Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Małgorzata Pijanowska
Małgorzata Pijanowska , 64 years old

Choroba zostawiła zbyt duże piętno! Pragnę tylko jednego – zdrowia dla mamy!

Małgosia to moja mama, kochana i ciepła babcia oraz świetna teściowa. Jest opiekuńcza, oddana i myśląca w pierwszej kolejności o innych. W połowie października mama trafiła na rutynowy zabieg do szpitala, w celu oczyszczenia rany na stopie. Spędziła na oddziale chirurgii prawie miesiąc. Gdy myśleliśmy już o jej wyjściu ze szpitala, stan mamy nagle się pogorszył!  Wszyscy przeżyliśmy szok, gdyż dowiedzieliśmy się, że jedyną szansą na uratowanie jej życia, jest amputacji nogi powyżej kolana! Następnego dnia jej stan jednak dalej się pogarszał. Usłyszeliśmy słowo brzmiące jak wyrok: SEPSA! Niestety z powodu braku miejsc, nie można było przenieść jej na OIOM… Na szczęście los nad nią czuwał i znalazło się miejsce na Oddziale Intensywnej Terapii we Lwówku Śląskim. Stan Mamy był jednak bardzo poważny – stwierdzono wstrząs septyczny, czyli najcięższe stadium sepsy. Mama została podłączona do respiratora i wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarz nie ukrywał, że zdarzyć może się najgorsze. Wtedy została nam tylko nadzieja… Kolejne dni były stanem ciągłego napięcia i strachu. Zamieszkałam niedaleko szpitala, by móc w każdej chwili tam przyjść. Krótkie wizyty, rozmowy z lekarzem, dotknięcie ręki mamy i ta myśl, że to może ostatni raz – wszystko to pamiętam jeszcze tak wyraźnie… Mama nie oddychała już samodzielnie, nerki i jelita również odmówiły współpracy. Kilkukrotnie przetaczano jej specjalnie zamawianą krew. Mama była jednak prawdziwą wojowniczką, walczyła i każdego dnia robiła postępy. Po dwóch tygodniach śpiączki zaczęto ją wybudzać. Wtedy też zaczął się kolejny rozdział walki o mamę. Tak ciężka sepsa zostawiła ogromne piętno w organizmie. Zanik mięśni nie pozwala jej utrzymać kubka, nie może samodzielnie usiąść, zdrowa noga jest zbyt słaba, żeby mogła na niej prędko stanąć. Do tego dochodzą kwestie emocjonalne – sepsa, śpiączka, amputacja też zostawiły ślady w jej psychice. Pierwszy wydatek to przewiezienie mamy ze szpitala do nowego miejsca zamieszkania. Ze względu na swój stan, wymaga obecnie całodobowej opieki, której nie możemy zapewnić jej w rodzinnym Zgorzelcu. Przed mamą długoterminowa rehabilitacja, leczenie odleżyn, opieka psychologiczna, protezowanie. Marzę o tym, żeby moja kochana mama mogła cieszyć się samodzielnością. Głęboko wierzę, że dzięki Waszej pomocy, znowu będzie mogła czytać bajki swoim wnuczkom. Chciałabym jej pomóc w kolejnej walce, jaką musi stoczyć – tej o powrót do zdrowia i sprawności. Dlatego bardzo proszę Was o pomoc, wpłaty i udostępniania. Lilianna, córka

26 031,00 zł ( 24.46% )
Still needed: 80 352,00 zł
Sebastian Kiszczak
Sebastian Kiszczak , 9 years old

W obliczu wielu tragedii.... Wyciągnij do Sebastiana pomocną dłoń!

Mam na imię Aurelia, mam 34 lata. 6 lat temu moje życie wywróciło się do góry nogami. Zostałam wdową. Samotna matka z dwójką malutkich dzieci... Córka wówczas miała 7 lat, a syn 1.5 roku. Nie byłam pewna czy poradzę sobie z tym, co nas spotkało, czy udźwignę tę wielką tragedię i stratę. A co najważniejsze, czy uda mi się samotnie wychować dzieci i utrzymać dom. Byłam przerażona!  Niestety, za chwilę okazało się, że to był dopiero początek góry lodowej...  Ta sytuacja odbiła piętno na zdrowiu mojej córki. Lekarze zdiagnozowali u niej hiperinsulinizm i insulinooporność. Od razu trafiła pod opiekę wielu specjalistów, takich jak endokrynolog, diabetolog, okulista oraz poradni rehabilitacyjnej. Na szczęście dzięki ich pomocy szybko udało się ustabilizować jej stan zdrowia.  Niestety, nie długo cieszyłam się opanowaniem tej sytuacji. Dwa lata temu mój stan zdrowia znacząco się pogorszył. Z dnia na dzień zaczęłam tracić siły, byłam zmęczona i miałam problem z wykonywaniem nawet prostych obowiązków domowych! Natychmiast trafiłam do szpitala, gdzie dowiedziałam się, że zmagam się z kardiomiopatią rozstrzeniową z niewydolnością serca oraz frakcją wyrzutową.... Co gorsze lekarz przekazał mi informację, że choroba szybko postępuje, nie da się jej wyleczyć, a rokowania są niepewne...  Długo nie mogłam w to uwierzyć... Szok mieszał się z żalem i poczuciem niesprawiedliwości. Ze łzami w oczach zastanawiałam się, czy nasze cierpienie kiedyś się skończy? Przecież moje dzieci nie mogą teraz stracić matki! Byłam załamana, jednak wiedziałam, że nie mogę się poddać! Od razu zostałam objęta specjalnym programem leczenia. Wprowadzono mi specjalistyczny lek, który stosuje do dziś i który niestety nie jest refundowany... Obecnie koszt wszystkich moich leków to 800 złotych w miesiącu! Boję się myśleć o tym, co będzie dalej, bo w ostatnich tygodniach choroba znacznie przyspieszyła. Dodatkowo pojawiły się inne choroby współistniejące, które nasilają objawy niewydolności serca i utrudniają dotychczas prowadzone leczenie...  Niestety, to nie koniec tragicznych informacji...  We wrześniu, syn zaczął naukę w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Zmiany w jego zachowaniu zaniepokoiły mnie już w przedszkolu, jednak wszyscy twierdzili, że to normalne, że jestem przewrażliwiona... Intuicja mnie jednak nie myliła.  Okazało się, że syn cierpi na wadę wzroku, jaką jest niedomoga konwergencji i zez ukryty. W trakcie badań udokumentowane zostało u niego również obniżone napięcie mięśniowe oraz wada słuchu i wymowy. Powiedziano mi, że dziecko jest kinetykiem poszukującym bodźców sensorycznych. Załamałam się. Ledwo udawało mi się wiązać tzw. koniec z końcem, a tutaj znów potrzeba pieniędzy, by pomóc dziecku jak najszybciej stanąć z powrotem na nogi. Szereg specjalistów, zwykle prywatnie, gdyż nie mogłam pozwolić na zmarnowanie cennego czasu. A to początek naszej drogi...  Obecnie Sebastian korzysta z rehabilitacji wzroku, słuchu i wymowy, terapii SI, neurologopedy. Wydatki rosną z każdym dniem, a nasze oszczędności już dawno się wyczerpały. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak prosić ludzi dobrego serca o pomoc. Tylko Wasze wsparcie może przerwać cierpienie, które trwa już za długo...  Aurelia, mama 

26 027 zł
Jaś Wałecki
Jaś Wałecki , 7 years old

Wada genetyczna stoi na przeszkodzie do rozwoju Jasia... Pomocy!

Mój kochany synek skończył niedawno 6 lat. Widzę, jak bardzo chciałby pobiec za swoimi rówieśnikami, bawić się z nimi. Niestety, uniemożliwia mu to choroba, powodująca nieprawidłowy rozwój mózgu i opóźnienie rozwoju psychoruchowego. Pomocy! Po urodzeniu nic nie wskazywało na to, że Janek będzie musiał mierzyć się z takimi problemami. Gdy zbliżał się do pierwszych urodzin, zauważyłam znaczne opóźnienie rozwoju. Synek miał obniżone napięcie mięśniowe. Bardzo się bałam, co będzie dalej… Jasiu przeszedł całą masę badań. Rezonans głowy wykazał nieprawidłowości w rozwoju mózgu. Szybko rozpoczął rehabilitację, na którą uczęszcza do dzisiaj. Niedawno poznałam przyczynę problemów syna. Badania genetyczne wykazały uszkodzenie genu CACNA1A. Syn nie chodzi samodzielnie i nie mówi. Wymaga ciągłej pomocy osoby dorosłej. Nadzieją jest dla niego intensywna rehabilitacja. Jasiu jeździ na turnusy rehabilitacyjne, korzysta z terapii SI. Odwiedzamy też całą masę specjalistów: genetyka, neurologa, czy okulistę.  Terapia kosztuje syna bardzo dużo bólu… Ale na szczęście daje efekty. Ostatnio Jasiu próbuje chodzić, ale niestety się przewraca. Pomimo tego jest pogodnym dzieckiem, które się nie poddaje. Ciągle ma na twarzy uśmiech, którym zaraża innych. Od lat chodzi do przedszkola, stara się integrować z innymi dziećmi na swój sposób. Jestem z niego dumna! W przypadku Jasia pomocne może okaże się leczenie komórkami macierzystymi. W tej sprawie syn przejdzie niedługo konsultacje.  Jest mi bardzo trudno udźwignąć to wszystko finansowo, pomimo tego, że oboje z mężem pracujemy. Mamy jeszcze drugie dziecko, które również ma problemy. Bardzo proszę o wsparcie! Jeśli razem zapewnimy Jasiowi możliwości rozwoju, codziennej pracy na rehabilitacji, wiem, że ją wykorzysta! Ewa, mama

26 023,00 zł ( 16.3% )
Still needed: 133 552,00 zł
Tymek Mareczko
Tymek Mareczko , 8 years old

Najbardziej boję się, że cierpienie wróci i znów stracę synka... Pomocy!

O diagnozę walczyliśmy 2 długie lata. Walka była bardzo trudna, ale wreszcie poznaliśmy naszego przeciwnika. Przed nami kolejny bardzo ważny etap - leczenie i walka z trudnym przeciwnikiem.  _____ Choroba jest bezlitosna, ale jej postęp udało się zatrzymać. Znaleźliśmy specjalistów, którzy zainteresowali się naszym przypadkiem wnosząc w nasze życie ogromną nadzieję na poprawę.  Zaczęło się od anginy - to jednak zdarzyć się może każdemu. Zwyczajna choroba doprowadziła do poważnych komplikacji. Na moich oczach stan Tymka się pogarszał. Synek przestał mówić, jego twarz zaczęła przybierać różne dziwne wyrazy, a zachowanie stało się niepokojące. Z dnia na dzień przestał jeść, często wpadał w szał. Lekarze łączyli to z przyjściem na świat rodzeństwa, ale ja czułam, że coś się dzieje. Pukaliśmy do kolejnych drzwi, przeprowadzaliśmy badania, organizowaliśmy diagnostykę, wysyłaliśmy kolejne zapytania. Początkowo byliśmy skazani na całkowitą niepewność… Żaden lekarz nie był w stanie postawić konkretnej diagnozy. Wreszcie padło podejrzenie autoimmunologicznego zapalenia mózgu i Zespół PANDAS. Nogi się pode mną ugięły, bo nie byłam w stanie wyobrazić sobie, co to dla nas oznacza. Diagnostyka potwierdziła przypuszczenia lekarzy. Z jednej strony byłam przerażona, bo trudno pogodzić się z myślą, że życie dziecka już zawsze będzie definiowane przez chorobę… Z drugiej - w moim sercu znów zagościła nadzieja, bo znając przeciwnika mieliśmy szansę podjąć walkę. Znalezienie ośrodka, w którym możliwe byłoby przeprowadzenie leczenia Tymka było trudne, bo na ten zestaw chorób nie zostało przygotowane skuteczne rozwiązanie. W pewnym momencie miałam wrażenie, że trafiliśmy na mur. Stan Tymka się pogarszał, a my prowadziliśmy nerwowe poszukiwania.Dzięki wsparciu rodzin innych dzieci i specjalistów dowiedzieliśmy się, że skuteczne w leczeniu okazują się wlewy immunoglobuliny. Spróbowaliśmy, otrzymaliśmy kwalifikację, a Tymek od miesięcy regularnie dostaje wlewy. Jego rozwój postępuje w zadziwiającym tempie. Pod wrażeniem są nawet specjaliści, którzy współpracują z synkiem na co dzień. Leczenie daje efekty, ale każde podanie kosztuje nas ponad 25 tysięcy złotych. Przed nami co najmniej pół roku terapii, co oznacza, że walka o życie i zdrowie naszego synka została wyceniona na ogromną cenę. To kwota, której nie jesteśmy w stanie zdobyć! Potrzebujemy armii ludzi wrażliwych na krzywdę innych. Armii, która uchroni Tymka przed kolejnym załamaniem zdrowia i gwałtowym pogorszeniem. Tymek wreszcie zaczyna mówić, robi się coraz bardziej samodzielny. Czasem mam wrażenie, że mój synek wrócił z długiej podróży… Potwornie boję się, że to, co najgorsze wróci. Ta choroba jest nieprzewidywalna, a dopóki mam nadzieję, jestem gotowa prowadzić walkę. Pomóż mi, zanim jedyna szansa przepadnie!  Mama

26 010,00 zł ( 15.55% )
Still needed: 141 224,00 zł
Krzysztof Kolasa
Krzysztof Kolasa , 33 years old

Tragiczny wieczór wszystko zmienił❗️Pomóżmy Krzysztofowi wrócić do zdrowia❗️

Mąż i tata dwóch dziewczynek brutalnie zaatakowany nożem. Dzisiaj walczy o powrót do sprawności po tragicznych i drastycznych wydarzeniach. Czy kiedyś będzie lepiej? Wierzymy, że z Twoją pomocą wszystko się uda i znów zaświeci słońce.   W dniu 25.08.2023 roku mój mąż został brutalnie zaatakowany nożem do tapet. Przecięto mu twarz i rękę. Rany mierzyły nawet kilka centymetrów, zniszczyły mięśnie, ścięgna, nerwy i tętnice. Odebrały sprawność prawdopodobnie na całe życie!  Krzysztof przeszedł operację ratującą życie z 25.08.2023 na 26.08.2023, w nocy.  Jestem mamą, ale takiego strachu nie przeżywałam jeszcze nigdy! Bałam się o niego... Operacja miała na calu zreperowanie ręki i twarzy tak, żeby przez kolejne dni nie stała się Krzysiowi jeszcze większa krzywda... Łączenie żył, tętnic, zszywanie głębokich ran, próba ratowania nerwów. Otarliśmy się o tragedię, chociaż odwiedzając go codziennie, czuję, że tragedia nadal trwa. Szczególnie w jego głowie martwiącej się o to, co będzie dalej...  Naszej sytuacji nie ułatwia jeszcze jeden fakt. Krzysztof miał kilka lat, gdy zdiagnozowano u niego chorobę genetyczną, prowadzi ona do całkowitego oślepnięcia. Dziś w jego oczach pozostało kilka procent wzroku. Tym bardziej w trakcie ataku nie miał szans. Obecność w szpitalu również jest dla niego trudna... Najbezpieczniej czułby się w domu. Musimy zrobić wszystko, by szybko do niego wrócił.  Przychodzimy tutaj prosić o pomoc. Krzysztof ze swoim brakiem wzroku i okaleczeniami nie będzie miał możliwości pracy. Niestety, w walce o jego zdrowie i powrót do normalności potrzebni będą specjaliści. Rehabilitacja, która będzie kosztowna, leki, opatrunki i to, co zleci dodatkowo lekarz. Krzysztof jest osobą niepełnosprawną, na rencie socjalnej i nie będziemy w stanie uzbierać takich środków.  Mamy do wychowania dwie córeczki. Naprawdę, bardzo potrzebujemy Państwa wsparcia...  Żona

25 984 zł
Ewa Rupa
Ewa Rupa , 51 years old

Nowotwór wrócił ze zdwojoną siłą - proszę, pomóż mi przeżyć

Mam na imię Ewa, jestem matką dwójki dzieci. Pracuję jako pielęgniarka na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii.  W lipcu 2021r. usłyszałam brutalną diagnozę- złośliwy rak piersi HER-2+3. Rozpoczęłam szybkie leczenie: chemioterapia, zabieg oszczędzający, węzeł wartownik został wycięty, radioterapia i leczenie Herceptyną. Leczenie przyniosło oczekiwany rezultat, czułam się świetnie, cieszyłam się z życia, całkowicie wróciłam do pracy w czerwcu następnego roku, zaczęłam normalnie funkcjonować... Jednym słowem byłam zdrowa. Jednak nie trwało to długo. Niestety we wrześniu 2022r. będąc w pracy straciłam czucie w ręce, miałam bardzo silne zawroty głowy, problemy z utrzymaniem równowagi, z koncentracją i pamięcią. Natychmiastowa reakcja koleżanek z pracy, które zauważyły, ze dzieje się coś złego, interwencja lekasrka, TK głowy i bum...diagnoza- przerzuty raka do głowy. Kiedy zobaczyłam obraz tomografu na ekranie komputera... szok i niedowierzanie, pierwsza myśl.. jak to się stało? Przecież czułam się tak dobrze. Co trzy tygodnie byłam u lekarza, bo wciąż dostawałam Herceptynę. Wszystko było w jak najlepszym porządku, wyniki badań prawidłowe. Druga myśl, jak powiedzieć rodzicom, dzieciom? Załamią się. Mimo trudności powiedziałam sobie, że nie czas na narzekanie i gorzkie żale. Trzeba działać i to bardzo szybko, szkoda czasu na użalanie się nad sobą, przecież mam dla kogo żyć. Kolejne badania, bardzo szybka radioterapia i rozpoczęłam kolejne leczenie chemiczno-biologiczne, które jest bardzo kosztowne.  W tej chwili czas odgrywa kluczową rolę. Jedną walkę o życie wygrałam, głęboko wierzę, że i tym razem dzięki ludziom dobrej woli uda się zdobyć potrzebne środki, abym mogła cieszyć się życiem. Niestety, kwota przewyższa moje i mojej rodziny możliwości, stąd gorąca prośba o pomoc i wsparcie. Ewa   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

25 971,00 zł ( 5.3% )
Still needed: 463 687,00 zł
Małgosia Mrówka
Małgosia Mrówka , 9 months old

Mała Gosia cierpi na śmiertelną i nieuleczalną chorobę... Pomóż walczyć o życie!

Gdy Gosia miała zaledwie 3 tygodnie, dowiedzieliśmy się, że jest chora na mukowiscydozę. Ta diagnoza brzmiała jak wyrok. Od razu trafiliśmy do szpitala, w którym spędziliśmy tydzień. Nasz świat się załamał.  Mimo że córeczka jest jeszcze maleńkim dzieckiem, to już teraz jej trzustka jest w bardzo złym stanie – aby móc trawić jedzenie,  musi przyjmować enzymy trawienne – do każdego posiłku.  Diagnoza była dla nas ogromnym szokiem.  Mukowiscydoza jest chorobą genetyczną, śmiertelną i wyniszczającą organizm... Krok po kroku osłabia narządy potrzebne do życia. Gosia do końca życia będzie musiała brać leki. Do końca życia będzie poddawana rehabilitacji. Do końca życia będzie musiała uważać na bakterie czy wirusy.  Do końca życia czekają ją drenaże i inhalacje… Do końca życia będzie pod opieką szpitali i wielu specjalistów takich jak pulmonolog, laryngolog, gastrolog czy fizjoterapeuta... A to dopiero wierzchołek góry.  W tym momencie jesteśmy pod opieką Centrum Leczenia Mukowiscydozy i walczymy z całych sił o naszą małą Mrówkę. Mimo naszych starań Gosia nie będzie miała dzieciństwa takiego jak inni jej rówieśnicy. Organizm naszej córki produkuje śluz – gęsty i lepki, zaburzając w ten sposób pracę układu pokarmowego i oddechowego… Dziwnie jest prosić o pomoc obcych ludzi, ale dla naszej córki zrobimy wszystko. To, co czujemy jako rodzice, gdy widzimy, jak nasze  dziecko cierpi, jak płacze przy jedzeniu z bólu – jest nie do opisania… Bez leczenia ta choroba sprawi, że życie Gosi będzie nie do zniesienia. Będzie ją wyniszczała powoli, każdego dnia coraz bardziej. Może zaatakować układ pokarmowy, oddechowy, a nawet układ  rozrodczy. Chcemy zrobić wszystko, by dać jej szansę na jak najnormalniejsze życie. Z Mukowiscydozą średnio żyje się w Polsce ok. 25-30 lat… Nie możemy znieść myśli, że kiedyś może zabraknąć Gosi w naszym życiu.  Proszę, pomóżcie nam, by te lata były dla niej najwspanialsze i jak najmniej bolesne. Pomóżcie nam spowolnić postęp choroby i dajcie nam siły,  by dalej z nią walczyć. Rodzice Gosi    

25 892 zł
Jolanta Dorota Włodarczak
Jolanta Dorota Włodarczak , 66 years old

Udar odebrał Jolancie sprawność. Pomóż nam zawalczyć o jej dawne życie!

Moja ciocia całe życie była bardzo pracowitą osobą. Myśl, jak w jeden dzień jej życie diametralnie się zmieniło, łamie mi serce. Gdybyśmy tylko wiedzieli, gdybyśmy mogli cofnąć czas…  Ciocia pracowała w Niemczech, opiekowała się starszymi osobami. Co jakiś czas wracała do domu. I tym razem tak było – przyjechała na Wigilię. Zawsze, gdy była już na miejscu odzywała się do nas codziennie. Jednak tego dnia nie było z nią kontaktu. Bardzo nas to zaniepokoiło, w końcu konieczne było wyważenie drzwi do mieszkania. Obraz, który syn cioci zobaczył w środku, na zawsze zostanie w jego pamięci… Ciocia leżała na podłodze od co najmniej 9 godzin, nie mogła się zupełnie poruszyć! Przed tak długi czas sama, bez pomocy. Nie wyobrażamy sobie, jak bardzo musiała się bać. Ciocia trafiła do szpitala. Na miejscu okazało się, że przeszła udar. Niestety, było już za późno, żeby podać lek trombolityczny. Nikt z nas nie mógł przy niej być, bo wszystko działo się jeszcze w czasach kwarantanny w 2022 roku. Na szczęście ciocia opuściła szpital i dzięki pieniądzom, które przez lata odkładała podczas wyjazdów do pracy, mogła opłacić pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym. Lekarze nie dawali jej szans. Powiedzieli nam, że ciocia już nigdy nie będzie sprawna. A ona każdego dnia robi wszystko, żeby udowodnić, jak bardzo się pomylili. Ciocia codziennie ćwiczy pod okiem specjalistów. Robi ogromne postępy. Rozmawia z nami, próbuje chodzić. Jej lewa strona ciała wciąż jest słabsza, ale pracuje nad tym. Ponad wszystko zależy jej, żeby móc wrócić do domu i być osobą samodzielną, która będzie mogła normalnie funkcjonować. Terapeuci dają jej nadzieję, widzą szansę, żeby ciocia odzyskała sprawność. Niestety, wymaga to czasu. Potrzeba jeszcze wielu miesięcy nieustannej rehabilitacji, a żeby to było możliwe, konieczny jest dalszy pobyt w ośrodku. Pieniądze się jednak skończyły… Zwracamy się do Was z wielką prośbą o wsparcie. Wierzmy, że razem z Wami uda nam się zapewnić cioci jeszcze kilka miesięcy pracy ze specjalistami. Z całego serca dziękujemy za pomoc. Bliscy Jolanty

25 836,00 zł ( 40.47% )
Still needed: 37 994,00 zł
Agata Buśluk
Agata Buśluk , 42 years old

Choroba odebrała mi już wystarczająco dużo… Teraz chcę być matką dla mojego syna!

Opowiem Ci moją historię. Pojawia się w niej ból, liczne operacje, usunięcie wewnętrznych organów, załamanie, wstyd, uczenie się życia na nowo. A do tego jestem samotną matką. Ale to już inna opowieść…  Mam na imię Agata, mam 41 lat. Od 10 lat choruję na zapalenie jelit. Ostatecznie stwierdzono u mnie wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Początkowo byłam leczona, m.in. sterydami. Wówczas przytyłam prawie 30 kg. Tak drastyczna zmiana wyglądu nie była łatwa, ale tutaj chodziło przecież o moje zdrowie. Niestety sterydy przestały pomagać, ponieważ doszło do sterydooporności…  Krwawienia z przewodu pokarmowego nie miały końca. Pojawiały się do anemie, a leków, które  kompletnie się nie wchłaniały, nie tolerowałam. Jedynym ratunkiem stały się dla mnie transfuzje krwi - przetaczano mi ją aż 27 razy! Wytworzyły się jednak przeciwciała i pojawił się kolejny problem z doborem odpowiedniej krwi.   Jedynym rozwiązaniem, stało się to, czego najbardziej się bałam… Całkowicie usunięto mi jelito grube i zastąpiono je zbiornikiem j-pouch. Moją szansą miała być stomia czasowa…  Stomię utrzymałam zaledwie 3 miesiące. Znowu kilkukrotnie leżałam na bloku operacyjnym - usunięto mi jajniki, jajowód, a dwa razy zagrożone było moje życie i operacje musiały być przeprowadzone natychmiast. Mój organizm był wycieńczony, taka liczba operacji całkowicie go wykończyła. Aby się zregenerował, zapadłam w śpiączkę.  Kolejny cios nastąpił w październiku zeszłego roku. Pojawił się ból, którego nie mogłam znieść! Za wszystko odpowiedzialna była przetoka na plecach. Wtedy usłyszałam wyrok, który pozbawił mnie nadziei na zawsze. Zgasił jej ostatnią iskierkę. Lekarz powiedział jasno: stomia na całe życie. To był jedyny sposób, aby mi pomóc. Nie mam jelita grubego, a cienkie jest bardzo krótkie. Przeszłam tyle zabiegów, że mój brzuch pokrywają niemal same zrosty. Lekarze nie mogli usunąć zbiornika j-pouch i pozostawili go w moim ciele… Obecnie uczę się funkcjonować ze stomią. Staram się zaakceptować ją oraz siebie. To nie jest łatwe. Psychicznie bywa bardzo ciężko. Dlatego korzystam ze wsparcia specjalistów. Nie straciłam jednak motywacji. Mam dla kogo żyć. Siłę daje mi mój 13-letni syn. Wychowuję go samotnie. Na szczęście mogę liczyć na pomoc rodziców, z którymi mieszkamy. Bez nich nie wyobrażam sobie, jakbym sobie poradziła… Od kilku lat przebywam na rencie. Przeznaczam ją głównie na leki i sprzęt stomijny. Na domiar złego liczne operacje oraz niedobory żywieniowe negatywnie wpłynęły na stan mojego uzębienia. Ciągle pojawiają się nowe ubytki, a mi brakuje środków na leczenie.  Zawsze uważałam, że ludzi potrzebujących jest więcej ode mnie, dlatego wcześniej nie prosiłam o wsparcie. Zdecydowałam się jednak prosić o pomoc. Nigdy nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji. A jednak. Do tej pory życie było dla mnie zbyt nieprzewidywalne, niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu. Proszę, pomóż mi uzyskać trochę stabilności.   Agata

25 800 zł