Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Bartosz Maderak
Bartosz Maderak , 14 years old

Mój syn przyjmuje aż 42 zastrzyki tygodniowo! Pomóż mu!

W 2021 roku życie naszej rodziny zmieniło się nieodwracalnie. Usłyszeliśmy gorzką diagnozę naszego syna – cukrzycę typu 1. Choroba ta nie zagraża bezpośrednio jego życiu, ale jest wyrokiem, który będzie towarzyszył mu przez resztę swoich dni. Chcemy, abyśmy to my mieli kontrolę nad chorobą, a nie ona nad nami. Gdy dowiedzieliśmy się o diagnozie Bartka, byliśmy w ogromnym szoku. Nie mogliśmy początkowo zaakceptować faktu, że nasza codzienność od teraz będzie podporządkowana chorobie. Musieliśmy nauczyć się nowych rzeczy, w tym liczenia węglowodanów, by dbać o zbilansowaną dietę syna. Najbardziej przerażają nas codzienne zastrzyki. Bartosz musi przyjmować ich co najmniej sześć dziennie. Cotygodniowo nasz syn otrzymuje 42 ukłucia, a miesięcznie ponad 180! To trudne do wyobrażenia dla dorosłego, a co dopiero dla dziecka. Cukrzyca typu 1. to nieustająca batalia. Ciągłe mierzenie poziomu glukozy, wstrzykiwanie insuliny, nieprzerwana czujność oraz niepewność. Ta choroba zmienia wszystko. Znika beztroskie życie, a pojawiają się noce pełne niepokoju. Bartosz, nasz dzielny nastolatek, uczy się żyć z cukrzycą, ale często czuje złość i bunt, że jego życie już nigdy nie będzie takie jak wcześniej. My, jako rodzice, staramy się zrobić wszystko, aby ułatwić mu tę codzienną walkę. Chcemy zminimalizować ból, strach i ograniczenia, które niesie ze sobą choroba. Po trzech latach oczekiwania na pompę insulinową, widzimy nadzieję dla naszego syna. Ten specjalistyczny sprzęt może zrewolucjonizować życie Bartosza, dając mu więcej swobody oraz bezpieczeństwa. Niestety, roczne koszty leczenia przekraczają nasze możliwości. To kwota, którą musimy wydać na leki, akcesoria do pomp, sensory do pomiaru glikemii oraz wizyty u specjalistów...  Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie. Wasza pomoc może sprawić, że Bartosz będzie mógł żyć, nie martwiąc się o to, co przyniesie kolejny dzień. Z całego serca dziękujemy za każdą formę wsparcia w walce z cukrzycą syna. Razem możemy sprawić, że mimo choroby życie Bartka będzie pełne nadziei i radości. Rodzice Bartka 

751,00 zł ( 7.05% )
Still needed: 9 888,00 zł
Fabian Krasącki
Fabian Krasącki , 6 years old

Podaruj Fabianowi szansę na lepszą przyszłość!

Fabian jest jeszcze małym chłopcem, jednak nie może w pełni cieszyć się swoim dzieciństwem. Mój synek jest inny niż jego rówieśnicy, przez co musi ciężej pracować, by prawidłowo się rozwijać. Każdy dzień jest walką o jego lepszą przyszłość! Przez długi czas Fabian nie mówił, był też bardzo ruchliwy. Zaczęłam szukać pomocy u specjalistów i jeździć z synkiem do różnych poradni. Po wielu badaniach w końcu postawiono diagnozę – autyzm dziecięcy! Nie mogłam w to uwierzyć! Wiedziałam jednak, że trzeba działać szybko. Fabian rozpoczął konieczne zajęcia i terapie, został też objęty opieką specjalistów. Dzięki ciężkiej pracy, również w domu, widzę postępy w jego rozwoju. Wiem jednak, że przed moim dzieckiem jeszcze długa droga… Dużą trudnością dla Fabiana jest obecnie komunikacja. Jako mama zwykle umiem zrozumieć jego potrzeby, ale ciężko mu porozumiewać się z innymi osobami. Jedyną szansą na dalszy rozwój umiejętności mojego synka jest kontynuowanie potrzebnych mu terapii. Niestety, są one bardzo drogie… Cały czas staram się zapewniać Fabianowi wszystko, czego potrzebuje. Nie mogę pozwolić, by pieniądze były przeszkodą dla lepszej przyszłości mojego dziecka! Z całego serca proszę Was o pomoc! Będę wdzięczna za każde okazane wsparcie! Urszula, mama Fabiana

1 300,00 zł ( 4.07% )
Still needed: 30 615,00 zł
Michał Pacholczyk
Urgent!
Michał Pacholczyk , 56 years old

Michał walczy z najgroźniejszym NOWOTWOREM MÓZGU❗️Pomóż mu wygrać życie❗️

Śmiertelna choroba przewartościowała świat całej naszej rodziny. Cieszymy się każdym dniem mimo niepewności, która je wypełnia, nasycamy każdą chwilą spędzoną razem. Mimo wielu zakrętów, rozpaczliwych momentów, nie poddajemy się. Bo gdy w grę wchodzi życie ukochanej osoby, nigdy nie można się poddać! Nasz koszmar zaczął się w lutym, kiedy mąż zaczął mieć problemy z pamięcią, mową oraz niedowładem prawostronnym. Po serii dziwnych objawów Michał trafił do szpitala. Jednak nawet w najgorszych snach nikt z nas nie spodziewał się tego, co tam usłyszeliśmy – “Przykro nam, w głowie pani męża znaleźliśmy guza wielkości 5 cm!". Po licznych badaniach usłyszeliśmy dokładną diagnozę, że jest to glejak IV stopnia, czyli guz mózgu o najbardziej złośliwym charakterze. Michał został poddany ciężkiej operacji wycięcia guza, po której był leczony obciążającą dla organizmu radio i chemioterapią. Niestety, rokowania w przypadku glejaków nie są pomyślne. Tego typu nowotwory odrastają zazwyczaj w przeciągu kilku miesięcy. Przeżycie wynosi od kilkunastu miesięcy do kilku lat od postawienia diagnozy. Nie chcemy, by Michał był kolejną z osób, których dotyczą te przerażające statystyki. Nie możemy bezczynnie czekać na rozrost komórek nowotworowych. Próbujemy wszelkich możliwych metod wspomagających leczenie, ponieważ Michał bardzo chce i ma dla kogo żyć. Nadzieją na dalsze życie jest terapia immunologiczna dostępna w klinice w Kolonii w Niemczech. Niestety, jest ona bardzo kosztowna. Sami nie jesteśmy w stanie pokryć całych kosztów leczenia, dlatego z całego serca prosimy o wsparcie! Każda, nawet najmniejsza wpłata, przybliża nas do celu – ocalenie życia ukochanego męża i taty! Na co dzień Michał jest bardzo zdolnym stolarzem, jest to jego praca i pasja. Niestety w trakcie choroby pojawiło się drżenie rąk, które uniemożliwia mu wykonywanie swojego zawodu. Michał nigdy nikomu nie odmówił pomocy i do każdego podchodził z sercem. Jest kochanym i ciepłym człowiekiem, który chciałby chociaż częściowo powrócić do swojego dawnego życia. Prosimy, wspólnymi siłami pomóżmy Michałowi odzyskać życie, które kocha, wrócić do ludzi, którzy go kochają i potrzebują. Drodzy przyjaciele, znajomi i wszyscy ludzie dobrej woli – walczmy razem o zdrowie Michała! Liczy się każda złotówka! Dziękujemy za Wasze wsparcie i dobre słowo! Żona Michała, jego synowie i przyjaciele

306 684,00 zł ( 64.06% )
Still needed: 172 040,00 zł
Marcin Stronczek
Marcin Stronczek , 2 years old

POMÓŻ wyleczyć ząbki Marcinka! Potrzebna pilna interwencja!

Marcinek przyszedł na świat z 10 punktami w skali Apgar – nasz zdrowy, słodki chłopiec. Jego uśmiech, zapach i różowe policzki napawały nas niewyobrażalnym szczęściem, jednak to szczęście trwało krótko. Kilka tygodni po narodzinach zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Jego główka nie rozwijała się prawidłowo, a lewe oczko, ucho i dziąsła były wyraźnie mniejsze! Po wielu nieudanych próbach znalezienia odpowiedzi w końcu trafiliśmy na lekarza, który postawił diagnozę – skośnogłowie. Szok, niedowierzanie, a potem walka. Na szczęście, odpowiednie układanie Marcinka przyniosło efekty i udało się zredukować część wady, ale asymetria oczu i uszu zostanie z nim na zawsze.  Gdy myśleliśmy, że najgorsze jest za nami, zaczął się kolejny koszmar. Marcinek zaczął chorować bez przerwy – infekcja za infekcją, bez końca. Gdy przedłużająca się antybiotykoterapia nie przynosiła efektów, potrzebne były hospitalizacje. To wszystko przyniosło katastrofalne skutki! Ząbki naszego synka są w opłakanym stanie. Zdarło się z nich całe szkliwo, pojawiła się próchnica. W dodatku, w miejscu, gdzie dziąsełka są nierozwinięte, zęby po prostu WYPADŁY! Synek płacze, bo zniszczone zęby bolą! Nie może jeść stałych pokarmów, ma trudności z mówieniem. Po konsultacji stomatologicznej wiemy, że u tak małego dziecka leczenie musi odbyć się w znieczuleniu ogólnym. Niestety, to dyskwalifikuje nas z usług refundowanych przez państwo… Marcinek potrzebuje PILNEGO LECZENIA, które obejmuje naprawę zniszczonych ząbków i wszczepienie implantów. Koszt leczenia jest astronomiczny i znacznie przerasta nasze możliwości finansowe. Dlatego zwracamy się do Was o pomoc. Każda złotówka ma dla nas ogromne znaczenie. Prosimy, pomóżcie nam ulżyć naszemu synkowi w bólu i dać mu szansę na normalne dzieciństwo. Wasze wsparcie zmieni życie Marcinka na lepsze! Rodzice

1 920,00 zł ( 9.02% )
Still needed: 19 357,00 zł
Felix Zubel
Urgent!
Felix Zubel , 4 years old

Wyścig z czasem o życie Felixa - pomóż nam uzbierać 16 milionów, by nasz synek ŻYŁ❗️

BARDZO PILNE❗️Patrzymy na naszego 4-letniego synka i obok wielkiej miłości czujemy też ogromny smutek i strach... Strach o jego życie. Wraz z Felixem przyszła na świat śmiertelna choroba, która tylko czeka, by zaatakować... Choroba, która sprawi, że nasz mały synek nie dożyje dorosłości. Felix cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a - uszkodzony gen sprawi, że jego mięśnie będą umierać, że straci zdolność poruszania, mówienia, połykania, oddychania... NIE MUSI JEDNAK TAK BYĆ! Nasz synek może żyć! Od niedawna dostępny jest pierwszy lek w kierunku dystrofii mięśniowej Duchenne'a. Może powstrzymać umieranie mięśni! Niestety, lek dostępny jest tylko w USA, jeszcze nigdzie indziej. Dla prywatnych pacjentów cena jest zaporowa, to jeden z najdroższych leków na świecie.  Rozpoczynamy zbiórkę pieniędzy i dramatyczny wyścig z czasem. Prosimy Was o pomoc! Potrzebujemy wsparcia milionów osób, żeby uratować naszego synka! Felix po łacinie znaczy szczęśliwy... Kiedy przyszedł na świat, poznaliśmy dzięki niemu zupełnie inny wymiar szczęścia... Wraz z jego narodzinami staliśmy się mamą i tatą. To nasze pierwsze dziecko.  Mieliśmy nadzieję, że to imię będzie jak talizman i że nasz synek będzie szczęśliwy... Teraz chcemy, żeby był nie tylko szczęśliwy, ale przede wszystkim zdrowy. Przez pierwsze miesiące życia Felixa nasze życie było jak bajka... Synek jest wspaniałym, ciekawym świata, wesołym dzieckiem. Jego uśmiech sprawia, że rozświetla się całe pomieszczenie. Tylko jedno nie dawało nam spokoju... Mieliśmy wrażenie, że ruchowo synek rozwija się trochę później, w porównaniu do innych dzieci. Późno zaczął wstawać, siadać, chodzić... Usiadł, jak miał roczek, chodzić zaczął dopiero, mając 21 miesięcy. Martwiliśmy się, ale uspokajano nas, że każde dziecko rozwija się przecież w swoim tempie... Że przecież nie ma powodów do niepokoju. Strach jednak nie zniknął, wybuchł ze zdwojoną siłą, kiedy w marcu Felix miał robione badania krwi. Ich wskaźniki zaniepokoiły lekarzy... Wyniki kazano nam powtórzyć po miesiącu. Zbadano też poziom kinezy kreatynowej. Wyniki były dramatycznie wysokie. Lekarze już wiedzieli, że dzieje się coś bardzo złego... Godzinami czytaliśmy w Internecie na temat chorób, które mogą zagrażać Felixowi. Kiedy przeczytaliśmy o dystrofii mięśniowej Duchenne'a, o tym, że choroba objawia się m.in. późnym rozwojem motorycznym, czuliśmy, że znaleźliśmy odpowiedź, na co chory jest nasz synek... Oczywiście mieliśmy ogromną nadzieję, że diagnoza się nie potwierdzi. Niestety. W czerwcu dostaliśmy wyniki badań genetycznych, które potwierdziły, że Felix cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a. To był szok, to choroba genetyczna, a w naszych rodzinach nigdy nie było chorób mięśni! W jednej chwili cieszyliśmy się zdrowym synkiem, w drugiej myśleliśmy o tym, ile lat przeżyje nasz synek... Choroba prowadzi do osłabienia i powolnego rozpadu mięśni, najpierw tych odpowiedzialnych za poruszanie, potem za przełykanie i oddychanie... Świadomość bycia zależnym od wózka inwalidzkiego, respiratora, pomocy drugiego człowieka jest straszna. Natomiast najgorsze jest to, że DMD nieubłaganie prowadzi do śmierci. Że możemy pochować własne dziecko... Dystrofia mięśniowa Duchenne’a kiedyś była chorobą nieuleczalną. Szczęściem w nieszczęściu jest, że rok temu w USA zarejestrowaną pierwszy lek, przełom w leczeniu chorych na DMD chłopców - bo chorują tylko chłopcy. Lek, podawany jednorazowo, dostarcza kopię genu, który produkuje mikrodystrofinę. To może zatrzymać albo znacznie spowolnić przebieg choroby. Niestety jest też "ale". Musimy zdążyć przed tym, jak choroba rozwinie się na tyle, że konieczny jest wózek inwalidzki... To pierwszy warunek. Drugi jest taki, że jako pacjenci z Europy za lek musimy zapłacić... To najdroższy lek na świecie, kosztuje 16 milionów złotych! Czekamy na kwalifikację Felixa do terapii genowej. Kiedy tylko ją dostaniemy, ustawimy pasek zbiórki. Zaczynamy walczyć już teraz, bo wiemy, że my nie mamy czasu. Choroba nie czeka i my też czekać nie możemy. Chcemy teraz nie tylko, by życie Felixa było szczęśliwe... Chcemy, żeby to życie trwało. Żeby nasz synek był z nami. Żeby czekała go dorosłość... Zależy to od tego, czy zechcesz nam towarzyszyć w tej walce i uratować życie naszego synka. Z całej mocy naszych serc - my, kochający rodzice tego cudownego chłopczyka, prosimy Cię o ratunek.

83 879 zł
Daria Kamińska
Urgent!
Daria Kamińska , 6 years old

❗️PILNE: 6-latka z guzem mózgu! W Polsce nie ma dla niej nadziei... POMOCY❗️

POMOCY! Nasz świat się zawalił. Daria ma guza mózgu, a lekarze w Polsce mówią, że nie da się jej uratować! Jedyna nadzieja to zagraniczne leczenie – drogie i nierefundowane. Błagamy, córeczka ma dopiero 6 lat! Nie może tak po prostu umrzeć… Wszystko wydaje się takie nierealne… Przecież jeszcze chwilę temu żyliśmy normalnie, jako szczęśliwa rodzina z dwiema wspaniałymi córkami. A od kilku dni wiemy, że za chwilę naszej Darii może zabraknąć! Rozpacz, przerażenie, niedowierzanie towarzyszą nam cały czas. Przecież musi znaleźć się jakiś sposób, żeby jej pomóc, musimy uratować nasze dziecko… Konsultujemy się z dwiema klinikami za granicą, które dają nadzieję dzieciom z guzem mózgu. Potrzebujemy jeszcze wyniku rezonansu, który Daria przeszła dzisiaj i będziemy mogli wyjechać. Niestety istnieje duży problem – koszty będą ogromne.... Dlatego jesteśmy zmuszeni założyć tę zbiórkę. Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się kilka tygodni temu. Darię bolała główka i brzuszek. Lekarz, z którym się konsultowaliśmy, stwierdził, że to wynik alergii na nabiał. Okrutnie się pomylił… Kilka dni temu pojechaliśmy z córką do szpitala, ponieważ znów pojawił się u niej okropny ból głowy. Po wykonanych badaniach okazało się, że w główce Darii jest guz o rozmiarach 4,5 cm x 3,5 cm! Podejrzenie glejaka… Najbardziej śmiertelnego z nowotworów… W takie wiadomości nie da się uwierzyć, one po prostu nie docierają do człowieka. Jakim cudem 6-letnie dziecko może chorować na śmiertelną chorobę?! Lekarze nie wiedzą, dlaczego guz nie dał wcześniej poważniejszych objawów. Powinien wpłynąć na równowagę córki, jej mowę… Ale on się po prostu czaił w jej głowie i ją zabijał… Trafiliśmy do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Daria przechodzi kolejne badania… Jest przestraszona, ciągle płacze, nie wie, co się dzieje… Do tej pory była pogodną dziewczynką, jej dni wypełniała beztroska zabawa, a teraz jest tylko szpitalna sala, operacje, lekarze i ból… I tęsknota za starszą siostrą Leną, która została z dziadkami… Nam też trudno się pozbierać. Świat zawalił się w ciągu sekundy. Obowiązkiem rodziców jest chronić swoje dziecko, ale jak to zrobić w obliczu przerażającego nowotworu. Dodatkowo naszym przeciwnikiem jest czas… Guzy mózgu potrafią zabijać tak szybko… Każdy dzień stwarza ogromne ryzyko, że guz zacznie rosnąć z podwójną siłą. Każdy dzień bez leczenia obniża szanse na wyzdrowienie. Każda, nawet najmniejsza pomoc, przybliży nas do celu, którym jest uratowanie życia naszej córeczki. Będziemy wdzięczni za każdą formę wsparcia i z góry dziękujemy za okazane serce. Razem uratujmy Darię! Rodzice ➡️ Licytacje na Facebooku

637 693,00 zł ( 59.94% )
Still needed: 426 137,00 zł
Agnieszka Wlazło
Agnieszka Wlazło , 47 years old

Dramatyczna walka o życie Agnieszki❗️Potrzebna operacja, by powstrzymać GUZA MÓZGU❗️

Śmiertelna choroba przewartościowała świat całej naszej rodziny. Cieszymy się każdym dniem mimo niepewności, która je wypełnia, nasycamy każdą chwilą spędzoną razem. Mimo wielu zakrętów, rozpaczliwych momentów, nie poddajemy się. Wielokrotnie byliśmy odrzucani przez lekarzy, oszukiwani przez osoby obiecujące pomoc, ale nie ustajemy w nadziei i wierze w dobro. Wspiera nas czas razem, każda szansa, każda minimalna poprawa, każdy gest serdeczności, dobre intencje i modlitwy napotykanych na ścieżce osób. Nie możemy się poddać, nie teraz kiedy przeszliśmy tak wiele... Teraz gdy to pieniądze stały się przeszkodą na naszej drodze. Moja siostra odchodzi... Konieczna jest wysoce specjalistyczna, precyzyjna operacja usunięcia guzów mózgu i to w ciągu miesiąca, ale nie mamy na nią pieniędzy...  Przecież Aga jest tak młoda, jest dopiero po 40-stce, tyle jeszcze pięknych chwil przed nami... Dlatego proszę, błagam... Nie przechodź obojętnie wobec tej prośby, każde 1 zł jest realnym i namacalnym krokiem bliżej życia. Poznaj historię mojej siostry. Była wiosna, maj 2023. Niewinny ból głowy, tak się zdawało. Doszły wymioty. Tak się czasem zdarza, to pewnie migrena... Ale długo, za długo, aż Agnieszka nie była już w stanie nawet napić się wody.  Wizyta na SOR, tomografia. Guz w mózgu, prawa półkula, 5 cm. Dopiero wtedy przychodzi zrozumienie subtelnych zmian w zachowaniu. Aga zawsze ułożona, punktualna, obowiązkowa, a od kilku miesięcy czasem bywała inna. Zapominała o wyłączeniu światła czy gazu, traciła wyczucie czasu, zapominała o spotkaniach. Łatwo przychodziła jej i nam – rodzinie – racjonalizacja. Miała dużo obowiązków w pracy, chwilę wcześniej narodziny wnuczki i dodatkowe obowiązki, wkładała także dużo energii w nowe pomysły na rozwój zawodowy.  Pierwsze diagnozy poprowadziły Agę do szpitali zakaźnych – poszukiwania pasożytów mózgu. Po miesiącu badań klaruje się, że to nie robak, ale inny pasożyt – nowotwór, glejak. Szok, niedowierzanie, ale i nadzieja – guz ma gładkie granice, nieznana złośliwość, lekarze są dobrych myśli, a za nimi Aga i my. Aga została przewieziona do Szpitala Bródnowskiego w Warszawie, gdzie została zakwalifikowana do operacji. Guz został wycięty, choć nie w całości – byłoby to zbyt ryzykowne. Z resztą poradzić ma sobie radioterapia. Agnieszka dobrze się czuje. Mimo wrażliwej lokalizacji guza w trakcie operacji nic nie uszkodzono. Brak powikłań, problemów z pamięcią czy paraliżu. Ulga, radość. Najtrudniejsze za nami! Tak wtedy sądzimy... Po kilku tygodniach przychodzą jednak wyniki – GLEJAK IV STOPNIA, najwyższy poziom złośliwości. Rokowania – do 15 miesięcy życia, niewiele ponad rok! Przy tej diagnozie lekarze zalecają nie tylko radioterapię, ale i chemię. Od tego miejsca zmienia się życie Agi. To już nie jest epizod wokół bólu głowy, to walka z nowotworem, walka o życie. Aga nie traci hartu ducha, rozpoczyna cykl radioterapii i chemioterapii przez kolejne tygodnie. Znosi leczenie początkowo łagodnie, mijają kolejne tygodnie, ciało zaczyna reagować, jest bardzo osłabiona. Aż na nodze zauważamy delikatną wysypkę, ale niewiele wtedy jeszcze wiemy... Ta niegroźna wysypka to wybroczyny. Płytki krwi spadły drastycznie do 15 000, gdzie norma to minimum 150 000! Konieczna jest hospitalizacja, stan zagrożenia życia. Mimo transfuzji krwi szpik nie reaguje. Każdy dzień to wieczność i oczekiwanie na wyniki kolejnego dnia. Szpital umieszcza Agnieszkę w izolatce, odporność jest na zbyt niskim poziomie, by ryzykować leżeniem na oddziale. Jakikolwiek wirus jest potencjalnie śmiertelny. Po kilku transfuzjach szpik zeskoczył, płytki wzrosły do 30 000 i powoli rosną.  Zaczynamy jednak obserwować zmiany w zachowaniu. Aga mniej mówi, nie skupia się na niczym, straciła motywację, pojawiają się trudności w poruszaniu. Wówczas dowiadujemy się, że radioterapię wykonuje się "z zapasem" żeby na pewno nie umknęły żadne komórki nowotworowe. Glejak jest na tyle agresywnym nowotworem, że pozostałość mogłaby szybko zmutować i dać przerzuty. Zapas był jednak na tyle duży, że uszkodził zdrową część mózgu. Dochodzi kolejna diagnoza – zespół czołowy. By móc się normalnie poruszać konieczne są codzienne długotrwałe ćwiczenia. Aga na nowo uczy się sama jeść, chodzić, wstawać. Nawet przez sekundę nie narzeka, nie poddaje się. Ćwiczy, rehabilituje się, odbudowuje utracone połączenia neuronowe. Nie minął nawet miesiąc od wizyty w szpitalu, a pojawia się nowa wysypka na połowie ciała oraz opuchlizna, która nie pozwala otworzyć oka. Szpital onkologiczny odmawia przyjęcia, nie leczą powikłań po podawanym leczeniu, słyszymy. Wściekli, rozgoryczeni szukamy pomocy na SORze.  Tu szybko diagnozują półpaśca ocznego. Agnieszka zostaje przeniesiona ponownie do izolatki. Samotnie walczy o życie, a przy tym dalej nie może sama się podnieść, przekręcić. Cała rehabilitacja ulega regresowi, Aga kolejne tygodnie leży na oddziale. Mimo bólu i ryzyka utraty wzroku pokonuje wirusa, wychodzi ze szpitala, planujemy ponownie powrót do rehabilitacji. Aga się nie poddaje i my też. Jeszcze nie zagoiła się skóra po półpaścu, a pojawia się ból w klatce piersiowej. Nauczeni doświadczeniem nie bagatelizujemy już niczego – po tym jak mała wysypka okazała się stanem zagrożenia życia, czujność nabiera innego wymiaru. Ponownie SOR, szpital, a tam nowa diagnoza – zator płucny jeździec, stan zagrożenia życia. Aga przebywa na OIOMie. Przyczyna jest niezależna od nas, przy tak dużej ilości długotrwałego leżenia w szpitalach powinna była dostawać leki przeciwzakrzepowe, tak się jednak nie stało, powstał zakrzep. Znów poczucie niesprawiedliwości, smutek, złość. Znów czekamy. Ufamy i czekamy. Wojowniczka Aga wychodzi i z tego! Stan stabilizuje się, zakrzep co prawda będzie rozpuszczał się kolejne miesiące, a może nawet i lata, ale najgroźniejszy etap za nią, wraca do domu. Styczniowy rezonans daje spore nadzieje, remisja guza, znów rozpala się zapał do rehabilitacji. Początkowo brak sił po bitwach z półpaścem i zatorem, ale powoli, powoli, każdego dnia sił jest coraz więcej. Agnieszka wraca do rehabilitacji, znów od zera, od sięgania po kubek, podniesienia łyżki, od kilku kroków ze wsparciem, aż do teraz gdy po dwóch miesiącach ćwiczeń udaje się czasem wyjść razem na krótki spacer wokół domu.  Mamy marzec 2024, czas na kontrolny rezonans. I znów wyniki, na które opadają ręce. Świat znów się zawala. WZNOWA guza i PRZERZUT na drugą półkulę – 4,5 cm guz prawej półkuli i 2 cm guz po drugiej stronie. Lekarze zalecają operować jak najszybciej, ale jednocześnie nikt operacji nie chce się podjąć. Klasyczna operacja mogłaby naruszyć zbyt wiele struktur mózgu, mogłaby grozić jej niepełnosprawność. Panika, przerażenie, bezsilność... Kierujemy się do wszystkich możliwych lekarzy w Polsce w tym do dr Libionki, jednego z najlepszych neurochirurgów. I tu pojawia się JEDYNA SZANSA. Doświadczenie doktora oraz specjalistyczny sprzęt neurochirurgiczny pozwala na wysoce precyzyjną operację. Zgadza się jej podjąć. Operować należy jednak jak najszybciej. Każdy miesiąc grozi możliwością hiperwzrostu guza. TERMIN OPERACJI zostaje wyznaczony na końcówkę KWIETNIA. Niestety operacja ta nie jest refundowana, publiczne szpitale nie posiadają tak wyspecjalizowanego sprzętu. Na dzień dzisiejszy koszt samej operacji to 110 tysięcy złotych, a potrzebny jest także transport i późniejsza rehabilitacja oraz początkowo opieka medyczna. Suma ta jest poza naszym zasięgiem finansowym. Dodatkowo czas na zebranie funduszy jest krótki, dlatego zwracamy się z prośbą do Was Operacja nie będzie możliwa bez Waszego wsparcia. Liczy się każdy grosz, każda złotówka – za którą będziemy ogromnie wdzięczni. Agnieszka przez wiele lat angażowała się sama charytatywnie. Związana z wieloma fundacjami organizowała zbiórki, licytacje, domy tymczasowe dla psiaków, udzielała się w akcjach ratunkowych dla zwierząt. Ufamy i wierzymy, że teraz, gdy sama potrzebuje wsparcia, gdy znajduje się w miejscu walki o swoje życie, gdy potrzebuje o pomoc poprosić, po pomoc sięgnąć to świat się od niej nie odwróci. Dlatego prosimy Was każdego z osobna. Pomóżcie nam ratować Agnieszkę – mamę, żonę, córkę, babcię, siostrę. Za każdy gest wsparcia z całego serca dziękujemy – za każdy grosz, za każdą złotówkę, za każdą dobrą myśl, intencję i modlitwę. Tylko z Waszą pomocą dane nam będzie skorzystać z tej szansy. Szansy na życie. Anna – siostra, z rodziną

121 155,00 zł ( 56.94% )
Still needed: 91 611,00 zł
Anna Kuźminow
Anna Kuźminow , 22 years old

Babcia walczy o swoją wnuczkę. Prosimy o wsparcie!

Mam na imię Wiesława i jestem opiekunem prawnym mojej 22-letniej wnuczki. Ania ma opóźnienie psychoruchowe. Proszę o pomoc w zapewnieniu jej odpowiedniego wsparcia! Wnuczka urodziła się z wadą układu moczowego, w 7. tygodniu życia przeszła posocznice. Gdy miała pół roczku, okazało się, że od urodzenia ma niedoczynność tarczycy. Dopiero wtedy podano potrzebne leki. W wieku dwóch lat zdiagnozowano u niej padaczkę. Do dzisiaj ta okrutna choroba daje o sobie znać. Niestety leki nie pomagają. 4 lata temu Ania ponownie przeszła sepsę. Traciliśmy powoli nadzieję, że przeżyje… Pokazała jednak wielką wolę życia i to przetrwała! Ania ma też niedoczynność nerek. Jeszcze nie potrzebuje dializ, ale niedługo mogą okazać się konieczne… Cały czas jest rehabilitowana. Częściowo na NFZ, częściowo prywatnie. Obecnie walczymy głównie o to, żeby jej stan się nie pogarszał. Ania jest zupełnie niesamodzielna. Muszę ją karmić, a posiłki miksować. Wnuczka musi być na diecie niskopotasowej. Porusza się, trzymając się ściany lub poręczy albo na czworaka. Zajmuje się nią sama. Po śmierci mojego męża trudno jest opłacić kogoś, kto mógłby przyjść do Ani nawet na kilka godzin, gdy ja chciałabym wyjść załatwić sprawy.  Z całego serca proszę o pomoc! Mam 77 lat i coraz trudniej jest zajmować się wnuczką. Leki i rehabilitacja są takie drogie… Wierzę, że będziecie z Anią! Dobro wraca! Wiesława

1 560 zł
Marcelek Bednarek
Marcelek Bednarek , 7 years old

Guz mózgu odebrał Marcelkowi zdrowie. Pomóżmy mu je odzyskać!

Ten dzień zaczął się jak wiele przed nim. Nic nie wskazywało na to jak wielki dramat nas czeka… Tak jak zawsze wstaliśmy z łóżek, zjedliśmy wspólnie śniadanie i zaprowadziłam Marcelka do przedszkola. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to ostatni moment normalności, że później nic już nie będzie takie samo… Po południu otrzymaliśmy pilny telefon z przedszkola – Marcel dostał bardzo silnego skurczu rączki i nóżki. Tak silnego, że nie był w stanie utrzymać się na krześle i upadł na podłogę. Natychmiast pojechaliśmy z synkiem do szpitala. Lekarze mówili, że pewnie zaraz wrócimy do domu, bo to nic poważnego. Ja jednak w matczynym sercu czułam, że już tam zostaniemy. Niestety, okazało się, że się nie myliłam.  Po otrzymaniu wyników tomografu zaczął się koszmar. Lekarz wyszedł z gabinetu i na korytarzu wśród wszystkich obcych nam ludzi przekazał, że Marcel ma guza mózgu. Byliśmy przerażeni, świat wokół nas się zatrzymał, a serca przestały na chwilę bić. Nie potrafiliśmy zrozumieć, przecież rano oddawaliśmy synka zdrowego do przedszkola…  Trwały konsultacje, a nam nikt nie chciał nic powiedzieć. W końcu dowiedzieliśmy się, że guz jest wielkości 3 cm na 6 cm! Niezbędna była pilna operacja. Usłyszeliśmy, że oponiak jest ulokowany w takim miejscu, że nasz syn może nie przeżyć operacji lub obudzić się z niedowładem połowy ciała i już nigdy nie chodzić!  W panice odbyliśmy prywatną konsultację, modląc się o inną opinię. Zostaliśmy jednak odarci z jakichkolwiek złudzeń – usłyszeliśmy dokładnie te same rokowania. Marcela operowali najlepsi i najbardziej doświadczeni lekarze swoich specjalizacji. Przeżył, oddychał, nadal był z nami!  Nie był to jednak koniec naszego dramatu. Po wybudzeniu naszego synka okazało się, że w trakcie operacji doszło do uszkodzenia nerwów w mózgu. Zdiagnozowano u niego niedowład. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli walczyć o jego sprawność jeszcze bardzo długo. Po powrocie do domu ze względu na diagnozę guza mózgu oraz całościową opiekę, której wymaga Marcel, musiałam zrezygnować z pracy.  Pomimo tego jak dużo wycierpiał, Marcel jest czułym, pogodnym i uśmiechniętym dzieckiem. Nawet w szpitalu nie żalił się na swój los, nie narzekał na ból. Jedyny moment, gdy podupadł na duchu, był wtedy, kiedy dowiedział się, że stracił włosy. Swoje ukochane loczki. Wedle prognoz miał już nigdy nie stanąć na nogi, jednak dzięki codziennej i nieprzerwanej rehabilitacji zaczął chodzić! Nie wrócił jeszcze do sprawności sprzed operacji, kroki są czasami niepewne. Dzięki terapii dzieją się cuda, na które lekarze nie dawali szans! Niestety, każda godzina opieki specjalistów jest niezwykle kosztowna, a my nie jesteśmy w stanie udźwignąć takich wydatków sami. Dodatkowo niezbędny jest zakup ortez, których koszt liczony jest w tysiącach złotych… Przerwanie rehabilitacji będzie oznaczało utratę szansy na sprawność Marcelka oraz zaprzepaszczenie wypracowanych postępów.  Tak jak wszyscy rodzice chcemy dla naszego dziecka wszystkiego, co najlepsze. Prosimy, pomóżcie nam wrócić do dawnego życia. Pomóżcie Marcelkowi odzyskać sprawność, a mi wrócić do pracy. Nie jest łatwo nam prosić o pomoc, wiemy jednak, że od tego zależy zdrowie i przyszłość naszego syna.  Rodzice Marcela

7 585 zł