Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Alina Kamińska
Alina Kamińska , 56 lat

Moja ukochana mama potrzebuje pomocy, aby pokonać skutki tętniaka❗️POMÓŻ❗️

14 lutego, w Walentynki, złożyłyśmy sobie z mamą życzenia miłości i pełnego, szczęśliwego życia. Rozmawiałyśmy przez telefon, kiedy mama była w aucie. Jechała na narty, czyli robić to, co kochała – uprawiać sport w górskim otoczeniu, w którym czuła się najlepiej.  Po paru godzinach znowu do niej zadzwoniłam. Tym razem odebrał jednak ratownik GOPR.  Wyjaśnił, że mama bardzo cierpi, boli ją głowa, kark i plecy. Potem rozmawiałam z mamą i po chwili wiedziałam już, że czuje ból, któremu nawet ona nie jest w stanie sprostać! Śmigłowiec zabrał ją do szpitala w Bielsku-Białej, a po kolejnych paru godzinach dowiedziałam się, że mamie pękł tętniak w mózgu!  Udało mi się porozmawiać z nią jeszcze w noc przed operacją, gdy po długiej podróży dotarłam do szpitala. Cierpiała, ale zdążyłyśmy wyszeptać sobie, jak bardzo się kochamy... Kilka godzin później pojechała na blok operacyjny.   Przez tydzień mama była utrzymywana w śpiączce farmakologicznej i nie oddychała samodzielnie! Po wybudzeniu było już pewne, że rehabilitacja jest nieunikniona! To jedyny ratunek w walce o powrót mojej mamy do normalnego funkcjonowania i dawnego życia w nieznanym, na ten moment, zakresie… Każdy, kto zna moją mamę, doskonale wie jak wspaniałą osobą jest przez całe swoje życie. Zawsze działała bezinteresownie i wielokrotnie, zapominając o sobie, oddawała serce i swoją moc, aby pomagać innym.  Mama jest wspaniałą aktorką, wiele lat związaną z Teatrem Bagatela w Krakowie, ale również lektorką i aktorką filmową. Nie sposób zliczyć projektów, w których brała udział. Zawsze zaangażowana, społeczna i oddana sprawie – taką wszyscy pamiętamy moją mamę.  Płynie w niej miłość do wody i natury i mimo mieszkania w mieście, najlepiej czuje się w znanych naszej rodzinie okolicach jeziora Rożnowskiego lub na plaży w jej ukochanych Dębkach. A w tym wszystkim jest wielka miłość do gór, nart i zdobywania szczytów!  Z całego serca proszę o pomoc w uzbieraniu potrzebnej kwoty na rehabilitację mojej mamy. Każda złotówka to ważna cegiełka dołożona do zapewnienia jej koniecznej, specjalistycznej pomocy. Każdemu dziękuję za ofiarowane dobro i wsparcie! Ola, córka Aliny

213 329,00 zł ( 94,43% )
Brakuje: 12 565,00 zł
Marta Kołodziejczyk
Marta Kołodziejczyk , 27 lat

Uchyl serce, bez Ciebie nie będę samodzielna - Twoja pomoc ponownie potrzebna!

Dziś po raz kolejny zwracam się do Was z prośbą o pomoc, wierząc, że po raz kolejny nie zostawicie mnie w potrzebie. Z niepełnosprawnością będę się zmagać bowiem do końca życia, dlatego rehabilitacja oraz turnusy będą mi potrzebna już zawsze... Urodziłam się w 29 tygodniu ciąży, w czasach, gdy walka o takiego wcześniaka była prawdziwym wyzwaniem. Konsekwencją tak wczesnego porodu jest dziecięce porażenie mózgowe. Choroba sprawiła, że we własnym ciele czuję się, jak więzień.  Rehabilitacja jest bardzo kosztowna, a los nie oszczędził naszej rodziny, która zmaga się nie tylko z moją niepełnosprawnością, ale też chorobą mojego taty - zespołem mielodysplastycznym objawiający się ogromną anemią i bardzo dużym niedoborem płytek krwi. Mimo walki, którą stoczył, odszedł w 2016 roku... Moja mama ze względu na fakt, iż opiekuje się mną oraz moim młodszym bratem, nie jest w stanie podjąć pracy. Los nie oszczędza przykrych przeżyć, mimo to staram się cieszyć z wszystkiego, co mam, a uśmiech prawie mnie nie opuszcza.  Wobec ciągłych wydatków związanych z rehabilitacją pozostaję bezsilna, jednak nie opuszcza mnie wiara, że dzięki Wam będę mogła ją kontynuować. Bardzo proszę, pomóż mi... Marta

16 009,00 zł ( 94,04% )
Brakuje: 1 013,00 zł
Iwona Balsam
Pilne!
Iwona Balsam , 34 lata

"Mamo, nie mogę Cię stracić..." – pomóż uratować Iwonę przed nowotworem❗️

Nazywam się Iwona. Mam 34 lata. Mam wspaniałego syna, narzeczonego, z którym planuję ślub, wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Mam też złośliwy nowotwór, który próbuje zniszczyć moje życie, w którym przeszłam już naprawdę dużo. Proszę Cię, zatrzymaj się na chwilę, przeczytaj mój apel i daj mi szansę na życie… Wychowuje synka Kacpra, który ma 15 lat. Od zawsze był dla mnie najważniejszy. Stracił tatę, gdy miał kilka lat… Nie wyobrażam sobie, że i mnie miałoby zabraknąć w jego życiu. Jesteśmy tak blisko, spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. W opiece nad Kacprem pomaga mi mój narzeczony. W czerwcu tego roku chcielibyśmy wziąć ślub… Czy zdążę? Mimo że jestem dość młodą osobą, to w życiu wycierpiałam już naprawdę dużo. Od 2017 roku zmagam się z endometriozą. Jest to straszna choroba powodująca bóle nie do wytrzymania. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Nagle pojawiła się nadzieja na normalne życie. Była to operacja w prywatnej klinice, której koszt wynosił 25 tysięcy złotych. Poddałam się operacji, dzięki czemu zaczęłam żyć na nowo - bez bólu!  Odzyskałam sens życia. Znowu byłam szczęśliwa i spełniona. Nie trwało to długo… W 2020 roku poczułam, że znowu dzieje się coś niedobrego. Bolało mnie całe ciało i odsyłano mnie od lekarza do lekarza. Dwa lata walczyłam o diagnozę, która okazała się tragiczna! Usłyszałam wyrok – guz prawego nadnercza, 16-centymetrowy. Świat się dla mnie zawalił, ale mimo wszystko postanowiłam walczyć. 11 lipca 2022 roku poddałam się operacji usunięcia guza, węzłów chłonnych oraz prawego nadnercza. Wierzyłam, że będzie już tylko lepiej. Jednak badania histopatologiczne kolejny raz nie były dla mnie łaskawe. Zdiagnozowano przerzuty na węzły chłonne oraz usłyszałam dodatkowe, bardzo gorzkie słowa: “Niestety, ma Pani ogromnego pecha. To rak dziecięcy, neuroblastoma…”. W tym momencie wiem, że zainfekowany jest cały brzuch, czekamy na informacje, gdzie dokładnie umiejscowił się potwór… W Polsce założyli ręce i nie wiedzieli, jak mnie leczyć. Postanowiłam poszukać innego leczenia i pojawiła się nadzieja na terapię w Barcelonie. Jest bardzo skuteczna, jednak przekracza moje możliwości finansowe. A ja naprawdę bardzo chcę żyć! Z całego serca proszę o pomoc. Każda – nawet ta najmniejsza wpłata – jest na wagę życia… A ja mam dla kogo żyć! Iwona ➤ Zbiórkę Iwony można także wspierać poprzez LICYTACJE ➤ TVP Lublin  ➤ TVP Warszawa ➤  #CHALLENGE_DLA_IWONY

8 715 650,00 zł ( 93,82% )
Brakuje: 573 170,00 zł
Aleksandra Szczyrbak
Aleksandra Szczyrbak , 22 lata

"Przeżyłam, lecz wciąż walczę o życie, które zabrał mi rak..." – na pomoc Oli❗️

Moje życie los zaplanował inaczej, niż sobie wymarzyłam... Walka ze złośliwym rakiem była ciężka, ale walka z komplikacjami po tym wszystkim jest tragiczna... Widać gołym okiem, co nowotwór ze mną zrobił, co po sobie zostawił... Dziś walczę o normalne życie, sprawność, o wygląd, który nie będzie na ulicy zwracał niczyjej uwagi. Tej negatywnej. Walczę, by móc mówić i jeść bez bólu... Proszę, pomóż mi w tym.   "Niestety, to guz złośliwy szczęki prawej" – to usłyszeli moi rodzice w jednym z gabinetów szpitalnej poradni onkologicznej. Miałam 8 lat. Nie wiedziałam jeszcze, co mnie czeka... Nikt nie wiedział, co mnie czeka, z czym tak naprawdę będę walczyć, jak długo ta walka potrwa. I czy ją wygram... Pod koniec 2009 roku trafiłam na oddział onkologii dziecięcej w Krakowie. Pamiętam mój płacz, jak nie chciałam leżeć z chłopcami na sali – w rzeczywistości to były inne dziewczynki, którym już po chemii wypadły włosy. Dowiedziałam się o tym chwilę potem. I potem uświadomiłam sobie, że czeka mnie to samo...  Właśnie podpięli mi pierwszą chemię, minęło może 5 czy 10 minut. Do moich żył poleciało dosłownie kilka kropelek. Wtedy guz pękł. Dostałam silnego krwotoku z nosa, którego nie dało się zatamować i trafiłam na blok operacyjny. To było ratowanie życia. Jak przez mgłę pamiętam lekarza, który ratował mi życie. Pamiętam zimny stół operacyjny pod moimi plecami. Kiedy się obudziłam, nie miałam już połowy podniebienia, zatoki, zębów i włosów. Od tamtej pory jedzenie i picie było dla mnie wyzwaniem. Jest do tej pory. Pomimo ciężkiej chemioterapii i radioterapii byłam zawsze uśmiechnięta. Lekarze mówili, że miałam tylko chore wyniki. Przez 2,5 roku leżałam cały czas na oddziale onkologicznym. Wtedy szpital stał się moim drugim domem. Po leczeniu onkologicznym czekała mnie plastyka buzi, która nie rozwinęła się prawidłowo i nie mogłam jej otworzyć przez szczękościsk. Ciężka, bolesna i długa rehabilitacja nie dawała efektów... Pierwszy przeszczep w 2012 roku się nie udał. Kolejne operacje to były próby usunięcia blizn ze środka policzka w buzi oraz zrobienia przeszczepu zamknięcia zatoki i podniebienia. Po kilkunastu operacjach i kolejnych rehabilitacjach bez efektów było to coraz bardziej męczące... Lekarze i rehabilitanci nie mieli na mnie pomysłu. W 2016 roku trafiłam do Olsztyńskiej poradni Chirurgi Szczękowo-Twarzowej w szpitalu dziecięcym. Kolejny etap mojego leczenia zaczął się tam w 2018 roku i trwa do dziś. Moja pierwsza operacja tam była dla mnie szokiem - założenie rurki tracheostomijnej, ciągłe, regularne kontrole w poradniach, długa rehabilitacja kilka razy w tygodniu, zrezygnowanie z wielu rzeczy, które mnie cieszyły, pierwsza operacja w nowym dla mnie miejscu... Przeszczep mięśnia do policzka zapowiadał się dobrze. Kiedy okazało się, że przeszczep się nie przyjmie, zabrano mnie na badania, a kilka godzin potem byłam już na stole operacyjnym. Usunięty przeszczep, oczyszczona rana, a wtedy lekarze odkryli spaloną kość żuchwy, wyrwaną ze stawu! Niestety usunęli mi kawałek żuchwy... Kilkudniowy powrót do sił i kolejna próba. Był sukces, ale na krótko. Okazało się, że przez tak liczne zabiegi radioterapią moje tkanki są bardzo słabe i przeszczep się nie przyjmuje... Do tego tkanki słabo dotlenione włóknieją, a później robi się blizna, która powoduje szczękościsk. Lekarze, ja i moi rodzice nie poddawaliśmy się. W 2019 roku został zaplanowany kolejny przeszczep mięśnia do policzka. Tym razem przeszczep się przyjął! Rehabilitacja i walka z utrzymaniem otwarcia buzi była ciężka i bolesna. Od dnia operacji minęło kilka dni i były widoczne pierwsze zwłóknienia tkanki. Po kilku tygodniach zrobiła się blizna i szczękościsk. Znów polegliśmy...Kolejny termin operacji w 2020 roku. Było to wstawienie kości żuchwowej i tkanki miękkiej. Operacja zapowiadała się sukcesem – kość się przyjęła, mięsień również. Niestety kilka tygodni później okazało się, że to kolejna porażka... To koło się toczyło od 2018 roku aż do teraz...W maju 2023 roku przeszłam przeszczep, który się udał. Bardzo się cieszyłam z otwarcia buzi, wyrównanego policzka i z tego, że mogłam jeść to, co normalni ludzie! Ale radość znów nie trwała długo. Zaledwie 1,5 miesiąca... Tkanka kolejny raz zwłókniała i spowodowała szczękościsk do tego stopnia, że jedzenie i mówienie to ogromny ból... Rehabilitacja przynosi dobre efekty, ale to za mało. Przede mną kolejna operacja – to już 48. Kolejny przeszczep i kolejna narkoza, a po tym wszystkim długa i kosztowna rehabilitacja. Kolejna nadzieja... Nie poddam się chorobie i będę z nią walczyć, lecz potrzebuję pomocy. Rehabilitacja wiąże się z dużymi kosztami, w związku z tym mam jej mało. Najlepiej, gdyby była codziennie, jednak stać nas na maksymalnie 2 razy w tygodniu. Dlatego dzisiaj proszę Was o wsparcie finansowe w walce o moje zdrowie i życie. Za wszystko dziękuję.  Aleksandra 

199 343,00 zł ( 93,69% )
Brakuje: 13 423,00 zł
Magdalena Sowińska
Magdalena Sowińska , 36 lat

Tętniak, udar, paraliż... Podaruj Magdzie szczęśliwe zakończenie!

Magda jest niezwykłą osobą. Wymagającą, ale najbardziej od siebie. Życzliwą dla wszystkich, których spotyka. Gotową pomagać każdemu, kto tego potrzebuje. Pełną niespożytej energii i świetnych pomysłów. Swoją radością życia potrafi zarazić innych. Pracowita i zaradna. Nigdy nie było dla niej problemu, z którym nie umiałaby sobie sama poradzić. Niestety, do czasu...  Magda ma dwóch wspaniałych synów: sześcioletniego Kubę i ośmioletniego Piotrka. To jej dwa oczka w głowie. Ale swoim sercem obdarowała też każdego małego pacjenta, który znalazł się pod jej opieką. Na co dzień pracowała jako pielęgniarka w dziecięcym Centrum Leczenia Oparzeń. Zawsze zaangażowana w pracę, która stała się jedną z jej pasji. Poza nią uwielbiała każdą aktywność na wolnym powietrzu: rower, bieganie, łyżwy, spacery. A wszystko najchętniej w gronie rodziny i licznych przyjaciół. Bo to właśnie ludzie interesują ją najbardziej i są dla niej najważniejsi. Zawsze umiała znaleźć dla nich czas, mimo mnóstwa własnych obowiązków. Snuła piękne plany na przyszłość swoją i swoich najbliższych, dopóki choroba jej ich nie pokrzyżowała. Pewnego dnia Magda zasłabła, gdy po pracy starała się aktywnie spędzić czas z synami. Nagle nie mogła już samodzielnie chodzić. Mówiła z trudem. Diagnoza była jak wyrok: pęknięte naczynie w mózgu i tętniak. Jej życie było zagrożone. Konieczna stała się natychmiastowa operacja. Magda miała wiele szczęścia – przeżyła, ale skutkiem był udar. Z powodu obrzęku mózgu trzeba było usunąć część czaszki. Nie ominął jej nawet COVID-19. Przez dwa tygodnie leżała w śpiączce. Dopiero gdy się obudziła, okazało się jak wielką krzywdę wyrządziła jej choroba...  Obecnie Magda nie mówi, a niedowład prawej połowy ciała pozbawił ją samodzielności. Dotąd otwarta na potrzeby innych ludzi, aktualnie sama potrzebuje pomocy w najprostszych nawet czynnościach. Musi uczyć się wszystkiego od początku – nawet jeść i pić.  Każdy dzień to ciężka walka, mimo to Magda się nie poddaje. Z godną podziwu determinacją walczy o dawne życie. Jednak dziś już wiemy, że to nie wystarczy... Jedną szansą, aby wrócić do pełni sił fizycznych i umysłowych jest intensywna rehabilitacja.  Niestety, koszty znacznie przewyższające nasze możliwości finansowe. Leczenie w specjalistycznym ośrodku to koszt ponad 100 tysięcy złotych! Dlatego zwracamy się do wszystkich osób o wielkich sercach, by pomogli zebrać pieniądze na profesjonalną rehabilitację oraz dalsze leczenie.  Prosimy, pomóżcie nam, abyśmy mogli znów zobaczyć uśmiech na twarzy Magdy... Bliscy Magdy

104 026,00 zł ( 93,3% )
Brakuje: 7 464,00 zł
Liliana Bilińska
Pilne!
Liliana Bilińska , 3 latka

Maleńka Lilianka zachorowała na złośliwy nowotwór❗️Pomóż w walce o życie!

Na teleporadzie, mimo moich prawie błagań, lekarz odmówił wystawienia skierowania na USG brzuszka albo chociaż badania krwi… Moja córeczka już wtedy umierała…  Gdyby nie matczyne przeczucie i mój upór, dziś Lilianki mogłoby już nie być… Zaczęłyśmy dramatyczną walkę o życie, bo moja córeczka zachorowała na złośliwy nowotwór, który zabiera połowę dzieci! Po zakończeniu leczenia w Polsce koniecznie musimy wyjechać do USA na terapię przeciwko wznowie! Powracający nowotwór i powtórna walka wycieńczonego organizmu zbyt często kończą się śmiercią… Proszę o pomoc dla Lilusi! Ja muszę wierzyć tylko w szczęśliwie zakończenie… Nigdy wcześniej nie pomyślałam nawet, że dzieci mogą tak bardzo cierpieć… Że tak strasznie cierpieć będzie moja córeczka…  Zaczęło się infekcjami – wrzesień, początek przedszkola. Niby standard, musi swoje przechorować. Ale infekcja goniła kolejną. Pediatra stwierdzał zwykłe wirusówki, jednak Lilę zaczął boleć brzuszek. Leki przestawały pomagać… Nadszedł 22 grudnia 2023 roku. Dzień końca wszystkiego, co znałyśmy i początku obcego – walki o życie dziecka…  Przed Świętami trudno było się dostać do lekarza, została teleporada. Mówiłam lekarzowi, że martwię się infekcją, bo jest dziwna. Lilkę za mocno boli brzuszek… Poprosiłam o skierowanie, żeby sprawdzić, co się dzieje. Usłyszałam odmowę…  Ja czułam jednak, że z moją córeczką dzieje się coś złego! Jeszcze tego samego dnia – prywatnie – udało się nam dostać na USG. Mina lekarza nie zapowiadała nic dobrego. Chyba już wiedziałam, że za chwilę padną straszne słowa… Jest guz. Widać było od razu. Nie wiedzieliśmy, jak rozległy, tylko że ulokował się na prawym nadnerczu! Szok, świat w tamtej sekundzie się zatrzymał. A przynajmniej ja chciałam, żeby tak było. Żeby nie nastąpiło nigdy to, co właśnie trwa… Jeszcze tego samego dnia pojechałam z córeczką do szpitala w Warszawie. Nie miałyśmy skierowania, tylko wynik tego badania. Ale przyjęli nas od razu. Od 22 grudnia 2023 do teraz jestem z Lilką w szpitalu. Bez przerwy. Nie wiemy, kiedy uda nam się choć na chwilkę wrócić do domu…  Badania potwierdziły złośliwy nowotwór. Przez świąteczny okres niewiele dało się jednak zrobić, tymczasem guz zaczął uciskać, doszedł ból nóżki! Lilka była przerażona nową rzeczywistością… Dziś już się przyzwyczaiła, tylko nie do igieł. A te czuje codziennie… Dziecko szybko się przyzwyczaja, choć rodzic nigdy by nie chciał, by “mój pokój” maluszek mówił o szpitalnej sali…  Guz okazał się bardzo rozsiany. Sięga kręgosłupa, przesuwa aortę. Zajęty jest też szpik… Jedyny promyk nadziei – nie ma przerzutów w główce… Pierwszą chemię Lila zniosła fatalnie. Wszystkie koszmarne skutki uboczne, ból, cierpienie nie do opisania… Dopiero opioidy były w stanie go zagłuszyć… 2 tygodnie nie wstawała z łóżeczka…  Trwa chemia, kolejne cykle na szczęście nie są tak dramatyczne, jak pierwszy. Ale lekko też nie jest… Na szczęście uszkodzenie organów się zatrzymało. Przed nami jeszcze cały protokół leczenia, łącznie z operacją wycięcia guza, megachemią, przeszczepem komórek, radioterapia, immunoterapia… Może za kilka miesięcy – choć na kilka dni – pozwolą nam wrócić do domu… Jestem z córeczką w szpitalu sama, tatuś nie może za często nas odwiedzać… Lilka ma właściwie zerową odporność. Każdy wirus może być dla niej śmiertelnie niebezpieczny i opóźnić leczenie. A musimy je prowadzić zgodnie z planem – to daje największą szansę na osiągnięcie remisji… A jak już to wywalczymy, musimy wtedy jak najszybciej lecieć do USA na terapię przeciwko wznowie, która… jest kosmicznie droga. Ma jednak bardzo dużą skuteczność! To szansa na powrót do normalnego życia. Może już do przedszkola Lilka nie zdąży wrócić, ale choć do zerówki…  Bardzo proszę każdego, do kogo dotarł mój apel – o każdą możliwą pomoc. Dla mojej córeczki jestem gotowa zrobić wszystko! Ale najgorsza jest ta paraliżująca bezradność… Gdy ona tak strasznie cierpi, a w jej oczach widzę błaganie, bym to zabrała, by to wszystko się skończyło… A ja mogę tylko przytulać, wycierać łezki i obiecywać, że w końcu będzie dobrze… Proszę o pomoc, by tak właśnie było…  Paulina, matka Lilianki   Zachęcamy do wzięcia udziału w licytacjach: ➡️ Lilianka kontra neuroblastoma - licytacje

1 680 843,00 zł ( 92,94% )
Brakuje: 127 667,00 zł
Michał Dobkowski
5 dni do końca
Michał Dobkowski , 32 lata

Brutalnie pobity Michał walczy o powrót do zdrowia - potrzebuje Twojego wsparcia!

7 sierpnia doszło do tragedii, która wstrząsnęła życiem całej naszej rodziny... Michał, nasz syn i brat, został napadnięty i brutalnie pobity w centrum miasta, na wrocławskim Rynku, gdy wracał spokojnie do domu. Wszystko działo się na oczach świadków. Michał nic nie zrobił, nikogo nie sprowokował do aktu przemocy, został zaatakowany bez powodu. Sprawców tego bestialskiego czynu do tej pory nie udało się zidentyfikować. Niestety, krzywda, jaką wyrządzili mu oprawcy, jest ogromna... W wyniku ataku Michał doznał poważnego urazu głowy. Uderzenie złamało mu nos, szczękę, doznał urazu mózgu... W trybie pilnym musiał przejść operację. Tylko to uratowało mu życie. Gdyby nie błyskawiczna interwencja lekarzy, Michała nie byłoby już z nami. Przez ponad 6 tygodni przebywał na szpitalnym oddziale intensywnej terapii, przez pierwsze 3 tygodnie pozostawał w stanie śpiączki... Umieraliśmy ze strachu o jego życie. Prognozy były bardzo kiepskie. Michał jest jednak wojownikiem, obudził się i w sposób ograniczony zaczął komunikować się z nami... Niestety, w jednej chwili z młodego, pełnego życia, humoru i miłości do bliskich mężczyzny Michał stał się osobą zależną od innych, potrzebującą całodobowej opieki… Z towarzyskiego, uwielbiającego filmy i podróże człowieka, bardzo aktywnego fizycznie i silnego, mającego przed sobą piękną przyszłość, stał się kimś, kto bez pomocy i wsparcia sobie nie poradzi... Nie mogliśmy uwierzyć w to, co się stało... Wciąż ciężko pogodzić się z tym, że ktoś tak brutalnie i bez powodu mu wszystko odebrał. Było wiele rozpaczy, wiele łez... Nie możemy jednak zmienić przyszłości, musimy walczyć o przyszłość... O to, by Michał odzyskał swoje dawne życie. Michał kilka dni temu został skierowany do ośrodka rehabilitacyjnego. To dla niego jedyna szansa... Koszt intensywnego turnusu rehabilitacyjnego, obejmującego m.in. przywrócenie funkcji ruchowych, jest  naprawdę ogromny. Nie wiadomo, jak długo potrwa hospitalizacja i powrót do zdrowia... Będzie to prawdopodobnie wymagać wielu miesięcy pracy, a także ogromnego wysiłku fizycznego i psychicznego ze strony Michała. To jednak od zawsze silny i zdeterminowany człowiek, dlatego wiemy, że warto mu pomóc. Sami nie podołamy opłaceniu kosztów rehabilitacji Michała. Są naprawdę gigantyczne... Nie poddamy się jednak nigdy w walce o jego powrót do zdrowia. Wierzymy, że wspólnie uda się tego dokonać! Bardzo serdecznie prosimy o wsparcie zbiórki, Michał ma dopiero 31 lat... Jeszcze całe życie przed nim. Liczy się każda złotówka.  Rodzina Michała

109 011,00 zł ( 92,85% )
Brakuje: 8 394,00 zł
Karol Mazur
Pilne!
Karol Mazur , 21 miesięcy

Ma zaledwie 7 miesięcy i walczy z nowotworem❗️POMÓŻ❗️

Siedzę przy łóżku, przyglądając się mojemu maleństwu, ściskam go za rękę i płaczę… Ból i rozpacz, jaka rozrywa matkę chorego dziecka, jest nie do opisania. Patrzę na spływające kropelki kolejnej chemii i zadaję sobie pytanie, kiedy to się skończy. Oddałabym wszystko, by zabrać choć trochę cierpienia z jego barków. Nasz Karolek ma zaledwie 7 miesięcy, a od kilku tygodni walczy z NOWOTWOREM, który dzień po dniu próbuje nam go odebrać. Wszystko zaczęło się dosyć niewinnie. Gdy Karolek miał 2,5 miesiąca, pojechaliśmy na kontrolne badanie USG bioderek. Zupełnie nie podejrzewałam, że opuszczę gabinet pełna obaw i pytań o zdrowie synka. Podczas badania lekarz zauważył niepokojące zmiany, które pilnie należało skonsultować ze specjalistami. Natychmiast skierowano nas do szpitala. Jeszcze tego samego dnia przyjęto nas na oddział. Na miejscu lekarze przeprowadzili szereg badań, pobrano krew i przeprowadzono tomograf, który potwierdził przypuszczenia pierwszego lekarza. Karol ma guza. Mój świat się zawalił… Tak właśnie rozpoczął się nasz koszmar. Koszmar, z którego do dzisiaj nie możemy się wybudzić. W trybie pilnym przetransportowano nas do Centrum Zdrowia Dziecka na oddział onkologiczny. Od razu wdrożyliśmy leczenie. Karol przyjmował sterydy. Wkrótce miał przejść także rezonans. Wiele konsultacji ze specjalistami, przeraźliwy lęk i strach, oczekiwanie na jakąkolwiek informację – tak właśnie zapamiętałam te dni. W końcu udało się poznać diagnozę. Niestety, nie taką chcieliśmy usłyszeć. Mieliśmy już pewność, że to nowotwór atakuje organizm Karolka. Jak później wykazała biopsja, to mięsak Ewinga.  Nasze serca rozpadły się na milion kawałków. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Nie było jednak czasu na rozpacz. Musieliśmy działać od razu, dla dobra Karolka. Obecnie synek jest już po 7. cyklach chemioterapii. Jego dzieciństwo to niekończąca się wędrówka pomiędzy jednym a drugim pobytem w szpitalu. Karolka czeka także operacja usunięcia guza. Kiedy to jednak nastąpi, jeszcze nie wiemy. Obecnie skupiamy się na pokonaniu nowotworu w zarodku i jego wycofanie się z kanału kręgowego.  Nie poddajemy się i walczymy dalej. Nie przestajemy wierzyć w to, że przyjdzie taki dzień, gdy raz na zawsze pokonamy raka. Wiemy jednak, że jesteśmy na samym początku tej drogi. Leczenie, dojazdy i konsultacje lekarskie oraz tak bardzo potrzebna rehabilitacja kosztuje wiele.  Nie jesteśmy w stanie samodzielnie pokryć wszystkich kosztów. Dlatego dziś prosimy Was o pomoc. Każda złotówka ma dla nas ogromne znaczenie! Tylko tak będziemy w stanie zwyciężyć! Rodzice Karolka

78 967,00 zł ( 92,78% )
Brakuje: 6 140,00 zł
Staś Kowalski
Staś Kowalski , 6 lat

Z dnia na dzień nasz syn cofnął się o kilka lat... Trwa walka ze straszną chorobą!

Nasz syn, Stasiu to chłopiec o pięknych kasztanowych oczach i uśmiechu, który topi najtwardsze serca. W jego życiu było wiele zwykłych, ale ważnych przyjemności – długie żelki z osiedlowej piekarni, lody waniliowe, budowle z klocków magnetycznych, bajki na dobranoc. Niestety, ten świat nagle się skończył! Synek zaczął widzieć rzeczy, których nie ma, bać się bez powodu, biegać i skakać, choć brakowało mu sił. Przestał mówić i spać, a my z dnia na dzień byliśmy coraz bardziej smutni i przerażeni. Okazało się, że syn choruje na autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Leczenie jest trudno dostępne i bardzo kosztowne… Staś urodził się jako zdrowy chłopiec, ale od początku miał problemy z jelitami. Bardzo dużo chorował. W wieku 1,5 roku bardzo ciężko przeszedł ospę, po której jego odporność zupełnie podupadła. Przeszedł wiele infekcji, w tym zapalenia płuc, mykoplazmę, liczne anginy z ciężkim przebiegiem.  Po tych chorobach następował regres w jego rozwoju. Wszystkie te infekcje powodują wiele powikłań neurologicznych i mogą prowadzić do destabilizacji układu immunologicznego. Zwłaszcza u dzieci, które mają wrodzone skłonności do nadmiernej reakcji tego układu. Do jego stanu prawdopodobnie przyczynił się również Covid. Ostatnio została też wykryta u niego aktywna bartonella - bakteria, która często powoduje objawy neuro-psychiatryczne u dzieci. Kilka miesięcy temu w jeden dzień zmieniło się nasze życie. Staś, na co dzień pogodne i otwarte dziecko, nagle się “zawiesił'. Przestał mówić, reagować, odpowiadać na nasze pytania. W przeciągu następnych godzin i dni pojawiły się kolejne objawy - halucynacje, napady lęku, apatia na zmianę ze skrajnym ADHD (nasz synek wcześniej był wręcz nadmiernie spokojnym dzieckiem). Staś zaczął mieć liczne tiki, cierpieć na bezsenność.  Rozwojowo cofnął się o kilka lat. Przestał niemal zupełnie mówić, stał się nieobecny i zdezorientowany. Pojawiły się też obsesje i zaburzenia odżywiania. Wszystkie te objawy są typowe dla autoimmunologicznego zapalenia mózgu. Choroby o dramatycznym przebiegu, która całkowicie zmienia życie rodzin, których dotknęła. Bardzo wiele wysiłku i walki kosztowało nas dotarcie do prawidłowej diagnozy i znalezienie pomocy. Obecnie Staś ma wdrożone leczenie farmakologiczne, jednak trwały efekt i powrót układu odpornościowego na właściwe tory mogą zagwarantować jedynie autoimmunoglobuliny.  Terapia nimi nie jest refundowana, a koszty są ogromne i przewyższają nasze możliwości. Koszt jednej dawki to aż 26 tysięcy złotych. Do tego dochodzą koszty podania. Staś będzie potrzebował minimum sześciu wlewów.  Tylko takie leczenie zagwarantuje prawidłowe funkcjonowanie układu immunologicznego i to, że organizm Stasia przestanie zwalczać komórki własnego układu nerwowego, traktując je jako patogen. Z pogodnego chłopca, który od września miał iść do przedszkola, nasz synek stał się dzieckiem niepełnosprawnym. Prywatne wizyty, wielomiesięczna farmakoterapia, specjalistyczne badania wykonywane często za granicą, suplementy niezbędne przy tak obciążającym organizm leczeniu to już wielotysięczne koszty, które pokryliśmy.  Niestety, choć oboje pracujemy, musimy prosić o pomoc w sfinansowaniu terapii immunoglobulinami. Wierzymy, że Staś jeszcze będzie dawnym, szczęśliwym chłopcem, że jeszcze powie, że nas kocha i opowie nam historię o niebieskim motylu. Bardzo za tym tęsknimy. Rodzice

195 328,00 zł ( 92,62% )
Brakuje: 15 550,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki