Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Fabian Salamon
Fabian Salamon , 8 years old

7 lat walki... Fabian tak bardzo potrzebuje Waszego wsparcia!

Fabian od urodzenia mierzy się z całą masą problemów zdrowotnych. Ich powodem jest Zespół Downa, na który cierpi mój kochany chłopiec. Od 7 lat walczę o to, żeby mój synek mógł normalnie jeść. Proszę o pomoc! Zespół u Fabianka objawia się opóźnieniem psychoruchowym, obniżonym napięciem mięśniowym, wadą słuchu i wzroku. Synek ma też niedoczynność tarczycy. Niestety bardzo często choruje przez obniżoną odporność. Korzystamy z pomocy wielu lekarzy specjalistów, psychologa, terapeuty SI, logopedy, neurologopedy, pedagoga i psychiatry.  Głównym problemem Fabiana jest skrajna wybiórczość pokarmowa. Pomimo tylu lat walki synek nadal nie potrafi nic gryźć. Liczyłam, że pójście do przedszkola może coś zmieni, że syn będzie chciał spróbować tego, co rówieśnicy. Niestety, problem dalej się nasila. Jedyną szansą dla niego jest wyjazd na turnus żywieniowy, rozkarmiający. W Polsce istnieją dwa ośrodki, które mogą pomóc Fabiankowi. Orientacyjny koszt dwóch turnusów to aż 10 tysięcy złotych! Nie jestem w stanie udźwignąć tak dużych kosztów. Dlatego z całego serca proszę o wsparcie. Turnus jest dla mojego kochanego synka ogromną szansą! To pracowity chłopiec, więc wiem, że ją wykorzysta. Mama, Mirosława

1 284,00 zł ( 12.06% )
Still needed: 9 355,00 zł
Antoni Zalewski
Antoni Zalewski , 23 months old

Co dolega Antosiowi❓Pomóż nam znaleźć diagnozę!

Antek miał zaledwie 3 tygodnie, gdy na wizycie kontrolnej pediatra zwróciła uwagę, że synek ma mocno obniżone napięcie mięśniowe. Bardzo nas to zaniepokoiło i rozpoczęliśmy wtedy proces diagnozy, który trwa do dziś… Antoś został skierowany na rehabilitację i ze wszystkich sił staraliśmy się mu pomóc. Niestety, z początku fizjoterapia nie dawała pozytywnych rezultatów. Odwiedzaliśmy kolejnych specjalistów, którzy, choć padło wiele podejrzeń, nie postawili ostatecznej diagnozy.  Po pewnym czasie udało nam się trafić na odpowiednią rehabilitację i dzięki regularnym ćwiczeniom Antoś się rozwinął. Synek miał około roku, gdy zaczął pełzać, a niedługo później nauczył się samodzielnie siadać. Niestety musiało minąć wiele miesięcy, zanim był w stanie zrobić swój pierwszy krok!  Obecnie Antek rusza się coraz śmielej, jednak jego schemat chodu nie jest prawidłowy… Co więcej, cały czas mierzymy się z dużymi problemami z jedzeniem – synek nie toleruje wielu konsystencji, ciężko mu przeżuwać i połykać posiłki.  Musimy w końcu dowiedzieć się, co dokładnie dolega Antosiowi! Potrzebujemy zapisać synka na badania Wes, które pomogą nam znaleźć przyczynę problemów, która najprawdopodobniej ukryta jest w genetyce. Niestety, to drogie i nierefundowane badanie, a do tego dochodzi systematyczna rehabilitacja… Staramy się sobie radzić samodzielnie, ale boimy się, że niedługo przekroczy to nasze możliwości finansowe. Będziemy wdzięczni za każde wsparcie naszej walki o zdrowie i sprawność Antka! Mamy ogromną nadzieję, że badania pozwolą nam odkryć, co dolega synkowi i będziemy w stanie lepiej mu pomóc. Prosimy o wsparcie! Rodzice

3 286,00 zł ( 12.06% )
Still needed: 23 949,00 zł
Katarzyna Czyż
Katarzyna Czyż , 57 years old

Jeden telefon sprawił, że świat się zatrzymał... Pomóż mi w walce o mamę❗️

Mam na imię Kuba. Moja mama Kasia zawsze była najcudowniejszą, najbardziej opiekuńczą kobietą, jaką znam. Dotychczas jej życie było szczęśliwe. Uśmiechała się, pracowała najpierw w księgarni, a potem zajmując się dziećmi… Jednak to wszystko zmieniło się 31 października 2022 roku. Wtedy stała się tragedia. Jadąc do pracy, zadzwonił do mnie telefon i to, co usłyszałem, zmroziło mi krew w żyłach. „Mama jest w szpitalu. Diagnoza – udar krwotoczny, stan ciężki. Pierwsze godziny będą decydujące.” Po takich słowach na myśl przychodzi najgorsze. Zwłaszcza że mama już wcześniej cierpiała na nadciśnienie tętnicze. Po udarze przez 3 miesiące była rehabilitowana w szpitalu w Tarnowie, ale nie przyniosło to efektów… Okazało się, że zbyt intensywne leczenie mogło tylko pogorszyć jej stan. Silna i ciepła kobieta, która zawsze opiekowała się innymi, od tamtej chwili sama potrzebowała wsparcia. Obecnie mama ma porażoną prawą półkulę mózgu i niedowład lewej strony ciała. Przebywa w domu, gdzie poddawana jest regularnej rehabilitacji. Nie chodzi samodzielnie. W codziennym życiu potrzebuje pomocy nawet w czynnościach takich jak toaleta. Jednak wiem, że mimo trudności wciąż pragnie normalnie żyć i wrócić do ukochanej pracy. Mama każdego dnia walczy z całych sił, by to osiągnąć. Do tego niezbędna jest jednak rehabilitacja, bardzo kosztowne leki, czas oraz ogromne pokłady cierpliwości. Nie tracimy nadziei, chociaż lekarze nie są w stanie stwierdzić, czy jej stan się poprawi, czy może z czasem będzie gorzej... A ja tak bardzo chcę jej pomóc... Odwdzięczyć się za wszystkie lata, kiedy obdarowywała mnie miłością i opieką. Dlatego zwracam się Was, ludzi o dobrych sercach, o wsparcie mojej ukochanej, niezastąpionej mamy w walce o sprawność, życie i lepsze jutro! Liczy się każda złotówka, za którą będziemy ogromnie wdzięczni! Wierzę z całego serca, że dobro powraca. Kuba, syn. Kwota zbiórki jest szacunkowa

1 281,00 zł ( 12.04% )
Still needed: 9 358,00 zł
Marcel Zabawski
6 days left
Marcel Zabawski , 10 years old

Świat przeraża Marcela! Pomóżmy mu go zrozumieć!

Marcel ma już 7 lat. Choć na każdym kroku spotyka go wiele przeciwności, nie poddaje się na tej trudnej drodze i stara się czerpać z życia jak najwięcej. Synek uwielbia się przytulać i często się uśmiecha. Niestety jego dzieciństwo nie jest beztroskie tak, jak u rówieśników.  Synek przyszedł na świat w 33. tygodniu ciąży jako wcześniak, ale lekarze nie zdiagnozowali u niego żadnych poważnych komplikacji zdrowotnych. Marcel przez ponad rok rozwijał się prawidłowo. Dopiero przed ukończeniem 2. roku życia zaczęły się pojawiać u niego niepokojące oznaki. Syn kręcił się wokół własnej osi, kręcąc przy tym rękami. Nie reagował na swoje imię i nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Podczas zabawy miał swój schemat. Układał samochodziki w jednym rzędzie, potrafił przez dłuższy czas stać przy odwróconym wózku spacerowym i kręcić kółkiem. W mowie nastąpił regres, nie mówił nauczonych wcześniej słów, gdy coś chciał dostać łapał za rękę i dłonią rodzica pokazywał czego w danej chwili chciał. Marcel od dłuższego czasu ma również wybiórczą dietę. W 2017 roku przyszedł czas na diagnozę - autyzm.  Syn uczęszcza na terapię logopedyczną i integracji sensorycznej. Jest również objęty pomocą neurologopedy, fizjoterapeuty i kardiologa. Marcel bardzo lubi książki, misie, uwielbia puszczać bańki. Jest bardzo inteligentny i każdego dnia robi postępy, ale gdy się zdenerwuje potrafi bardzo głośno krzyczeć, piszczeć, płakać, a chwilę później znów się uśmiechać. Zdarzają się u niego również zachowania autoagresywne. Ponadto, syn ma nadwrażliwość słuchową.  Koszty codziennej rehabilitacji przekraczają nasze możliwości finansowe, a tylko szybka reakcja terapeutyczna daje Marcelowi szansę na to, aby mógł jak najlepiej funkcjonować. Już teraz widać postępy, a jest w stanie osiągnąć dużo więcej. Największym problemem jest wciąż bariera finansowa. Chcielibyśmy prosić Was o pomoc, dzięki której udałoby nam się opłacić rehabilitację syna. Rodzice

6 660,00 zł ( 12.03% )
Still needed: 48 660,00 zł
Wiktoria Wóltańska
Wiktoria Wóltańska , 19 years old

Każdy krok Wiktorii kosztuje krocie! Pomóżmy jej samodzielnie chodzić!

Wigilia zazwyczaj kojarzy się ze spokojnym okresem Świąt Bożego Narodzenia. W 2004 roku, ten dzień nie był dla nas jednak spokojny. Z jednej strony otrzymaliśmy najcudowniejszy prezent - na świat przyszła nasza ukochana córka Wiktoria. Z drugiej strony, nie była to jednak tylko radosna wiadomość. Wiktoria przyszła na świat jako skrajny wcześniak, co od samego początku skazało ją na potworną walkę... Przez pierwsze miesiące życia Wiktoria oddychała jedynie przy pomocy respiratora. Jak się okazało po dokładnych badaniach, jej serduszko było źle ukształtowane. U córki stwierdzono również obustronny niedosłuch, zez zbieżny, krótkowzroczność, wylewy krwi do mózgu drugiego stopnia, wzmożone napięcie mięśniowe i niedowagę.  Długo zadawaliśmy sobie te pytania - dlaczego naszą córeczkę musiał spotkać taki los? Zebraliśmy jednak w sobie wszystkie siły i ruszyliśmy do działania. Pragnęliśmy zrobić wszystko, aby Wiktoria mogła zawalczyć o swoje zdrowie i przyszłość. Tymczasem, okazało się, że cała dotychczasowa praca przyniosła odwrotny efekt. Ćwiczenia, które wcześniej zalecano w renomowanym, dziecięcym szpitalu, okazały się porażką, ze względu na niedostosowanie do diagnozy Wiktorii. Wskutek tego córka do 7. roku życia nie przybierała na wadze, nie chodziła, a jedynie czworakowała, nie potrafiła samodzielnie usiąść, pogłębiła się też spastyczność i napięcie jej mięśni. Musieliśmy później bardzo długo odwracać skutki źle dobranej rehabilitacji.  Wiktoria miała 8 lat, gdy wzięła udział w turnusie rehabilitacyjnym i rozpoczęła terapię metodą Bobath. Wkrótce później zauważyliśmy pozytywne skutki. Wiktoria zaczęła rosnąć, przybierać na wadze mimo wyrzeczeń i bólu, jaki sprawiały jej ćwiczenia. Stała się ciekawą świata, pełną energii, radosną i kochającą dziewczynką. Pięć lat temu córka stanęła na nogi przy trójnogu z obciążnikami. Była z siebie bardzo dumna, a my z niej. Od tamtego czasu nie trzeba namawiać jej na ćwiczenia, choć zajęcia są żmudne, kosztowne i bolesne. Wiktoria zrozumiała, że tylko dzięki regularnej rehabilitacji zależy to, czy kiedyś zacznie stawiać samodzielne kroki.  Obecnie córka ma już 17 lat. Aby dalej walczyć o sprawność, musi odbywać 5-6 turnusów w roku i codziennie, intensywnie ćwiczyć. Trudno jest nam prosić o pieniądze, gdy każdy ma swoje troski, smutki, problemy, ale to właśnie dzięki Wam - ludziom dobrej woli i otwartego serca zawdzięczamy postępy w rehabilitacji naszej córeczki, która coraz lepiej mówi, chodzi przy trójnogu, już jest znacznie sprawniejsza. Na ten moment możemy powiedzieć, że osiągnęła bardzo dużo. Nie możemy tego zaprzepaścić z powodu braku środków finansowych. Jeden turnus to koszt około 10 tysięcy złotych, a co dopiero kilka takich turnusów w roku! Niestety, nie damy rady sami, bez Waszego wsparcia, korzystać z tej formy rehabilitacji. Wiktoria walczy o każdy krok i się nie poddaje, a my patrząc na sukces, który odnosi każdego dnia, staramy się jej pomóc. Chcemy, aby zachowała dalszą siłę, czuła wsparcie, umożliwiające jej spełnianie swojego marzenia o samodzielnym chodzeniu. Każda złotówka to cegiełka i jednocześnie dar serca. Wymarzonym prezentem Wiktorii na każdą jej uroczystość, jest możliwość sprawnego poruszania się, tak, jak jej rówieśnicy. Za każdym razem, gdy pytamy ją, o czym marzy, odpowiada: „Aby iść samodzielnie na nogach, na spacer z wami”. Prosimy Was, spróbujmy jej to podarować i spełnić to marzenie!

8 256,00 zł ( 12.03% )
Still needed: 60 342,00 zł
Zosia Nowak
Urgent!
Zosia Nowak , 17 years old

Dramatyczna historia heroicznej walki matki o życie dziecka❗️

Zosia jest wyjątkowa, jak nikt na świecie – kocha życie a z chwilą przyjścia na świat musiała zacięcie o nie walczyć... i to nie jeden raz. Zosia urodziła się w 31 października 2007 roku w Poznaniu. W pierwszej dobie jej życia zdiagnozowano ciężką i złożoną wadę serca, moje dziecko w każdej chwili mogło umrzeć... Gdybym chciała opisać całą walkę o życie Zosi powstała by książka... Pierwszą operację na otwartym sercu Zosia miała w 21 dobie życia w Szpitalu Klinicznym im Karola Jonschera w Poznaniu. Operacja trwała 8 godzin, jej życie zaledwie się tliło, miała niezamkniętą klatkę piersiową, nie można było ustabilizować jej ciśnienia... Zosia umierała... Mnie, mamie nie pozostawiono złudzeń, lekarze jasno powiedzieli, że Zosia może nie przeżyć kolejnej godziny.... Gdy pozwolono mi ją zobaczyć i wpuszczono na OIOM byłam przerażona... chciało mi się wyć, krzyczeć, łzy spływały po moich policzkach... Moja kruszynka, wymarzona i wyczekana córeczka... może na zawsze odejść... NIE !!! Przysięgłam sobie w tamtej chwili, że nie dopuszczę tej myśli do siebie, nie! Ona będzie żyła ! Przecież bez niej moje życie nie ma sensu... Wyszeptałam nad jej główką : walcz maleńka, walcz ze wszystkich sił, mama tutaj jest i zawsze będzie, damy radę, Ty dasz radę, tylko się nie poddawaj. I Zosia usłyszała, podjęła walkę, tę najtrudniejszą, trwającą tygodniami, które zamieniały się w miesiące... Jednak Zosia miała w sobie niezwykłą siłę, taką o której nie wiedzieli lekarze... gdy pojawiały się kolejne komplikacje zbierał siły i walczyła z podwójną mocą. I choć lekarze każdego nie, dziesiątki razy, setki razy powtarzali mi, że ona nie da rady, to jakby na przekór Zosia żyła, każdego kolejnego dnia walczyła zażarcie, wydzierała to życie... Gronkowiec, dziesiątki zapaleń płuc, tracheostomia, zdewastowana i powiększona wątroba, nie działający układ pokarmowy, sepsa, komplikację pojawiały się jakby znikąd... Tam, na tym OIOM poznałyśmy jak wygląda jedno z oblicz piekła na ziemi... Mijały miesiące i w końcu lekarze podjęli decyzję, że wypisują Zosię do domu ! Zosia miała 5 miesięcy, ważyła tyle co w dniu narodzin, nie jadła, oddychała dzięki rurce tracheostomijnej co jakiś czas potrzebując podłączenia do tlenu... bez rokowań na przyszłość została wypisana, bo na ten moment jej serce nie wymagało kolejnej naprawy a inny odział w tym szpitalu jej nie chciał, inny Szpital w Polsce jej nie chciał. Zosia była pacjentem nie rokującym... została więc wypisana do domu. Jeżeli dożyje do pierwszych urodzin czekać ją będzie kolejna operacja na otwartym sercu. I tak po prawie pół roku od narodzin pierwszy raz Zosia zobaczyła swój dom...Mijały dni, tygodnie a ona w domowym zaciszu walczyła zawzięcie by oddychać, o każdy gram wagi, znosiła dzielnie odsysanie, wymiany rurki, oklepywanie... A przy tym miała w sobie tyle radości, tyle chęci do życia... Nieustannie zaskakiwała lekarzy, byli zdumieni, nie wierzyli, że ona to przetrzymała. Gdy Zosia skończyła rok lekarze mieli wyznaczyć termin kolejnej operacji, jednak ociągali się, miesiące mijały a oni kazali czekać, Zosia tym czasem słabła z dnia na dzień, siniała coraz bardziej, oddychanie było dla niej dużym wysiłkiem, bardzo się pociła i męczyła... W końcu gdy miała 20 miesięcy, po konsultacjach w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Łodzi wszyscy kardiochirurdzy jednomyślnie odmówili operacji serca Zosi i jej ratowania. Ich zdaniem Zosia nie przeżyje, nie da rady, po tym jakie komplikacje były po pierwszej operacji, drugiej nie przeżyje. Rada od jednego z lekarzy brzmiała: mamy się cieszyć czasem który nam pozostał. Nie poddałam się, tyle cierpienia Zosi, tyle jej walki po to, by teraz czekać na śmierć... ! Zaczęłam szukać ratunku za granicą i tak w tempie błyskawicy na moje błaganie odpowiedział Pan prof Edward Malec, który jako jedyny zechciał podjąć się ratowania Zosi! Pomogła nam cała armia cudownych ludzi, zebraliśmy potrzebne pieniądze, by umożliwić Zosi tę walkę ! Udało się. I tak we wrześniu 2009 roku pojechałyśmy z Zosią do Monachium uratować jej serce, jej życie! I to był kolejny cud! Pan profesor Edward Malec razem z Panią docent Katarzyną Januszewską ocalili serce Zosi ! Podarowali jej życie ! Moja córeczka kolejny raz walczyła ze wszystkich sił, by móc oddychać, walczyła i zwyciężyła !!! Po miesiącu prosto z OIOM wróciłyśmy do domu. Na jakiś czas serce Zosi było bezpieczne, teraz przyszła walka z oddychaniem, walka z jedzeniem, walka by moja córeczka w końcu mogła samodzielnie chodzić, bo wcześniej jej serce było tak słabe, że i siedzenie było wyzwaniem. Powolutku zaczynałyśmy od nauki trzymania głowy, obracania się z boku na bok, siadania, wstawania aż w końcu po 3 miesiącach intensywnej rehabilitacji Zosia zrobiła swoje pierwsze samodzielne kroki! Miała wtedy 27 miesięcy ! Co za radość !!! Moje dziecko chodzi ! Teraz rozpoczęła się kolejna walka o oddychanie. Codzienne ćwiczenia. by pozbyć się rurki z gardła Zosi, by móc ją w końcu usłyszeć, bu mogła oddychać przez nos... mozolna i trudna rehabilitacja, którą Zosia znosiła bardzo dzielnie została zakłócona chorobą taty Zosi. Niestety u Waldka zdiagnozowana nowotwór.... On walczył z rakiem a Zosia o oddychanie i tak w maju 2010 roku udało się rurkę usunąć pozostawiając otwór stomijny otwarty, który służył Zosi do wspomagania oddychania. Teraz nauka mówienia, kolejne badania z tym związane i specjaliści do konsultacji... Nadszedł rok 2011, był marzec, rak okazał się zbyt silnym przeciwnikiem, Waldek zmarł 18 marca... Zosia miała zaledwie 3 latka... Myślałam, że nie podołam, nie dam rady, skąd brać siłę na to wszystko, na walkę o Zosię, na codzienne życie z chorym dzieckiem... jakby tego było mało w tym samym czasie otrzymałam wyniki badań Zosi, moje dziecko NIE SŁYSZY ! Zosia jest głucha, całkowita utrata słuchu... Nie jestem w stanie opisać Wam co wtedy czułam, byłam na skraju załamania... ale gdy po pogrzebie Waldka przyszłam do domu szlochając i nie mogą powstrzymać łez a Zosia rzuciła się w moje ramiona ocierając poliki tetrową pieluchą postawiła mnie do pionu! Patrząc jej w oczy wyszeptałam - kocham Cię Zosiu nad życie, teraz mamy tylko siebie i przysięgam Ci, że dopóki Ty walczysz mama dzielnie będzie walczyła u twego boku. Będę przy Tobie i choćby nie wiem co się nie poddam ! Zosia spojrzała na mnie a ja wiem, że doskonale rozumiała co wtedy do niej powiedziałam. I tak rozpoczęłyśmy kolejną walkę o mowę Zosi ! Aparaty słuchowe, neurologopeda, logopeda, rehabilitacja, mnóstwo ćwiczeń trudnych dla Zosi, mozolnych... Mijały miesiące, dwa lata i niestety decyzja o nauce języka migowego. To było najlepsze rozwiązanie, by Zosia mogła komunikować się ze mną i ze światem. Rozpoczęłam naukę, przygotowywałam karty do nauki dla Zosi i tak weszłyśmy w świat języka rąk i dłoni, który dał nam możliwość rozmawiania! Czas płynął, Zosia rosła i niestety jej serce słabło... Nieuchronnie zbliżał się czas w którym moja córeczka kolejny raz będzie musiała stanąć do walki o swoje życie. Nadszedł niespodziewanie, po tym jak Zosia przeszła zapalenie oskrzeli... Serce wołało ratunku a życie Zosi było bardzo zagrożone... Kontakt do profesora Malca i szybka decyzja o operacji! Kolejny raz błagałam ludzi o pomoc w ratowaniu Zosi, prosiłam gdzie mogłam, by jak najszybciej zebrać potrzebną kwotę pieniędzy, by moja jedyna córeczka mogła żyć. I ona sama prosiła... I tak we wrześniu 2017 roku wybrałyśmy się w kolejną podróż po życie dla Zosi, po ratunek dla jej serca do Munster, bo tam ratował dzieci nasz kochany Pan profesor Edward Malec z Panią docent Kasią Januszewską ! Po dotarciu do UKM i wstępnych badaniach okazało się, że jest bardzo źle, serce Zosi w każdej chwili może przestać bić... potrzebuje znacznie większej naprawy niż przewidywały to badania w Polsce... Szok, przerażenie i niedowierzanie... 26 września 2017 roku odbyła się 3 operacja Zosi. Udało się kolejny raz ocalić jej serce i życie ! To było prawie trzy lata temu ! Czas biegnie, Zosia rośnie, dziś to już nastolatka, za moment skończy 16 lat. Jest pod stałą opieką wielu specjalistów, leki, badania, rehabilitacja, to jej codzienność. To niezwykła dziewczynką kochająca życie, ludzi, zwierzęta, przyrodę... najszczęśliwsza jest gdy może spacerować, cieszyć się słońcem, przytulać do drzew... jednak chore serce narzuca jej ograniczenia. Na dłuższe spacery potrzebny jest wózek, Zosia szybko się męczy, bardzo poci i już zaczyna do niej docierać fakt, że jest ,,inna,,! Jednak mimo tych ograniczeń spowodowanych wadą serca, powikłaniami po operacjach, to bardzo radosna i uśmiechnięta dziewczynka. To moje słońce, sens mojego życia, powietrze, którym oddycham. Nauczyłyśmy się żyć i doceniać czas pomiędzy sekundami... To co przeżyła Zosia, to jaka jest, jej wrażliwość, to jak postrzega świat i ludzi zmieniło mnie na zawsze... Nasza miłość daje nam siłę ale dziś już wiem, że bez Waszej pomocy nie podołam. Bo jak się okazuje miłość nie wszystko może... Kochani walczę ale bez Waszej pomocy nie podołam. Jestem już bardzo zmęczona... Prawda jest taka, że odkąd urodziła się Zosia ja ciągle się boję... To taki potworny strach, który sprawia, że oddychanie boli, taki, który jak Zasnę budzi mnie po kilku minutach z przerażeniem w sercu czy z Zosią nic złego się nie dzieje. Ten rodzaj strachu znak każdy, komu zachorował ktoś najbliższy, strach, który męczy, wysysa siły, sprawia, że jesteśmy przerażeni i boimy się każdej nocy i dnia. Ja już nie pamiętam jak to jet żyć i nie bać się... Boję się już nie tylko o Zosię ale od jakiegoś czasu o naszą codzienność, o to czy uda nam się przetrwać. Zosia rośnie, chorych dzieci przybywa i coraz trudniej w tym ogromnym oceanie rąk tylu innych chorych dzieci dostrzec wołanie Zosi i moje o pomoc. Brakuje nam środków już na wszystko: badania, leki, środki dezynfekcyjne, rehabilitacja... wszystko to jedna niewiadoma... nie wiem czy przy kolejnej chorobie będę miała za co kupić leki. Ograniczyłam wydatki do tego co Zosi niezbędne, by jej organizm funkcjonował a i tak paniczny strach i bezsilność ściskają mnie za gardło, bo sytuacja z dnia na dzień jest coraz gorsza... Dlatego błagam Was o pomoc i wsparcie, marzę o tym, by na chwilę móc przestać się bać o Zosię, by mieć pewność, że gdy zachoruje czy będzie musiała jechać na kolejne badania będę mogła ją tam zabrać. Marzę by choć na chwilę móc przestać się bać...by Zosia była zabezpieczona w to co jej niezbędne, najbardziej potrzebne jej sercu, jej zdrowiu. Błagam Was kochani o wsparcie nie na wakacje, samochód czy budowę domu... Błagam o wsparcie w przetrwaniu codzienności Zosi i mojej. To dla mnie bardzo trudne, jest mi wstyd, że kolejny raz muszę prosić o pomoc zupełnie obcych ludzi, by moja córeczka była bezpieczna... Jednak dla niej gotowa jestem błagać Was na kolanach, bo kocham ją niezmierzenie... Moja miłość, to za mało. Potrzebujemy Waszego wsparcia, Waszej dobroci i wyrozumiałości. Potrzebujemy Was, bo bez was nie będzie nas...

8 936,00 zł ( 11.99% )
Still needed: 65 533,00 zł
Mariusz Górniak
9 days left
Mariusz Górniak , 46 years old

Brak sprawnego wózka spowoduje, że nie będę mógł opuścić mojego domu! POMOCY!

Wypadek samochodowy diametralnie zmienił moje życie. Najważniejsze jest to, że żyję! Jednak skutki tamtego strasznego dnia pozostały ze mną do dzisiaj… Niestety moja sprawność i samodzielność nie są już takie, jak kiedyś. Wypadek sprawił, że wystąpił niedowład kończyn dolnych! Stałem się więc osobą z niepełnosprawnością i poruszam się na wózku inwalidzkim.  Od wypadku minęło już 15 lat. Musiałem jakby na nowo nauczyć się żyć i funkcjonować. Bywały trudne momenty, ale poradziłem sobie. Wielką motywacją jest dla mnie nastoletnia córka – to przede wszystkim ze względu na nią chcę zachować swoją niezależność! Aby było to możliwe, muszę zakupić wózek inwalidzki. Ten, na którym obecnie się poruszam, jest już w złym stanie i nie nadaje się do naprawy. Znalazłem się więc w bardzo trudnej sytuacji życiowej! Moją codzienność wypełniają nie tylko obowiązki domowe, ale także stałe wizyty u wielu lekarzy. Brak sprawnego wózka spowoduje, że nie będę mógł opuścić mojego domu!  Sam nie zdołam uzbierać potrzebnej kwoty, muszę poprosić o pomoc! Nie przychodzi mi to łatwo, ale nie mam innego wyjścia… W pojedynkę nie zdziałam nic, dlatego pełen pokory zwracam się z prośbą o wsparcie… Mariusz

1 081,00 zł ( 11.97% )
Still needed: 7 944,00 zł
Teresa Wojciaczyk
Teresa Wojciaczyk , 62 years old

By odzyskać samodzielność

Moje problemy zdrowotne zaczęły się 15 lat temu. Z powodu licznych chorób, z którymi się zmagam, poruszam się za pomocą balkonika i chociaż pogodziłam się z moimi ograniczeniami, ciężko jest mi znieść moją niesamodzielność… Przepuklina pachwinowa, nadciśnienie, cukrzyca, otyłość - przypominają o sobie każdego dnia. Codzienne funkcjonowanie jest nieznośne. Każda, nawet najprostsza czynność związana z poruszaniem się to dla mnie ogromny wysiłek. Na co dzień staram się być samodzielna i prowadzić dom. Jednak umycie okien, zawieszenie firanek, a czasem nawet sięgnięcie kubka z wyższej półki jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. Zrobienie zakupów spożywczych, czy wyjście do apteki w moim przypadku nie jest możliwe. Na pewno nie bez pomocy innych. Dotychczas prosiłam o pomoc osoby trzecie, sąsiadów, bądź zamawiałam taksówki, co zawsze wiązało się z dodatkowym obciążeniem finansowym, a moja sytuacja materialna nie jest najlepsza. Od lat większość pieniędzy wydaję na leki…  Jako podopieczna Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej otrzymuję pomoc i wsparcie opiekunów. Czas pandemii mocno ograniczył te spotkania, dlatego większość czasu spędzam sama w domu.  Staram się wychodzić codziennie, choć na 15 minut, na spacer. Mam trzech synów, ale każdy z nich ma swoją rodzinę na utrzymaniu. Nie mam serca prosić ich o wsparcie finansowe. Przed wybuchem pandemii koronawirusa korzystałam z rehabilitacji organizowanej przez GOPS. W obecnej sytuacji nie jest to możliwe, do tego nasilające się bóle kręgosłupa utrudniają mi wykonywanie wielu ćwiczeń.  Wierzę, że wózek elektryczny pomoże mi się usamodzielnić i godnie przeżyć następne lata mojego życia. Bez Państwa pomocy nie jestem w stanie dokonać takiego zakupu, dlatego bardzo proszę o pomoc.

1 783,00 zł ( 11.97% )
Still needed: 13 111,00 zł
Agnieszka Wagner
Urgent!
Agnieszka Wagner , 44 years old

Chciałabym odejść w spokoju i potrzebny jest mi do tego czas❗️ Pomóżcie mi!

Choruję na zaawansowanego raka piersi już przeszło 13 lat. Diagnozę usłyszałam w wieku 29 lat w 2009 roku. W tym samym momencie dowiedziałam się o przerzutach do kości, które wykluczyły możliwość wyzdrowienia. Od tamtego czasu jestem pacjentką paliatywną i jak na razie skutecznie udaje mi się przedłużać życie. Tylko tyle i aż tyle daje mi postęp w medycynie. Od początku 2020 roku mam liczne przerzuty do mózgu (w tej dziedzinie biję myślę rekordy, gdyż ich liczba aktualnie dochodzi do 100). Poza tym jestem wieloaspektowo i prawostronnie sparaliżowana i niepełnosprawna. Poruszam się na elektrycznym wózku inwalidzkim. Moje funkcjonowanie jest bardzo ograniczone ze względu na zaburzenia percepcji i w ogólnym poruszaniu się. Przerzuty, które mam w całym ciele i szkielecie, pozostają pod kontrolą, z wyjątkiem solidnego guza, który umieścił się w kanale rdzeniowym i spowodował paraliż od połowy pleców w dół. Latem 2023 roku w Hamburgu przeszłam radioterapię mózgu gammaknife numer 8 i jednocześnie owego uporczywego i bardzo kłopotliwego guza. Od końca 2015 roku leczę się w różnych miejscach w Niemczech: w Hamburgu, Berlinie, Monachium i myślę, że dzięki możliwościom, które oferuje mi tutejszy system opieki zdrowotnej, biję rekordy przeżyć i nadal jakoś funkcjonuję, nie będąc ciężarem dla innych i nadal mogąc cieszyć się życiem. Choroba skłoniła mnie do emigracji i na początku 2020 roku zostawiliśmy z mężem całe nasze ustabilizowane życie w Polsce, aby zawalczyć o naszą przyszłość i być jeszcze dłużej razem. To doświadczenie okazało się niezwykle cenne i transformujące. Karierę naukową i w korporacji zamieniłam na pisanie książek – to moja pasja. Do tej pory udało mi się wydać jedną książkę o życiu z zaawansowanym rakiem, w której opisałam moje doświadczenia. Na publikację czeka kolejna, która właściwie jest gotowa i lada dzień się ukaże. Zdążyłam osiągnąć wszystkie moje cele prywatne, sportowe, zawodowe, naukowe, zrobiłam habilitację, z której bardzo się cieszę i której nawet nie było mi tak bardzo żal zostawić za sobą. Długo zwlekałam z przejściem na rentę. W końcu podjęłam taką decyzję i od września 2022 roku orzeczeniem ZUSu jestem całkowicie niezdolna do pracy. W tej chwili nie chodzi mi już o wyzdrowienie tylko o komfort życia, o to żebym mogła nadal konsultować się w Niemczech i szukać najlepszych rozwiązań i nie być ciężarem dla moich bliskich, lecz nieść im radość i inspirację. Chciałabym odejść w spokoju i potrzebny jest mi do tego czas. Dlatego zwracam się o wsparcie finansowe: bez niego nie ma mowy o spokoju i szukaniu dobrych rozwiązań, ani o komforcie. Chciałabym swoim przykładem dać wsparcie i odwagę wszystkim mierzącym się z codziennymi wyzwaniami, a szczególnie z nieuleczalną chorobą i niepełnosprawnością. Będę bardzo szczęśliwa jeżeli z waszą pomocą uda mi się tego dokonać! Dziękuję z całego serca za każdy wyraz wsparcia i każdą wpłatę. Życzę dużo pogody ducha i mądrości.  Agnieszka Wagner

31 836,00 zł ( 11.97% )
Still needed: 234 122,00 zł