Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marianna Karwowska
Marianna Karwowska , 72 years old

Pomóż, by rak nie odebrał mi cennego czasu!

Trzy lata temu zrobiłam jak zwykle co roku, badania, w tym prześwietlenie klatki piersiowej. Prześwietlenie robiłam dzięki zaleceniom mojej doktor pulmonolog po przebytym, pięć lat wcześniej, ciężkim zapaleniu płuc. Oprócz moich zmagań z rozedmą płuc, niczego więcej się nie spodziewałam. Poszłam z wynikiem prześwietlenia do lekarza i od razu w gabinecie, doktor zadzwoniła do Instytutu Onkologii i umówiła mnie na wizytę. Wszystko działo się tak szybko… Dwa miesiące później już leżałam na sali operacyjnej, podczas operacji usunięto mi część prawego płuca. Tak, to był nowotwór złośliwy. Poruszenie w rodzinie było ogromne, a ja po cichu znosiłam ból. Po kilku tygodniach od operacji, mogłam wrócić normalnego życia emerytki. Kocham dzieci i wnuki, czuję się im potrzebna, dlatego tak bardzo chce mi się żyć! Niestety nastąpiło załamanie i nic już nie było pewne. Zaczęłam usypiać, wszędzie tam, gdzie siadałam. Widziałam zaniepokojone oczy dzieci. Za ich namową trafiłam do szpitala. Podłączono mnie do tlenu i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że do tej pory brakowało mi tchu. Brakowało mi powietrza, by oddychać. Lekarze nie chcieli mnie wypuścić do domu bez zapewnienia, że będę cały czas podłączona do koncentratora tlenu. Przynajmniej 16 godzin na dobę. Wypożyczyliśmy więc niezbędny sprzęt, a ja mogłam już być wśród bliskich. Jednak podłączona rurką do maszyny musiałam być wciąż w tym samym miejscu, więc kładłam się i siadałam i tak na zmianę. To gorsze niż myślałam. Byłam zdana na 2 metry kwadratowe, a chciałam jeszcze spacerować, rozmawiać z sąsiadkami i samodzielnie wyjść z domu. Córka znalazła dla mnie mały, przenośny koncentrator tlenu, który mogę nosić, jak torebkę. Byłam szczęśliwa, że istnieje taki sprzęt i wydałam wszystkie oszczędności, aby go kupić. Kosztował prawie 5 tysięcy. Miesięcznie wydaję na leczenie połowę emerytury. A ja chcę jeszcze otwierać oczy rano i podziwiać poranki i zachody słońca. Marzę wyrwać śmierci jeszcze wiele lat, z Bożą pomocą zobaczyć prawnuki. Jednak brakuje mi środków do dalszej walki. Dlatego proszę, pomóż mi… Każda złotówka to dla mnie szansa na szczęśliwą codzienność! Marianna   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

3 106,00 zł ( 19.46% )
Still needed: 12 852,00 zł
Piotruś Kubicki
Piotruś Kubicki , 6 years old

Okrutna genetyczna choroba nie pozwala mu mówić i chodzić! Piotruś potrzebuje Waszej pomocy!

Jesteśmy rodzicami czwórki cudownych dzieci. Jedno z nich niestety od samego początku ma dużo trudniej niż jego rodzeństwo i chyba zawsze już będzie miało… Piotruś zdecydowanie nie ma szczęścia. Los zdecydował, że przyszło mu się mierzyć z niezwykle rzadką chorobą genetyczną, zespołem Allana Herndona Dudley'a. To ona jest winna, że mózg naszego synka nie rozwija się prawidłowo! Uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego, zahamowany rozwój psycho-motoryczny oraz nieprawidłowe napięcie mięśniowe sprawiają, że nasz kochany synek nie chodzi i nie mówi! Jest całkowicie dzieckiem leżącym. W dodatku ma dużą niedowagę… Potrzebujemy natychmiastowej i regularnej rehabilitacji oraz sprzętu ortopedycznego, który pozwoli Piotrusiowi funkcjonować w domu. Tylko to daje szansę, na pokonanie przeszkód rozwojowych, które jak kłody, przygniatają nasze dziecko! Bardzo chcielibyśmy pojechać także na turnusy rehabilitacyjne, podczas których zabiegi i ćwiczenia byłyby jeszcze bardziej intensywne.  Sami nie podołamy tym kosztom. Nie mamy innego wyjścia, jak prosić o Waszą pomoc. Piotruś potrzebuje naszego i Waszego wsparcia – tylko wtedy nauczy się mówić i chodzić.  Rodzice Piotrusia

64 346,00 zł ( 19.42% )
Still needed: 266 833,00 zł
Edmund Walaszczyk
Edmund Walaszczyk , 74 years old

Miażdżyca wtargnęła do mojego życia zabierając sprawność. Proszę, pomóż mi!

Całe życie pomagałem innym, angażowałem się w akcje charytatywne. Nie przywiązywałam wagi do rzeczy materialnych – kiedy tylko mogłem, wspierałem potrzebujących. Kiedyś szczycący się statuetkami za działalność społeczną i charytatywną, teraz nie dowierzam, jak bardzo okrutny potrafi być los. Nagle to ja stanąłem w miejscu, w którym przyszło mi prosić o pomoc...   Mimo mojej trudnej sytuacji nawet przez moment nie żałowałem, że pomagałem i angażowałem się w życie innych. Przez wiele lat wraz z organizacją "Podaruj trochę szczęścia" organizowałam charytatywne bale. Los okazał się bardzo przewrotny, jednak wierzę, że jeszcze się do mnie uśmiechnie.  Stawiając innych na pierwszym miejscu, zaniedbałem siebie. Straciłem kontrolę najpierw nad moją pracą, a potem nad zdrowiem. Cały czas mocno wierzę, że dobro do mnie wróci, choć życie przez długie lata mnie nie oszczędzało. Przeżyłem już utratę dachu nad głową, ogromne problemy finansowe, a teraz w wyniku choroby straciłem nogę.  Zaczęło się niewinnie, jednak z czasem ból stał się nie do wytrzymania. Promieniował od palców stopy po całą nogę.  Cierpienie mijało się z chęcią zwycięstwa. Wiedziałem, że postępująca choroba może spowodować nieodwracalne skutki, jednak czy do takiej straty można się jakoś przygotować? Lekarze robili, co mogli, by mi pomóc, by uratować moją nogę, by nie skazać mnie na spędzenie reszty życia na wózku inwalidzkim. Niestety, 4-letnia walka z miażdżycą zakończyła się amputacją nogi. Proteza to moja jedyna nadzieja. Marzę o tym, by nie spędzić jesieni życia będąc przykutym do wózka inwalidzkiego. Chciałbym obudzić się rano z nadzieją, że jeszcze będzie dobrze, cieszyć się życiem i czerpać z niego pełnymi garściami. Proszę, pomóż mi. Sam nie dam rady!    Edmund

12 390,00 zł ( 19.41% )
Still needed: 51 440,00 zł
Piotr Trzciński
Piotr Trzciński , 33 years old

Reszta życia na wózku – brzmi jak zły sen! Piotrek cały czas walczy o sprawność

Żyłem pełnią życia, miałem plany jak każdy: ożenić się, podróżować po Europie, by zobaczyć Madryt, mieć dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, zmienić pracę, z tej studenckiej, na stałą. Jeden dzień odmienił moje życie i zniszczył wszystko. 24 sierpnia 2015 r. - pęknięcia naczyniaka, udar krwotoczny, operacja ratująca życie, śpiączka, w której pozostawałem długie 10 dni i wybudzenie, które nie przyniosło otuchy... Bo odsłoniło wszystkie skutki: głębokie porażenie czterokończynowe i najgorsze co mogło się przytrafić, czyli zależność od wszystkich we wszystkim. Kolejne dni odsłaniały inne zniszczenia – problemy z płucami, trudności z mówieniem. Nie mogłem sam jeść, pić i się załatwić. Nie mogłem przewrócić się na drugi bok w łóżku, chodzić, obejmować, nachylić się, zgiąć nogi. Nie mogłem nic. A teraz mogę niewiele więcej. Czasem tracę nadzieję na godną przyszłość. Boję się pomyśleć o tym, co za tydzień, bo przeraża mnie dziś. Po miesiącu spędzonym na OIOM-ie zostałem przeniesiony na Oddział Udarowy Kliniki Neurochirurgii w Warszawie. Spędziłem godziny na ćwiczeniach z rehabilitantami, pracowałem nad odzyskaniem mowy, uczyłem się pisać. Nie wyszedłem, ale wyjechałem ze szpitala na wózku po 5 miesiącach walki ze swoim bezwładnym ciałem. Wciąż jeżdżę na wózku inwalidzkim i jestem uzależniony od innych. Nie chcę być ciężarem. Codziennie ćwiczę z rehabilitantami i rodziną. Zmuszam swój organizm, by zaczął normalnie funkcjonować. To praca nad każdym centymetrem ciała, nad każdym palcem z osobna, bo po udarze nie było władzy nad czymkolwiek. Ale to wciąż za mało. Piotr nadal potrzebuje intensywnej i systematycznej rehabilitacji, próbował już najróżniejszych metod i korzystał z najnowszych urządzeń robotycznych w celu poprawy swojego stanu zdrowia. Nie jest to jednak takie proste, pomimo starań wielu terapeutów i przede wszystkim samego Piotra nie udało się dotąd odrzucić całkowicie wózka i uzyskać pełnej samodzielności. Piotrek robi postępy, coraz sprawniej chodzi w poręczach, bardziej świadomie kontroluje swoje ciało. Z drugiej strony w pełni świadomie dostrzega jak dużo mu jeszcze brakuje do spełnienia własnych marzeń o możliwości funkcjonowania bez pomocy innych. Nawet najmniejsze postępy podczas 5-godzinnej, rehabilitacji dają Piotrkowi nadzieje, na zbliżenie się do celu. Piotr walczy nad zwiększeniem funkcjonalność kończyn górnych. Probuje wykorzystywać je w coraz szerszym zakresie czynności. Kolejnym wyzwaniem jest słaby tułów, na którym niezwykle trudno jest zbudować większą koordynację i stabilność. Proszę, daj mi tę ostatnią szansę.

9 154,00 zł ( 19.38% )
Still needed: 38 080,00 zł
Adaś Tuchowski
Adaś Tuchowski , 8 years old

Trwa walka z czasem. Podanie komórek macierzystych musi odbyć się jak najszybciej!

Każdy dzień oddala nas od spełnienia największej nadziei związanej z leczeniem Adasia… Rozpoczęcie terapii zaplanowano na grudzień, a my wciąż nie jesteśmy gotowi! Pomóż nam zawalczyć o przyszłość dziecka!  Adaś żyje w bańce, zamknięty we własnym świecie - jest więźniem własnego ciała. A my, mimo usilnych prób, mimo ciężkiej pracy nie umiemy się przez niego przebić. Nie jesteśmy w stanie przekroczyć magicznej granicy porozumienia, która pozwoliłaby nam na normalne funkcjonowanie.  Kiedy dziecko zaczyna mówić, rodzice każdego dnia słuchając tego, co mówi, mają niepowtarzalną okazję zobaczyć świat jego oczami. Spojrzeć na rzeczywistość z zupełnie innej perspektywy.  My do świata naszego synka nie mamy wstępu - ciężka postać autyzmu powoduje, że nie komunikuje swoich potrzeb, nie mówi, jest właściwie odcięty od wszystkiego, co dzieje się wokół. Od kilku lat, każdego dnia toczymy ciężką walkę o to, by znaleźć cegiełkę, która będzie stanowiła naszą furtkę do fortecy zbudowanej przez chorobę. Niestety, wszystkie dotychczasowe próby skończyły się niepowodzeniem. Co gorsza, mamy potwierdzone informacje, że czas nam się kończy, bo nauka mowy w naszym przypadku może być niezwykle trudna.  Terapia komórkami macierzystymi to na ten moment ostatnia nadzieja na pomoc i walkę o lepsze jutro dla naszego synka. Adaś jest 4-latkiem - leczenie w jego przypadku musi rozpocząć się jak najszybciej. W innym przypadku, nadzieje na poprawę, na uwolnienie synka z objęć choroby, przepadną na zawsze!  To przerażające, bo walka z czasem jest niezwykle trudna i wymagająca - kreślimy kolejne dni z grudniowego kalendarza z rosnącym przerażeniem, bo pierwsze podanie komórek macierzystych musi się odbyć jeszcze w tym miesiącu, inaczej ośrodek, do którego otrzymaliśmy kwalifikację, nie będzie mógł zaoferować prowadzenia terapii. Potrzebujemy ponad 10 tysięcy złotych, by opłacić pierwsze podanie - to najdroższy etap całego leczenia. Boimy się tak wielu rzeczy, ale wciąż w naszych sercach jest nadzieja! Iskierka, która podpowiada, że w walce o Adasia nie wszystko stracone. To ty i twoja pomoc dajecie nam szansę na lepsze życie, na namiastkę samodzielności dla naszego synka, który od wielu lat boryka się z problemem, o którym nawet nie może powiedzieć.  Czasem myślę, że bardzo chciałbym 100 razy jednego dnia usłyszeć z jego ust dziecięce pytanie “dlaczego?” niż znów trafić na porażającą ciszę… Ta w przypadku dzieci nigdy nie świadczy o niczym pozytywnym.  Nadzieja umiera ostatnia. W naszym przypadku trwa, dopóki mamy wokół siebie dobrych ludzi. Nie czekamy z założonymi rękami, ale sami nie mamy szans. W naszym przypadku każda, najmniejsza pomoc to iskierka nadziei na lepsze jutro. Dla Adasia niepowtarzalna szansa na walkę i samodzielność, dla nas pokonanie bariery, za którą czeka przepustka do świata naszego dziecka, który przez wiele lat pozostawał poza naszym zasięgiem. Zechcesz pomóc spełnić nasze marzenie o zdrowiu?

14 328,00 zł ( 19.37% )
Still needed: 59 609,00 zł
Renata Wójcik
Renata Wójcik , 38 years old

Mama trójki dzieci traci wzrok... Potrzebna operacja!

Moja ukochana żona traci wzrok… Ma zaledwie 37 lat i jest mama trójki wspaniałych dzieci. Od wielu lat cierpi na nieuleczalną pęcherzycę. Niestety leczenie sterydami, przyczyniło się do powstania zaćmy, która z dnia na dzień postępuje coraz bardziej.  Pęcherzyca, z którą zmaga się Renata to bardzo rzadka choroba skóry i błon śluzowych o podłożu autoimmunizacyjnym. Skutkiem nadmiernej i nieprawidłowej aktywności układu odpornościowego jest powstawanie samoistnie pękających zmian pęcherzowych w obrębie skóry i błon śluzowych. To schorzenie znacznie utrudnia jej codzienne funkcjonowanie, jednak nigdy nie pomyślelibyśmy, że jego leczenie odkryje przed nami kolejne karty, które zmienią nasze życie na zawsze. Niedawno dowiedzieliśmy się, że u żony wykryto zaćmę, która powoli zabiera jej wzrok. Chciałbym pomóc mojej Renacie, jak tylko można. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji jest operacja oczu z lepszą soczewką wieloogniskową. Niestety taki zabieg może odbyć się jedynie prywatnie, a koszt to około 12 tys. złotych! Nasza sytuacja materialna nie pozwala na to, by opłacić leczenie, dlatego wszystkich ludzi dobrej woli, proszę o pomoc! Jeśli możesz podzielić się, chociażby złotówką, będę bardzo wdzięczny! Zbigniew, mąż Renaty Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową 

2 680,00 zł ( 19.37% )
Still needed: 11 150,00 zł
Ignacy Sobczak
Ignacy Sobczak , 7 years old

Każdy dzień to walka... Pomóż Ignasiowi!

Patrzę na niego z dumą i wielką miłością. Patrzę na niego i przepełnia mnie nadzieja, że jeszcze zaświeci dla nas słońce... Ignaś walczy każdego dnia o swoją przyszłość, chociaż jest jeszcze małym dzieckiem!  Już raz nam pomogliśmy, dziś znów bardzo Cię potrzebujemy...  Nasza historia: Synek, mój największy skarb, zmaga się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Walka o jego sprawność zaczęła się z chwilą narodzin. Konsultacje, rozszerzona diagnostyka, leki i rehabilitacja. Setki godzin wykańczającej, żmudnej rehabilitacji. Krew, pot i łzy przelane na sali ćwiczeniowej.  Tak nie powinno wyglądać dzieciństwo. Niestety, mało w niej beztroski i przyjemności...  Tak wygląda nasze życie... Ale wiem, że nie możemy się poddać. Odpuścić, choć na krok. Na szali leży przyszłość mojego małego bohatera. Widzimy, jak wielką różnicę robi choć jedna opuszczona godzina rehabilitacji.  Widzimy też każdego dnia, jak pilna, regularna rehabilitacja poprawia jego sprawność i samodzielność. Wiemy, że nie możemy się zatrzymać. To przekreśli lata walki...  Ignaś swoją ciężką pracą osiągnął już tak wiele, ale przed nami jeszcze długa droga... Problemy niestety nas nie omijają. Piętrzą się trudności i wydatki. Wszystko, co staje się codziennością i koniecznością przybiera ogromnych kosztów. Wszystko z dnia na dzień staje się droższe, a mam świadomość, że rehabilitacja synka tak szybko się nie skończy.  Przyszedł dzień, w którym strach przed brakiem możliwości leczenia stał się silniejszy od strachu poproszenia o pomoc. Dlatego jesteśmy tu i prosimy o wsparcie.  Proszę, pomóż nam radzić sobie z każdym, kolejnym dniem! Mama Ignasia, Magda

6 173,00 zł ( 19.34% )
Still needed: 25 742,00 zł
Monika Rakowska
Monika Rakowska , 36 years old

Rzadka choroba niszczy życie Moniki❗️Ratuj, póki jest nadzieja❗️

Mam na imię Monika, mam 35 lat. Choruję na zespół Ehlersa-Danlosa, rzadką chorobę tkanki łącznej, która znacząco wpłynęła na moje zdrowie i jakość życia. W związku z moim stanem zdrowia pilnie potrzebuję operacji zespolenia kręgosłupa szyjnego z powodu niestabilności szczytowo-obrotowej i osiadania czaszki, którą można wykonać tylko w specjalistycznej klinice w Hiszpanii oferującej kompleksową opiekę pacjentom z moimi schorzeniami.  Życie z EDS było ciągłą walką. Jestem osobą niepełnosprawną i na co dzień mierzę się z wieloma wyzwaniami zdrowotnymi, przewlekłym bólem, niestabilnością stawów i częstymi zwichnięciami. Niestabilność kręgosłupa szyjnego pogorszyła się z czasem, prowadząc do poważnych objawów, takich jak neuralgie, zawroty głowy, zaburzenia pamięci, trudności w oddychaniu i chroniczne bóle głowy. Niestabilność kręgosłupa naraża mnie na dalsze powikłania neurologiczne, paraliż, rozwarstwienie tętnicy kręgowej, nieodwracalne uszkodzenie pnia mózgu i w konsekwencji śmierć. Operacja została zarekomendowana przez mój zespół medyczny jako najlepszy sposób na stabilizację kręgosłupa i zapobieganie dalszym uszkodzeniom. Niestety, koszt operacji i związane z nią wydatki medyczne przekraczają moje możliwości finansowe. Specjalistyczna klinika w Europie, która może zapewnić mi kompleksową opiekę, jest dla mnie jedyną opcją, ale wiąże się z ogromnymi kosztami. Mimo usilnych starań nie jestem w stanie samodzielnie opłacić tak ogromnej kwoty i nie pozostaje mi nic innego, jak poprosić o pomoc innych. Ta operacja to nie tylko luksus, ale konieczność, aby poprawić jakość mojego życia i zapobiec dalszym komplikacjom związanym z moją chorobą. Da mi to możliwość odzyskania pozorów normalności, złagodzenia chronicznego bólu i zmniejszenia ryzyka dalszych uszkodzeń neurologicznych. Mam nadzieję, że z Waszą pomocą uda mi się przejść tę zmieniającą życie operację i podjąć kroki w kierunku zdrowszej, bardziej stabilnej przyszłości. Wasza życzliwość i hojność będą dla mnie bardzo ważne i zawsze będę wdzięczna za wsparcie w tym trudnym czasie. Każda złotówka się liczy i przybliży mnie o krok do operacji, której desperacko potrzebuję. Z wdzięcznością, Monika

92 021,00 zł ( 19.34% )
Still needed: 383 760,00 zł
Oskar Sobczyk
8 days left
Oskar Sobczyk , 14 years old

Walka o sprawność! Oskar potrzebuje pomocy po operacji!

Trwa walka o sprawność Oskara! Nasz syn zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym czterokończynowym.  Za nim kilka operacji, a przed nim dalsza trudna walka! Widzę, jak Oskar chce być taki, jak inne dzieci, jak bardzo mu na tym zależy. Kiedy one idą się bawić, on spędza czas na sali rehabilitacyjnej. Wszystko po to, by w końcu mógł być samodzielny. Prosimy o pomoc w jego walce... Mój syn urodził się 2 miesiące przed terminem, co poskutkowało niedotlenieniem i sprawiło, że dzisiaj Oskar zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Odkąd skończył pół roczku, naszą codziennością jest rehabilitacja. My, rodzice, mamy tylko jedno marzenie – aby, gdy nas już zabraknie, Oskar mógł radzić sobie sam.  Na drodze do sprawności pojawiła się jednak bardzo bolesna przeszkoda. Jeden z największych stawów człowieka, czyli staw biodrowy, uległ neurogennemu zwichnięciu. Nie był to wynik urazu, ale poważne powikłanie nieprawidłowo pracujących, spastycznych mięśni oraz nieodpowiednio wykształconej budowy. Zwichnięcie powodowało coraz silniejszy ból i cierpienie, uniemożliwiało poruszanie się. Konieczna była pilna operacja w Klinice Ortopedycznej w Aschau, do której pojechaliśmy dzięki pomocy Darczyńców, rodziny oraz przyjaciół. Operacja była długa i przeprowadzono ją  możliwie najmniej inwazyjną metodą. Następnie konieczna była kolejna operacja – tym razem usunięcia śrub i płytek. Teraz czeka Oskara bardzo intensywna rehabilitacja, która pozwoli uzyskać jak najlepsze efekty operacji. Dodatkowo musimy kupić nowe ortezy... Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby zapewnić Oskarowi jak najlepszą pomoc i jak najlepsze warunki do walki o sprawność. Niestety koszty są ogromne, dlatego jesteśmy zmuszeni jeszcze raz poprosić o pomoc. Za każdy gest wsparcia z serca dziękujemy... Rodzice

5 592,00 zł ( 19.32% )
Still needed: 23 344,00 zł