Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wojciech Biliński
Wojciech Biliński , 13 years old

Jeden na milion. Chłopiec, który marzy, by stanąć na własnych nogach

Walczymy z czasem. Wojtuś rośnie i z dnia na dzień jest coraz wyższy. Nóżka nie nadąża, tracimy to, o co walczyliśmy ze łzami w oczach.  Taka wada jak ta, którą ma mój Wojtuś, zdarza się raz na milion urodzeń... Moje dziecko jest wyjątkowe — tak powie chyba każda matka. Ja chciałabym jednak móc powiedzieć, że moje dziecko jest zupełnie zwyczajne. Wyjątkowość mojego dziecka poparta jest bowiem smutną statystyką. O tym, że z nóżką naszego synka jest coś nie tak, dowiedzieliśmy się jeszcze podczas ciąży. Czwarty miesiąc, rutynowe badanie USG i ta zaniepokojona mina lekarza. Pamiętam to tak, jakby było wczoraj. Po narodzinach okazało się, że wada jest znacznie bardziej skomplikowana, niż można było przypuszczać. Poskręcana i wykrzywiona stópka naszego maluszka w niczym nie przypominała stopy zdrowego dziecka. Odesłano nas do Warszawy. To tam zdiagnozowano u Wojtusia stopę końsko-szpotawą. Rokowania były niezłe, tyle tylko, że lekarze się mylili i to bardzo… O tym, co tak naprawdę dolega naszemu synkowi, dowiedzieliśmy się przypadkiem. W telewizji leciała akurat "Sprawa dla Reportera", a w niej historia chłopca, który miał jechać na leczenie nogi do USA. Zrobiliśmy głośniej i słuchaliśmy w totalnym otępieniu — przecież to była jakby historia naszego Wojtka! Natychmiast skontaktowaliśmy się z rodzicami chłopca, którzy odesłali nas do doktora Paleya z USA. Wysłaliśmy do niego zdjęcia RTG naszego dziecka, a on nie miał wątpliwość — Wojtuś urodził się z wyjątkowo rzadką wadą — hemimelią piszczelową. Chodziliśmy od lekarza do lekarza, ale wszyscy tylko rozkładali ręce. Nikt nie wiedział, w jaki sposób można pomóc Wojtusiowi. Coraz częściej słyszeliśmy, o amputacji… Po tygodniach poszukiwań okazało się, że jedynym lekarzem gotowym, by podjąć się operacji naszego syna jest sam doktor Paley. Warunkiem refundacji zabiegu w Stanach przez NFZ było zaświadczenie, że w Polsce nie można Wojtkowi pomóc. Po miesiącach próśb i wielu zwątpieniach udało nam się otrzymać taki dokument. Świstek papieru, który otworzył Wojtkowi drogę do innego życia — życia na własnych nogach. Operacja odbyła się w styczniu 2015 roku. Zabieg się udał, ale okupiony był potwornym cierpieniem Wojtusia, który odczuwał olbrzymi ból i skurcze. Nóżka była cała opuchnięta, a Wojtuś krzyczał, że nie chcę chodzić na nogach, tylko na kolankach. Nie pomagały silne środki przeciwbólowe. Jego cierpienie rozdzierało mi serce. Podczas pierwszego spaceru łzy lały się strumieniami. W październiku, po 8 miesiącach rehabilitacji w USA, Wojtek wrócił do domu. Wszystko było wspaniałe, ale od początku wiedzieliśmy, że naszemu synkowi potrzebna będzie jeszcze jedna operacja. W kwietniu 2016 roku spotkaliśmy się ponownie na konsultacji z dr Paleyem. Okazało się, że nie ma ani chwili do stracenia. Potrzebna była kolejna operacja stopy i to na już. Z każdym dniem rosło ryzyko zwichnięcia nogi bądź pęknięcia kości. Stópka synka wymaga natychmiastowego ratunku. Nie po to walczyliśmy o tę nóżkę tyle lat, by teraz cała praca poszła na marne. Wojtek jest po trzech operacjach robionych przez dr Paleya. Jednej w USA i dwóch w Polsce. W tej chwili potrzebuje kolejnej. Skrót nogi wynosi około 6 cm, ale nie to jest problemem, a jego nietypowa stopa, która musi zostać natychmiast zoperowana.  Wojtek boi się operacji. Ja zresztą też. Boję się bólu i płaczu. Boję się krzyku Wojtusia, ale wiem, że ta operacja jest jedynym sposobem, by ocalić go przed kalectwem. Ludzie mają różne marzenia, ja mam tylko jedno: by mój syn znów biegał tak, jak wtedy, krótko po pierwszym zabiegu. Przekleństwem Wojtusia jest to, że wciąż rośnie. Jego nóżka wymaga ciągłej korekty, inaczej wszystkie te cierpienia pójdą na marne.

9 278,00 zł ( 8.07% )
Still needed: 105 616,00 zł
Magdalena Swat
Urgent!
17:30:18  left
Magdalena Swat , 44 years old

Nie chcę być własnością raka

Magdalena choruje od 2013 roku. To wtedy od lekarza usłyszała: „ma pani raka trzustki, zostało pani pół roku życia”. Magda żyje do dziś, prawdopodobnie tylko dlatego, że – jak sama powtarza – nigdy się nie poddała temu, co słyszała na temat swojego zdrowia.  Leczy się w Niemczech. Wydała już oszczędności swoje i rodziny, dziś w zbieraniu pieniędzy pomagają ludzie dobrej woli. Diagnozę usłyszała 9 lat temu. Musiała przejść pięć operacji, podczas których część jej narządów została usunięta. 2/3 trzustki, cała śledziona i woreczek żółciowy. Jej trzustka pracuje, ale musi być cały czas wspomagana. Przez ostatnie kilka lat wiele się wydarzyło, rozrywający ból fizyczny po każdym otwieraniu jamy brzusznej, dreny, sonda, cewnik, stawianie pierwszych kroków w balkoniku, strach i niepewność jak będzie tym razem i jak długo będę zależna od osób trzecich. To wszystko  połączone z uczuciem totalnej niemocy i bezsilności, kiedy chce się krzyczeć z bezradności, bo przecież umiera się, bo nie ma ratunku, bo nie ma leku na świecie, ale czy łatwo jest odejść ze świadomością, że jest leczenie, a nie ma na nie pieniędzy? Rak jest w stanie uśpienia. Magda nie jest zdrowa, bo tak naprawdę nie ma ani w Polsce, ani na świecie pacjenta, któremu oficjalnie udałoby się w pełni wyzdrowieć z nowotworu trzustki. Stan uśpienia choroby pozwala jej żyć, ale gdyby rak nagle zaatakował inne narządy, to dalsze leczenie nie byłoby już możliwe.  W Niemczech rozpoczęła kilka terapii, m.in. immunoterapię komórkami dendrytycznymi i terapię wirusami onkolitycznymi. Nie ma już innych metod leczenia, a terapia eksperymentalna jest przerażająco droga. Jeden wyjazd kosztuje 30 tysięcy złotych i zbiórka pieniędzy jest dla niej ratunkiem.  Na początku leczenia bardzo pragnęłam przeżyć jeszcze trzy lata. Przeżyłam. Gdy minęły te trzy lata, to bardzo chciałam przeżyć kolejne trzy. Przeżyłam dziewięć. I tak sobie myślę, że szkoda by było teraz umierać… Tak jak żołnierz wraca z pola bitwy czasem okaleczony, pozbawiony  kończyn, kaleki to jednak zwycięski i bohaterski tak ja powracam ze swojego pola minowego, pozbawiona kilku narządów i okaleczona jednak otwarcie mówię iż każde życie jakie by ono nie było jest lepsze, niż śmierć. Kiedyś lekarze odradzali mi robienia planów na przyszłość, moje życie było tu i teraz, po latach wyswobodziłam się z koszmarnych myśli i nauczyłam się cieszyć drobiazgami. Nabrałam apetytu na życie i dziś tak trudno mi z tego zrezygnować. Żyję dzięki eksperymentalnym lekom które zapobiegają rozsiewowi raka. Każda dawka w kwocie 30 tys. zł. Straciłam śledzionę, woreczek i większą cześć trzustki, jeśli przerwę terapię rak zaatakuje moją wątrobę i nerki. Bez zdrowych nerek i wątroby toczenie leków onkologicznych już nie będzie możliwe. Każda infekcja osłabia mój układ odpornościowy. Cały grudzień chorowałam na zapalenie ostre oskrzeli, jestem po 2 antybiotykach. Mój organizm po latach choroby i licznych operacjach jest bardzo słaby. Przejście 200 metrów powoduje zmęczenie a w nocy oblewają mnie poty. Po usunięciu dużej części trzustki zmuszona jestem brać leki na cukrzycę, która niszczy dno oka i powoduje że z każdym miesiącem coraz gorzej widzę. Cały czas przyjmuje leki wspomagające mój niewielki kawałek trzustki, leki wspomagające odporność, leki regulujące cukier i wiele innych. Bez Was nie poprowadzę dalej tej walki, zwyczajnie nie dam rady, nie mam na to sił. Kiedyś napisał do mnie młody mężczyzna niepracujący, uzależniony od używek i narkotyków, po odbytej karze więzienia. Podziękował mi w swojej wiadomości za pomoc.  Byłam bardzo zaskoczona, gdyż nic dla tego człowieka nie zrobiłam. Na to on mi odpowiedział, iż moja historia jest dla niego inspiracją i z niej czerpie siłę na zmianę swojego życia. Rzucił narkotyki, podjął pracę i dziś studiuje psychologię. Dotarło do mnie wtedy, iż najprościej zawsze jest się poddać to przecież to nic nie kosztuje, ale ja walczę już nie tylko dla siebie, ale dla tych wszystkich chorych z rakiem trzustki, aby każdemu z nich dać nadzieję na zwycięstwo i pokazać, że zawsze warto podjąć wyzwanie! Magda ––––––––––––––––––  Zbiórka w prasie:  portal.abczdrowie.pl polki.pl/magazyn  bydgoszcz.naszemiasto kobieta.wp.pl

21 077,00 zł ( 8.07% )
Still needed: 240 093,00 zł
Jacek Grzesiak
Jacek Grzesiak , 52 years old

Wypadek i choroba sparaliżowały jego całe ciało! Potrzebna pomoc!

Czasem zastanawiam się, czy nieszczęścia chodzą parami, czy to nam los stawia na drodze jedynie kłody pod nogi...  Dwa lata temu Jacek uległ bardzo ciężkiemu wypadkowi komunikacyjnemu. Kręgosłup w odcinku szyjnym został uszkodzony, a to spowodowało, że wylądował w łóżku… Lekarz powiedział wtedy: czterokończynowe porażenie i spastyczność mięśni. Do tej pory zawsze był samodzielny, teraz stał się całkowicie zależny od innych… To było piekło. Wszyscy baliśmy się i modliliśmy, aby nie było jeszcze gorzej. Na szczęście pojawiła się nadzieja. Intensywna rehabilitacja sprawiła, że stan zdrowia męża się poprawił! Dwa miesiące ciężkiej pracy pod okiem wspaniałych specjalistów przyniosły upragnione rezultaty!  W grudniu wszyscy na niego czekaliśmy. Mimo tej tragedii cieszyliśmy się, że będziemy mogli spędzić razem nie tylko Boże Narodzenie, ale i cały miesiąc! Perspektywa przedświątecznych przygotowań dawała nam nadzieję, że chociaż na chwilę zapomnimy o tym, co się stało. Nie było nam jednak dane poczuć magii Świąt… Razem spędziliśmy tylko jeden dzień. Tylko 24 godziny. Mój mąż doznał rozległego udaru niedokrwiennego, w wyniku którego doszło do prawostronnego porażenia ciała. Stracił także zdolność mowy... Wtedy złość wymieszana z rozpaczą stawiała w mojej głowie jedno pytanie: Ile jeszcze?!  Jacek ma dopiero 50 lat. Myślałam, że czeka nas wiele wspólnych przeżyć. Tymczasem musimy zmagać się z jego chorobą.  Nie tracę jednak nadziei, bo Jacek to mój mąż – chcę walczyć za niego i dla niego! Wiem, że tylko wieloletnia, wielokierunkowa rehabilitacja będzie w stanie mu pomóc.  Koszty są ogromne, a my nie jesteśmy w stanie ich pokryć. Nie chcę, aby kolejnym nieszczęściem, które nas spotkało, był brak możliwości zapłaty za rehabilitację.  Dlatego proszę o pomoc.  Żona Jacka Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

13 377,00 zł ( 8.06% )
Still needed: 152 581,00 zł
Natalia Zajst
Urgent!
Natalia Zajst , 49 years old

РАК атакує нещадно! Але поки є надія, я боротимуся. Ви допоможете?

Коли я почула діагноз свій діагноз уперши, я була приголомшена. Я знала, що хвороба швидко прогресуватиме, втрачати часу не можна. Кожен день надзвичайно важливий, і я не можу дозволити собі здатися. Я почала боротьбу з цим невблаганним, нещадним ворогом. Боротьбу, яка триває й досі. Я дуже швидко помітила, що щось коїться. Як тільки відчула біль у грудях і ущільнення, якого раніше не було, то негайно звернулася до лікаря. Звісно, я розуміла, що це не добре. На жаль, терміни УЗД були дуже віддалені, тому я була змушена звернутися приватно. Лікар відразу направив мене в Інститут онкології в Глівіцах. Тоді я вперше почула свій діагноз - рак молочної залози. У липні я почала лікуватися. Намагалася боротися з усіх сил, але хвороба безжально атакує весь мій організм. Я втрачаю волосся, маю проблеми з печінкою та відчуваю страшну слабкість. Бувають дні, коли в мене немає сил піднятися з ліжка. Я вже отримав 4 дози червоної та 2 дози білої хімієтерапії. Я погано переношу лікування. Виявилося, що у мене алергія на один зі складників білих хімікатів, тому мені також довелося приймати ліки проти алергії. Попереду ще 9 доз, а в січні - операція з видалення всієї молочної залози. Не знаю, як я з цим впораюся... Після операції мене чекає променева терапія та інтенсивна реабілітація. Тільки це може допомогти мені повернутися до мого старого життя. Сподіваюся, що все ще може бути, як раніше. Що я все ще зможу жити щасливо, повернутися до роботи та чудово проводити час зі своїми близькими. Лікування та реабілітація надзвичайно дорогі. В мене немає таких коштів. Але мені страшно подумати, що гроші стануть перешкодою, яка не дозволить мені одужати. Я не здамся, і поки є надія, боротимуся. Мені потрібна тільки Ваша допомога... Наталя

1 715,00 zł ( 8.05% )
Still needed: 19 563,00 zł
Grzegorz Proszkowiec
Grzegorz Proszkowiec , 47 years old

Wypadek roztrzaskał życie Grzegorza. Pomóż nam walczyć o jego zdrowie!

To miał być ostatni zjazd tego dnia. Okazał się być ostatnim w życiu. Kiepskie warunki, oblodzony stok i samochód z obsługi w miejscu, gdzie nie powinno go być. Siła uderzenia była ogromna. Żeby wydostać Grzegorza spod pojazdu trzeba było ręcznie przesuwać auto. Wypadek zniszczył zdrowie męża, złamał nasze dotychczasowe życie. Dzisiaj jedyną szansą na odzyskanie utraconej sprawności jest intensywna rehabilitacja, która kosztuje 35 tysięcy złotych miesięcznie... 5 marca 2018r. - data, którą chcielibyśmy wykreślić z kalendarza. Jedna chwila, jeden moment… Mąż pojechał z najstarszym synem Szymonem na narty, żeby wykorzystać ostatnie podrygi zimy. W tamtej godzinie zadecydowali, że pojadą dwiema osobnymi trasami. Kiedy Szymek ukończył swój zjazd, Grzegorz leżał już pod samochodem, widać było tylko głowę. Nie ulegało żadnej wątpliwości, że wypadek jest bardzo poważny. Mąż doznał rozległego urazu czaszkowo - mózgowego, od razu zabrano go do szpitala. Niestety, widziałam na własne oczy, że podczas transportu nie został prawidłowo zabezpieczony odcinek szyjny kręgosłupa i drogi oddechowe. Okropny widok, którego już nigdy nie wyrzucę z pamięci. Trwała rozpaczliwa walka o życie Grześka, doszło do niedotlenienia i obrzęku mózgu, a ja mogłam tylko bezczynnie czekać na wieści z frontu... Pierwsze 3 miesiące spędził na OIOM-ie. Mój ukochany mąż, ojciec naszych dzieci, z którym dopiero co rozmawiałam, przytulałam się… Leżał na szpitalnym łóżku, a zamiast mnie otulała go plątanina przewodów. Zamiast słuchać popołudniowego raportu ze szkoły naszych dzieciaków, pozostawał dźwięk aparatury pilnującej każdego oddechu i każdego uderzenia serca. W międzyczasie pojawiło się wodogłowie, zapalenie płuc, sepsa... Minęło już ponad pół roku. Nic od tamtego momentu nie jest już takie samo. Dzieci tęsknią za tatą. Szymek wciąż ma przed oczami tamten makabryczny obraz ze stoku i nie potrafi sobie tego wspólnego wyjazdu wybaczyć… Młodsze córki Ola i Zuzia straciły beztroskę dzieciństwa. To wciąż jest świeże, wciąż tak bardzo boli. Stan męża cały czas jest bardzo ciężki. Pojawiają się, co prawda, tzw. okna świadomości, kiedy Grzesiek potrafi odpowiedzieć na zadane pytania mrugnięciem oka, ale przez większość czasu nie ma z nim kontaktu. Wierzę, że on tam cały czas, ukryty gdzieś głęboko pod płaszczem bardzo uszkodzonego ciała i wkrótce go odzyskamy. Do tego jednak potrzebna jest cierpliwość i intensywna rehabilitacja. 15 października przenosimy się do specjalistycznego ośrodka w Krakowie, gdzie będzie miał zapewnioną opiekę terapeutyczną na najwyższym poziomie. Pobyt tam, niestety, jest kosmicznie drogi - niemal 35 tysięcy złotych miesięcznie!!! Niebotyczna suma, ale musimy spróbować zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby zapewnić mężowi tą opiekę. Udało nam się sfinansować pierwszy miesiąc, ale co z kolejnymi…? Dlatego prosimy o pomoc i wsparcie. Grzesiek uwielbiał jeździć autem, majsterkować, zawsze był pierwszy, żeby wyciągać pomocną dłoń do drugiego człowieka. Dzisiaj to on potrzebuje tych dłoni, wielu dłoni ludzi o dobrych sercach. Ślubowałam mu wsparcie w zdrowiu i w chorobie, dlatego dziś robię wszystko, żeby dotrzymać obietnicy. Bądźcie z nami w tej nierównej walce, bo to bardzo trudne wyzwanie, a ze względu na dzieci nie mogę pozwolić, żeby ze zdrowiem męża odeszła od naszej rodziny również nadzieja... Katarzyna - żona Grześka

35 359,00 zł ( 8.05% )
Still needed: 403 471,00 zł
Kyrylo Maksymenko
Kyrylo Maksymenko , 15 years old

Musiał uciekać przez WOJNĘ, choć pilnie potrzebuje OPERACJI! Pomóż!

Nasza sytuacja jest niezwykle trudna. Bez wątpienia wojna w Ukrainie sieje spustoszenie i pozostawia ogromny ślad. Pochodzimy z terenów okupowanych. Ciągły strach i niestabilność zmusiły nas do ucieczki. Niestety to bardzo pokrzyżowało nasze plany. Zamiast walczyć o sprawność syna, musiałam ratować nas od zagłady. Kyrylo cierpi na rozszczep kręgosłupa i obustronną stopę końsko-szpotawą. Po przybyciu do Polski staraliśmy się poszukać odpowiednich specjalistów, którzy mogliby pomóc synkowi. Niestety nasze poszukiwania skończyły się niepowodzeniem. Czas mijał, co działało na naszą niekorzyść. W końcu pojawiło się światełko w tunelu. Udaliśmy się do Lwowa, gdzie po licznych konsultacjach lekarze zalecili pilną operację usunięcia przepukliny kręgosłupa i guza, aby uwolnić nerwy. Sam zabieg wykonają za darmo, jednak potrzebujemy wsparcia w zakupie leków, preparatów i akcesoriów potrzebnych do operacji. To koszt około 12 tys. złotych! Jestem samotną matką. Muszę opiekować się synem, który ma poważny problem z poruszaniem się i potrzebuje stałej opieki. Większość mojego czasu pochłaniają jego potrzeby i rehabilitacja, co uniemożliwia mi podjęcie pracy i zdobycie dodatkowych środków finansowych.  Dlatego pełna nadziei zwracam się do Was z ogromną prośbą o wsparcie. Bez pomocy nie będę mogła zapewnić synowi odpowiedniego leczenia, a stan jego zdrowia jest bardzo poważny. Bardzo proszę o jakąkolwiek formę wsparcia finansowego, która pozwoli nam zebrać niezbędną kwotę. Będziemy bardzo wdzięczni za każdą pomoc, którą będziecie w stanie nam udzielić. Snizhana, mama Kyrylo Kwota zbiórki jest szacunkowa

1 028,00 zł ( 8.05% )
Still needed: 11 738,00 zł
Ewa Pachulska
Ewa Pachulska , 14 years old

Jedna chwila omal jej nie zabiła – Tylko my możemy pomóc Ewuni❗️

Pomóż! Przeczytaj historię Ewy: Gdy Ewunia przyszła na świat, rozegrał się horror. Ci, którzy mieli ją chronić i leczyć, skrzywdzili ją; błąd lekarza spowodował, że córeczka urodziła się martwa. To miał być cud narodzin. Tymczasem stał się koszmarem…  Była wyczekana, wymarzona. Lata starania się. Ewa urodziła się w 39. tygodniu ciąży, była wtedy zdrowym, donoszonym dzieckiem. Ale gdy wywołano poród, doszło do błędu. Lekarz zbagatelizował złe wyniki KTG. Biegli orzekli później, że już o północy powinno w trybie natychmiastowym wykonać się cesarskie cięcie, bo tętno dziecka drastycznie spadło. Tymczasem lekarz takiej decyzji nie podjął. Ewa przyszła na świat o 2:55. Przez 3 godziny niedotlenienie narastało, a ona, zaplątana w pępowinę, powoli umierała. Ewa po narodzeniu nie dostała żadnego punktu w skali Apgar... Jej serduszko nie biło przez 5 minut. Nie wiadomo, jak długo nie biło w ogóle… Była wiotka. Martwa. Nie wykazywała żadnych funkcji życiowych, nie oddychała. Doszło do ogromnych, nieodwracalnych zmian w mózgu. Płakaliśmy i modliliśmy się – tylko tyle mogliśmy zrobić.  Ewunia przeżyła, ale było z nią tak źle, że nie była w stanie nawet płakać. Zapłakała cichutko, dopiero gdy miała miesiąc. Długo nawet nie mogliśmy jej dotknąć. Ewa nie patrzyła na nas, miała oczy pływające, nieobecne. Zero kontaktu, jakbyśmy trzymali w ramionach szmacianą lalkę! Inni rodzice wracają z maluchem do domu autem. Ewę zawiozła karetka, bo nie przeżyłaby kilka minut bez aparatury. Co kilka minut, nieważne w dzień, czy w nocy, trzeba było uruchamiać ssak, bo nie miała odruchu ssania i połykania. Szybko musieliśmy nauczyć się nie tylko, jak być mamą i tatą – ale przede wszystkim, jak być mamą i tatą ciężko niepełnosprawnego dziecka.  Lekarze prognozowali, że Ewa będzie dzieckiem leżącym, z którym nie będzie żadnego kontaktu. Nie mogliśmy się z tym pogodzić. Gdy tylko wróciliśmy z córeczką do domu, zaczęliśmy rehabilitację.  Na pierwszych zajęciach Ewunia leżała na piłce bezwładnie jak worek piasku.  Dziś nasza córeczka ma 14 lat. Bardzo słabo chodzi, widzi, ale z dużą wadą wzroku. Nie mówi (uczymy komunikować się za pomocą AAC alternatywnej komunikacji). Potrafi sama napić się z kubka i bidonu z rurką. Jest pampersowana, nie umie gryźć, ale udaje jej się rozdrobnić z pomocą języka jedzenie i przełknąć. Uczęszcza na kilka godzin dziennie do szkoły specjalnej. Niedotlenienie podczas porodu spowodowało jednak tak rozległe uszkodzenia w mózgu, że córka jest niepełnosprawna. Choruje na Dziecięce Porażenie Mózgowe, padaczkę i autyzm. Potrzeby finansowe są ogromne. Dziecko z porażeniem mózgowym musi być rehabilitowane przez całe życie. Aktualnie walczymy, aby Ewa nie pogarszała się ruchowo, niestety dojrzewanie i szybki wzrost cofnął jej umiejętności poruszania się. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie w opłaceniu rocznego leczenia i rehabilitacji Ewci! Z uwagi, że pieniążki, które zebraliśmy, zostały przeznaczone już prawie w całości na leczenie w roku 2023, wszystkie koszta związane z rehabilitacją, zakupem leków, suplementów, środków czystości, pampersów, musimy pokrywać z własnych środków. Miesięczne wydatki na Ewę to ok. 6 000 złotych. Ja jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym. Tata Ewy jest jedynym żywicielem rodziny. Nasza rodzina jest 4-osobowa. Młodsza córka Alicja ma 7 lat i rozpoczęła szkołę. Też ma przeróżne problemy zdrowotne. Do tego niestety dochodzą problemy w dużej mierze wynikające z agresji i autoagresji Ewy, krzykami i płaczem wywołanymi schorzeniami. Po 14 latach opieki nad Ewą mamy z mężem duże problemy zdrowotne i też korzystamy z prywatnych konsultacji specjalistów, a także ogromu drogich leków. Sprawa o odszkodowanie i rentę nadal trwa… to już 15 lat! Zastanawiamy się, czy batalia sądowa zakończy się do pełnoletności córki? Dlatego prosimy o wsparcie. Pomóżcie nam, pomóżcie Ewie! Rodzice ➡️ Facebook

8 552,00 zł ( 8.03% )
Still needed: 97 831,00 zł
Remigiusz, Roman, Roland Bosaccy
10 days left
Remigiusz, Roman, Roland Bosaccy , 6 years old

Trzech braci w walce o lepsze jutro - pomóżmy!

Jestem mamą trzech wspaniałych chłopców - Romana, Rolanda i Remika. Los okazał się dla nich niezwykle okrutny. Zrobiłabym wszystko, by tylko zdjąć z ich barków ciężar narzucony przez diagnozy... Tuż po narodzinach Romka, zdiagnozowano u niego wadę - szpotawość obu stóp. Od pierwszego miesiąca musiał mieć zakładany gips. Po rocznym leczeniu okazało się, że nie obędzie się bez operacji. Mając zaledwie roczek, syn przeszedł skomplikowany zabieg lewej stopy. Zauważyliśmy, że leczenie przynosi dobre efekty, ale konieczna stała się jeszcze reoperacja. Romek cały czas potrzebuje rehabilitacji oraz częstych wizyt w specjalistycznych poradniach. U syna niedawno zdiagnozowano również ADHD.  Roland ma 7 lat i choruje na obniżony poziom fosfatazy. Badania genetyczne wykonane u synka wykazało u niego krzywicę hipofosfatemiczną. Aby możliwe było leczenie, Roland musi jeszcze przejść dodatkową diagnostykę, która umożliwi dopasowanie odpowiedniej terapii.  Remik, nasz mały słodziak, również zmaga się z wieloma komplikacjami zdrowotnymi. Ze względu na wadę wzroku - niedowidzenie głębokie lewego oka oraz zez zbieżny, syn musi nosić okulary.  W związku z tak wieloma problemami zdrowotnymi moich synów, bardzo Was proszę o pomoc. Nie stać nas na pokrycie wszystkich kosztów, a nie możemy przerywać walki chłopców o lepsze jutro. Nie tracę nadziei na to, że Romek, Roland i Remik, dzięki leczeniu i rehabilitacji, będą mogli zawalczyć o jak najlepszą sprawność i prawidłowy rozwój. Będziemy wdzięczni za każdy okazany gest wsparcia! Renata, mama

3 075,00 zł ( 8.02% )
Still needed: 35 223,00 zł
Karolina Lipińska
Karolina Lipińska , 42 years old

Amputacja uratowała mnie przed śmiercią! Pomóż mi w walce o sprawność!

Często porównuję moje zdrowie do domku z kart. Problemy, z którymi zmagam się od dziecka, wpłynęły na delikatność konstrukcji. Wypadek w 2020 roku na jej całkowite zburzenie. To niebywałe, ile przeciwności losu może doświadczyć jedna osoba… Bardzo potrzebna mi Wasza pomoc! Cztery lata temu doznałam poważnej kontuzji stawu skokowego. Wypadek w połączeniu z neuropatią cukrzycową doprowadził do degradacji stawu skokowego oraz kości piszczelowej i strzałkowej. Noga nie chciała się goić. Lekarze próbowali wszystkiego. Całkowity zanik stawów oraz siedmiu centymetrów kości zagrażał rozwojem sepsy. Podczas jednej z konsultacji dowiedziałam się, że grozi mi śmierć! W konsekwencji tych przerażających przewidywań musiałam podjąć trudną decyzję. W trosce o swoje życie, zgodziłam się na amputację nogi na poziomie podudzia. Nie zliczę nocy, których spędziłam na płaczu. Rozpacz wypełniała każdy z moich dni. Operacja nastąpiła w listopadzie 2023 roku. Bezpośrednio po niej dostałam zawału serca. Lekarze cudem uratowali mnie przed śmiercią! Niestety, z konsekwencjami tych przykrych zdarzeń zmagam się do dziś… Na powrót do sprawności wydałam już wszystkie oszczędności. Chciałabym wrócić do namiastki dawnego życia. Moje marzenie może spełnić jedynie zakup bezpiecznej i funkcjonalnej protezy. To jej brak powstrzymuje mnie przed realizacją moich planów oraz dalszej profesjonalnej rehabilitacji. Jej koszt wiąże się jednak z przytłaczającymi kosztami, których nie jestem w stanie pokryć. Nie chcę, by okrutny los całkowicie odebrał mi szansę na szczęśliwe życie. Będę wdzięczna za wszelką, nawet najmniejszą, pomoc. Każda złotówka zbliża mnie do powrotu do zdrowia oraz wymarzonej sprawności! Karolina

5 125,00 zł ( 8.02% )
Still needed: 58 705,00 zł