Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Agnieszka Łazowska
Urgent!
Agnieszka Łazowska , 44 years old

Proszę, pomóż mi zdążyć nim RAK ZNOWU MNIE ZAATAKUJE❗️

Chcę żyć dla dzieci, dla moich bliskich, dla siebie. Nie poddałam się i nadal zamierzam walczyć z nowotworem. Muszę jednak powiedzieć prawdę: sama nie wygram pojedynku, w którym stawką jest moje życie i przyszłość moich dzieci bez mamy… Boję się, tak bardzo się boję. Znowu musiałam założyć zbiórkę i znowu pragnę prosić Was o pomoc. Błagam, nie pozwólcie, aby moje dotychczasowe zmagania poszły na marne… Moja historia: Był początek czerwca 2021 r., planowaliśmy wyjazd nad ukochane morze, dzieci odliczały dni do początku wakacji. Nagle szok… Znalazłam guza w piersi. Wielokrotnie sprawdzałam, czy naprawdę tam jest… Był. Wyraźny, twardy, nieruchomy. Zimny dreszcz przerażenia przeszedł moje ciało...  Szybko zaczęłam działać. Najpierw lekarz rodzinny, a potem od razu Centrum Onkologii. Badania i potworny wynik. Następnie biopsja gruboigłowa i diagnoza, która zaparła mi dech – nowotwór złośliwy piersi typu Her2 trzykrotnie dodatni. Jest to najbardziej agresywna postać raka, którą charakteryzuje szybki rozwój i wzrost guza, wysoka tendencja do przerzutów w krótkim czasie i niewielkie okresy remisji choroby. Przez chwilę myślałam, że to wyrok. Postanowiłam, że sie poddam! Chciałam żyć. Mam cudowne dzieci, pasjonującą pracę i wiele marzeń do spełnienia. Po wielu badaniach i konsyliach rozpoczęłam leczenie.  Najpierw była chemia przedoperacyjna, którą znosiłam bardzo źle. Po każdym wlewie przez 7-10 dni męczyły mnie mdłości i wymioty. Wyniki morfologii spadały, trzy razy dokonywano transfuzji krwi. Byłam tak słaba, że mdlałam. Nie mogłam postawić ani jednego kroku bez pomocy drugiej osoby...  Byłam jednak gotowa znieść to wszystko, aby dać sobie szanse na życie. Następnym krokiem była operacja – mastektomia z rekonstrukcją. Potem kilka miesięcy immunoterapii herceptyną.  Niestety po podaniu ¾ zaleconej ilości dawek tego leku, pojawiła się u mnie reakcja alergiczna. Moje życie było zagrożone, dlatego kuracja została przerwana przed końcem leczenia. Wiąże się z tym jednak ryzyko pojawienia się przerzutów lub wznowy! Rozpoczęłam pięcioletnie leczenie antyhormonami, ale bardzo krótko cieszyłam się spokojem. Podczas USG wykryto guza w drugiej piersi! Znowu paniczny strach ścisnął moje gardło. Znowu pojawiła się karuzela myśli: „Czy i tym razem mi się uda?”, „Dlaczego moje dzieci znowu muszą przez to przechodzić?”, „Czy jeżeli odejdę, dzieci dadzą sobie radę?”. Na każde z tych pytań bałam się odpowiadać nawet sama przed sobą… A rzeczywistość coraz bardziej mnie przygniatała – guz zaczął rosnąć! Moje załamanie jest jeszcze większe, bo na razie lekarze każą mi czekać! Przypuszczają, że guz jest jeszcze łagodny, ale nie zrobiono biopsji, aby to potwierdzić! Kazano mi czekać, sprawdzać i… To wszystko! Oznacza to, że na razie nie mogę liczyć na żadną pomoc! Jestem zła, zrozpaczona i przerażona! To mieszanka uczuć, które ciężko opanować. Wiem jedno – nie mogę czekać, aż guz stanie się złośliwy! Muszę działać już teraz, aby nie dopuścić do najgorszego! Boję się kolejnej chemii i ryzyka pojawienia się przerzutów. Nie wiem, czy mój osłabiony organizm poradzi sobie z kolejną wyczerpującą kuracją. Ja po prostu mogę nie przeżyć kolejnego leczenia! Najlepsze wyjście, to profilaktyczna mastektomia zrobiona już teraz, póki guz jest jeszcze łagodny. Pragnę budzić się bez strachu, wychować dzieci i patrzeć jak dorastają. Każdego dnia chcę uśmiechać się do Julki i Adasia, przytulać ich mocno i mówić jak bardzo ich kocham. Proszę, pomóc mi spełnić moje marzenia... Agnieszka

4 869,00 zł ( 16.95% )
Still needed: 23 855,00 zł
Marta Czajor
Marta Czajor , 44 years old

Ból nie pozwala żyć... Pomóż mi odzyskać siłę i znów być matką!

Choroba stopniowo odbiera wszystko, co kocham… Ból staje się nie do zniesienia, a ja choć tracę siły w przerażającym tempie, nie tracę nadziei na ratunek.  Kiedy każdy dzień staje się być coraz większym wyzwaniem, a cierpienie uniemożliwia normalne funkcjonowanie, pozostaje tylko jedno - wołanie o pomoc. W sytuacji, w której się znalazłam nie mam wyboru - muszę zrobić wszystko, by się ratować.  Endometriozę zdiagnozowano u mnie 7 lat temu, kiedy mój synek miał zaledwie 4-latka. Początkowo objawy były znacznie łagodniejsze i choć ból bywał paraliżujący to nie wpływał tak bardzo na moje codzienne funkcjonowanie. Wciąż miałam nadzieję, że choroba mnie nie powali, że istnieje wyjście z tej podbramkowej sytuacji.  W tym momencie z dnia na dzień jest coraz gorzej. Musiałam zrezygnować z ulubionych aktywności - sport w tym momencie jest dla mnie jedynie odległym marzeniem. Niestety, problemem stają się zwyczajne czynności, w tym opieka nad moim synem, dla którego jestem jedyną opiekunką. Co w sytuacji, kiedy zabraknie mi energii i siły do tego, by wspierać go w poznawaniu świata, w pokazywaniu tego co ważne i najważniejsze? Nie chcę być w życiu mojego dziecka tylko duchem… Nie mogę dopuścić do sytuacji, w której moje dziecko będzie musiało czekać na lepszy dzień, bym mogła dotrzymać mu kroku. Nie mogę go zostawić!  Moją jedyną szansą jest w tym momencie laparoskopowe usunięcie endometriozy, jednak zabieg nie znajduje się na liście działań refundowanych. Moja nadzieja została wyceniona na ogromną kwotę, a ja muszę zrobić wszystko, by ją zdobyć. Świadomość tego, jak wiele zależy operacji bywa dla mnie przerażająca, ale wiem, że muszę zrobić wszystko, by zdobyć środki potrzebne na operację. Właśnie dlatego proszę dziś o pomoc - przede wszystkim dla siebie, ale też dla naszej małej rodziny, bo w tym momencie na moich barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność.  Proszę, pomóż mi w walce, zanim choroba zabierze jeszcze więcej! Daj szansę na życie, o którym już prawie zapomniałam, zapadając się coraz głębiej w otchłań rozpaczy...  Twoje wsparcie to moja jedyna nadzieja na to, że ból zniknie, a moją codziennością przestanie rządzić choroba.  Endometrioza zabrała mi wiele, ale nie złamała mnie całkowicie. Postanowiłam, że dopóki jest choćby iskierka nadziei spróbuję. Do stracenia mam wiele, ale stawką jest nowe życie dlatego nie mogę zrezygnować. Błagam, daj mi szansę pokonać ból raz na zawsze! 

9 016,00 zł ( 16.94% )
Still needed: 44 176,00 zł
Antoni Kanus
Antoni Kanus , 3 years old

Razem z Tobą Antoś może zrobić swój pierwszy krok!

Antoś już zawsze będzie potrzebować naszego wsparcia, a my jako jego rodzice, zawsze będziemy obok niego. Dziękujemy, że i Wy trwaliście przy nas w tym trudnym czasie… Nadal nie jest lekko i nadal stoimy przed ogromną liczbą wyzwań… Pragniemy raz jeszcze prosić Was o pomoc, w nadziei, że uda nam się stworzyć dobrą przyszłość dla Antosia.  Nasza historia:  Nasz synek urodził się z Zespołem Downa. Od samego początku potrzebował bardzo intensywnej rehabilitacji. Niestety, współpraca z różnymi specjalistami była możliwa tylko w ramach prywatnych usług. Mimo ubezpieczenia zdrowotnego, terminy w gabinetach medycznych zawsze były zbyt odległe, a na zwłokę nie mogliśmy sobie pozwolić!  Mimo że Antoś ma prawie 2 lata, nadal nie chodzi! Rehabilitacja jest więc najważniejsza! Musimy wzmocnić  jego ciało i pomóc mu postawić swój pierwszy krok! Teraz, póki jest jeszcze mały, trzeba zrobić wszystko, aby nie doszło do regresu. Uczęszczamy do logopedy, który już teraz pracuje nad rozwojem mowy. Nawet jego rączki potrzebują pomocy! Regularnie wykonywane są masaże dłoni, aby przygotować je do trzymania łyżki, kubka, kredki… Jesteśmy dopiero na początku naszej drogi. Mamy świadomość, że im Antoś będzie starszy, tym będzie potrzebował większej liczby specjalistycznych terapii. Nie możemy tracić czasu, każdy tydzień i miesiąc odgrywają ogromną rolę! Będziemy wdzięczni, jeżeli udzielicie nam wsparcia i razem z nami zawalczycie o sprawność i samodzielność naszego dziecka. Marzymy, aby Antoś mógł cieszyć się dzieciństwem, biegał po zielonej łące i rysował dla nas laurki. Tylko tyle i aż tyle. Rodzice Antosia

1 802,00 zł ( 16.93% )
Still needed: 8 837,00 zł
Magda Sulka
8 days left
Magda Sulka , 4 years old

Kości połamane zanim przyszła na świat – Madzia kontra wrodzona łamliwość kości!

Madzia wycierpiała już więcej niż niejeden człowiek przez całe życie. Choruje na rzadką chorobę genetyczną – wrodzoną łamliwość kości typu III Osteogenesis imperfecta. Już w czasie ciąży podczas badania USG lekarz zauważył niepokojące zmiany. Badanie genetyczne potwierdził chorobę. U Madzi do złamań doszło już w okresie prenatalnym, co przyczyniło się do deformacji, skrócenia i zniekształcenia kości udowych. Lekarz powiedział nam, że w tym wypadku przysługuje legalna aborcja z powodu wrodzonej wady… Stanowczo odmówiliśmy. Kochamy naszą córeczkę nad życie, a jej obecność to dla nas ogromny dar. Złamania występują nie tylko podczas upadku, ale także samoistnie np. w czasie snu. Dochodzi do nich tak często, że nie sposób za każdym razem wykonywać prześwietlenie RTG, gdyż narażałoby to na przyjęcie zbyt dużej dawki promieniowania. O tym, że kolejna kość się złamała, a córeczka cierpi, orientujemy się, gdy zaczyna płakać bez wyraźnego na pierwszy rzut oka powodu. Wtedy też noga kończyna leży bezwładnie, po czym zostaje zaraz unieruchomiona specjalistycznymi szynami. W drugiej kolejności, by zmniejszyć odczuwane cierpienie, podajemy Madzi leki przeciwbólowe. Przez tę chorobę mamy do czynienia z ogromną giętkością kości, przez co przybierają one kształty łuków. Dochodzi również do mikrozłamań. Córeczka pozostaje pod stałą opieką szpitala w Krakowie, jesteśmy również pod opieką kardiologa, laryngologa, gdyż ta choroba wiąże się z niedosłuchem. W 7. tygodniu zaczęliśmy rehabilitację. Jest leczona farmakologicznie. Pierwszą dawkę leku dostała zaraz po urodzeniu. Pewności, czy kiedykolwiek Madzia stanie na nogi, niestety nie mamy, ale zrobimy wszystko, żeby tak właśnie było. Lekarze, którzy zajmują się naszą córką, nie przekreślili szansy na jej samodzielność. Z tym typem choroby dzieci też stają na nogi, ale do tego jest potrzebna długotrwała rehabilitacja i wiele kosztownych operacji. To niestety przekracza nasze możliwości finansowe, dlatego zwracamy się o pomoc. To Wy, Kochani, możecie dać nam nadzieje poprzez dobre słowo, wsparcie finansowe, czy modlitwę.  Nigdy byśmy się nie spodziewali, że znajdziemy się w takiej sytuacji, że będziemy prosić o pomoc, ale sami niestety nie jesteśmy w stanie sprostać wszystkim wydatkom. Potrzebujemy pomocy w opłaceniu rehabilitacji, sprzętu rehabilitacyjnego, operacji, kosztów dojazdu. Za każde wsparcie dziękujemy! Rodzice Madzi

7 202,00 zł ( 16.92% )
Still needed: 35 352,00 zł
Adam Bulski
Adam Bulski , 54 years old

Pomóż mi być bardziej samodzielnym! Wspieramy Adama!

Mam na imię Adam. Jestem osobą o znacznym stopniu niepełnosprawności. Choruję od urodzenia. Mam kłopoty z samodzielnym poruszaniem się. Bardzo proszę o wsparcie, dzięki Wam może być mi odrobinę łatwiej! Moje życie nie jest łatwe. Przeszedłem aż siedem operacji, między innymi trzy operacje kręgosłupa i zabieg urologiczny. Pomimo tego przez 34 lata pracowałem. Niestety ostatnio mój stan zdrowia się pogorszył i muszę utrzymywać się z niskiej renty i dodatków z MOPSu. Najbardziej dokucza mi kręgosłup, mam kłopoty z chodzeniem. W poruszaniu pomaga mi skuter inwalidzki. Jest on jednak bezkabinowy. Korzystanie z niego, gdy pada lub jest zimno, często bywa niemożliwe albo powoduje zdrowotne konsekwencje.  Dlatego bardzo chciałbym kupić skuter kabinowy. Dzięki niemu będę bardziej samodzielny, a moje funkcjonowanie nie będzie zależało od pogody, czy pory roku. Niestety, kosztuje on bardzo dużo i samemu nie stać mnie na jego zakup. Bardzo proszę o pomoc wszystkich dobrych ludzi! Wierzę, że będziecie ze mną i dacie mi szansę na choć trochę łatwiejsze życie!  Adam

5 004,00 zł ( 16.91% )
Still needed: 24 571,00 zł
Mikołaj Rajkowski
Mikołaj Rajkowski , 4 years old

Potworna choroba odbiera naszemu synkowi szansę na sprawność i rozwój... Pomocy!

Każdy dzień jednocześnie daje i odbiera nadzieję. Każdy jest na wagę życia naszego dziecka! Patrzę na Mikołaja i nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje w maleńkim organizmie. Miki przyszedł na świat z wadą wrodzoną, na którą choruje tylko 3% dzieci. Tragiczna informacja, która brzmi jak wyrok i zmienia drogę pełną nadziei w walkę, która toczy się właściwie bez końca.  Plagiocefalia boczna o stopniu znacznym - te słowa brzmią zagadkowo, ale też niebezpiecznie. Co w praktyce oznacza choroba naszego synka? Zniekształcenie czaszki powodujące zwiększający się ucisk na mózg. Choroba nieleczona prowadzi do poważnych i potwornych konsekwencji. W miarę jak nasz synek będzie rósł, będzie zwiększała się objętość jego mózgu, ale przez deformację czaszki, zabraknie miejsca na jego prawidłowe ułożenie. To będzie prowadziło do kolejnych komplikacji - przez brak możliwości rozwoju nasz synek może być całkowicie upośledzony, może już nigdy nie słyszeć, nie mówić, nie chodzić, nie rozumieć… Strach bywa paraliżujący, ale w tym momencie nie możemy się poddać lękom - musimy zrobić wszystko, by wyprzedzić chorobę i w odpowiednim czasie zareagować, by uniknąć rosnącego zagrożenia…  Jedyna pomoc w naszej sytuacji to specjalistyczny kask korygujący kształt głowy. W połączeniu z rehabilitacją i konsultacjami specjalistów to droga, która pozwoli nam powstrzymać to, co w tym momencie jawi nam się jako nadchodzący koszmar - nasz, naszego dziecka… Dlaczego czas ma tak duże znaczenie? Na leczenie mamy zaledwie 6 miesięcy - po tym czasie zarastają szwy czaszkowe, co uniemożliwi lekarzom dalsze działania. Musimy działać tu i teraz. Musimy zebrać kwotę, której potrzebujemy natychmiast, by nasz synek jak najszybciej mógł rozpocząć terapię.  Zegar tyka! Twoja pomoc to przyszłość naszego synka! Mikołaj został boleśnie doświadczony przez los, ale to nie koniec. Dla nas zdobycie możliwości przeprowadzenia terapii to dopiero początek - pierwszy krok w stronę zdrowia. W stronę nowego życia, które jeszcze przed naszym synkiem. Wierzymy, że lepsze jutro jest w naszym zasięgu. Tylko dzięki Wam możemy ratować przyszłość naszego dziecka! 

9 210,00 zł ( 16.91% )
Still needed: 45 237,00 zł
Arkadiusz Radzio
Arkadiusz Radzio , 34 years old

Straciłem nogę, nie chcę stracić przyszłości... Proszę o pomoc!

Urodziłem się zdrowy. Potem gdy jeszcze byłem niemowlakiem, zachorowałem na zapalenie stawu skokowego. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, jaki horror mnie czeka. Mnóstwo bólu, by na koniec stracić nogę… Bardzo Cię proszę o pomoc. Chcę normalnie żyć, chcę pracować, być potrzebny! To wszystko jest możliwe, bo są już nowoczesne protezy! Niestety, ich cena jest zabójcza… Sam nigdy nie będę w stanie sobie na taką pozwolić. Dlatego proszę o każde możliwe wsparcie… Mam na imię Arek i mam 32 lata. Nie mam nogi… Ale od początku. Moja historia dramatycznej walki o zdrowie i sprawność rozpoczęła się we wczesnym dzieciństwie… Przez zapalenie stawu kolanowego moja lewa noga przestała rosnąć… Gdy miałem 8 lat, przeszedłem pierwszą operację wydłużania nogi metodą Ilizerowa. Choć udało się i moje nogi znów były równe, to nadal rosłem, a noga z wiekiem stawała się wciąż krótsza i krótsza…  Przyszedł czas na kolejne wydłużenie. Tym razem jednak nie obyło się bez powikłań… Między operacjami dochodziło do zakażeń. Po ściągnięciu aparatu Ilzerowa, moje kości okazały się zbyt słabe. Złamałem lewą nogę w udzie…  Kolejne operacje, kolejny ból… Pół roku spędziłem w wyciągu, a potem wstawili mi płytkę tytanową. Zamiast na wakacje, jeździłem na turnusy rehabilitacyjne. To wszystko dawało niewielką poprawę… Noga nie rosła wraz ze mną, a staw kolanowy był w opłakanym stanie… Rehabilitowałem się do 18. roku życia. Mimo ogromnych trudności ze sprawnością, jako tako funkcjonowałem. Poszedłem do pracy. Parę lat później, w 2015 roku, kolejne nieszczęście… W pracy uległem wypadkowi i uszkodziłem lewe kolano. Przeszedłem operację wszczepienia protezy. Jakiś czas później, podczas zabawy z synem, coś strzeliło mi w udzie. Na SOR powiedzieli, że to złamanie przy protezie. Kolejna już operacja, a potem kolejne zakażenia…  Rehabilitacja, ból – tak wyglądały moje kolejne lata. Kolejne pomysły lekarzy, jak mi pomóc, kolejne badania – nie sposób tego wszystkiego opowiedzieć. Była opcja kolejnej protezy, ale to by groziło amputacją całej nogi, przy stawie biodrowym. Lekarz zaproponował amputację nadkolanową. Nie było innego wyjścia. Zgodziłem się… 17 lutego 2023 roku straciłem nogę. Jestem na rekonwalescencji. Całe swoje dotychczasowe życie, z małymi przerwami, spędziłem w szpitalach i na rehabilitacjach. I wszystko na nic…  Na lewą nogę przeszedłem łącznie 27 operacji. Nigdy w życiu nie biegałem, nigdy nie uklęknąłem, nigdy nie mogłem uprawiać żadnego sportu. Gdy 2 lata temu urodziła nam się córeczka, nie mogłem pójść z nią na spacer. Ból był zbyt duży, bym mógł normalnie żyć. A tak bardzo tego pragnę… Taka proteza pomoże mi wrócić do życia!   Dziś wiem, że jeśli kiedyś chciałbym zabrać rodzinę na spacer, poradzić sobie z najprostszymi czynnościami wokół siebie, podjąć pracę – muszę mieć dobrą protezę. Taka zastępcza noga, o nazwie Otto bock GENIUM X3 to koszt ponad 400 000 złotych… Tyle kosztują mieszkania. Taka jest cena za moje normalne życie i sprawność, której nie jestem w stanie sam zapłacić…  Bardzo proszę o pomoc w uzbieraniu środków na protezę. Żebym jeszcze mógł, po latach, poznać ten lepszy smak życia. Bym mógł być sprawnym tatą dla moich dzieci, zabrać żonę na wycieczkę za miasto, dłuższy spacer… Za każdą pomoc bardzo dziękuję.

77 851,00 zł ( 16.9% )
Still needed: 382 599,00 zł
Nadia Wolska
Nadia Wolska , 10 years old

„Mamusiu, ratunku! Połamałam się!” – Karetka wezwana podczas rodzinnego festynu

Wszechobecny zapach waty cukrowej, dziecięce śmiechy, gwar i radość. Nikt nie spodziewał sie, że lipcowy festyn zakończy się przyjazdem karetki! „Mamo, mamo, a możemy iść na zjeżdżalnię? Jeszcze jeden raz, prosimy…” – Zadziorne uśmiechy i świetliste oczy moich córeczek nie dawały za wygraną. Był ciepły wieczór, dziewczynki świetnie się bawiły. Jak mogłabym im odmówić? Pobiegły, prześcigając się jedna przez drugą. Nim się obejrzałam, były już na szczycie dmuchawca.  „Mamusiu, ratunku! Mamusiu, złamałam się!” – Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Nadia zjechała i nie mogła się ruszyć. Podbiegłam do niej, przepychając się przez tłum rodziców, czekający na swoje dzieci. „Nadiuś, już jestem, już jestem! Co się stało?” Spanikowana myślałam, że to kręgosłup. Nadia nie mogła się ruszyć, ktoś zadzwonił po karetkę. Ręce trzęsły mi się z nerwów. Moja córeczka płakała, krzyczała, a ja nie mogłam nic zrobić. W szpitalu Nadia przeszła 3-godzinną operację. Okazało się, że na zjeżdżalni doszło do złamania kości udowej z przemieszczeniem. Sama utrzymuje, że podczas zjazdu poczuła coś metalowego i to sprawiło, że nóżka się złamała.  Można by pomyśleć, że złamanie nogi to nic takiego, zrośnie się i będzie w porządku. Jednak noga Nadii nie chce się zrosnąć! Minęły już 3 miesiące, a nadal nie ma poprawy. Córka nie może normalnie chodzić. Różnica w długości nóg wynosi około 3 centymetry. Na pewno czeka ją jeszcze jedna operacja, ale teraz najważniejsza jest rehabilitacja. Chcieliśmy iść na rehabilitację na kasę chorych, ale nie ma terminów. Nie mamy wyjścia, musimy opłacić prywatne wizyty. Brakuje nam jednak funduszy. Bardzo proszę Cię o pomoc, by Nadia mogła wrócić do pełnej sprawności. Ilona, mama Nadii

1 797,00 zł ( 16.89% )
Still needed: 8 842,00 zł
Julia Kurzydło
Julia Kurzydło , 5 years old

Daj szansę Julce na sprawną przyszłość❗️Wesprzyj❗️

Każdy rodzic czekający na dziecko ma tylko jedno marzenie – by urodziło się zdrowe. I my pełni nadziei i ufności, wierzyliśmy, że nasza córeczka będzie sprawnym, szczęśliwym dzieckiem, takim, które szpitale będzie znało jedynie z opowiadań, nie z własnych doświadczeń... Niestety, los napisał dla nas swój własny scenariusz, który nie ma nic wspólnego z tym, który my sami dla siebie stworzyliśmy. Julka urodziła się z bardzo rzadkim zespołem wad genetycznych – zespołem Larsena.  Nadszedł czas na kolejne kroki w walce o sprawność naszej córki. Aktualnym etapem będą operacje bioderek. Potem czeka nas jeszcze operacja kręgosłupa, która jest odwlekana ze względu na skomplikowaną formułę. Najpierw lekarze muszą wyprostować biodra. Powodem konieczności przeprowadzenia operacji jest oczywiście wada wrodzona naszej córki… Po przeprowadzeniu dwóch operacji kolan i ich wyprostowaniu w miarę możliwości należy nastawić prawidłowo biodra, które są podwichnięte od urodzenia. Dzięki poprzedniej zbiórce i codziennej, intensywnej rehabilitacji Julia umie już samodzielnie stać w ortezach i powoli poruszać się do przodu z chodzikiem lub asekuracją fizjoterapeuty. Kilka razy w roku Julia uczestniczy w turnusie rehabilitacyjnym, gdzie na terapii spędza wtedy kilkadziesiąt godzin w ciągu tygodnia Jest to ogromny krok naprzód, szczególnie gdy przypomnimy sobie pierwsze diagnozy, gdzie lekarze nie dawali większych szans na sprawność Julki. Operację bioder będzie przeprowadzał ten sam dr Feldman z USA. Operację będą się odbywać osobno na jedno i osobno na drugie biodro.  Doktor jest w Polsce 3-4 razy do roku i wtedy przeprowadza zabiegi w Warszawie. Najbliższa planowana wizyta jest na przełom lutego i marca. Jeśli udałoby się uzbierać do tego czasu choć na jedną operację to już moglibyśmy wtedy ją przeprowadzić.  Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Każdy dzień bez operacji oddala nas od nadziei o samodzielnym funkcjonowaniu Julki. Mimo to wierzymy, że sprawność naszej córeczki da się uratować! Jedyne czego tak naprawdę chcemy, to szczęścia naszego dziecka. Prosimy, pomóż nam! Rodzice

263 664,00 zł ( 16.85% )
Still needed: 1 300 190,00 zł