Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Paweł Kuźniewski
Paweł Kuźniewski , 29 years old

Wszedł do wody o własnych siłach, wyciągnęli go znajomi... Pomóżmy Pawłowi wrócić do zdrowia❗️

2 lipca 2022 roku okazał się najgorszym dniem w naszym życiu, gdy nagle dowiedziałam się o wypadku. Nigdy się tak nie bałam, nigdy tak nie płakałam jak wtedy... Od tego czasu już nic nie było takie same...  Paweł był na kajakach ze znajomymi. Spędzali aktywnie czas, dobrze się bawiąc. Pod koniec trasy jeszcze kąpiel i jedno zanurzenie głowy. Dla Pawła były to ostatnie chwile na nogach, o własnych siłach... Syn, stojąc w wodzie, zechciał się jeszcze ochłodzić. Zanurzył głowę i już nie wypłynął... Uderzył głową o znajdujący się na dnie kamień. Jego młodszy brat i znajomi natychmiast wyciągnęli go na brzeg. Tam świadomy powiedział, że nie czuje całego ciała — był przerażony. Nikt nie wiedział, co się stało, jak pomóc? Na miejsce przyleciał helikopter, który zabrał go do najbliższego szpitala. Nigdy nie zapomnę telefonu od młodszego syna z informacją o wypadku — nie mogłam w to uwierzyć! Wieczorem w szpitalu usłyszałam najgorsze słowa, jakie może usłyszeć mama — proszę być gotowym na wszystko, stan jest krytyczny...  Na szczęście mój silny Paweł wybudził się z tego koszmaru. Niestety, od tamtego czasu nie czuje swojego własnego ciała, jest sparaliżowany. U Pawła został przerwany rdzeń kręgowy C6 i C7. Lekarze nie są w stanie określić, co dalej z jego sprawnością. Jedno jest pewne — czeka go długotrwała rehabilitacja, na którą niestety nas nie stać. Nikt mimo upływu roku nie pogodził się z tą sytuacją. Nie zmienia się również to, że nikt z nas nie chce się poddać! Na zmianę, wraz z bratem Pawła staramy się mu pomóc. Z uzbieranych pieniędzy jeździmy do klinik i szpitali, bo wiemy, że najważniejsze po takich wypadkach są pierwsze dwa lata. Niestety, na drugi rok nie starczy nam już środków!  Nie jest to dla nas łatwa sytuacja, Paweł też nie czuje się w niej komfortowo, ale żeby wrócić do sprawności i samodzielności musimy prosić o pomoc.  Syn, to młody chłopak, który dotychczas pracował i był zaradny. Dziś ma niesprawne dłonie i porusza się na wózku, a wszystkie czynności odbywają się z osobą trzecią... Wierzę, że potrzebuje naszego wsparcia, by znów w siebie uwierzyć!  Proszę, musimy mu pomóc! Mama  

3 657,00 zł ( 17.18% )
Still needed: 17 620,00 zł
Monika Mikulska
Urgent!
Monika Mikulska , 50 years old

Nawet mała pomoc może sprawić ogromną różnicę w walce z NOWOTWOREM❗️

Monika, 49-letnia matka i przyjaciółka została zmuszona, by walczyć z okrutną chorobą – inwazyjnym rakiem piersi. To niezwykle silna kobieta, która całe życie okazywała wsparcie innym, a teraz potrzebuje naszej pomocy. Codzienne życie się skomplikowało. Choroba bezlitośnie przejmuje nad nim kontrolę, ale Monika nie zamierza się poddawać. Wciąż pracuje, by zapewnić swojej rodzinie godne życie. Ale koszty leczenia i opieki medycznej są ogromne. Guz jest nieoperacyjny. Monika jest już po kilku sesjach chemii, ale następna w kwietniu musiała zostać przełożona. Wyniki wyszły złe, pojawiły się problemy z żołądkiem, pękające żyły... Nie wiadomo, ile jeszcze podań czeka Monikę. Wszystko okaże się na kolejnych kontrolach. Jeśli stanie się tak, że Monika utraci pracę, na rodzinę spadnie kolejne brzemię. Dlatego chcemy pomóc. Zdecydowaliśmy się założyć zbiórkę i zebrać fundusze, by wesprzeć Monikę w jej trudnej drodze do zdrowia. Każda kwota, każda złotówka może sprawić ogromną różnicę. To realna szansa, by wykupić leki, opłacić leczenie… To zwłaszcza nadzieja i wsparcie, na jakie Monika zasługuje po tylu latach dobroci dla innych. Dlatego prosimy, dołącz do naszej zbiórki i walki o zdrowie Moniki. Liczy się każda pomoc, za którą dziękujemy z całego serca! Ewa, bliska znajoma

1 820,00 zł ( 17.1% )
Still needed: 8 819,00 zł
Robert Krawczyk
Robert Krawczyk , 34 years old

Chcę być tatą i mężem, a nie ciężarem... Pomocy!

Boję się nie o siebie, ale o to, jak poradzą sobie one – moja żona i dwie córeczki. Jeszcze niedawno byłem zdrowym mężem i tatą… W szpitalu byłem tylko wtedy, gdy odwiedzałem Oliwkę. Chodziłem po korytarzu, umierając ze strachu, gdy miała operację serca… Dziś to ja jestem chory. Już nie chodzę – nie wstaję z wózka. Jestem sparaliżowany od pasa w dół. Proszę o pomoc, chcę być tatą, mężem, a nie ciężarem… To był majowy weekend, 2 lata temu. Mieliśmy jechać całą rodziną do Zakopanego. Tak czekaliśmy na ten wyjazd… Wiola, moja żona, pakowała rzeczy naszych dzieci. Ja bawiłem się z córeczkami, tak jak co wieczór… Majeczka w trakcie zabawy skoczyła mi na plecy. Wtedy poczułem przeszywający ból… Poszedłem spać, mając nadzieję, że ból przejdzie. Obudziłem się o 2 w nocy. Czułem drętwienie i mrowienie w plecach, promieniujące do nóg… Nie mogłem już zasnąć. Łudziłem się, że to przemęczenie, przeciążenie organizmu. Byłem aktywnym facetem, praca, sport… W piłkę nożną grałem od 12. roku życia, byłem kapitanem w naszym lokalnym klubie. Boisko było całym moim życiem. Byłem w dobrej formie i kondycji, co też przydawało się w opiece nad dziećmi. Myślałem, że tak będzie zawsze. Wieczorem nie mogłem już chodzić. Wiola nie pozwoliła mi dłużej czekać. Nie chciała słyszeć, że zaraz zaczynamy urlop… Zabrała mnie na SOR. Lekarz dał mi zastrzyk przeciwbólowy, powiedział, że jeśli mi się pogorszy – mam wrócić. Wróciłem już po kilku godzinach. Nie mogłem się poruszać ani utrzymać równowagi. Nie było już mowy o wyczekiwanym wyjeździe… Miałem jechać z rodziną do Zakopanego, tymczasem pojechałem karetką na oddział neurologiczny. Mój stan pogarszał się z godziny na godzinę… Nie wstawałem już samodzielnie z łóżka. Nie mogłem sam pójść do łazienki. Jeszcze przed chwilą byłem młodym, zdrowym, silnym facetem… W ciągu kilku dni stałem się niepełnosprawnym, uzależnionym od innym facetem, skazanym na cewnik i pampersa… Byłem na skraju załamania. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że może tak już zostać na zawsze... Moja żona i dzieci uratowały mnie przed rozpaczą i obłędem. Rezonans wykazał, że do rdzenia kręgowego dostała się krew z pękniętego naczynia krwionośnego. Spowodowała obrzęk i zanik wszystkich odruchów od odcinka piersiowego w dół na wysokości Th8, czyli od pępka w dół. Bałem się nie o siebie, ale o to, jak sobie poradzimy. Jak poradzą sobie beze mnie moje dziewczyny. Załamany, myślałem tylko o tym, że Oliwka jeszcze nie raczkuje i nie chodzi… Że dopiero co doszła do siebie po operacji chorego serduszka. Że potrzebuje kosztownej rehabilitacji, na którą miałem zarobić… Tymczasem wylądowałem na łóżku, sparaliżowany od pasa w dół. Wiola zajmowała się dwoma naszymi małymi córeczkami… Teraz musiała zająć się także mną, pogodzić opiekę nad dziećmi z dojazdami do oddalonego o 80 kilometrów szpitala… Nie mogła podjąć pracy, opieka nad nami – to była jej praca, przez 24 godziny na dobę. Wiola opiekowała się nami najlepiej na świecie. Tak bardzo podziwiałem ją, że tak dzielnie daje sobie ze wszystkim radę… W jej odwadze ja znalazłem siłę. Postanowiłem, że się nie poddam… Że zrobię wszystko, by odzyskać sprawność i zdjąć z braków Wioli choć część obowiązków… Że będę choć trochę samodzielny, gdy wrócę do domu. Kondycja, którą wyrobiłem na boisku, przydała mi się teraz gdzie indziej – na rehabilitacyjnej sali. Spędziłem 2 miesiące na oddziale neurologicznym, potem trafiłam na oddział rehabilitacji, gdzie rozpocząłem walkę o powrót do sprawności. Nasze życie zmieniło się o 180 stopni… Dzięki pomocy naszych przyjaciół, znajomych i nieznajomych dostosowaliśmy mieszkanie do potrzeb osoby niepełnosprawnej… Moich potrzeb. Mieszkamy na poddaszu, bez windy… Przeszkodą są schody, kiedyś przeskakiwałem po 2-3 stopnie… Dziś zsuwam się z nich na pośladkach, bo nogi zwisają bezwładnie. Nie zagram już w piłkę, oglądam ją na ekranie telewizora… I na hali sportowej, którą się opiekuję. Cieszę się, że mam pracę. Koncentruję się na rodzinie i na rehabilitacji… Walczę o sprawność, dla nich. Ćwiczę kilka godzin dziennie, to jednak wciąż mało… Najlepsze efekty daje trening na lokomacie i na egzoszkielecie, który uczy ciało utrzymania się w pozycji pionowej. To jednak kosztuje… Dlatego proszę o wsparcie, zebrane środki fundacja przekaże bezpośrednio do centrum neurorehabilitacji, dzięki czemu będę mógł tam ćwiczyć i pracować nad tym, by znowu stanąć na nogi! Dzięki wsparciu moich kochanych córeczek i żony daję z siebie wszystko. Nie chcę, nie mogę ich zawieść! Cały czas wierzę, że w końcu stanę na własnych nogach i znów będziemy mogli wszyscy pójść na spacer do parku… Proszę, pomóż nam, by tak się stało.

29 940,00 zł ( 17.1% )
Still needed: 145 125,00 zł
Maciej Walczak
Maciej Walczak , 54 years old

Dajmy szansę Maciejowi! Potrzebujemy Waszej pomocy! Wpłacając nawet niewielką sumę dajesz mu szansę, aby mógł żyć!

23 stycznia 2022 r., Dzień Dziadka, jeden z piękniejszych dni w roku, jednak dla Maćka okazał się jednym z najgorszych w życiu… Maciej dostał udaru niedokrwiennego mózgu. Trafił do szpitala w Wałbrzychu, tam po serii wykonanych badań, zostały podjęte decyzje o natychmiastowym transporcie do Wrocławia w  celu wykonania trombektomii. Niestety, zabieg się nie powiódł, a skrzep pozostał i uszkodził nerwy... Skrzep powstał w bardzo niefortunnym miejscu – w pniu mózgu. Lekarze od samego początku nie dawali Maćkowi żadnych szans. Powtarzali, że jeśli będzie żył, to nie będzie prowadził normalnego życia już nigdy... My wierzymy, że się bardzo mylą! Maciej trafił do VOTUM - prywatnego ośrodka rehabilitacji w Krakowie, tam cały personel stanął na głowie. Po ponad dwóch tygodniach Maciej zaczął wytrzymywać na wózku 70 minut, wziął swój pierwszy prysznic, a nawet udało się go spionizować. Maciej dzięki podjętej rehabilitacji porozumiewa się z otoczeniem i wszystko rozumie, używając własnych powiek. Nie zmienia to faktu, że wciąż ma niedowład czterech kończyn, odżywiany jest za pomocą sądy żołądkowej, musi oddychać przez rurkę tracheotomiczną i niestety nie mówi.  Widać, że Maciej bardzo chce walczyć. Jednakże w tej walce potrzebna jest nam Wasz pomoc! Rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Pierwsze dwa miesiące rehabilitacji pokryła córka Karolina wraz z zięciem. Koszt jednego miesiąca to ok. 26 000 zł miesięcznie. Wsparcie okazali także współpracownicy Maćka, którzy zebrali środki celem pomocy rodzinie i koledze, lecz to wciąż za mało! Dostaliśmy kolejną ofertę na 3-miesięczny turnus w kwocie 80 000 zł, a obawiamy się, że to nie będzie koniec potrzeb - tylko ciągła rehabilitacja może przynieść Maciejowi powrót do sprawności. Stąd nasza ogromna prośba o wsparcie Macieja w walce! Naprawdę warto. Maciej chce walczyć i robi znaczące postępy. Chcemy, by 52-letni Maciej był też przykładem dla innych, gdzie lekarze nie widzą szans, a gdzieś tam, w oddali pojawia się światełko w tunelu... bliscy Macieja

27 233,00 zł ( 17.08% )
Still needed: 132 150,00 zł
Hubert Nosal
Hubert Nosal , 10 years old

Uwięziony w ciele 2-latka...❗️Operacje są jedyną szansą Hubcia – pomóż!

Ma tylko 83 centymetry, nie urósł ani o milimetr przez ostatnie lata... Zagrożenie białaczką, ciągły strach i niski wzrost – tym charakteryzuje się dysplazja przynasadowa McKusicka, na którą cierpi Hubcio. Choroba uwięziła go w ciele małego dziecka! By się z niego wyrwać, chłopiec potrzebuje szeregu bolesnych i skomplikowanych operacji – chce jednak ich bardzo, bo marzy o tym, by być większy – jak tata... Pomóż mu urosnąć! Rodzice Hubcia: Przez 7 lat szukaliśmy diagnozy, odpowiedzi na pytanie, co właściwie dolega naszemu synkowi! W końcu poznaliśmy odpowiedź. Niezwykle szokującą – choroba genetyczna. Poza tym, że Hubcio będzie bardzo niski, co utrudni mu samodzielne życie (nie ma nawet metra wzrostu...), to grozi mu też białaczka! Musimy być pod stałą kontrolą onkologa... Szukając pomocy dla synka, znaleźliśmy ją w Warszawie, w Paley European Institute. Hubcio został zakwalifikowany do wieloetapowego leczenia operacyjnego – rozpocząć je mogliśmy dzięki pomocy Darczyńców! Gdy byłam w ciąży, nic nie zapowiadało, że z synkiem jest coś nie tak. Robiliśmy wszystkie badania i chociaż lekarz wspomniał, że kości są nieco krótsze, stwierdził, że pewnie to nic takiego – to częsta przypadłość chłopców. W dniu porodu USG znów pokazało nieprawidłowości. Gdy Hubi przyszedł na świat, od razu trafił na rozmaite badania, jednak odpowiedzi na to, dlaczego jego kości są krótsze, nie znaleziono.  Mijały miesiące, a potem lata. Jeździliśmy od specjalisty do specjalisty, każdy rozkładał ręce. Dysplazja – to jedyne, co wiedzieliśmy. Skąd jednak się wzięła, jak leczyć synka? Nikt nie umiał nam powiedzieć.  W końcu poznaliśmy diagnozę i odpowiedź na piętrzące się latami pytania. Nasz synek choruje na rzadką chorobę genetyczną – dysplazja przynasadową McKusica, która charakteryzuje się nieprawidłowym wzrostem kości i chrząstek, a także niską odpornością organizmu. W skrajnych przypadkach może doprowadzić do rozwoju białaczki! Pod względem intelektualnym Hubcio jest jak zwykle dziecko – to mądry chłopiec. Chodzi do normalnej szkoły, choć jest mu coraz trudniej. Jego koledzy rosną z każdym miesiącem, on nie. Potrzebuje pomocy przy zapaleniu światła, wejściu na schody, przy skorzystaniu z toalety – jest coraz starszy i brak samodzielności bardzo go smuci. Żeby chociaż kilka centymetrów był wyższy!  By tak się stało, nasz synek przeszedł już wiele operacji, wiele jeszcze przed nim. W ostatnim czasie jego rączki zostały naprawione, choć nie obyło się bez powikłań... Hubcio jest bardzo świadomy. Wie, co go czeka, zawsze o tym z nim rozmawiamy. Jest na to gotowy, bo bardzo chce być większy!  Jednak czasami płacze, a nam wtedy pękają serca... Ostatnio, gdy okazało się, że kość się nie zrasta, konieczne było pobranie tkanki z biodra... Kolejna operacja, duża rana, ból... Gdy się obudził, zapytał mnie ze łzami: "Dlaczego, mamusiu, pozwoliłaś im wyciąć mi kość...?".  Już 24 stycznia rozpoczynamy kolejny etap leczenia. Tym razem wydłużanie kości udowych... Hubcio tak bardzo nie może się doczekać kolejnych centymetrów, które mu przybędą! Ma być ich aż 5 – dla synka to ogroma różnica! Przed nami jeszcze wiele etapów walki o zdrowie, sprawność i życie bez bólu. Będziemy iść tą drogą tak długo, jak długo Hubcio będzie tego chciał. On jest taki dzielny... Synek mówi, że chce być tak duży, jak tata, mieć proste kości i być zdrowy. Nie marzy o nowych zabawkach, tylko o tym… Chciałby po prostu żyć tak, jak inni chłopcy w jego wieku. Nieustannie się z nimi porównuje. Różnica jest przecież widoczna gołym okiem... Dzięki operacjom może stać się zdrowym i szczęśliwym chłopcem! Cena za to jest jednak gigantyczna… Prosimy o pomoc, by ten mały, wielki człowiek dostał swoją szansę. Bez Was się nie uda! Prosimy, bądź z Hubciem! ➡️ Strona Hubcia na FB: Duży jak tata ➡️ szczecin.tvp.pl – Od urodzenia walczy z dysplazją. By wyzdrowiał potrzeba pieniędzy 

51 703,00 zł ( 17.08% )
Still needed: 250 903,00 zł
Gabriel Cybula
13 days left
Gabriel Cybula , 11 years old

Chromosom szczęścia - pomagamy Gabrysiowi!

Gabryś to mój wyczekany skarb. Po urodzeniu trzech córek informacja, że zostanę mamą chłopca, była niezwykle radosna. Starannie przygotowywałam każdy kąt, odliczałam dni, aż pojawi się na świecie. Niewinna istota zmieniająca całe życie. Niestety, już od pierwszych chwil życia Gabryś zmaga się z chorobą, która będzie z nim na zawsze. Zespół Downa, i jego konsekwencje, które często są niezwykle trudne do pokonania.  Kocham jego płaski nosek i skośne oczka. Kocham ten bezinteresowny uśmiech, który budzi mnie co rano. Gabryś jest jedną z najbardziej radosnych osób, jakie poznałam w swoim życiu. Dla mnie jest najpiękniejszy i najbardziej wyjątkowy!  Niestety, synek, mimo że w tym roku skończy 8 lat, wciąż ma problemy z mową. Pojedyncze słowa to za mało, by mógł poczuć się pewnie. Tak naprawdę każdego dnia staramy się, by komunikacja była jak najlepsza, by Gabryś mógł porozumiewać się nie tylko z nami, ale także ze swoimi rówieśnikami, którzy są dla niego tak ważni.  To jednak nie jedyne zmartwienie, z którym zmagamy się na co dzień. Chore serce, problemy z oczami, alergie, wizyty u specjalistów takich jak pulmonolog, laryngolog, psycholog - to nieodłączna część życia Gabrysia.  Z zespołem Downa da się żyć, świetnie funkcjonować i cieszyć każdą chwilą. Pomimo, że dzieci te muszą walczyć dwa razy bardziej o wszystko to, co dzieci zdrowe są w stanie zrobić same, to są tak samo wrażliwe, mają te same troski i problemy. Tak samo łatwo można je skrzywdzić, rozbawić i wzruszyć. Gabryś to moja iskierka szczęścia. Chciałabym przychylić mu nieba, jeszcze bardziej chciałabym mieć pewność, że kiedy mnie już zabraknie, on sobie poradzi. Wydatki związane z rehabilitacją i terapiami Gabrysia powoli zaczynają przytłaczać, dlatego jestem tu i proszę o pomoc.  Alina - mama Gabrysia

7 065,00 zł ( 17.08% )
Still needed: 34 297,00 zł
Olek Gawlik
Olek Gawlik , 6 years old

Lista diagnoz rozbiłaby dorosłego❗️Olek potrzebuje Twojego wsparcia❗️

Olek urodził się jako skrajny wcześniak. Jego stan był na tyle ciężki, że kazano nam się z nim żegnać – sepsa bakteryjna, martwicze zapalenie jelit… W 8 dniu życia potrzebna była operacja wycięcia części jelit i założenie stomii, a dwa dni później operacja serca. Oluś miał wtedy 1% szans na przeżycie. W szpitalu spędził swoje pierwsze sześć miesięcy. Przeszedł jeszcze operację oczu, laserokoagulację siatkówki, transfuzję krwi, zapalenie płuc, gronkowca, wylewy dokomorowe II stopnia… W tym przerażającym okresie oddychał za niego respirator. Rokowania nie były najlepsze. Lekarze mówili, że nigdy nie będzie chodził, siedział, nie będzie świadomy świata wokół siebie. Zaczęliśmy rehabilitację i przed 2 rokiem życia synek zaczął się czołgać, potem usiadł, a w wieku 3 lat stanął na nogi! Mowa też ruszyła do przodu mimo prognoz, że przez afazję nigdy nie będzie mówił. W 2024 roku Olek skończył 6 lat. Chodzi i mówi, mimo że opóźnienie psychoruchowe jest widoczne. Jednak stale dochodzą nowe diagnozy. Wiedzieliśmy o dysplazji oskrzelowo-płucnej, małogłowiu, afazji, mózgowym porażeniu. Później doszło upośledzenie odporności, zaburzenia czucia głębokiego, zaburzenia SI… Wszystko to wiąże się z nowymi terapiami i rehabilitacją. Gdyby tego było mało, to gdy już mieliśmy nadzieję, że to koniec i ta teczka diagnoz w końcu się zamknie, synek dostał pierwszego poważnego ataku padaczki. Później wyszło porażenie fałdów głosowych oraz zwichnięcie krtani, niepełnosprawność intelektualna w stopniu lekkim, a także jesteśmy w trakcie diagnozy ADHD oraz jest podejrzenie spektrum.  Tyle nie przeszedł niejeden dorosły, a nasz Olek dzielnie wszystko znosi. Chcielibyśmy mu pomóc, zapewnić badania, by unormować choćby problemy jelitowe, potem turnusy rehabilitacyjne, zabieg tlenoterapii, sprzęt rehabilitacyjny… To przerażająca myśl, że zdrowie dziecka jest uzależnione od tego czy zbierzemy potrzebne środki. Dlatego prosimy, wesprzyjcie nas w tej walce. Dominika i Mateusz, rodzice ➡️ Facebook – Co u Olka? - Olek Gawlik ➡️ Instagram

7 265,00 zł ( 17.07% )
Still needed: 35 289,00 zł
Igor Olejnik
Igor Olejnik , 15 years old

OSTATNI MOMENT❗️Nie pozwól, by szansa na leczenie przepadła bezpowrotnie... Razem dla Igora❗️

Igor od zawsze był niższy od rówieśników. Zaniepokojeni rozwojem syna już parę lat temu zaczęliśmy szukać przyczyny u lekarzy, jednak za każdym razem słyszeliśmy, że z czasem wzrost „ruszy” jak u reszty nastolatków. Niestety, tak się nigdy nie stało...! Dopiero parę tygodni temu dowiedzieliśmy się, że za niskim wzrostem Igora stoją poważne diagnozy – karłowatość i niedoczynność przysadki. Co gorsza, kości naszego syna starzeją się szybciej, niż wskazuje na to jego wiek, przez co jego leczenia nie obejmuje już refundacja! Wieści o chorobie syna oraz tym, że na terapię hormonem wzrostu w ramach NFZ jest już za późno – spadły na nas właściwie jedna po drugiej… Dziś nasz syn ma zaledwie 150 cm i bez leczenia już nie urośnie! Jedyną szansą jest podawanie hormonu wzrostu prywatnie. Lekarze ocenili, że to już OSTATNI MOMENT, by terapia przyniosła efekty i dała naszemu synowi szansę na „normalny” wzrost. Wiedzieliśmy, że nie mamy ani chwili do stracenia. Natychmiast rozpoczęliśmy podanie leku. Niestety, fiolka hormonu wzrostu to koszt aż 3500 zł. Wystarcza ona na zaledwie 25 dni, a przed naszym dzieckiem co najmniej 12 miesięcy leczenia!  Mimo najlepszych chęci nie jesteśmy w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie – jesteśmy rodziną wielodzietną, mamy czworo dzieci. Najmłodsza córeczka ma zaledwie 2 miesiące… Nie możemy jednak dopuścić, by ostatnia szansa na zdrową i szczęśliwą przyszłość Igora przepadła bezpowrotnie.  Dodatkowo okazało się, że 8-letni brat Igora również wymaga terapii hormonem wzrostu. Ze względu na to, że jest znacznie młodszy, kwalifikuje się jednak do refundowanego leczenia… Walczmy więc tylko o Igora. Nie chcemy, by patrzył do góry na młodsze rodzeństwo – zastanawiając się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby on dostał taką samą szansę… Wszyscy wiemy, jak ważne są zdrowe kości i prawidłowy wzrost. Jako rodzice zdajemy sobie także sprawę, że syn nigdy nie będzie jednym z najwyższych mężczyzn, jednak dzięki leczeniu ma szansę rozwijać się i czuć normalnie. Nie możemy znieść myśli, że Igor będzie szedł przez życie nieodwracalnie okaleczony przez chorobę, wiedząc, że mogliśmy coś zrobić! Prosimy, pomóżcie nam zawalczyć o jego zdrowie i przyszłość!  Rodzice Igora

9 535,00 zł ( 17.07% )
Still needed: 46 317,00 zł
Filip Chaczyński
Filip Chaczyński , 4 years old

❗️Przeszedł już 7 operacji serca, a to wciąż nie koniec – pomóż Filipkowi❗️

Filipek jest jeszcze małym dzieckiem, a tym, co przeżył, można by obdzielić kilkoro dorosłych... Początek jego życia wiązał się z dramatyczną walką o każdy dzień, każdy oddech, każde uderzenie chorego serca... Prawie rok mieszkaliśmy w szpitalu, gdzie nasz syn przeszedł 7 operacji. Nie ma słów, by opisać, jaki był dzielny i jakie ciężkie przeżycia przypadły nam w udziale... Chyba nigdy nie baliśmy się tak bardzo, jak wtedy, gdy okazało się, że nasz synek ma wadę serca... Dowiedzieliśmy się na badaniach prenatalnych. Oprócz radości z nowego życia pojawił się wtedy strach. Filip musiał urodzić się w specjalistycznym szpitalu, oddalonym 350 km od domu. Od razu po porodzie, zamiast w nasze kochające ramiona, trafił pod kroplówkę... Dostał lek utrzymujący go przy życiu. Dodatkowo sytuację utrudniała pandemia i rozłąka... Po kilku badaniach okazało się, że wada serca, jaką ma Filipek, jest jeszcze bardziej skomplikowana niż zdiagnozowano to prenatalnie. Synek ma przerwany łuk aorty, wspólny pień tętniczy i ubytki w przegrodach międzykomorowej i międzyprzedsionkowej. To bardzo ciężka wada, krytyczna... Bez natychmiastowej interwencji lekarskiej Filipka czekałaby śmierć. Czasami wadę serca wystarczy zoperować i po kilkunastu dniach wraca się do domu. Naszego synka czekała jednak naprawdę zacięta walka o życie... W szpitalach spędziliśmy 11 trudnych miesięcy. Filipek przeszedł 7 operacji serca. Tak, otwierano go 7 razy, bo co chwilę coś było nie tak... Przez ponad 6 miesięcy był pod respiratorem. Były chwile, w których było naprawdę krytycznie... Śmiertelne zakażenie pałeczką ropy błękitnej, sepsa. Dzięki cudownym lekarzom i woli życia naszego synka udało się uratować jego życie... Po niemal roku walki opuściliśmy szpital, który stał się prawie naszym drugim domem. Synek poznał w końcu prawdziwy dom, swój pokoik, łóżeczko. Niestety to nie oznaczało końca walki...  Przez operacje i silne leki synek stracił słuch. Ma niedosłuch aż o wysokości 100 db na oba uszka. Przez to, że tak długo był zaintubowany, miał porażoną krtań i nagłośnię, dlatego nie wydawał głosu. Nie radził sobie z samodzielnym jedzeniem. Był i jest jednak cudownym, kontaktowym dzieckiem, obdarzonym ogromną wolą życia. Mimo że jego stan zdrowia jest wciąż naprawdę ciężki, tak często się uśmiecha, a uśmiech ten dodaje wiary w lepsze jutro. Dziś Filipek wciąż oddycha przez rurkę i jest karmiony przez sondę. Stan jego serca nie pozwala na ćwiczenia ze względu na niską saturację, ale kardiologicznie jest stabilnie. Chociaż wciąż czeka nas przetoka do zamknięcia, lekarze czekają, bo być może uda się uniknąć operacji. Jest możliwość cewnikowania, ale do czasu decyzji jeździmy na kontrole. Synek przeszedł też zabieg wszczepienia implantu, ale przez źle dobrane leki przeciwkrzepliwe pojawił się krwiak podczaszkowy. Implant się wysunął i niestety, prawdopodobnie czeka nas reoperacja. Przez operacje i pobyty w szpital rozwój synka wciąż jest opóźniony... Ale na szczęście pomiędzy chwilami grozy zdarzają się chwile szczęścia – Filipek zaczyna trochę chodzić za rękę!  Robimy co w naszej mocy, by Filipek miał wszystko, czego mu potrzeba, jednak koszty tej walki zaczynają nas przerastać. Turnusy, dojazdy, do tego rehabilitacja i leczenie... Prosimy, pomóż nam! Rodzice Filipka 

3 086,00 zł ( 17.06% )
Still needed: 15 000,00 zł