Dzięki wielu osobom o wspaniałych sercach z Ukrainy i Polski udało się zebrać środki na badania i leczenie w szpitalu San Juan de Deu w Barcelonie w Hiszpanii. Od 21 stycznia 2021 jesteśmy tutaj. Wykonano wiele badań, testów, a także analiz genetycznych. Włączono żywienie dojelitowe i pozajelitowe, leki na perystaltykę jelit. Wymioty występowały okresowo przez kilka miesięcy, nadmiar gazów i kału usuwano przez stymulację sondą gazową. W rezultacie wykonano podwójną gastrostomię.  Po otrzymaniu wyników analizy genetycznej i biopsji jelita cienkiego, które potwierdziły wady genetyczne w budowie jelita, podjęto decyzję o wykonaniu zabiegu ileostomii w celu swobodnego usunięcia gazów i kału w celu uniknięcia zastoju, infekcji i zatrucia.  Diagnoz postawiona w Hiszpanii brzmi: przewlekła ideopatyczna pseudoobstrukcja początku noworodka – rzadka choroba genetyczna, której nie można wyleczyć, ale można ją skorygować za pomocą stomii, leków, żywienia. Ponieważ tacy pacjenci ja Gosia potrzebują wsparcia poprzez żywienie pozajelitowe, córeczka przeszła operację zainstalowania systemu długotrwałego żywienia dożylnego „portokat”.  Przez cały ten czas z Małgosia współpracował fizjoterapeuta – efekty można zobaczyć na zdjęciach! W zeszłym roku tylko marzyłam o tym, by córeczka była w takim stanie jak dziś. To cud, który udało się sprawić dzięki Waszej pomocy!  Kolejnym celem, do którego dążymy wraz z lekarzami, jest stopniowe minimalizowanie potrzeby wsparcia pozajelitowego. Proces jest powolny, ale wierzymy, że tak się stanie i Gosia będzie mogła aktywnie rosnąć, rozwijać się, spędzać czas z dziećmi na świeżym powietrzu, na placach zabaw. Że pójdzie do przedszkola, szkoły, a jej życie w końcu będzie wyglądało normalnie... Dążymy do pełnego, długiego i szczęśliwego życia Gosi. Dlatego tak ważne jest, aby córeczka została w Hiszpanii, aby kontynuować leczenie przez co najmniej kolejne sześć miesięcy! Niestety, środki się wyczerpały. Nie jesteśmy w stanie opłacić kolejnych tygodni leczenia. Jako mama z całego serca proszę o pomoc w zebraniu środków na kontynuację leczenia mojej Małgosi w Szpitalu San Juan de Deu w Barcelonie. To tu ocalili życie mojej córki, to tu dają jej szansę na normalną przyszłość!  Mama Małgosi Irena, mama   16.11.2021:Zmniejszamy kwotę zbiórki! Decyzją rodziny ŚP. Ewy Wasiliwy, niewykorzystania kwota na leczenie dziewczynki została w części przekazana na leczenie Gosi. ➡️ Licytacje dla Gosi ➡️ Licytacje dla Gosi UK➡️ Instagram Gosia Dyrenko

985 616,00 zł ( 91,46% )
Brakuje: 91 954,00 zł
Sandra Gliszczyńska
Sandra Gliszczyńska , 33 lata

Młoda mama kontra nowotwór! Pomóż wygrać życie!

Mam na imię Sandra. Mam 33 lata, dwuletnią córeczkę i kochającego męża Marcina. Mam też nowotwór, z którym walczę od dwóch lat… Trudno jest czytać opis dokumentów, które dotyczą raka jelita grubego IV stopnia, dlatego nie o tym będę Wam mówić. Chciałabym jednak zaprosić Was do mojej historii, byście stali się jej częścią, bo mam do Was ogromną prośbę… Pomóżcie mi walczyć o życie… Zaczynało być tak, jak sobie dawno wymarzyłam: ślub, ciąża, mieszkanie – na kredyt, ale w końcu “na swoim”. Powiedziałam wtedy, że w końcu wszystko zaczyna się układać! Gdybym wtedy wiedziała, jak to szybko się skończy… Ponury żart losu.  Jeszcze w ciąży wykryto u mnie torbiel – taka wtedy zapadła diagnoza. Lekarze powiedzieli, że mam się nie martwić. Pojechaliśmy więc z mężem nad morze, odpocząć. Wtedy zaczęłam krwawić… Pojechaliśmy do najbliższego szpitala, a ja nagle znalazłam się w centrum koszmaru. Oddział jak z horroru, tak samo opieka medyczna. Usłyszałam od pielęgniarki: „Pewnie podczas podróży wytrzepała Pani ciążę”... Byłam w szoku, do oczu napłynęły mi łzy. Potem weszłam do gabinetu lekarskiego, a podczas badania lekarz powiedział do mnie: „Czy Pani wie, że ma Pani guza?”  Świat mi się zatrzymał. Nie wiedziałam, co mam myśleć. Wróciliśmy jak najszybciej do domu, poszłam do lekarza prowadzącego. Dodatkowe badania nie wykazały jednak niczego niepokojącego, ciąża się utrzymała. Wtedy kamień spadł mi z serca, więcej do szczęścia nie potrzebowałam.  16 kwietnia 2020 roku urodziłam zdrową córeczkę - Igę. Potem poszłam na badanie kontrolne. Do dziś mam przed oczami twarz lekarza, który robił mi USG. Jego zaniepokojone spojrzenie, tę ciszę, która zapadła i nie chciała się skończyć… Potem słowa: ma Pani ogromnego guza. I koniec świata… Dostałam skierowanie do szpitala na jak najszybszą operację. Musiałam zostawić moją maleńką córeczkę, którą karmiłam piersią. Nie wiedziałam, czy ją jeszcze zobaczę… Płakałam, strach mnie paraliżował. Na szczęście operacja się udała. Lekarze usunęli guza wraz z jajnikiem. Guz był gigantyczny! Miał 25 centymetrów! Pozostało czekać na badanie histopatologiczne. Cały czas wypierałam myśl, że może to być coś złego. A potem przyszła diagnoza… Tego dnia słońce przyjemnie grzało. A przecież w tak piękne dni nie może stać się nic złego… Niestety. Wróciłam do domu ze spotkania z koleżankami. Uspokajałam je, że nic mi nie będzie. Przyszedł mój mąż. I już wiedziałam… Zadzwonił do niego lekarz. Wycięty guz okazał się nowotworem złośliwym. Nic więcej nie słyszałam. To był pierwszy raz, kiedy RAK wymierzył mi pierwszy cios prosto w twarz. Upadłam i nie miałam siły wstać. Czułam, że ze mną wygrał. Poddałam się bez walki. Musiałam się jednak podnieść i rozpocząć leczenie. Podjęłam wyzwanie, założyłam rękawice, chociaż nie było łatwo. Miałam jednak dla kogo walczyć! Konsylium lekarskie i ja, która nagle stałam się numerkiem, kolejnym przypadkiem, a nie czującą, żyjącą istotą, która właśnie przeżywa najgorsze chwile… Rozpoczynam chemię, która ma leczyć pierwsze rozpoznanie: nowotwór złośliwy jajnika. Usłyszałam, że po 4 cyklach będzie operacja radykalna i kolejna chemia. Nawet nie zadaję pytań.  Kiedy w moje żyły płynęła pierwsza dawka chemii, pękłam. Ale bym wtedy przy mnie mąż. Trzymał mnie za rękę, zasnęliśmy oboje na fotelach. Dwa tygodnie później kolejny cios – włosy wypadły mi garściami. Przyszedł czas na ich zgolenie. Mąż wziął maszynkę, poprosiłam o zasłonięcie lustra. Płakałam. Obiecałam sobie, że to ostatni raz, kiedy płaczę z powodu włosów. Przecież życie było ważniejsze! Kolejna operacja była w grudniu. Rak nie dawał za wygraną, wymierza ciosy. Ja jednak się nie poddaję. Przychodzi czas na kontrolne badanie PET. Zaświeciło w dwóch miejscach i trzeba to sprawdzić. Robią kolonoskopię, jest polip, biorą wycinek i znów czekanie na wynik histopatologiczny. Naciek raka! Jadę na spotkanie z chirurgiem. Siadam i widzę jego wzrok. Przegląda moje dokumenty, zaczyna konsultować się z innymi lekarzami. Czuję przerażenie. Mówi coś o wycięciu części jelita grubego, stomii, chemii dootrzewnowej, a ja siedzę i znowu płaczę.  Kwiecień rozpoczynam operacją i tym wszystkim, o czym mówił lekarz. Wszystko się udaje, dodatkowo obyło się bez stomii, do dla mnie jest ogromnym szczęściem. Niestety, znowu okazuje się, że zmiany nie zostały usunięte w całości. Czeka mnie kolejna chemia. Tym razem celowana w jelito, ponieważ jak się okazuje, to jest pierwotne źródło. Jajnik to był przerzut z jelita! Kolejna dołująca informacja.  Ta chemia jest dla mnie trudniejsza. Czuję się zdecydowanie gorzej niż po poprzedniej. Pierwszy tomograf w sierpniu pokazuje, że jest czysto, natomiast już w grudniu, że są zmiany w otrzewnej. Ile jeszcze zniosę? Szukamy wszystkich możliwych rozwiązań, aby w końcu wygrać tę walkę. Konsultuje moją sytuację z kilkoma różnymi lekarzami. Zmieniam szpital. Kolejna operacja, kolejna chemia. Okazuje się, że zmiany są nieoperacyjne…  Rozpoczynam chemię w Brzezinach pod Łodzią. Rak jest cały czas krok przede mną… On ma przewagę. Wymierza ciosy celne i bolesne. Postanowiłam, że teraz ja muszę coś zrobić. Wymierzyć pierwszy cios, żeby go zabolało! Już założyłam rękawice i jestem gotowa podjąć walkę. Moja dwuletnia przygoda z rakiem, spotkania z lekarzami, pacjentami onkologicznymi wyedukowały nas na tyle, że zupełnie inaczej podeszlibyśmy do tej choroby na samym jej początku. Dziś oprócz standardowego leczenia zaczęłam leczenie wspomagające. Do tej pory nasz budżet domowy pozwalał nam na standardowe utrzymanie się na normalnym poziomie. Jednak utrata pracy, przejście na rentę, przeniesienie leczenia do Łodzi oraz wdrożenie leczenia wspomagającego, które kosztuje około 10 000 zł miesięcznie, sprawia, że kończą nam się środki...  Zawsze wzbraniałam się od pomysłu utworzenia zbiórki, tym bardziej w momentach, w których dawaliśmy sobie rade. Myślałam: co powiedzą inni? Jak to będzie, kiedy wszyscy dowiedzą się, że jestem chora?  Na tym etapie zupełnie o tym nie myślę, mam priorytety, chcę żyć, bo mam dla kogo! Moja córka, mój mąż, moja najbliższa rodzina, to dla nich chcę walczyć, to dla nich się nie poddam! Jestem zmotywowana i nic mnie nie zatrzyma. Dlatego bardzo proszę o pomoc i z góry dziękuję za każdą przekazaną złotówkę.  Rok temu napisałam już list dla mojej córki na osiemnaste urodziny, włożyłam go do koperty i zakleiłam. Jednak cały czas wierze, że będę obecna w każdym najważniejszym momencie jej życia. Że będę przy niej, gdy będzie wchodzić w dorosłość. Nie tylko we wspomnieniach…   ➡️ Licytacje dla Sandry   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

287 190,00 zł ( 91,25% )
Brakuje: 27 533,00 zł
Gabriela Chrzanowska
1 dzień do końca
Gabriela Chrzanowska , 9 lat

Jedna na 10 milionów! 5. w Polsce! To niestety nie osiągnięcie, a okrutna diagnoza...

Gabrysia w wieku 4 lat przeszła ospę wietrzną. Zwykła choroba wieku dziecięcego, która zamieniła zarówno jej, jak i nasze życie w koszmar!  Wszystko zaczęło się w sierpniu 2019 roku. Zaledwie miesiąc wcześniej Gabrysia chorowała na ospę. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że powinniśmy te fakty ze sobą połączyć… W drugim miesiącu wakacji na 15 minut dosłownie ścięło ją z nóg! Jak się okazało, był to silny atak padaczki. Pierwszy w jej życiu, choć jak się później okazało, nie ostatni… W październiku przyszedł kolejny, na tyle niepokojący, że wezwałem pogotowie. W szpitalu oficjalnie postawiono diagnozę o padaczce. Wiadomość była dla nas, jako rodziców druzgocąca, ale postanowiliśmy się oswoić z tą myślą i starać się żyć dalej w miarę normalnie. Udawało się to do 9 marca 2022 roku. Tego dnia Gabrysi zaczęły drżeć palce w lewej dłoni. Od tego momentu naszym domem stał się szpital. Spędzaliśmy w nim po 3 tygodnie, by na tydzień wracać do domu i znów na kolejne 3 do szpitala. Poprawy nie było. W maju doszły wręcz kolejne objawy w postaci drgań lewej nogi. Wyglądało to jak takie losowe wykopy. We wrześniu zaczęła jeszcze drgać lewa strona twarzy oraz lewa powieka oka. Jednak już wtedy znaliśmy nową, niesamowicie okrutną  diagnozę… Gabrysia w czerwcu 2022 roku miała wykonywaną biopsję mózgu, by potwierdzić obawy lekarzy. W lipcu nadszedł wynik. Mimo że przygotowywano nas do tego, to jednak tak bardzo chcieliśmy wierzyć, że wszyscy się mylą – że to nie będzie to!  Niestety… Ich obawy zostały potwierdzone. Gabrysia jest przypadkiem jednym na dziesięć milionów! Jest 5 dzieckiem w Polsce z tym schorzeniem – zespołem Rasmussena. Zespół Rasmussena jest postępującym zapaleniem mózgu o nieznanej etiologii, przypuszczalnie związanym z infekcją wirusową i wtórną odpowiedzią autoimmunologiczną. Jest to rzadka, postępująca choroba mózgu, cechująca się opornymi na leczenie napadami padaczkowymi, często pod postacią padaczki częściowej ciągłej, regresem funkcji poznawczych i postępującymi deficytami neurologicznymi, głównie połowiczym niedowładem kończyn. Niestety, ze względu na zintensyfikowane objawy oraz wysoką oporność, choroba ta jest niezwykle trudna w leczeniu.  Neurochirurdzy zaproponowali nam operację powstrzymującą chorobę. 27 stycznia 2023 roku wykonano jej zabieg hemisferektomii prawej półkuli mózgu, który polega na odłączeniu połączeń nerwowych pomiędzy półkulami. Stresu, który przeżywaliśmy tego dnia, nie da rady opisać słowami… Na szczęście operacja się udała! Lekarze oceniają, że w 80% nastąpiła poprawa stanu zdrowia Gabrysi!  Niestety są i złe wieści… Mimo że ciało naszej córeczki nie drga, to ma niedowład lewej nogi i ręki. W związku z tym nie jest w stanie wykonać nic sama. Potrzebuje stałej pomocy. Trzymana pod pachami idzie – poruszając prawą nogą, a lewą ciągnie za sobą… Lewą ręką nie jest w stanie nawet nic uchwycić… Jednak jest szansa, że wróci do sprawności! Codzienna, intensywna rehabilitacja może zdziałać cuda! Staramy się z żoną, jak możemy, zapewnić nam byt, równocześnie na zmianę opiekując się córką. To wszystko jednak za mało, aby zapewnić Gabrysi taką pomoc, jakiej potrzebuje. Dlatego ośmielamy się prosić o wsparcie. Opłacenie prywatnych rehabilitacji, turnusów –  najchętniej również tych zagranicznych, wiąże się z horrendalnymi kosztami. Jednak dzięki Waszej pomocy uda nam się je zapewnić, dzięki czemu wyjątkowość naszej córki będzie jej osiągnięciem, a nie zdrowotnym koszmarem… Adrian, tata Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

96 998,00 zł ( 91,17% )
Brakuje: 9 385,00 zł
Liwia Giłka
13 dni do końca
Liwia Giłka , 3 latka

Pomoc dla Liwki – by z uśmiechem mogła witać każdy dzień❗️

Liwia urodziła się w październiku 2020 roku. Była to najszczęśliwsza chwila w naszym życiu! Nie ma nic piękniejszego niż po raz pierwszy zobaczyć swoje dziecko, wyczekiwaną córeczkę. Euforia, wzruszenie i nieskończona miłość mieszały się ze sobą, dając poczucie wielkiej radości. Niestety, ten piękny obrazek nie trwał długo... Pierwsza diagnoza usłyszana tuż po porodzie była ciosem dla wszystkich – przepuklina oponowo-rdzeniowa, wskutek której uaktywniło się wodogłowie. Brak świadomości, co dzieje się z dzieckiem, które jest natychmiast zabierane z rąk matki, jest niewyobrażalnym bólem. Mimo ciężkiego stanu Liwka dzielnie walczyła pod respiratorem Z każdym dniem pokazywała nam, jak bardzo chce żyć. Niestety, kolejne diagnozy coraz bardziej łamały nam serca – wiotkość krtani, niedowład nóżek, Zespół Arnolda Chiariego typu 2, opóźniony rozwój psychoruchowy, pęcherz i jelita neurogenne, zwichnięte bioderka oraz zez zbieżny. Ta lista wydawała się nie mieć końca...  Natychmiast rozpoczęliśmy leczenie i rehabilitację, które trwają do dziś. Liwka przeszła 15 skomplikowanych operacji, w tym kilkukrotnie wymieniano jej zastawkę... Nieustająca obawa o życie córeczki pogłębia się z każdą operacją i odczuwamy ją w każdej chwili.  Córka jest nadzwyczaj waleczną dziewczynką. Uśmiech dziecka, które budzi się po kolejnej pełnej narkozie, daje niesamowitą siłę. Wiemy, że przed nami długa droga do zdrowia. W tym zabieg odkotwiczenia rdzenia oraz odbarczania w główce – to planowane operacje, po których czeka nas rehabilitacja. Niestety, koszty leczenia oraz kontynuacji zalecanych ćwiczeń są bardzo wysokie, a to jedyna szansa, aby Liwka mogła żyć, pokonując te wszystkie trudności. Dlatego zwracamy się z prośbą o pomoc do wszystkich ludzi dobrej woli, o ogromnym pokładzie ciepła i miłości… Każdy gest, który pozwoli nam zawalczyć o rozwój naszego dziecka, będzie dla nas niezwykle ważny! Utarte hasło „dobro wraca” naprawdę działa, a dla nas każda pomoc jest na wagę złota...  Rodzice Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

67 879,00 zł ( 91,15% )
Brakuje: 6 590,00 zł
Krzyś Floras
Pilne!
Krzyś Floras , 5 miesięcy

Krzyś urodził się z krytyczną wadą serduszka❗️Ratunku❗️

Krzyś jest naszym trzecim dzieckiem. Pokochaliśmy go z całą mocą, gdy tylko dowiedzieliśmy się o tym, że nasza rodzina się powiększy… Niestety, synek urodził się z „połową” serduszka, czyli nieuleczalną, krytyczną wadą serca HLHS – zespołem niedorozwoju lewego serca. O tym, że nasz synek jest obciążony taką wadą, dowiedzieliśmy się na badaniach połówkowych w trakcie trwania ciąży, a kolejne badania echa serca płodu tylko potwierdzały tę diagnozę. Tak potwornie baliśmy się o życie naszego maleństwa… W siódmej dobie swojego życia Krzyś przeszedł pierwszą operację ratującą życie, tzw. metodą Norwooda i do tej pory przebywa na intensywnej terapii kardiochirurgicznej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.  Aby nasz synek mógł w przyszłości funkcjonować na miarę swoich możliwości, będzie musiał przejść jeszcze co najmniej dwie poważne operacje, a  także kolejne zabiegi, badania i kontrole kardiologiczne. W walce z chorobą serduszka będzie wymagał także silnych leków, intensywnej rehabilitacji oraz zakupu specjalistycznych urządzeń medycznych monitorujących funkcje życiowe. Wszystko to jednak wiąże się z dużymi kosztami, Nie wiemy, dlaczego nasze maleństwo musi tak bardzo cierpieć... Dlaczego pierwsze miesiące życia musi spędzić w szpitalnym łóżku podłączony pod aparaturę, a nie w domu – w bezpiecznych objęciach rodziców. Wiemy jednak, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby uratować serduszko Krzysia. Jako rodzice ufamy, że nasz synek jest w najlepszych rękach i pomimo tych zawirowań, które za nami i tych, które jeszcze nas czekają – Krzyś będzie mógł cieszyć się życiem. Droga do zdrowia naszego maleństwa jest jednak bardzo kosztowna... Dlatego z całego serca prosimy Was wsparcie w walce o życie naszego synka. Każda wpłata to nadzieja na wygranie z wadą serduszka Krzysia. Bardzo dziękujemy za każdy, nawet najmniejszy, odruch serca. Rodzice Krzysia-Natalia i Andrzej

145 105,00 zł ( 90,93% )
Brakuje: 14 470,00 zł
Damian Bargieł
Damian Bargieł , 30 lat

Brat, czas wracać!

„Zgodnie z prawdą muszę Państwa poinformować, że stan Damiana jest dramatyczny, a rokowania są złe” - to słowa, które powiedział nam lekarz po operacji, którą Damian przeszedł w trybie pilnym, w środku nocy, w ostatni weekend września, w jednym z krakowskich szpitali. Gdy słyszysz taką diagnozę, uginają Ci się kolana, a serce pęka na pół. Gaśnie w Tobie jakiekolwiek poczucie sprawczości. Jednak tam, w sali na końcu korytarza, za drzwiami oddziału intensywnej terapii, podłączony do aparatury podtrzymującej życie, Damian zaczyna o to poczucie sprawczości walczyć. I choć do końca jeszcze długa droga to wierzę, że mój młodszy brat ją wygra. Damian trafił do krakowskiego szpitala w wyniku nagłego i obfitego krwotoku śródmózgowego. Przeszedł skomplikowaną, kilkugodzinną operację, po której został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Pierwsza operacja nie przyniosła zakładanych rezultatów w zakresie uregulowania wysokości ciśnienia wewnątrzczaszkowego, więc lekarze zmuszeni byli przeprowadzić kolejną. Po upływie dwóch tygodni parametry uregulowały się na tyle, by móc podjąć próbę wybudzenia, która zakończyła się powodzeniem. Każdy dzień pobytu Damiana na oddziale intensywnej terapii to dla najbliższej rodziny czas ogromnego niepokoju, lęku i czekania na informację o każdej, drobnej poprawie stanu jego zdrowia. Przeorganizowania się w taki sposób by codziennie z Damianem był ktoś z bliskich i pomagał w najwcześniejszym etapie rehabilitacji. Po 42 dniach spędzonych w Krakowie stan Damiana umożliwia przetransportowanie go do specjalistycznego ośrodka rehabilitacji, gdzie pod okiem profesjonalistów będzie wracał do sprawności. Stopień sprawności, do jakiej Damian wróci, jest uzależniony od wielu czynników. Najważniejsze z nich to jego wola walki i samozaparcie, które wielokrotnie podczas tych kilku tygodni nam już pokazał oraz ciągła rehabilitacja, którą w tym momencie zaczyna. Aby rehabilitacja była jak najbardziej skuteczna musi odbywać się w specjalnie do tego przygotowanych ośrodkach pod okiem wysokiej klasy specjalistów i zaawansowanych technologicznie sprzętów. Miesięczny pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym to koszt ok. 30 tysięcy złotych. Na powrót Damiana do zdrowia czeka wiele osób: najbliższa rodzina, przyjaciele, znajomi czy współpracownicy. Istnieje jednak jedna osoba, która będzie go potrzebowała znacznie bardziej niż ktokolwiek inny. W lutym Damianowi ma narodzić się syn - Leon. Mimo sytuacji, w której Damian się znajduje, jest świadomy, że za kilka miesięcy zostanie ojcem. Damian mówi wprost, że zrobi wszystko, żeby jak najszybciej powrócić do pełnej sprawności – właśnie dla Leona. W imieniu swoim i najbliższej rodziny Damiana chciałbym prosić Was o włączenie się w zbiórkę, dzięki której możemy umożliwić mu powrót do życia pełnego radości i miłości. Każda pomoc, bez względu na jej wymiar, przyczyni się do wyczekiwanego powrotu Damiana do żony i synka. Za każde otwarte serce, okazaną pomoc i współuczestnictwo w tej historii walki o życie – jeszcze raz dziękuję. Wspólnie możemy więcej. Brat, czas wracać! Brat Damiana, Konrad

145 089,00 zł ( 90,92% )
Brakuje: 14 486,00 zł
Klara Wyczawska
Klara Wyczawska , 3 latka

Walka o zdrowie Klary trwa od jej narodzin❗️Potrzebna pomoc 🚨

Narodziny naszej córeczki to dzień, który na zawsze odmienił nasze spokojne życie.  „Piękna, zdrowa dziewczynka” — usłyszałam. Niestety nasza radość została zakłócona w drugiej dobie, gdy padły słowa:  „Wasza córeczka jest chora, walczymy nie tylko o jej zdrowie, ale również życie… Nie wiemy, co jej jest”. To nas złamało. W tamtym momencie nasz świat stanął w miejscu. Specjaliści stwierdzili u Klary szereg objawów świadczących o ciężkim zakażeniu wirusowym: małopłytkowość, długo utrzymującą się żółtaczkę, głuchotę, problemy ze wzrokiem. Klara spędziła na OIOM-ie sześć tygodni — była tam całkiem sama… Później przetransportowano ją do Centrum Zdrowia Dziecka do Warszawy. Przez cały ten okres mogliśmy z nią spędzić tylko godzinę co drugi dzień. To był prawdziwy koszmar… W trakcie pobytu w szpitalu usłyszeliśmy diagnozę. Klara cierpi na obustronny niedosłuch zmysłowo – nerwowy głębokiego stopnia i choroby neurologiczne. Po sześciu tygodniach mogliśmy wrócić do domu z córeczką i pełną teczką skierowań do specjalistów. Wtedy rozpoczęła się walka o lepszą przyszłość Klary. Córka w swoim krótkim życiu przeszła już dwie operacje wszczepienia implantów ślimakowych, które pozwolą jej usłyszeć otaczający świat.    Od 7. tygodnia życia jest intensywnie rehabilitowana. Dzięki ćwiczeniom robi postępy. Obecnie ma trzy latka, ale jeszcze nie potrafi samodzielnie chodzić, ma problemy z koordynacją ruchową, nie mówi, dlatego nie może się z nami porozumiewać. Właśnie takie momenty są dla nas najtrudniejsze. Kiedy Klara płacze, możemy się tylko domyślać, co się dzieje. Jesteśmy zrozpaczeni, bo jeśli coś ją boli, nie może nam tego powiedzieć.  Nasza córeczka nie wie, co to beztroskie dzieciństwo. Jest pod opieką wielu specjalistów: neurologa, audiologa, okulisty, terapeuty SI, logopedy, psychologa i rehabilitanta. Tydzień Klary jest bardzo intensywny, uczęszcza na szereg terapii, które mają poprawiać jej funkcjonowanie. Niestety większości z nich jest prywatna — koszty pokrywamy sami. Nie jest to łatwe, bo opłaty są bardzo wysokie. Pomimo wielu trudności, jakich doświadczyła Klara w swoim krótkim życiu, uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Jest waleczną dziewczynką, która nawet w bardzo trudnych chwilach nie podaje się i walczy! Niestety sami nie jesteśmy w stanie udźwignąć tak dużych kosztów rehabilitacji, której wymaga. Terapia, wyjazdy na turnusy rehabilitacyjne, to jedyna szansa na rozwój i lepszą przyszłość Klary. To, co inni uważają za oczywiste, dla nas jest marzeniem... Chcielibyśmy usłyszeć od naszej córeczki dwa proste, a zarazem piękne słowa jak MAMA i TATA. Wygraliśmy walkę o życie Klary, ale nadal toczymy nierówny bój o jej zdrowie i samodzielność.  Rodzice

57 876,00 zł ( 90,67% )
Brakuje: 5 954,00 zł
Grzegorz Dunal
Grzegorz Dunal , 55 lat

By móc odnaleźć na nowo sens życia...

Grzegorz kochał życie. Uwielbiał swoją pracę i rodzinę. To wszystko w jednym momencie zostało mu zabrane, a nasz zwyczajny świat runął na zawsze. Mąż pracował jako pielęgniarz na Oddziale Ratunkowym szpitala w Miechowie. Był na pierwszej linii frontu walki o zdrowie tysięcy osób. Dzisiaj sam potrzebuje pomocy, o którą ja właśnie Państwa muszę prosić… Pewnego dnia będąc na nocnym dyżurze, Grzegorz poczuł się źle. Stracił przytomność, a tomograf komputerowy nie pozostawiał złudzeń: krwotok do pnia mózgu. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. W jednej chwili, z dnia na dzień, jego życie miało się zakończyć. Tak po prostu. Bez ostrzeżenia, bez jakiejkolwiek szansy pożegnania, powiedzenia sobie ostatnich słów… Na szczęście najczarniejszy scenariusz się nie sprawdził i udało się go uratować. Grzegorz żyje, ale skutki tamtego dnia, zostaną z nim już na zawsze… Niedowład czterokończynowy całego ciała, znaczna trudność w komunikacji, obniżone podniebienie, paraliż, obniżenie napięcia mięśniowego w języku sprawiło, że mowa jest niewyraźna, niezrozumiała. Zniekształcone narządy mowy spowodowały duże trudności z przyjmowaniem i spożywaniem przez niego pokarmów. Paraliż czterokończynowy odebrał mężowi radość życia, ale nie zabrał resztek nadziei, że jeszcze będzie dobrze. Zniszczonych komórek i neuronów w mózgu nie da się już w pełni naprawić, ale istnieje szansa na odzyskanie choć części z utraconej sprawności. Tą szansą jest rehabilitacja, kosztowna i intensywna, na którą rodzina nie mamy odpowiednich środków. Dlatego prosimy o pomoc. Jolanta - żona

24 261,00 zł ( 90,49% )
Brakuje: 2 547,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki