Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Oluś Misiak
Urgent!
Oluś Misiak , 3 years old

Sprawność pod znakiem zapytania... Pomóż ratować przyszłość Olusia!

To nie była beztroska ciąża, podczas której wyobrażałam sobie naszą wspaniałą przyszłość. Moje oczekiwanie zostało brutalnie zakłócone informacją, że z nóżkami Olusia coś jest nie tak. To była pierwsza zła wiadomość. Kolejne generowały ogromną niepewność i budziły strach, o którym do tej pory nie miałam pojęcia. Nosząc mojego synka w brzuchu, zastanawiałam się, czy w ogóle będzie miał nóżki, czy ma kolanka, stopy… Miałam ochotę wykrzyczeć złość i frustrację spowodowaną przez niepewność. Niestety, do momentu przyjścia Olusia na świat nie mogłam nic zrobić, nie mogłam znaleźć pomocy, bo nie byłam nawet w stanie określić, z czym będziemy się mierzyć…  Dzień jego przyjścia na świat zapamiętam na zawsze. To jednocześnie najpiękniejszy, ale też jeden z najtrudniejszych dni w moim życiu. Kiedy spojrzałam na synka z ulgą zobaczyłam, że kolanka i stopy są na swoim miejscu. Niestety, to jedyna dobra informacja. Kolejną była diagnoza obustronna hemimelia kości strzałkowych – choroba niezwykle skomplikowana, której leczenie w Polsce wiąże się z dużym ryzykiem. Tu specjaliści mówią o co najmniej kilku operacjach, które niestety nie dają pewności, że moje dziecko stanie na nogi. Trudno uwierzyć w to, że na tak maleńkie dziecko choroba wydaje wyrok niepełnosprawności. Nie mogłam sobie wyobrazić tego, że moje dziecko miałoby nigdy nie stanąć na własnych nóżkach!  Kontynuowanie poszukiwań doprowadziło nas do Paley European Institute, gdzie podobne wady z sukcesami są leczone przez najlepszych specjalistów. Musimy im zaufać, bo są dla nas jedyną nadzieją na ratowanie nóżek Olka, na to, że mój synek postawi pierwszy krok. Operacja to ogromne obciążenie dla małego organizmu, a dla nas olbrzymie wyzwanie finansowe, bo kosztorys operacji to prawie pół miliona złotych! Ogromna kwota, którą musimy zapłacić za sprawność naszego synka…. Wiemy, że sami nie mamy szans na zdobycie takich środków. To przerażające, bo naszemu dziecku chcielibyśmy zapewnić wszystko, co najlepsze… Potrzebujemy pomocy i wsparcia! Potrzebujemy ciebie i armii dobrych ludzi, którzy pomogą nam stanąć do walki z chorobą Olka! Tylko w ten sposób możemy dać mu przyszłość bez barier, bez ograniczeń i wciąż powtarzających się pytań “Dlaczego nie chodzisz?”.  Boję się… Wiedziałam, że bycie rodzicem to ciągłe wyzwania, ale choroba wystawiła nas na ciężką próbę.  Chcę wierzyć, że nadejdzie dzień, w którym wezmę Olusia za rękę i zabiorę na spacer, że moje dziecko wsiądzie na rower i ruszy przed siebie. Wiem, że na tej drodze czeka nas mnóstwo potknięć i wspólnych upadków, ale jeśli podarujesz nam swoje wsparcie znajdziemy w sobie znacznie więcej energii do pokonywania kolejnych przeciwności.  Czy dasz mojemu dziecku szansę? Proszę, podaruj nam swoje wsparcie przy realizacji największego życiowego wyzwania. Wspólnie możemy stworzyć Olusiowi możliwość odzyskania tego, co odebrała choroba. Dla nas nie ma nic cenniejszego! Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych w grupie: Licytacje dla Olusia Misiaka

121 847,00 zł ( 45.81% )
Still needed: 144 111,00 zł
Amelia Banaszek
Amelia Banaszek , 4 years old

Pomóż, by serce Amelki dalej biło❗️Droga operacja jedyną nadzieją❗️

Każda przyszła mama, marzy tylko o tym, żeby ciąża przebiegła bez problemów i żeby jej dziecko urodziło się zdrowe. Dlatego, gdy po badaniach usłyszałam, że córeczka ma złożoną wadę serca, byłam załamana… Tak bardzo bałam się o Amelkę, a ten strach nie mija do dziś. Przychodzę prosić Was o pomoc. Córeczka potrzebuje drogiej, skomplikowanej operacji serca w USA, a nas nie stać na jej opłacenie… Zaraz po urodzeniu Amelka otrzymała specjalny lek, który utrzymywał ją przy życiu do czasu pierwszego zabiegu. Lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie zdecydowali o wprowadzeniu stentu. Podczas operacji byłam przerażona, a każda kolejna minuta oczekiwania ciągnęła się w nieskończoność… Na szczęście zabieg się powiódł, ale ten sam strach miałam poczuć jeszcze wiele razy, podczas kolejnych zabiegów i operacji… Gdy Amelka miała 11 miesięcy, odbyła się operacja na otwartym serduszku, która miała uratować życie córki. Metoda Glena prowadzi jednak do utworzenia serca jednokomorowego, które nie pozwala na długie i normalne życie… Byliśmy z mężem przerażeni, ponieważ w Polsce zaproponowano nam tylko takie rozwiązanie…  Zaczęliśmy więc intensywnie szukać miejsca na świecie, które pomoże Amelce. Okazało się, że klinika w Bostonie jest w stanie uratować obie komory serca. Córeczka przeszła kwalifikacje, a my byliśmy przeszczęśliwi! W tej przerażającej sytuacji pojawiła się w końcu nadzieja!  Nasze szczęście nie trwało długo. Gdy otrzymaliśmy kosztorys operacji, załamaliśmy się... Wiedzieliśmy, że istnieje ratunek dla naszej córeczki, a my nie jesteśmy w stanie za niego zapłacić. To okropne uczucie… Po wielu miesiącach smutku i łez w końcu przyszły pozytywne informacje – udało się uzyskać refundację pierwszego etapu leczenia w Bostonie! Na początku maja Amelka przeszła długą i skomplikowaną operację. Strach o życiu Amelki powrócił… Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem! Lekarz wykonał plastykę zastawki mitralnej i umieścił kolejny stent, aby lewa komora mogła urosnąć do odpowiednich rozmiarów. Dzięki temu przy kolejnej operacji będzie można wykonać pełną rekonstrukcję dwukomorową.  Niestety po operacji pojawiły się powikłania. M.in. chłonkotok, czyli poważne problemy z płucami. Z tego powodu Amelia otrzymuje dietę niskotłuszczową, a do niedawna była karmiona wyłącznie dożylnie. Pojawiły się też wymioty… Nasza biedna 4-latka musi znosić okropne rzeczy…  Ale ona jest w tym wszystkim taka dzielna! Czasami wydaje nam się, że jest silniejsza od nas. Często mówi „mamo, nie płacz”, „tato, będzie dobrze”. Serca pękają nam wtedy na tysiące kawałków. Ta mała istotka potrafi nas pocieszać w momencie, gdy sama tak cierpi…  Amelka nie miała łatwego życia. Zaczęła chodzić, dopiero gdy miała 3 latka. Bardzo szybko się męczy, jest rehabilitowana kilka razy w tygodniu, codziennie przyjmuje niezliczoną ilość leków, bardzo często ma infekcje, które osłabiają jej serce. Jako rodzice boimy się i modlimy o każdy dzień jej życia, aby było jej lepiej, aby dać jej normalne, szczęśliwe dzieciństwo. Amelka ma młodszą siostrę Zuzię, która towarzyszy jej przy każdej wizycie u lekarza, podczas każdego pobytu w szpitalu. Dzielnie wspiera siostrę, a nam radują się serca, widząc ich siostrzaną miłość. Nasza księżniczka ma wiele zainteresowań, kocha zwierzęta, a najbardziej konie, psy i koty. Uwielbia motoryzację, a gdy tata nie zabierze jej na przejażdżkę motorem, jest obrażona. Spędza dużo czasu z siostrą w piaskownicy, a gdy przychodzi wieczorny czas kąpieli, to obie bawią się w najlepsze i cały świat dla nich nie istnieje. Amelka jest radosną dziewczynką, która cieszy się z najmniejszych rzeczy. Aby rekonstrukcja serca została ukończona, potrzebny jest drugi etap operacji, który został wyceniony na ponad 2 miliony. Błagamy Was, ludzi dobrej woli o pomoc, o wpłaty, o udostępnienie zbiórki. Bez Was nie uda się nam uratować córki! A jako rodzice, nie możemy pozwolić, aby Amelce stało się coś złego, a Zuzia straciła swoją ukochaną siostrę! Pomocy! Rodzice ➡️ Licytacje na Facebooku ➡️ Strona na Facebooku - SerceAmelki ➡️ Dobry klik

152 176,00 zł ( 6.85% )
Still needed: 2 067 168,00 zł
Maja Rutkowska
Urgent!
Maja Rutkowska , 3 years old

Let's save Maja's life!

Majunia z ciężko chorym sercem znów staje do walki o swoje małe życie! Jej stan się pogarsza… Musimy jak najszybciej lecieć do USA na dokładną diagnostykę. Prawdopodobnie córeczka będzie wymagała pilnej, nieplanowanej wcześniej operacji! Tymczasem lekarz poinformował nas, że nie podpisze wniosku o jej refundację… Jesteśmy załamani i z całego serca prosimy o pomoc! Koszt operacji w USA może sięgnąć kilku milionów złotych! Maja urodziła się 6 lutego 2021 roku z poważną wadą serca: atrezją zastawki płucnej z ubytkiem międzykomorowym typu IV. Lekarze w Polsce nie dawali szans na uratowanie życia naszej córeczki… Zaczęliśmy szukać ratunku za granicą. Wtedy pierwszy raz poprosiliśmy o pomoc! W międzyczasie okazało się, że Mai została przyznana decyzja o refundacji! Szaleliśmy ze szczęścia. Ze środków ze zbiórki opłaciliśmy wszystkie pozostałe koszty – przelot medyczny, pobyt na miejscu, dzięki tym środkom wracamy wkrótce do USA na badania diagnostyczne.  W maju zeszłego roku lekarze w Stanford dokonali cudu – uratowali życie naszej córeczce! Wada jej serca jest skrajnie skomplikowana i niebezpieczna, a jednak się udało! Wróciliśmy do domu szczęśliwi i przez kolejne miesiące mogliśmy obserwować, jak Maja się rozwija, jak jest szczęśliwa. Na początku tego roku jednak zaczęło dziać się coś złego…  Maja zaczęła mieć duszności. Staraliśmy się dostać na badania do szpitala w Polsce, by dowiedzieć się, co dzieje się w jej małym ciałku. Niestety, terminy przyjęcia są bardzo odległe. Musieliśmy czekać do marca. Wtedy udało nam się dostać do szpitala – niestety, nie specjalistycznego. Przez to córeczka nie mogła mieć wykonanych wszystkich niezbędnych badań! Radiolodzy nazwali Maję trudnym przypadkiem i stwierdzili, że nie są w stanie zrobić rezonansu magnetycznego – nikt nie umiałby opisać wyników.  Ostatecznie okazało się, że niewidoczna jest lewa tętnica płucna, a lewe płuco nie domaga. Tego nikt się nie spodziewał… Maja rośnie, ucisk zaczyna być coraz większy. Jesteśmy zrozpaczeni! Walczymy o życie Mai, ale walczymy też z systemem. Trudno nam opisywać nawet, czego doświadczamy w szpitalach w Polsce, jak tragikomicznych sytuacji, nielogicznych zaleceń, gdy chodzi o życie dziecka! Tutaj nikt nie ma doświadczenia w leczeniu dzieci operowanych w USA przez tamtejszych specjalistów. Często nie wiedzą nawet, jakim cudem serce, które miało dawno nie żyć, wciąż bije…  W Stanford już na nas czekają – wyraźnie zaniepokoiły ich przesłane wyniki badań – te, które udało nam się tu zrobić. Muszą sami przebadać córeczkę, by wiedzieć, co się dzieje z jej sercem i płucami.  I teraz sytuacja, w którą nadal nie możemy uwierzyć… Jeśli okaże się, że dzieje się źle, Maja będzie musiała przejść pilną operację. Dlatego poprosiliśmy naszego kardiochirurga o podpisanie w razie konieczności dokumentów do refundacji. Dostaliśmy odmowę! Przy tym cały czas lekarz na mnie krzyczał, nie dał mi dojść do słowa, jakbyśmy zawinili tym, że zabraliśmy dziecko na operację do USA, choć w Polsce wcześniej wszyscy skazywali ją na śmierć! Zostaliśmy więc bez szansy na refundację...  Lecimy do USA tylko na badania. Nawet jeśli Maja będzie musiała przejść operację ratującą życie – co jest prawie pewne – nie możemy tam zostać! Musimy wrócić do Polski i zbierać brakującą kwotę, ok. 3 milionów złotych! Jesteśmy zrozpaczeni… Dlatego musimy zacząć działać już teraz, bo nie ma czasu… Zakładamy kolejną zbiórkę i znów z całego serca prosimy o pomoc dla małego serduszka naszej Mai… Tylko dzięki Wam – ludziom o wielkich sercach – mamy siłę walczyć. Mamy wiarę, że nasza Majeczka będzie miała piękne i długie życie, mimo tak skomplikowanej wady serca… Uwierzyliśmy w cud – jeden już się wydarzył. Teraz przyszło nam walczyć o kolejny. Bez Was się nie uda… Błagamy o pomoc… Kinga i Janusz, zrozpaczeni rodzice Majuni   ➡️ Strona na FB: Maja Rutkowska - uratuj życie Majki ➡️ Licytacje dla Majki Rutkowskiej ➡️ Instagram - sercem dla córki

546 397,00 zł ( 10.27% )
Still needed: 4 772 751,00 zł
Łukasz Wysocki
Urgent!
Łukasz Wysocki , 31 years old

Moja córeczka może dorastać bez taty❗️Pomóż mi w walce z nowotworem❗️

Nie pamiętam, jak to jest być zdrowym człowiekiem. Każdego dnia myślę o tym, jak poradzi sobie moja rodzina, gdy mnie zabraknie. Mój stan jest bardzo zły. Nowotwór odebrał mi wszystko. Odkąd skończyłem dziewięć lat walczę z rakiem wątroby. Lekarze dali mi wtedy 1% szans na przeżycie. Przeszedłem ciężką operację, polegającą na wycięciu fragmentów wątroby oraz bardzo wyczerpującą chemioterapię. Kiedy usłyszałem wiadomość o dobrych rokowaniach, znów byłem szczęśliwym chłopcem. W głowie pojawiły się nowe cele, plany i marzenia. Niestety, radość trwała tylko krótką chwilę. 2005 rok przyniósł wznowę na wątrobie i koszmar wrócił. Następna resekcja oraz chemioterapia była jeszcze gorsza. Powstałe powikłania znacznie wpłynęły na jakość mojego życia. Otwarty kanał żółciowy spowodował, że musiałem chodzić z przyklejonym do brzucha workiem stomijnym. Bardzo mi to przeszkadzało. Nie mogłem nadążyć za rówieśnikami. Chciałem grać w piłkę, jeździć na rowerze, biegać… Dziś mogę powiedzieć, że nowotwór zniszczył moje dzieciństwo. Decyzja o kolejnych operacjach, mających szansę poprawić mój stan, okazała się błędna. Powstałe zrosty uniemożliwiły odpłynięcie żółci. Stan ten trwa do dziś. Nawracające zapalenia dróg żółciowych są prawdziwym koszmarem. Lekarze rozkładają ręce. W tak zaawansowanym stadium choroby przeszczep wątroby jest wykluczony… Przeszedłem już niezliczoną ilość zabiegów, które miały poprawić mój stan. Pokładałem w nich wielką nadzieję, jednak ich skuteczność była znikoma. Przez ostatni czas musiałem chodzić z drenażem w brzuchu. Niestety, mój organizm go nie zaakceptował i zaczął traktować go jak ciało obce. Na domiar złego, ostatnio przydarzyła się kolejna tragedia… W okolicach drenu powstał tętniak. Zajmował on miejsce, w którym znajduje się jedyna droga, przez którą krew dociera do wątroby. Na moje nieszczęście tętniak pękł, a lekarze przeprowadzili na mnie zabieg ostatniej szansy. Kolejny raz usłyszałem, że mogę umrzeć. Operacja się powiodła, jednak jeszcze nie wiem, jak potoczy się mój los… Wiem za to, że mam dla kogo żyć. Gdyby nie wspaniała żona i śliczna córeczka, która skończyła w tym roku cztery latka, już dawno bym się poddał… Podczas trwania choroby byłem zdania, że nigdy nie skorzystam z pomocy innych ludzi. Nie dlatego, że byłem zbyt dumny... Po prostu uważałem, że są na świecie osoby, które potrzebują pomocy bardziej. Niestety, jeśli teraz nie poproszę Was o wsparcie, moja córeczka może dorastać bez taty. Jeżeli zechcecie wspomóc mnie w procesie leczenia, rehabilitacji oraz dalszej diagnostyki, będę Wam niezwykle wdzięczny. Łukasz ➡️ Wywiad w ibytow.pl: Miał 1% SZANS na przeżycie. Łukasz dzielnie WALCZY o życie

78 671,00 zł ( 73.95% )
Still needed: 27 712,00 zł
Sandra Bekierz
Urgent!
Sandra Bekierz , 34 years old

Trwa dramatyczna walka o życie Sandry❗️Potrzebna PILNA pomoc❗️

Nigdy nie sądziłem, że można tak się bać… Mieliśmy żyć długo i szczęśliwie… Mamy wspólne marzenia i z każdym dniem realizowaliśmy rodzinne plany. Dzisiaj to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Właśnie toczymy nierówną walkę z okrutnym przeciwnikiem i czasem... Moja żona może umrzeć, a ja mogę stracić cały mój świat. Sandra ma 34 lata. Jest kochaną żoną i mamą trójki wspaniałych dziewczyn: Oliwki, Amelki i Zuzi, a także towarzyszką jej ulubienicy – owczarka Luny. Nikt z nas nie mógł przeczuwać tragedii, jaka już za chwilę miała wkroczyć w nasze życie. 13 grudnia 2023 roku Sandra odebrała rutynowe wyniki z badania krwi, które wskazywały na nieprawidłowości. Natychmiastowo wykonane USG jamy brzusznej odkryło przed nami okrutną prawdę, na którą nikt z nas nie był gotowy – Sandra ma guza wątroby. Kolejne badania, w tym tomografia komputerowa, potwierdziła przypuszczenia lekarzy. Wynik zabrał nam grunt pod nogami: RAK, złośliwy rak IV stopnia, nowotwór przewodów żółciowych wewnątrzwątrobowych z przerzutami do miednicy, kręgosłupa i żeber oraz limfodenopatia węzłów chłonnych. Usłyszałem, że życie mojej kochanej żony i mamy naszych dzieci, jest w śmiertelnym zagrożeniu! Byłem przerażony. Jak to możliwe, że nic wcześniej nie zauważyliśmy? Dlaczego akurat ona? W głowie miałem tysiące pytań, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi... Niestety, w naszym mieście nie było ratunku dla mojej żony, dlatego musieliśmy poszukać pomocy gdzieś indziej. Natychmiast rozpoczęliśmy leczenie się w Gdańsku. Sandra przyjmuje chemioterapię systemową, która niestety nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Dodatkowo w swoją dietę musi włączyć żywienie przeznaczenia medycznego, suplementacje wspomagające wycieńczony organizm oraz odbywać szereg konsultacji specjalistów i być pod opieką psychologa. To wszystko nie jest refundowane z NFZ. W dodatku dojazd do położonego 600 kilometrów od naszego miejsca zamieszkania szpitala i związane z tym wysokie koszty dojazdu i zakwaterowania bardzo obciążają nasz budżet.  Nie mogłem jednak stać bezczynnie i patrzeć na to, jak moja żona umiera... Jak każdego dnia zastanawia się, czy dożyje jutra. Czy doczeka Komunii córki, czy będzie mogła zaprowadzić dzieci 1 września do szkoły... Widzę jej cierpienie każdego dnia i nie ma we mnie na to zgody. Przecież gdzieś musi być ratunek dla mojej żony, to było aż wręcz niedorzeczne... Zaczęliśmy szukać pomocy w innych państwach. W końcu się udało! Dostaliśmy odpowiedź z Izraela z kliniki, która jest pionierem w leczeniu nowotworów. Usłyszeliśmy, że istnieje szansa na leczenie dla Sandry, niestety ta szansa ma ogromną cenę. Klinika w Izraelu musi przeprowadzić badanie molekularne, które polega na znalezieniu uszkodzonego genu, aby dobrać do niego odpowiedni protokół leczenia. Jest to leczenie celowane bezpośrednio w uszkodzony gen, dzięki czemu szanse na to, że moja żona przeżyje, są naprawdę duże. Musimy skorzystać z tej szansy. Wydałem już wszystkie oszczędności życia, by ratować Sandrę. 21 kwietnia wylatujemy do Izraela na badania. Sam koszt badań i przelotu to kwota ponad 40 tysięcy złotych. Całe leczenie w zależności od protokołu może opiewać na kwotę ponad półtora miliona złotych. Równocześnie chcemy rozpocząć leczenie uzupełniające w Niemczech, by jak najsilniej zadziałać na naszego przeciwnika. Koszt leczenia opiewać może w granicach miliona złotych. To wstępne założenia, ale już teraz to ogromne sumy, których nigdy nie będę w stanie zgromadzić... Proszę, choć nie jest mi łatwo... Proszę o pomoc. Każde wsparcie, złotówka, udostępnienie zbiórki są w tym przypadku nie na wagę złota, lecz życia! Muszę ratować żonę przed śmiercią, muszę, nim choroba wyrwie ją z objęć naszych ukochanych dzieci...  Paweł, mąż Sandry ➡️ Wspieraj Sandrę poprzez licytacje na Facebooku

898 503,00 zł ( 28.15% )
Still needed: 2 292 987,00 zł
Natalia Czarniewska
Natalia Czarniewska , 38 years old

I want to stay alive for my family, but ALS is killing me!

Summertime is supposed to be spent on planning a relaxing getaway.  Unfortunately for me, it was the worst time of my life. I received a diagnosis that changed everything by 180 degrees. I am a wife and a mother of two wonderful children, an 8-year-old girl, and a 5-year-old boy. We used to have a peaceful and happy life, and my only health issue was a mild spinal injury. The doctors told me that was the reason for my right foot drop.  The MRI scan detected a herniated disc, and although it healed on its own, my health condition got worse day by day. In January 2024, I developed a left foot drop.  In June, I found out I had ALS. My whole world fell apart!  It is a cruel, terminal disease of unknown etiology that affects nerve cells and leads to body paralysis, affecting muscles responsible for breathing and swallowing.  It is characterized by muscle weakness that spreads and gets worse over time.  There is no cure for ALS - we can only slow its progression. Most patients die within 3-5 years after the diagnosis is made.  The diagnosis took me by surprise and turned my world upside down.  Although every day is a struggle, I am not giving up. I believe that treatment and rehabilitation will improve the quality of my life and slow down the progress of the disease. I would also like to try other treatments, like stem cell therapy. These are expensive alternatives, though.  I must ask you for help. Every donation brings me closer to a better future for my family. It gives me hope to experience many moments together, to see my children smiling, and to live without pain and fear.  Natalia & family

307 983,00 zł ( 96.5% )
Still needed: 11 166,00 zł
Tadzio Iwicki
Tadzio Iwicki , 3 months old

Wada serca synka nie pozwala nam spokojnie spać... Pomóż!

Gdy na świat przychodzi dziecko, dla rodziców zaczyna się zupełnie nowy rozdział życia – pełen miłości, nadziei i marzeń o przyszłości. Każdy uśmiech, każdy pierwszy krok, każdy dźwięk wydobywający się z małych ust jest skarbem, który pragnie się chronić. Ale co zrobić, gdy zamiast radości, przychodzi strach? Gdy zamiast pewności, że wszystko będzie dobrze, pojawia się przerażająca diagnoza? Nasz synek Tadzio od samego początku musiał stawić czoła wielkim przeciwnościom losu. Już podczas pierwszych badań prenatalnych usłyszeliśmy, że jego serduszko nie rozwija się prawidłowo. Niestety te informacje były tylko początkiem.  Jeszcze w czasie trwania ciąży wykonywano mi amniopunkcję, aby sprawdzić, czy genetycznie jest wszystko dobrze. Czekanie na wyniki badania genetycznego to jeden z najczarniejszych okresów w naszym życiu... Wynik okazał się nieprawidłowy – wykryto mikroduplikacje w chromosomie Xq28. Mutacja może powodować niepełnosprawność intelektualną albo problemy behawioralne np. autyzm. Z każdym kolejnym tygodniem ciąży pojawiały się nowe nieprawidłowości w rozwoju. Po narodzinach synka okazało się, że rzeczywistość przerosła nasze najgorsze obawy. U Tadzia zdiagnozowano zagrażającą życiu wadę serca! Słowa lekarzy zburzyły cały nasz świat, zmieniając codzienność w walkę o każdy kolejny oddech. Serce synka, które powinno być symbolem życia i siły, stało się źródłem największych obaw i cierpienia. Każde jego uderzenie, zamiast przynosić spokój, stało się nieustannym przypomnieniem o kruchości życia. Od urodzenia Tadzio musiał mieć podawany specjalny lek, który pozwalał mu oddychać. W szóstej dobie życia jego stan gwałtownie się pogorszył i trafił na oddział intensywnej opieki medycznej, gdzie konieczne było wspomaganie oddechu za pomocą respiratora. Tadzio przeszedł wtedy pierwszą operację swojego malutkiego serduszka, a każda minuta w szpitalu była dla nas jak wieczność. Po wielu tygodniach spędzonych na oddziale intensywnej terapii udało się nam wrócić do domu. Niestety, nie na długo... Cztery dni później znów trafiliśmy do szpitala. Spędziliśmy tam kolejne 3,5 tygodnia, walcząc o każdą chwilę spokoju i zdrowia dla naszego synka. Tadzio cierpi nie tylko z powodu wady serca. Istnieje także podejrzenie braku śledziony, co sprawia, że każda infekcja jest dla niego niezwykle niebezpieczna. Każda gorączka to dla nas potencjalna sepsa, która może zagrażać jego życiu. Żyjemy w ciągłym strachu o zdrowie naszego synka. Obecnie przebywamy w domu i próbujemy nadrobić czas spędzony w szpitalu. Tadzio potrzebuje intensywnej rehabilitacji, codziennego podawania leków i szczególnej opieki. Nasz kardiolog zaleca konsultację jego przypadku w specjalistycznym ośrodku, gdzie może pojawić się szansa na uratowanie dwóch komór serca Tadzia. Dlatego prosimy Was o pomoc. Potrzebujemy wsparcia finansowego na leczenie i rehabilitację. Nawet najmniejsza wpłata, może dać Tadziowi szansę na lepsze życie. Synuś jest naszym małym wojownikiem, ale nie poradzi sobie bez Waszego wsparcia.  Dziękujemy z całego serca za każdą wpłatę i udostępnienie! Mama Tadzia ➡️ Serduszko puka w rytmie Tadzia ➡️ Życie Tadzia możesz uratować też przez udział w licytacjach na Facebooku - Licytacje dla Tadzia

151 684 zł
Aiyma Taalaibekova
Urgent!
Aiyma Taalaibekova , 3 months old

Krytycznie pilne❗️Przeszczep wątroby albo ŚMIERĆ❗️

KRYTYCZNIE PILNE! Mamy tylko 7 dni na uzbieranie 50 TYSIĘCY DOLARÓW na przeszczep wątroby naszej córeczki! W innym wypadku czeka ją śmierć… Błagamy o pomoc, sytuacja jest dramatyczna! 12. czerwca tego roku nasz świat runął... Świat, który razem z mężem tworzyliśmy dla naszej rodziny, marząc o tym, jak będą rosły i rozwijały się nasze dzieci. Wszystko się zmieniło, wszystkie marzenia i plany runęły w jednej chwili, gdy urodziła się nasza najmłodsza i tak długo wyczekiwana córeczka. Dziś walczymy o jej życie… Błagamy o Twoją pomoc! Już od pierwszej godziny życia pojawiła się u niej tak zwana "żółtaczka". Lekarze zalecili naświetlanie ultrafioletem i uspokajali nas, że u noworodków to częste zjawisko. Wypisali nas ze szpitala z żółtaczką i kazali obserwować. Od razu mnie to zaniepokoiło. Czułam, że coś jest nie tak… Pewnego dnia córeczka dostała gorączki. Przestraszyliśmy się i natychmiast zabraliśmy ją do szpitala. Tam przeprowadzono diagnostykę i od razu przekazano nam, że są podejrzenia choroby wątroby… Nie traciliśmy nadziei i czekaliśmy na szczegółowe badania. Ale potem ziemia usunęła się nam spod nóg… Usłyszeliśmy ostateczną diagnozę: atrezja dróg żółciowych typu 3…  Lekarze od razu nas poinformowali, że córeczka potrzebuje przeszczepu wątroby i to jak najszybciej! W naszym kraju takie operacje nie są wykonywane, więc byliśmy zmuszeni szukać pomocy w Turcji. Podano nam koszt operacji – to aż 50 TYSIĘCY DOLARÓW – kwota dla nas zupełnie nieosiągalna… Byliśmy w szoku – przecież nie zdobędziemy takich pieniędzy! Jesteśmy zwykłą rodziną, którą utrzymuje wyłącznie mąż… Nawet sobie nie wyobrażamy, skąd wziąć tak ogromną sumę, ale rozumiemy, że teraz życie naszej córki kosztuje dokładnie 50 000 dolarów… Mówi się, że za pieniądze nie kupisz tego, co najważniejsze, ale w naszym przypadku możemy kupić córce życie! A to jest najważniejsze, co istnieje na naszym świecie…  Ona jest taką małą istotą, a już znosi tyle bólu. Lekarze powiedzieli, że mamy maksymalnie 10 dni na ratunek.... Nasza rodzina nie jest w stanie zgromadzić tak dużej sumy, nie mamy nawet czego sprzedać. Każdego dnia śni mi się ten sam koszmar, w którym moja córka umiera w moich ramionach…  Mój najgorszy koszmar może stać się rzeczywistością już w tym miesiącu, jeśli nie zdążymy... Jak tylko brzuszek córeczki zacznie puchnąć, może umrzeć w każdej chwili! Jej stan pogarsza się z dnia na dzień... Mamy NAPRAWDĘ bardzo mało czasu. Błagamy, pomóżcie uratować nasze maleństwo... Zrozpaczeni rodzice

28 834,00 zł ( 13.41% )
Still needed: 186 060,00 zł
Katarzyna Szuba
Katarzyna Szuba , 58 years old

Chciałabym odzyskać choć część samodzielności... Proszę, POMÓŻ MI❗️

Pewnego dnia moje życie obróciło się o 180 stopni. Poszłam do pracy, jak każdego innego dnia. Zaczęłam źle się czuć, ale starałam się to zignorować, w końcu nie było tak źle. Wróciłam do domu i wtedy wszystko się zmieniło. Pojawiły się wymioty, zawroty głowy, nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Syn zadzwonił po pogotowie. Z początku słyszeliśmy, że to zatrucie...  Mijały godziny, a ja czułam się coraz gorzej. Następnego dnia syn znów wezwał pomoc, zauważył, że zaczynam mieć problemy z mówieniem. Dopiero wtedy skierowali mnie na badanie. Okazało się, że to był udar. Niestety w przypadku udaru każda minuta jest na wagę złota, a w moim przypadku tych minut było zbyt wiele. W tej chwili nie jestem w stanie samodzielnie chodzić, a moje ręce są bardzo słabe. Mogę zrobić parę kroków, ale tylko wtedy, gdy ktoś mi pomaga. Na co dzień poruszam się na wózku inwalidzkim, a w codziennych czynnościach pomagają mi życzliwi sąsiedzi, znajomi i rodzina. Choć są cudowni, wiem, że ta pomoc nie będzie trwała wiecznie. Boję się przyszłości – co będzie, gdy nikogo nie będzie obok? Chciałabym odzyskać choć część samodzielności, żeby móc poruszać się po domu, sama iść do łazienki czy zrobić sobie posiłek. Jestem po dwumiesięcznej rehabilitacji w ośrodku, ale niestety efekty nie są takie, jakich się spodziewałam. Wiem, że przede mną długa droga, ale nie poddaję się. Najgorsze jest to, że rehabilitacja kosztuje. Prywatna pomoc w domu jest poza moim zasięgiem finansowym, a na fundusz muszę czekać, bo potrzebuję specjalnej grupy orzeczeniowej. Każdy dzień bez rehabilitacji to krok wstecz. Błagam o pomoc. Chciałabym zebrać pieniądze na rehabilitację stacjonarną, która da mi szansę na choćby częściowy powrót do sprawności. Wiem, że nie będę już taka, jak kiedyś, ale marzę o tym, żeby być samodzielną w swoim domu. Chciałabym móc kiedyś znowu pójść do pracy, choć wiem, że to być może tylko marzenie. Obecnie każdy grosz przeznaczam na prywatne wizyty lekarskie, leki i zdrowe jedzenie, ale to nie wystarcza. Proszę, pomóżcie mi zawalczyć o siebie. Każda złotówka ma ogromne znaczenie. Kasia

5 706,00 zł ( 17.87% )
Still needed: 26 209,00 zł