Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Aleksy Janiszek-Wojda
Aleksy Janiszek-Wojda , 10 years old

Podwójny dramat rodziny❗️Alek chce obudzić się z koszmaru choroby - pomóż!

Kiedy choruje jedno dziecko, jest ciężko. Kiedy zachoruje dwójka, nie wiesz, które trzymać za rękę. Które pierwsze przytulić. Jesteś wewnętrznie potłuczony na miliony malutkich kawałków, ale wiesz, że musisz wstać. Ocierasz łzy, które nocami spływają Ci po twarzy... Tak jest u nas. Alek i jego siostra zachorowali na to samo w odstępie kilku miesięcy. Autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Choroba zmieniła nasze życie w koszmar, dlatego prosimy o ratunek dla syna! Najpierw zachorowała nasza córeczka. Jej stan pogarszał się z każdym dniem... Kiedy byliśmy zajęci szukaniem ratunku dla córki, straciliśmy z oczu jej brata. Inteligentny, empatyczny chłopiec zaczął nagle mieć tiki. Przewracał się na prostej drodze. Lekarze nas uspokajali, że to stres i nieuwaga. Potem synek przestał rozumieć, co się do niego mówi. Przestał mówić. Zaczął tracić siły. Pojawiał się u niego silny światłowstręt.... W czasie, gdy jego siostra była w szpitalu i czekała na podanie leków, u Alka zaczęły się napady agresji. Przestał panować nad czynnościami fizjologicznymi. Przeczucie nas nie myliło. Trzy miesiące później leżeli już na oddziale neurologii wspólnie. Diagnoza również była ta sama. Rodzeństwo z autoimmunologicznym zapaleniem mózgu... Autoimmunologiczne zapalenia mózgu to niebezpieczna choroba, mogąca doprowadzić nawet do najgorszego... Mózg ogarnia stan zapalny, dochodzi do niszczenia układu nerwowego... Na szczęście u córki leczenie podziałało - podawanie immunoglobulin przez 2 lata spowodowało wycofanie się choroby. U Alka pozwoliło na powrót do normalnego życia. Zaczął się rozwijać, uczyć się mówić, funkcjonować jak każde dziecko. Niestety, nie na długo... Alek otrzymywał lek dwa lata. W dwa lata z dziecka z afazją, z błędnie zdiagnozowanym autyzmem stał się dzieckiem w intelektualnej normie - miał jedynie opóźnienia werbalne typowe dla uszkodzeń neurologicznych. "Ile Pani myśli, że będziemy go leczyć” - usłyszałam od szpitala... Leczenie przerwano, skazano synka na to, by stracił wszystko, co udało mu się uzyskać...  Brak leczenia to dla Alka wyrok. Bez immunoglobulin przestanie mówić, chodzić, rozumieć. Może stracić bezpowrotnie wzrok. Jego mózg może zostać na trwale uszkodzony i nie można przewidzieć dokładnie skutków zaprzestania leczenia. Każdy scenariusz jest możliwy. Już trzeci rok nasze życie to szpitale, kolejne badania, strach o jutro. Jedna choroba autoimmunologiczna pociąga za sobą następne. Leczenie obciąża organizm. Pojawiają się dodatkowe problemy. Kiedy zdrowe dziecko złapie przeziębienie, po kilku dniach wszystko jest w porządku. U mojego syna wystarczy chwila spędzona przy kimś, kto ma infekcję... Obrońcy jego organizmu, zamiast atakować realnego wroga, atakują jego mózg. I choroba wraca jak bumerang.  Od dwóch lat szukamy wyjścia z sytuacji i próbujemy absolutnie wszędzie, aby przywrócić Alkowi zdrowie. Pokonujemy tysiące kilometrów między lekarzy i laboratoriami, podejmując nierówną walkę o zdrowie dzieci. Setki badań, wykrytych możliwych przyczyn, podjętych dodatkowych działań. Konieczność  drogich badań kontrolnych. Wielokierunkowa rehabilitacja. Specjalna dieta. Wszystko mnożone przez dwa... Wydaliśmy już wszystko, co mieliśmy. Pracowaliśmy ponad swoje siły, nie chcąc prosić nikogo o pomoc, ale stoimy już pod ścianą. Koszt immunoglobulin przekracza nasze możliwości. To około 30 tysięcy złotych co kilka tygodni i zwiększający się koszt w zależności od wagi Alka... Wlew działa 5 tygodni. Po tym czasie objawy wracają, mówi coraz gorzej, pojawiają się objawy neurologiczne i psychiatryczne.  Błagamy o pomoc, aby nasz syn mógł wyzdrowieć. Lek zwraca mu normalne życie i dzieciństwo. Do niedawna to my pomagaliśmy. Teraz sami jesteśmy po drugiej stronie i prosimy każdego człowieka o dobrym sercu o pomoc dla naszego syna... Kasia i Przemek - rodzice Alka   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

21 123,00 zł ( 8.27% )
Still needed: 234 197,00 zł
Krzysztof Sobór
Krzysztof Sobór , 48 years old

Na misji w Iraku wydarzył się wypadek! Pomóż Krzysztofowi odzyskać sprawność!

Byłem żołnierzem. W 2004 roku poleciałem do Iraku uczestniczyć w drugiej zmianie. Zajmowaliśmy stanowisko w Karbali, na posterunku policji. Doszło wypadku, uszkodziłem kręgosłup… Od tamtego zdarzenia wszystko się posypało. Moją nadzieją jest operacja, na którą udało mi się zebrać dzięki Waszej pomocy! Po operacji będę potrzebował intensywnej rehabilitacji, niestety w większości nierefundowanej. Dlatego otwarta zostaje kolejna zbiórka na ten cel, a ja wciąż proszę o wsparcie. Za wszystko dziękuję! Moja historia: Gdy leciałem do Iraku, tutaj w kraju jeszcze nikt się nie spodziewał, że żołnierze będą wracać w czarnych workach albo ciężko ranni. Chyba nie zdawali sobie sprawy, że idziemy na prawdziwą wojnę.  Miałem świadomość, że mogę nie wrócić, ale byłem żołnierzem, służyłem dla ojczyzny. Niestety, po 5 miesiącach służby zdarzył się wypadek. Na początku wydawało się, że to nic poważnego. Miałem akurat nocną wartę, ale byłem w stanie tylko leżeć. Na drugi dzień trafiłem do szpitala polowego. Tam lekarz stwierdził, że mam złamany kręgosłup. Nacisnął mi na głowę od góry, a ja straciłem przytomność.   Stamtąd ewakuowali mnie do Bagdadu, do amerykańskiego szpitala. Na miejscu orzekli, że mam pęknięte kręgi. Dostałem leki, czekałem na ewakuację do kraju. Potem helikopter na lotnisko i droga do domu. W jej trakcie na zmianę budziłem się i traciłem przytomność. Na domiar złego po drodze zaginęła moja dokumentacja medyczna.  Wróciłem do Polski i tak zaczęła się moja “przygoda” – w szpitalu raz mówili, że mam złamany kręgosłup, raz, że nic mi nie jest i za dwa tygodnie będę mógł wrócić do Iraku.  Ostatecznie wypisali mnie, dali leki przeciwbólowe. Kolejne miesiące to były wizyty kontrolne u neurologa, ortopedy. Na początku nawet jeszcze chodziłem, ale było coraz gorzej. Potem zwolnili mnie z wojska, bo nie byłem w stanie służyć. W 2008 w Sosnowcu przeszedłem operację odbarczenia rdzenia. Wiedziałem, że nigdy już nie odzyskam pełni sprawności. Miałem prowadzić spokojny tryb życia, bez nadwyrężania się. To trudne dla człowieka, który skakał kiedyś ze spadochronem, ale musiałem się dostosować.  Zmieniłem pracę, nie byłem już żołnierzem, tylko biurokratą w mundurze. Ale dehydracja kręgosłupa postępowała, było coraz gorzej. Od 1,5 roku już jestem na zwolnieniu. Nie jestem w stanie prawie nic zrobić sam, są dni, że nie dojdę nawet do łazienki.  W 2020 roku przeszedłem operację w Olsztynie, która nie pomogła. Lekarz orzekł, że jedynym ratunkiem dla mnie są implanty. Trzeba wymienić cały odcinek lędźwiowy. Zapewniają mnie, że po rehabilitacjach wrócę do sprawności, a ja nie marzę o niczym innym! Chciałbym chociaż truchtem pobiec za synami, pograć z nimi w piłkę… Starszy ma 3 latka, młodszy 1,5 roku. To moje chłopaki i moja żona dają mi siły, są jak paliwo do rakiety. Nie mam czasu myśleć o głupotach dzięki nim. Bóg wiedział, kiedy mają pojawić się w moim życiu.  Nigdy nie byłem taki, że siadałem i płakałem. Muszę jakoś funkcjonować i się nie poddaję. Staram się myśleć pozytywnie. Wierzę, że jeszcze będzie dobrze! Wierzę, że operacja przyniesie oczekiwane rezultaty, a rehabilitacja pozwoli mi odzyskać sprawność. Za każdą pomoc z góry dziękuję! Krzysztof

2 110,00 zł ( 8.26% )
Still needed: 23 422,00 zł
Paweł Górecki
Urgent!
Paweł Górecki , 40 years old

NOWOTWÓR odbiera Pawłowi siły... POMÓŻ❗️

Mam na imię Paweł i od niedawna zmagam się z poważnym problemem zdrowotnym. 8 lipca trafiłem do szpitala w stanie ciężkim z intensywnym krwawieniem z przewodu pokarmowego, które zagrażało mojemu życiu. Otrzymałem dużą ilość krwi i spędziłem dwa tygodnie w szpitalu. Mimo wysiłków lekarzy nie udało się precyzyjnie zlokalizować źródła krwawienia. Obecnie, choć mniej nasilone, to nadal występuje... Podczas pobytu w szpitalu zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy trzustki. Ta diagnoza w jednej chwili zmieniła całkowicie moje życie. Poczułem jak stabilny grunt osuwa się pod moimi nogami. Zaistniało również podejrzenie, że krwawienie pochodzi z żyły wrotnej. Obecnie czuję się bardzo osłabiony i potrzebuję ciągłej opieki. Wkrótce odbędzie się konsylium, które zdecyduje o dalszym leczeniu – prawdopodobnie będzie to zabieg chirurgiczny, radioterapia lub chemioterapia. Bardzo się boję.  Zawsze starałem się prowadzić zdrowy tryb życia. Utrzymuję ścisłą dietę trzustkową, przyjmuję leki i stosuję inne kuracje przeciwnowotworowe, co generuje ogromne koszty. Każda kuracja trwa cztery miesiące i kosztuje 6000 zł. Chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby pokonać nowotwór. Niestety bez wsparcia, nie dam rady... Od 15 lat mieszkam z moją ukochaną i dwójką dzieci. Ostatnie pięć lat były dla mnie bardzo trudne. Najpierw opiekowałem się umierającą matką, a obecnie zajmuję się chorym ojcem. Przez te przykre okoliczności miałem niewiele czasu dla własnej rodziny... Chcę żyć i walczyć dla siebie oraz moich najbliższych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc w zebraniu środków na leczenie i rehabilitację. Wierzę, że dzięki Waszemu wsparciu uda mi się przejść przez te trudne chwile i wrócić do zdrowia. Z wyrazami wdzięczności, Paweł

1 798,00 zł ( 8.24% )
Still needed: 20 011,00 zł
Magdalena Dahlke
Urgent!
Magdalena Dahlke , 45 years old

Nie byłam gotowa na walkę o własne życie... Wesprzyj mnie w wojnie z RAKIEM❗️

Życie pisze różne scenariusze, nigdy nie wiesz, kiedy to Ciebie dosięgnie tragedia… Tyle się słyszy o nowotworach, jednak człowiek nie spodziewa się, że któregoś dnia sam będzie musiał się z nim zmierzyć. Ten trudny czas nadszedł znienacka i wywołał wiele łez bólu i cierpienia.  Na początku stycznia 2024 roku, zdiagnozowano u mnie raka piersi. Nie miałam żadnych objawów, po prostu wyczułam guzka na piersi, z którym niezwłocznie udałam się do lekarza. Od razu otrzymałam kartę DILO. Pierwsze uczucie? Szok, niedowierzanie oraz ciągle tlące się głowie pytanie – dlaczego to musiało spotkać akurat mnie?! Nie miałam zbyt wiele czasu, aby oswoić się z nową rzeczywistością, ponieważ wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Przeszłam wiele specjalistycznych badań, dwie biopsje gruboigłowe i jedną cienkoigłową. Wyniki jedynie potwierdziły ten tragiczny scenariusz – konieczne było pilne rozpoczęcie leczenia.  Na początku byłam załamana. Czułam jak gorycz wypełnia moje serce. Cały czas płakałam i nie byłam w stanie skupić się na czymkolwiek innym, niż myśleniu o chorobie. Na szczęście z pomocą przyszli moi najbliżsi. Dzięki nim bardzo się wzmocniłam, ubrałam zbroję i teraz jestem w stanie walczyć z tym potwornym przeciwnikiem.  Niedawno wróciłam z trzeciej chemii czerwonej, niedługo czeka mnie podanie kolejnych, dwunastu dawek chemii białej. Następnie będę musiała przejść operację mastektomii wraz z usunięciem węzłów chłonnych. Na razie się nie boję, staram się wychodzić do ludzi, nie myśleć o trudach walki i jak najbardziej wzmacniać psychikę. Moim kluczem do wyzdrowienia jest dobre nastawienie – dzięki niemu lepiej przechodzę przez pole bitwy z nowotworem.  Walka z rakiem diametralnie zmieniła moje życie i to w mgnieniu oka. Nigdy nie byłam na nią gotowa – z resztą, choroba nie przyjdzie i nie zapyta, czy to odpowiedni moment, aby zaatakować. Ta nowa sytuacja jest dla mnie i moich najbliższych naprawdę trudna. Leczenie wiąże się z wieloma kosztami, którym coraz ciężej mi sprostać… Dlatego zwracam się z uprzejmą prośbą o wsparcie. Jeśli możesz – stan w moich szeregach i pomóż mi zaopatrzyć się w amunicję, potrzebną do dalszej walki z wrogiem. Wierzę, że z Twoją pomocą na pewno dam radę i wygram to, co najcenniejsze, czyli życie i zdrowie! Magda

4 374,00 zł ( 8.22% )
Still needed: 48 818,00 zł
Oliwia Grębska
Oliwia Grębska , 10 years old

Straszliwa choroba odbiera Oliwii wszystko – dzień po dniu. Ratunku❗️

Z całego serca dziękuję Wam za dotychczasowe wsparcie. To właśnie dzięki niemu Oliwia mogła korzystać z leczenia i rehabilitacji. Niestety, nasza walka z chorobą trwa nadal i po raz kolejny muszę zwrócić się do Was z prośbą o pomoc... Nasza historia: Wróg, z którym walczymy, chce zabrać wszystko mojej córeczce... Błagam, nie pozwól na to! Są dzieci, które rodzą się ciężko chore. Są takie, u których wady można wykryć już w czasie ciąży. Wtedy rodzic może jakoś przygotować się, swoje przepłakać, oswoić swoją tragedię. Są jednak też inne choroby. Podstępne. Pozwalają myśleć, że dziecko rodzi się zdrowe, pozwalają patrzeć, jak gaworzy, jak wyciąga rączki, śmieje się, staje na nóżkach, trzymając się mebli. Dają szczęście, by potem to wszystko zabrać… To boli najbardziej. Tak właśnie stało się z moją Oliwką... Moja córeczka ma zespół Retta. To podstępna choroba, straszna. Powoduje ją mutacja w obrębie jednego genu. Atakuje tylko dziewczynki... Jest nieprzewidywalna i okrutna. Siedziała w milczeniu w mojej córeczce przez 11 miesięcy, a mi pozwoliła być szczęśliwą mamą... Potem się ujawniła, zabierając Oliwce wszystkie umiejętności, które dotychczas miała córeczka... To działo się powoli. Oliwka stopniowo przestała dotykać zabawek, książeczek. Pukała rączką o rączkę, wkładała je do buzi. Przestała gaworzyć. Inne dzieci mówiły już pełnymi zdaniami, ona spędzała dnie w ciszy. Zamiast rozwijać się, zdobywać z każdym dniem nowe umiejętności – cofała się… Lekarze twierdzili, że wszystko jest dobrze. Że mam czekać, bo Oliwka z czasem dogoni rówieśników. Nie wierzyłam. Mój niepokój rósł. Musiałam walczyć o skierowania na rehabilitację, bo nikt mi nie wierzył, nikt mnie nie słuchał! W końcu zaczęliśmy rehabilitację. Gdy jednak ta nie pomagała, zlecono badania genetyczne. Czytałam o różnych schorzeniach. Dowiedziałam się, czym zespół Retta. Łudziłam się jednak, że to coś innego. Wszystko, tylko nie to… Niestety. W maju odebraliśmy wyniki badań genetycznych. Zespół Retta… Wyrok na piśmie. Zespół Retta atakuje mózg. Chora dziewczynka cofa się w rozwoju. Przestaje chodzić. Przestaje mówić. Cierpiące na zespół Retta dziewczynki nazywa się „milczącymi aniołami”. Często pojawia się padaczka, trudności z oddychaniem… Oliwka przestała mówić, całe dnie spędza w ciszy. Nigdy nie usłyszę tego, co tysiące matek na świecie – jak Oliwka woła „mamo”… Rett zabrał jej władzę w rączkach – jedyne, co umie zrobić dłońmi, to klaskać - nie umie samodzielnie chodzić… Nie umie mówić, nie przekaże mi, czego chce - jeść, pić, spać, czy chce do toalety… Nie wiem, co lubi… Zaczęły się też ataki padaczki. Nasza dramatyczna walka ciągle trwa – Rett próbuje zabrać Oliwce władzę w nóżkach! Oliwka tak bardzo się cieszy, gdy trzymam ją za ręce i może zrobić parę kroków...  Tylko parę, bo mięśnie słabną... Naszą jedyną szansą są turnusy rehabilitacyjne i systematyczna rehabilitacja. Niestety, są one bardzo kosztowne. Oliwka jest uwięziona w ciele, które w ogóle jej nie słucha. Potrzebuje mojej pomocy 24 godziny na dobę, przy każdej nawet najdrobniejszej czynności... I ja przy niej jestem. Jestem po to, by być jest ustami, rękami, nogami... Jestem po to, by jej pomóc we wszystkim, ale bez Waszej pomocy sama nie dam rady walczyć z Rettem. Bez Waszego wsparcia nie mamy szans. Prosimy, nie opuszczajcie nas... Mama Oliwii, Ewa

3 936,00 zł ( 8.22% )
Still needed: 43 937,00 zł
Janina Cebula
Janina Cebula , 79 years old

Tragiczny wypadek zmienił wszystko! Pomóż Janinie odzyskać dawne życie!

Nie miałam pojęcia, że w tym wieku będę musiała zmagać się z takim dramatem. Czas na emeryturze chciałam spędzić robiąc na drutach, delektując się spokojem, wychodząc na spacery, podziwiając przyrodę. Niestety, los napisał dla mnie zupełnie inny scenariusz...  Dzień, gdy zostałam potrącona przez auto, był najgorszym dniem w moim życiu. Pamiętam, że bardzo się bałam i czułam niesamowity ból – jednak i tak najgorsze okazało się w szpitalu. Obrażenia mojej nogi były tak poważne, że trzeba było amputować lewe podudzie. Byłam załamana. Jak ja sobie poradzę bez nogi? Jak będę wchodzić po schodach, poruszać się po mieszkaniu, wykonywać najprostsze czynności? W mojej głowie pojawiło się wiele pytań i tak mało odpowiedzi...  Po operacji mój świat się zawalił. W jednej chwili z osoby samodzielnej i w pełni aktywnej stałam się pacjentem potrzebującym pomocy... Pozostał kikut, bóle fantomowe i poczucie ogromnej straty.  I choć dziś od tych tragicznych chwil dzielą mnie długie miesiące - życie po wypadku wciąż jest niezwykle trudne. Mimo to, staram się nie załamywać, jednak to nie jest takie proste...  Chodzenie w protezie, którą obecnie mam sprawia mi ogromny ból. Nie jestem w stanie poruszać się w niej bez uczucia ucisku, bez ran… Jedyną szansą jest dla mnie nowoczesna proteza, dzięki której będę mogła wychodzić z domu, korzystać ze spacerów, swobodnie chodzić.  Niestety, mimo mojej chęci do walki i radzenia sobie samodzielnie ze wszystkimi przeciwnościami losu nie przeskoczę muru, którym są ogromne środki... Nie jestem w stanie nawet marzyć o takich pieniądzach, a co dopiero zapłacić tyle za nową protezę. Nie mam innych marzeń prócz wolności i niezależności. Dlatego proszę, pomóżcie mi...  Janina

2 830,00 zł ( 8.19% )
Still needed: 31 686,00 zł
Wojtek Sawczuk
Wojtek Sawczuk , 9 years old

Pomóż mi raz na zawsze wstać z wózka!

Jestem ogromnie wdzięczna, że od tylu lat pomagacie mojemu synowi Wojtkowi. Dzięki Wam udało się nam osiągnąć już tak wiele! Niestety, nasza walka o zdrowie ciągle trwa… Wojtuś urodził się z rozszczepionym kręgosłupem, wodogłowiem i zniekształconymi stopami… Lekarzom udało się zatrzymać wodogłowie poprzez wszczepienie zastawki w główce synka oraz poprowadzeniu drenu do brzuszka. Niestety z powodu rozszczepu kręgosłupa,  nie ma czucia od pasa w dół – synek nie może chodzić i nie kontroluje czynności fizjologicznych. Wojtuś przeszedł wiele operacji związanych z wodogłowiem, kręgosłupem oraz nóżkami, które od pierwszych miesięcy życia były w gipsie. Lekarze zrekonstruowali stopy oraz ścięgna Achillesa. W ostatnim czasie było wiele trudnych chwil i operacji – w tym jedna ratująca życie, związana z wodogłowiem. Niestety ortezy, które z Waszą pomocą udało się zakupić, są już za małe… Wojtek ponownie stracił możliwość samodzielnego przemieszczania się, a zarazem samodzielności.  Z powodu niedowładu nóg i braku normalnej aktywności pojawiły się poważne problemy zdrowotne. Wojtek nie może samodzielnie wykonywać codziennych czynności, które wcześniej nie były dla niego problemem.  Konieczny był kolejny zabieg, który został wykonany w Łodzi na początku stycznia bieżącego roku.  Przeprowadzono operację stawu kolanowego polegającą na blokadzie chrząstki wzrostowej uda co ma zniwelować przykurcze zgięciowe stawów  kolanowych… Efektem ma być zmniejszenie, a nawet całkowity zanik stanów zapalnych stawów i zmniejszenie stanu zapalnego przewodu moczowego. Zdaniem lekarzy po zabiegu wyprostuje się postawa: kręgosłup, a wraz z nim biodra, nogi i stopy. Jednak oprócz przeprowadzonego zabiegu, aby Wojtek mógł się samodzielne przemieszczać, niezbędne są kolejne specjalistyczne ortezy, wykonane na zamówienie. Wojtek robi się coraz starszy i  ma świadomość swojej niepełnosprawności, ale chętnie i dobrze się uczy. Pomimo trudnej codzienności jest pozytywnie nastawiony do życia, ale wciąż marzy o samodzielności i swobodnym przemieszczaniu się. Obecnie Wojtka trzeba nosić albo próbować wozić wózkiem co nie jest łatwe, ponieważ kolana muszą być wyprostowane. Nasz świat to ciągłe rehabilitacje i wizyty w klinikach, jednak walczę o zdrowie mojego syna, licząc, że przetrwamy ten trudny czas. Dziś w imieniu swoim i Wojtka proszę Was o wsparcie. Każda wpłata pomoże nam zrealizować marzenie o dalszej rehabilitacji, leczeniu oraz o zakupie ortez. To wszystko umożliwi synkowi  powrót do zdrowia i dążenie do większej samodzielności.  Mama

4 359,00 zł ( 8.19% )
Still needed: 48 833,00 zł
Michalina Jakubiec
Michalina Jakubiec , 23 months old

Diagnoza, która zmienia całe życie... Trwa walka z Zespołem Retta❗️Pomóż Michasi❗️

W marcu 2024 wydarzyło się coś, co rodzic każdego chorego dziecka zapamiętuje już do końca życia. Moment, w którym pada okrutna diagnoza, która zmienia całe życie. Zespół Retta… To choroba, która odbiera dziewczynkom wszystkie umiejętności, kawałek po kawałeczku… Jedynym ratunkiem dla naszej Michasi jest koszmarnie drogie leczenie w USA. Prosimy o pomoc w uzbieraniu kwoty, która pozwoli marzyć o normalnym życiu dla naszej córeczki! Do niedawna żyliśmy w przekonaniu, że pokonanie przeciwności, z którymi mierzy się Michalinka, będzie łatwiejsze. Wszystko wskazywało na to, że córeczka cierpi na chorobę mięśni. Dlatego przeżyliśmy prawdziwy szok, gdy okazało się, że opóźniony rozwój Michasi jest wynikiem jednej z najrzadszych i najpoważniejszych chorób neurologicznych…  Dziś już wiemy, że bez leczenia nasze córka będzie gasnąć każdego dnia, a my nie będziemy mogli nic na to poradzić… To straszna perspektywa, gdy wie się, że każda ciężko wypracowana przez nią umiejętność, może zniknąć z dnia na dzień…  Przeciwnik, z którym walczymy to jeden z tych najcięższych, ale mamy nad nim tę przewagę, że został wykryty na wczesnym etapie. Jeśli szybko zareagujemy, mamy szansę uniknąć pojawienia się kolejnych objawów. Kwota leczenia jest jednak ogromna… Koszt tygodniowej terapii to 10 300 dolarów! Co rocznie daje nam aż 2,2 miliona złotych! Dlatego zdecydowaliśmy o założeniu tej zbiórki i poproszeniu Was o pomoc! Córeczkę zaczęliśmy rehabilitować od 5. miesiąca życia, z powodu występującego u niej obniżonego napięcia mięśniowego i opóźnień w rozwoju. Mimo wdrożenia intensywnej rehabilitacji, Michasi nie udawało się osiągać kolejnych kamieni milowych. Robiliśmy wszystko, żeby znaleźć odpowiedź, dlaczego nasza córka się nie rozwija. Lekarze sugerowali, że dzieje się tak przez chorobę mięśni. Dopiero po przeprowadzeniu badań genetycznych okazało się, że nie chodzi o schorzenie mięśni, a o groźną chorobę, Zespół Retta. To zmieniło wszystko! Teraz dzielimy czas na przed i po diagnozie... Perspektywa walki o sprawność Michasi za pomocą intensywnej rehabilitacji nas nie przerażała. Wiedzieliśmy, że będzie musiała znieść więcej niż jej zdrowi rówieśnicy, ale że dzięki naszemu zaangażowaniu wszystko będzie dobrze.  Niestety, Zespół Retta to nieporównywalnie większe wyzwanie. Zaburzenia związane z tą genetyczną chorobą obejmują niemal cały organizm, doprowadzając do głębokiej niepełnosprawności. Dziewczynki chore na Zespół Retta stopniowo tracą nabyte umiejętności oraz kontrolę nad swoim ciałem. Choroba zabiera im możliwość komunikowania się, samodzielnego przemieszczania oraz całkowicie uzależnia od pomocy najbliższych. Dziewczynki z Zespołem Retta określa się jako “Milczące Anioły” lub “Żywe lalki”... Michasia codziennie walczy z chorobą i dzielnie znosi rehabilitację. Jest pod opieką wspaniałych fizjoterapeutów, neurologopedów, neurologów oraz lekarzy z niemalże każdej specjalizacji. Uczy się jeść, pić, raczkować, samodzielnie siadać, komunikować się. Różnych rzeczy, które dzieci w jej wieku już umieją. Dbamy o Michasię i robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby jej pomóc. Niestety przeciwnik jest bezlitosny i mimo ciężkiej pracy naszej córki postępy, które osiągnie, mogą zostać utracone praktycznie z dnia na dzień… Tak naprawdę nie wiemy, co spotka nas kolejnego dnia… Regres może przyjść nagle, może pojawić się padaczka, a pewnego dnia przestaniemy mieć z córką jakikolwiek kontakt… Bardzo się tego boimy. Michasia jest najbardziej uśmiechniętym dzieckiem na świecie. Bardzo lubi spędzać czas ze swoją 4-letnią siostrą, Antosią. Marzyliśmy o tym, że niedługo nasze pociechy będą razem spędzać czas. Póki co nasza starsza córka musi cierpliwie czekać na to, kiedy będzie mogła pobiegać i poskakać razem z siostrą. A widzimy, jak bardzo tego pragnie… My wierzymy, że jeszcze kiedyś będzie to możliwe.  Wielką nadzieją dla nas oraz całej społeczności związanej z zespołem Retta jest terapia genowa, która jest w stadium badań. Naukowcy szacują, że będzie dostępna za około 2 lata. Ale my nie mamy czasu do stracenia! Do czasu pojawienia się leku, musimy utrzymać Michasię w jak najlepszej formie, tak aby terapia genowa miała szansę jej pomóc. Z całych sił apelujemy o pomoc do wszystkich ludzi dobrej woli. Prosimy, otwórzcie swoje serca. Wspólnie zatrzymajmy tę okrutną chorobę. Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę i każde udostępnienie. Razem walczymy o Michasię! Roksana i Kamil – rodzice ➡️ Licytacje na Facebooku ➡️ Strona Michasi na Facebooku 📻 Audycja z Radia Łódź 🎥 Reportaż w Toya TV 🎦 Reportaż w TVP3 Łódź

609 707,00 zł ( 8.18% )
Still needed: 6 837 101,00 zł
Łukasz Kujawiak
Łukasz Kujawiak , 34 years old

Dwa razy otarł się o śmierć, więzi go własne ciało... Pomóż wrócić Łukaszowi!

Łukasz musi się wybudzić, inaczej nigdy się nie dowiem, co się wydarzyło. Musimy uwolnić go z więzienia, jakim stało się dla niego własne ciało! Czekamy na Łukasza całą rodziną. Tęsknimy… Prosimy, pomóż nam odzyskać ukochanego tatusia i męża. Mój mąż w ciągu dwóch lat dwa razy oszukał śmierć. Niestety, drugim razem ta pozostawiła bolesne piętno... To historia, w którą trudno uwierzyć, jednak wydarzyła się naprawdę. Wydarzyła się nam… Pierwszy wypadek był trzy lata temu. Mąż miał wypadek. Doznał ciężkiego urazu mózgowo-czaszkowego, nie dawali mu szans. Wierzyliśmy jednak w cud, a ten się wydarzył! Łukasz odzyskał 99% sprawności, nikt by nie zauważył, że zaledwie kilka miesięcy wcześniej walczył o życie i zdaniem lekarzy - miał przegrać. A potem był drugi wypadek… Mija dokładnie rok od wypadku. Mąż poszedł na spotkanie ze znajomymi - świętowali narodziny dziecka jednego z nich. Gdy ponownie próbowałam się skontaktować z Łukaszem, odebrał ktoś inny, mówiąc, że mój mąż spadł ze schodów. Od razu zapytałam, czy wezwali karetkę. Potwierdzili. Wsiadłam w samochód i pognałam co sił na miejsce wypadku… Gdy dojechałam, karetki jeszcze nie było. Myślałam, że przyjechałam po prostu pierwsza, ale okazało się, że nikt nie zadzwonił na pogotowie. Okłamali mnie… Sama wykręciłam numer i po chwili pędziliśmy już do szpitala. Lekarz uspokajał mnie, że to nic takiego, mąż tylko nabił sobie guza, żebym wracała do domu i potem przyjechała tylko odebrać Łukasza.  Gdy wróciłam do szpitala, mąż był właśnie operowany. Kolana się pode mną ugięły… Jak to operowany?! Przecież nic mu miało nie być, mieliśmy wrócić do domu, do dzieci! Na początku nie docierały do mnie słowa lekarza. Jaki obrzęk mózgu, jaki krwotok? Małe szanse przeżycia, właściwie ich nie ma. Zdołali odbarczyć mózg, a mi kazali czekać na cud. Poza mną nikt nie wierzył, że Łukasz przeżyje… Opisując uszkodzenia mózgu lekarze stosują swoistą skalę. 3 punkty w tej skali oznaczają śmierć. Łukasz miał 4 punkty i nadal oddychał. Niestety, uszkodzenia były olbrzymie… Ja jednak nie traciłam wiary. Miałam deja vu - zaledwie dwa lata wcześniej byłam w tym samym szpitalu, mój mąż też walczył o życie i też mi mówili, że nie ma szans. On jednak z tego wyszedł, dlaczego teraz ma być inaczej?! - myślałam. Gdy Łukasz został wypisany ze szpitala do ośrodka rehabilitacyjnego, był cieniem człowieka. Ważył 45 kilogramów, tylko leżał, jak roślinka. Dopiero moje starania i codzienna pielęgnacja sprawiły, że powoli wracał do odpowiedniej wagi. Niestety uszkodzenia mózgu były na tyle duże, że Łukasz nie ma władzy nad ciałem. Jednak wszystko rozumie! Codziennie go odwiedzam. Zadajemy Łukaszowi pytania i na kartkach piszemy odpowiedzi. Ręką, którą jest w stanie poruszać, zawsze wskazuje te prawidłowe! Na początku trudno mi było powiedzieć dzieciom, co stało się tacie. Nasz synek Marcelek ma dopiero 6 lat, bardzo tęskni za tym, co było kiedyś. Wożę go do męża bardzo często. Marcel przytula się, pomaga w goleniu, pokazuje tacie nowe autka. Łukasz nie jest w stanie zrobić nic. Widzę tylko jego wzruszenie, gdy łza za łzą spadają na poduszkę. Zupełnie bezgłośnie… Jedyną drogą, by mąż do nas wrócił, jest intensywna rehabilitacja. Zebraliśmy wszystkie nasze oszczędności z mamą Łukasza i pojechaliśmy na intensywny, 3-tygodniowy turnus. Rehabilitacja bardzo pomogła! Niestety, jest bardzo droga i nie stać nas na nią. To, co oferuje NFZ, jest zaledwie kroplą w morzu.  Nie da się wytłumaczyć tego, co czujemy, co czuje Łukasz. Zamknięty we własnym ciele, ale świadomy. Tak bardzo chciałabym mu pomóc… Będziemy walczyć, póki starczy nam sił, by cud życia Łukasza mógł trwać. Niestety, nie mamy środków, by opłacać bardzo drogą rehabilitację. Bardzo proszę, pomóż mi odzyskać męża… Angelika, żona

8 876,00 zł ( 8.17% )
Still needed: 99 635,00 zł