Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jerzy Bernasiuk
Jerzy Bernasiuk , 63 years old

Udar niczym tornado zniszczył zdrowie Jerzego. Pomóż!

Prawie cztery lata temu dla mojego męża czas się zatrzymał. To wtedy, w czerwcu 2017 roku przeszedł niedokrwienny udar mózgu, który zabrał zdrowie, sprawność, a przede wszystkim samodzielność. Lekarze nie dawali mężowi nadziei, jego stan był krytyczny, a ja modliłam się tylko o to, że nie mogę go stracić. Dzień, w którym Jurek trafił do szpitala, pamiętam jak przez mgłę. Wspominał tylko o bólu w okolicy karku, który utrzymywał się od kilku dni. Szczerze mówiąc, myślałam, że jest to kwestia związana z przeciążeniem w pracy. Problem stał się coraz poważniejszy, kiedy u męża zaczęły się zawroty głowy i zaburzenia równowagi. Nie czekaliśmy już dłużej, pojechaliśmy do szpitala. Diagnoza postawiona przez lekarzy bardzo mnie zaskoczyła i przeraziła. Udar niedokrwienny prawej półkuli mózgu spowodował, że mąż został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Każdy dzień był czasem ogromnego strachu o zdrowie i życie Jurka. Gdy po miesiącu największe zagrożenie minęło i udało się ustabilizować parametry życiowe, usłyszałam, że mąż nie będzie w stanie samodzielnie funkcjonować…  Mąż był przykuty do łóżka przez rok. Dzięki ogromnej determinacji i rehabilitacji, która odbywa się 3 razy w tygodniu, udało się wypracować wiele cennych umiejętności. Z tygodnia na tydzień robi coraz większe postępy. Z człowieka leżącego, któremu zapowiadano stan wegetatywny, udaje się przy mojej pomocy wstać z łóżka, a nawet przejść kilka kroków!  Koszty związane z rehabilitacją są ogromne, dlatego prosimy o pomoc, by jego codzienność znów mogła przypominać tę sprzed udaru...  Przeszłość, to czas, do którego bardzo lubimy wracać. Wspominamy pracę Jurka, którą tak bardzo lubił. Nigdy nie usłyszałam z jego ust słów krytyki, nie narzekał na zmęczenie. Wspólnie uwielbialiśmy podróżować. Zawsze byliśmy ciekawi świata. Chcieliśmy poznać nowe miejsca, podziwiać piękne widoki, jeść regionalne jedzenie. Kiedy w naszym życiu pojawiły się wnuki, stały się jego oczkiem w głowie. Udar tak nagle zabrał zdrowie męża. Teraz musi zmagać się z niepełnosprawnością, jednak szanse na powrót do sprawności są naprawdę duże. Kiedy przypominam sobie, że lekarze nie dawali mężowi żadnych szans, oznajmili mi, że nie będzie mówił, sam jadł, będzie zależny tylko od rodziny, to do moich oczu napływają łzy. Nie dlatego, że tak bardzo się wtedy wystraszyłam, a dlatego, że nie mieli racji,  że udało się nam tak wiele wypracować.  Niestety rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Jurek powinien codziennie ćwiczyć pod okiem specjalisty. Stać nas jedynie na 3 godziny w tygodniu. Szansa na dofinansowanie z NFZ jest znikoma.  Mężowi udało się wyjechać na 3 turnusy rehabilitacyjne. Po jego powrocie zauważyłam znaczną poprawę stanu męża. Proszę, pomóż mi spełnić marzenie Jurka - jest bardzo piękne i wydaje się być na wyciągnięcie ręki… Zapytany, o czym teraz marzy, odpowiedział mi: ,,Największym marzeniem, które pragnę spełnić, jest pójście z wnukami na spacer. Tak niewiele, a dla mnie tak dużo…” Anna, żona Jurka *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

14 305,00 zł ( 31.27% )
Still needed: 31 440,00 zł
Krzyś Winiarek
Krzyś Winiarek , 19 months old

Mały wzrost, wielkie serce – pomóżmy Krzysiowi!

Ta ciąża była tak wytęskniona, tak wyczekana… Gdy dowiedzieliśmy się, że nasza rodzina się powiększy, szczęście, które czuliśmy, było wręcz nie do opisania! Przez długie tygodnie byliśmy przekonani, że Krzyś rozwija się w brzuszku prawidłowo – tak, jak parę lat wcześniej jego starsza siostra. Podczas wszystkich badań kontrolnych potwierdzał to w końcu specjalista, a nasza błoga radość trwała niezachwianie. Aż do momentu, gdy w 30. tygodniu ciąży lekarz przekazał nam niepokojące wieści, w które nie byliśmy w stanie uwierzyć… Ostatnie tygodnie przed porodem upłynęły nam w poczuciu niepokoju o zdrowie naszego synka… Badania pokazały, że jego główka jest troszkę większa, a nóżki troszkę krótsze, niż powinny być. Z całego serca chcieliśmy wierzyć, że to jakaś straszna pomyłka, że Krzyś urodzi się zdrowy. Tak się jednak nie stało.  Tuż po porodzie, mogliśmy dostrzec już na własne oczy, że nasz syn jest chory. Pokochaliśmy go z całą mocą od pierwszej sekundy i nie wyobrażaliśmy sobie już życia bez niego. Jednocześnie jednak byliśmy w szoku i nadal nie dopuszczaliśmy do końca myśli o chorobie Krzysia. Czym innym jest podejrzenie choroby, a czym innym zobaczenie jej u własnego dziecka. Może obawialiśmy się, że gdy odczujemy całe te przerażenie i lęk, rozsypiemy się na milion kawałków? Od razu dostaliśmy informację o podejrzeniu achondroplazji. Jest to genetyczna choroba, która powoduje zaburzenia budowy i rozwoju kości. Charakteryzuje się głównie bardzo niskim wzrostem, skróceniem kości ramieniowych i udowych oraz zaburzeniami proporcji ciała. Przekazano nam, że na ostateczne wyniki badań i potwierdzenie diagnozy będziemy musieli jednak poczekać. Nadal ostatkami sił staraliśmy łapać się strzępków nadziei. W międzyczasie otoczyliśmy Krzysia jak najlepszą opieką, leczeniem i rehabilitacją, by dać mu jak najlepszy start – bez względu na to, z czym ostatecznie przyjdzie się mierzyć.  Sił do codziennego parcia naprzód dodawała nam informacja, że nawet w przypadku potwierdzenia achondroplazji istniała refundowana możliwość jej leczenia. Refundacją został objęty niebotycznie drogi lek, który daje szansę na prawidłowy rozwój kości. Musi on być podawany przez paręnaście lat, a koszt takiego leczenia to aż 1,5 miliona rocznie! Jest to niewyobrażalna dla nas suma, jednak od rodziców innych chorych dzieci, które zostały objęte refundacją i rozpoczęły już leczenie, napływały do nas wiadomości dające tak ogromną nadzieję. Lek nie tylko okazywał się bardzo skuteczny, ale mógł być w przyszłości dostępny także dla Krzysia! Pierwszy cios przyszedł w sierpniu, gdy otrzymaliśmy informację o wycofaniu refundacji leczenia. Wiedzieliśmy już, że w przypadku potwierdzenia diagnozy nasze dziecko nie dostanie tej samej szansy, co inne! Drugi cios spadł na nas niedługo potem. We wrześniu nastąpiło ostateczne potwierdzenie achondroplazji u Krzysia. Lekarz przekazał nam tę informację w paru zwięzłych słowach w drzwiach swojego gabinetu. Po ich zamknięciu zostaliśmy z całą swoją niemocą, niepewnością i lękiem o przyszłość Krzysia zupełnie sami… nie wiedząc, co robić dalej.  Cały nasz świat wywrócił się do góry nogami i podporządkowany jest leczeniu i rehabilitacji synka. Ruchowo rozwija się wolniej niż inne dzieci. Rusza rączkami i nóżkami, jednak ze względu na duże rozmiary i ciężar główki dopiero uczy się ją podnosić. Ma również obniżone napięcie mięśniowe. Jest objęty opieką neurologa, laryngologa, ortopedy. Aby utrzymać sprawność ruchową i rozwijać się w podobnym tempie do rówieśników, Krzyś potrzebuje ciągłej rehabilitacji, na którą uczęszcza 3 razy w tygodniu. Dodatkowo codziennie wykonujemy z nim w domu ćwiczenia polecone przez fizjoterapeutę. Nasz synek potrzebuje nieustannej pracy, uwagi i opieki, co próbujemy pomóc zrozumieć jego 9-letniej siostrzyczce. Bardzo kocha brata i sama stara się otaczać go opieką. Widzimy jednak jak trudna to sytuacja również dla niej – w końcu sama jest jeszcze małym dzieckiem, którego potrzeby nie zniknęły wraz z narodzinami rodzeństwa. Bardzo ciężko jest znaleźć specjalistów, którzy mają wiedzę i doświadczenie w pomocy dzieciom z achondroplazją. Z tego powodu zmuszeni jesteśmy szukać ich prywatnie. Kolejnym problemem stają się ogromne koszty leczenia i rehabilitacji. Wiemy, że nie mamy możliwości opłacenia Krzysiowi prywatnie wielomilionowego leczenia. Każdego dnia wyczekujemy na informację o ponownym objęciu tego leku refundacją. Prosimy Was jednak o pomoc, by do tego czasu dać naszemu synkowi szansę na jak najlepszy rozwój i sprawność. By, wyczekując na refundację, nie stracił szansy na sprawność. Rodzice Krzysia

14 301 zł
Emilia Wolszczak
Emilia Wolszczak , 7 years old

Każdego dnia walczę o lepszą przyszłość Emilki!

Kiedy dowiedziałam się, że zostanę mamą bardzo się ucieszyłam. Niestety chwile szczęścia bardzo szybko zastąpił strach. W trakcie drugiego badania prenatalnego stwierdzono, że ze zdrowiem naszej córeczki coś jest nie tak. Wyniki rezonansu wykazały, że Emilka urodzi się z agenezją ciała modzelowatego i obszarami polimicrogyrii, czyli wadą rozwojową kory mózgowej. U córeczki stwierdzono również obustronną heterotopię podwyściółkową, która uszkadza układ nerwowy i przyczynia się do ataków padaczkowych.  Kiedy urodziła się Emilka, wyglądała jak zdrowa dziewczynka, dostała również 10 punktów w skali Apgar. Po dwóch miesiącach potwierdziły się jednak wcześniejsze diagnozy. U córeczki pojawiły się pierwsze ataki padaczki lekoopornej, w konsekwencji nasza codzienność drastycznie się zmieniła. Rozpoczęliśmy nieustanną walkę z kolejnymi napadami choroby, jeździliśmy na wizyty i konsultacje lekarskie, a szpital stał się naszym drugim domem. Od kiedy Emilka skończyła 3 miesiące, regularnie uczęszcza na rehabilitację. Córeczka jest również pod stałą opieką logopedy, pedagoga, fizjoterapeuty, neurologa, endokrynologa, nefrologa, neurochirurga, kardiologa i okulisty. Przez rok Emilka musiała przyjmować sterydy. Z początku wielopłaszczyznowa terapia przynosiła pozytywne skutki, jednak później wszystkie postępy się cofnęły. Córka zmaga się również z obniżonym napięciem mięśniowym, wadą wzroku oraz nerek.  Emilka ma 5 lat, ale jej rozwój psychoruchowy jest znacznie opóźniony. Obecnie córka może już samodzielnie siadać, ale wciąż nie potrafi chodzić, a jej prawa strona ciała jest znacznie słabsza. Emilka jest w stanie wypowiadać pojedyncze słowa, mimo tak wielu przeciwności nie poddaje się i każdego dnia udowadnia, że dzięki ciężkiej pracy w końcu pojawiają się małe sukcesy.  Tak bardzo chciałabym, by Emilka ruszyła naprzód, by miała w życiu łatwiej i w przyszłości stała się samodzielna. Niestety ataki padaczkowe niszczą wszystko i skazują moją córkę na potworne cierpienie. Nasza nadzieja nie gaśnie, dlatego każdego dnia walczymy o lepsze życie Emilki. Z całego serca proszę o wsparcie w zebraniu środków na turnus oraz dalszą rehabilitację. Za każdą wpłaconą złotówkę pragnę jednocześnie serdecznie podziękować, bo to dla nas światło w tunelu, i ogromna szansa na przyszłość córeczki. Mama Emilki 

14 299,00 zł ( 42.4% )
Still needed: 19 425,00 zł
Justyna Ołów
Justyna Ołów , 15 years old

Trwa walka z ciężką chorobą! Nawet zwykła infekcja może być dla Justyny ZAGROŻENIEM❗️

Choroba zamyka naszą nastoletnią córkę w domu lub nawet w szpitalu. Każdy kontakt z drugim człowiekiem może skutkować infekcją, która dla Justyny może okazać się niebezpieczna! Nie przypuszczaliśmy, że zwykła morfologia krwi może być początkiem naszej ciężkiej walki o zdrowie! Justyna była ciągle zmęczona i osłabiona. Jej skóra stawała się blada, a oczy coraz bardziej podkrążone. Pierwszym krokiem było zbadanie krwi. Nie minęło jednak 1,5 godziny, gdy zadzwonił pracownik laboratorium z informacją, że mamy jak najszybciej wrócić! Wyniki morfologii były DRAMATYCZNE! Potem ruszyła machina… Córka została skierowana na oddział hematologii i onkologii dziecięcej, gdzie podano jej krew. Wiedzieliśmy, że dzieje się coś poważnego! W naszych głowach pojawiały sie najpotworniejsze diagnozy… Dni mijały, a my nadal nie znaliśmy odpowiedzi, co dolega naszemu dziecku! W końcu po tygodniu od pobrania szpiku kostnego, lekarze znaleźli przyczynę problemów: anemia aplastyczna! To ona sprawiła, że szpik naszej córki jest uszkodzony i nie działa prawidłowo, a jej układ krwiotwórczy jest niewydolny! Justyna spędziła w szpitalu miesiąc. Przepisano jej leki i kazano regularnie przyjeżdżać na jednodniową wizytę do szpitala, aby kontrolować stan córki. Każdej nocy sprawdzaliśmy, czy nasze dziecko oddycha i jaką ma temperaturę… Musieliśmy być w stałej gotowości! Leczenie Justyny cały czas jest w toku, doszło już nawet do zmiany leków. Postać anemii aplastycznej u Justynki oceniono jako ciężką Córka ma bardzo słabą odporność, a lekarze bezwzględnie zakazali wychodzenia z domu i spotykania się z rówieśnikami. Nawet kontakt z rodzeństwem jest ograniczony do minimum, w obawie, że jej bracia mogą „przynieść” jakiegoś wirusa ze szkoły… Średnio co 5 dni Justyna musi mieć przetaczane płytki krwi, aby wspomóc organizm. Cały czas musimy uważać na córkę i zapewniać jej sterylność niemal wszystkich przedmiotów codziennego użytku: sztućców, talerzy, ręczników, szczoteczki do zębów. Koszty z tym związane zaczynają nas coraz bardziej przerastać! Teraz Justynka zachorowała i przebywa w szpitalu razem ze mną, z mamą. Leżymy w izolatce na oddziale hematologii i onkologii dziecięcej. Lekarze wdrożyli kolejny etap leczenia i mocno wierzymy, że wszystko się uda. Jeżeli nie, konieczny będzie przeszczep szpiku kostnego! Już wcześniej przeprowadzono badania w kierunku znalezienia dawcy w naszej rodzinie. Niestety, nikt z nas nie może pomóc Justynce! Dlatego jesteśmy jeszcze bardziej przerażeni! Jeżeli leczenie zawiedzie konieczny będzie przeszczep i poszukiwanie dawcy niespokrewnionego… Dopiero rozpoczynamy leczenie i nie wiemy jakie koszty jeszcze przed nami stoją. Choroba własnego dziecka spędza nam sen z powiek, jednak musimy zrobić wszystko, aby Justyna była zdrowa i bezpieczna. Twoja pomoc będzie dla nas realnym wsparciem, o które dziś prosimy… Rodzice Justyny

14 291 zł
Wiktoria Kuriata
Wiktoria Kuriata , 8 years old

Pomóżmy Wiktorii odzyskać uśmiech!

Nasza córeczka Wiktoria, 8-letnia dziewczynka, walczy z łysieniem plackowatym. Przez chorobę straciła swoje piękne włosy, co jest dla niej nie tylko fizycznym wyzwaniem, ale także dużym obciążeniem emocjonalnym. Zbieramy fundusze na perukę z włosów naturalnych! Prosimy o pomoc! Choroba znana również jako alopecja, pierwszy raz pojawiła się w wieku 2 lat. Wtedy były to jednak małe ogniska chorobowe, które dało się ukryć odpowiednią fryzurą. Niestety w listopadzie 2023 choroba zaatakowała z podwójną siłą i w ciągu 2 tygodni pozbawiła Wikę wszystkich włosów! Łysienie plackowate to choroba autoimmunologiczna, w której układ odpornościowy atakuje własne komórki cebulki włosa, co prowadzi do utraty włosów w określonych obszarach. Na dzień dzisiejszy nie ma skutecznego leku, który sprawi, że choroba się cofnie, a włosy odrosną. Jesteśmy pod stałą opieką psychologa, gdyż właśnie stan psychiczny naszego dziecka jest teraz dla nas priorytetem. Postanowiliśmy zorganizować zbiórkę funduszy na perukę z włosów naturalnych, która pomoże Wiktorii poczuć się pewniej i piękniej każdego dnia. Peruka ta nie tylko zwróci uśmiech na jej twarz, ale również pomoże zminimalizować wpływ choroby na jej codzienne życie. Niestety perukę musimy wymieniać co 2-3 lata, ponieważ główka córeczki ciągle rośnie. Nawet najmniejsza kwota może sprawić ogromną różnicę w życiu Wiktorii. Dziękujemy za okazane wsparcie i za pomoc w przywróceniu uśmiechu na twarz tej młodej wojowniczki. Razem możemy uczynić życie Wiktorii piękniejszym! Rodzice

14 288 zł
Oskar Chrząstek
Oskar Chrząstek , 44 years old

Wypadek, który niszczy wszystko... Pomóż!

Ułamki sekund zdecydowały niemal o całym przyszłym życiu pana Oskara. W momencie, w którym myślisz, że masz już wszystko, los może brutalnie to zabrać. 22 czerwca 2022 roku świat pana Oskara na chwilę się zatrzymał. Tego dnia uległ bardzo poważnemu wypadkowi motocyklowemu, w którym stracił dwie nogi. Tak trudno było pogodzić się z okrutną przeszłością, jednak teraz ważne jest to, by znów zacząć żyć! Po wypadku konieczne jest podjęcie rehabilitacji oraz zakup protezy. Niestety, to wszystko wiąże się ze sporymi wydatkami, a człowiek w momencie, w którym staje się niepełnosprawny, dodatkowo traci źródło dochodu... To wszystko generuje olbrzymie koszty, których rodzina samodzielnie nie jest w stanie udźwignąć. Każda wpłata pozwoli panu Oskarowi odzyskać nadzieję na lepsze jutro!  

14 252 zł
Marcin Chyrek
12 days left
Marcin Chyrek , 35 years old

Kiedy sekunda zmienia bieg całego życia....

Moim marzeniem zawsze była rodzina, szczęśliwa, duża, pełna miłości. Kiedy do naszej rodziny dołączały kolejne dzieci, byliśmy niesamowicie szczęśliwi. Okazało się jednak, że los postanowił pokazać nam swoją przewrotność w najgorszy możliwy sposób… Jedna minuta, kilkadziesiąt sekund może zmienić całe życie. To był moment, w którym wszystko się zatrzymało... Przez chwile chciałam się poddać. Stłumiony krzyk rozpaczy utknął mi w gardle... A później zostało mi tylko jedno wyjście, stoczenie wojny o życie i zdrowie mojego syna. Wojny, w której nikt nie dawał nam szans na zwycięstwo. Kiedy żegnałam się z nimi przed wyjściem z domu, krzyknęłam zwyczajne “do zobaczenia!”. Jak inaczej żegnać się z dorosłymi synami, kiedy wychodzą dosłownie na chwilę? Czy wychodząc rano do pracy, spodziewasz się, że możesz widzieć kogoś po raz ostatni? Ja też o tym nie myślałam. Trzej synowie wsiedli do samochodu z kolegą, by pojechać do pobliskiej miejscowości. Zwyczajna przejażdżka dla jednego z moich dzieci okazała się ostatnią drogą. Dla drugiego drogą, z której ciężko zawrócić. Trzeci, choć przeżył, boryka się z poważnymi problemami. Chwila wpłynęła na to, że nic nie jest takie samo. Rodzinna sielanka rozbiła się na milion kawałków. Kiedy ktoś pyta mnie, jak trzymamy się rok po tragedii… Ciężko przyznać, że jest coraz gorzej. Ta uderzająca cisza, której nic nie jest w stanie wypełnić. Marcin, Sławek i Łukasz - trzech synów z piątki moich dzieci. 1 kwietnia 2018 rok - ten dzień już zawsze będzie kojarzył się tylko z jednym słowem: tragedia... Ostatnie chwile życia spędzili razem - to jedyna pocieszająca myśl, w tej całej historii. Samochód nagle zjechał ze swojego pasa i uderzył w drzewo. Do dziś nikt nie zna przyczyny. Sławek, najstarszy z nich, zginął tuż po wypadku. Łukasz po początkowych problemach wyszedł z niego cało. Marcin najpierw zapadł w śpiączkę. Lekarze nie dawali mu szans. Kiedy pojawiłam się w szpitalu, usłyszeliśmy z mężem, że czas byśmy szykowali się na kolejny pogrzeb. Nie miałam nawet kilku dni na żałobę. Od razu ruszyłam do walki. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że będę musiała go pożegnać. Przełknęłam łzy i postanowiłam, że na to nie pozwolę. Oczekiwanie na wybudzenie Marcina dłużyło się w nieskończoność. Kiedy w końcu otworzył oczy, doradzano nam, by jak najszybciej poszukać hospicjum. Syn miał nigdy nie wrócić do sprawności, a medycy zapowiadali, że my niebawem nie będziemy mieli siły się nim zajmować. Podjęliśmy decyzję, że nie zrezygnujemy. Było ciężko od samego początku. Wizyty w ośrodkach, konsultacje, prośby o pomoc. I małe-wielkie sukcesy. Wbrew temu, co zapowiadano, Marcin zrobił niesamowite postępy. Tylko i aż rok. Syn, mimo poważnych obrażeń i uszkodzeń, zaczął mówić pojedyncze słowa, każdego dnia walczy o samodzielność. W ostatnim czasie zaczął nawet wstawać z naszą pomocą. Widzimy, jak wiele jest w stanie wypracować, to daje nadzieję na to, że uda się uratować część tego, co odebrał wypadek. Nie zawsze jest łatwo. To nie jest historia, niczym z amerykańskiego filmu, gdzie po chwilowej burzy i załamaniu wychodzi słońce. Intensywna rehabilitacja, pobyty w ośrodkach bywają wykańczające dla syna. Czasem zniechęcony do wszystkiego zadaje mi pytanie, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi: “Po co mnie ratowałaś?!”. Patrzę wtedy na niego i wiem, że spojrzeniem przekazuję więcej niż za pomocą słów. Jestem jego siłą, opoką w najtrudniejszych sytuacjach. Ale to działa w dwie strony - on również jest moją inspiracją w chwilach, kiedy dopada mnie zwątpienie. Wiem, że nie możemy się poddać. Osiągnęliśmy już wiele, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Kiedyś nas zabraknie, a Marcin zostanie na świecie sam. Nie chcę zobowiązywać rodzeństwa do codziennej opieki. Właśnie dlatego całą swoją energię skupiam na tym, by wypracować jak najwięcej. Wraz z osiągnięciami rosną również potrzeby. By podtrzymać dotychczasowe efekty, niezbędna jest dalsza, intensywna rehabilitacja, która pobudzi odpowiednie układy i zachęci do otworzenia kolejnych drzwi na drodze do samodzielności. Marcin, kiedyś skryty zamknięty w sobie, dziś chętnie nawiązuje kontakty. Jest jeszcze jeden powód, dla którego Marcin musi walczyć. Ktoś wciąż na niego czeka… 8-letni Dorian, jego synek, z którym przez wypadek niemalże całkowicie stracił kontakt. Marcin tęskni i nie chce, by syn zapomniał, że ma ojca. Ojca, który jest odważnym i dzielnym człowiekiem. Który wrócił spod granicy śmierci, bo nie chciał przegapić, jak jego dziecko dorasta…  Marcin jest dorosły, ale wymaga całodobowej opieki. Nie pozwoliłam na to, by znalazł się w hospicjum, zawalczyłam o niego i udało się. Straciłam o jednego syna za dużo. Codziennie powtarzam Marcinowi i pozostałym dzieciom, że życie jest kruche. Każda chwila zasługuje na to, by ją celebrować, a w najtrudniejszych chwilach to rodzina pomaga wstać z kolan. Pomóżcie nam, by mój syn również mógł stworzyć własną i nie był skazany na wieczną samotność!

14 240,00 zł ( 51.48% )
Still needed: 13 420,00 zł
Mateusz Kornecki
Mateusz Kornecki , 29 years old

Rok temu w śpiączce, dziś walczy o zdrowie i sprawność❗️

Cuda się jednak zdarzają. Mateusz rehabilituje się w ekspresowym tempie! Dzięki Wam i Waszej pomocy może skupić się na tym, co teraz dla niego najważniejsze – rehabilitacji, która może mu pomóc w powrocie do zdrowia. Wasza pomoc jest niezbędna! Historia Mateusza: Mateusz to człowiek, którego synonimem może być sumienność. Wiemy, że kiedy już się wybudzi starczy mu sił i zapału do walki o zdrowie. Jedyną przeszkodą mogą być koszty leczenia. Przyjaciół ma się niewielu, ale za to Ci prawdziwi zostają na całe życie. Niektórzy z nas znają Mateusza już ponad 15 lat! Jesteśmy grupą znajomych, która przeżywa ze sobą wszystkie wzloty i upadki. Dlatego i dzisiaj nie mogło nas obok niego zabraknąć.  Mateusz zmroził nam wszystkim krew w żyłach, gdy dowiedzieliśmy się o wypadku... Miał niestety ogromnego pecha! Ale o ile można coś takie powiedzieć w tej sytuacji — byliśmy spokojni. Trafiło na gościa, który nigdy się nie poddaje i jest po prostu silnym wojownikiem!  19 lipca w wyniku nieszczęśliwego wypadku na rowerze trafił do szpitala wojskowego w Krakowie. Kornel (bo tak nazywają go najbliżsi) pokonywał jedną z przeszkód. Zawsze brał pod uwagę bezpieczeństwo. Miał na sobie kask i długo przed zjazdem obmyślał wszystko za i przeciw.  Zjechałem przed nim i obserwowałem jego podejście. Korni miał wielkiego pecha, bo o ile przeszkoda nie sprawiła kłopotu, to zrobił to rower. Złe ustawienie, upadek i tragedia. Widząc to wszystko, pomyślałem: „Skończy się złamaniem obojczyka”. Ale Mateusz nie wstawał… W taki sposób zaczęła się jego i nasza tragedia.  Mateusz był w śpiączce. Wcześniej podłączony do respiratora w końcu zaczął oddychać samodzielnie. Pod opieką medyczną oraz wsparciem swojej rodziny i najbliższych był w coraz lepszej formie. Rurka tracheostomiczna, odżywanie pozajelitowe, niedowład kończyn, wózek inwalidzki... To wszystko za nim. Dziś chodzi, a nawet próbuje biegać – chociaż musi jeszcze popracować nad równowagą. Mówi, chociaż czasami ślizga się po słowach, więc cały czas pracuje z neurologopedką oraz ćwiczy oczy, bo ma bardzo ograniczone pole widzenia z lewej strony. Stąd pomysł na aplikację pomagającą w ćwiczeniach. Robi ją dla siebie i innych. Ćwiczy też lewą rękę, która wciąż jest słabsza, nie pracuje tak, jak prawa. Jakby zapomniała, że może się prostować. Także w codziennym życiu. Bo na zajęciach rehabilitacyjnych na ściance jakby zapomina, że jest trochę niepełnosprawna. Ale potem szybko sobie o tym przypomina. Mateusz wciąż się rehabilituje i jeszcze długo będzie musiał walczyć o powrót do zdrowia. Jesteśmy za to nieustająco wdzięczni. Bo bez Was nie byłoby tego wszystkiego. Siła wielu małych kwot sprawiła, że mogliśmy RAZEM pomóc w wybudzaniu Kornela. Naszym celem jest teraz walka o to, by znowu RAZEM pomóc mu w rehabilitacji. Bliscy

14 206,00 zł ( 11.12% )
Still needed: 113 454,00 zł
Karol Mazanek
Karol Mazanek , 3 years old

Karolek o zdrowie będzie walczył całe życie... Nie pozwól diagnozie wygrać!

Jesteśmy rodzicami Karola, naszego ukochanego synka. Wychowujemy go i opiekujemy się nim, najlepiej jak tylko potrafimy. Niestety, Karol od urodzenia zmaga się z mniejszymi lub większymi problemami zdrowotnymi…  Nasz synek urodził się z bardzo duży, przez co konieczne były wizyty u fizjoterapeuty. Niedługo potem u naszego dziecka rozwinęły się atopowe zapalenie skóry oraz infekcje górnych dróg oddechowych. Niestety, nie był to koniec problemów ze zdrowiem Karolka –  z czasem zdiagnozowano u niego także astmę oskrzelową.  Jednak te wszystkie diagnozy nie były tym, co martwiło nas najbardziej. Karol nie rozwijał się tak jak rówieśnicy. Nie okazywał zainteresowania otaczającym go światem, nie wskazywał, nie zaczynał mówić czy gaworzyć. Miał ogromne trudności z nawiązywaniem kontaktu wzrokowego, relacjami społecznymi i zrozumieniem niektórych zasad.  Zdecydowaliśmy się zdiagnozować Karolka w kierunku autyzmu. Niestety, w kwietniu 2023 r. po szeregu spotkań ze specjalistami nasze obawy się potwierdziły.  Od tego czasu uczęszczamy z Karolkiem na prywatną terapię z psychologiem i logopedą. Postępy są widoczne, ale pomoc terapeutów nadal jest niezbędna. Dzięki współpracy ze specjalistami udało się nam wprowadzić system komunikacji zastępczej, która pozwala nam lepiej zrozumieć synka i jego potrzeby. Na co dzień widzimy, jak ogromne efekty przynoszą wizyty u psychologa i logopedy – lepiej radzi sobie z emocjami, chętniej bawi się z dziećmi, poprawiła się komunikacja.  Karol uczęszcza do żłobka, lecz we wrześniu tego roku zostaliśmy zmuszeni do przeniesienia naszego synka do innej placówki. Po wielu miesiącach poszukiwań udało się w końcu znaleźć miejsce w przedszkolu terapeutycznym. Niestety, jest to prywatna placówka.  Wszystkie koszty związane z terapią Karolka i wizytami u specjalistów są bardzo wysokie. Bardzo staramy się samodzielnie im sprostać, niestety, zaczynają one przekraczać nasze możliwości. Dlatego zwracamy się z prośbą do Was o pomoc w walce o lepsze jutro dla naszego synka. Rodzice Karolka

14 190 zł