Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Joanna Zboromirska Łędzka
Joanna Zboromirska Łędzka , 50 years old

By choć przez chwilę nie bać się o życie...

Myślałam, że najgorszy będzie ból. Od momentu, w którym usłyszałam diagnozę, wiem jednak, że najgorszy jest strach. Mam raka, chłoniaka. Przeszłam chemioterapię, przeszczep komórek macierzystych i każde inne leczenie, które dawało, chociaż cień nadziei na życie. Najbardziej pamiętam jednak strach. Bałam się, że będę bezsilna, że mnie zabraknie, że zostawię moje dziecko zupełnie samo na tym świecie... A kiedy wreszcie wróciłam po tym wszystkim do domu, bałam się, że choroba wróci. Spełnił się mój koszmar. Badania wykazały zmiany w płucach. I znów bardzo się boję. Boję się nawet oddychać, bo zanieczyszczone powietrze jest dla mnie niezwykle niebezpieczne. I chociaż problemy wciąż się piętrzą, ja nie tracę nadziei na lepsze jutro. Wiem jednak, że aby ono nadeszło, potrzebuję Twojej pomocy!  Joanna      

1 046,00 zł ( 19.74% )
Still needed: 4 252,00 zł
Agnieszka Pertek
Agnieszka Pertek , 35 years old

Tylko z Twoją pomocą mam szansę uwolnić się od bólu! Pomocy!

Mam na imię Agnieszka. Od kilku lat zmagam się z problemami zdrowotnymi, które niestety zawładnęły moim życiem… Ból, który towarzyszy mi każdego dnia jest nie do zniesienia. Choruję na zespół przekrwienia miednicy małej. Jestem już po dwóch zabiegach embolizacji niewydolnych żył. Jednak moje zmagania z chorobą cały czas trwają, a ból nie znika, mimo leczenia i konsultacji u różnych specjalistów! Cały czas uczęszczam na różne terapie i fizjoterapię uroginekologiczną. Każdego dnia walczę o powrót do zdrowia, by móc cieszyć się czasem z rodziną i w pełni uczestniczyć w życiu moich dzieci! Wiem, że dla nich nie mogę się poddać! Potrzebuję regularnych badań, opieki specjalistów, a także stałej terapii, by mieć szansę na powrót do zdrowia. Niestety, większość z nich nie jest refundowana, lub czas oczekiwania na wizytę jest bardzo długi… Leczenie prywatne oraz dalsza diagnostyka są bardzo kosztowne, ale to także jedyna nadzieja, bym mogła uwolnić się od bólu i żyć normalnie! Z całego serca proszę Was o pomoc! Będę wdzięczna za każde okazane wsparcie! Agnieszka

3 987,00 zł ( 19.72% )
Still needed: 16 226,00 zł
Kamil i Karol Złotniccy
Kamil i Karol Złotniccy , 33 years old

Kamil i Karol nie znają życia bez bólu – pomocy!

Jestem tatą trzech synów. Niestety, dwóch z nich od urodzenia zmaga się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Karol ma 36 lat, Kamil jest o 5 lat młodszy, a ich życie to nieustanny ból, który każdego dnia łamie mi serce… Bardzo często chce mi się płakać, ale wiem, że muszę być silny dla nich! Moi synowie od początku swojego życia walczą z niewyobrażalnym cierpieniem. Kiedy po zrobieniu badań dowiedziałem się, że u Karola wykryto tak ciężką chorobę, nie mogłem w to uwierzyć. Kilka lat później ta sama diagnoza pojawiła się u mojego młodszego dziecka. Byłem załamany! Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego los tak dotkliwie doświadczył moje dzieci... Codzienność braci jest bardzo trudna. Kamil i Karol poruszają się tylko przy pomocy wózka inwalidzkiego, nie mogą nawet poruszyć palcem… Nic nie mówią, mogę się jedynie domyślać, czego w danym momencie potrzebują. Ze względu na silne napięcia mięśni towarzyszy im też niewyobrażalny ból. Karol właściwie cały czas płacze, bardzo często nie może też spać. Ten widok sprawia, że moje serce pęka na pół. Kamil z kolei zazwyczaj cierpi po cichu... Szansą na uśmierzenie tego potwornego bólu jest terapia spastyki toksyną botulinową. Dzięki specjalnym zastrzykom, które będą podawane co kwartał, napięcia mięśni mogą odczuwalnie się zmniejszyć. Karol otrzymał już pierwszą dawkę i teraz jest w stanie przesypiać noce, co wcześniej było nie do pomyślenia. Tak bardzo mnie to cieszy! Niestety, koszty terapii znacznie przewyższają moje możliwości, ale wiem, że nie mogę się poddać. Karol i Kamil nie znają życia bez bólu, dlatego tak bardzo chcę, żeby poczuli się lepiej. Proszę, pomóżcie! Tata

10 070,00 zł ( 19.72% )
Still needed: 40 994,00 zł
Grzegorz Furman
Grzegorz Furman , 37 years old

Ta tragedia prawie odebrała mu życie❗️Proszę, walcz z nami o jego powrót do zdrowia❗️

Grzesiek ma 36 lat, całe życie przed sobą, mnóstwo marzeń i planów. Jego pasją były jednoślady, zwiedzał na nich Polskę i nie tylko. Niestety, w jednej chwili, zostało mu to wszystko odebrane. To nie miało prawa się wydarzyć, a jednak...  28 października 2022 r. doszło do wypadku. Doszło do naszej TRAGEDII!  Piękna pogoda, doskonała widoczność – ten wypadek nie powinien mieć miejsca… Grzesiek, jadąc na motorze był bez szans, w starciu z samochodem. Mimo rozpaczliwej próby hamowania doszło do straszliwego zderzenia. Wypadek zarejestrował monitoring — Grzesiek przeleciał przez samochód, kilka metrów w powietrzu, następnie uderzył w znak drogowy i dopiero o ziemię. Siła uderzenia była tak wielka, że motor rozpadł się na pół. Grzegorz przez 3,5 miesiąca znajdował się na oddziale intensywnej terapii, gdzie każdy dzień był walką o jego życie i zdrowie. W wyniku wypadku doznał wielonarządowych obrażeń oraz rozległego udaru mózgu. Lekarze nie dawali nam dużej nadziei, jednak ja i jego najbliżsi wierzyliśmy, że wyjdzie z tego! Pomimo bardzo niekorzystnych rokowań, udało się i Grzesiek został wypisany ze szpitala. Wiemy, że intensywna praca z fizjoterapeutami podjęta możliwie szybko po wypadku przynosi najlepsze efekty. Grzegorz wymaga całodobowej opieki, specjalistycznego sprzętu, dlatego zdecydowaliśmy o przeniesieniu go do ośrodka rehabilitacyjnego. Grzesiu jest dobrym, czułym i zawsze uśmiechniętym człowiekiem, kocha życie, kocha też motory. Jest odpowiedzialnym i ostrożnym kierowcą, niestety przypłacił zdrowiem swoją pasję... Obecnie Grzesiek przebywa na turnusie w ośrodku PCRF w Krakowie. Intensywna rehabilitacja przynosi efekty, ALE jest to bardzo powolny i kosztowny proces. Grzesiek z każdym dniem robi postępy, częściowo odzyskał świadomość, mówi, samodzielnie je i oddycha. Najprawdopodobniej nie słyszy, co znacząco spowalnia efekty rehabilitacji. Czyta, dlatego komunikujemy się, pisząc do niego. Przed Grzegorzem jeszcze długa droga, rekonstrukcja czaszki, diagnostyka słuchu i dalsza długotrwała rehabilitacja. Każdy miesiąc w ośrodku pochłania ogromne koszty. Staramy się ze wszystkich sił, aby zapewnić mu najlepsze warunki powrotu do sprawności. Jednak nawet z pomocą bliskich i przyjaciół Grześka nie jesteśmy w stanie opłacać rehabilitacji w dłuższej perspektywie czasu. Bardzo prosimy o pomoc, każda złotówka ma znaczenie. Partnerka Kasia wraz z najbliższymi

34 988,00 zł ( 19.71% )
Still needed: 142 459,00 zł
Maciej Zimoch
Maciej Zimoch , 61 years old

Wrócić do pasji, wrócić do sprawności… Proszę, pomóż mi znów być aktywnym człowiekiem!

Kiedyś kochałem sport i książki. Teraz tylko książki dają mi radość, tylko one sprawiają, że mogę oderwać się od szarej rzeczywistości i choćby na chwilę zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Tęsknię za samodzielnością. Bardzo chciałbym znów wrócić do aktywnego życia. Niedługo minie 9 lat od udaru, który spowodował niedowład lewej ręki i nogi. To był początek mojego nowego, tak innego niż do tej pory życia. Wcześniej nie pomyślałem, że kiedykolwiek będę tęsknił za najzwyklejszymi domowymi obowiązkami. Obecnie jeżdżę na wózku inwalidzkim, ponieważ udar był tylko pierwszym etapem przybliżającym mnie do niepełnosprawności. Miażdżyca spowodowała, że amputacja była konieczna. W sierpniu ubiegłego roku straciłem lewą nogę.  Od tej pory jestem zależny od innych. Mieszkam na pierwszym piętrze w bloku bez windy. Kiedy chcę wyjść z domu, muszę prosić o pomoc sąsiadów. Staram się nie nadużywać ich życzliwości, dlatego większość czasu spędzam w czterech ścianach. Boli mnie to, że nie mogę sam decydować o sobie. Oparcie odnajduję w ukochanej żonie, z którą mieszkam. Niestety teraz, również ona potrzebuje pomocy. Niedawno przeszła operację - zdiagnozowano u niej nowotwór. To dla nas bardzo trudny czas, ale najważniejsze, że mamy siebie, że oboje jesteśmy dla siebie wzajemnym wsparciem. Wierzymy, że będzie już tylko lepiej. Pomału przyzwyczajam się do mojego nowego życia. Wiem, że nie mogę wyjść na spacer wtedy, kiedy mam na to ochotę. Nie mogę pobiegać od rana przy wschodzącym słońcu czy na szybko podejść do sklepu, bo żona pilnie potrzebuje jakiegoś produktu. Myślę, że za sportem tęsknię najbardziej. Od najmłodszych lat woda była moim żywiołem. Niedaleko mojego rodzinnego domu znajdowała się rzeka, w której mogłem pływać godzinami. Od podstawówki grałem w piłkę ręczną. Zawsze miło wspominałem zawody szkolne i tę zaciętą realizację. Kiedy byłem starszy, spotykałem się z kolegami na piłce nożnej halowej. Była to świetna okazja nie tylko do poruszania się, ale także do porozmawiania. Kiedy tak wspominam, te czasy zdaję sobie sprawę, że sport zajmował naprawdę dużą część mojego życia. Ciekawe czy jeszcze kiedyś będzie mi dane uprawiać sport bez obaw o sprawność? Oprócz zamiłowania do aktywności pozostały czas poświęcałem pracy. Byłem ślusarzem. Początkowo pracowałem w kopalni, później już standardowo w zakładzie. Mijał czas, a ja potrzebowałem zmian. Zacząłem podróżować po kraju jako kierowca, po kilku latach zostałem na magazynie. Wykonywałem w swoim życiu wiele zawodów i każdy z nich bardzo lubiłem. Teraz ze względu na mój obecny stan, niestety nie mogę podjąć się żadnej pracy. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni. Zwracam się do Ciebie z prośbą o pomoc w sfinansowaniu zakupu protezy. Wierzę, że dzięki niej będę mógł wrócić do życia sprzed amputacji - do pracy, sportu. Nie chcę do końca życia tkwić w czterech ścianach, wiedząc, że mam szansę na bycie sprawnym, niezależnym człowiekiem. Mogę to osiągnąć tylko dzięki Twojemu wsparciu. Maciej

3 685,00 zł ( 19.68% )
Still needed: 15 039,00 zł
Aleksander Orłow
Aleksander Orłow , 5 years old

POMÓŻ❗️By Olek mógł kiedyś śmiało kroczyć przez świat❗️

Nigdy nie zapomnę wzroku lekarzy, położnej, pielęgniarek. Olek przyszedł na świat, a zamiast wielkiego szczęścia był ogromny szok, zdziwienie i strach...  Nasz synek urodził się z aplazją kości piszczelowej prawej, hipoplazją kości strzałkowej lewej. Jednym słowem — jedna nóżka była niewykształcona w odpowiedni sposób. Gdy byłam jeszcze w ciąży, badania niczego nie wykazały. Tym bardziej był to dla nas ciężar. Informacja spadła jak grom...  Przez niecały pierwszy rok Olka nie wiedzialiśmy jak i czy rozwinie się jego prawa nóżka. Lewa była sprawna, ale ma tylko trzy paluszki. Nie mogliśmy obciążyć zdrowej nogi, tym bardziej że syn jest na etapie wzrostu... Ortezy zabezpieczające nogę szybko ściągał, więc do tego czasu nadal nie porusza się samodzielnie...  Po 3 latach — odbyło się badanie genetyczne. Dostaliśmy też propozycję podania Olkowi specjalistycznego leku i wykonania operacji. Rok temu przywrócono odpowiedni kierunek jego stopie. Lek jednak się nie przyjął, a pierwsza próba protezowania  zakończyła się złamaniem.  Kość w chorej nodze okazała się tak naprawdę jedynie czymś podobnym do chrząstki... Dlatego już dzisiaj wiemy, że proteza będzie naszym jedynym wyjściem. Przed nami trudna droga od uzyskania środków na protezę po wytrenowanie, przyzwyczajanie do niej organizmu i sprawdzenie jak zachowa się przy tym wszystkim biodro, w którym również jest dysplazja.  Prosimy Was, pomóżcie naszemu synkowi wywalczyć lepszą przyszłość. Bez wózka, bez bólu! Samodzielną i szczęśliwą! Rodzice!

3 526,00 zł ( 19.67% )
Still needed: 14 394,00 zł
Monika Czarnota
7 days left
Monika Czarnota , 46 years old

Nowotwór zabrał mi nogę i po raz kolejny zaatakował moją rodzinę - ratunku!

Mam na imię Monika, mam 42 lata, jestem żoną i mamą dwójki dzieci. Mieszkam w Zgorzelcu na Dolnym Śląsku. Prowadziłam zwyczajne życie, które trzy lata temu przewróciło się do góry nogami... Wtedy wkroczył w nie nieproszony gość - rak. Potem zachorował mój mąż, a ja jestem po amputacji i bardzo potrzebuję Twojej pomocy... Do 22 czerwca 2018 roku starałam się żyć pełnią życia i myślę, że udawało mi się w to pełni. Byłam energiczną i aktywną osobą. Pamiętam ten czerwcowy dzień  bardzo dobrze dlatego, że to on rozpoczął moje nowe życie pod tytułem "onkologia". W lewej nodze wykryto nowotwór... To słowo zawsze budzi lęk, jednak u mnie nie wywołało ogromu strachu dlatego, że miał być niezłośliwy. Niestety stało się inaczej... Wszystko potoczyło się szybko - zmiana została wycięta i przesłana do badań histopatologicznych. Szybko doszłam do siebie i byłam pewna, że epizod, którego scenerią był oddział szpitalny, dobiega właśnie końca, a ja ze spokojem mogę wrócić do rodziny, do męża, syna i córki. Niestety, bardzo się myliłam... Kolejni lekarze pochylali się nad moim przypadkiem... Ostatecznie trafiłam do Warszawy. Tam dowiedziałam się, że moja zmiana, która miała być niegroźna, to tak naprawdę mięsak złośliwy - bardzo groźny i szybko rozprzestrzeniający się nowotwór! Nie miałam czasu, żeby oswoić się z myślą, że jestem tak poważnie chora... Natychmiast podjęto decyzję o amputacji nogi. To był jedyny sposób, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się nowotworu i uratować mi życie... Byłam przerażona i zdezorientowana. Jeszcze przed chwilą myślałam, że mój nowotwór był łagodny, a tu nagle okazało się, że moje życie jest niebezpieczeństwie.  17 września 2018 to druga data, którą dobrze pamiętam. Data amputacji... Data bardzo dla mnie trudna. Wtedy wiedziałam już, że moje aktywne życie pełne pasji pozostanie jedynie mglistym wspomnieniem. Zwolniło się miejsce i lekarze wzięli mnie na blok niemal od razu po diagnozie. Ne miałam nawet czasu myśleć, co dalej, jak tu żyć bez nogi. Początki były bardzo trudne - dokuczały mi bóle fantomowe, wydawało mi się, że czuję nogę, której już nie było. Ciężko było też pogodzić się z myślą, że jestem niepełnosprawna. Przed chorobą aktywnie pracowałam i zajmowałam się domem. Moje życie zmieniło się o 180 stopni - wózek inwalidzki, badania i obawa, co dalej. Z niecierpliwością czekałam na protezę. Niestety, przejście chociaż kroku okazało się bardzo trudne. Pomimo rehabilitacji i codziennej ciężkiej pracy muszę wspomagać się kulami, wciąż nie chodzę o własnych siłach. Robię, co mogę, żeby być najbardziej aktywna, ale niestety szybko się męczę. Co trzy miesiące jeżdżę na wizytę kontrolną i przekraczam próg szpitala z duszą na ramieniu. Boję się, że nowotwór wróci, ale walczę. Wydawało się, że moja choroba i amputacja wyczerpią już limit nieszczęść, przypadających na naszą rodzinę... Niestety zachorował też mój mąż. W 2021 roku w październiku miał wycięte pół nerki z powodu nowotworu, w 2022 miał operację na kolano. Również miał wycinany nowotwór o charakterze łagodnym. Martwię się, ale chce być  wsparciem dla rodziny... Aby jednak tak było, muszę być jak najbardziej sprawna. Szansą dla mnie jest zakup specjalistycznej protezy, która da mi upragnioną samodzielność. Dziś niestety potrzebuję pomocy innych przy wielu czynnościach. Chęć życia i wola walki gasną we mnie każdego dnia. Zawsze wszędzie było mnie pełno, a teraz mam siedzieć na miejscu? Nigdy w życiu! Moja obecna proteza jest za duża, wbija mi się w pachwinie i nie mogę chodzić, ból jest nie do wytrzymania. Potrzebna jest też mi rehabilitacja, to niestety skarbonka bez dna... Co robić, skąd wziąć pieniądze na leczenie? Czasami spędza mi to sen z powiek... Proszę Cię, pomóż odzyskać mi moje dawne życie! Monika    

9 822,00 zł ( 19.67% )
Still needed: 40 104,00 zł
Angelika Zińkiewicz
Angelika Zińkiewicz , 39 years old

"Walczymy, bo ją kochamy!" Pomóż Angelice wydostać się z koszmaru!

Gdy młodzi rozpoczynają swoje życie, dobrym życzeniom nie ma końca. To zawsze jest czas radości, nadziei i nowości. Tak samo było w przypadku mojej córki – Angeliki. Poznała cudownego człowieka, który został jej mężem. Widziałam, że byli szczęśliwi, a ich szczęście było moim. Nigdy bym nie pomyślała, że dojdzie do tragedii, która zrujnuje całe nasze życie… Wszystko wydarzyło się w dniu narodzin mojej wnuczki Oli. Wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością, by w końcu móc zobaczyć się z Angeliką i jej nowo narodzoną córeczką. Widziałam, że Angelika była zmęczona, ale szczęśliwa. Tuliła Oleńkę w ramionach, gdy w pewnym momencie dotknęła dłonią głowy, mówiąc, że strasznie ją boli ją. Dostała leki przeciwbólowe, a postanowiliśmy dać jej odpocząć i pojechaliśmy do domu. Nie minęły dwie godziny, jak zadzwonił zięć ze słowami: „Angelika straciła przytomność, zabrali ją na OIOM…”. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ale tamta wizyta była ostatnią, gdy mogłam porozmawiać z córką. Angelika doznała wylewu krwotocznego do lewej półkuli mózgu. Nie mogłam uwierzyć w żadne słowo, które było informacją o krytycznym stanie córki. Myślałam, że to jakiś straszny sen, z którego nie mogłam się obudzić. Wszystko zdawało się nierealne. Śmigłowiec zabrał Angelikę do Lublina, a lekarze mówili, że musimy być przygotowani na wszystko. Baliśmy się najgorszego. Patrzyłam na kilkudniową Oleńkę nie mogąc powstrzymać łez od natrętnych czarnych scenariuszy.  Wkrótce dostaliśmy kolejną informację ze szpitala. Angelika miała kolejny, tym razem niedokrwienny udar drugiej półkuli. To jest moment, gdy wszelka wiara i nadzieja znikają. Nie ma pytań ani odpowiedzi… jest rozpacz, samotność, lęk.  Od tych wydarzeń minęły już trzy lata. Angelika jest silna – żyje. Ostatnie lata to rehabilitacja, długa i żmudna praca – walka o najmniejszy ruch czy uwagę. Córka potrzebuje stałej opieki i wsparcia przy każdej czynności. Koszty rehabilitacji urastają do dziesiątek, jak nie setek tysięcy. Nasze możliwości są właściwie wyczerpane. Szukamy pomocy tam, gdzie jest nadzieja na jej otrzymanie. Muszę zrobić wszystko, by pomóc córce! Nie wiemy kiedy i w jakim stopniu nastąpi poprawa w stanie jej zdrowia. Ale widzę jak patrzy na trzyletnią już Olę, jak na jej twarzy pojawia się uśmiech gdy widzi męża. Ona żyje, jest z nami! Walczymy o nią, bo ją kochamy! Nie przestaniemy, bo wierzymy, że ją odzyskamy! Wciąż jest nadzieja, proszę pomóż nam, byśmy jej nie utracili... Alicja - mama Angeliki

26 043,00 zł ( 19.64% )
Still needed: 106 532,00 zł
Robert Kubiak
Robert Kubiak , 48 years old

Odzyskać siły i dawne życie

Jest mężem, ojcem, a od miesiąca również dziadkiem. Jest człowiekiem, który jeszcze niedawno miał plany i mnóstwo sił do ich realizacji. Teraz wszystko jednak wygląda zupełnie inaczej... 23 marca 2020 r. Tego dnia Robert, jak zwykle, wyszedł z domu do pracy. Nic nie wskazywało na to, że coś ma się wydarzyć. Jednak po kilku godzinach pracy coś niepokojącego zaczęło się dziać z jego ciałem. Czuł mrowienie w dłoniach i stopach. Pomyślał, że to chwilowe, starał się pracować dalej. Po powrocie do domu niestety było coraz gorzej. Jego ręce i nogi stały się bezwładne. Przerażeni natychmiast wezwaliśmy pogotowie. Ratownicy podejrzewali udar mózgu. Już w szpitalu wykonano badania, wstępna diagnoza się jednak nie potwierdziła. Wyrok zapadł dopiero po kolejnej serii badań - zespół Guillaina-Barrégo. 25 marca Robert został przetransportowany do szpitala w Gdańsku. Jego stan zdrowia z dnia na dzień drastycznie się pogarszał. Choroba sprawiła, że jego ciało stało się całkowicie bezwładne. Nie mógł samodzielnie się poruszać, jeść, oddychać… Lekarze zdecydowali o wprowadzeniu Roberta w stan śpiączki farmakologicznej i podłączeniu do respiratora. Choroba zaskoczyła nas z dnia na dzień. Nasze życie wywróciło się do góry nogami. W całym tym dramacie znalazł się jednak promyk nadziei. Szansa na polepszenie się stanu zdrowia Roberta. Nawet 80% osób chorych na Zespół Guillaina-Barrégo wraca do pełni sił! Aby tak się stało, należało jak najszybciej rozpocząć kosztowną rehabilitację, która może potrwać nawet kilka lat... W chwili obecnej wykorzystaliśmy już cały okres rehabilitacji na NFZ i od 30 września mój mąż przebywa w prywatnym ośrodku. Rehabilitacja, chociaż tak bardzo potrzebna, to całkowicie poza naszym zasięgiem. Pomóż, proszę!  

31 517,00 zł ( 19.63% )
Still needed: 129 015,00 zł