Pomocy❗️Umiera 5-letnia dziewczynka! Mamy niecałe 2 miesiące!
Ratunku, jestem załamana, moja córeczka stoi w obliczu śmierci. Ma tylko jedną, jedyną szansę na leczenie, ale ta szansa kosztuje 2 miliony złotych! W tej chwili, kiedy ze łzami w oczach piszę ten apel, skończyły się wszystkie opcje standardowego leczenia w Polsce! Jedyną nadzieją dla mojej córeczki jest terapia Car-T Cell we Włoszech! Innej drogi dla nas nie ma. Jeśli do sierpnia nie zbierzemy pieniędzy pozostanie nam leczenie paliatywne i czekanie na śmierć! Mam na imię Klaudia i jestem mamą. Moja córeczka ma zaledwie 5 lat, a przeszła już więcej niż każde inne dziecko! Cataleya, bo tak na imię ma moja córka, choruje na nowotwór – Neuroblastomę w jej najwyższym, 4 stadium. Rak rozprzestrzenił się w jej ciele, wątrobie, węzłach chłonnych, szpiku kostnym, kościach... Lekarze w dniu diagnozy powiedzieli nam, że jeśli natychmiast nie rozpoczniemy leczenia, może umrzeć w ciągu dwóch tygodni. Zanim wróciliśmy do Polski, by usłyszeć straszną diagnozę, mieszkaliśmy w Londynie w Wielkiej Brytanii. Kiedy zaczęły się problemy zdrowotne córeczki, chodziliśmy całymi tygodniami do różnych specjalistów, szukając przyczyny. Cataleya gorączkowała, nie miała siły, nie chciała jeść i bolały ją nóżki. Tamtejsi lekarze mówili nam, że to normalne, że pewnie mała pewnie się przewróciła i musimy czekać, aż organizm sam sobie poradzi. Do dzisiaj jako matka nie mogę odżałować, że wierzyłam w te słowa, że udało im się uspokoić mnie na tyle, bym czekała, nie wiedząc, co się dzieje z moim dzieckiem. Po powrocie do Polski lekarzom wystarczyła jedna wizyta, by ustalić przyczynę… Rozpoczęliśmy walkę z najgroźniejszym dziecięcym rakiem, który zabija połowę chorujących dzieci! Trudno policzyć w myślach nieprzespane noce i te wszystkie worki z chemią która by zabić raka, niszczyła cały organizm mojego dziecka. Cataleya jest pacjentka zabrzańskiego szpitala, tu przeszła chemioterapię, następnie w krakowskim szpitalu operację, radioterapię. Tutaj też dowiedzieliśmy się najgorszej rzeczy jaką może usłyszeć człowiek – lekarze wykryli wznowę, 4-centymetrowy guz w głowie. Nigdy wcześniej i nigdy później się tak nie bałam. Wiedziałam, że moja mała córeczka musi przejść operacji, po której mogę już więcej jej nie zobaczyć. Z zaciśniętym gardłem czekałam pod salą operacyjną, kiedy zabierali mi dziecko. Pierwsza operacja udała się tylko częściowo. Większa część guza została i trzeba było przeprowadzić kolejną, gdyż ten zaczął gwałtownie rosnąć. Kiedy Cataleya ponownie wjeżdżała na blok operacyjny, guz miał już 6 centymetrów! Operacja się udała, a moja córeczka przeżyła! Czułam szczęśćie, mimo że byłyśmy nadal w samym środku piekła. Moje dziecko walczy o życie, cierpi i znosi to cierpienie, ale w taj chwili możliwości się wyczerpały. Cataleya nie zakwalifikowała się do leczenia protonami, ale może rozpocząć jedną z najbardziej skutecznych terapii na świecie. Niestety jej ojciec nigdy nie chciał być z nami, więc mamy tylko siebie. Nie umiem sobie wyobrazić życia bez niej! Cataleya to bardzo mądra dziewczynka, która jest dla mnie całym światem! Największą pasją mojej córeczki jest balet. Kocha tańczyć i śpiewać. Lubi bawić się klockami i lalkami. To wszystko zabrała jej straszna choroba, ale nie możemy się poddać. W tej chwili błagam Was ze wszystkich sił, bo życie mojego dziecka wisi na włosku. Jestem zrozpaczona, bo terapia, która jest naszą ostatnią szansą, kosztuje dwa miliony złotych! Mamy czas do początku sierpnia! Bez Was nie damy rady, ale wiem, że już nie raz się udawało, że dzieci otrzymywały terapie i żyły. Tego pragnę dla mojej córeczki, życia, o które nie powinna walczyć żadna mała dziewczynka na świecie… Mama