Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wojciech Siekierka
Wojciech Siekierka , 63 years old

Powódź już drugi raz zabrała tacie wszystko... Pomóż❗️

Mam na imię Kamil. Mieszkanie, w którym od wielu lat toczyło się życie naszej rodziny, drugi raz zniszczyła woda. W wyniku powodzi mój tata stracił dobytek swojego życia. Jego cały majątek mieści się obecnie w bagażniku samochodu…  15 września w Stroniu Śląskim pękła zapora, a woda spustoszyła okoliczne miasta, w tym nasze rodzinne Kłodzko. Woda wdarła się do mieszkania taty i zalała wszystko. W najgorszym momencie poziom wody sięgał dwóch metrów! Nie ocalało nic oprócz albumów ze zdjęciami i dokumentów, które udało mi się uratować przed nadchodzącą falą.  Zaledwie kilka dni przed tą tragedią, dokładnie 6 września obchodziliśmy rocznicę śmierci mamy. Tata do tej pory nie może pozbierać się po stracie ukochanej partnerki życia… Razem z rodziną robimy co w naszej mocy, by go wspierać. Szczególnie teraz, gdy oprócz żony stracił też swój dom. KOLEJNY RAZ! To samo mieszkanie zostało zalane podczas powodzi w 1997 roku. Tata wyremontował je wtedy własnymi rękoma. Przywrócił je do życia! Pamiętam, jak przez pół roku codziennie osuszał mury, wylewając wiadra wody. Teraz po prostu nie ma już na to sił… Razem z żoną staramy się przywrócić mieszkanie do porządku. Musieliśmy wyrzucić z niego praktycznie wszystko – rodzinne pamiątki, meble, ubrania i cały dobytek. Wyrzucamy je przez okno jak zwykłe śmieci…  Przed nami jeszcze ogrom pracy, ale wierzę, że damy radę. Mimo to potrzebujemy czasu i środków, by tata mógł wrócić do swojego domu, który znów stanie się dla niego bezpiecznym miejscem. Boję się jednak, że sami nie podołamy wszystkim kosztom i trudnościom. Dlatego zwracam się do Was o pomoc! Kamil

2 638 zł
Tadeusz Banach
Tadeusz Banach , 62 years old

Reanimacja trwała 2 godziny❗️ Pomóż uratować życie oddanego męża i kochającego taty❗️

Problemy ze zdrowiem taty zaczęły się już wiele lat temu wraz ze zdiagnozowaniem u niego lewokomorowej niewydolności serca. Bardzo długo walczyliśmy z chorobą, podejmując się coraz to nowych metod leczenia. Wydawało się, że spróbowaliśmy wszystkiego – tata miał podłączony kardiwerter oraz przeszedł ablację serca. Żyliśmy nadzieją, że wraz z pomocą specjalistów uda się nam zapanować nad chorobą. Niestety, tak się nie stało… Zaledwie miesiąc temu przeżyliśmy potworną tragedię. Wydawało się, że będzie to dzień taki sam, jak wszystkie inne. Wszystko zmieniło się jednak w ciągu zaledwie kilku sekund. Mój tata był wtedy w domu z mamą i ciocią. Nagle wydał z siebie przeraźliwy krzyk bólu i zemdlał. Mama i ciocia były przerażone, natychmiast zaczęły udzielać mu pomocy i wezwały pogotowie.  Tata został przewieziony do szpitala, gdzie walka o jego życie trwała nadal. Okazało się, że doszło do drastycznego pogorszenia niewydolności serca. Gdy w czasie pobytu taty w szpitalu zatrzymało się jego serce – lekarze reanimowali go przez 2 godziny! Aktualnie tata jest bardzo słaby, cierpi, ledwo mówi... Ciężko jest patrzeć na niego w takim stanie, nie mogąc mu pomóc. Tata potrzebuje pilnego przeszczepu serca – nie wiadomo jednak kiedy dojdzie do transplantacji. Jedyną szansą, by miał szansę doczekać przeszczepu, jest leczenie, rehabilitacja oraz zakup specjalistycznej pompy, która wspomoże jego serce.  Niestety, koszty są zawrotne i nasza rodzina nie jest w stanie samodzielnie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego. Proszę, pomóżcie uratować mojego tatę. Wspólnymi siłami możemy wywalczyć dla niego jeszcze wiele lat życia. Codziennie drżymy o jego stan razem z moimi siostrami i mamą. Każda wpłata i każde udostępnienie mogą przyczynić się do uratowania tego, co najcenniejsze – życia.  Syn Tadeusza

209,00 zł ( 0.05% )
Still needed: 358 302,00 zł
Filip Grzybowski
Filip Grzybowski , 17 years old

Niewyobrażalna tragedia złamała życie nastoletniego Filipa❗️ RATUNKU❗️

Ten dzień zapamiętam do końca życia. 15 sierpnia czekałam na powrót syna do domu – miał być już za 2 godziny… Gdy zadzwonił telefon, byłam przekonana, że to Filip, by powiedzieć, że jest już blisko i żebym się nie martwiła. Zawsze był bardzo aktywnym i obowiązkowym chłopakiem – chodził na siłownię i uczestniczył w licznych sparingach sportowych. Niestety, po drugiej stronie słuchawki usłyszałam roztrzęsiony głos jednego z jego znajomych: Pani Iwono, mieliśmy wypadek. Filip jest w szpitalu… Moje serce zatrzymało się na moment, a w płucach nagle zabrakło powietrza. Mój jedyny syn był w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Natychmiast pojechałam do szpitala, by być przy moim dziecku. W głowie miałam tylko jedną, rozpaczliwą myśl – oby Filip wyszedł z tego cało… Nic nie jest w stanie przygotować rodzica na widok swojego dziecka bezwładnego w szpitalnym łóżku, podpiętego pod aparaturę. Filip jechał w samochodzie na miejscu pasażera i wskutek wypadku odniósł wstrząsające obrażenia. Syn przeżył, jednak moje modlitwy nie zostały jednak wysłuchane… Nie wyszedł z tego cało – doszło do przerwania rdzenia kręgowego, Filip jest sparaliżowany czterokończynowo.  Syn od razu trafił na neurochirurgię, a 19 sierpnia przeszedł operację kręgosłupa. Przez kolejne dwa tygodnie, które zdawały się być wiecznością, przebywał na OIOMie. Dopiero 3 września wrócił na oddział neurochirurgi, na którym przebywa do dziś… Wedle specjalistów pierwszy rok od wypadku będzie absolutnie kluczowy, jeżeli chodzi o rehabilitację. Niestety, koszty z tym związane są ogromne. Wiem, że życie Filipa zmieniło się na zawsze i nic nie będzie w stanie zwrócić mu pełni zdrowia. Jako mama muszę jednak zrobić wszystko, co w mojej mocy, by pomóc mu odnaleźć się w nowej rzeczywistości – aby nie stracił siły i woli walki. Proszę, pomóżcie mi zawalczyć o jedynego syna w obliczu tak niewyobrażalnej tragedii, która złamała jego życie jeszcze przed wejściem w dorosłość…  Mama

819 zł
Jaś Polemberski
Urgent!
Jaś Polemberski , 2 years old

Dwa lata cieszyliśmy się zdrowym synkiem... Wszystko odebrał nam GUZ❗️

Jaś to nasz wyczekany, ukochany synek. Marzyliśmy o nim przez 6 długich lat. W końcu wypełnił nasze życie radością i miłością i przez pierwsze dwa lata był zdrowym, radosnym chłopcem, którego każdy uśmiech rozjaśniał nasze dni. Cieszyliśmy się naszym Jasiem przez dwa lata. A potem w lipcu 2024 roku nasze życie zostało wywrócone do góry nogami. Jaś zaczął wykazywać niepokojące objawy: bóle głowy, wymioty, ospałość. Został natychmiast hospitalizowany. Wkrótce okazało się, że nasz maluszek ma w główce guza! Rak splotu naczyniówkowego CNS WHO GO. Operacja ratowania życia była pilna, ale niestety, nie obyło się bez komplikacji... Nasz dzielny chłopiec teraz walczy na oddziale onkologii. Rozpoczęliśmy chemioterapię, ale to dopiero początek długiej i trudnej drogi. Po walce z nowotworem Jaś cierpi na poważne uszkodzenia neurologiczne: ma niedowład i nie widzi! Jego mózg został dotknięty powikłaniami po operacji i leczeniu i pozostawił w znikomym kontakcie z nami. Najgorsze są chwile, kiedy Jaś krzyczy z bólu, a my nie wiemy, jak mu pomóc… Lekarze walczą o życie i zdrowie Jasia, ale sami nie wiedzą, co przyniesie jutro. Każdy dzień to oczekiwanie na wyniki badań i rezonanse, które mają pokazać, czy guz nie dał przerzutów. To, co wiemy na pewno, to że uszkodzenia mózgu są poważne. Jasiu cierpi, a my razem z nim. Każda chwila w szpitalu przypomina nam, jak bezradni jesteśmy w obliczu jego bólu. Nasze dziecko, które jeszcze niedawno radośnie biegało po domu, teraz leży sztywne, nieruchome, wciąż pod opieką lekarzy. Jesteśmy rozdarci i przerażeni tym, co przyniesie przyszłość. Mimo wszystko mamy nadzieję. Wierzymy, że Jaś jeszcze się uśmiechnie, że będzie mógł wrócić do domu. Ale droga do tego jest bardzo długa i wymaga ogromnego wsparcia. Potrzebujemy specjalistycznej rehabilitacji, sprzętu medycznego, leków i codziennej opieki, aby dać naszemu synkowi szansę na powrót do zdrowia. Nie mamy pojęcia, ile to wszystko będzie kosztowało, ale wiemy, że sami nie podołamy. Dlatego zwracamy się z ogromną prośbą o pomoc. Każda, nawet najmniejsza wpłata, każda udostępniona informacja o zbiórce może przyczynić się do ratowania zdrowia naszego jedynego, ukochanego synka. Prosimy, pomóżcie nam w tej walce o Jasia, o jego przyszłość, o szansę, by jeszcze kiedyś mógł bawić się i cieszyć dzieciństwem. Rodzice Jasia

33 067 zł
Mariola Kisters
Urgent!
Mariola Kisters , 63 years old

Chcę POKONAĆ RAKA – dla moich córek i wnuków❗️Proszę, POMÓŻ MI❗️

Nie tak wyobrażałam sobie życie po przejściu na emeryturę. Zawsze byłam pełną życia i aktywną osobą – wierzyłam, że moja codzienność będzie pełna nowych doświadczeń i spotkań z wnukami oraz resztą najbliższej rodziny. Niestety, ten spokój i szczęście przerwała wieść o diagnozie… Moje problemy ze zdrowiem zaczęły się zaledwie parę lat temu. Dokuczały mi bóle kręgosłupa, a specjaliści nie potrafili znaleźć ich przyczyny. Kolejne blokady, zastrzyki i tabletki przynosiły ulgę jedynie na krótką chwilę. Ze względu na nasilające się dolegliwości w 2023 roku lekarze zdecydowali o przeprowadzeniu dogłębnych badań. Niestety, wyniki okazały się okrutne... 6 grudnia wykryto u mnie 8-centrymetrowego guza – raka płaskonabłonkowego w okolicy dolnego odcinka przewodu pokarmowego. Dodatkowo okazało się, że zdążyły się już pojawić przerzuty do wątroby. Wieści o chorobie były dla mnie ogromnym szokiem. Nigdy wcześniej w naszej rodzinie nie było przypadków raka. Pierwsze moje myśli popędziły w stronę moich wnuków i dzieci… To jeszcze nie pora, by się z nimi żegnać. To jeszcze nie pora, by umierać.  Dotychczas przeszłam 29 radioterapii I 7 chemioterapii. Zarówno choroba, jak i leczenie onkologiczne wyniszczyły mój organizm, jednak wierzę, że uda mi się pokonać raka. Nie pytam „Dlaczego ja?”. Widocznie tak musiało być. Każdego dnia czuję wsparcie moich cudownych córek, które dodaje mi siły do walki. Jedyne czego mi żal, to utraconej sprawności i włosów, które straciłam już w czasie pierwszego cyklu chemii… Niestety, koszty związane z leczeniem onkologicznym są niezwykle wysokie. Ciężko naszej rodzinie udźwignąć je samodzielnie – zwłaszcza że otrzymuję jedynie skromną emeryturę… Proszę, pomóżcie mi wygrać z rakiem. Nie tylko dla mnie, ale także dla moich dzieci i czwórki ukochanych wnuków. Wierzę, że przed nami jeszcze wiele lat spędzonych razem! Mariola

60 zł
Iwona Domurad
Urgent!
Iwona Domurad , 63 years old

„Boję się, że nie doczekam narodzin wnuka!" Wesprzyj walkę z NOWOTWOREM❗️

W styczniu 2023 roku świat się dla mnie zatrzymał. Zupełnie nieświadoma, w jakim jestem niebezpieczeństwie, poszłam na badanie USG. Badali mnie bardzo długo… W ciągu kolejnego tygodnia żyłam jak w transie, a rodzina umawiała kolejne wizyty. Jeździłam do dziesiątek specjalistów między Warszawą a Łodzią, by usłyszeć diagnozę, w którą do tej pory ciężko mi uwierzyć – nowotwór dróg żółciowych.  Nic z tego nie rozumiałam… Czułam się dobrze. Chciałam wyjechać na wakacje, a zrozpaczona córka kazała robić kolejne i kolejne badania. Ostatecznie, miesiąc później, wycięto mi połowę wątroby razem z pęcherzykiem żółciowym. Lekarze powiedzieli, że tak ciężką operację przeżywa 50% osób. A ja nadal miałam siłę, by walczyć! Przez kolejne miesiące przyjmowałam chemioterapię. Nie mogłam chodzić – stopy miałam rozpalone do czerwoności, a skóra z nich każdego dnia schodziła, by otwierać codziennie nowe rany. Zeszły mi wszystkie paznokcie i wypadały włosy. Nie miałam apetytu. Ale wciąż miałam siłę! Ponad rok czułam się, jakby dostała drugie życie – jeździłam rowerem, chodziłam na zumbę, uczyłam się hiszpańskiego i szukałam nowych miast we Włoszech, które chciałabym zobaczyć.  W sierpniu 2024 roku podczas rutynowych badań kontrolnych nie opuszczało mnie dziwne przeczucie. To gniotące uczucie w środku nie było przypadkowe… Okazało się, że mam WZNOWĘ nowotworu, na dodatek wzdłuż tętnicy, co uniemożliwia dalsze leczenie operacyjne oraz radioterapię. Pozostała mi chemioterapia ostatniej szansy oraz nierefundowane leczenie immunoterapią. Na dodatek tydzień przed tymi okropnymi informacjami moja córka powiedziała mi, że po wielu latach oczekiwań, w końcu ZOSTANĘ BABCIĄ! Marzę o tym, by poznać nowego członka rodziny i móc się nim choć trochę nacieszyć. Każdego dnia mi serce, że mogę tego nie doczekać… Niestety immunoterapia przy mojej chorobie nie jest refundowana w Polsce. Na raka dróg żółciowych choruje niewiele osób i mało jest aktualnie możliwości terapeutycznych. Miesięczna terapia tym lekiem wynosi 18 tys. złotych, a leczenie nim jest wskazane, dopóki będzie przynosił efekty. Proszę, pomóż mi doczekać narodzin wnuka. Cieszyć się życiem w towarzystwie najważniejszych ludzi: mojego męża, Grzegorza, syna Kamila i córki Julii.  Iwona

10 327,00 zł ( 12.13% )
Still needed: 74 780,00 zł
Mikołaj Piotrowski
Mikołaj Piotrowski , 43 years old

Aby mieszkanie nie stało się więzieniem❗️Wspieramy Mikołaja❗️

Nazywam się Mikołaj i nigdy nie sądziłem, że będę musiał prosić o pomoc. Od 1983 roku żyję z cukrzycą typu 1, codziennie mierząc się z jej konsekwencjami. Od małego jestem na insulinie – zastrzyki stały się częścią mojego życia. Wiem, że cukrzyca to „cichy zabójca”, ale nigdy nie pozwoliłem, by mnie zatrzymała. Pracowałem, żyłem jak każdy z nas, aż w końcu nadszedł moment, kiedy mój organizm powiedział „dość”. Kilka miesięcy temu zaczęła się prawdziwa walka. Ropień na nodze zmusił mnie do wizyty na SOR-ze. Poszedłem tam o własnych siłach, choć czułem, że coś jest nie tak. Niestety, ten pobyt w szpitalu okazał się początkiem koszmaru. Z czasem moja prawa noga zaczęła się deformować – wygięła się w kostce o 90 stopni! Wdrożono leczenie. Kiedy już myślałem, że najgorsze za mną, okazało się, że to dopiero początek. Po wyjściu ze szpitala wróciłem do domu, ale wkrótce ponownie trafiłem na SOR z powodu problemów z oddychaniem. Wtedy przyszła najcięższa decyzja w moim życiu – amputacja nogi pod kolanem. Prawa była w tak złym stanie, że nie było wyboru. Miałem pół godziny na podjęcie decyzji: albo amputacja, albo… cmentarz. Dziś żyję na wózku. Staram się być samodzielny, ale każdy dzień to nowe wyzwanie. Moje mieszkanie nie jest przystosowane do tego, bym mógł poruszać się po nim swobodnie na wózku. Wanna jest zbyt wysoka, drzwi do łazienki są zbyt wąskie… Mieszkam na drugim piętrze bez windy, więc każdorazowe wyjście z domu to dla mnie cała wyprawa. Teraz pomagają mi przyjaciele i rodzina – noszą mnie, znoszą wózek, ale wiem, że tak nie może być zawsze. Potrzebuję dostosować mieszkanie, żeby móc normalnie funkcjonować. Muszę wymienić wannę na kabinę prysznicową, poszerzyć drzwi, zamontować uchwyty, by móc bezpiecznie się poruszać. Ale wszystko to jest kosztowne i przekracza moje możliwości. Dlatego zwracam się do Was, prosząc o pomoc. Chcę wrócić do życia, chcę być samodzielny i móc znów cieszyć się chwilami z rodziną, móc wrócić do pracy, do klientów. Każda, nawet najmniejsza wpłata, to dla mnie ogromna szansa. Wiem, że jest wiele osób potrzebujących, ale wierzę, że wspólnie możemy sprawić, że choć trochę ułatwimy sobie tę codzienną walkę. Mikołaj

1 775,00 zł ( 3.33% )
Still needed: 51 417,00 zł
Katarzyna Szuba
Katarzyna Szuba , 58 years old

Chciałabym odzyskać choć część samodzielności... Proszę, POMÓŻ MI❗️

Pewnego dnia moje życie obróciło się o 180 stopni. Poszłam do pracy, jak każdego innego dnia. Zaczęłam źle się czuć, ale starałam się to zignorować, w końcu nie było tak źle. Wróciłam do domu i wtedy wszystko się zmieniło. Pojawiły się wymioty, zawroty głowy, nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Syn zadzwonił po pogotowie. Z początku słyszeliśmy, że to zatrucie...  Mijały godziny, a ja czułam się coraz gorzej. Następnego dnia syn znów wezwał pomoc, zauważył, że zaczynam mieć problemy z mówieniem. Dopiero wtedy skierowali mnie na badanie. Okazało się, że to był udar. Niestety w przypadku udaru każda minuta jest na wagę złota, a w moim przypadku tych minut było zbyt wiele. W tej chwili nie jestem w stanie samodzielnie chodzić, a moje ręce są bardzo słabe. Mogę zrobić parę kroków, ale tylko wtedy, gdy ktoś mi pomaga. Na co dzień poruszam się na wózku inwalidzkim, a w codziennych czynnościach pomagają mi życzliwi sąsiedzi, znajomi i rodzina. Choć są cudowni, wiem, że ta pomoc nie będzie trwała wiecznie. Boję się przyszłości – co będzie, gdy nikogo nie będzie obok? Chciałabym odzyskać choć część samodzielności, żeby móc poruszać się po domu, sama iść do łazienki czy zrobić sobie posiłek. Jestem po dwumiesięcznej rehabilitacji w ośrodku, ale niestety efekty nie są takie, jakich się spodziewałam. Wiem, że przede mną długa droga, ale nie poddaję się. Najgorsze jest to, że rehabilitacja kosztuje. Prywatna pomoc w domu jest poza moim zasięgiem finansowym, a na fundusz muszę czekać, bo potrzebuję specjalnej grupy orzeczeniowej. Każdy dzień bez rehabilitacji to krok wstecz. Błagam o pomoc. Chciałabym zebrać pieniądze na rehabilitację stacjonarną, która da mi szansę na choćby częściowy powrót do sprawności. Wiem, że nie będę już taka, jak kiedyś, ale marzę o tym, żeby być samodzielną w swoim domu. Chciałabym móc kiedyś znowu pójść do pracy, choć wiem, że to być może tylko marzenie. Obecnie każdy grosz przeznaczam na prywatne wizyty lekarskie, leki i zdrowe jedzenie, ale to nie wystarcza. Proszę, pomóżcie mi zawalczyć o siebie. Każda złotówka ma ogromne znaczenie. Kasia

4 075,00 zł ( 12.76% )
Still needed: 27 840,00 zł
Laura Gąsior
Laura Gąsior , 2 years old

Razem dla Laury – walczymy o sprawność naszej córeczki!

Walka o zdrowie Laury rozpoczęła się zaraz po narodzinach! Już w ciąży badania wykazały, że coś jest nie tak z lewym płucem i kiedy córeczka przyszła na świat stwierdzono torbielowatość płuc. Mieliśmy nadzieję, że na tym zakończą się problemy zdrowotne Laury, niestety stało się inaczej!  Gdy córka miała 7 miesięcy zdarzył się wypadek! Przechodziłam z małą Laurą w wózku przez pasy i zostałyśmy potrącone przez samochód osobowy! Wózek z córeczką znalazł się poza jezdnią i Laurka z niego nie wypadła, jednak miała mocno obite okolice oka. Ja znalazłam się pod samochodem, jednak na szczęście skończyło się to tylko skręconą kostką i siniakami. Przez jakiś czas wszystko było w porządku, niestety w trakcie nauki chodzenia u Laury zaczęły się problemy z prawidłowym poruszaniem się. Po licznych badaniach zdiagnozowano u niej dziecięce porażenie mózgowe połowicze! We wrześniu tego roku córeczka otrzymała orzeczenie o niepełnosprawności.  Laura uczęszcza na intensywną rehabilitację m.in. na turnusach oraz na wizytach u fizjoterapeutów aż do 4 razy w tygodniu. Korzysta też z zaopatrzenia medycznego: ortez na obie nóżki, butów do ortez i pasów derotacyjnych. Czeka nas teraz rozpoczęcie leczenia spastyki toksyną botulinową i dalsze rehabilitacje na oddziałach rehabilitacji neurologicznej. Chcielibyśmy również rozpocząć leczenie na turnusach uzdrowiskowych w celu zapewnienia córeczce prawidłowego rozwoju układu oddechowego.  Koszty stałego leczenia i rehabilitacji są naprawdę duże i boimy się, że niedługo przekroczą nasze możliwości finansowe… Będziemy ogromnie wdzięczni za wsparcie drogi do sprawności Laury! Dzięki Waszej pomocy córka będzie mogła rozwijać się prawidłowo! Rodzice

1 320 zł