Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Natalia Kędzierska
Natalia Kędzierska , 22 years old

Moje serce się zatrzymuje! Lista chorób się nie kończy... Pomóż Natalii!

Gdy jakiś czas temu jeden z lekarzy zapytał się mnie czy pamiętam życie bez chorób, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Może dlatego, że chorowanie zajmuje znaczną część mojego życia. Na pewno całe nastoletnie lata… Z początku jedyną trudnością wydawał się być układ ruchu, co wymagało długotrwałych rehabilitacji. Z czasem pojawiły się alergie oraz genetyczne zaburzenia cewek nerkowych, co wiązało się z licznymi hospitalizacjami. Dodatkowo byłam pod opieką okulistów z powodu krótkowzroczności, która obecnie osiągnęła ponad -13D!  Dołączyły do tego problemy kardiologiczne, które zostały zdiagnozowane, dopiero gdy skończyłam 18 lat. W tym wieku też przeszłam pierwszy poważny zabieg kardiologiczny – kardioneuroablację, ponieważ moje serce biło zaledwie 20 razy na minutę i zatrzymywało się przy np. długiej pionizacji. Rok później zabieg musiał zostać powtórzony. Do dziś miałam już 4 ablacje i mam wrażenie, że jestem całkowicie zależna od  tego typu zabiegów kardiologicznych.  Poza tym mam zdiagnozowaną miastenię, zwyrodnienia stawów i kręgosłupa, podejrzenie zespołu Ehlersa Danlosa. Wszystkie te rozpoznania wymagają ciągłej oraz kosztownej rehabilitacji. Jednak ponadto równie istotnym dla mnie problemem jest wada zgryzu oraz hipodoncja – czyli wrodzony brak kilku zębów stałych, których braki należy uzupełnić z uwagi na stan stawu skroniowo-żuchwowego. Niestety NFZ nie refunduje ani implantów, ani w moim wieku już leczenia ortodontycznego.  Wspomniana wcześniej wada wzroku również jest na tyle duża, że korekcja okularami nie poprawia już jakości widzenia. Szansą na przynajmniej częściową poprawę widzenia jest wszczepienie soczewek fakijnych, co też wiąże sie z wysokimi dla mnie kosztami. Bardzo proszę o pomoc! Sama nie jestem w stanie sprostać takim wydatkom. Natalia

4 513,00 zł ( 8.48% )
Still needed: 48 679,00 zł
Rafał Ślusarek
Rafał Ślusarek , 34 years old

Tragiczny wypadek przy pracy... Rafał stracił tak wiele...

Mój syn Rafał uległ bardzo poważnemu wypadkowi. Jego stan jest bardzo ciężki. Jako kochająca matka, ciężko mi się pogodzić z nową sytuacją. Z osoby zdrowej, pełnej życia, lubiącej chodzić po górach, przeobraził się w człowieka przykutego do łóżka. Pilnie potrzebuje rehabilitacji, by dojść do siebie.  Wypadek wydarzył się w pracy, podczas wykonywania czynności służbowych. Rafał został uderzony mosiężną końcówką węża ciśnieniowego, która z ogromną siłą została oderwana, co doprowadziło do urazu czaszkowo-mózgowego. Najbardziej ucierpiała jego głowa, a w szczególności okolice prawego oka. Rafał z pracy został przetransportowany do szpitala, gdzie lekarze walczyli o jego życie. W wyniku doznanych obrażeń stracił wzrok w jednym oku i najprawdopodobniej nie będzie słyszał na prawe ucho. Obecnie przebywa w szpitalu w stanie nieświadomości.  Jak na razie nie mam z nim kontaktu, jednak wierzę, że z każdym dniem będzie lepiej i już niedługo przyjdzie mi porozmawiać z synem. Gdy tylko ustabilizuje się jego sytuacja zdrowotna, chciałabym, aby Rafał trafił do specjalistycznej kliniki, w której rozpocznie się walka o powrót do sprawności. Taki turnus rehabilitacyjny kosztuje ogromne pieniądze, których sama nie jestem w stanie zapewnić. Rafał potrzebuje środków na rehabilitację prywatną, która umożliwi realizacje swoich planów i kontynuację dawnego życia.  Gdy patrzę na mojego syna, nie mogę opanować łez. Był osobą pełną ciepła, energii, a teraz bezwładnie leży na szpitalnym łóżku. Najbardziej przygniata mnie to uczucie bezradności, że jako matka, nie mogę zrobić nic, a przecież muszę mu pomoc... Dlatego proszę Cię o wsparcie. Wiem, że razem możemy postawić Rafała na nogi. Mama Rafała

16 104,00 zł ( 8.46% )
Still needed: 174 109,00 zł
Alicja Warcaba i Monika Dorożyńska-Śmiałek
Alicja Warcaba i Monika Dorożyńska-Śmiałek , 10 years old

Alicja choruje na SMA! Dzięki Twojej pomocy ma szansę na sprawność!

Dziękuję za dotychczasowe wsparcie Alicji! To wiele dla mnie znaczy! Niestety muszę jeszcze raz prosić Was o pomoc... Chcemy zebrać środki na zakup specjalnej platformy wibracyjnej, która pomoże mojej córce w skuteczniejszej walce o sprawność! Nasz historia: Choroba Alicji zabrała już tak wiele. Dziecięca radość i możliwości przeplatają się z wieloma ograniczaniami. Córka choruje na SMA — rdzeniowy zanik mięśni.  Problemy z chodzeniem, mniejsza sprawność rąk i problemy ze słuchem to jej codzienność. Jej nadzieją na lepszą przyszłość jest ciągła rehabilitacja i wsparcie rozwoju oraz funkcji życiowych, dzięki którym mogłaby się poruszać. Alicja jest pogodnym i bardzo zdeterminowanym dzieckiem. Chociaż ma dopiero 9 lat, stara się być jak jej rówieśnicy. Nie zawsze jest to jednak możliwe. Pęka mi serce, gdy widzę, że nie może czegoś zrobić. Myślę o jej przyszłości i chcę, by nie musiała kiedykolwiek rezygnować z marzeń i była jak najbardziej samodzielna. Codzienne zmagania z chorobą wiążą się z rehabilitacją i wieloma wizytami u specjalistów. Mimo to Ala dzielnie radzi sobie. Jeździ na rowerku trójkołowym oraz, kiedy jest taka potrzeba, na wózku aktywnym. Jest nam szczególnie przydatny, gdy mamy do pokonania dłuższy dystans albo po prostu Alicja ma gorszy dzień.  Gdy córka jest w kiepskim stanie psychicznym, mówię jej wtedy, że choroba nigdy z nami nie wygra! Będzie to możliwe jedynie wtedy, gdy nie przerwiemy rehabilitacji. A ona kosztuje niezwykle dużo! Do rehabilitantów musimy pokonywać 70-kilometrową trasę, a zabiegi muszą odbywać się regularnie, dlatego staramy się korzystać z każdego możliwego sposobu, żeby wspomagać Alicję. Nauczyłam się rehabilitować ją sama w domu i planuję dalszą edukację w tej dziedzinie, aby pomóc mojej córce i innym dzieciom! Do tego potrzebny jest specjalistyczny sprzęt, który również wiele mnie kosztuje.  Mamy w domu różne sprzęty, które mniej lub bardziej są pomocne w poprawianiu sprawności mojej córki. Jednak bardzo chcę zaopatrzyć Alicję w fantastyczny sprzęt: platformę wibracyjną Galileo. Niestety cena jest ogromna, dlatego prosimy Was o pomoc! Z uwagi na trudną sytuację i na to, że pojawiły się u mnie naprawdę poważne problemy ze słuchem, zbiórka będzie prowadzona także na mnie. Musiałam zrezygnować z pracy zawodowej, bo ciężko mi funkcjonować, kiedy praktycznie nie słyszę... Jest to szansa dla Alicji na większą sprawność, więcej radości i uśmiechu na jej ślicznej buzi. I dla mnie, by dalej być dla niej mamą i wsparciem. Bardzo proszę o wsparcie. Zawalczmy razem o lepszą przyszłość dla mojej wojowniczki! Monika, mama ➡️ Licytacje dla Ali

4 493,00 zł ( 8.46% )
Still needed: 48 614,00 zł
Kinga Chochorowska
6 days left
Kinga Chochorowska , 15 years old

Kinga potrzebuje kolejnych operacji... Wesprzyj jej heroiczną walkę!

Artrogrypoza dystalna – od 14 lat życie naszej rodziny krąży wokół tych dwóch słów. Choć bywa ciężko, Kinga niezłomnie toczy walkę o zdrowie i samodzielną przyszłość. Jednak nie wszystkie bariery jest w stanie pokonać sama... 8 sierpnia Kinia przeszła operację lewej dłoni. Nie byłoby to możliwie bez Waszego wsparcia! Będziemy Wam za to już zawsze wdzięczne! To jednak nie koniec naszej walki! Po konsultacji z profesorem wiemy, że przed Kinią JESZCZE 2 OPERACJE – plastyka kciuków! Kciuk jest odpowiedzialny za 70 procent funkcjonalności dłoni. U dzieci z artrogrypozą palec ten bardzo często jest przykurczony i schowany we wnętrzu dłoni.  Celem operacji będzie ustawienie kciuków w opozycji do pozostałych palców w taki sposób, by zwiększyć Kini możliwości chwytania lub objęcia dłonią większych przedmiotów, co w tym momencie jest prawie NIEMOŻLIWE…  Kinia z artrogrypozą będzie do końca życia, dlatego jako matka zrobię wszystko, aby jej pomóc w tej nierównej walce… Córka musi przejść badania genetyczne WES, a po kolejnych operacjach będzie potrzebowała specjalistycznej opieki i intensywnej rehabilitacji. Niestety, za zdrowie i sprawność trzeba słono zapłacić, a nasze możliwości finansowe są ograniczone… Zawsze powtarzam, że gdyby nie troska i wielkie serca ludzi, których spotykamy, byłoby marnie… Dziękujemy Wam za dotychczasową pomoc, za wszystkie wyrazy Waszej życzliwości i wsparcia. Będziemy wdzięczne, jeśli będziecie z nami do końca! Mama, Kasia ➡️ Licytacje dla Kini

8 995,00 zł ( 8.45% )
Still needed: 97 388,00 zł
Tosia Malchenko
Tosia Malchenko , 13 years old

Razem możemy zatrzymać cierpienie Tosi! Pomocy!

Tosieńka urodziła się 4 kwietnia 2011 roku w Mikołajowie na Ukrainie. Jest drugim dzieckiem w rodzinie, ma starszego brata. Ciąża przebiegała bez powikłań, moje dziecko urodziło się w 39. tygodniu ciąży, urodziłam sama, córeczka była zdrowa: dostała 8-8b punktów w skali Apgar. Kilka miesięcy później zaczął się jednak prawdziwy koszmar...  W wieku 4 miesięcy Tosia straciła przytomność i przestała oddychać! Została przyjęta na oddział intensywnej terapii w stanie ostrej śpiączki, do szpitala przywieźliśmy bezwładne niebieskie  ciało dziecka! Byliśmy przerażeni! Córkę udało się uratować, ale lekarze nie mogli znaleźć przyczyny dolegliwości. Po tej tragedii dziecko było już inne: nie podnosiło zabawek, nie zwracało uwagi na bliskich, nie przewracało się na bok, nie trzymało głowy. Powiedziano nam, że Tosia jest po mikro udarze.  Tosia nie stawała na nóżkach aż do roku, rozwój psychomotoryczny był powolny, wszyscy mówili, że to są konsekwencje ostrej śpiączki w wieku 4 miesięcy. Dziecko nie przybierało cały czas na wadze, refluks nie ustępował – był on towarzyszem jej życia, a lekarze nie mogli znaleźć przyczyny. Dzięki uporowi rehabilitantów i fizjoterapeutów udało nam się postawić córkę na nogi w wieku 2 lat. Niestety nie przebierała na wadze. W wieku pięciu lat ważyła 9 kg.  Nasze dziecko nie mówiło, ale porozumiewało się oczami, ale chodziło samodzielnie. W wieku pięciu lat badania po raz pierwszy wykazały, że córka ma wrodzoną dziedziczną ostrą nietolerancję laktozy. Gdy miała 6 lat, w Berlinie przeprowadzono pełne badanie córki, podczas którego wykryto i potwierdzono zespół Retta, heterozygotyczną mutację. Oznacza to, że mutacja nie jest dziedziczna, to pierwszy przypadek w naszej rodzinie. Zaburzenia metaboliczne często wskazują na tendencję do osteoporozy kości.  Kiedy Tosieńka miała 7 lat, pojechaliśmy całą rodziną do Polski. Zrobiliśmy to dla niej. Córka mogła uczęszczać do prywatnego specjalistycznego przedszkola rehabilitacyjnego. Ja i mój mąż pracowaliśmy. Ale wtedy Tosia po raz pierwszy złamała nóżkę. Sugerowałam lekarzom, że może być to wina osteoporozy. Nie słuchali.  Moja córeczka po złamaniu przestała chodzić, a ja musiałam rzucić pracę. Kontynuowałem wizyty u różnych ortopedów i chirurgów w Warszawie, sugerowałam, że to wina osteoporozy, ale lekarze nie zgadzali się ze mną. Po 7 miesiącach postawiłam córkę na nogi. Cały czas z nią pracowałem. Tosia ukończyła nawet pierwszą klasę szkoły specjalnej w Pruszkowie.  Po ponad trzech latach legalnego pobytu w Polsce wróciliśmy do domu na Ukrainie, do Mikołajowa. Tam kontynuowaliśmy pracę z dzieckiem w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym. Ale los zadecydował o wszystkim za nas. Po 9 miesiącach  w domu, z powodu wojny zmuszeni byliśmy uciekać. Przez pierwsze tygodnie wojny ukrywaliśmy się z dziećmi w piwnicy naszego bloku. I dopiero 9 marca 2022 roku wolontariuszom udało się wywieźć nas z miasta, a 13 marca przekroczyliśmy granicę. Mieszkamy w Zielonej Górze.  W listopadzie 2022 Tosia złamała kość ramienną. Od wtedy zaczął się prawdziwy koszmar. W grudniu córka złamała lewą rękę, później prawą nogę w okolicy kolana, z przemieszczeniem. Zaczęliśmy jeździć do wielu lekarzy, ale żaden nie potrafił nam pomóc…  Nogi córki przestały prostować się w kolanach, zawsze miała je ugięte. W maju 2023 doszło do złamania lewej nogi w okolicy kolana, a w czerwcu do złamania kości biodrowej. Moja dziewczynka strasznie cierpiała, a nikt jej nie pomagał! W końcu udało mi się znaleźć pomoc w szpitalu w Poznaniu. Tam okazało się, że stan zdrowia Tosi zagraża jej życiu! Następnego dnia zoperowano nogę wraz z obydwoma kolanami i przetoczono krew. Nogę i córkę udało się uratować! Następnie skierowano nas do Łodzi na badanie w kierunku osteoporozy. Okazało się, że to najbardziej zaawansowany etap choroby! Natychmiast zaproponowano leczenie, na które się zgodziliśmy. Będzie ono trwało od roku do 5 lat. Co 3-4 miesiące, przez 3 dni, Tosia będzie przyjmować lek. Moja kochana dziewczynka jest już po 2 cyklach leczenia.  Córka była w gipsie przez 6 miesięcy! Dlatego teraz potrzebuje rehabilitacji. Przez półtora miesiąca była rehabilitowana w Poznaniu. Dalej występuje u niej problem z udem, od czerwca 2023 cały czas jest tam 8 śrubek i metalowa blaszka. Miały zostać usunięte w sierpniu, podczas drugiej operacji kolana, jednak zabieg został odwołany…  Okoliczności zmusiły mnie do zgłoszenia się do prywatnej kliniki w Warszawie, do Instytutu Paley. Noga, w której znajdują się te metalowe przedmioty, przestała rosnąć. Udało mi się załatwić wizytę w lutym. Koszt konsultacji wyniesie 850 zł. Zostaniemy na niej poinformowani o kosztach operacji i zaleceniach dotyczących rehabilitacji na miejscu. Cena operacji z pewnością będzie ogromna, dlatego jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc. Całość oszczędności została przeznaczona na stały wynajem transportu medycznego dla leżącego dziecka. Leczenie osteoporozy trwa, na szczęście stan dziecka jest już mniej więcej stabilny. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to latem będziemy mogli ponownie spróbować stanąć na nogi. Jeśli chodzi o zespół Retta, dalej wpływa on na Antosię. Córeczka rozumie nas, ale nie potrafi odpowiadać. Komunikuje się wzrokiem, czasami zdarzy się jej coś powiedzieć. Wiem, że istnieje nowy sposób leczenia choroby w USA. Gdy tylko uporamy się z walką o sprawność córeczki, będziemy szukać sposobu, żeby ją leczyć. Sami nie damy rady jednak rady, dlatego z całego serca proszę o pomoc. Razem z mężem dziękujemy za okazane wsparcie! Alona, mama ➡️ Facebook ➡️ Instagram ➡️ TikTok

8 751,00 zł ( 8.4% )
Still needed: 95 398,00 zł
Marzena Sosnowska
Marzena Sosnowska , 33 years old

Chcę być mamą, jak najdłużej... Proszę, pomóż mi walczyć o każdy dzień!

Jestem mamą, nieuleczalnie chorą. Każdy mój dzień to walka, którą toczę dla moich synków. Nie poddałam się, gdy usłyszałam diagnozę, nie poddam się i teraz! Mam jedno życie i dwie diagnozy, które - choć mogły mi zabrać wszystko - nie wygrają, nie pozwolę im na to! Potrzebuję jednak Twojej pomocy, by mimo choroby, być najlepszą na świecie mamą dla Kacperka i Gabrysia. Proszę, pomóż mi walczyć… Gdy urodziłam Kacperka, szalałam ze szczęścia - wymarzony, piękny synek. Byłam młoda, wierzyłam, że życie tak naprawdę się zaczyna! Chociaż od dziecka borykałam się z zapaleniem stawów, w tamtej chwili nie miało to znaczenia - mogłam przenosić góry! Dlatego, gdy zaczęło dziać się coś złego, nie dopuszczałam do siebie myśli, że to szczęście zaraz się skończy… Wszystko zrzucałam na przemęczenie: narastające osłabienie, powtarzające się potknięcia i zaburzenia równowagi. Takie przecież są cienie macierzyństwa, chociaż to nic w porównaniu z ich blaskami! Jednak w pewnym momencie, gdy było już bardzo źle, na ziemię sprowadził mnie mąż: „Dziecko potrzebuje mamy – proszę, idź na badania”. Poszłam. A potem wszystko się skończyło… Na badaniu pobrano mi płyn mózgowo-rdzeniowy, zrobiono też rezonans. Gdy przyszły wyniki, lekarz przyszedł do szpitalnej sali i powiedział: “ma pani stwardnienie rozsiane”. Chociaż słyszałam, co do mnie mówi, nic z tego nie rozumiałam. Pamiętam jednak, że kobieta, która leżała ze mną w sali, rozpłakała się. Potem powiedziała, że walczy z SM od wielu lat. I ja zaczęłam walczyć. Przysięgłam sobie i moim bliski, że nie pozwolę, by choroba pozbawiła mnie szczęśliwego życia, a mojego syna matki. Nie chciałam usiąść na wózku, nie chciałam powoli gasnąć, chociaż już pięć lat temu usłyszałam, że jestem skazana na wózek. Wtedy zrobienie nawet trzech kroków było wielkim wyzwaniem. Ćwiczyłam codziennie w domu i płakałam, bo ćwiczenia sprawiały ból. Mój dzielny, 3-letni wtedy synek bardzo mnie wspierał. Ocierał łzy, pomagał wstawać, gdy upadałam. Pięć lat temu usłyszałam kolejną diagnozę - borelioza w przewlekłej postaci. Być może mam ją od dzieciństwa, wtedy gdy mylnie diagnozowali zapalenie stawów. SM i borelioza daje podobne objawy - lekarze często mylą diagnozy.W moim przypadku twierdzą, że te choroby współistnieją, jakby jedna diagnoza to było mało… Ale walczę, mam dla kogo! Leczenie antybiotykami pomogło mi stanąć na nogi i uniknąć wózka, na który skazali mnie neurolodzy. Niestety, lekarze orzekli, że na moją chorobę nie działają już żadne leki, pozostała tylko rehabilitacja… Wspomagam się naturalnymi sposobami i ćwiczeniami, które w tym przypadku są niezbędne. Najbardziej na świecie chcę, by moi synkowie mogli w pełni cieszyć się dzieciństwem i mamą, która za nimi nadąża. To ja chcę się nimi opiekować, a nie żeby oni opiekowali się mną. Mieć siłę sprzątnąć porozrzucane klocki lub przenieść na łóżko, gdy zasną na dywanie podczas zabawy.  Choroba nauczyła mnie dostrzegać, jak wielkie w życiu znaczenie ma chodzenie, każdy malutki krok. To, że ktoś chodzi chwiejnym krokiem albo przewraca się na prostej drodze, nie zawsze oznacza, że jest pijany... Niestety, mimo nieustannej walki, choroba daje o sobie znać… Siłę daje mi mąż i synkowie, ale ich oddanie to za mało. Każdy dzień to walka, która niestety jest bardzo kosztowna. Specjalistyczne sprzęty i rehabilitacja to na ten moment jedyny sposób, bym mogła jak najdłużej stawiać czoło nieuleczalnej chorobie. Potrzebuję też zapasowego wózka inwalidzkiego. Mój dotychczasowy musi iść na serwis, ale wtedy będę uziemiona... Proszę Cię o pomoc, bo sama nie dam rady. Chciałabym, by moi synkowie jak najdłużej mieli mamę... Marzena

27 675,00 zł ( 8.39% )
Still needed: 301 804,00 zł
Mieczysław Stasieńko
Mieczysław Stasieńko , 64 years old

Droga proteza to nadzieja na drugie życie. Pomóż, proszę!

To już 18 lat. Prawie dwie dekady z chorobą... Kiedy zdiagnozowano u mnie cukrzycę, przez myśl nie przeszło mi, że może aż tak bardzo zmienić to moje życie. Pracowałem, miałem pasje, plany i zwyczajną codzienność, za którą teraz tak bardzo tęsknię. A teraz... Straciłem połowę prawej nogi i jestem zmuszony prosić Ciebie, obcą mi osobą, o pomoc! Choroba trwała wiele lat, aż z powodu nieustającego bólu nóg musiałem zrezygnować z pracy, ograniczyłem też aktywność, jednak ból nie ustępował... Po kilku miesiącach dyskomfort wywoływany przez każdy ruch był już nie do wytrzymania i zaczęła się równia pochyła. W styczniu 2020 roku zbadano przepływ żył i tętnic. Po badaniu lekarz nie stwierdził żadnego zagrożenia. Zalecił leczenie tabletkami. Niestety, po paru dniach bóle nasiliły się nie do wytrzymania. Trafiłem na oddział ratunkowy pogotowia.  Rozpoznano u mnie krytyczne niedokrwienie prawej kończyny dolnej. Wtedy wdała się sepsa, stanąłem na krawędzi i konieczne okazało się to, czego bałem się najbardziej... 7 lutego wykonano amputację prawego podudzia. Moja noga została odcięta, a mój świat się skończył... Ograniczył właściwie do czterech ścian mojego mieszkania. Jestem w trakcie rehabilitacji. Chcę wrócić do dawnej aktywności. Chcę znów zacząć żyć. Ale bez drogiej protezy to mi się nie uda... Mam dwoje wnucząt, którym obecnie poświęcam mało czasu. Chciałbym z nimi więcej przebywać i zajmować się nimi. Przed amputacją systematycznie razem z żoną chodziliśmy na długie spacery po pobliskich górach. Chciałbym znów spędzać w ten sposób wolny czas. Jest jednak bariera, której nie zdołam pokonać... Jest to proteza, której zakup, choć tak bardzo potrzebny, to tak bardzo poza moim zasięgiem. Proszę, pomóż mi! Mieczysław

4 584,00 zł ( 8.39% )
Still needed: 50 023,00 zł
Daler Zabarov
Urgent!
Daler Zabarov , 12 years old

Pilne❗️Nawrót BIAŁACZKI u 12-letniego chłopca❗️

PILNE! WZNOWA! Białaczka zaatakowała ponownie, skazując 12-letniego chłopca na wyrok śmierci! Potrzebne pilne wsparcie! Pomóż uratować dziecko! Gdy urodził się nasz synek, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. To nasze jedyne dziecko, oczko w głowie, największy skarb, który każdego dnia wywoływał uśmiech na naszych twarzach. Prowadziliśmy spokojne, szczęśliwe życie. Niestety do czasu… 4 lata temu nasz świat runął. Właśnie wtedy u naszego synka zdiagnozowano ostrą białaczkę mieloblastyczną. Nie mogliśmy w to uwierzyć, ani pogodzić się z tym wyrokiem, ale nie było czasu na rozpacz. Musieliśmy działać natychmiast! Nasz synek miał wtedy tylko 8 lat… Nie był świadomy, z jak groźnym przeciwnikiem przyszło mu stoczyć walkę… Przeprowadzone leczenie na szczęście przyniosło pozytywne skutki. Odbył się przeszczep szpiku, a my usłyszeliśmy wyczekiwane słowo: remisja. Mogliśmy skupić się na rehabilitacji i powrocie do zdrowia.  Niestety spokojnie było tylko przez chwilę... Rok później nasz koszmar powrócił… Synek przez kilka dni czuł się gorzej, był osłabiony, ale lekarze twierdzili, że to zwykłe przeziębienie. Niestety niedługo później Daler stracił przytomność… Zabraliśmy go do szpitala, gdzie został przyjęty na oddział w trybie pilnym. Okazało się, że nerki przestały prawidłowo pracować… W szpitalu synek przebywał ponad miesiąc, z czego 1,5 tygodnia na OIOMie. Przez pierwsze 2 tygodnie po przyjęciu, 5 godzin dziennie spędzał na dializie. Mieliśmy szczęście – nerki wyzdrowiały, a choroba synka nadal była w remisji. Kiedy myśleliśmy, że wychodzimy na prostą i teraz będzie już tylko lepiej, los zadał nam kolejny cios… Wyniki badań okresowych wykazały, że białaczka zaatakowała ponownie… Świat się zawalił.  Musimy znów stanąć do walki z tym śmiertelnie niebezpiecznym przeciwnikiem. Potrzebujemy środków na leczenie onkologiczne i drugi przeszczep w Turcji… Nie mamy chwili do stracenia… Wiemy jednak, że sami nigdy nie zdołamy uzbierać tak gigantycznej kwoty. Jesteśmy zmuszeni błagać o pomoc… Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Ratunek dla synka musi przyjść NATYCHMIAST. Boimy się, że w innym wypadku, czeka nas najgorsze… Być może też jesteś mamą, tatą… Pewnie dla ukochanego dziecka zrobiłbyś wszystko. Błagamy, pomóż nam uratować syna. Stoimy na polu bitwy o jego życie… Rodzice

15 547,00 zł ( 8.38% )
Still needed: 169 826,00 zł
Olga Zajdel
Urgent!
10 days left
Olga Zajdel , 50 years old

Samotna mama trójki dzieci walczy o życie❗️Oldze kończy się czas - RATUNKU!

KRYTYCZNIE PILNE❗️Mam na imię Olga i od kilku miesięcy zmagam się ze strasznym przeciwnikiem - nowotworem... Ból jest nie do wytrzymania, guz jest nieoperacyjny, a ja potrzebuję pomocy, by ratować moje życie! Niestety moim wrogiem jest czas, którego mam już bardzo mało. Mam dwie córki i syna. Tomek ma tylko 15 lat... Wychowuję go samotnie, ma tylko mnie. Wierzę, że jestem w stanie pokonać chorobę i wejść z nim w dorosłe życie... Niestety nowotwór to okrutny przeciwnik, a ja potrzebuję pomocy, bo moja sytuacja jest naprawdę trudna. Proszę, pomóż mi! Latem ubiegłego roku stwierdzono u mnie raka szyjki macicy... Zrobiłam cytologię, której wyniki wyszły źle. Natychmiast podjęto decyzję o operacji. Naprawdę myślałam, że najgorsze już jest za mną. Wszystko mnie bolało, nie mogłam nawet usiąść. Pocieszano mnie jednak, że to normalne po operacji i że niedługo przejdzie... Niestety mój stan zdrowia zaczął pogarszać się z dnia na dzień... Byłam pod stałą opieką chirurga, który - jak się potem okazało - przeoczył rosnącego we mnie guza jelita grubego! Pod koniec listopada trafiłam z ogromnym bólem brzucha na SOR. Tam lekarze podjęli decyzję o natychmiastowej operacji, która skłoniła ich do dalszej diagnozy pod kątem nowotworu. Po kilku tygodniach kolejna druzgocąca wiadomość – złośliwy rak odbytu z naciekami na węzłach chłonnych! Co więcej, okazało się, że guz jest nieoperacyjny... Mój świat się po prostu zawalił... Nie mogłam w to uwierzyć... Przecież jestem młoda, regularnie się badam i jeszcze pół roku temu nie odczuwałam żadnych dolegliwości. Miałam tyle planów i marzeń... Przede wszystkim mam dzieci, w tym 15-letniego syna, którym muszę się zająć i być dla niego wsparciem. Niestety rak jest chorobą podstępną i bardzo okrutną.,, Tak zaczęła się moja dramatyczna walka. Zostałam objęta programem onkologicznym. Przygotowywano dla mnie plan leczenia, któremu nie mogłam zostać poddana. Doszło do niedrożności jelit i w trybie pilnym musiałam jechać do Zielonej Góry na operację wyłonienia stomii... Mój stan pogorszył się drastycznie, nie mogłam jeść, straciłam sporo na wadze.... Jestem cieniem siebie. Ból jest nie do wytrzymania. Od momentu trafienia do szpitala byłam cały czas na morfinie... Teraz, od czterech tygodni, leczenie objawów bólowych odbywa się przy pomocy silnych leków, które powodują, że nie jestem w stanie choć przez chwile normalnie funkcjonować! Boli mnie wszystko, całe ciało, wszystkie mięśnie... Ciężko mi się ruszać. Pomaga mi rodzina i przyjaciółki. Najgorsze, że na to wszystko patrzy mój 15-letni syn... Wspomagam się kosztowną suplementacją, bo tylko dzięki niej mogę wzmocnić mój organizm na tyle, żeby móc dostawać chemię. W innym wypadku mogłabym nie przeżyć najmniejszej dawki. Czeka mnie wspomniana chemia połączona z radioterapią. Tej drugiej formie leczenia mam zostać poddana przez 12 tygodni, o ile wyniki krwi oraz stan stomii na to pozwolą. Niestety - terapia proponowana w Polsce na tego typu raka, z którym się zmagam, jest bardzo ryzykowna. Lekarze mówią wprost - mogę jej nie przeżyć... Umieram ze strachu, bo jeśli nie nadejdzie pomoc, umrę naprawdę. Nowotwór jest bezlitosny, a mój stan naprawdę kiepski. Przyjaciele nie pozwalają mi się poddać... Udało mi się znaleźć alternatywę - leczenie poza Polską, w Izraelu, które da mi większą szansę. Powinnam zacząć je jak najszybciej... Leki uśmierzające ból są dozwolone tylko przez maksymalnie 2 tygodnie, a ja ich używam już ponad miesiąc. Liczy się każdy dzień na zebranie potrzebnej kwoty! Rak atakuje, zajęte są węzły chłonne, czas niestety działa na moją niekorzyść... Historia mojej choroby zbiegła się z dużymi problemami w firmie, której działanie musiałam zawiesić, a pracownikom dać wypowiedzenia. Nie jestem w stanie pracować, a oszczędności już zostały wyczerpane. Kwota, którą musimy zdobyć, znacznie przekracza nasze możliwości, zwłaszcza po zobowiązaniach względem firmy i pracowników. Zawsze byłam zwolenniczką inicjatyw pomagania innym i łączenia sił w walce z rakiem, jednak teraz znalazłam się w sytuacji, gdzie sama potrzebuję wsparcia. Leczenie wspomagające jest kosztowne, a właściwe leczenie, którego potrzebuję, nie jest refundowane w Polsce. Jego koszt jest naprawdę ogromny... Nie mam wyjścia muszę prosić o pomoc. Proszę wszystkich nieobojętnych ludzi dobrej woli o wsparcie mojej zbiórki. To dla mnie szansa na ratunek, na leczenie, na życie. Na to, bym mogła zostać ze swoimi dziećmi, by być mamą, babcią, by żyć... Mam dopiero 50 lat, chcę zrobić wszystko, by jeszcze trochę pożyć. Dziękuję za ogromne wsparcie oraz waszą pomoc. Dobro wraca. Proszę, pomóżcie mi. Olga

8 920,00 zł ( 8.38% )
Still needed: 97 462,00 zł