Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Staś Kaupas
Staś Kaupas , 11 years old

Jestem Staś – uratować mnie może tylko stała neurostymulacja i terapie❗️Proszę, pomóż mi...

Staś ma 8 lat i z pozoru wygląda jak zdrowy chłopiec. Nic bardziej mylnego. Jako rodzice znamy jednak diagnozę i wiemy, jak ogromne spustoszenie wywołuje w jego organizmie bezwzględna, ciężka genetyczna choroba. Nasz synek miał nie dożyć nawet 5. urodzin... Jego codzienność to ciągła walka z niewidzialnym przeciwnikiem o nazwie zespół Leigha. Oto nasza historia: Gdy Staś miał 2 miesiące, zdiagnozowano u niego padaczkę lekooporną, umiejącą atakować nawet 50 napadami dziennie!!! Synek przeszedł wielomiesięczną i wyczerpującą terapię sterydami, która pomogła opanować ataki, ale też ujawniła najgorsze… Okazało się, że przyczyną złego stanu zdrowia Stasia jest niezwykle rzadka choroba o podłożu genetycznym – zespół Leigha. Zaburza ona pracę mitochondriów, odpowiedzialnych za wytwarzanie energii. W konsekwencji komórki w mózgu Stasia obumierają, co prowadzi do poważnych zaburzeń, a w ostateczności do zaprzestania funkcjonowania organów: mięśni, wzroku, płuc, nerek i serca.  Nasz syn już wielokrotnie pokazał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych! Śpiewa, tańczy, bawi się w straż pożarną, uwielbia się przytulać i słuchać bajeczek czytanych na dobranoc. Miał być zupełnie niesamodzielny – sam je, rozbiera się, zakłada buty. Miał nie chodzić – spacery są jego codziennością i coraz rzadziej zalicza upadki. Miał nie mówić – mówi zrozumiale, a nawet czyta pojedyncze sylaby. Miał nie dożyć 5 lat, a wciąż jest z nami... Nadal walczymy z wieloma przeciwnościami, a Staś jest naszym motorem napędowym – bardzo chętnie uczestniczy w terapiach, zajęciach, wie, że to ważne, lubi także mieć kontakt z rówieśnikami. Można powiedzieć, że w wieku 8 lat jest na etapie dziecka wczesnoprzedszkolnego, a celem jest „dorośnięcie” do podstawówki, nauka czytania, pisania, podstawowego liczenia. Pozornie tak niewiele, a dla nas równie dalekie jak Mont Everest. Nasze finanse pochłania walka o każdy malutki sukces w rozwoju i coraz większe potrzeby terapeutyczne. Na same tylko leki wydajemy 2,5 tys. zł miesięcznie, a gdzie jeszcze specjalistyczne terapie i sprzęt? Zaraz staniemy nad przepaścią – jeśli w nią wpadniemy, to nie będzie odwrotu, nasz synek straci wszystko bezpowrotnie, a może nawet stracić życie! Musimy się spieszyć i prosić o pomoc. Teraz jest najlepszy i tak naprawdę jedyny czas, by ratować Stasia! Rodzice Stasia

50 715,00 zł ( 41.58% )
Still needed: 71 253,00 zł
Amelka Ryłka
Amelka Ryłka , 5 years old

Choroba boleśnie ją doświadcza, ale Amelka walczy o lepsze jutro... Pomocy!

Prawie osiem miliardów ludzi na świecie, wśród nich tylko dwoje tak wyjątkowych dzieci. Jedno z nich moje. Zazwyczaj taka wiadomość wywołuje dumę i euforię. U mnie wywołała strach, przerażenie i morze wylanych łez, bo wyjątkowość mojego dziecka polega na tym, że jest poważnie chora. A dolegliwości trudne i zagadkowe w dużej mierze definiują naszą codzienność.  Nie miałam tego przywileju cieszyć się spokojną, bezpieczną ciążą. Kiedy usłyszałam, że Amelka przeszła w moim brzuchu wylew, który spowodował uszkodzenie mózgu, byłam przerażona. Nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Wciąż zadawałam sobie pytanie, czy można byłoby tego uniknąć, czy mogłabym zrobić coś, by ją przed tym ratować. Niestety, w naszym przypadku choroba okazała się niezwykle brutalna… Przyjście Amelki na świat obnażyło tragiczne konsekwencje, z którymi będziemy się zmagać właściwie już przez resztę jej życia…  Amelka zamiast czułych, bezpiecznych ramion mamy dostała pakiet badań. To one pokazały, z czym będziemy się mierzyć. Zdiagnozowano małogłowie wtórne, oczopląs, problemy ze wzrokiem i padaczkę lekooporną. Choroby, na które nie istnieje gotowe lekarstwo. Dolegliwości, które wpływają na dalszy rozwój, na całą przyszłość. Dla mnie brzmiało to przerażająco. Radość narodzin została brutalnie przysłonięta przez informacje przekazane przez lekarzy.  Choroba Amelki nauczyła mnie, że w życiu niczego nie można być pewnym, a każdy najmniejszy krok wymaga czasem ogromnego zaangażowania i jeszcze więcej ciężkiej pracy. Niestety, same niewiele możemy, bo do walki o sprawność, samodzielność i przyszłość Amelki potrzebujemy wsparcia wykwalifikowanych specjalistów. Tylko regularnie prowadzona rehabilitacja może nam pomóc, ale ta wymaga ogromnych środków, od których właściwie uzależniona jest przyszłość mojej córeczki. Ja wiem, że nie mogę się poddać, ale w tej batalii nie chcę i nie mogę zostać sama.  Chcę w przyszłości powiedzieć Amelce: “Kochanie, zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by dać ci tę szansę”. Mam świadomość, że nie możemy zmarnować tego potencjału, ale codzienność wciąż stawia przed nami nowe wyzwania.  Twoje wsparcie jest dla nas na wagę sprawności i samodzielności mojej córeczki. Właściwie, w tym momencie nawet nie mogę marzyć o niczym innym - dla nas zdrowie lub jego namiastka to najlepszy, najbardziej wartościowy prezent, jaki możemy otrzymać. Dlaczego wspólny? Bo dla mnie, jej mamy, nie ma lepszej wiadomości niż poprawa zdrowia, nie ma lepszego widoku niż uśmiech na jej pięknej, zatroskanej buźce. Proszę tylko o szansę

11 224,00 zł ( 47.22% )
Still needed: 12 542,00 zł
Piotr Zgórski
Piotr Zgórski , 46 years old

Nieprzytomnego Piotra znaleziono na ulicy! Pomóż ratować jego przyszłość!

Tak naprawdę nikt do końca nie wie, co się stało Piotrowi. Brata znaleziono, gdy leżał nieprzytomny na chodniku. Chwilę później przetransportowano go do szpitala. Informacja o tym była dla mnie szokiem. Bezsilność i brak odpowiedzi na tak wiele pytań, które zresztą do tej pory krążą w mojej głowie, jedynie spotęgowały moje przerażenie.  Piotra poddano szczegółowym badaniom. Tomografia komputerowa wykazała liczne złamania kości czaszki z wbiciem odłamków kostnych w mózgowie. Okazało się, że powstał duży krwiak i konieczna była jak najszybsza operacja. Sytuację udało się opanować, ale Piotr jeszcze przez długi czas przebywał na oddziale intensywnej terapii, a jego oddech musiał być wspomagany poprzez respirator. To wszystko było jak koszmar, z którego nie można się wybudzić. Dobre informacje chwilę później zastępował strach o to, co będzie jutro. Na szczęście Piotr przetrwał najtrudniejszy moment, odzyskał przytomność, zaczął nawiązywać z nami kontakt. Po czasie wykonano mu tracheotomię i założono rurkę PEG, umożliwiającą żywienie dojelitowe. Wkrótce później możliwe było rozpoczęcie intensywnej rehabilitacji.  Po miesięcznym pobycie w szpitalu brata przetransportowano do specjalistycznego ośrodka. Tylko dzięki regularnym ćwiczeniom i fachowej opiece Piotr może zawalczyć o choć częściowe odzyskanie sprawności. Koszt rehabilitacji jest ogromny, ale obiecałam, że będę walczyć o mojego brata. Brak pieniędzy nie może przekreślić jego szansy na lepsze jutro. Bardzo proszę o pomoc! Edyta - siostra Piotra

16 112,00 zł ( 14.84% )
Still needed: 92 399,00 zł
Paula Buja
Paula Buja , 7 years old

Duże marzenie malutkiej Pauli - pomóż jej stanąć na nóżkach!

Dziewięć miesięcy nosiłam pod sercem mój malutki skarb. Czas ciąży był wyjątkowy, uwielbiam wracać do niego myślami. Każdego dnia budziłam się z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że już niedługo nasza rodzina się powiększy.   Skurcze przepowiadające poród, pojawiły się podczas jednego z ciepłych, lipcowych wieczorów. Paula przyszła na świat rano. Czekałam na moment, w którym ją zobaczę. Kiedy spojrzę w jej śliczne oczka i usłyszę płaczący głosik. Pierwsze słowa lekarzy brzmią w mojej głowie jak nieznikające echo. ,,Pani córka musi zostać w szpitalu minimum 5 tygodni, doszło do niedotlenienia”. Strach, rozpacz… Ciężko mi teraz opisać to co czułam w dniu, w którym dowiedziałam się, że zdrowiu i życiu Pauli coś zagraża.  Cały rok nie wiedziałam czego się spodziewać. Lekarze powiedzieli mi, że dopiero po pierwszych urodzinach będą w stanie lepiej zdiagnozować problem Pauli. Na jednej z rehabilitacji usłyszałam, że jest to mózgowe porażenie dziecięce. Mimo poznania choroby nigdy choćby przez chwilę nie pomyślałam, że możemy nie dać sobie rady. Zaczęłam czytać, pogłębiać wiedzę, dowiadywać się wielu informacji dotyczących MPD. Rozpoczęłam walkę z nierówną chorobą.  Od września ubiegłego roku Paula uczęszcza do przedszkola, w którym odbywa intensywną rehabilitację. Aktywnie bierze udział w zajęciach, jednak zdarza się, że nie zawsze ma na nie ochotę. Uwielbiam w niej to, że ma swoje humorki. Najbardziej lubi zajęcia z logopedą i psychologiem. Interesuje się wtedy książeczkami, zabawkami, światełkami, które jej pokazują. Jest nimi szczerze zainteresowana i bardzo skupiona. Sytuacja zmienia się, kiedy zaplanowane są zajęcia wymagające aktywności. Rehabilitanci żartują, że Paula jest małym leniuszkiem i myślę, że coś w tym jest. Zauważam to, ale niczym się nie martwię. Przecież to normalne, że taki mały człowieczek może nie lubić rozciągania lub ćwiczeń przy drabinkach. Z powodu zaburzeń neurologicznych rozwój Pauli jest opóźniony, nieharmonijny i zaburzony. Paulisia ma problem z utrzymaniem prawidłowej postawy oraz z zadaniami związanymi ze sprawnością motoryki małej, czyli wszelkimi czynnościami, które są wykonywane przy pomocy rąk. Kontakt z córką nie sprawia mi większych problemów. Mimo opóźnionego rozwoju mowy wiem kiedy ma, na co ochotę. Jeśli chce kanapkę, użyje takich słów, że od razu wiem, że jest głodna. Jestem pewna, że Paula rozumie wszystko, co do niej mówię.  Z miesiąca na miesiąc córka nabiera nowych umiejętności, a to daje mi duże nadzieje na przyszłość. Mimo że nie chodzi i nie siedzi, wierzę, że odpowiednie działania pozwolą na poprawę jakości życia mojej córeczki. Wzmożone napięcie mięśniowe kończyn może spowodować, że konieczna będzie operacja podcięcia mięśni w pachwinie. Na chwilę obecną zbieramy środki na pionizator. Być może z jego pomocą nie będzie konieczności wykonywania zabiegów.  Bez względu na to gdzie jesteśmy… W pracy, szkole, przedszkolu, domu - niepełnosprawność sprawia wiele trudności. Nie tylko dzieciom, ale także dorosłym. Na szczęście, dzięki specjalistycznym sprzętom, wszystko staje się o wiele prostsze. Przekraczanie barier przez dzieci pozwala na ich prawidłowy rozwój oraz szczęśliwe dzieciństwo. Proszę, pomóż nam uzbierać potrzebną kwotę! Mama Pauli, Aneta

2 597,00 zł ( 25.69% )
Still needed: 7 510,00 zł
Zuzanna Kretowicz
Zuzanna Kretowicz , 7 years old

Zuzia w sidłach wielu chorób! Pomóż wywalczyć dobre życie!

Nikt, kto nie doświadczył tego na własnej skórze, nie wie, jak wielką tragedią jest choroba własnego dziecka. Kiedy poznajesz przeraźliwą diagnozę Twoje życie staje w miejscu, zaczyna brakować Ci tchu, a do oczy napływają gorzkie łzy... Wszystko inne w jednej sekundzie staje się po prostu błahe. A jedynce co się liczy, to znaleźć ratunek dla Twojego dziecka...  Jestem mamą 5-letniej Zuzi, która cierpi na wodogłowie wrodzone, padaczkę, dziecięce porażenie mózgowe z niedowładem prawostronnym spastycznym oraz wadą serca VSD. O chorobie córki dowiedziałam się już będąc w ciąży. Wraz z dniem poznania diagnozy rozpoczęliśmy nierówną i brutalną walkę, która trwa do dziś. Już wtedy poddałam się dwóm zabiegom, ratującym maleńkie życie naszej córeczki. A kiedy tylko Zuzia przyszła na świat, w pierwszym roku przeszła aż 11 operacji neurochirurgicznych!  Nasza córeczka ma w sobie ogromną siłę walki o swoje życie, które już wielokrotnie mogła stracić. Aż 3-krotnie ratowano ją na OIOMie. Zwalczyła zakażenie gronkowcem, które doprowadziło do zapalenia opon mózgowych i otrzewnej. Przyjmowała silne antybiotyki, które były podawane dokomorowo. Walczyła z ostrym bólem i cierpieniem... To zbyt wiele jak na jedno, małe dziecko...  Niestety, mimo tak wielu nieszczęść, los wciąż nie był dla nas łaskawy. Gdy córka miała 15 miesięcy, w nocy dostała napadu padaczkowego, zachłysnęła się wymiotami i przestała oddychać. Wtedy przeżyliśmy największy horror... Po tak heroicznej walce o jej życie, po tylu ciężkich operacjach mogliśmy ją stracić w ułamku sekundy! Na szczęście dzięki szybkiej reakcji i przeszkoleniu medycznemu, udało nam się odzyskać oddech Zuzi. W szpitalu znów trafiła na OIOM, na którym przez pierwsze dni była w stanie krytycznym. To, że żyje to kolejny cud!  Zuzia ma już 5 lat. Niestety, trwałe uszkodzenia tkanki mózgowej wynikające z wodogłowia oraz agenezja ciała modzelowatego – znacznie opóźniają jej rozwój intelektualny i fizyczny. Aby dogonić rówieśników, Zuzia wymaga dodatkowej pracy, wielu terapii m.in. neurologopedycznej, oligofrenopedagogicznej, zajęć z integracji sensorycznej, terapii ręki oraz wzroku...  Dodatkowo Zuzia potrzebuje specjalistycznego sprzętu medycznego. Grozi jej podwichnięcie stawu biodrowego, a tylko dzięki profesjonalnej rehabilitacji i specjalistycznemu sprzętowi, mamy szansę uniknąć skomplikowanej operacji biodra. Jesteśmy szczęśliwi, że nasza córeczka nauczyła się chodzić. Niestety bez zaopatrzenia ortopedycznego w postaci specjalnych ortez, jej stopy i kolana będę ulegać skrzywieniu. Córka rośnie, ale jej chore kończyny nie rozwijają się w tym samym tempie. Po stronie ciała dotkniętej porażeniem – nóżka jest krótsza, a dłoń mniejsza. Z każdym kolejnym etapem wzrostu – spastyka narasta. Mamy mało czasu... Stawka jest jednak największa – przyszłość naszego dziecka. Wszystkie koszty związane z leczeniem, rehabilitacją i sprzętem znacznie przekraczają nasze możliwości finansowe. Dlatego nie mamy wyboru, musimy prosić Was o wsparcie... To jedyna szansa, aby dać Zuzi szansę na normalne i szczęśliwe życie. Proszę, nie odwracaj wzroku. Pomóż!  Sylwia i Paweł, rodzice Dowiedz się więcej:  ➡️ Zuzia Kretowicz 💚

40 396,00 zł ( 39.9% )
Still needed: 60 839,00 zł
Tomasz Wroński
Tomasz Wroński , 25 years old

Młode życie zniszczył wypadek... Pomóż nam uratować Tomka!

Tomasz ma 21 lat... Niedawno miał podejść do matury z matematyki. Na egzamin nigdy nie dotarł. Wszystko zniszczył tragiczny wypadek... Nie wiadomo, co się stało. Tomka od domu dzieliło zaledwie 15 minut. Ułamek sekundy i jego życie legło w gruzach tak jak i nasze. Gdy 25 sierpnia tego roku o 1.00 w nocy zadzwonił domofon, wiedziałam, że coś się stało... Ten domofon nie działał od dwóch lat. Zadziałał akurat wtedy, gdy przyszli przyjaciele mojego syna. Przyjechali mi powiedzieć, że Tomek miał wypadek. Nogi ugięły się pode mną... Nikt nie wie, co się mogło stać. Na prostej drodze syn zjechał do rowu. Jego samochód dachował. Był uwięziony i nieprzytomny, dopiero strażacy go uwolnili. Do dziś nie jest znana przyczyna tragedii. Nie było świadków. A Tomek doznał poważnych obrażeń głowy… Zaczęła się walka o życie w szpitalu w Łodzi, gdzie go zaintubowano i wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarze stwierdzili stłuczenie pnia mózgu... Mijają kolejne tygodnie, a stan mojego 21-letniego syna jest bardzo ciężki. Nadal jest w śpiączce – potrzebuje rehabilitacji  w specjalistycznej klinice, która go wybudzi. Gorączkuje – ale jest silny. Niestety musimy być przygotowani na wszystko, chwilowa stabilizacja przeplatana jest z nieprzewidzianymi komplikacjami. Niestety ciągłe infekcje szpitalne nie pomagają mu. Sił dodaje nam myśl, że Tomek walczy, nadal tu jest, z nami i ma szansę wrócić! Jedna chwila przekreśliła wszystko. Dziś nawet oddychanie sprawia trudność... Lekarze robią, co mogą, aby mógł oddychać samodzielnie. Tomasz jest silny i walczy – daje nam znaki, otwiera powieki, chce do nas wrócić, ale bez pomocy fachowej kliniki, rehabilitacji,  rodziny i dobrych ludzi jest to niemożliwe...  Jako matka wiem, kiedy Tomek mnie słyszy i jak reaguje. Próbuje nawiązać kontakt, ale niestety nie może. Choć ostatnio nastąpił mały postęp: Tomasz zaczął otwierać oczy i widoczne są powolne ruchy rąk. Cieszymy się z tego, łapiemy każdą iskrę nadziei, która pozwala nam wierzyć w lepsze jutro! Tomasz obecnie przebywa w klinice Budzik w Olsztynie. Ten czas jest jednak ograniczony. Po opuszczeniu kliniki będzie potrzebował specjalistycznej i niestety bardzo kosztownej rehabilitacji... To trudny czas dla całej rodziny i bliskich, dodatkowo spotęgowany przez koronawirusa  - nie możemy być z Tomkiem tak często, jak byśmy chcieli. Nie widzimy się całymi tygodniami… Każda rozłąka z bliską osobą w trudnym czasie związana jest z wielkim stresem, tęsknotą i bezsilnością – niemożność wsparcia go, chociażby przez samą obecność i trzymanie go za dłoń jest najtrudniejsza dla rodziców, rodzeństwa, bliskich… Chcemy, by ten silny młody chłopak wrócił do nas, bo nie wyobrażamy sobie życia bez Tomka. Zawsze okazywał bezinteresowną pomoc, kocha motoryzację, większość czasu spędzał przy naprawie samochodów przyprowadzonych przez znajomych i nigdy nie oczekiwał zapłaty za wykonaną pracę… Kiedy miał 15 lat odrestaurował stary motor wujka… Rozkręcił do najmniejszej śrubki i potem składał odnowione części… Miał pasje, które realizował. Motoryzacja, rolnictwo… A teraz leży, walcząc o to, by choć móc się z nami porozumieć... Kilka lat temu Tomek stracił ukochanego dziadka. Wiemy jednak, że on gdzieś tam na górze jest i czuwa nad wnukiem. Nie pozwolił mu zginąć tamtego dnia. To  jeszcze nie był czas na Tomka. On musi być z nami! Przed moim synem całe życie, to młody niezwykle pracowity i uczynny chłopiec. 21 lat to nie jest wiek, aby kończyć w ten sposób. Tomek ma szanse wrócić do normalnego życia, ale niestety potrzebuje pomocy dobrych ludzi i bardzo kosztownej rehabilitacji... Jako matka proszę Was o pomoc dla mojego ukochanego synka!

17 852 zł
Maja Toboła
Maja Toboła , 8 years old

Jej problem zobaczysz gołym okiem! Ratujemy rączkę Mai!

Prawa rączka Mai jest niewielka i zwinna – dokładnie taka, jaka powinna być rączka małej dziewczynki. Córeczka chętnie nią macha, chwyta zabawkę… Lewej rączki pokazać nie chce. Długo muszę ją namawiać, by zrobić zdjęcie. Rączka Mai nie działa, a jej widok budzi sensację… Skóra blada, sina, miejscami wręcz fioletowa… Paluszki grube jak serdelki… Rączka jest bardzo duża i niekształtna, jakby ktoś ulepił ją z plasteliny. Spuchnięta, obrzęk rzuca się w oczy. Chwilami Maja zachowuje się, jakby tej rączki w ogóle nie było. Wszystko robi tą zdrową, prawą. Inność budzi niezdrową ciekawość, a czasem lęk… Wiem to, od kiedy mam chore dziecko. Niepełnosprawności Mai nie da się ukryć… Budzi spojrzenia, szepty, pokazywania palcami. I natarczywe pytania – co się stało Mai? Rączka była spuchnięta już od pierwszej chwili Majeczki na świecie. To, co się stało córeczce, to malformacja naczyniowa… Zmiana, spowodowana nieprawidłową budową naczyń. Doszło do niej, gdy Maja była jeszcze moim w brzuchu… Po prostu się taka urodziła. Na zdjęciu widać tylko dłoń Mai, ale rączka jest grubsza na całej długości. Czasem ciężko włożyć ją w rękaw kurtki czy bluzeczki. Palce nie zginają się do końca, trudno nimi chwytać… Maja jest malutka, jeszcze wszystko robię za nią. Martwię się jednak, co będzie dalej… Jak się ubierze, uczesze, jak będzie jeść nożem i widelcem? Co będzie, jak pójdzie do szkoły? Dzieci są takie okrutne… Maja jest jeszcze malutka, ale już wie, że coś jest nie tak. Widzi różnicę między prawą rączką a lewą… Zauważa, że inni mają ręce, które nie wyglądają tak jak jej. Nie chcę, by żyła z chorą rączką, z piętnem inności… Maja rośnie i coraz częściej widać, jak to wielki problem. Lekarze potrafią pomóc Mai odzyskać normalny wygląd rączki, ale potrzebne są operacje… 14 grudnia Maja przeszła pierwszą z nich. Rączka jest mniej spuchnięta, poprawił się też kolor skóry. Niestety, to dopiero początek tej długiej i bolesnej drogi do zdrowia. W marcu odbędzie się kolejna operacja. Za jakiś czas, jeśli wszystkie operacje się powiodą, Maja może być zupełnie zdrową dziewczynką, która nie wstydzi się swojej rączki! Niestety – operacje musimy robić prywatnie, trzeba za nie zapłacić, bo termin oczekiwania na NFZ to kilka lat… Proszę Cię o pomoc dla Mai, której życie dopiero się zaczyna. Jeśli nie pomożemy jej teraz, jej życie będzie przebiegało w cieniu inności i wstydu. Tak bardzo chcę, by po prostu miała zdrową rączkę.

47 226 zł
Małgorzata Dawidowicz
Małgorzata Dawidowicz , 48 years old

W jednej chwili nasz świat się zatrzymał! Prosimy, pomóż naszej mamie...

Trzy lata temu nasze życie zmieniło się na zawsze. Moja mama jechała rowerem, kiedy z naprzeciwka wjechało w nią auto. Kobieta prowadząca samochód przekroczyła prędkość, nie opanowała auta. Sekundy zadecydowały o tym, że nasze dotychczasowe życie odeszło! Wiem, że mama już nigdy nie będzie taka sama jak kiedyś. Żeby żyć, musi być rehabilitowana. Rehabilitacja przynosi efekty, ale – niestety – jest bardzo kosztowna. Nasza rodzina wydała już wszystkie oszczędności, ale to wciąż za mało. Dlatego jestem zmuszona prosić Was o pomoc. Moja mama nadal żyje i potrzebuje pomocy! Moja Mama prowadziła bardzo aktywny tryb życia, między innymi dlatego tamtego feralnego wrześniowego dnia pojechała do pracy rowerem. Nikt z naszej rodziny nie wiedział, że był to ostatni raz, kiedy mogliśmy porozmawiać… Co się stało? Tragiczny wypadek zdarzył się w 2016 roku. Autem kierowała kobieta, która przekroczyła prędkość, a do tego bez powodu zmieniła pas ruchu, potrącając przy tej okazji dwoje rowerzystów jadących z naprzeciwka. Niestety, w tym także moją mamę. Wypadek trwał sekundy, a spowodował drastyczne zmiany na wiele lat, jeśli nie na całe życie... Mama została przewieziona karetką do szpitala. Miała bardzo poważne obrażenia ciała: urazy głowy i złamania kości czaszki, obrzęk mózgu, uraz klatki piersiowej, połamane żebra, złamany obojczyk, złamane prawe ramię, wyrostek kolczasty i poprzeczny, uraz wątroby.... To, co przechodziliśmy wtedy, było koszmarem. Nie dochodziło do nas to, co się stało. Widzieliśmy naszą mamę w gipsach, w plątaninie kabli, podłączoną do aparatury, dzięki której żyła. Potem nadeszło jeszcze gorsze – okazało się, że moja Mama już nigdy nie będzie sobą, ponieważ efekt wypadku i tych wszystkich obrażeń jest taki, że pozostaje w stanie wegetatywnym, nie mamy z nią kontaktu. Trwało miesiące, zanim Mama wyszła z kolejnego szpitala. Ale to nie był koniec, tylko początek naszej drogi, bo Mama – żeby żyć – musi być stale rehabilitowana. Mowa o różnych specjalnościach, bo rehabilitowana jest metodami Vojty, Bobath oraz PNF. Robi to kilku różnych rehabilitantów, którzy codziennie przychodzą wykonywać swoje zabiegi. Dzięki rehabilitacji stan mamy poprawia się. Po wypadku nie miała otwartych oczu, nie było mowy o tym, aby wydobyła z siebie odgłos, obecnie przez mruczenie pokazuje, że coś jest nie tak. Wodzi wzrokiem, a konkretnie daje wyraźnie znać o swoich wyborach. Sama jest w stanie utrzymać głowę w pozycji siedzącej nawet około 2 minut. Kiedyś każdy pokarm był podawany przez PEG, a na tę chwile Mama spożywa około 80% pokarmu sama. Mimika twarzy wskazuje niechęć do czegoś, ból, czasem nawet radość.  Ostatnio Mama wpatrywała się we mnie w taki sposób, że widziałam wyraźną reakcję. Naprawdę na mnie patrzyła! Mówiłam do niej (jak z nią rozmawiam, od razu płaczę), po czym zauważyłam, że ona również uroniła łzy. Te wszystkie reakcje mogą wydawać się drobiazgami, ale dla mnie i całej rodziny to przełom. Widzimy wyraźnie, że nie tyle utrzymujemy Mamę przy życiu, ale także poprawiamy jej stan! To wydawało się jeszcze do niedawna nierealne. To daje nadzieję…  Robimy co możemy, oczywiście udaje się uzyskać pomoc lekarską z NFZ, ale bez prywatnej rehabilitacji Mama umrze. Koszty takiej rehabilitacji są ogromne, bo wynoszą prawie 12 000 zł miesięcznie. Dlatego organizuję tę zbiórkę i zwracam się z prośbą o pomoc, żeby Mama mogła żyć i być z nami…  Mama wychowała mnie na rozsądną i, jak mi się wydaje, dobrą osobę, dlatego teraz ja chcę coś zrobić dla niej… Czy pomożesz mi w tym? –Katarzyna, córka

25 091,00 zł ( 19.95% )
Still needed: 100 622,00 zł
Monika Gąsiorowska
Monika Gąsiorowska , 46 years old

Na Monikę czekają dzieci. Pomóż wybudzić ją ze śpiączki!

Nasze życie dzieli się na dwa etapy  – przed wypadkiem i po. Takie coś może przydarzyć się każdemu i z dnia na dzień wywrócić wszystko do góry nogami. Przydarzyło się akurat nam i dziś musimy uczyć się z tym żyć. Serce Moniki zatrzymało się zupełnie niespodziewanie. Czas, w którym nie biło, doprowadził do nieodwracalnych zmian. Doszło do niedotlenienia i, choć udało się uratować życie, Monika wciąż nie odzyskała świadomości. Cały czas o nią walczymy! My – siostry, rodzice, dzieci i mąż. Prosimy, bądź z nami, a ta walka będzie łatwiejsza. To był 7 marca, dwa miesiące temu. Monika zawiozła córkę do szkoły. Kiedy wróciła, źle się poczuła. Chwilę później doszło do zatrzymania akcji serca. Reanimacja, karetka, szpital – wszystko działo się bardzo szybko. Do dzisiaj wszystkim nam trudno uwierzyć w to, że w ciągu tych kilku chwil mogliśmy stracić Monikę. Dlaczego jej serce się zatrzymało? Tego nie wiemy do dzisiaj. Na OIOM-ie dowiedzieliśmy się, że stan Moniki jest zły. Lekarze wymieniali słowa, których tak bardzo nie chcieliśmy słyszeć – niedotlenienie, śpiączka, zatrzymanie akcji serca. A przecież jeszcze dzień wcześniej Monika rozmawiała z nami, chodziła, śmiała się. A teraz? Leżała w śpiączce na szpitalnym łóżku. Nie mówiła, nie ruszała się, nie patrzyła na nas… Do dziś nie odzyskała świadomości. Z dnia na dzień musieliśmy nauczyć się, jak opiekować się Moniką. Nasza mama właściwie zamieszkała w szpitalu, aby być przy niej cały czas. Po trzech tygodniach wypisano nas do domu… Tylko jak do niego wrócić, kiedy nie jest przystosowany do potrzeb Moniki? Poza tym potrzebna jest specjalistyczna opieka i rehabilitacja, której, choćbyśmy chcieli, sami nie zapewnimy. Monika potrzebuje całodobowej opieki. Niezbędna jest specjalistyczna rehabilitacja multisensoryczna, ponieważ pierwsze tygodnie i kolejne miesiące mają kluczowe znaczenie przy wybudzaniu ze śpiączki. Z uwagi na brak miejsc w ośrodkach finansowanych przez państwo, pozostają tylko te niepubliczne, posiadające odpowiednie zaplecze medyczne i rehabilitacyjne oraz wolne miejsce... Niestety – te kosztują mnóstwo pieniędzy. To, co się wydarzyło, zmieniło wszystko – zrewidowało wszystkie nasze plany i marzenia. To nasza wspólna tragedia – rodziców Moniki, męża, dzieci – Zosi i Tosi – oraz sióstr, które zawsze były razem, we cztery... Nie poddajemy się, będziemy walczyć, bo tylko tak możemy pomóc Monice. Innego sposobu nie ma. Prosimy o pomoc, bo choć stajemy na głowie, zaczyna brakować pieniędzy… Wierzymy, że któregoś dnia Monika wybudzi się ze śpiączki. Tak bardzo na nią czekamy… –rodzina Moniki

132 171,00 zł ( 46.01% )
Still needed: 155 063,00 zł