Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Michał Majda
Michał Majda , 8 years old

Michaś wygrał walkę o życie. Teraz walczy o samodzielne kroki!

Michaś urodził się jako wcześniak z niedotlenieniem, dysplazją oskrzelowo-płucną i obustronnymi leukomalacjami okołoporodowymi. W siódmej dobie od narodzin jego stan gwałtownie się pogorszył. Mimo zatrważających informacji od lekarzy, syn pokonał wszystkie trudności i wygrał najtrudniejszą walkę – o życie… Po wizycie na oddziale neurologii dziecięcej przyszedł czas na kolejne niepokojące wieści. U Michała zdiagnozowano zespół Westa, a do wszystkiego doszło jeszcze skrzywienie kręgosłupa, wada wzroku, mózgowe porażenie dziecięce, opóźnienie rozwoju mowy, niepełnosprawność intelektualna i padaczka. Synek jest pod stałą opieką poradni neurologicznej, okulistycznej, logopedycznej, gastrologicznej, psychologicznej, pediatrycznej i rehabilitacyjnej.  Dzięki codziennej rehabilitacji i terapii farmakologicznej Michaś dzielnie walczy o nadganianie wszystkich zaległości i jak najlepszy rozwój. Syn nie jest jednak samodzielny i wymaga naszej całodobowej opieki. Potrafi sam siadać, ale jest w stanie utrzymać się na nogach jedynie przy pomocy pionizatora. Mimo tak wielu przeciwności Michaś się nie poddaje. Każdego dnia wkłada ogromny wysiłek w zajęcia pod okiem fizjoterapeutów. Nie traci nadziei ani sił do działania. Bardzo lubi słuchać muzyki, która go uspokaja i przebywać w otoczeniu zwierząt. Jest naszym największym skarbem. Robimy co w naszej mocy, aby zawalczyć o jego przyszłość.  Niestety sami nie jesteśmy w stanie opłacić wszystkich zajęć, dzięki którym nasz syn mógłby się prawidłowo rozwijać. Chcielibyśmy, aby Michaś kiedyś powiedział do nas kilka słów i zrobił samodzielnie choć parę kroków. Nie uda się to jednak bez systematycznych turnusów rehabilitacyjnych, które są bardzo kosztowne. Bardzo prosimy Was o wsparcie!  Mariusz, tata

3 928,00 zł ( 18.74% )
Still needed: 17 030,00 zł
Paweł Piaskowski
6 days left
Paweł Piaskowski , 51 years old

Aby móc wziąć wnuczki za ręce i pójść z nimi na spacer

To miał być poranek jak każdy inny. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę do pracy. Nie zdawałem sobie sprawy, że tego dnia tak wiele się zmieni, że rozpocznie się moja walka o życie, zdrowie i sprawność. Takich rzeczy nie da się przewidzieć, a w kilka sekund bezpowrotnie zmieniają naszą codzienność… Pamiętam pojazd, który zbliżając się do mnie z naprzeciwka, zaczął zjeżdżać na mój pas ruchu. Odruchowo zacząłem odbijać w prawo, próbując uniknąć zderzenia czołowego i.... więcej nie pamiętam.  Po trzech tygodniach śpiączki obudziłem się w szpitalu, próbując na nowo ułożyć sobie w głowie rzeczywistość. Nie mogłem ruszać nogami, a ręce były jakby nie moje. Gdy chciałem spytać pielęgniarki, co się stało, zorientowałem się, że nie mogę wydobyć z siebie głosu. Dopiero później powiedziano mi, że gdy z miejsca wypadku zabierała mnie karetka, byłem jeszcze przytomny. Spędziłem kilkadziesiąt minut w zakleszczonym samochodzie. Moja klatka piersiowa była pogruchotana, a płuco przebite.  Nagle zaczęło nasuwać się mi się na myśl wiele pytań: czy ja będę mówił? Czy dam radę chodzić, skoro nawet nie mogę ruszać nogami? Samodzielnie nie mogłem nawet zmienić pozycji na łóżku. Ja, który byłem zawsze sprawny fizycznie, nie mogłem zrobić nic, co było banalnie proste. Myślałem, że to jakiś koszmar...  Przy wypisie do domu lekarz, który przyjmował mnie na intensywną terapię, powiedział, że miałem dużo szczęścia. Mój organizm nie chciał się poddać i walczył.  Zdałem sobie sprawę, że teraz pozostaje mi już tylko to samo.  Wróciłem do domu, gdzie czekała już na mnie żona, syn, córka i wnuczki. Uświadomiłem sobie, ile strachu się przeze mnie najedli. Nie chciałem dokładać żonie obowiązków, ale wiedziałem, że gdyby nie ona, nigdy nie dałbym sobie rady. To ona mnie myła, zmieniała pampersy, ubierała, pielęgnowała, podawała posiłki i leki. Pomagała mi we wszystkim. Pocieszała i dodawała mi otuchy w najtrudniejszych chwilach po powrocie do domu.  Nagle wszystkie, nawet najbardziej banalnie proste czynności stały się dla mnie barierą nie do pokonania. Często z niepokojem zastanawiałem się, co będzie dalej. Na początku byłem przekonany, że to tylko chwilowe kłopoty i najdalej za pół roku dam radę wrócić do pracy, że złamanie się szybko zrośnie i lekarze usuną metalowe zespolenie z nogi. Później odbędę trochę rehabilitacji, wróci głos i czucie w całym ciele.  Nie wiedziałem wtedy jak bardzo się mylę. Tylko moja żona, widząc w jakim byłem stanie, mówiła, że to na pewno potrwa o wiele dłużej niż pół roku. Miała zupełną rację, co przyznałem jej jednak znacznie później. Mając takie wsparcie musiałem walczyć. Sił dodawały mi moje dwie malutkie wnusie. Patrząc jak one rosną, ja cały czas łudziłem się, że będę chodził zanim one zaczną. To była moja kolejna pomyłka.  Nawet pierwsze wizyty u lekarzy, które były bardzo utrudnione ze względu na pandemię COVID-19, nie napawały mnie optymizmem. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na zaniedbanie mojego planu ćwiczeń, który cały czas wykonywałem w domu.  Były chwile, w których chciałem to wszystko przerwać, bo nie widziałem kompletnie żadnych efektów. Moja żona wie ile kosztuje mnie to wysiłku. Tak naprawdę to jej zawdzięczam to wszystko do czego powoli dochodzę, choć do mety jeszcze bardzo daleko. Droga do sprawności jest pełna przeszkód, których sam nie będę w stanie pokonać. Obiecałem, że nie przestanę walczyć, ale sam nie jestem w stanie uzbierać środków na turnus rehabilitacyjny, dlatego bardzo Was proszę o wsparcie! Paweł

13 452,00 zł ( 18.73% )
Still needed: 58 357,00 zł
Piotr Majcher
Piotr Majcher , 11 years old

Mały sportowiec w najważniejszych zawodach o sprawność❗️

Piotrek kocha sport i ruch. Zamiast spędzać czas w domu, grał w piłkę, trenował judo… Ale pewnego dnia kontuzja kolana i ciągnąca się za nią diagnoza sprawiła, że to, co kocha najbardziej, musiał odłożyć na później.  15 grudnia 2023 roku na treningu Piotrek skręcił nogę w kolanie, za czym poszło uszkodzenie wiązadeł. Przeszedł szereg badań, był rehabilitowany, bo to właśnie ćwiczenia miały pomóc. Ale po 6 miesiącach rehabilitacja nie przyniosła żadnego efektu i zapadła decyzja o operacji. Trzeba wykonać rekonstrukcję ACL oraz stabilizację rzepki. Ale operacja zaplanowana na październik została przełożona przez zapalenie płuc z powikłaniami. Mama Piotrusia od prawie dwóch tygodni przebywa z nim w szpitalu ze świadomością, że czeka ich jeszcze długi pobyt. Ustalono drugi termin na początek listopada 2024 roku, dlatego już teraz chcemy zebrać środki na rehabilitację po zabiegu. Ma ona trwać do roku, by Piotruś w pełni odzyskał sprawność w nodze i mógł się rozwijać dalej. Dla sportowca pełna sprawność wiele znaczy, dlatego też liczę na naszą „Sportową rodzinę”.  Kochani, prosimy o choćby najmniejsze wpłaty, grosz do grosza. Wszyscy wiemy, jakie są terminy, stąd ta zbiórka – rehabilitację trzeba zrobić prywatnie. Musimy też zakupić niezbędny sprzęt do rehabilitacji domowej np. gumy oporowe, odpowiednie zalecane stopniowo obciążenia itp. Wierzę w dobrych ludzi, dlatego w imieniu naszego sportowca i jego rodziców proszę o pomoc w opłaceniu rocznej rehabilitacji Piotrusia! Trenerka judo, Jola.

2 986,00 zł ( 18.71% )
Still needed: 12 972,00 zł
Adaś Orlik
Urgent!
Adaś Orlik , 3 years old

I wish I could wake up from this nightmare! DMD is a terminal disease that is killing my son! 

"Dear son, I was so happy when I learned I was pregnant with you, heard your heartbeat, and saw you as a little "bean" on a sonogram. I was lucky to find out about you from the very beginning. Pregnancy made my wish come true. I already believed that my prayers for your health were listened to. Unfortunately, you suffer from a severe genetic disorder - Duchenne muscular dystrophy.  When I look at you, I cannot believe that the disease will take away all the milestones you achieved - muscle strength in your legs and arms, trunk, lungs, and eventually heart, leaving you for a slow, agonizing death. As a mother, how can I sit there and watch you go through this?  I wish I could wake up from this nightmare, but I can't. Every day, I refuse to think about the symptoms of the disease, although I am perfectly aware of the inevitable. I won't accept it, although I know it is going to happen either way. When I realize it, I feel helpless and desperate. I feel like my world has been falling apart - no mother wants her beloved child to suffer from such a terrible disease.  I wish I could protect you from its consequences, but I can't.  Despite my positive attitude, no one can see tears rolling down my eyes. When I look at you, I cannot believe you would experience such a terrible fate. You are such a happy boy! I gave you life, and I don't want you to suffer.  Despite that, I know that we will experience happy moments.  Eventually, you will start to talk, which shouldn't be affected by the disease. You will get to know the world, which you will find interesting.  You will still manage to learn new things, develop your hobbies, meet new people, and visit new places. You must make it on time until you cannot walk and have no strength. I will support you in everything. I am there for you.  I love you so much, and I will do everything to let you enjoy your life. My love for you makes me stronger! I will fight for your health! I will keep track of the medical progress. I will do my best to make you defeat the disease on time so that the negative scenarios that come to my head do not come true. I will search for solutions all over the world for you.  Maybe the early diagnosis you received makes sense? Maybe the reason you came to this world in modern times, not in the past, is that there will be more treatments  available for you soon.  Either way, I cry a lot, preparing for your battle. I will never accept our fate. I must stay strong for you, although sometimes I feel so weak." The DMD can affect anyone since the gene responsible for muscle regeneration is one of the largest genes in the human body and is most prone to mutation, of which the outcomes are terrifying.  Adaś cannot receive a drug available in Poland, which slows down the progress of the disease.  The drug we are raising funds for is only applicable to patients with a specified DMD gene mutation, and Adaś is one of them.  Unfortunately, the gene therapy costs almost 16,000,000 zlotys!  Important information according the fundraising goal: The cost of the drug itself is USD 3.2 million and does not include the costs of the flight to the USA, hospitalization, several months' stay in the USA for health check-up after administration of the drug, or rehabilitation. The fundraising goal was estimated based on the current dollar exchange rate and information on the estimated remaining costs associated with administering the drug, and will be updated depending on significant changes in the drug price or the exchange rate and on how money is collected from other sources. We also hope that the price of the drug will drop, because other pharmaceutical companies are working on similar gene therapy, but we do not know when the drug from other companies will be approved. However, we cannot wait for it with folded hands, because it may turn out that Adam will be at the age when he will no longer be eligible for gene therapy. However, if we collected too little money, most of it would be allocated to another child with DMD, as well as to Adam's rehabilitation, which, as the disease progresses, will be the most important factor in keeping him alive as long as possible.” We obviously cannot afford it! Time is running out - the drug must be administered between 4 through 5 years of age. The sooner Adaś receives it, the fewer muscles are affected. We believe it will stop the disease!  Please support and share our fundraiser. Any donation matters! The mother –––––––––––––––––– 🇩🇪 Ich würde gerne aus diesem Albtraum aufwachen ❗️ DMD ist eine tödliche Krankheit, die meinen Sohn tötet! „Mein Sohn, du hast mich vom ersten Moment an glücklich gemacht, als der Arzt Deine Existenz bestätigte, der Schlag deines kleinen Herzens, als du noch eine kleine „Bohne“ warst. Ich hatte das Glück, von Anfang an zu erfahren, dass du hier bist und dich weiterentwickelst. Die Schwangerschaft war für mich der wahrgewordene größte Traum. Ich habe bereits geglaubt, dass jemand auf meine Bitte gehört hat, dass du gesund aus die Welt kommst. Allerdings leidest Du an einer genetischen Erkrankung. Leider an einer sehr schweren Erkrankung: Duchenne-Muskeldystrophie (DMD). Wenn ich Dich anschaue, kann ich nicht glauben, dass die Krankheit Dir nach und nach alles, was Du bisher gelernt hast, nehmen würde, dass sie nach und nach die Kraft in den Beinen, dann in den Armen und dann im Rumpf, in der Lunge und dem Herzen rauben wird und Dich zu langsamen Qualen unter der lebenserhaltenden Ausrüstung verurteilt. Wie kann eine Mutter dem hilflos zusehen... Ich wünschte, ich könnte aus diesem Albtraum aufwachen, aber ich kann nicht. Jeden Tag versuche ich zu leugnen, was dich bedroht, obwohl ich genau weiß, was dich bedroht. Ich bin damit nicht einverstanden, ich möchte nicht damit einverstanden sein, aber ich weiß auch, dass ich keinen Einfluss darauf habe. Immer wieder, wenn ich mir dessen bewusst werde, fühle ich mich hilflos und verzweifelt ... Ich habe das Gefühl, dass meine Welt zusammenbricht, weil das nicht die Zukunft ist, die sich eine Mutter für ihren geliebten Sohn wünscht. Ich würde Dich gerne vor den Folgen dieser Krankheit schützen, aber ich fühle mich machtlos. Auch wenn ich versuche, positiv zu sein, fließen im Geheimen immer wieder Tränen ... Und dann schaue ich Dich an und wieder kann ich nicht glauben, dass Dir so etwas passieren würde. Du bist so ein fröhliches Kind. Ich habe Dir das Leben gegeben und ich möchte nicht, dass es nur Leiden bedeutet. Ich weiß, dass uns trotz allem noch schöne Momente erwarten. Du wirst noch anfangen, zu sprechen, was die Krankheit nicht wegnehmen sollte. Du wirst die Welt erkunden, die Dich von Anfang an so sehr interessiert. Du wirst viel lernen, Deine Leidenschaften entwickeln, neue Leute kennenlernen und viele neue Orte besuchen. Wir müssen das alles schaffen, solange du laufen kannst, solange du genug Kraft hast. Ich werde Dich in allem unterstützen, mein Sohn. Ich bin hier, um dich zu lieben. Ich liebe Dich sehr und werde alles tun, damit Du das Leben trotz allem genießt. Meine Liebe zu Dir gibt mir die Kraft zu kämpfen! Ich werde um Deine Gesundheit kämpfen! Ich werde den medizinischen Fortschritt verfolgen. Ich werde alles tun, was in meiner Macht liegt, um Dir zu helfen, die Krankheit zu überwinden, damit die düsteren Szenarien, die mir von Zeit zu Zeit in den Sinn kommen, nicht wahr werden. Ich werde überall auf der Welt Unterstützung für Dich suchen. Vielleicht hatte es einen Sinn, dass Du so schnell diagnostiziert wurdest. Vielleicht habe ich deshalb so lange auf deine Geburt gewartet, damit Du in Zeiten geboren wirst, in denen Du mit dem medizinischen Fortschritt Schritt halten kannst. Aber ich weine trotzdem. Ich sammle Kraft für diesen Kampf, denn damit werde ich mich nie abfinden. Ich muss stark für dich sein, auch wenn ich mich manchmal so schwach fühle ...” Die Krankheit kann jeden treffen, da das für die Muskelregeneration verantwortliche Gen das längste Gen im menschlichen Körper ist und daher leicht mutieren kann, was dramatische Folgen haben kann. Das Medikament, für das wir Geld sammeln, ist nicht für jeden Jungen mit DMD geeignet. Es kommt auf die jeweilige Mutation an. Adam gehört zu der Patientengruppe, die es aufnehmen können. Ein anderes in unserem Land erhältliches Medikament, das nur das Fortschreiten der Krankheit verlangsamt, ist für Adam nicht geeignet. Die einzige Chance für ihn ist die Gentherapie, die 3.2 Mio USD kostet. Diese Summe liegt außerhalb unserer Reichweite und das Medikament kann in einem engen Altersbereich verabreicht werden. Je früher es verabreicht wird, desto weniger Muskeln wird unser Adam verlieren. Wir hoffen aber vor allem, dass dadurch das Fortschreiten der Krankheit gestoppt wird. Wir möchten alle Leute bitten, die das lesen, uns zu unterstützen und Informationen über unsere Spendenaktion mit Menschen zu teilen, die helfen möchten. Jede Spende zählt. Wir hoffen sehr, dass wir mit Eurer Hilfe, diese hohe Summe rechtzeitig aufbringen werden.  Wichtige Informationen bzgl. der Höhe des Spendeziels: Die Kosten für das Medikament selbst betragen 3,2 Millionen US-Dollar und beinhalten nicht die Kosten für den Hinflug in die USA, Krankenhausaufenthalt, mehrmonatigen Aufenthalt in den USA zur Gesundheitsuntersuchung nach der Verabreichung des Medikaments oder Rehabilitation. Das Spendenziel wurde auf der Grundlage des Dollar-Wechselkurses und Informationen zu den geschätzten verbleibenden Kosten im Zusammenhang mit der Verabreichung des Medikaments geschätzt und wird in Abhängigkeit von wesentlichen Änderungen des Medikamentpreises bzw. Dollar-Wechselkurses und der Art und Weise, wie Gelder aus anderen Quellen gesammelt werden, aktualisiert. Wir hoffen auch, dass der Preis des Medikaments senken wird, da andere Pharmaunternehmen an einer ähnlichen Gentherapie arbeiten. Wir wissen jedoch nicht, wann das Medikament anderer Unternehmen zugelassen wird. Wir können nicht mit gefalteten Händen darauf warten, denn es könnte sich herausstellen, dass Adam dann in dem Alter wird, in dem er sich für die Gentherapie nicht mehr qualifizieren wird. Wenn wir jedoch zu wenig Geld sammeln würden, würden wir das meiste davon einem anderen Kind mit DMD zukommen lassen und für die Rehabilitation von Adam, die mit fortschreitenden Krankheitssymptomen der wichtigste Faktor sein wird, um ihn so lange wie möglich am Leben zu halten.

2 801 356,00 zł ( 18.67% )
Still needed: 12 198 644,00 zł
Karolina Cybula
Karolina Cybula , 29 years old

To nie musi być wyrok❗️Nie z Twoją pomocą❗️

Minęły 2 lata, w których mój stan zdrowia niestety uległ znacznemu pogorszeniu! Pomoc drugiemu człowiekowi i działanie na jego rzecz to było dla mnie całe życie... Dziś moje życie trochę się zatrzymało i znów proszę o pomoc. Moja historia: Kochani, dzięki Waszej pomocy udało mi się zebrać sporą kwotę na opłacenie rehabilitacji. Niestety, w przypadku Mózgowego Porażenia Dziecięcego ta rehabilitacja będzie mi potrzebna do końca życia...  Dlatego raz jeszcze ośmielam się prosić o wsparcie. Mimo choroby nigdy nie pomyślałabym, żeby się poddać, nigdy nie zgodziłabym się na to, by całkowicie przejęła nade mną kontrolę. Od urodzenia zmagam się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Nie wiem, jak wygląda zwyczajne, sprawne życie, ale nie przeszkadza mi to, by codziennie starać się pomagać i być lepszym człowiekiem dla siebie i dla świata. Mimo codziennych problemów z kręgosłupem i operacji ortopedycznych nie załamię się, bo czuję, że mogę żyć niemal tak, jak inni zdrowi ludzie. Bo duch silniejszy jest niż ciało, a lata walki z przeciwnościami uczyniły mnie skałą. Skałą, która niestety też się kruszy, bo ciało nie zawsze chce współpracować. Ból jest najgorszy, bo świadczy o tym, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Znam go zbyt dobrze, ponieważ w mniejszym lub większym stopniu towarzyszy mi od zawsze. Za mną wiele rozległych operacji, lata życia z bólem kręgosłupa, który jest bardzo silny. Niestety wielokrotnie zaburza funkcjonowanie. Dzięki rehabilitacji, która na razie jest bardzo bolesna, przez dwa dni nie czułam bólu kręgosłupa. Oddałabym bardzo wiele za normalność i nie poddam się, choćbym miała to okupić największym bólem świata. Na skutek wielu infekcji układu oddechowego, w tym ciężkiego zapalenia płuc, które zaczęły się w 2022 roku, zaczęły się moje problemy z sercem. Wielokrotnie modyfikowane leczenie farmakologiczne, hospitalizacje nie przynosiły poprawy. W 2023 po przechorowaniu kolejnej infekcji doszło do rozległego zapalenia mięśnia serca i osierdzia. Po pół roku kontrolny rezonans szczęśliwie pokazał, że zmiany w dużej mierze się cofnęły! Kolejne infekcje górnych dróg oddechowych, a zaraz potem covid spowodowały, że przebyłam kolejne zapalenie mięśnia serca i osierdzia. W międzyczasie do zaburzeń rytmu serca dołączył blok przedsionkowo- komorowy II stopnia 2 typu. Objawowy i niestety wymagałam implantacji stymulatora serca. Stan mojego zdrowia budzi niepokój. Wspomniane zapalenie powiększyło obszar objęty zmianami, a każda z infekcji układu oddechowego to potencjalnie osłabienie serca. A ono nie pozostaje bez znaczenia dla porażenia mózgowego, którego skutki przecież się nie zatrzymają. Dlatego rehabilitacja musi być kontynuowana, choć zmodyfikowana i obecnie ograniczona. To duża zmiana mojego funkcjonowania dotykająca każdej sfery mojego życia. Potrzebuję specjalistycznych wizyt lekarskich i zażywania leków – najprawdopodobniej do końca życia... Koszty są stanowczo za wysokie, bym mogła opłacić ją sama. Nie ma takiej możliwości. Dlatego zdecydowałam się ponownie wyciągnąć rękę z prośbą o wsparcie. Wiem, że mogę zrobić jeszcze dużo dobrego dla świata, ale muszę być sprawna. Proszę, pomóż mi! Spójrz na mnie łaskawy wzrokiem. To dobro na pewno do Ciebie wróci! Karolina

5 826,00 zł ( 18.66% )
Still needed: 25 381,00 zł
Stanisław Szymbara
Stanisław Szymbara , 4 years old

Bez intensywnej rehabilitacji Stasia czeka kolejna operacja❗️ Ratunku❗️

Z całego serca dziękuję Wam za dotychczasowe wsparcie dla Stasia. To właśnie dzięki niemu udało się nam już tak wiele osiągnąć! Niestety, walka o zdrowie mojego synka nadal trwa, dlatego po raz kolejny zwracam się do Was z prośbą o pomoc… Nasza historia:  Tuż po porodzie u Stasia zdiagnozowano wrodzone zapalenie płuc oraz kardiomiopatię. Kiedy to usłyszałam, rozsypał mi się świat. Nie miałam pojęcia, co to oznacza. Czy on z tego wyjdzie? Byłam sama i zrozpaczona, a słyszałam tylko – weź się w garść! Przechodząc przez korytarz, kiedy szłam do inkubatora Stasia,  słyszałam w pokojach płaczące dzieci przy swoich matkach i płakałam razem z nimi. Kiedy stan Stasia się ustabilizował i dostałam go w końcu do rąk, byłam najszczęśliwsza na świecie, nie wypuściłam go z nich przez kilka godzin. Ta mała istotka już pierwszego dnia życia dostała dwa antybiotyki, zaraz później zaczęła brać kolejny przez 3 miesiące, a to był tylko początek. Kilka gipsów, podcięcie ścięgien, cotygodniowe USG mózgu, badania pęcherza, neurolodzy, neurochirurdzy, codzienna rehabilitacja...  Teraz Staś jest już po kilku operacjach, jego stan zdrowia jest stabilny, dlatego możemy postawić na rehabilitację. Ma ona kluczową rolę w walce o jego sprawność. Kiedy po operacji biodra ściągnięto mu gips, jego nóżki były jak galaretka. Straciłam wtedy nadzieję, przez kilka dni w ogóle nie ruszał nogami... Ściąganie gipsu było strasznym przeżyciem dla Stasia, a także dla mnie jako mamy. Kiedy piła przecinała kolejne warstwy skorupy, miałam ochotę krzyczeć razem z moim maluchem. Całe szczęście, to już za nami. Teraz pozostają nam wizyty kontrolne, które są bardzo kosztowne. Najdroższa jest jednak rehabilitacja. Koszty są tak duże, że nie jestem w stanie udźwignąć ich samodzielnie. Z Waszą pomocą Staś mógł już wziąć udział w turnusie rehabilitacyjnym, jednak koszty rehabilitacji z roku na rok stają się coraz wyższe… Staś, aby mógł się poruszać samodzielnie, zaczął jeździć na wózku aktywnym, Każdego dnia walczę o sprawność synka – o jego rączki, o kręgosłup, o mięśnie. Do tego wszystkiego doszły także przykurcze w biodrach oraz stale pogarsza się kondycja stópek Stasia. Lekarze mówią, że bez intensywnej rehabilitacji czeka go kolejna operacja. Niestety, turnusy związane są z ogromnymi kosztami. Proszę Was o dalsze wsparcie dla mojego synka. Staś jest tylko maleńkim chłopcem  – a musiał już tak wiele wycierpieć. Każda wpłata to szansa na właściwy rozwój i lepszą przyszłość. To właśnie teraz, gdy jest jeszcze bardzo mały – możemy wypracować najwięcej. Nie opuszczajcie nas.  Pamela - mama ➡️ Licytacje dla Stasia

19 847,00 zł ( 18.65% )
Still needed: 86 536,00 zł
Robert Bubak
Robert Bubak , 43 years old

Robert wygrał walkę o życie, teraz czeka go kolejna – o zdrowie! POMÓŻ!

W styczniu 2024 Robert zaczął źle się czuć. Przez dwa tygodnie odwiedzał lekarzy szukając przyczyny, jednak nikt nie był w stanie stwierdzić co tak naprawdę mu dolega. Padały różne przypuszczenia, ale żadne z nich nie okazało się być właściwym. Podczas ostatniej wizyty Robert był już tak słaby, że karetka z ośrodka zdrowia natychmiast odwiozła go do szpitala powiatowego. Wtedy zaczął się nasz najgorszy koszmar… W szpitalu natychmiast zdiagnozowano poprawną przyczynę, jednak stan Roberta był już krytyczny. Doszło do zatrzymania akcji serca! Lekarzom na szczęście udało się go ustabilizować i jeszcze tego samego dnia Robert został przewieziony do szpitala specjalizującego się w leczeniu chorób płuc. Tam podczas diagnostyki jego serce zatrzymało się kolejne dwa razy. Najdłuższa przerwa trwała 15 minut! Lekarze nie dawali Robertowi żadnych szans na przeżycie! Jednak Robert z wszystkich sił walczył. Przez kolejne tygodnie respirator kontrolował każdy jego oddech, jego organizm przyjmował dziesiątki leków, a aparatura podtrzymywała wszystkie funkcje życiowe. Dzięki staraniom lekarzy i silnej woli Roberta udało się poprawić jego stan zdrowia z krytycznego na ciężki. Początkowo niepracujące nerki i wątroba zaczęły odpowiadać na leczenie. Niestety Robert nie odzyskiwał przytomności – specjaliści stwierdzili niedotlenienie mózgu z zaznaczeniem, że najprawdopodobniej już nigdy nie będzie świadomy… Jednak po trzech miesiącach walki Robert zaczął wykazywać momenty powrotu świadomości i nawiązywania prostego kontaktu logicznego. Po tym czasie został przewieziony do kolejnego szpitala specjalizującego się w rehabilitacji neurologicznej. Od tego tragicznego zdarzenia minęło już pół roku. Dzięki pracy z logopedą Robert potrafi się prosto komunikować. Stan fizyczny jest jednak gorszy. Potrzebuje pilnej rehabilitacji ruchowej – dziś nie jest w stanie sam usiąść, chodzić czy jeść. Wymaga całodobowej opieki.  Niestety czas dostępnej, refundowanej rehabilitacji dobiegł końca, dlatego szukamy pomocy w pozyskaniu środków na zapewnienie Robertowi opieki w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie mamy nadzieje, że uda mu się stanąć na nogi o własnych siłach. W domu czekają na niego najbliżsi. Robert wygrał walkę o życie sam, jednak teraz potrzebuje pomocy, aby odzyskać sprawność i zdrowie! Rodzina i bliscy Roberta

16 271,00 zł ( 18.65% )
Still needed: 70 964,00 zł
Ola Majewska
Ola Majewska , 15 years old

Nie pozwól, aby choroba pokonała naszą ukochaną córeczkę!

Stan Oli pogarsza się w zastraszającym tempie! Nasza córka ma teraz 14 lat, jest w wieku dorastania i coraz częściej miewa zachwiania nastroju od płaczu po śmiech. Jest świadoma i nie może pogodzić się z tym, że każdego dnia choroba odbiera jej więcej i więcej!   Bez Waszej pomocy okrutna, śmiertelna choroba — zespół Leigha pokona Olę. Tutaj nie można czekać, ta straszna choroba jest zawsze o krok do przodu! Poznaj naszą historię: Milion myśli piętrzy nam się teraz w głowie… Przez tak krótki czas wydarzyło się tak dużo złych rzeczy! Czekaliśmy na Olę wiele, wiele lat. Gdy dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie! Teraz choroba chce nam odebrać ten skarb! Ola urodziła się 9 maja 2009 roku jako zupełnie zdrowe dziecko! Nasza córeczka od zawsze była niezwykle żywa, radosna, mądra i wrażliwa. Przez 8 lat ani przez moment choroba nie dała o sobie znać! Zaczęło się od tego, że Ola nie mogła utrzymać w ręce długopisu. Nie minął rok, a nasza córka nie była w stanie wykonać żadnej czynności sama. Codziennie musimy ją nosić, ubierać i karmić. Obawiamy się, że niedługo w ogóle nie będzie w stanie niczego przełknąć!  Badania genetyczne w 2018 r. potwierdziły ultrarzadką, nieuleczalną i śmiertelną chorobę – zespół Leigha. Pozbawia ona mózg i mięśnie energii, co skutkuje postępującą degeneracją ośrodkowego układu nerwowego. Komórki w organizmie dziecka obumierają nieodwracalnie. Przez dystonię Ola ma mimowolne, bolesne odruchy, wykręcone ręce i nogi, co utrudnia jej normalne życie. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że nie potrafimy jej tego wszystkiego wytłumaczyć. Kiedy jeszcze mogła mówić zapytała, co złego zrobiła, że nie może chodzić… Nie potrafimy opisać bólu, jaki wtedy czuliśmy! Pierwsze zmiany zachodzą w mózgu, co doprowadza do opóźnienia w rozwoju. W zastraszającym tempie dziecko traci wzrok, słuch, następnie przestaje się poruszać, ma problemy z połykaniem i oddychaniem, co zwykle doprowadza do śmierci. Nie mamy pojęcia, jak długo organizm naszej córki będzie w stanie walczyć. Dlatego my musimy walczyć za nią i razem z nią! Jak na razie nie wynaleziono skutecznego lekarstwa na tę okrutną chorobę. W przyszłości można podjąć próbę leczenia lekiem, który obecnie jest w USA w fazie eksperymentu, ale do tego czasu organizm dziecka musi być w dobrej kondycji. Dlatego robimy co możemy, aby wspomagać odbudowę i pracę mitochondriów, które obumierają. Niestety do tego potrzebne są duże dawki najlepszych suplementów, które są koszmarnie drogie. Do tego dochodzą wizyty lekarskie u specjalistów i rehabilitacja. Ola nie jest już w stanie samodzielnie jeść i pić, od kilku lat nie może rysować, ani pisać. Jeszcze rok temu z naszą pomocą dawała radę obsługiwać laptop dotykowy. Teraz choroba odebrała jej i to...  Musimy zrobić wszystko, aby poprawić codzienność naszego dziecka. Pojawiły się jednak dodatkowe trudności. Ogromna skolioza sprawiła, że Ola potrzebuje NATYCHMIAST nowego, specjalistycznego wózka.  Okazało się, że nasz synek też jest chory. Badania wykazały, że brat Oli też ma uszkodzony gen NDUFS7, tylko u niego jeszcze nie występują objawy. Staramy się być silni, ale widząc, jak cierpi nasza ukochana córeczka, powoli nie dajemy rady. Wiemy, że musimy być podporą dla naszych dzieci, ale jest to bardzo trudne...  Mięśnie w całym ciele Oli są bardzo napięte i powodują ogromny ból! Dlatego konieczna jest systematyczna rehabilitacja. Ponadto, aby ulżyć jej w cierpieniu, musi przyjmować bardzo drogie, nierefundowane suplementy.  Choroba córki, obawa o syna, brak środków na leczenie, trudna codzienność powodują, że jesteśmy wykończeni i załamani. Nigdy nie myśleliśmy, że rodzicielstwo niesie za sobą tak potężne brzemię, które codziennie musimy nosić. Człowiek, gdyby mógł, sam by przejął na siebie cierpienie dziecka, ale niestety nie jest to możliwe. Patrzenie na ból niewinnego i bezbronnego małego człowieka jest najgorszym, co nas do tej pory w życiu spotkało. Błagamy, ratujcie nasze dziecko! Nie wyobrażamy sobie stracić córki, która jest naszym największym skarbem! Rodzice Oli

9 910,00 zł ( 18.63% )
Still needed: 43 282,00 zł
Mariusz Wilk
Urgent!
Mariusz Wilk , 45 years old

Jedyna nadzieja, by wyrwać się ze szponów nowotworu❗️Proszę o wsparcie❗️

Nowotwór to nieproszona zjawa wdzierająca się na scenę, którą jest życie chorego. Bezlitośnie rzuca cień na każdy jego aspekt. Jest bezgłośnym drapieżcą wbijającym swoje szpony w ciało ofiary, siejąc w nim wielkie spustoszenie. Każdy zakamarek umysłu wypełnia mrokiem, odbierając radość, spokój oraz resztki nadziei. Codzienność z tą chorobą staje się walką na śmierć i życie. Światła na tej scenie gasną, a pozostaje tylko ciemność i jedno kluczowe pytanie... Czy czeka mnie śmierć?  Był rok 2020. Moje życie toczyło się spokojnym rytmem u boku żony i trójki wspaniałych dzieci. Dom, praca, praca, dom. Czas płynął swoim tempem, a ja cieszyłem się z obecności bliskich. Mijał tydzień za tygodniem w sielskiej atmosferze. Mógłbym porównać ten czas do ciepłego niedzielnego popołudnia. Niestety trwało to do momentu, gdy z moim zdrowiem zaczęło się dziać coś niedobrego... Trafiłem wtedy pod opiekę specjalistów. Po licznych badaniach jak opuszczenie gilotyny usłyszałem słowa, diametralnie zmieniające życie całej naszej rodziny – choruje Pan na nowotwór złośliwy jasnokomórkowy lewej nerki...  Pomyślałem wtedy, że to koniec mojego sielskiego życia, radości z zabawy z dziećmi, wspólnych wakacji i bycia podporą rodziny... Poczułem się bezbronny w obliczu choroby, ponieważ szpony nowotworu rozrywają marzenia, a ciężar jego obecności przygniata serce. Miałem wtedy wiele sprzecznych myśli w głowie od rezygnacji i strachu po wielką siłę walki. Kiedy po diagnozie przyglądałem się mojej rodzinie, poczułem, że nie mogę ich zostawić i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by być przy nich jak najdłużej. Postanowiłem działać. Musiałem poddać się operacji usunięcia nerki, co było pierwszym krokiem w mojej walce z chorobą. Przez kolejne lata po operacji żyłem w ciągłym strachu i niepewności, regularnie poddając się badaniom kontrolnym. Niestety, w kwietniu tego roku, podczas rutynowej tomografii komputerowej, usłyszałem coś, co brzmiało jak wyrok – przerzuty do płuc i węzłów chłonnych śródpiersia. Jak się wtedy poczułem? Bezradny i zmęczony ciągłą walką o zdrowie... Tym bardziej że podjęcie paliatywnego leczenia chemioterapeutycznego, niestety nie przyniosło oczekiwanych efektów. Każdy dzień jest bólem fizycznym i emocjonalnym, a niepewność o przyszłość mojej rodziny paraliżuje całe ciało.  Konsultowałem moją sytuację z najlepszymi specjalistami onkologii w Polsce oraz za granicą. Wszyscy są zgodni, że moją JEDYNĄ NADZIEJĄ na zatrzymanie choroby i przedłużenie życia jest leczenie immunoterapeutyczne w klinice w Niemczech. To ostatnia szansa, aby móc dalej być ojcem i mężem, który z dumą patrzy, jak dorastają jego dzieci. Niestety, koszt tego leczenia jest dla mnie nieosiągalny. Pierwszy etap terapii to suma, której nie jesteśmy z żoną w stanie samodzielnie zgromadzić. Dlatego zwracam się  do Was z ogromną prośbą o wsparcie.  Pomóżcie mi walczyć o życie, abym mógł dalej czuwać nad przyszłością najbliższych. Wiem, że jeszcze nie nadszedł mój czas. Póki tli się nadzieja, będę walczył do końca. Dla żony i moich ukochanych dzieci... Mimo że wróg jest wyjątkowo silny, nie dając za wygraną, wierzę, że razem możemy go choć trochę obezwładnić i przywrócić odrobinę światła tam, gdzie on sprowadził ciemność. Mariusz

75 617,00 zł ( 18.62% )
Still needed: 330 394,00 zł