Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Stanisław Kaczmarek
Urgent!
Stanisław Kaczmarek , 5 years old

5-latek z diagnozą złośliwego NOWOTWORU❗️Wspomóż walkę o Stasia❗️

U Jasia wyczuliśmy guzka, kuleczkę może wielkości grochu, ale woleliśmy dmuchać na zimne. Z początku usłyszeliśmy, że to może być przepuklina pachwinowa. Jednak na badaniu USG, mimo że lekarz nie powiedział tego wprost, dał nam jasno do zrozumienia, że to zdecydowanie nie przepuklina.  Badanie histopatologiczne wykazało, że to mięsak. Do tego ten z bardziej złośliwych i rzadkich. Natychmiast wdrożono chemioterapię i zrobiono biopsję, po której rana ciężko się goiła. Dziś wciąż zdarzają się infekcje, ale na szczęście wyniki Stasia są na tyle w porządku, że udaje nam się przez większość czasu przebywać w domu. Skończyliśmy 15. tydzień chemioterapii. Stasiu wciąż kuleje na nogę, jest słabszy, nie ma siły do zabawy z rodzeństwem... Ale nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy to ciężkie leczenie, czy sama świadomość choroby wywołuje u niego taki smutek. W końcu ma dopiero 5 lat. A to nie koniec naszych tragedii. Dotychczas sobie radziliśmy, ale od niedawna mamy wrażenie, że świat zmówił się przeciw nam i na raz zrzuca na nas wszystko, co najgorsze. Leczenie Stasia jest bardzo kosztowne i wymagające. Żona zdecydowała się zrezygnować z pracy, żeby opiekować się nim i pozostałymi dziećmi. Utrzymujemy się więc z jednej pensji i zasiłku, a musimy dostosować mieszkanie, by było bezpieczne dla Stasia. Mieszkanie, w którym przebywamy, jest całkowicie do remontu i tym samym niebezpieczne, bo chemioterapia niemal pozbawiła Stasia odporności. Nie wiemy, ile jeszcze potrwa leczenie, więc nie możemy czekać. Tu chodzi o zdrowie i nawet życie naszego synka. Dlatego postanowiliśmy poprosić o wsparcie, by pokryć koszty nie tylko leczenia, ale też zapewnienia dziecku bezpiecznego środowiska, by bez strachu trzymać się nadziei, że cała ta historia pewnego dnia zostanie tylko koszmarem, a Stasiu znów wróci do radosnego, szczęśliwego siebie. Rodzice

11 786 zł
Amelia Ma'ah
Urgent!
Amelia Ma'ah , 8 years old

PILNE❗️Amelka bez operacji nigdy nie będzie oddychała samodzielnie!

Our daughter Amelia is undergoing a 2 steps surgery to allow her to breathe and speak. Now 3 years old, she still did not have such chance. We will like to take this occasion to thank all anonymous, friends, donors and family who supported us at first fund raising operation. It was an unbelievable act of kindness. Following the first surgery, Amelia has now a prothesis implant to support the healing of her larynx. Next life-changing step is to remove the prothesis in a 4 weeks hospitalization scheduled from the 12th of November 2019 in Lausanne University Hospital. Again it comes with a price. And we cannot afford without your great help. Please share. Thank you so much in advance. Amelia Parents

11 777,00 zł ( 5.7% )
Still needed: 194 531,00 zł
Jolanta Grobelna
Jolanta Grobelna , 70 years old

Powoli tracę wzrok, ale jest szansa na ratunek – proszę, pomóż mi...

Utrata wzroku to dla mnie początek umierania… Mieszkam sama, a jedynym moim towarzyszem jest kot – Kocurek. Nie wiem, co będzie jeśli przestanę widzieć. Jak sobie poradzę? Kto wtedy mi pomoże? Jak sama wyjdę z domu? Z tymi pytaniami budzę się i zasypiam każdego dnia. Boję się. Tak bardzo się tego boję... Dzięki pomocy wspaniałych ludzi jestem już po serii zastrzyków do oka prawego i dwóch operacjach oka lewego. Pojawiło się światełko w tunelu, ale moja historia wciąż nie kończy się happy endem... Leczenie okazuje się długoterminowe i bardzo kosztowne. Zgodnie z zaleceniem lekarzy – wymagane jest długofalowego leczenia zastrzykami oka prawego i lewego. Niestety – w moim przypadku przy tej wadzie wzroku i dużym zwyrodnieniu siatkówki zastrzyki nie są refundowane przez NFZ. Proszę, poznaj moją historię i pomóż mi dalej walczyć o wzrok... Od kilku lat zmagam się z poważną wadą wzroku. Poważne zwyrodnienia siatkówki wkrótce mogą doprowadzić do tego, że stracę wzrok. Nie wyobrażam sobie tego. Z samotnością czasem ciężko jest mi sobie poradzić, a co będzie jeśli do tego przestanę widzieć? Dla mnie będzie to powolne umieranie w ciemności... Jestem już po serii zastrzyków do oka prawego i dwóch operacjach oka lewego (wiktektriomia z podaniem oleju silikonowego). Jest ogromne światło w tunelu, że pozostanę samodzielna i niezależna, a moja największa miłość i przyjaciel Kocurek będzie miał właścicielkę, która zawsze będzie wiedziała gdzie jest.  Nie chcę się poddać. Odkąd wiem, że istnieje dla mnie szansa, nie myślę niczym innym. Niestety roczne leczenie to olbrzymi koszt – dla mnie to cena niemożliwa do zapłacenia...  Nie zdobędę takich pieniędzy, dlatego, choć to trudne, zdecydowałam się poprosić o pomoc.  Dziękuję za każdy gest wsparcia – to dla mnie nadzieja na uratowanie wzroku. Jolanta

11 771,00 zł ( 28.81% )
Still needed: 29 080,00 zł
Rafał Okuniewski
12 days left
Rafał Okuniewski , 33 years old

Każdego dnia widzi coraz mniej... Pomóż ratować wzrok młodego męża i taty❗️

Mój mąż z każdym dniem traci jeden z ważnych zmysłów. Miał go od urodzenia, a za chwilę będzie musiał nauczyć się bez niego żyć? Czeka, go nauka wszystkiego od nowa? Brak możliwości oglądania otaczającego go świata? Nie ma na to mojej zgody…  Przez wiele lat nie wiedzieliśmy, co tak naprawdę dolega Rafałowi. Mój mąż w wieku 22 lat poważnie zachorował — zaczął  tracić wzrok. Mimo hospitalizacji i licznych konsultacji lekarskich ze specjalistami z neurologii i okulistyki w różnych miastach nie udało się postawić jednoznacznej diagnozy… W lipcu tego roku odbyliśmy konsultację z genetykiem w Poznaniu. Po dwóch miesiącach oczekiwania na wynik badania okazało się, że Rafał cierpi z powodu ślepoty Lebera, choroba pod postacią autosomalnie recesywną. Jest to bardzo rzadka choroba genetyczna, która prowadzi do stopniowej, całkowitej utraty wzroku. Odmiany, na którą choruje mój mąż, nie poddaje się terapii genowej, ani żadnemu leczeniu ze względu na to, że po raz pierwszy została opisana zaledwie rok temu! Najpierw nastąpiło załamanie, jestem tylko człowiekiem… Chwile później byłam już pewna, że o jego zdrowie będę walczyć do końca!  Nie poddajemy się i walczymy o to, by konsekwencje choroby spowolnić. Koszt kuracji suplementami jest naprawdę duży.  Mamy dwoje małych dzieci, jesteśmy młodymi ludźmi, którzy nigdy nie zakładali w swoim życiu tak poważnej choroby. Patrzyliśmy na tu i teraz, żyliśmy szczęśliwi chwilą, aż przyszłość nie zagroziła nam utratą zdrowia i swobody.  Nie stać nas w tym momencie na to, by ponieść wszystkie koszty leczenia. A przecież są konieczne dla ratowania (chodź odrobiny) samodzielności mojego Rafała.  Z brakiem wzroku można żyć, ale nas czekałaby nauka całej samodzielności, funkcjonowania i egzystowania w otaczającym świecie. Przebranżowienia się, rezygnacji z jazdy autem, ze wszystkiego, co mój mąż wypracował przez całe dotychczasowe życie…  Jego choroba niesie ogromne konsekwencje, którym chcemy stawić czoła i się im tak szybko nie poddać. Z tego powodu zwracam się z ogromną prośbą o pomoc, by dać mojemu mężowi szansę na jak najdłuższe zachowanie wzroku! Ewa, żona Rafała   * Kwota ze zbiórki jest kwotą szacunkową

11 767,00 zł ( 31.6% )
Still needed: 25 468,00 zł
Janusz "Janek" Budrowski
Janusz "Janek" Budrowski , 65 years old

Nieszczęśliwy wypadek prawie odebrał życie Januszowi! POMÓŻ!

Na co dzień Janusz pracował w firmie ochroniarskiej, ale w tym roku miał przejść na emeryturę. Razem ze swoją żoną planował podróże, które bardzo kochał. Lata ciężkiej pracy, w końcu, miały zostać zwieńczone zasłużonym odpoczynkiem. Wtedy zdarzył się jednak straszny wypadek! Janek już kończył pracę. Przygotowywał się do przekazania zmiany, kiedy nagle poślizgnął się i upadł na plecy. Niestety nikogo nie było przy tym zdarzeniu. Upadek musiał być naprawdę mocny, ponieważ dzień później na głowie Janusza pojawił się ogromny krwiak. Wtedy też znacznie pogorszył się jego stan… Z ust Janusza wydobywała się piana, skarżył się też na nieustający ból głowy, następnie zaczął tracić świadomość. Niezwłocznie wezwaliśmy pogotowie, które już w stanie ciężkim zabrało go do szpitala. Liczyła się każda minuta! Kilka lat wcześniej Janusz przeszedł operację serca, gdzie wymieniono mu zastawkę na mechaniczną. Od tego czasu codziennie musiał brać leki na rozrzedzenie krwi, co bardzo skomplikowało sytuację… Konieczne było przeprowadzenie pilnego zabiegu odsączenia krwiaka, a następnego dnia usunięto fragment czaszki.  Janusz wybudził się ze śpiączki farmakologicznej, jednak jego mózg nadal do końca nie podejmuje pracy. Progres w odzyskiwaniu zdrowia jest minimalny, ogranicza się do prostych drgnięć palcem i mrugnięć powieką. Zmiany, które poczynił upadek, są bardzo poważne. Jest jednak nadzieja, że Janek, chociaż częściowo odzyska sprawność.   Kiedyś Janek kochał malować – miał ogromny talent. Dzisiaj nie może nawet samodzielnie usiąść, więc tylko w sercu pozostaje nadzieja, że jeszcze weźmie pędzel w swoje dłonie... Musimy walczyć! Nie dopuszczamy do siebie scenariusza, w którym Janusz, do końca życia będzie przykuty do łóżka. Powrót do zdrowia wymaga jednak długiej i intensywnej rehabilitacji, która niestety jest niesamowicie kosztowna. Jeśli możesz, prosimy – pomóż! Rodzina 

11 765 zł
Tymek Jędrzejczak
Tymek Jędrzejczak , 2 years old

Tymek ważył zaledwie 700 gramów❗️Wygrał życie, dziś walczy o sprawność...

Wszystko rozegrało się nie tak, jak planowałam. Tak nagle, w pełnym stresie, z zagrożeniem życia, przyszedł na świat mój mały wojownik. Dzień jego narodzin stał się jednocześnie najgorszym i najpiękniejszym dniem w naszym życiu. W życiu naszej 7-osobowej rodziny.  Te chwile pamiętam jak przez mgłę. Czułam się bardzo źle. Doskwierały mi okropne bóle, wysoka gorączka i dreszcze. Przez cały czas byłam w kontakcie z moim lekarzem prowadzącym, który uważał, że prawdopodobnie zaraziłam się koronawirusem. Gdy objawy nie ustępowały i doszło do zatrzymania moczu, przepisano mi silny lek, który niestety doprowadził do tragicznych skutków.  W jednej chwili dostałam drgawek, których nie dało się opanować. Z minuty na minutę mój stan się pogarszał. Dalej bardzo mało pamiętam. Wiem, że zabrano mnie do szpitala, gdzie ze względu na krwotok wewnętrzny podjęto natychmiastową decyzję o rozwiązaniu ciąży poprzez cesarskie cięcie. I tak, zupełnie niespodziewanie, na świat przyszedł nasz Tymek, ważąc zaledwie 700 gramów! Zaraz po porodzie przetransportowano go do szczecińskiego szpitala, gdzie dalej walczono o jego życie. Ja w rozłące, nie wiedząc nic, przebywałam w szpitalu w Gryficach. Ten czas i chwile niewiedzy były jak koszmar. Odchodziłam od zmysłów. Tak bardzo bałam się wtedy o mojego maluszka.  W końcu, gdy wróciły mi pierwsze siły, pojechałam do drugiego szpitala. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Tymek był tak malutki, że jego paznokcie wyglądały jak ziarenka maku, przez skórę widać było każdą żyłkę, a najmniejsze pieluszki wyglądały jakby były co najmniej kilka rozmiarów za duże. Nie mogłam w to uwierzyć. Miał zaledwie 35 cm długości a jego główka była mniejsza od pięści! Niestety, synek urodził się z licznymi chorobami: wodogłowiem, zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych, z przepukliną mosznową prawostronną, z przepukliną pępka, z zaburzeniami metabolicznymi, zaburzeniami jonowymi, subkliniczną niedoczynnością tarczycy, niedokrwistością wcześniaków oraz niedrożnością wodociągu Sylwiusza. W dodatku podczas pierwszych tygodni przeszedł zakażenie rota norowirusowe.  Od tamtej chwili, każdy kolejny dzień był dla nas wielką niewiadomą. Gdy siadałam przy ogromnej aparaturze, prosiłam o cud. Lęk mieszał się na zmianę z przerażeniem i poczuciem żalu. W kółko zadawałam sobie pytanie, dlaczego moje kochane maleństwo musi tak bardzo cierpieć. Nie przestawałam jednak wierzyć w to, że damy sobie radę. Podczas 6-miesięcznego pobytu w szpitalu Tymek przeszedł aż trzy operacje – założenie zbiornika Rickhama, następnie drenu, a na samym końcu implantację układu zastawkowego. Ze względu na odklejenie siatkówki oka, konieczne było także dwukrotne przeprowadzenie laseroterapii.  Ostatnie pół roku życia to czas nieustającej walki, chwile pełne rozpaczy i zwątpienia, ale także czas ogromnej miłości i wzruszenia. Dziś jestem wdzięczna, że możemy być już w domu i razem z resztą rodziny dzielić się naszym szczęściem.  Obecnie skupiamy się na zapewnieniu Tymkowi odpowiedniej opieki specjalistycznej i systematycznej rehabilitacji. W planach są jeszcze kolejne dwie operacje, jednak za radą lekarzy odłożyliśmy je w czasie. Stan Tymka jest stabilny, a ostatnie miesiące były dla niego bardzo wyczerpujące. Teraz najważniejsze jest, by mógł odetchnąć i nabrać sił do dalszej walki.  Wiemy, że to nie koniec i przed nami jeszcze wiele trudności. Wiemy też, że leczenie, specjalistyczna opieka medyczna i regularne zajęcia z rehabilitantem będą generować zawrotne kwoty. Nie chcemy, by to właśnie pieniądze stały się przeszkodą nie do pokonania, dlatego pełni nadziei prosimy o Waszą pomoc! W tej sytuacji każda złotówka ma znaczenie, a każde słowo wsparcia doda nam siły i jeszcze większej wiary w to, że walka o naszego Tymka nigdy nie zostanie przerwana! Joanna i Daniel, rodzice Tymka

11 760 zł
Artur Romanowski
Artur Romanowski , 32 years old

Wygrać z chorobą i odzyskać życie... To moje jedyne marzenie❗️

Mam 31 lat. Zdiagnozowano u mnie pląsawicę Huntingtona. Kocham piłkę nożną i ogólnie sport. Mam syna i moim marzeniem jest doczekać dnia kiedy stanie się dorosły. Ale na tę chwilę ze względu na poważne problemy z pamięcią i koncentracją nie mogę ani znaleźć pracy, ani funkcjonować na tyle, by zająć się moją rodziną… Boję się... Najzwyczajniej w świecie boję się, że nie uda się mi pomóc. Mam stany depresyjne oraz tiki pląsawicze. Objawy się nasilają i może dojść do najgorszego. A ja chcę żyć. Normalnie żyć. Chcę być oparciem, nie ciężarem dla mojej partnerki i mojego synka. Choroba jest postępująca, a na tę chwilę nie ma leku, który całkowicie ją wyleczy. Jedyną nadzieją są leki i operacja wszczepienia stymulatora, którą za jakiś czas, mam nadzieję, uda się wykonać. Ale cena operacji to 120 000 złotych! Mam już część kwoty, ale do tego dochodzą koszty późniejszego leczenia, rehabilitacji i leku, który będę musiał przyjmować na stałe. Proszę wszystkich ludzi dobrej woli o wsparcie. Żyję nadzieją, że nie pozwolicie mi się poddać i że pewnego dnia będę mógł powiedzieć, że jestem "prawie" zdrowy. Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Bóg Wam zapłać za każdą pomoc. Artur

11 745,00 zł ( 11.04% )
Still needed: 94 638,00 zł
Wojciech Frąckowiak
Wojciech Frąckowiak , 7 years old

Było źle, jest jeszcze gorzej - stan Wojtusia się pogorszył... Proszę, pomóż!

Dziękujemy za dotychczasową pomoc, jednocześnie... Niestety znowu prosimy o wsparcie w walce z chorobą Wojtka.  Po ostatniej zbiórce udało nam się zrobić badania genetyczne oraz zakupić pionizator. Niestety Wojtek w maju 2022 roku zachorował na COVID. Po bardzo długim pobycie na OIOM i bardzo ciężkiej walce, udało mu się wyjść z tego. Jednak nie obyło się bez konsekwencji... Doszło do niewydolności oddechowej, powiększyły się uszkodzenia mózgu oraz degradacji płuc. Wojtek jest pod respiratorem 24 na dobę bez możliwości odpięcia go, choć na chwilę... Ogólnie stan się pogorszył, nasilają się napady padaczki, co też prowadzi do bardzo częstych pobytów w szpitalu. Nie takie wieści chcieliśmy tu dzisiaj przynieść ze sobą... Zwracamy się z prośbą o pomoc w uzbieraniu kwoty na specjalistyczne łóżko dla Wojtka. Potrzebne będą nam też odpowiednie ortezy. Dodatkowe wsparcie na rehabilitacje, czy dalsze leczenie... Nasza historia: Wojtusia codzienność nie wygląda tak jak u rówieśników. Wszystko przez diagnozy, które każdego dnia rujnują nasze wyobrażenie o beztroskim dzieciństwie synka, zmieniają rzeczywistość w ciągłą walkę i na każdym kroku stawiają nowe przeszkody… Wojtuś cierpi na padaczkę lekooporną z zaburzeniami świadomości i napadami ogniskowymi. Gdy wykonaliśmy badanie tomografem komputerowym, wyniki okazały się bardzo niepokojące. U synka stwierdzono wadę mózgowia, poszerzenie przestrzeni podpajęczynówki ze spłaszczeniem zakrętów kory. Do wszystkiego doszła jeszcze wada genetyczna – multiduplikacja chromosomu X i Y. Wszystko to spowodowało, że rozwój psychoruchowy Wojtusia jest znacznie opóźniony, a jednym z największych problemów jest obecnie mowa synka.  Dzięki dotychczasowemu wsparciu udało nam się zakupić pionizator, za co serdecznie dziękujemy. Chcielibyśmy też poddać synka dalszej dokładnej diagnostyce, oraz leczeniu. Chcielibyśmy zapewnić mu łóżko i sprzęt do codziennej walki o lepsze jutro!  Bardzo prosimy Was o pomoc!  Rodzice Wojtusia ➡️ Biegamy dla Wojtka ➡️ Akcja dla Wojtusia

11 745,00 zł ( 44.16% )
Still needed: 14 851,00 zł
Bartosz Toczyski
Bartosz Toczyski , 5 years old

Chciałabym, aby mój synek powiedział kiedyś do mnie „mama”! Bartuś potrzebuje pomocy!

Bartosz jest już dużym chłopcem, jednak cały czas nie mówi i ma istotne trudności w komunikowaniu się. Wiem, że jeszcze przez wiele lat moje dziecko będzie potrzebowało specjalistycznej terapii.  Mój synek urodził się przez cesarskie cięcie we wrześniu w 2019 r. Był całkowicie zdrowy, a w skali Apgar otrzymał 10 punktów! Sama ciąża także przebiegła bezproblemowo i zupełnie nic nie zwiastowało późniejszych trudności. Do pierwszego roku życia Bartek rozwijał się prawidłowo, jednak potem pojawiły się pierwsze oznaki, że coś jest jednak nie tak. Wtedy rozpoczęłam proces diagnostyczny… Dziś z perspektywy czasu wiem, że dobrze zrobiłam. Już po roku synek został zdiagnozowany, rozpoznano autyzm oraz opóźnienie rozwoju psychomotorycznego. Od tej pory zaczęła się walka o zdrowie i sprawność mojego dziecka.  Zajęcia terapeutyczne, rehabilitacje, turnusy – to jedyna forma pomocy Bartusiowi. Moim marzeniem jest, aby synek rozwijał się prawidłowo, abym mogła w końcu usłyszeć z jego ust słowo "mama". Proszę, pomóż mi o to zawalczyć. Dorota, mama

11 736 zł