Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Maria Gruszecka
Maria Gruszecka , 23 years old

PILNE ❗️Każdy kolejny dzień życia naszej córki to CUD❗️

Nasza córka jeszcze dwa i pół roku temu pracowała, miała pasje, plany. Zdając maturę marzyła, żeby studiować dietetykę i pomagać ludziom, a przede wszystkim móc cieszyć się życiem i zarażać radością innych. Niestety okrutna choroba przykuła ją do łóżka, gdzie każdego dnia walczy o cud, jakim jest kolejny dzień życia… Krótko po napisaniu egzaminu dojrzałości Marysia zaczęła się gorzej czuć. Zaczęła mówić przez nos, miała problemy z przełykaniem, trudności w utrzymaniu głowy… Była bardzo osłabiona. Rozpoczęto diagnostykę, a następne tygodnie wykluczały kolejne choroby. Nasza córeczka zaczęła bardzo chudnąć. Proces ten był na tyle agresywny, że lekarze musieli założyć Marysi PEG’a.  Kolejne miesiące przyniosły inne, niesamowicie okrutne dolegliwości. Córka nie mogła mówić, ciężko jej było oddychać. Konieczne było założenie rurki tracheotomicznej. Bardzo modliliśmy się o zdrowie naszej córki i trwaliśmy w wierze, że szybko z tego wyjdzie. Stan Marysi niestety się nie poprawiał, było coraz gorzej! Maria trafiła na oddział intensywnej terapii, z którego wyszła po 1,5 miesiąca już z respiratorem. Wtedy też otrzymaliśmy finalną, rujnującą nasze życie diagnozą. U naszej córki wykryto stwardnienie zanikowe boczne (SLA)! Jest to choroba nieuleczalna, wywołana uszkodzeniem układu nerwowego, która objawia się osłabieniem, a w konsekwencji zanikiem mięśni. Rokowania w przebiegu stwardnienia zanikowego bocznego są bardzo złe. U większości pacjentów do zgonu dochodzi zazwyczaj w okresie 3-5 lat od postawienia diagnozy.  Nasza córka ma dopiero 23 lata, to nie jest czas, żeby umierać. Niestety do dnia dzisiejszego nie wynaleziono leku, który mógłby uratować jej życie… Po poznaniu diagnozy istniała możliwość leczenia w Belgii. Niestety, ze względu na tracheotomię i postępujące kłopoty z oddychaniem, Maria nie mogła rozpocząć tej terapii. Cały czas staramy się szukać alternatywnego leczenia, aby móc jej pomóc. Jest to niestety niezwykle trudna i wyboista droga.  Obecnie Marysia przebywa w domu. Waży zaledwie 28 kg! Jest bardzo słaba, praktycznie cały czas leży. Nie byliśmy przygotowani na tak szybki rozwój choroby – już nawet nie jesteśmy w stanie porozumiewać się z córką werbalnie. Czasem pisze do nas wiadomości w notatniku, lecz nawet na to zaczyna brakować jej sił... Marysia wymaga stałej opieki fizycznej i wsparcia emocjonalnego. Niestety, zaczyna brakować nam nie tylko sił, ale również pieniędzy, aby dalej towarzyszyć córce w walce z chorobą. Chcielibyśmy zapewnić jej większą ilość rehabilitacji, specjalistyczny sprzęt ułatwiający jej życie, pomoc psychologiczną oraz opiekunkę. To co teraz zapewniamy Marysi to niestety nadal za mało. Codziennie otaczamy nasze dziecko modlitwą i jesteśmy wdzięczni za każdy kolejny dzień spędzony razem. Niestety doszliśmy do momentu, gdzie sami nie jesteśmy w stanie zapewnić Marysi wszystkiego, czego potrzebuje. Dlatego zwracamy się z uprzejmą prośbą o wparcie. Jesteśmy pełni wiary i nadziei, że znajdą się dobre dusze, które pomogą naszej kochanej córce. Dobro wraca – błagamy, nie odwracajcie wzroku!  Rodzice Marysi

14 425 zł
Wiktoria Frączek
6 days left
Wiktoria Frączek , 6 years old

Życie naznaczone ogromem bólu i cierpienia – pomagamy Wiktorii!

Choroba dziecka, a w zasadzie wiele chorób to cios prosto w serce, który sprawia, że świat pęka w pół, a życie na chwilę traci sens. Jeśli los zsyła Ci największą tragedię masz dwie opcje: poddać się i czekać bezczynnie na to, co przyniesie przyszłość lub zdusić bunt wobec świata, pokonać strach, zatrzymać łzy i walczyć o każdy dzień. Patrząc na ogromną wolę życia naszej córeczki stajemy do walki razem z nią, żałujemy tylko, że nie możemy przynajmniej części jej cierpienia wziąć na siebie…  Najtrudniejszą walkę – te o życie – Wiktoria stoczyła na samym starcie, w pierwszych swoich dniach. Wygrała. Niestety ze skutkami tego, co się wydarzyło, walczymy do dzisiaj. Każdego dnia robimy wszystko, co w naszej mocy, by odzyskała jak najwięcej sprawności.  Wikusia urodziła się w 28 tygodniu ciąży. Nie dość, że dużo za wcześnie, to z „bratem bliźniakiem”. Na imię mu było potworniak. To nowotwór zawierający elementy tkanek z różnych narządów... U noworodków jest on zlokalizowany w okolicy krzyżowej. Córeczka przy urodzeniu mierzyła 31 cm, z czego prawie połowę wielkości jej ciała zajmował nowotwór. Wiktoria od pierwszych dni musiała walczyć o życie. Tuż po narodzinach, zamiast w moje ramiona, trafiła na stół operacyjny i potem do inkubatora. Zamiast matczynego ciepła czuła chłód kabli i rurek, które ją oplatały. Modliliśmy się o to, by żyła, jednocześnie słysząc diagnozy, które raziły jak pioruny. Po resekcji guza ujawniły się kolejne choroby: całkowita obustronna głuchota, porażenie zwieraczy cewki moczowej i odbytu, kurczowe porażenie połowiczne, niedowład wiotki prawej kończyny dolnej. Wikusia przeszła wiele ciężkich chorób, operacji i zakażeń zagrażających jej kruchemu życiu. Od samego początku jej rozwój jest opóźniony, wymaga całodobowej opieki. Musiałam zrezygnować z pracy zawodowej, by móc w całości poświęcić się córeczce. Ciężar utrzymania spadł na głowę taty. Niestety koszty związane z codzienną opieką nad córką ciągle rosną i przerastają nasze możliwości. Kiedy patrzę w oczy mojej córki, widzę dziewczynkę, która przeżyła, chociaż po urodzeniu wróżono jej śmierć. Przypominam sobie wszystkie te chwile spędzone na oddziale dla noworodków i znów czuję ten sam strach. Wiem, że teraz cała jej przyszłość jest w naszych rękach. Jako rodzice musimy zrobić wszystko, by mogła walczyć o swoją sprawność. Niestety ta droga jest długa i wyboista, ale jako rodzice walczący o własne dziecko nie możemy z niej zawrócić. Naszym obowiązkiem i największym marzeniem jest zapewnienie dziecku jak najlepszego życia. My zamierzamy ten obowiązek wypełnić. Przed Wikusią dalsza rehabilitacja, na którą zaczyna brakować nam już pieniędzy. Do tego dochodzą dodatkowe koszty: cewniki wymieniane co trzy godziny, środki higieniczne oraz leki. Rocznie daje to kwotę ponad 30 tysięcy! Bezsilność jest gorsza niż strach. Naszą nadzieją jesteś Ty, dlatego prosimy, pomóż nam walczyć o przyszłość naszej córki... Rodzice

14 386,00 zł ( 32.62% )
Still needed: 29 708,00 zł
Ola Jóźwiak
8 days left
Ola Jóźwiak , 23 months old

25. tydzień ciąży i tylko 800 gramów... Pomoc dla Oli!

Ola przyszła na świat zdecydowanie za szybko. Urodziła się w 25. tygodniu ciąży i ważyła tylko 800 gramów! Stan był krytyczny, nie dawano jej praktycznie żadnych szans… Urodziła się z sepsą. Po kilku dniach doszło u niej do wylewu do obu komór mózgowych, a także do zapalenia opon mózgowych! Córeczka miała też ogromne problemy z oddychaniem, prawie miesiąc spędziła pod respiratorem. Tak bardzo się o nią baliśmy! W trakcie pobytu w szpitalu konieczne było leczenie jej silnymi antybiotykami. Miała też przetaczaną krew. Walczyła z bakterią E. coli. Po tym niesamowicie trudnym początku, po 101 dniach opuściła w końcu szpital! Przez pewien czas dalej musiała być jednak pod tlenem.  Oli udało się osiągnąć duże postępy. Ruchowo rozwija się dobrze, mamy nadzieję, że niedługo postawi pierwsze kroczki. Duża w tym zasługa rehabilitacji, której córka dalej bardzo potrzebuje.  Głównym problem, z którym się teraz mierzymy, jest jednak obustronny głęboki niedosłuch. Od dwóch miesięcy córeczka nosi aparaty słuchowe, tak aby stymulować nerwy słuchowe. Nie wiadomo, co będzie dalej. Lekarze nie wiedzą, czy Ola będzie słyszeć. Musimy zrobić wszystko, żeby dać jej taką szansę.  Córka jest w trakcie kwalifikacji do implantu słuchowego. Koszty jego utrzymania są bardzo duże. Potrzebne są części, ubezpieczenie, serwisowanie. Nasza dziewczynka wymaga też kompleksowej rehabilitacji. Korzysta z procesora dźwięku, który udało nam się zakupić. Potrzebne jednak będą jeszcze inne sprzęty do rehabilitacji domowej. Odwiedzamy wielu specjalistów: kardiologa, neonatologa, okulistę, gastroenterologa, audiologa, surdologopedę, neurologopedę, neurologa. Konieczne są też ciągłe badania. Póki co nie widać śladów po wylewach, ale nie wiadomo, jak będzie dalej. Córka miała podejrzenie porażenia mózgowego. Wierzymy, że z naszą pomocą będzie mogła osiągnąć jak największą sprawność! Prosimy, bądźcie z nami! Robimy, co w naszej mocy, żeby zapewnić córce najlepsze leczenie i rehabilitację. Koszty są jednak ogromne. Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę!  Rodzice

14 387 zł
Antoś Kopiszka
Antoś Kopiszka , 7 years old

By nadzieja na sprawność nigdy nie zgasła...

Antoś to najdzielniejszy wojownik, jakiego znamy. Miał być zdrowym dzieckiem, niestety los okazał się nieprzewidywalny i okrutny... Antek ma mózgowe porażenie dziecięce w postaci niedowładu połowiczego prawostronnego, które powstało na skutek niedotlenienia mózgu. Rehabilitację rozpoczął w wieku 2 miesięcy i od tego czasu ciągle walczymy o jego sprawność, chwytając się różnych metod i terapii. Niestety, aby zachować tę sprawność, skazany jest na stałą rehabilitację i ciągły udział w terapiach. Wiemy, że bez tego, będzie o wiele gorzej. Na chwilę obecną Antoś cały czas chodzi na palcach prawej stopy, nie jest w stanie pokonać dłuższych dystansów - tak jak większość jego rówieśników. Niestety często się przewraca, co już dwa razy spowodowało uraz nogi, który na jakiś czas odebrał mu  możliwość chodzenia Synek gorzej porusza prawą ręką, ma również stwierdzony opóźniony rozwój mowy,  zaburzenia integracji sensorycznej, wadę wzroku, atopowe zapalenie skóry i alergie. Musi nosić ortezy na kończyny dolne, ortezę na prawą rączkę, okulary, a także konieczne jest korzystanie z pionizatora. Ciągłe konsultacje i wizyty u najróżniejszych specjalistów w różnych częściach kraju to  nasza codzienność. W październiku 2020 r. i kwietniu 2021 r. miał podaną toksynę botulinową, dzięki której mieliśmy nadzieję sprowadzić jego stopę na piętę, niestety botulina w jego przypadku, nie przyniosła spodziewanego efektu. W kwietniu byliśmy na 3 tygodniowym turnusie w Neuronie, gdzie dzięki intensywnej rehabilitacji udało nam się dobrze rozciągnąć nóżkę, pracowaliśmy też nad lepszą jakością chodu oraz wzmocnieniem mięśni. Antoś uczestniczył w wielu zajęciach i terapiach oraz korzystał ze sprzętów, do których nie mamy dostępu na co dzień. Oprócz kinezyterapii brał udział również w hipoterapii, kynoterapii, uczestniczył w zajęcia logopedycznych, zajęciach z pedagogiem, terapii wzroku, terapii ręki, korzystał z rezonansu stachostycznego oraz terapii radiofalowej. Następnie byliśmy na tygodniowym turnusie w Warszawie, gdzie dalej walczyliśmy o poprawę stanu prawej nogi, konsultowaliśmy się również w sprawie gipsowania. Ten miesiąc ciężkiej pracy dał nam jeszcze więcej motywacji do walki. Uzyskaliśmy cenne rady i wskazówki. Opracowaliśmy plan działania na kolejne miesiące. Pomiędzy turnusami Antek uczestniczy w stałych terapiach oraz w miarę możliwości chodzi do przedszkola. Stan zdrowia Antka jest poważny. Przez obciążanie głównie lewej strony ciała, niedociążanie prawej nogi skazany jest na różne deformacje ciała, problemy z biodrami, co wiąże się z bólem oraz koniecznością wielu zabiegów czy operacji... Chcemy tego uniknąć, a przynajmniej przesunąć w czasie... Cały czas walczymy również o rozwój mowy. Antek jest wesołym i inteligentnym dzieckiem, niestety problemy komunikacyjne często powodują u niego zdenerwowanie. Dzięki terapii logopedycznej wiele już osiągnęliśmy, jednak jego mowa ciągle jest dla większości osób niezrozumiała, dlatego rozważamy wprowadzenie komunikacji alternatywnej. Jesteśmy przekonani, że każdy intensywny turnus rehabilitacyjny to dla niego szansa na poprawę stanu zdrowia. Wiemy też, że ta walka nie skończy się tylko na 5 turnusach... on musi walczyć całe życie. Zrobimy wszystko, żeby mu pomóc, choć jest coraz trudniej. Koszta takich turnusów są ogromne... dlatego, mimo iż nie jest to dla nas łatwe, prosimy Was o pomoc. Rodzice Antosia

14 363,00 zł ( 36% )
Still needed: 25 531,00 zł
Maja Chabros
3 days left
Maja Chabros , 5 years old

Operacja uratowała życie Mai, lecz całkowicie odebrała sprawność❗️ Ratunku❗️

5 lipca 2019 r. przyszła na świat nasza kochana córeczka Majusia. Trzymałam w rękach 2930g szczęścia i wiedziałam, że już będę się o nie martwić do końca swoich dni. Nie przypuszczaliśmy jednak, że los zgotował jej tak bolesne i trudne dzieciństwo… Gdy miała 2 miesiące, trafiłyśmy do szpitala na oddział kardiologii. Po pierwszym szczepieniu Majcia przestała jeść i pojawił się szmer nad serduszkiem. Lekarze początkowo nie widzieli, co dokładnie się dzieje. Zalecili kontrolę po 2 miesiącach.  Jednak serce matki i intuicja podpowiadała mi, żeby skontrolować to raz jeszcze u innego specjalisty. Gdy Maja miała rok, okazało się, że jej serce jednak jest w bardzo złym stanie – ciężkie nadzastawkowe zwężenie aorty. Zostaliśmy skierowani na badania i cewnikowanie serca. Niestety zabieg nie powiódł się, balonik został odrzucony – wada Majuni była zbyt poważna. Kwalifikowała się do operacji kardiochirurgicznej.  14 stycznia 2021 Majeczka trafiła na stół operacyjny. Operacja trwała 5 godzin. Początkowo wszystko było w porządku. Zwężenie udało się poszerzyć. Jednak po kilku godzinach nastąpiło mocne krwawienie. Nasza córeczka z powrotem trafiła na stół. Trudno było opanować krwotok i serduszko Majusi zatrzymało się. Lekarze długo walczyli o jej życie. Serce zaczęło bić z powrotem. Maja leżała podłączona do stosu kabli i spała. Dzień, drugi i trzeci... Bardzo długo nie mogła się wybudzić. Nasz świat runął jak domek z kart. Czuwałam przy jej łóżku i modliłam się do Boga o to, żeby jej nam nie zabierał. Majcia po kilku dniach wybudziła się. Wybudziła się z wielkim krzykiem, którego wcześniej jako jej matka nie znałam. Już wtedy wiedziałam, że nie zwiastuje to nic dobrego… Komplikacje podczas operacji zostawiły trwały ślad w mózgu. Doszło do obrzęku. Nasza córeczka krzyczała i cierpiała z bólu przez dokładnie 10 dni i nocy. Żadne leki nie działały, a my byliśmy bezradni – podobnie jak lekarze. Serca pękały nam na tysiące kawałków.  Obraz po rezonansie głowy wykazał nieodwracalne zmiany w mózgu. Ta operacja uratowała jej życie, ale zabrała całkowicie sprawność. Nasza córeczka straciła wszystkie opanowane przez nią umiejętności. Była dzieckiem chodzącym i posługiwała się sporym zasobem słów. Uwielbiała malować rączkami, oglądać książeczki i podjadać mamie farsz do pierogów. Operacja zmieniła wszystko. Leżała z zaciśniętymi piąstkami patrząc w jeden punkt. Nie reagowała na bodźce z zewnątrz.  Teraz po ciężkiej, intensywnej rehabilitacji zaczyna mówić pojedyncze słowa, chodzić podtrzymywana. Jako rodzice zrobimy wszystko, żeby była sprawna. Chcemy, żeby jej uśmiech gościł na jej twarzy coraz częściej. Zapewniamy jej rehabilitację domową na tyle, na  ile pozwalają nam nasze umiejętności i wiedza. Zakupiliśmy specjalistyczne sprzęty potrzebne do lepszego funkcjonowania, ale to wciąż za mało. Wiemy, że ma ogromny potencjał. Potrzebna jest kosztowna rehabilitacja. Niestety kwoty za zajęcia, które przynoszą ogromne efekty – zaczęły przekraczać nasz budżet rodzinny. Maja potrzebuje zajęć na basenie, ćwiczeń poprawiających jej koordynację wzrokowo-ruchową, terapii logopedycznej oraz udziału w kosztownych turnusach… Niestety, nie są one refundowane. Prosimy o wsparcie. Pomóż Majusi odzyskać sprawność.  Rodzice Mai

14 350 zł
Janusz Kania
Janusz Kania , 53 years old

Chciałbym znów móc stanąć na nogi... RATUNKU!

Trudno przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, gdy w ułamku sekundy całe życie zostaje wywrócone do góry nogami. Pojawiają się różne emocje, pytania w głowie: czy na pewno dam radę? Czy to udźwignę? Najważniejsze jednak, aby nie zwątpić, że ma się siłę, by dalej żyć... Do grudnia 2022 roku, moje życie było bardzo spokojne, poukładane, szczęśliwe. Niczego mi nie brakowało. Żyłem u boku dwóch najważniejszych kobiet – ukochanej żony i córki. Uwielbiałem wędkować i spędzać czas na świeżym powietrzu. Pracowałem na budowie w Norwegii, ale niestety firma ogłosiła upadłość i byłem zmuszony do podjęcia nowej aktywności. Wybrałem nowe miejsce pracy i w styczniu miałem wyjechać do Austrii.  Wtedy moje dotychczasowe życie legło w gruzach. Miałem straszny wypadek. Przewróciłem się na rozbite szkło, które wbiło się w moją tętnicę udową. Pomimo wielkich starań sztabu lekarzy – mojej nogi nie udało się uratować. Straciłem dużo krwi, byłem w bardzo złym stanie i niestety konieczna była amputacja… Przez jakiś czas leżałem na OIOMie, ponieważ mój stan był ciężki i lekarze nie dawali mi zbyt dużych szans.  Na szczęście żyję.  Ale po wybudzeniu przeżyłem wielki szok. Człowiek otwiera oczy po operacji i dowiaduje się, że nie ma jednej nogi… Ciężko było mi się z tym pogodzić. Na szczęście miałem wsparcie w rodzinie i personelu ze szpitala. Lekarze podnosili mnie na duchu i zapewniali, że pomimo tej tragedii, będę mógł jeszcze szczęśliwie żyć. I tego staram się trzymać.  Poruszam się wyłącznie na wózku inwalidzkim. Specjaliści zalecali, abym chodził o kulach, ale niestety w przeszłości miałem też problem z drugą nogą i nie chcę jej obciążać. Był czas, że nie mogłem klęknąć, ani wyprostować kolana. Teraz ta noga ma działać za dwie.  Proteza uda znacznie ułatwiłaby moje funkcjonowanie. Niestety jej koszt przerasta nasze możliwości. Ze względu na mój stan zdrowia, nie mogę podjąć żadnej pracy, dlatego utrzymuje nas żona. Ja dostaję jedynie zasiłek w wysokości 215 zł. Z jednej pensji ciężko nam utrzymać naszą  3 – osobową rodzinę, a co dopiero pozwolić sobie na zakup protezy. Jest ona jednak nadzieją na to, że ponownie stanę na nogi. Zwracam się do Was – ludzi wielkich serc. Proszę, pomóżcie mi oglądać świat jak dawniej – nie z poziomu wózka inwalidzkiego… Janusz z rodziną

14 348,00 zł ( 23.07% )
Still needed: 47 843,00 zł
Adaś Tuchowski
Adaś Tuchowski , 8 years old

Trwa walka z czasem. Podanie komórek macierzystych musi odbyć się jak najszybciej!

Każdy dzień oddala nas od spełnienia największej nadziei związanej z leczeniem Adasia… Rozpoczęcie terapii zaplanowano na grudzień, a my wciąż nie jesteśmy gotowi! Pomóż nam zawalczyć o przyszłość dziecka!  Adaś żyje w bańce, zamknięty we własnym świecie - jest więźniem własnego ciała. A my, mimo usilnych prób, mimo ciężkiej pracy nie umiemy się przez niego przebić. Nie jesteśmy w stanie przekroczyć magicznej granicy porozumienia, która pozwoliłaby nam na normalne funkcjonowanie.  Kiedy dziecko zaczyna mówić, rodzice każdego dnia słuchając tego, co mówi, mają niepowtarzalną okazję zobaczyć świat jego oczami. Spojrzeć na rzeczywistość z zupełnie innej perspektywy.  My do świata naszego synka nie mamy wstępu - ciężka postać autyzmu powoduje, że nie komunikuje swoich potrzeb, nie mówi, jest właściwie odcięty od wszystkiego, co dzieje się wokół. Od kilku lat, każdego dnia toczymy ciężką walkę o to, by znaleźć cegiełkę, która będzie stanowiła naszą furtkę do fortecy zbudowanej przez chorobę. Niestety, wszystkie dotychczasowe próby skończyły się niepowodzeniem. Co gorsza, mamy potwierdzone informacje, że czas nam się kończy, bo nauka mowy w naszym przypadku może być niezwykle trudna.  Terapia komórkami macierzystymi to na ten moment ostatnia nadzieja na pomoc i walkę o lepsze jutro dla naszego synka. Adaś jest 4-latkiem - leczenie w jego przypadku musi rozpocząć się jak najszybciej. W innym przypadku, nadzieje na poprawę, na uwolnienie synka z objęć choroby, przepadną na zawsze!  To przerażające, bo walka z czasem jest niezwykle trudna i wymagająca - kreślimy kolejne dni z grudniowego kalendarza z rosnącym przerażeniem, bo pierwsze podanie komórek macierzystych musi się odbyć jeszcze w tym miesiącu, inaczej ośrodek, do którego otrzymaliśmy kwalifikację, nie będzie mógł zaoferować prowadzenia terapii. Potrzebujemy ponad 10 tysięcy złotych, by opłacić pierwsze podanie - to najdroższy etap całego leczenia. Boimy się tak wielu rzeczy, ale wciąż w naszych sercach jest nadzieja! Iskierka, która podpowiada, że w walce o Adasia nie wszystko stracone. To ty i twoja pomoc dajecie nam szansę na lepsze życie, na namiastkę samodzielności dla naszego synka, który od wielu lat boryka się z problemem, o którym nawet nie może powiedzieć.  Czasem myślę, że bardzo chciałbym 100 razy jednego dnia usłyszeć z jego ust dziecięce pytanie “dlaczego?” niż znów trafić na porażającą ciszę… Ta w przypadku dzieci nigdy nie świadczy o niczym pozytywnym.  Nadzieja umiera ostatnia. W naszym przypadku trwa, dopóki mamy wokół siebie dobrych ludzi. Nie czekamy z założonymi rękami, ale sami nie mamy szans. W naszym przypadku każda, najmniejsza pomoc to iskierka nadziei na lepsze jutro. Dla Adasia niepowtarzalna szansa na walkę i samodzielność, dla nas pokonanie bariery, za którą czeka przepustka do świata naszego dziecka, który przez wiele lat pozostawał poza naszym zasięgiem. Zechcesz pomóc spełnić nasze marzenie o zdrowiu?

14 328,00 zł ( 19.37% )
Still needed: 59 609,00 zł
Adriana Ziegert
Urgent!
8 days left
Adriana Ziegert , 45 years old

Wznowa nowotworu❗️Potrzebne pilne leczenie❗️

Mam 45 lat. Wiodłam szczęśliwe życie z mężem i córką, gdy w lutym 2019 roku nagle z okropnym bólem brzucha trafiłam do szpitala. Wtedy usłyszałam diagnozę, która zwaliła mnie z nóg – nowotwór złośliwy. Guz neuroendokrynny jelita cienkiego z przerzutami do wątroby. W październiku 2019 roku przeszłam w Warszawie operację, podczas której usunięto mi pęcherzyk żółciowy, ¾ wątroby oraz źródło nowotworu na jelicie cienkim. Potem w kwietniu usłyszałam, że mam raka brodawkowatego tarczycy, typ pęcherzykowy. Znowu operacja. W czerwcu 2020 roku usunięto mi prawy płat tarczycy. Co trzy miesiące jestem operowana w Warszawie, gdzie wymieniają mi protezy dróg żółciowych. Te operacje będę przechodzić już do końca życia. Gdyby tego było mało, w październiku 2022 roku wykryto wznowę we fragmencie wątroby, który mi pozostał. Od marca tego roku jestem pod opieką Instytutu Onkologii w Gliwicach, gdzie zalecono comiesięczne zastrzyki domięśniowe. Lekarze na razie wstrzymują się z decyzją o przeszczepie wątroby, ale moje problemy wcale nie maleją. O ile nie brak mi sił do walki, tak kotwicą u nogi są koszty dojazdów na wizyty kontrolne, badania i operacje. Dlatego jeśli ktoś z dobrego serca zechciałby mnie wesprzeć w radzeniu sobie z kosztami leczenia i dojazdów na nie, będę dozgonnie i już do końca wdzięczna z całego serca. Adriana

14 322 zł
Pola Michalec
Pola Michalec , 5 years old

Czułam, że coś jest nie tak... Ale diagnoza ZWALIŁA NAS Z NÓG❗️

Pola urodziła się 13 lipca 2019 roku i dostała 10 punktów w skali Apgar. Byliśmy najszczęśliwszymi rodzicami na świecie i tak już miało zostać na zawsze… Rozwijała się całkiem normalnie, nic nie wskazywało na to, że wkrótce nasze życie się zmieni, że będziemy musieli toczyć walkę z chorobą ukochanego dziecka.  Gdy Pola miała 18 miesięcy, zaniepokoiło mnie, że córeczka nie wykazuje chęci mowy, nie nawiązuje kontaktu, zachowuje się jakby żyła w innym świecie… Postanowiliśmy poszukać pomocy u specjalistów. Po pierwszych badaniach okazało się, że nasza Polcia ma opóźnienie rozwoju i mowy.  Postanowiliśmy działać i zacząć walczyć o jej przyszłość zajęciami z logopedą i rehabilitacjami. Bardzo powoli, małymi kroczkami pojawiły się pierwsze słowa, a my byliśmy pewni, że wszystko już będzie dobrze, że nasza Polcia zaczęła rozwijać się prawidłowo.  Jednak czas upływał, a postępy się zatrzymały. Nadal szukaliśmy pomocy, ale słyszeliśmy tylko, że na wszystko przyjdzie czas i że nie ma się czym martwić. Miały dni, miesiące i nic się nie zmieniało – Pola tkwiła w miejscu. W międzyczasie doszło u niej do pogorszenia się wzroku. Byłam zrozpaczona. Serce matki podpowiadało mi, że coś jest nie tak. Tak bardzo chciałam pomóc mojej ukochanej córeczce, że znowu zaczęłam szukać, drążyć. Pewnego dnia przeczytałam gdzieś o badaniu genetycznym i już długo się nie zastanawialiśmy. Zrobiliśmy badania w szpitalu… I diagnoza zwaliła nas z nóg. Zespół Nicolaides-Baraitser. To rzadka choroba genetyczna. Charakteryzuje się głęboką niepełnosprawnością intelektualną, ograniczeniem lub brakiem mowy czynnej, opóźnieniem psychoruchowym oraz obecnością padaczki. Jest niewiele jej przypadków na świecie. W tym wszystkim nasza Pola… Lekarze nie pozostawiają nadziei. Pola będzie wymagała wyspecjalizowanej opieki zdrowotnej, lekarzy, specjalistów, badań, terapii i sprzętu medycznego. Nie wiemy, z czym przyjdzie nam się mierzyć. Wiemy jednak, że jako rodzice będziemy walczyć o córeczkę z całych sił. Zrobimy wszystko, aby zagwarantować jej lepszą przyszłość. Nigdy się nie poddamy, ale potrzebujemy Waszego wsparcia. Jeśli możesz pomóc w tej walce, to bardzo prosimy, przeczytaj historię Poli i podaruj jej szansę na lepsze jutro. Patrycja i Dominik, rodzice Poli

14 315 zł