Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Zuzanna Garstka
Zuzanna Garstka , 17 years old

Skutki wcześniactwa zostaną z Zuzią na całe życie! Pomóż!

Każda kobieta, zachodząc w ciążę, najbardziej pragnie, aby jej dziecko było zdrowe. Moja ciąża przebiegała bezproblemowo, wszystkie badania bez żadnych zastrzeżeń. Nie miałam o co się martwić. Byłam spokojna i niezwykle szczęśliwa. Aż do czasu porodu...  Zuzia urodziła się w 26 tygodniu ciąży. Podczas porodu doszło do niedotlenienia, a tym samym do nieodwracalnych uszkodzeń mózgu. Zuzia miała wylew III stopnia, w wyniku czego zdiagnozowano u niej czterokończynowe porażenie mózgowe oraz małogłowie... Później walczyła z sepsą i w efekcie tej dramatycznej walki została uszkodzona wątroba...  Nasza córeczka spędziła w szpitalu pięć długich miesięcy. To były najgorsze chwile w naszym życiu, pełne płaczu i niewiadomych... Zuzia przeszła kilka transfuzji krwi oraz niezliczoną ilość wkłuć, pobrań i wyczerpujących badań. Nie potrafiła sama oddychać ani jeść. Od pierwszych dni musiała walczyć o swoje kruche życie...  I choć dziś od tych dramatycznych chwil dzieli nas 15 lat, to nasza walka o zdrowie i życie córki wciąż trwa.  W ciągu ostatnich lat przez porażenia mózgowego, doszło do znacznej skoliozy kręgosłupa. Wada z każdym dniem się pogłębia i zaczyna coraz mocniej naciskać na narządy wewnętrzne, co uniemożliwia normalne funkcjonowanie organów... Obecnie najbardziej narażone są płuca! W maju tego roku Zuzia w ostatniej chwili trafiła do szpitala z bezobjawowym zapaleniem płuc. Dzieliły nas tylko minuty od tego, żebyśmy ją stracili...  Podczas leczenia w szpitalu, oprócz antybiotyku najbardziej pomogła tlenoterapia, która ułatwiła Zuzi oddychanie i tym samym - uratowała nasze dziecko przed najgorszym...  Zuzia jest dzieckiem leżącym. Przez wszystkie choroby i niepełnosprawność w stopniu znacznym wymaga stałej opieki. Sama nie jest w stanie zjeść, napić się, czy się ubrać. I choć ma niezwykle bystre oczy i piękną buzię – nie powie nam, kiedy ją coś boli, coś jej dolega...  Niestety, liczne wizyty u specjalistów, dojazdy, sprzęt, a także godziny rehabilitacji już teraz pochłaniają mnóstwo pieniędzy. Koszty stale rosną, a my wiemy, że sami nie jesteśmy w stanie zapewnić jej wszystkiego, co potrzebne.  Obecnie Zuzia pilnie potrzebuje przenośny koncentrator tlenu, który w razie choroby uratuje jej życie... Cena niestety jest ogromna i znacznie przekracza nasze możliwości.  Dlatego nie mamy innego wyjścia, błagamy Was o pomoc, o jakiekolwiek wsparcie. Każda złotówka pomoże uchronić nasze dziecko przed cierpieniem, które trwa już zbyt długo...  Rodzice - Milena i Janusz ➡️ Pomóż Zuzance 💚  

9 170,00 zł ( 21.54% )
Still needed: 33 384,00 zł
Iga Szubiak
Urgent!
14 days left
Iga Szubiak , 30 years old

30 lat to nie czas, żeby umierać❗️Proszę, pomóż mi pokonać raka❗️

Mam dopiero 30 lat, a przede mną leczenie OSTATNIEJ SZANSY… Trudno w to w ogóle uwierzyć, ale taka jest okrutna rzeczywistość. Chciałabym jeszcze tak wiele zrobić, ale jeśli nie zbiorę ogromnych pieniędzy – nie zdążę… Nowotwór odbierze mi życie! Błagam, pomóż mi wyzdrowieć! Zostałam zdiagnozowana 1 lutego 2023. Diagnoza to rak: międzybłoniak opłucnej. Chorobę wykryłam przypadkowo. Po USG piersi zostałam wysłana na prześwietlenie płuc. Po wnikliwych badaniach przyszła diagnoza, a lekarze nie mogli w nią uwierzyć. Jakim cudem ten rodzaj nowotworu rozwinął się u tak młodej osoby… Niestety diagnoza została potwierdzona przez 3 różnych patologów w trzech różnych ośrodkach medycznych: dwóch w Berlinie i jednym w Gdańsku. Byłam załamana, ale wierzyłam, że wdrożone leczenie jest w stanie mi pomóc. W szpitalu w Berlinie przyjęłam trzy wlewy immunoterapii. Niestety, terapia musiała zostać przerwana, ponieważ guz znacznie się powiększył, a ja traciłam siły. Lekarze zdecydowali się połączyć radioterapię z chemioterapią. Równocześnie zaczęłam leczenie komplementarne w Warszawie. Wszystko wskazywało na to, że choroba jest w remisji! Przez około pół roku badania okresowe wykazywały poprawę mojego zdrowia, guz się zmniejszał, a ja czułam się coraz lepiej! Niestety mój stan zaczął się pogarszać jesienią zeszłego roku. Moja odporność się osłabiła i zaczęłam łapać infekcje. Od grudnia byłam na sterydach, które w połączeniu z chemioterapią zupełnie zniszczyły mój system odpornościowy. Coraz bardziej zaczęło do mnie docierać, jak poważny jest mój stan. Pojawił się okropny strach, co będzie dalej… 2024 rok rozpoczął się pobytem w szpitalu spowodowanym ostrym przebiegiem półpaśca, a kolejna tomografia nie przyniosła dobrych wiadomości – guz zaczął się powiększać! Pomimo kontynuacji leczenia chemioterapią i suplementami oraz wsparcia medycyną komplementarną guz okazał się oporny i nastąpiły przerzuty do jamy otrzewnej! Lekarze w Niemczech podjęli decyzję o przerwaniu leczenia chemią i zaproponowali opiekę paliatywną…  Myślałam, że to już koniec… Że zostało mi czekanie na ostatni dzień mojego życia… I wtedy znalazły się wspaniałe fundacje, które pomagają osobom takim, jak ja, poszukać leczenia za granicą! Okazało się, że istnieje dla mnie szansa na ratunek w klinice w Izraelu! Po konsultacjach zaproponowano mi podanie dwóch leków. Niestety leczenie jest strasznie drogie, a mnie nie stać na jego opłacenie… Jeden wyjazd kosztuje około 90 tysięcy złotych! Proszę, pomóż mi uzbierać te ogromne pieniądze! Ja chcę żyć! Moim marzeniem jest powrót do zdrowia i przeprowadzka na wieś, gdzie mogłabym żyć wśród zwierząt i natury tworząc sztukę, na którą teraz nie mam siły. Z wykształcenia i pasji jestem projektantką tkanin. Proszę Was o wsparcie w spełnieniu tych marzeń. Z góry dziękuję za każdą wpłatę. Iga Szubiak

229 256,00 zł ( 21.55% )
Still needed: 834 574,00 zł
Pola Płudowska
5 days left
Pola Płudowska , 5 years old

Wesprzyj walkę Poli o sprawność i samodzielność❗️

Córeczka miała urodzić się zdrowa! Niestety, okazało się, że ma ukrytą wadę, której nie pokazało badanie USG. Po porodzie ręce naszego maleństwa były sine i bardzo opuchnięte. Właśnie wtedy rozpoczęła się walka o sprawność Poli… Pola urodziła się z obustronnym brakiem kości promieniowej z hipoplazją kciuka. Jej małe rączki okazały się zdeformowane! To bardzo rzadka, wrodzona wada, która na zawsze naznacza życie dziecka. Byliśmy przerażeni! Lekarze ostrzegali nas, że córka będzie miała duże problemy z wykonywaniem codziennych czynności – trzymaniem przedmiotów, złapaniem się czegoś, a nawet zabawą.  Wiedzieliśmy jedno – nie poddamy się i zrobimy wszystko, żeby Pola mogła jak najlepiej funkcjonować. Córeczka ma za sobą już kilka operacji pod narkozą – stabilizację kciuka, dwukrotne założenie dystraktora i wydłużenie kości. Każdy zabieg to czas pełen lęku i wielu obaw… Przez moment mieliśmy nadzieję na poprawę, a sprawność Poli się zwiększyła! Jednak wszystko przepadło, gdy wzrost córki nabrał tempa. Szukaliśmy pomocy u wielu lekarzy, ale cały czas słyszeliśmy to samo – nie są w stanie nic więcej zrobić. Naszą córkę czeka AMPUTACJA kciuków i przeniesienie palca wskazującego w miejsce kciuka.  Nie mogliśmy się na to zgodzić! W końcu pojawiła się nadzieja – możliwość operacji w klinice doktora Paleya. Specjaliści ocenili, że uda się uratować lewy kciuk! Prawy niestety trzeba będzie amputować, jednak wyprostowanie nadgarstka ogromnie poprawi funkcjonowanie Poli.  Między naszą córeczką a sprawnym życiem stoi jednak przeszkoda, której nie damy rady pokonać sami. To ogromna kwota, którą musimy zapłacić za operację! Cena dwóch potrzebnych zabiegów to ponad 800 tysięcy złotych. To niewyobrażalna suma, która przekracza nasze możliwości finansowe... Nie możemy jednak się poddać, gdy na szali jest zdrowie i sprawność naszej ukochanej córeczki! Z całego serca prosimy Was o wsparcie walki o samodzielność Poli. Każda wpłata daje nam nadzieję na lepszą przyszłość! Rodzice

183 153,00 zł ( 21.52% )
Still needed: 667 911,00 zł
Kacper Józefowski
Kacper Józefowski , 21 years old

Powstrzymać chorobę, która niesie śmierć

Nie możemy przestać walczyć o marzenia naszego syna Kacpra – POMÓŻCIE! Kacper pod koniec września rozpoczął kolejną już trzecią serię 10 zastrzyków komórek macierzystych. Koszt leczenia jest bardzo wysoki, a naprawdę widać efekty w leczeniu i nie chcielibyśmy tej terapii przerywać z uwagi na brak finansów. To dla Kacpra bardzo ważne, dlatego prosimy Was o dalszą pomoc, bez której jesteśmy bez szans. Choroba Kacpra nie postępuje znacząco, a przed rozpoczęciem terapii Kacper słabł z miesiąca na miesiąc – zanik mięśni różnych części ciała zwłaszcza nóg i rąk postępował bezlitośnie. Terapia znacząco spowolniła ten proces. Pozytywne działanie komórek zostało każdorazowo odnotowane w testach siły mięśni przeprowadzanych w Centrum Medycznym Klara. Wciąż mamy nadzieję, że zostanie wynaleziony lek na tę straszną chorobę, a terapia pozwoli utrzymać Kacpra w jak najlepszej kondycji, pozwoli Kacprowi samodzielnie się poruszać na wózku inwalidzkim, tak by nie potrzebował nas na każdym kroku, dlatego też bardzo chcemy kontynuować podawanie komórek… To dzięki Wam terapia może wciąż trwać i prosimy, nie przestawajcie i pomóżcie Kacprowi – ma tyle marzeń, które chce zrealizować. Terapia pozwoliła uczęszczać Kacprowi do liceum w trybie stacjonarnym, a za rok chce rozpocząć studia. Dziękujemy z całego serca A oto nasza historia:  Kiedy pierwszy raz usłyszałam "dystrofia mięśniowa Duchenne’a", pomyślałam, że to jest niemożliwe, że to nie może dotyczyć mojego synka Kacperka, który ma 7 lat, ale chodzi, biega, śmieje się, uwielbia zabawy, ma tysiące pomysłów. Potem dotarło do mnie coś gorszego – dowiedziałam się, że choroba jest nieuleczalna, że powoli wyniszcza ciało, odbiera władzę w nogach, rękach, doprowadza do zaniku wszystkich mięśni, również tych odpowiedzialnych za przełykanie i oddychanie. Potem następuje to, o czym żadna matka nie chce myśleć... Czyli śmierć w wieku 15 lat. Tak przeczytałam na stronie jednej z klinik robiących badania genetyczne i się przeraziłam. Nie wiedziałam, co myśleć, a pogodzić się po prostu nie mogłam. Od lekarza usłyszałam, że nie ma na to lekarstwa, tylko ćwiczenia rehabilitacyjne, hydromasaże i ewentualnie podawanie sterydów w celu zahamowania postępu choroby. I to wszystko. Trzeba czekać, tylko jak można w ogóle myśleć o czekaniu, jeśli ma ono prowadzić do śmierci? Na początku oszaleliśmy z mężem i biegaliśmy z Kacprem wszędzie szukać pomocy, od lekarza do kolejnego lekarza i tak w kółko. Kacper nie rozumiał, co się dzieje, dlaczego traci siły, cierpliwie znosił godziny męczącej rehabilitacji. W końcu zapytał – dlaczego to robimy? "Przecież ja chcę się bawić, chodzić do kolegów, na plac zabaw chcę jak dawniej..." To zdanie wyrwało mi serce... Postanowiliśmy, że przystopujemy i damy Kacprowi wszystko, co możliwe z jego dzieciństwa, żeby poczuł, że było najfajniejsze. I znowu uśmiechnięty wychodził na dwór bawić się z kolegami, troszkę słabiej chodził i biegał z roku na rok, ale dzieciaki go akceptowały. Żeby mógł dogonić swoich kolegów, jeździł wszędzie na hulajnodze. Na rower zwykły był za słaby, to kupiliśmy mu rower elektryczny, żeby z kolegami mógł jeździć na wycieczki. Za każdym razem staraliśmy się znaleźć jakąś alternatywę, żeby jak najmniej odczuwał postęp swojej choroby. I jakoś się do tej choroby przyzwyczailiśmy... Kiedy Kacper zaczął dorastać, choroba zaczęła gwałtownie postępować i nie potrafimy jej już zdławić, a Kacper jest naprawdę bardzo dzielny, wciąż uśmiechnięty i nie chce pokazać, co czuje i co to dalej będzie. Teraz Kacperek ma już 15 lat, a zanik mięśni dokonał spustoszenia w jego organizmie. Musieliśmy pogodzić się z tym, że został nam tylko wózek inwalidzki. Jeszcze trochę chodzi, ale tylko w domu, ręce też są coraz słabsze, przy każdych czynnościach trzeba mu pomagać. Nawet nie chcemy myśleć, co dalej... Nie umiem sobie wyobrazić dnia, w którym przestanie się poruszać, będzie potrzebował specjalistycznej aparatury, by w ogóle żyć. Cały czas liczymy na jakiś cud, na jakiś cudowny lek, który pozwoli Kacperkowi samodzielnie się poruszać, tak by nie potrzebował nas na każdym kroku. Musieliśmy znaleźć siłę do dalszej walki i tę siłę dał nam lekarz, który w 2017 roku zaproponował terapię komórkami macierzystymi – szansę na samodzielne i normalne życie – i tak wszystko się zaczęło. 

39 995,00 zł ( 21.51% )
Still needed: 145 910,00 zł
Mariusz Człapa
Mariusz Człapa , 43 years old

Bez rehabilitacji Mariusz nie ma szans na powrót do zdrowia. Pomóż mu stanąć na nogi!

Tętniak jest podstępny, nie daje objawów, można z nim żyć latami, nie wiedząc nawet, że jest i nagle pęka… 23 stycznia tętniak pękł w głowie mojego syna i chyba tylko cud sprawił, że nadal jest z nami… Nikt się tego nie spodziewał i nikt nie był na to przygotowany. W jednej nasz świat się zawalił, a później było tylko gorzej.  Gdy wydarzyła się ta tragedia, Mariusz był na zakupach w sklepie. Nagle upadł na ziemię… Ktoś wezwał karetkę, potem operacja i długie godziny czekania w lęku. Nie da się opisać tamtych chwil. Strach wypełnił całą dostępną przestrzeń. Początkowo o to, czy w ogóle przeżyje, później czy się obudzi i w końcu, czy będzie jeszcze kiedyś sprawny.  Kiedy myśleliśmy, że najgorsze już za nami, po trzech tygodniach pobytu na oddziale intensywnej terapii doszło do kolejnego wycieku z okolicy tętniaka… Aż trudno w to uwierzyć. Kolejne ciosy spadały na nas raz za razem. Jak przetrwać taką nawałnicę nieszczęść? Ktoś zna odpowiedź? Mariusz ma od tego czasu problemy z nogami. Nie chodzi, porusza się na wózku, szwankuje też pamięć. Mariusz potrzebuje pomocy innych, bo bez niej nie jest w stanie zrobić wielu rzeczy - chociażby się ubrać. Synowi ciężko było pogodzić się z taką sytuacją. Przyszło przybicie, załamanie… Na szczęście trwało to krótko. Tą, która trzyma Mariusza na powierzchni, jest ukochana córeczka. To dla niej chce stanąć na nogi, dla niej chce znów być sprawny. Syn od kilku tygodni przebywa w specjalnym ośrodku rehabilitacyjnym, robi duże postępy. Jest nadzieja, że stanie na nogi. Żeby to się udało, potrzeba kolejnych miesięcy ćwiczeń pod okiem specjalistów. Dla mnie i dla rodziny Mariusza kwota za leczenie jest nieosiągalna. Mariusz oprócz turnusów potrzebuje też specjalnego urządzenia przyspieszającego gojenie odleżyn, leków i opatrunków. Potrzeby są bardzo duże, a pieniędzy mało. Dlatego prosimy o pomoc.  Nasz świat wywrócił się do góry i próbujemy wszelkimi sposobami poskładać go na nowo. Nie jest łatwo i jeszcze długo nie będzie. Serce boli, łzy stają w oczach, ale nie mamy innego wyjścia, jak tylko próbować sobie poradzić z tym wszystkim. Z Twoim wsparciem będzie nam dużo łatwiej. Pomożesz? Mama Mariusza

11 177,00 zł ( 21.51% )
Still needed: 40 781,00 zł
Grzegorz Chudziak
Grzegorz Chudziak , 9 years old

Grześ walczy z autoimmunologicznym zapaleniem mózgu❗️Pomocy❗️

Nasz synek od pierwszych miesięcy swojego życia musiał walczyć o zdrowie. Zmaga się z boreliozą oraz stwierdzonym w wieku 3 lat autyzmem. Niestety, z czasem Grześ otrzymał kolejną diagnozę, która sprawiła, że nasz świat się załamał… Synek rozpoczął terapię, jednak pomimo 2 lat starań nadal nie był w stanie nic powiedzieć, a jego stan cały czas się pogarszał. Niestety, do dziś nie mówi, komunikuje się poprzez sylaby. U Grzesia pojawiały się tiki, agresja, zachowania obsesyjne, rzucanie przedmiotami... Nie potrafił sobie poradzić z bólem ani nic nam powiedzieć, jednak my widzieliśmy, że coś jest nie tak. Zaczęliśmy badać synka na własną rękę, ponieważ lekarze wszystkie dotychczasowe problemy zdrowotne tłumaczyli autyzmem, nie podejmując dalszej diagnostyki. Dzięki naszej determinacji udało się znaleźć przyczynę trudności Grzesia. Zdiagnozowano u niego autoimmunologiczne zapalenie mózgu, w którym czynnikiem zapalnym jest borelioza. Choroba ta powoduje nieprawidłowości układu odpornościowego, który zamiast walczyć z infekcją – atakuje ciało synka, niszcząc zdrowe komórki i powodując zapalenie mózgu. Każda infekcja wirusowa bądź bakteryjna to regres w zachowaniu i rozwoju Grzesia. Od 4 lat staramy się sprostać kosztom związanym z leczeniem synka, jednak nie jesteśmy już w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie. Ciągła suplementacja, kosztowne leki oraz dieta, która charakteryzuje się nietolerancjami pokarmowymi, niespożywaniem glutenu oraz nabiału to ogromny wydatek. Największe szanse na poprawę zdrowia Grzesia daje leczenie immunoglobulinami. Niestety, jest ono potwornie drogie – lekarze wycenili koszt terapii na prawie 300 000 zł. Z całego serca prosimy o pomoc dla Grzesia. Każda wpłata to dla niego krok w stronę zdrowia i szansa na lepszą przyszłość. Wierzymy, że dobro wysłane w świat – wróci do Was z podwójną mocą! Rodzice Grzesia

68 600,00 zł ( 21.49% )
Still needed: 250 549,00 zł
Mateusz Kaźmierski
6 days left
Mateusz Kaźmierski , 21 years old

By na progu dorosłości móc zawalczyć o marzenia

Niedługo wkraczam w dorosłość. Czas na realizację marzeń, które do tej pory były nieosiągalne. Chciałem zacząć życie, jakie jeszcze niedawno planowałem. Niestety, problemy ze zdrowiem mogą uniemożliwić mi ich realizację jeszcze przez długie lata. Chodzę do szkoły samochodowej. Niestety przez pandemię muszę uczęszczać na zajęcia online. Wybór szkoły był naturalnym wyborem, ponieważ od lat interesowałem się motoryzacją. Zawsze pasjonowały mnie szybkie sportowe auta. Oprócz tego, od dziecka najbardziej uwielbiałem tańczyć. Muzyka, którą słyszałem, powodowała, że przenosiłem się w inny świat. Całkowicie oddawałem się swojemu hobby - to były piękne czasy. Niestety, przez problemy ze skórą, musiałem zrezygnować z treningów. Tak bardzo mi tego brakuje... Naprawdę lubiłem to robić.  Kiedy przez problemy zdrowotne straciłem jedno hobby, miałem nadzieję, że nic przykrego już się nie wydarzy. Niestety, rok temu zacząłem kolejną przygodę z wizytami u specjalistów. Zdiagnozowano u mnie szkieletową, silnie nasilającą się wadę doprzednią zgryzu i skrócone wędzidełko języka. Przez całe lata żyłem w nieświadomości. Żaden z dentystów nigdy nie zauważył tego problemu. Najgorsze, że lekarze nie chcieli podjąć się leczenia. Mówili, że jest za późno i w moim wieku już nic się nie da zrobić. Po wielu konsultacjach dowiedziałem się, że konieczne będzie usunięcie dwóch ósemek. Na dzień dzisiejszy, muszę nosić aparat minimum 14 godzin dziennie. Ostatnia wizyta bardzo mnie zaskoczyła i nie ukrywam, że zmartwiła... Pani doktor powiedziała, że wada postępuje, a szczęka się nie cofa. Co gorsze, może być tak, że aparat nie przyniesie oczekiwanych rezultatów i konieczne będzie ściągnięcie go. Na dodatek, niedawno podcięte wędzidełko, znów wymaga zabiegu, ponieważ po pół roku ponownie się zrosło.  Nie proszę zbyt często o pomoc. We wszystkich problemach wspierają mnie rodzice. Wiem, że mam w nich oparcie i jestem za to bardzo wdzięczny. Niestety w ostatnim czasie problemy zaczęły się piętrzyć. U mojej mamy pół roku zdiagnozowano chorobę hashimoto i niedoczynność tarczycy. Przez to, że w szybkim tempie zaczęła nabierać na wadze, pojawiły się u niej duże problemy z chodzeniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że mama chciała mi pomóc, a sama potrzebowała pomocy. Marzę, by mama nie musiała się więcej martwić o moje zdrowie. Jestem już prawie dorosły, dlatego chciałbym ją odciążyć. Niestety przez to, że nadal się uczę, nie mogę podjąć się żadnej stałej pracy, która zapewniłaby mi opłacenie wszystkich zabiegów. Muszę zwrócić się z prośbą o finansowe wsparcie.  Wiadomość o potrzebie leczenia szczękowo-ortodontycznego była dla mnie szokiem. Koszty związane z operacją, wizytami i leczeniem są naprawdę wysokie. To dla mnie stanowczo za dużo, a nie chcę obciążać kosztami rodziców. Proszę, pomóż mi wkroczyć w dorosłość bez zamartwiania się o dalszą przyszłość.  Mateusz

3 201,00 zł ( 21.49% )
Still needed: 11 693,00 zł
Ewa Macioch
Ewa Macioch , 81 years old

"Nie pozwolimy, by Twoje życie zostało skreślone, mamo..." - potrzebne wsparcie dla Ewy!

Osiem godzin pod salą szpitalną salą, gdzie ważyły się losy naszej mamy - najgorszy czas w  życiu. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność, a my w końcu chcieliśmy usłyszeć, że wszystko będzie dobrze, że sytuacja opanowana… Niestety, usłyszeliśmy coś znacznie gorszego… Nasza mama - cudowny, ciepły człowiek. Siebie zawsze stawiała na ostatnim miejscu, ważniejsi byli inni: dzieci, wnuczka Maja, ale też obcy ludzie, którzy potrzebowali pomocy. Takiej osoby ze świecą szukać - zawsze tak mówiliśmy. Dlaczego więc takie nieszczęście dotknęło właśnie ją? Dlaczego jej życie miało być odebrane? Dzisiaj robimy wszystko, by przywrócić mamę do dawnego życia, bo nadszedł czas by ofiarować mamie to, co dawała nam całe życie - bezgraniczną dobroć i wsparcie. Prosimy, pomóżcie nam w tym... Ból głowy, coraz mocniejszy, coraz bardziej dokuczliwy, zmusił nas do szukania przyczyny. Mama nigdy się nie skarżyła, dlatego kiedy widzieliśmy grymas bólu na jej twarzy wiedzieliśmy, że dzieje się coś bardzo złego. Najpierw ortopedia, potem od razu na operację - okazało się, że tętniak w głowie mamy się sączy, stąd ten ból. Konieczna była operacja. Całą rodziną czekaliśmy pod salą operacyjną, by mama czuła naszą obecność. Stres, nerwy, nieopisany strach - nikomu tego nie życzymy. Nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. Przecież mama nie mogła umrzeć! Do tego feralnego dnia czuła się przecież dobrze, to nie był czas odchodzić! W końcu operacja dobiegła końca, ale wiedzieliśmy tylko, że mama żyje. Chociaż to było najważniejsze, baliśmy się, co będzie dalej. Usłyszeliśmy, że podczas operacji doszło do powikłań. W ich skutek w głowie mamy pękł tętniak… W tamtej chwili serca pękły na milion kawałków… Wczoraj jeszcze mama śmiała się z naszych żartów, teraz leżała bez świadomości. Postanowiliśmy wtedy, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by do nas wróciła, chociaż zostaliśmy z tym sami… Po wypisaniu ze szpitala mama trafiła do innej kliniki na “ustabilizowanie stanu zdrowia”. Jak tylko mogła już oddychać samodzielnie, zabraliśmy ją do domu i zaczęła się ciężka walka o zdrowie, o każdy, najmniejszy nawet postęp. Wiemy, że są ośrodki, gdzie trafiają starsze osoby po udarach, gdzie się nimi zajmują… Jednak nigdy w życiu nie oddamy mamy, by była wśród obcych, skazana na egzystencję do końca życia. Od ponad roku trwa nasze nowe życie - życie, w którym priorytetem jest mama. Znajdujemy najlepszych specjalistów, najnowocześniejsze terapie, szukamy ratunku wszędzie. Niestety, to pochłania ogrom środków. Dzisiaj mama mieszka ze mną, swoją córką, i moim partnerem. Zmuszona byłam zrezygnować z pracy, a Piotr znacznie ograniczyć jej intensywność, by móc zajmować się nią. To niestety skutkuje tym, że mamy mniej pieniędzy, a tych przecież potrzeba coraz więcej… Dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc. Wiemy, że nasza mama by jej nie odmówiła - nigdy, nikomu. Wierzymy więc, że teraz wróci do niej dobro, które dawała ludziom przez 75 lat. Widzimy, że nasza praca przynosi efekty. Zaraz po operacji z mamą nie było żadnego kontaktu, leżała tylko na łóżku, jakby pozbawiona duszy. Ale powoli, kroczek po kroczku, zaczęła do nas wracać! Dzisiaj umie już się uśmiechnąć, pokiwać głową na “tak i “nie”; możemy posadzić ją na wózek, wyjść na spacer, do rodziny. Mierząc się z tą potwornie trudną sytuacją próbujemy zapewnić mamie „normalne” życie, poprzez traktowanie jej jak zdrowego człowieka. Żarty, luźne rozmowy i relacje są tym, co sprawia, że mama nie czuje się jak pacjent. Mamy nadzieję, że wie, iż jest równoprawny, domownikiem i że kochamy ją tak samo, jak wcześniej. Choć sama nie mówi, ale celowo piszemy o “rozmowach”, bo kiedy mama potakuje i kiwa głową na nasze słowa i pytania, nie ma wówczas nic wspanialszego! Niezbędna jest jednak dalsza rehabilitacja i leczenie, które kosztuje bardzo dużo… Niedawno też znaleźliśmy sposób, by jeszcze lepiej porozumieć się z mamą - to cyber-oko, urządzenie, które pozwala “mówić” oczami. Jesteśmy już po pierwszych testach, które pokazały, że to działa! Dzisiaj najważniejsze jest to, że mama żyje, że jest z nami. Z resztą staramy się sobie poradzić… Tęsknimy za nią, za jej wesołym śmiechem, za rozmowami. Wnuczka Maja bardzo chciałaby odzyskać babcię, którą uwielbia. Nie wiemy, co będzie dalej, ale wiemy, że będziemy walczyć o mamę do ostatniego tchu. Nie można przecież skazywać ludzi na przegraną za życia, a dobro zawsze powinno wrócić… Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o naszą kochaną mamę Ewę. Córka Ania z rodziną

11 449,00 zł ( 21.49% )
Still needed: 41 821,00 zł
Tomasz Mika
13 days left
Tomasz Mika , 30 years old

Historia jak z horroru... Tomek zaginął, odnalazł się w stanie krytycznym❗️Walczymy o tatę i brata!

Są w życiu takie chwile, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, które spadają na nas niczym cios i bezpowrotnie zmieniają nasze życie. Wraz z siostrą, naszą bratanicą i mamą doświadczyłyśmy tego momentu kilka miesięcy temu... Tomek, mój brat, zaginął. Nie wiedzieliśmy, co się z nim stało. Baliśmy się najgorszego. Tomek odnalazł się w czeskim szpitalu na początku lipca 2022 roku, po rozpaczliwych poszukiwaniach... Radość jednak szybko zmieniła się w rozpacz, obawę, modlitwę i bezsilność. Tomek pracował w Niemczech jako magazynier w fabryce rowerów. Co się dokładnie wydarzyło? Tego nie wiemy i niestety prawdopodobnie nie dowiemy się nigdy... Najprawdopodobniej 25 czerwca tego roku uległ wypadkowi: spadł z wysokości lub ze schodów. Przez tydzień błąkał się najpierw po Niemczech, później po Czechach, popadając w coraz gorszy stan... Lekceważony przez tamtejsze służby, traktowany jak odurzony środkami psychoaktywnymi. Nie wiedział, kim jest, skąd pochodzi, gdzie się znajduje. Z dnia na dzień tracił przytomność na coraz więcej godzin… Czekaliśmy na brata, Tomek miał przyjechać na 3-tygodniowy urlop do Polski. Jego polski i niemiecki numer nie odpowiadał... Zgłosiliśmy sprawę na policję, zaczęliśmy poszukiwania na własną rękę. Nikt nie wiedział, co stało się z naszym bratem... Tomek odnalazł się w Uniwersyteckim Szpitalu w czeskim Pilznie w stanie krytycznym, z obrzękiem mózgu, kilkoma krwiakami na lewej półkuli i napadami padaczki. Aby uratować mu życie, lekarze dokonali kraniektomii dekompresyjnej — usunęli część czaszki. Brat zapadł w śpiączkę, w której według lekarzy miał pozostać kilka miesięcy. On jednak walczył dzielnie, wybudził się już po kilku tygodniach. Zaczął oddychać samodzielnie i reagować na bodźce zewnętrzne. Po 3 miesiącach obrzęk mózgu zmniejszył się na tyle, że możliwe było założenie czaszki. Brat w październiku przeszedł kolejną skomplikowaną operację zasklepienia czaszki i usunięcia dwóch krwiaków mózgu. Teraz, miesiąc po operacji, nadal przebywa w Czechach, lecz jego stan jest stabilny, Ma silny niedowład prawej strony, afazję, nie mówi, nie chodzi. Reaguje na nas, otoczenie i bodźce. Wiemy, że tam jest, tylko zamknięty w swoim własnym ciele…  Tomek został przetransportowany do Polski. Niestety bez kosztownej rehabilitacji nie ma szans na powrót do zdrowia. Jego stan nie pozwala na pobyt w domu, musi zostać umieszczony w całodobowej placówce opiekuńczo-rehabilitacyjnej. Nie stać nas na taki wydatek… Brat obecnie znajduje się w Dolnośląskim Centrum Rehabilitacji w Kamiennej Górze, gdzie rozpoczął leczenie na oddziale rehabilitacji neurologicznej. Proszę Was o pomoc. Pomóżcie nam postawić Tomka na nogi, pozwólcie mu wrócić do malutkiej córeczki Zuzi, która tak bardzo na niego czeka... Ewa, siostra Tomka   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

34 293,00 zł ( 21.49% )
Still needed: 125 282,00 zł