Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jakub Dobrowolski-Nowakowski
Jakub Dobrowolski-Nowakowski , 23 months old

We are fighting for a better future for a newborn Jacob!

It was the most wonderful and exciting news for us when I found out I was pregnant. Our dream to become parents finally came true! We quickly started to plan our new life. What would possibly go wrong? You hear about all these diseases and tragedies all the time, but you never expect them to happen to you.            We arranged the simple things, like a crib, clothes, a nursery… It was a wonderful time, and we enjoyed every minute of it! And then, that terrible day came and ruined everything… On October 28, during a prenatal examination, we learned something was wrong with our unborn child… We were terrified! I had always been anxious about every doctor’s appointment, but this time, my intuition was right… What my doctor told me made my blood run cold. Our baby was diagnosed with radial hemimelia - a congenital absence of the radius bone of the forearm. To find out that your child will have to fight for health is devastating.  Our Jacob was born on December 6, at 2.48 pm, through vaginal delivery. He’s the most beautiful boy!  Unfortunately, his hand defect has become more visible. It will affect his posture, spine development, and milestones like crawling. It will also result in other defects, become problematic, and make him miserable…  We decided to act fast! We found out that our son’s hand can be fixed. There is a chance he will be a perfectly healthy child! However, to make that possible, we would need resources…  The expensive surgery is non-refundable, though. We must ask you for help. Jacob is tiny, but we cannot wait for his treatment too long.  Please, give Jacob a chance for a normal life, although cruel fate decided otherwise…  Jacob is our whole world. Every donation means a lot to us!  He is too little to feel pain. He has so many milestones ahead of him, and we don’t want him to suffer. Jacob’s parents

145 382,00 zł ( 19.81% )
Still needed: 588 430,00 zł
Maja Adasiak
11 days left
Maja Adasiak , 14 years old

Bez rehabilitacji stan Mai się pogarsza! Pomóżmy!

Maja od urodzenia choruje na mózgowe porażenie dziecięce. Już w pierwszej dobie życia córeczka została przewieziona na oddział intensywnej terapii dziecięcej z powodu zaburzeń oddychania. W trakcie hospitalizacji stwierdzono krwiak przymózgowy i wrodzoną wadę układu nerwowego, co poskutkowało nieodwracalnymi zmianami…  Od kilkunastu lat nieuleczalna choroba coraz bardziej postępuje, odbierając córce sprawność… To bolesny widok dla matki. Widzę, jak inne dzieci radośnie i beztrosko idą do szkoły, a ja zastanawiam się, dlaczego moja córka od samego początku musiała być tak straszliwie doświadczona przez los?  Od dnia diagnozy rozpoczęła się nasza walka o Maję i jej sprawność. Intensywna rehabilitacja, niekończące się wizyty u specjalistów… Wszystko zostało podporządkowane leczeniu Mai. Niestety córka nadal nie chodzi samodzielnie, ma problemy z napięciem mięśniowym oraz z mówieniem. Kilka lat temu Maja przeszła operację selektywnej rizotomii, która miała być szansą na lepsze życie, niestety po niej stan Mai nie poprawił się znacząco. Byliśmy rozczarowani. Teraz gdy Maja jest nastolatką, potrzebuje jeszcze więcej rehabilitacji z powodu pogarszającego się stanu stawów biodrowych. Po ostatnim kontrolnym badaniu RTG dowiedzieliśmy się o podwichnięciu lewego biodra. Podczas konsultacji ortopedycznej lekarz zaproponował zabieg operacyjny, którego bardzo chcemy uniknąć. Dał nam rok, abyśmy spróbowali dzięki intensywnej rehabilitacji powstrzymać pogłębiające się podwichnięcie. Musimy zrobić wszystko, aby nie dopuścić do operacji. Jeśli jednak kolejne badanie pokaże gorszy obraz, Maję czeka skomplikowana operacja i kilka tygodni w gipsie! Nie możemy do tego dopuścić! Chcemy zwiększyć liczbę godzin rehabilitacyjnych, wyjazdów na turnusy i zakupić odpowiedni pionizator z odwodzeniem bioder. Maja jest w okresie dojrzewania, gdzie zmiany zachodzą bardzo szybko. Córka potrzebuje jak najwięcej ruchu, zwłaszcza teraz, gdy kilka godzin spędzanych w szkole na wózku nie pomaga w całej sytuacji, a w domu nie mamy tyle miejsca, aby Maja mogła poruszać się przy balkoniku. Musimy działać. Niestety kolejne godziny rehabilitacji to dodatkowe koszty.  Jedyną nadzieją jest ośrodek rehabilitacyjny, gdzie pod okiem fizjoterapeuty Maja będzie mogła pokonywać dłuższe dystanse, a co za tym idzie, wprowadzać jak najczęściej stawy biodrowe w ruch. Liczymy na to, że uda nam się powstrzymać zmiany i nie dojdzie do najgorszego. Osoby po operacji bioder bardzo długo dochodzą do stanu sprzed zabiegu. Tygodnie cierpienia i brak możliwości poruszania się po operacji są dla nas przerażające! Dla Mai każdy miesiąc rehabilitacji jest ważny. Córka walczy nie tylko o sprawność ruchową, ale też o poprawę wymowy i stanu psychicznego. Unieruchomienie może niekorzystnie wpłynąć na samopoczucie Mai. Zawieszenie nauki stacjonarnej, a co za tym idzie, brak kontaktu z rówieśnikami, na pewno nie jest dobry dla nastolatki. Chcielibyśmy prosić o wsparcie w zebraniu środków na turnus rehabilitacyjny oraz zakup niezbędnego sprzętu. Bez tego Maja będzie skazana na zabieg operacyjny. A każda operacja to spore ryzyko. Nie chcemy tego doświadczać, dlatego walczymy dalej o sprawność Mai i będziemy ogromnie wdzięczni za każde okazane wsparcie!  Rodzice Mai Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

6 320,00 zł ( 19.8% )
Still needed: 25 595,00 zł
Krzysztof Mazurek
Krzysztof Mazurek , 48 years old

Z każdym dniem tracę sprawność... Pomóż mi walczyć ze stwardnieniem rozsianym!

O diagnozie, która miała na zawsze zmienić moje życie dowiedziałem się prawie 20 lat temu. Pewnego dnia po prostu straciłem władzę w nogach! Nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje… Po kilku tygodniach w szpitalu okazało się, z czym będę musiał mierzyć się do końca życia – zachorowałem na stwardnienie rozsiane. Byłem młodym i sprawnym mężczyzną, gotowym na wyzwania, jakie przyniesie mi przyszłość. Nie spodziewałem się jednak, że w okrutnym prezencie od losu otrzymam nieuleczalną chorobę, która powoli niszczy mój układ nerwowy… Stwardnienie rozsiane z dnia na dzień stara się ograniczać moje funkcjonowanie. Jedynym sposobem na spowolnienie choroby jest rehabilitacja! Usłyszałem, że powinienem być rehabilitowany codziennie, aż do końca życia… Tylko skąd wziąć na to środki? W moim stanie zdrowia nie mogę pracować, a sytuacja finansowa rodziny nie pozwala na opłacenie regularnej rehabilitacji. Największą ulgę w chorobie przynoszą turnusy rehabilitacyjne, które są dostosowane do potrzeb pacjentów chorujących na stwardnienie rozsiane. To wyjazdy, na których specjaliści odpowiednio dobierają każde ćwiczenie, żeby jak najlepiej wzmocnić wyniszczony przez chorobę organizm.  Moim marzeniem jest móc korzystać z takich turnusów kilka razy w roku. Niestety, sam sobie nie poradzę… Postanowiłem poprosić Was o wsparcie! Każda wpłata to realna pomoc i cegiełka dołożona do walki o jak najdłuższe zachowanie sprawności!  Krzysztof

5 475,00 zł ( 19.79% )
Still needed: 22 185,00 zł
Izabela Kwiatkowska
Urgent!
Izabela Kwiatkowska , 52 years old

HELP! I was sentenced for cancer!

My name is Iza, and I am 51. I am a mother, and recently, I have also become a grandmother. Fate is unpredictable. Nevertheless, so far, no matter how hard my life was, I never stopped loving it. And finally, one day, I learned I was terminally ill. The diagnosis took away my joy and happiness, leaving me with sadness and terrible sorrow.  My battle with cancer has been going on for over a year. I noticed the first alarming symptoms in 2021, but it wasn't until the end of 2022 that I received the diagnosis. It all started with uterine spotting. Initially, I was told it was due to hormonal imbalance and prescribed medications. Unfortunately, after months of treatment, spotting not only didn't go away but turned into heavy bleeding.  None of the specialists I consulted could find the reason for that abnormality. Thankfully, I came across a clinic in Wrocław where I found the answer to my problem. The truth was harsh, though.  A biopsy confirmed the doctor's assumptions - I had been suffering from cervical cancer for a year.  It was hard for me to come to terms with the diagnosis and even harder to find the strength to fight for recovery. I knew I would not give up, though. I started the treatment that involved 33 cycles of radiation therapy, 5 cycles of chemotherapy, 4 cycles of brachytherapy, and 4 Oncothermia therapies in total. It all seemed like a powerful weapon against cancer. Three months later, I left the hospital.  I hoped for the best. Unfortunately, in August, I underwent a follow-up CT scan that showed metastases to para-aortic lymph nodes. I was given two options - a high-risk surgery or maintenance chemotherapy that would give me an extra couple of months to live.  I refused both, and currently, I am undergoing treatment at the Wrocław clinic, including chemotherapy and supportive therapy. It's been several weeks since the toxic remedy has been flown into my veins to kill the enemy - cancer. The side effects include lack of energy, loss of hair, and appetite. Sometimes, I cannot even get up from bed. It's also hard for me to look in the mirror.  Thankfully, I have an army of good-hearted people around, that includes my family, my beloved daughter, my granddaughter, and my partner. I often visit my psychologist, who helps me get through the tough times. Unfortunately, since the cancer therapy takes place at a private clinic, I must pay for it from my pocket. Its monthly cost is tens of thousands of zlotys.  Although it wasn't easy for me to find the courage to start a fundraiser, I realized that was my last resort. Without your donations, I won't be able to continue the treatment! That would be the end of my journey... I am asking you for support from the bottom of my heart - your every penny, share, and encouragement give me hope for the best!   Iza *The amount to raise is estimated and allows to pay for one year of treatment. ______ DEUTSCH: Ein bösartiger Tumor hat mich verurteilt! Ich heiße Iza, bin 51 Jahre alt, Mutter und seit kurzem auch eine glückliche Großmutter. Das Schicksal schreibt verschiedene Szenarien für uns, aber egal, welches ich zu bewältigen hatte, ich liebte das Leben immer auf dieselbe Weise. Bis schließlich der Tag kam, an dem ich von meiner unheilbaren Krankheit erfuhr. Ein Tag, der mir alles Gute, die Lebensfreude und das Glück nahm und nur Traurigkeit und schreckliche Angst zurückließ.... Mein Krankheitskampf dauert nun schon seit über einem Jahr an - die ersten Besorgnis erregenden Symptome bemerkte ich im Jahr 2021, aber erst Ende 2022 erfuhr ich die endgültige Diagnose. Es hat angefangen mit Schmierblutungen aus dem Intimbereich. Zunächst dachten die Ärzte, es handele sich um Hormonstörungen, ich bekam Medikamente, es sollte besser werden. Leider vergingen weitere Monate und meine gesundheitliche Verfassung verbesserte sich nicht. Mit der Zeit verwandelten sich die Schmierblutungen in Hämorrhagien. Ich wurde hin- und hergeschickt, konsultierte mehrere Spezialisten, und niemand konnte mir sagen, was los mit mir ist. So landete ich in einer Klinik in Breslau (Wrocław). Dort fand ich die Antwort auf diese immer wiederkehrende Frage. Die Wahrheit stellte sich jedoch als brutal heraus. Die Biopsie bestätigte die Vermutung des Arztes: Es handelte sich um Gebärmutterhalskrebs, der seit einem Jahr in meinem Körper wütete. Es war sehr schwer für mich, die Diagnose zu akzeptieren, und noch schwerer, genug Kraft aufzubringen, um mich zu wehren. Aber ich wusste, dass ich nicht aufgeben würde. Ich begann mit der ersten Behandlung. Insgesamt 33 Bestrahlungen, 5 Chemotherapien, 4 Brachytherapien und 4 Onkotherapien. Das schien genug Munition zu sein, um den Feind zu besiegen, und ich hoffte es auch. Nach drei Monaten konnte ich das Krankenhaus verlassen. Ich lebte mit der Hoffnung, dass nun alles gut gehen würde und der Krebs nur noch eine unangenehme Erinnerung sein sollte. Im August hatte ich eine weitere CT-Untersuchung. Leider zeigte die Untersuchung Metastasen in den Lymphknoten an der Aorta. Mir wurde gesagt, ich könne mich entweder für eine Operation entscheiden, die ich vielleicht nicht überleben würde, oder für eine Chemotherapie, mit der ich noch ein paar Monate länger leben könnte. Das konnte ich aber nicht akzeptieren, und so befinde ich mich jetzt in der Behandlung einer Privatklinik in Breslau (Wrocław). Ich habe erneut mit einer Chemotherapie begonnen und zusätzlich eine unterstützende Behandlung erhalten. Seit einigen Wochen fließt die Chemie in meine Adern, wie ein Gift, das den Feind ausschalten soll. Gleichzeitig raubt sie mir alle Energie und Gesundheit. Meine Haare fallen reihenweise aus, ich habe keinen Appetit, manchmal habe ich nicht einmal die Kraft, das Bett zu verlassen. Es fällt mir immer schwerer, in den Spiegel zu schauen.... Zum Glück habe ich ein ganzes Orchester von Menschen hinter mir - meine Familie, meine geliebte Tochter, meine Enkelin, meinen Partner. Außerdem bin ich in der Betreuung durch einen Psychologen, der mir hilft, wieder durch diese Hölle zu kommen. Da die Behandlung in einer Privatklinik stattfindet, muss ich leider alles aus eigener Tasche bezahlen. Die monatlichen Kosten belaufen sich auf ein Dutzend oder Zehntausende Zloty. Obwohl es für mich sehr schwierig war, mich durchzusetzen und eine Sammlung anzulegen, wurde mir klar, dass dies meine einzige Chance ist. Wenn ich sie nicht wahrnehme, wird die Behandlung wegen Geldmangels unterbrochen, und ein solches Szenario lässt nur ein Ende zu. Deshalb ist Ihre Hilfe so wichtig für mich. Ich bitte um Ihre Unterstützung aus tiefstem Herzen - jeder Groschen, das Teilen der Sammlung und aufmunternde Worte werden mir den Glauben geben, dass noch nicht alles vorbei ist. Iza Der geschätzte Sammelbetrag deckt ein Jahr der Behandlung ab.

51 628,00 zł ( 19.77% )
Still needed: 209 436,00 zł
Magdalena Struś
Magdalena Struś , 39 years old

Magda przeszła amputację, lecz rany się nie goją! Pomóżmy odzyskać zdrowie!

Żyję z moją chorobą już kilkanaście lat. Nigdy nie podejrzewałam, że będzie w stanie tak wiele mi odebrać i stać się takim utrapieniem. Niestety, pomimo leczenia i stosowania się do zaleceń lekarzy bardzo ciężko jest nad nią zapanować… W 2010 roku w trakcie rutynowych badań krwi zdiagnozowano u mnie cukrzycę. Byłam w szoku, w końcu nic nie wskazywało na to, że z moim zdrowiem dzieje się coś złego. Wiedziałam jednak, że jedyne co mogę zrobić to przyjmować leki, pilnować diety i regularnie się badać. Przez długi czas to wystarczało… Niestety, w 2020 roku stan mojego zdrowia znacznie się pogorszył. Na moich stopach zaczęły pojawiać się rany i owrzodzenia. Pielęgnowałam je i robiłam wszystko, by zaczęły się goić – jednak nic nie przynosiło ulgi, nic nie działało.  Stan obu stóp pogarszał się w dramatycznym tempie. Konieczna była pilna amputacja palców i śródstopia. Co gorsza, pomimo że od tego momentu minęły ponad 3 lata – stopy nadal nie zaczęły się goić! Rany i owrzodzenia po amputowanych fragmentach stóp powodują ogromny ból i uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Muszę poruszać się o dwóch kulach oraz przez 24 godziny na dobę nosić specjalistyczne ortezy. Ciężko jest mi się także wykąpać, ze względu na to, że rany są bardzo głębokie i rozległe. Codziennie muszę zmieniać bandaże, gazy, opatrunki… Specyfiki do pielęgnacji tak poważnych owrzodzeń są szczególnie kosztowne. Staram się kupować wszystkie te rzeczy przez Internet, aby było jak najtaniej, lecz nadal jest to ogromny koszt. Ze względu na słaby stan zdrowia od czasu amputacji jestem na rencie, z której nie jestem w stanie pokryć wszystkich niezbędnych wydatków. Dojazdy do lekarza, kolejne wizyty u specjalistów czy koszty leków przekraczają moje możliwości finansowe. Poza sobą muszę utrzymać z renty także 17-letniego syna. Pomimo tak młodego wieku jest on dla mnie niesamowitym wsparciem i pomocą. Moim największym marzeniem jest powrót do zdrowia i sprawności. Mam dla kogo żyć i walczyć. Proszę, pomóżcie mi w starciu z chorobą. Wierzę w siłę pomagania oraz że dobro wysłane w świat wróci do Was z podwójną mocą.  Magda

4 207,00 zł ( 19.77% )
Still needed: 17 070,00 zł
Arsen Lastoveniuk
Arsen Lastoveniuk , 3 years old

Cierpienie, na które tak trudno patrzeć... Ratujemy Arsena!

Nasze życie wywróciło się w pewnym momencie do góry nogami... Nigdy nie zapomnę tamtego poranka. Ten zastrzyk z antybiotykiem, który zabił moje dziecko w 20 sekund. W tym momencie moje serce zatrzymało się wraz z sercem mojego dziecka.    Niestety nie da się cofnąć czasu... Dzięki Bogu mój synek, Arsenij, żyje. Wierzę, że nam się uda! Nigdy się nie poddam i będę walczyć o niego do końca.    Moje biedne dziecko tyle już wycierpiało w swoim jeszcze tak krótkim życiu... Jaka szkoda, że ​​to wszystko przydarzyło się właśnie mojemu słońcu... Ile szczęścia i możliwości odebrał ten błąd...  Pod koniec sierpnia dziecko zachorowało na zapalenie oskrzeli i 27 sierpnia zostaliśmy przyjęci do szpitala w Kołomyi (Ukraina, obwód iwanofrankiwski). Po zakończeniu leczenia Arsenijowi ustawiano kroplówki i wykonywano inhalacji.    Jednak 1 września o 9:30 rano przyszła pielęgniarka, żeby podać zastrzyk antybiotyku. Moje dziecko było w moich ramionach… Pielęgniarka zbyt szybko wykonała zastrzyk z 20 ml leku, a już po 20 sekundach serce mojego syna nagle się zatrzymało.    Nie da się opisać słowami tego stanu, którego doświadczyłam... Moje serce zatrzymało się wraz z sercem mojego dziecka... Po pół godziny lekarzom udało się ponownie uruchomić serce... Te pół godziny to tak mało czasu, aby poczuć się szczęśliwą i tak niezmiernie dużo, aby poczuć żal.    Nieco później zaczęła się śpiączka i mój syn został przeniesiony do regionalnego szpitala w Iwano-Frankiwsku. W 9 dniu śpiączki w wyniku zatrzymania krążenia wszystkich narządów doszło do niedrożności jelit i Arsenij musiał przejść operacje wyłonienia stomii.    Dziecko wyprowadziło się ze śpiączki na początku października. Czuło się ospałe, bo w taki sposób organizm zareagował na ogromny stres, a także operację jelit. Ale dzięki Bogu moje dziecko było ze mną i żyło. W tym czasie nie zostawiłam go ani na minutę, tak się martwiłam, by nikt nigdy więcej nie mógł go skrzywdzić.    Po śpiączce rozpoczęły się codzienne badania i formułowanie diagnoz. Wszystko to wymagało ogromnych wysiłków fizycznych i środków materialnych. Ale byłam gotowa przejść przez to i wyciągnąć moje dziecko z tego całego koszmaru.    Mój króliczek dostał wiele diagnoz: encefalopatia, zapalenie płuc, anemia, choroba poresuscytacyjna, zaczęły się też napady drgawkowe... Niestety silne drgawki spowodowały zwichnięcie stawu biodrowego.  Moje biedne dziecko... Ile ono znosi, ile prób życiowych przechodzi każdego dnia... GDYBYM MOGŁA, TO ZABRAŁABYM OD NIEGO CAŁY TEN BÓL I ROZPACZ.    Teraz zostaliśmy wypisani do domu na kilka tygodni, aby nabrać sił, ponieważ Arsenij czeka na operację zainstalowania rurki gastrostomijnej w celu usunięcia sondy, a także operację wyłonienia stomii z powodu grubości ścian odbytnicy. Zamówiliśmy również aparat Gnevkovsky'ego do korekcji zwichnięcia nóg, jednak jeśli nie pomoże to w ciągu 3 miesięcy, będziemy musieli poddać się operacji stawu biodrowego.    Ze względu na to, że lekarze na Ukrainie porzucili mojego syna, nasza fundacja szuka kliniki za granicą z dużym doświadczeniem i praktyką leczenia i rehabilitacji dzieci z takimi problemami (obecnie czekamy na odpowiedź z kliniki w Turcji i we Włoszech).    Mamy nadzieję i wierzymy, że wszystko się ułoży. Zrobię co w mojej mocy, bez względu na koszty.    Wciąż mamy wiele trudności, ale co najważniejsze - świat jest pełen dobrych ludzi. Błagam o pomoc w rozpowszechnianiu informacji o moim synku, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o nim i pomogło nam go przywrócić oraz dać mu ŻYCIE BEZ BÓLU.    Niestety nasze środki się kończą i muszę Was prosić o pomoc. PROSZĘ O POMOC! KAŻDA POMOC JEST WARTOŚCIOWA.

3 029,00 zł ( 19.77% )
Still needed: 12 291,00 zł
Kubuś Szkaradek
Kubuś Szkaradek , 4 years old

Synku, zrobimy wszystko, żebyś zaczął mówić! Potrzebna pomoc!

Kubuś to nasz wymarzony, jedyny synek. Tak bardzo na niego czekaliśmy… Nie dane nam było jednak zaznać beztroskich chwil rodzicielstwa, bo tuż po urodzeniu pojawiły się pierwsze problemy zdrowotne naszego ukochanego maleństwa. Dziś każdego dnia walczymy o możliwie jak najlepszą przyszłość Kubusia. Podczas porodu pojawiły się powikłania. Nasz synuś ledwo pojawił się na świecie, a już wylądował na oddziale intensywnej terapii z powodu problemów z płucami. Nigdy nie zapomnimy, jak bardzo się o niego baliśmy. Na szczęście maleństwo w końcu mogło pojechać z nami do domu. Myśleliśmy, że najgorsze już za nami… Jednak był to dopiero początek zmagań, z jakimi przyszło nam się zmierzyć. Kubuś nie rozwijał się prawidłowo. Ze względu na problemy z układem moczowo-płciowym musiał przejść kilka operacji. Z opóźnieniem zaczął podnosić główkę, zaczął siadać, dopiero gdy skończył rok. Martwiło nas też, że synek praktycznie nie gaworzył.  Gdy Kubuś skończył 3 latka udaliśmy się po pomoc do specjalistów. Synek nie reagował na polecenia, ani nawet na swoje imię, nie potrafił się skupić. Otrzymaliśmy diagnozę – autyzm. Byliśmy pełni obaw, lecz z drugiej strony poczuliśmy ulgę – w końcu wiemy, z czym mierzy się nasze dziecko. Jednak aby móc w pełni trafnie dostosować dalsze terapie, musimy wykonać badanie genetyczne WES.  Do tej pory za wszystko płaciliśmy sami. Za wszystkie wizyty, zajęcia u specjalistów, terapie. Długa i żmudna praca przynosi powolne rezultaty, które są dla nas krokiem milowym. Najbardziej na świecie chcemy, żeby nasz synek zaczął mówić, porozumiewać się z nami, wyrażać swoje potrzeby. Żeby w przyszłości mógł jakoś sobie radzić… Z całego sera prosimy Was o wsparcie.  Rodzice

1 367,00 zł ( 19.76% )
Still needed: 5 548,00 zł
Paweł Makowski
Paweł Makowski , 47 years old

Zawał, śmierć kliniczna, niepełnosprawność - pomóż Pawłowi odzyskać dawne życie!

Mam na imię Paweł, mam 44 lat, wspaniałą żonę i córeczkę. Mało brakowało, a nie byłoby mnie tutaj. Los zesłał na mnie doświadczenie, którego nikomu nie życzę – przeszedłem śmierć kliniczną, spowodowaną zawałem serca. Na 90 minut moje serce przestało bić. Wszystko stało się 29 grudnia 2017 roku. Budowałem wtedy upragniony dom dla mojej rodziny, praca była w toku od kilku godzin. Dzień jak co dzień, nic zwiastowało tragedii… Nagle poczułem przeraźliwy ból po lewej stronie. Pociemniało mi przed oczami, zabrakło tchu. Ostatkiem sił dostałem się do domu obok, by zawołać po pomoc. Gdy dzwonili po pogotowie, ja już traciłem przytomność. W karetce moje serce przestało bić. O tym, co się działo, dowiedziałem się dużo później… 90 minut – przez tyle lekarze walczyli o moje życie. Przez tyle mnie reanimowano… Gdy wydawało się, że to koniec, że już po mnie – wróciłem. Okazało się, że to jeszcze nie mój czas, by odejść… Obudziłem się w sterylnej bieli szpitalnych ścian, podpięty do kroplówek. Dzwoniącą ciszę przerywało tylko buczenie urządzeń, podtrzymujących życie. Próbowałem się poruszyć, ale nie mogłem, byłem zbyt słaby. Potem okazało się, że przez to 90 minut doszło do rozległego niedotlenienia… W efekcie doszło do niedokrwienia rdzenia. To spowodowało niedowład nóg… Lekarze i tak są w szoku, że tak długie niedotlenienie odcisnęło na mnie tylko takie piętno… To mały cud. Wcześniej dużo pracowałem, żyłem na pełnych obrotach. Robiłem remonty, budowałem dom, wspierałem rodzinę. Byłem młody, zdrowy, ciągle w pracy, stresie, ruchu… To, co się stało, sprawiło, że musiałem zwolnić. Nagle okazało się, że najważniejsze jest, co docenia się dopiero wtedy, gdy się je straci – zdrowie. Mój organizm był wyniszczony tym, co się stało. Obecnie jestem niepełnosprawny, serce zostało nieodwracalnie uszkodzone, w styczniu 2019 roku wszczepiono mi defibrylator. Najgorsze jest jednak to, że wciąż nie mogę chodzić… Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, poruszam się na wózku inwalidzkim. Nagle cały świat nabrał zupełnie innej perspektywy… Nawet poruszanie się we własnym mieszkaniu było trudne, blat był nagle za wysoko, przejście zbyt wąskie… Obecnie cały mój świat jest podporządkowany rehabilitacji. Pracuję nad tym, by stanąć na nogi i znów zacząć chodzić… Próbuję wzmocnić nogi, pobudzić do pracy mięśnie, utrzymać się w pozycji pionowej. Ćwiczę w lokomacie, egzoszkielecie, z rehabilitantem. Aby się udało, potrzebnych jest kilka turnusów rehabilitacyjnych, których koszt znacznie przewyższa nasz domowy budżet. Mam dopiero 44 lata, cudowną żonę i córkę, tak wiele jeszcze przed nami. Muszę być jak najbardziej samodzielny, pragnę wrócić do pracy, znów żyć normalnie. Proszę o pomoc, abym mógł jeszcze kiedyś wrócić do sprawności…  Paweł

8 179,00 zł ( 19.76% )
Still needed: 33 204,00 zł
Mariusz Wiaderek
Urgent!
2 days left
Mariusz Wiaderek , 43 years old

Jestem tatą, chcę żyć❗️Pomóż mi pokonać raka, który zaatakował ponownie!

PILNE! Mam na imię Mariusz, mam 43 lata i od 4 lat toczę walkę z bezlitosnym przeciwnikiem, jakim jest choroba nowotworowa. Mam jeden cel - chcę wyzdrowieć, by żyć i wychować mojego synka. Niestety nowotwór to śmiertelny wróg, który zaatakował ponownie. Kolejne chemie nie przynoszą rezultatu... Potrzebuję pomocy, od niej zależy moje życie i zdrowie. Proszę, przeczytaj moją historię i wesprzyj moją walkę! Roku 2019 nie zapomnę nigdy. Wtedy poznałem, czym jest największe szczęście i największy strach... Szczęście - bo w tym roku na świat przyszedł Szymuś, mój synek. Zostałem tatą i poznałem, czym jest największa miłość - ta do własnego dziecka, któremu chce się przychylić nieba i ochronić przed każdym złem. Niestety, jak to w życiu bywa, najlepsze wydarzenia w życiu przeplatają się z najgorszymi... Szczęście z narodzin synka przeplotło się z rozpaczą, bo okazało się, że ja jestem śmiertelnie chory. Od jakiegoś czasu dokuczał mi przeraźliwy ból w plecach. Niestety przybierał na sile z każdym dniem... Zrobiłem rentgen, który jednak nic nie wykazał. Wysłano mnie na kolejne badania... Dopiero rezonans pokazał okrutną prawdę - ból powodował ogromny guz jelita grubego! Umiejscowił się w tak trudnym miejscu, że - według słów lekarzy - byłem jednym z może stu przypadków na świecie, których coś takiego spotkało. To, że w tak młodym wieku muszę zmierzyć się z rakiem, było ogromnym szokiem dla mnie i dla moich bliskich. Szybko jednak otrząsnąłem się, pełen sił do walki - wiedziałem, że muszę wyzdrowieć, bo liczy na mnie moja rodzina. Rok 2020 rok zaczął się operacją, w trakcie której lekarze usunęli guza. To był ciężki czas, operacja była trudna, prawie 3 miesiące dochodziłem do siebie. Potem czekała mnie radioterapia i chemia. Przez kilka miesięcy było wszystko dobrze i wydawało się, że najgorsze już za mną. Niestety nowotwór wrócił, co więcej - mimo leczenia dał przerzuty na płuca... Tym razem nie dał żadnych objawów. Co 3 miesiące chodziłem na kontrolny rezonans, jeden z nich skończył się właśnie tragicznymi wieściami - jest wznowa. Rak sprawiał wrażenie, że dał się pokonać, po czym uderzył ponownie, jeszcze bardziej podstępny i zdradziecki.! Jestem w trakcie chemioterapii. Kilka miesięcy temu wyłoniono mi stomię. Są dni, w których czuje się lepiej, ale też takie, w których jest ciężko... Chemia to bardzo silne leczenie. Chwilami nie mam na nic sił, a przecież mam 4-letniego synka, który mnie potrzebuje. Nie mogę mu przecież powiedzieć, że tata nie ma siły się z nim bawić, bo źle się czuje i jest chory... Staram się, żeby moja choroba w żaden sposób nie wpłynęło na jego dzieciństwo. Wiem, że przy wznowie choroby jest dużo trudniej wygrać tę walkę. Nie zliczę, ile chemii już dostałem... Cały czas jestem daleki od wyzdrowienia. Mimo leczenia choroba postępuje! Mam kontakt z innymi chorymi, którzy dali mi namiary na klinikę w Niemczech... Tu stosuje się dużo więcej metod leczenia nowotworów. Zacząłem już leczenie, niestety - tu jestem prywatnym pacjentem i za wszystko muszę zapłacić sam... Koszt leczenia to 70 tysięcy euro! Proszę o pomoc. To moja szansa, być może jedyna, jaką mam. W chwili, gdy zostałem ojcem, wszystko to mi chce zabrać RAK. Nie poddam się, chcę zrobić wszystko, by wyzdrowieć i żyć... Mam żonę i synka, którzy mnie potrzebuję. Będę wdzięczny za każdą złotówkę i za każde słowo wsparcie. Obiecuję, że gdy tylko pokonam chorobę, odwdzięczę się za całe dobro, które dostanę. Dziękuję za wszystko i proszę o wsparcie. Mariusz

66 662,00 zł ( 19.76% )
Still needed: 270 679,00 zł