Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Emilia Bołdyzer
Emilia Bołdyzer , 10 years old

Emilkę pochłania ciemność❗️Mamy jedną szansę, by to zatrzymać❗️

Pochłania ją ciemność. Każdego dnia coraz gorzej widzi mamę, tatę, rodzeństwo. Kontury otaczającego świata są mniej wyraźne, coraz trudniej dostrzec jego piękno… Emilka traci wzrok. Jeszcze kilka lat temu nie było szansy, by zatrzymać ten okrutny proces – dziś jest nadzieja. Jest nią terapia genowa.  Pierwsze objawy zaczęłam zauważać u córeczki, gdy miała 4 miesiące. Nie wodziła wzrokiem za zabawkami, za rodzeństwem. Wydawało mi się, że niektórych rzeczy nie widzi. Pierwszy okulista, do którego trafiliśmy stwierdził wadę wzroku i zalecił okulary. Niestety, pomimo noszonych okularów, wciąż miałam wrażenie, że Emilka nie na wszystko reaguje, a zapalone ostre światło ją drażni.  Jeździliśmy od specjalisty do specjalisty, by dowiedzieć się więcej. Emilka rosła, a jej wada się pogłębiała. W ciągu kilku lat poszukiwań lekarze stwierdzili u córeczki zwyrodnienie barwnikowe, oczopląs, krótkowzroczność, ale dopiero wykonane rok temu badania genetyczne odkryły prawdziwy powód. Okazało się, że Emilia choruje na wrodzoną ślepotę Lebera. Pamiętam ten dzień. Siedziałam na kanapie trzymając w ręku wyniki badań. Płakałam, próbowałam złapać oddech. Emilka widziała, że coś jest nie tak. Podeszła do mnie i zapytała, co się stało. Potem płakałyśmy już razem. Ślepota Lebera to rzadka choroba genetyczna. Przez mutację w jednym genie moja córeczka traci wzrok, bo jej organizm nie koduje białka, które jest niezbędne, by widzieć. Kiedyś dla takich dzieci jak Emilka nie było ratunku. Do końca życia żyły w mroku, nie będąc w stanie podziwiać tego, jak piękny jest świat.  Wszystko zmieniło się, gdy wprowadzono terapię genową – ogromną szansę dla mojej córeczki. Polega ona na podaniu kopii brakującego genu zwierającego instrukcję inicjująca produkcję białek. W konsekwencji organizm Emilki zacząłby je produkować, a tym samym zatrzymalibyśmy proces utraty wzroku.  Niestety, nie jest ona refundowana. Za leczenie musimy zapłacić sami. Im szybciej Emilka przyjmie terapię genową, tym lepiej. Rozpoczęliśmy więc najważniejszy wyścig z czasem. Emilka bardzo chce widzieć. Gdy dowiedziała się, że jest lek, który może jej pomóc, popłakała się bez szczęścia.  Z całego serca prosimy o pomoc. Dzięki wsparciu szanse na to, że nasza córeczka, która jest niesamowicie otwartą i odważną dziewczynką będzie mogła zobaczyć otaczający nas świat, zdecydowanie wzrosną.  Walczymy o cud i wierzymy w cud i w to, że nasza córeczka nie straci świata, nie utonie w ciemności na zawsze… Rodzice Emilki ➡️ Pomóż Emilce Bołdyzer nie stracić wzroku – grupa na Facebooku 🎥 Reportaż o Emilce w KURIER OPOLSKI

346 947,00 zł ( 20.59% )
Still needed: 1 337 546,00 zł
Tomasz Dac
Tomasz Dac , 52 years old

By wrócić i żyć, jak przed tym koszmarnym wypadkiem...

Jedna chwila zmieniła szczęśliwe życie w tragedie. Tomka niemal zabiła jego największa pasja. Tomek był zdrowym, aktywnym mężczyzną do feralnego dnia 16 grudnia 2021 r. Mimo ogromnego doświadczenia, rozsądku i pokory wobec natury podczas zjazdu trasą narciarską splot wielu nieszczęśliwych okoliczności doprowadza do wypadku. Oto Tomek ma 50 lat. Człowiek z pasją, w górskich wyprawach, podróżowaniu i obcowaniu z naturą odnajdywał spokój i satysfakcję z życia. Współzałożyciel Klubu Tańca Towarzyskiego SIERADAN. Zawsze pogodny, pełen empatii i wrażliwości na drugiego człowieka. Bardzo lubiany i szanowany przez przyjaciół i współpracowników. Posiada niezwykły dar, dar wprowadzania dobrej atmosfery między ludźmi. Tomek doznaje niewyobrażalnego w skutkach urazu. Wynikiem jest uszkodzenie rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym. Od tamtej pory trwa nieustanna walka o przywrócenie jego prawidłowych funkcji życiowych. Tomek ma cel – powrót do jak największej sprawności fizycznej, do samodzielności. Do uczestnictwa w życiu społecznym, zawodowym, towarzyskim. Do hobby.  Widząc ogromne starania i postępy jakie zrobił w ciągu ostatniego roku codziennej ciężkiej pracy, wierzymy, że to możliwe. Środki zebrane ze zbiórki zostaną przekazane na kontynuację rehabilitacji w prywatnym ośrodku który zapewnia nam w czasie pobytu ćwiczenia indywidualne z fizjoterapeutą, terapię oddechową, trening chodu na Lokomacie, ćwiczenia na parapodium, masaże, opiekę całodobową medyczną, trening na rotorze rehabilitacyjnym. Każda wpłata to polepszenie życia Tomka i daje mu szansę na powrót do zdrowia!

65 457,00 zł ( 20.59% )
Still needed: 252 416,00 zł
Anna Figas-Jóźwiak
Anna Figas-Jóźwiak , 39 years old

Córeczka, dom, trzy etaty i ciężko chora żona - WYWALCZ z nami lepsze jutro❗️

Dziękujemy za to, że odmieniacie nasze życie. Niesiecie z nami trudności naszej codzienności...  Proszę, zostańcie. Nasza historia się jeszcze nie kończy.  Potrzebujemy dalszej pomocy, aby Ania nie przerywała walki, aby w końcu mogła wrócić do córeczki!  Nasza historia:  Byliśmy zwykłą rodziną do czasu, gdy spotkała nas straszna tragedia... Żona i mama na wiele miesięcy trafiła do szpitala. Tam lekarze walczyli o jej życie. Pracuję na 3 etatach i myślałem, że dam radę sam, ale po latach walki mam odwagę przyznać — opadam już z sił... Bardzo proszę o Waszą o pomoc. Mam na imię Marcin i od kilku lat walczę o życie i zdrowie mojej cudownej żony Ani. Mamy małą córeczkę Maję. Gdy Majeczka była malutka, Ania poważnie zachorowała. Okazało się, że cierpi na autoimmunologiczne zapalenie mózgu... Od tego czasu nic nie jest jak kiedyś. Autoimmunologiczne zapalenie mózgu to choroba śmiertelna. Choroba postępuje gwałtownie, pustoszy układ nerwowy. Bez szybkiego ratunku dochodzi do śmierci. Po długich zmaganiach lekarze uratowali moją ukochaną żonę przed śmiercią. Niestety, choroba zostawiła po sobie szereg powikłań... Leczenie Ani jest długotrwałe i powolne oraz niestety niesamowicie kosztowne! Miesięczny koszt rehabilitacji to ponad 30 tysięcy złotych...  Samodzielnie utrzymuję dom, opiekuję się żoną, córeczką, robię zakupy, płacę rachunki, pracuję w kilku miejscach... Chcę dla Ani tego, co najlepsze, a przy tym, ile wszystko kosztuje, nie dam rady zapewnić jej tego sam...  W imieniu swoim, Ani, a przede wszystkim Majeczki, która tak marzy o tym, aby mama znów była zdrowa, jeszcze raz proszę o Waszą pomoc. Marcin, mąż Ani

17 513,00 zł ( 20.57% )
Still needed: 67 594,00 zł
Ernest Przestrzelski-Mikulski i Oskar Mikulski-Greczan
Ernest Przestrzelski-Mikulski i Oskar Mikulski-Greczan , 15 months old

Chłopcy od urodzenia walczą o sprawność i lepszą przyszłość❗️ Pomożesz im❓

Gorsze od cierpienia ukochanego dziecka jest tylko to, gdy cierpi dwójka… Na co dzień musimy mierzyć się z wieloma przeciwnościami, które rzuca na drogę moich synków los. Nie poddajemy się, ale jest bardzo ciężko. Jestem mamą dwóch wspaniałych chłopców – 3-letniego Oskara i 4-miesięcznego Ernesta. Synkowie są moim oczkiem w głowie, każdego dnia robię wszystko, by mieli szansę na możliwie jak najlepsze dzieciństwo. Niestety moja ogromna miłość nie zdołała uchronić ich przed problemami zdrowotnymi, z którymi walczymy każdego dnia. W trakcie badań przeprowadzonych w ciąży u mojego starszego synka zauważono powiększone miedniczki nerkowe, a jego waga była zbyt niska w stosunku do stopnia zaawansowania ciąży. Żadnych innych wad nie wykryto…  Tuż po urodzeniu zaczęły się jednak pojawiać kolejne nieprawidłowości. Oskar ważył niespełna 2270 gramów. Niemal od razu po porodzie poinformowano mnie o jego wzmożonym napięciu mięśniowym. Wdał się również stan zapalny pępuszka. Po przeprowadzonych badaniach potwierdzono wzmożone napięcie oraz problem z nerkami, a po konsultacji nefrologicznej okazało się, że ma trzeci stopień refluksu moczowodowo – pęcherzowego. Wdrożono leczenie farmakologiczne, które stosujemy do dziś. Niestety z biegiem czasu dochodziły kolejne diagnozy... Ze szpitala wyszliśmy z masą skierowań do specjalistów takich jak nefrolog, kardiolog, neurolog, gastrolog, do poradni metabolicznej oraz endokrynologicznej i na rehabilitację. Niestety kolejki do specjalistów są długie, a mój syn potrzebuje pomocy na już. Co za tym idzie – większość wizyt odbywamy prywatnie. Koszty są ogromne.  Niestety mój młodszy synek również każdego dnia mierzy się z wieloma trudnościami. Już w ciąży wiedziałam, że Ernest ma nieprawidłowy kształt główki. Po urodzeniu okazało się, że synek ma wzmożone napięcie mięśniowe i zaburzenia układu nerwowego. Prawdopodobnie ma problemy również z serduszkiem, jesteśmy w trakcie diagnozowania. Od grudnia Ernest jest badany również pod kątem kraniosynostozy. To wiąże się z ciągłą rehabilitacją, częstymi wizytami u psychologa, neurologopedy i wielu innych specjalistów. Być może Ernest będzie musiał mieć przeprowadzoną operację, co będzie generowało kolejne koszty, obawy i strach…  Jakby zmartwień i wycieczek do lekarzy już z dwojgiem pociech wciąż było mało, kilka miesięcy temu u mojego starszego synka Oskara stwierdzono autyzm dziecięcy. Oskar nie mówi, przez większość czasu ma otwartą buźkę w związku z problemem opanowania sztuki oddychania przez nosek. Występuje u niego również agresja – rzuca zabawkami, stuka głową o podłogę, rwie karki, gryzie książeczki… Jest nam bardzo trudno… Większość wizyt, których chłopcy stale potrzebują, odbywa się prywatnie ze względu na gigantyczne kolejki NFZ. Koszty zapewnienia dostatniego życia moim synom przekraczają moje możliwości finansowe… Ze względu na opiekę nad Oskarem i Ernestem nie jestem w stanie podjąć pracy na pełen etat. Robię wszystko, by moje dzieci mogły rozwijać się możliwie jak najlepiej. Potrzebuję jednak pomocy – każda cegiełka będzie dla mnie na wagę złota.  Mama Oskara i Ernesta

4 375,00 zł ( 20.56% )
Still needed: 16 902,00 zł
Robert Grabowski
Robert Grabowski , 31 years old

Drugie życie po tragicznym wypadku. Robert potrzebuje naszej pomocy!

Urwana ręka, pokiereszowany kręgosłup, uszkodzony rdzeń, połamane nogi… Wystarczyła chwila nieuwagi, by maszyna rolnicza omal nie odebrała mi życia. Zmieniła je już na zawsze… Przez godzinę leżałem na drodze, nim przyjechała karetka. Byłem w takim szoku, że nie czułem bólu. Obrażenia były tak ogromne, że cudem uszedłem z życiem… Nauczyłem się nowej codzienności, znalazłem szczęście. Cały czas jednak potrzebuję rehabilitacji, by nie stracić tego, co mam. Bardzo drogiej… Proszę Cię o pomoc, bym mógł ćwiczyć jeszcze przez kolejny rok. Mam na imię Robert, mam 26 lat. Dzień tragedii pamiętam doskonale, jakby to było wczoraj. 7 kwietnia 2006 roku, nawet godzinę pamiętam, było ok. 11:00. Wróciłem właśnie z rekolekcji i zobaczyłem, że tata pracuje w polu. Mieszkamy na wsi na Kaszubach, z bratem i siostrami często pomagaliśmy rodzicom w gospodarstwie, więc i tym razem chciałem trochę tacie pomóc. Pobiegłem do domu, plecak rzuciłem w kąt i wziąłem pierwszą lepszą kurtkę z wieszaka. Pech chciał, że wziąłem za dużą. Taka pozornie błaha rzecz, a także seria pechowych wydarzeń potem sprawiły, że dziś nie mam ręki i czucia od pasa w dół.  Pracowaliśmy z tatą około godziny, wtedy przyszedł listonosz. Tata poszedł odebrać pocztę, a ja zostałem sam przy maszynie, miałem wtedy 12 lat. Wiedziałem, że trzeba być ostrożnym. Nie wiem, co mnie podkusiło, by podejść do wałka. Chciałem sprawdzić, jak to działa, jak oddziela te ziarna…  Nagle maszyna wciągnęła za duży rękaw, a wraz z nią całą rękę. Obracała mną  w kółko, raz za razem uderzałem nogami o asfalt. Kości ud połamały się w kilku miejscach. Nie czułem nic albo już nie pamiętam, co czułem… Tata usłyszał, że maszyna dziwnie stuka, przybiegł. Nie krzyczałem, nawet nie płakałem. Tata w szoku wyłączył maszynę, próbował wyciągnąć moją rękę. Gdy mu się udało, oczom ukazał się przerażający widok — nie było już skóry, kości na wierzchu, mięśnie i ścięgna pozrywane… Zadzwonili na pogotowie.  Godzinę leżałem na ziemi, czekając, aż przyjedzie ratunek. Byłem przytomny, ale nic nie czułem. Ogromny szok. Może Bóg zabrał mi ten ból, żebym nie umarł przez niego? W szpitalu lekarz obejrzał mnie, ubrał fartuch i wyszedł. Zrozpaczonej mamie powiedział tylko, że tu potrzeba księdza, a nie lekarza… Rodzice nie poddali się, z Bytomia helikopter medyczny miał zabrać mnie do Gdańska. Byłem już od kilku godzin bez żadnej pomocy, ale szpital odmówił transportu helikopterem, wysłali mnie karetką… Gdańsk dzwonił, żeby zrobili mi jeszcze w Bytomiu rezonans kręgosłupa, bo ich maszyna jest zepsuta. Bytów nie miał nawet takiego sprzętu… Mieli więc zrobić zdjęcie po drodze w szpitalu, ale gdy tam pojechaliśmy, okazało się, że urządzenie też nie działa! A jeszcze rano było sprawne. Pech, bo jak to inaczej nazwać? W Gdańsku lekarze skupili się od razu na ręce, ją było widać, była w najgorszym stanie. Połamane nogi umieścili w szynach, ale nie chciały się zrastać. O kręgosłup na razie nikt się nie martwił… Niestety, ręki nie udało się uratować, wdało się zakażenie, amputowali mi ją. Zaatakowała mnie też sepsa, było bardzo źle… Trudno w kilku zdaniach opisać dwumiesięczną walkę o życie. Gdy wyszedłem z najgorszego kryzysu i zmniejszyło się ryzyko, że umrę na stole operacyjnym, lekarze zajęli się kręgosłupem. Było jednak za późno, o wiele za późno… Operacja stabilizacji niewiele pomogła, poprzesuwane kręgi przerwały rdzeń. Jeszcze na początku ruszałem nogami, potem coraz mniej, aż w końcu całkiem straciłem czucie. Później okazało się, że gdyby operacja kręgosłupa zrobiona była od razu, teraz miałbym dużą szansę, żeby chodzić. Niestety, czasu już nie cofnę… Choć byłem jeszcze dzieckiem, musiałem szybko wydorośleć. Straciłem rękę, nie mogłem chodzić. Nie załamałem się jednak, choć to dość nietypowe. Nie miałem myśli samobójczych, myślałem tylko o tym, co dalej. Myśl i planowanie przyszłości chyba mnie uratowały… Wcześniej sądziłem, że zostanę u rodziców i później przejmę po nich gospodarstwo, w tym się widziałem. W moim stanie było to niemożliwe, więc stwierdziłem, że moja przyszłość to komputery. Jedna ręka powinna wystarczyć… Minęło ponad 13 lat, połowa mojego życia. Dzisiaj pracuję jako grafik, mama dowozi mnie do pracy. Nie mogę pracować z domu, mieszkamy na odludziu i internet jest bardzo słaby. Staram się radzić sobie, jak mogę, nieoceniona jest tu rehabilitacja. Niestety, bardzo kosztowna. Żeby w miarę normalnie żyć z niepełnosprawnością, konieczne są ogromne pieniądze, wszystko kosztuje fortunę…  Cieszę się, że przeżyłem. Nie narzekam na los, i tak miałem szczęście! Poznałem wspaniałą dziewczynę, jesteśmy razem od roku. Moja niepełnosprawność jej nie przeszkadza, bo w prawdziwej miłości to żadna przeszkoda. Oczywiście, że na codziennej drodze pojawiają się schody, dosłownie i w przenośni. Coraz bardziej się to zmienia, jednak nie jest łatwo poruszać się na wózku i to z jedną ręką… Żeby być jak najbardziej sprawny, muszę cały czas ćwiczyć, przynajmniej dwa razy w roku jeździć na intensywne turnusy. I tu moja prośba… Jeśli jesteś w stanie, bardzo proszę, pomóż mi. Ja się nigdy nie załamię, nie poddam, ale to nie wystarczy, jeśli nie będę miał za co opłacić rehabilitacji. Za każdą pomoc z całego serca dziękuję! Robert

12 807,00 zł ( 20.55% )
Still needed: 49 491,00 zł
Arkadiusz Leyk
Urgent!
Arkadiusz Leyk , 39 years old

Rocznica ślubu w cieniu TRAGEDII❗️Arek Was potrzebuje❗️

Dnia 12 września, dokładnie w 9. rocznicę ślubu, mój mąż i tata naszej ośmioletniej córeczki o godzinie 22:00 ruszył w drogę z pracy do domu. Niestety kilka minut później uległ wypadkowi... Każdego roku wspólnie celebrowaliśmy ten wyjątkowy dla nas dzień. Nic nie zapowiadało, że tym razem tak się nie stanie... W chwili, gdy zadzwonił telefon, a w słuchawce usłyszałam, że mój ukochany miał wypadek, miałam wrażenie, że ziemia rozstępuje się pod moimi nogami!  Od 12 września świat dla mnie stanął w miejscu... Modliłam się z całych sił, aby Arkadiusz przeżył, a moim jedynym celem była walka o jego życie!  Po przetransportowaniu Arka do szpitala została postawiona diagnoza: zmiażdżona klatka piersiowa, pęknięty kręg, uszkodzone płuco. W wyniku tych obrażeń doszło do krwotoku wewnętrznego! Noc spędził na bloku operacyjnym. Jego stan lekarze określali jako bardzo ciężki. Później, po wykonaniu tomografii komputerowej okazało się, że pojawił się także obrzęk móżdżku! Obecnie leczony jest na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Z powodu doznanych obrażeń oraz utrzymującego się obrzęku móżdżku, wprowadzono męża w stan śpiączki farmakologicznej.  Arek toczy ogromną walkę o życie. Mimo swojego złego stanu ruchem powiek oraz uściskiem dłoni reaguje na głosy bliskich. Wiem, że mąż kocha życie... Udowadnia to każdego dnia!  Mój mężczyzna jest kochającym mężem i ojcem. Wspólnie z naszą córeczką lubimy podróżować, organizować małe wyprawy rowerowe, wyjazdy na basen oraz wspólne zabawy. Arek jest osobą otwartą, kontaktową, uśmiechniętą i pozytywnie nastawioną do życia. Zawsze jest gotowy do bezinteresownej pomocy i uczynny. Ocena skutków wypadku będzie możliwa dopiero po wybudzeniu Arka ze śpiączki. Gdy stan jego zdrowia ustabilizuje się, musi trafić do specjalistycznej kliniki, gdzie rozpoczniemy walkę o powrót do sprawności fizycznej. Termin nie jest jeszcze znany, ale wiemy, że koszt rehabilitacji będzie ogromny! Niestety nasze oszczędności nie pokryją nawet miesięcznego leczenia...  Wielokrotnie wspieraliśmy podobne zbiórki dla osób potrzebujących. Nigdy jednak nie przypuszczaliśmy, że to my będziemy zmuszeni prosić o pomoc... Nie mamy jednak innego wyjścia, dlatego zwracamy się do Was – ludzi o wielkich sercach. Wierzymy, że wspólnie zdołamy uratować zdrowie Arka. Razem z córeczką czekamy na naszego ukochanego męża i tatusia.   Agnieszka, żona ➡️ Pomoc dla Arka ➡️ Licytacje dla Arkadiusza Leyk

85 851,00 zł ( 20.55% )
Still needed: 331 749,00 zł
Bartek i Kacper Uliccy
Bartek i Kacper Uliccy , 6 years old

Dwójka pogodnych chłopców mierzy się z wieloma przeciwnościami! Proszę, pomóż im!

Jestem mamą dwójki wspaniałych chłopców, Bartka i Kacpra. Pomimo wielu przeciwności synowie to pogodne dzieci, które dzielnie walczą o lepszą przyszłość. Proszę o pomoc w zapewnieniu im wszystkiego, czego potrzebują! Kacperek ma niecałe 8 lat. Cierpi na padaczkę. Obecnie nie ma już napadów, ale choroba pogorszyła jego stan zdrowia. U synka zdiagnozowano również ADHD i nadwzroczność. Ma też problemy gastrologiczne, nie potrafi utrzymać swoich potrzeb fizjologicznych. Uczestniczy w zajęciach z integracji sensorycznej, ma terapię psychologiczną. Syn chodzi do zerówki w zwykłej szkole, ma nauczyciela wspomagającego. Niestety, spotyka go wiele przykrości ze strony rówieśników. Będę starała się, aby trafił do szkoły specjalnej, gdzie łatwiej będzie spełnić jego potrzeby. Kacper uwielbia klocki LEGO, konstruuje wspaniałe budowle. Jest bardzo empatyczny, gdy widzi, że ktoś płacze, stara się go pocieszyć. Jestem z niego dumna! Mój młodszy syn, Bartuś ma 5 lat. Zdiagnozowano u niego małogłowie i autyzm atypowy. Cierpi też z powodu nadwzroczności i zeza rozbieżnego. Jego wada wzroku pogarsza się, na jedno oko nie widzi prawie wcale… Bartuś chodzi do świetnego przedszkola terapeutycznego, gdzie pracuje nad swoimi problemami. Uwielbia dinozaury, doskonale pamięta ich skomplikowane nazwy. Lubi też pociągi. Ma kłopotów z komunikowaniem się z dziećmi, zdecydowanie woli rozmawiać z dorosłymi. Nie interesują go inne zabawy, niż te związane z jego zainteresowaniami. U obu synów podejrzewana jest niepełnosprawność intelektualna w stopniu lekkim. Musimy wykonać dalsze badania, szczególnie te genetyczne. Synowie odwiedzają wielu specjalistów, głównie okulistę, psychiatrę, neurologa, gastrologa. Do tego dochodzi koszt przedszkola i potrzebnych zajęć. Wszystko kosztuje tak dużo, a ja utrzymuje się z zasiłku pielęgnacyjnego. Jest nam niezwykle trudno… Ale dla moich synów chce zrobić wszystko! Dlatego z całego serca proszę Was o pomoc! Razem możemy dać tym dzielnym chłopakom lepszą przyszłość! Mama

1 530,00 zł ( 20.54% )
Still needed: 5 917,00 zł
Daniel Maćkowiak
Daniel Maćkowiak , 31 years old

Choroba żony, syna, teraz moja! Czy nasze cierpienie kiedyś się skończy? Ratunku❗️

Choroby naszego synka i żony były dla naszej rodziny największą tragedią, jaka możne spotkać człowieka. Myślałam, że los już dość nas doświadczył, że już nic złego teraz nas nie dosięgnie.  Niestety, bardzo się myliłem...  Los po raz kolejny, pokazał nam, że życie jest bardzo kruche i nieprzewidywalne... Niedawno otrzymałem straszliwą diagnozę, która brzmiała jak wyrok: nowotwór złośliwy mózgu z rozpoznaniem rdzeniaka płodowego zarodkowego. Trudno było w to uwierzyć... Przecież jeszcze kilka dni wcześniej wydawało się, że jestem całkowicie zdrowy! Chodziłem do pracy, normalnie funkcjonowałem, cieszyłem się życiem rodzinnym. Wiedliśmy spokojne życie, choć niestety nie brakowało w nim sytuacji trudnych.  Moja żona Basia zmaga się z uszkodzonym narządem wzroku i posiada znaczny stopień niepełnosprawności. Dodatkowo nasz synek Filip, od urodzenia choruje z uwagi na niepełnosprawność narządu ruchu, choroby układu oddechowego i krążenia oraz neurologiczne, a także posiada stopień niepełnosprawności....  Kiedy do tych wszystkich problemów doszła informacja o mojej chorobie, razem żoną załamaliśmy się. Znów znaleźliśmy się na życiowym zakręcie. W jednej chwili straciliśmy grunt pod nogami, a w głowie pojawił się natłok pytań – jak sobie poradzimy? Co teraz z nami będzie? Czy przeżyje? Jednak mimo ogromnego lęku, wiem, że nie mogę się poddać... Rozpoczynam walkę - długie, wyczerpujące, skomplikowane i niestety kosztowne leczenie.  Obecnie nasza sytuacja jest niezwykle trudna. Potrzebuję specjalistycznego leczenia, niezbędnej rehabilitacji, wielu lekarstw i sprzętu medycznego. To wszystko kosztuje... Wydatki rosną z każdym dniem, a nasze oszczędności już dawno się wyczerpały. Dlatego proszę, pomóż nam... Mam wspaniałą rodzinę, dla której chce walczyć i żyć. Nie mogę się poddać. Bardzo proszę o wsparcie, ważna jest każda złotówka... Przeciwnik jest silny, ale muszę walczyć!  Daniel Kwota zbiórki jest szacunkowa. 

8 739,00 zł ( 20.53% )
Still needed: 33 815,00 zł
Zuzanna Bryndal-Rost
Zuzanna Bryndal-Rost , 9 years old

Zuzia ma szansę na sprawną przyszłość. Pomożesz?

Zuzia zbyt szybko przyszła na świat. Nagły poród spowodował, że moja córeczka urodziła się w zamartwicy, z niską wagą urodzeniową i leukomalacją okołokomorową. Oznaczało to, że jej mózg nie będzie rozwijał się tak jak u innych dzieci. Od początku swojego życia musiała zacząć mierzyć się ze skutkami nieznanej wtedy choroby... Dostała tylko 3 punkty w skali Apgar. Musiała walczyć od pierwszych minut życia. Każdego dnia marzyłam, by ten koszmar się skończył. Tak bardzo chciałam zamienić chłodne szpitalne sale na pokój z łóżeczkiem, pachnącymi ubrankami i kolorowymi zabawkami. Na miejsce, w którym obie poczujemy się bezpieczne i szczęśliwe. Dopiero po miesiącu mogłyśmy wyjść do domu.  Zuzia była cały czas pod opieką specjalistów, którzy po kilku tygodniach postawili diagnozę. Mózgowe porażenie dziecięce – tak brzmiał wyrok, z którego konsekwencjami Zuzia będzie się mierzyć do końca życia.  To nie był koniec problemów, to tak naprawdę początek bardzo trudnej drogi. Córeczka przeszła transfuzję krwi i operację oczu. Do tej pory, każdego dnia musi być też rehabilitowana, ponieważ MPD powoduje u niej spastykę. Ból, jaki codziennie towarzyszy jej życiu, jest nie do opisania. Jednak mój dzielny promyczek się nie poddaje i na każdym kroku pokazuje, że warto mieć nadzieję!  Niedawno Zuzia uczestniczyła w turnusie rehabilitacyjnym, gdzie miała okazję samodzielnie się poruszać dzięki NF Walkerowi. Widok córeczki, która podąża do mnie na własnych nogach to jeden z najbardziej wzruszających momentów w życiu, a jej szczęście po samodzielnym pokonaniu tego dystansu było nie do opisania słowami. Dla takich chwil warto żyć! Zuzia rośnie, a wraz z tym sprzęty potrzebne do codziennego funkcjonowania robią się po prostu za małe. By miała szansę na sprawną przyszłość, te najważniejsze musimy wymienić. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc. Razem na pewno się uda! Kasia, mama Zuzi

6 771,00 zł ( 20.53% )
Still needed: 26 207,00 zł