Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Antek Sowiński
Antek Sowiński , 7 years old

Rozwój mojego synka jest znacznie opóźniony! Sama nie zdołam mu pomóc...

Zrobię wszystko, aby świat zaczął być dla mojego dziecka przyjaznym miejscem. Pragnę, żeby poradził sobie kiedy mnie zabraknie. Do sprawności długa i wyboista droga, której nie przejdziemy sami… Jako mama, proszę o pomoc! Czasem jestem już bardzo zmęczona. Czasem ogarnia mnie smutek, a do oczu napływają łzy. Nie tracę jednak nadziei i nadal wierzę, że mojego synka czeka dobra przyszłość. Nasza historia:  Od lat Antoś zmaga się z autyzmem. Nie jest to jednak wyrok, ale tylko przeszkoda. Od dawna otaczam go opieką wielu specjalistów, jeżdżę z nim na rehabilitację, ćwiczę w domu. Reaguję kiedy płacze, kiedy się boi i nie rozumie otaczającego świata...  Mój synek ma już 6 lat, ale jego rozwój jest znacznie opóźniony. Mowa Antka jest na poziomie 3-letniego dziecka, a rozwój emocjonalny 4-latka. W ostatnim czasie pojawiło się nadmierne napięcie mięśniowe, co sprawia, że musimy rozpocząć współpracę z kolejnym specjalistą – fizjoterapeutą.  Dzięki Waszemu dotychczasowemu wsparciu Antek mógł wyjechać na turnusy rehabilitacyjne. Nie ośmielałam się marzyć o tak wspaniałych efektach – synek  zaczął wypowiadać słowa, a nawet zdania! To daje mi nadzieję... W przypadku Antosia najważniejsza jest wielospecjalistyczna rehabilitacja oraz spotkania z logopedą, psychologiem i neurologiem. Wszystko to generuje jednak ogromne koszty, na których poniesienie mnie nie stać. Proszę, pomóż nam…  Iwona, mama

2 072,00 zł ( 22.13% )
Still needed: 7 290,00 zł
Miłosz Kuś
6 days left
Miłosz Kuś , 29 years old

Miłosza potrzebuje żona oraz trójka dzieci! Pomóżmy w walce o zdrowie!

Nic nie przepowiadało tej tragedii – moje życie było takie, jak wielu z Was. Byłem zdrowym i silnym człowiekiem, mężem, ojcem trójki dzieci… Niestety, okazało się, że nic nie trwa wiecznie i wystarczy jeden moment, by załamało się całe życie człowieka… Wszystko zaczęło się w zeszłym roku w listopadzie… Wstając rano do pracy, przewróciłem się i doznałem udaru mózgu. Lekarze w szpitalu walczyli o moje życie, jednak nie dawali mi żadnych szans. Stan był krytyczny. W tym czasie żona funkcjonowała między szpitalem a domem. Między łóżkiem umierającego męża a łóżeczkami płaczących dzieci i pytających co dzieje się z ich tatą. Sama ledwie funkcjonowała z rozpaczy, jednak musiała być na tyle silna, by powtarzać, że wszystko będzie dobrze, że tata niedługo wróci.  Musiałem zostać wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną – zupełnie nieświadomy i nieprzytomny. Leżałem pod respiratorem przez 14 dni. Przerzedłem zabieg kraniotomii polegający na wycięciu płata czaszki, by zmniejszyć obrzęk mózgu. Moje dzieci nie mogły mnie odwiedzać – nie wolno im było wejść na oddział. Jeździły do szpitala razem z mamą, bez szans, by mnie zobaczyć lub przytulić.  Na szczęście stał się cud. Przeżyłem i wybudziłem się ze śpiączki. Otworzyłem oczy jednak w zupełnie obcej mi rzeczywistości – nie mogłem mówić, byłem żywiony przez sondy i całkowicie zdany na opiekę drugiego człowieka. Okazało się również, że udar spowodował u mnie całkowity niedowład lewostronny ciała. Powrót do zdrowia jest możliwy jedynie dzięki intensywnej rehabilitacji, lekom i zakupie sprzętu medycznego. Do dziś nie odzyskałem władzy w nodze i ręce, przez co nie mogę chodzić. Ze sprawnego mężczyzny, głowy rodziny, stałem się osobą leżącą – uzależnioną od pomocy najbliższych. Zajmuje się mną ukochana żona, która pomaga mi w codziennych czynnościach. Moje dzieci cieszą się, że odzyskały tatę, lecz nadal nie mogę wziąć ich na ręce czy pobawić się z nimi. Dzieci są dla mnie całym życiem – dla nich i żony chce stanąć na nogi o własnych siłach. Mam dla kogo żyć i dla kogo walczyć o powrót do sprawności! Niestety, ze względu na udar i moją niesprawność znaleźliśmy się w ciężkiej sytuacji. Dalsze leczenie rehabilitacyjne jest bardzo kosztowne i ku mojej rozpaczy, przekracza nasze aktualne możliwości finansowe. Proszę, pozwólcie mi odzyskać sprawność. Nie tylko dla mnie, ale także dla mojej żony i dzieci. Rodzina jest dla mnie wszystkim i wiem, jak bardzo mnie potrzebują.  Miłosz

5 877,00 zł ( 22.09% )
Still needed: 20 719,00 zł
Kubuś Stasiak
Kubuś Stasiak , 8 years old

Czy w końcu poznamy diagnozę❓Pomóż Kubie❗️

Patrzę wstecz i widzę długą, wyboistą drogę, jaką musiał pokonać mój mały synek, żeby wywalczyć, choć odrobinę samodzielności. Patrzę w przód i widzę, że wciąż jesteśmy na początku tej drogi...  Już ponad 8 lat dzień w dzień podejmujemy rękawicę w walce z obniżonym napięciem mięśniowym i opóźnionym rozwojem psychoruchowym Kubusia. Już ponad 8 lat od kiedy dni odliczamy nie wschodami i zachodami słońca, ale kolejnymi zajęciami na sali rehabilitacyjnej i konsultacjami. Wciąż mamy do czynienia z padaczką. Obecnie jesteśmy w trakcie potwierdzenia diagnozy, jaką jest zespół miasteniczny. Ale do ostatecznej decyzji choroba wciąż postępuje... Męczliwość i osłabienie mięśni są coraz częstsze i coraz bardziej utrudniają Kubusiowi funkcjonowanie. Kuba cały czas wymaga i będzie wymagał intensywnych terapii i rehabilitacji. Pozostaje po opieką specjalistów, którzy razem z nami czuwają nad jego zdrowiem i rozwojem – kardiolog, genetyk, okulista, endokrynolog, ortopeda... Znów musimy czekać, trzymając się nadziei, że tym razem się uda. Tym razem poznamy diagnozę i w końcu będziemy mogli odetchnąć chociaż trochę... Czas pokaże. A w międzyczasie będziemy walczyć dalej. Niestety, koszty nie odejdą jak złe myśli. Nasz rodzina stara się jak może, mąż daje z siebie wszystko, aby zapewnić naszym dzieciom jak najlepsze życie, ale i tak nie jesteśmy w stanie samodzielnie pokryć kosztów terapii, diagnostyki i rehabilitacji Kubusia. Nie mogę zgodzić się na to, żeby przez pieniądze mój syn cierpiał psychicznie, fizycznie. I ta moja niezgoda pozwala mi codziennie walczyć o jego lepszą przyszłość. Wiem jednak, że sami tej walki nie wygramy. Dlatego dziś, po raz kolejny zwracam się do Ciebie. Pomóż nam, proszę! Monika, mama Kuby ➡️ Licytacje dla Kubusia

11 752,00 zł ( 22.09% )
Still needed: 41 440,00 zł
Antosia Petriv
Antosia Petriv , 7 years old

Pompa insulinowa pomoże mojej córeczce żyć z cukrzycą!

Jestem ogromnie wdzięczna za Waszą dotychczasową pomoc! Znalazłam w Was pocieszenie i nadzieję, które ułatwiły mi dalszą walkę z chorobą mojej córki.  Pojawiło się przede mną jednak kolejne wyzwanie… Nasza historia: Choroba przyszła do nas znienacka. Antosia skoczyła 3-latka i nic nie zapowiadało tego, że nasze życie już niedługo się zmieni. Nagle trafiliśmy jednak do szpitala, Tosia była coraz bardziej blada, zmęczona i apatyczna. Wyniki badań krwi były bardzo złe!  Okazało się, że Tosia ma cukrzycę typu 1. Moja córeczka jest więc skazana na walkę z tą chorobą przez całe swoje życie! Cukrzyca sprawia, że Antosia ma trudności w funkcjonowaniu w przedszkolu. Każdy spadek cukru wiąże się z dużym zagrożeniem, na które trzeba reagować natychmiast! Nie zawsze będę mogła być przy niej, dlatego chciałabym zakupić nowoczesną pompę insulinową G780, która niestety, nie jest refundowana. Ta pompa automatycznie dobiera dawki insuliny i można zdalnie monitorować jej pracę, co bardzo ułatwiłoby Tosi życie, które nie jest łatwe ze względu na nieuleczalną chorobę... Wręcz przeciwnie – wiąże się z wieloma ograniczeniami. Niestety dochodzą do tego też dość spore wydatki.  Nie dysponuję takimi oszczędnościami, które umożliwiłyby mi zakup pompy insulinowej. Nie mogę też czekać zbyt długo – tutaj chodzi o bezpieczeństwo mojego dziecka!  Dlatego pozostała mi ostatnia deska ratunku: założenie zbiórki i poproszenie o pomoc. Dodaj proszę mojej Antosi siły do dalszej walki z cukrzycą, która zostanie z nią już na zawsze… Mama Antosi – Joanna Papiewska

6 108,00 zł ( 22.08% )
Still needed: 21 551,00 zł
Ewa Isielonis
Ewa Isielonis , 32 years old

Walka o lepsze jutro niepełnosprawnej artystki

Dla Ciebie to coś normalnego, codzienność, o której nie myślisz. Dla mnie to szczyt marzeń, szansa na pokonanie kolejnego kroku w drodze do celu, którym jest samodzielność. O czym mówimy? O łazience. Niby błahostka, ale dla mnie, osoby na wózku, to problem, z którym muszę się zmagać kilka razy dziennie. Z chorobą sobie radzę, wzięłam życie we własne ręce. Jednak marzenie o łazience przystosowanej dla niepełnosprawnych może się spełnić tylko z Twoją pomocą. Pomożesz mi? Jeżdzę na wózku i od urodzenia zmagam się z Dziecięcym Porażeniem Mózgowym. Nie widzę też na jedno oko. Różnię się od innych ludzi fizycznie, ale przecież to wnętrze jest najważniejsze. Wierzę, że moja dusza jest piękna, w końcu mówię o sobie, że jestem artystką. Dlaczego? Bo kocham śpiewać. Gdy to robię, przestają liczyć się takie rzeczy, jak niepełnosprawność, jak choroba. Gdy śpiewam, czuję, że żyję. Odkrycie tej umiejętności nadało nowy sens. To pasja, która mnie buduje, która mnie prowadzi i sprawia, że każdy dzień staje się piękniejszy. Lubię bujać w obłokach, wyobrażać sobie przyszłość, w której jestem samodzielna. Wtedy jednak boleśnie upadam na ziemię. Wystarczy, że chcę tylko skorzystać z łazienki... Nie wjadę do niej na wózku, wejście jest za wąskie. Muszę wtedy prosić o pomoc... Nie jestem lekka jak piórko, więc to duży kłopot. Kolejny to toaleta - bardzo wąska, dostęp do niej jest utrudniony. Koszmarem jest też wanna - tylko osoby na wózku zrozumieją, jak trudne jest wzięcie zwykłej kąpieli... Marzę o prysznicu, o tym, by móc samodzielnie się umyć... Nie ma co ukrywać, ja i moi rodzice mamy ograniczone możliwości finansowe. Jednak dzięki pomocy dobrych ludzi mogę robić to, co kocham najbardziej. Od kilku lat pobieram lekcje śpiewu, wyjeżdżam na koncerty i festiwale. Spełniam swoje marzenia małymi kroczkami. Co jeszcze przede mną? Chciałabym pewnego dnia wystąpić na jednej scenie razem z zespołem Blue Cafe i Red Lips. Na razie o tym tylko śnię, ale kto wie, co się stanie w przyszłości? Moim celem jest również zorganizowanie festiwalu dla osób niepełnosprawnych. Chciałabym, by tak jak ja odkryli w sobie sens życia. By uwierzyli, że nie są gorsi. Ja już wiem, że występy przed publicznością są na to najlepszym lekarstwem. Gdy ludzie klaszczą zaczynasz wierzyć, że jesteś wyjątkowy, że pomimo niepełnosprawności jesteś normalnym człowiekiem i jak każdy człowiek zasługujesz na szacunek i uznanie. Gdy jestem na scenie, wszystko inne przestaje się liczyć. Już nie jestem tą Ewą na wózku, która niedowidzi. Staję się pięknym ptakiem, który śpiewa najlepiej, jak umie. Uwielbiam występować i udowadniać innym i sobie, że niepełnosprawność to tylko stan ciała, że liczy się to, jakimi osobami jesteśmy. Mimo mojego pozytywnego podejścia do życia wiem, że choroba niestety wiąże się z niedogodnościami… Jednym z nich jest moja łazienka. Za mała, żebym mogła do niej wjechać na wózku. Zwykła wanna to dla mnie przeszkoda nie do pokonania w pojedynkę. Widziałam cudowne łazienki, przystosowane do niepełnosprawnych. Wygodne, przestronne, w których osoba na wózku świetnie sobie radzi. Chciałabym nie być uzależniona od pomocy innych. Nie chcę, by każde wyjście do łazienki było wielką przeprawą. To takie przyziemne, a jednocześnie poza moim zasięgiem… Wszystko ma swoją cenę, a niektórych marzeń, mimo wielkich chęci, nie uda się spełnić samodzielnie. Tą barierą są pieniądze. Dla mnie bardzo duże… Dlatego proszę o pomoc. Podaruj mi szansę na samodzielność.

31 078,00 zł ( 22.08% )
Still needed: 109 661,00 zł
Żaneta Łuniewska
Urgent!
Żaneta Łuniewska , 39 years old

Muszę żyć dla mojego syna❗️Mam raka i potrzebuję pilnej operacji❗️

Nowy rok zazwyczaj oznacza nadzieję na przyszłość, szansę na zmianę. Wszyscy życzymy sobie, żeby było lepiej, niż dotychczas. U mnie 2023 rok przyniósł jednak trudną walkę i strach o swoje życie. Mam nowotwór piersi i pilnie potrzebuję operacji! Muszę żyć dla mojego syna! Proszę, pomóżcie! Zawsze starałam się badać regularnie, jednak w ostatnich latach trudniej było o profilaktykę ze względu na pandemię. Gdy w grudniu 2022 roku zrobiłam USG piersi, od razu dowiedziałam się, że coś jest nie tak. Zlecono biopsję. Pozostało czekać na jej wynik. Mówiłam sobie, że przecież wszystko będzie okej… Niestety, w styczniu zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi. Na początku wydawało się, że jest on dość łagodny i wystarczy usunąć go operacyjnie. Po pogłębionej diagnostyce było już jasne, że to wieloogniskowy rak z przerzutami na węzły chłonne. Nie wiedziałam, co robić! Zaczęłam szukać pomocy, gdzie tylko się da. Zależało mi oczywiście na szybkim terminie startu leczenia. W końcu, na początku marca rozpoczęłam chemioterapię w Poznaniu, do którego zaczęłam dojeżdżać z Warszawy. Zawsze staram się mierzyć z problemami, walczyć z nimi. Pomimo tego początki chemii były straszne… Czasami trudno było nawet otworzyć oczy. Nie wiem, jakbym poradziła sobie bez wsparcia bliskich. Bardzo pomogły mi osoby, bez których leczenie w Poznaniu byłoby niemożliwe, moja rodzina oraz mój dzielny, 11-letni syn! Pomimo tych trudności, staram się pracować, na tyle ile pozwala mi mój stan. Nie chce się dołować, zamykać przed światem. Kończę chemioterapię, ale przede mną oczywiście dalsze leczenie. Potrzebuję ogromnych środków na nierefundowaną operację. Czeka mnie obustronne usunięcie piersi z rekonstrukcją. Do tego dochodzi rehabilitacja, pewnie dożywotnia… Moje oszczędności pochłaniają już dojazdy, noclegi, konsultacje, leki. Trudno poradzić mi sobie samej, a środki uzbierać muszę bardzo szybko! Zawsze starałam się pomagać innym, być dla każdego, kto tego potrzebuje. Dziś to ja proszę o wsparcie! Wiem, że muszę być silna, żyć dla mojego syna. Wierzę, że otworzycie swoje serca i mi pomożecie. Ja walczę z całych sił! Dziękuję ogromnie każdemu z osobna, kto zechce wspomóc mnie w tej walce. Wiem, ze razem zawsze można więcej! Przesyłam każdemu z Was pozytywną energię, bo wiem, że nie tylko ja mam gorsze dni i każdy z nas jej czasem potrzebuje bardziej Żaneta P.S. Bardzo, bardzo dziękuje za cudowne życzenia i wsparcie w komentarzach! Kwota zbiórki jest szacunkowa

82 196,00 zł ( 22.07% )
Still needed: 290 145,00 zł
Krzysztof Lilla
13 days left
Krzysztof Lilla , 32 years old

Jedna chwila zniszczyła życie młodego taty! Pomóż mu wrócić do sprawności!

Po operacji lekarz mi powiedział, że to pierwszy przypadek w jego karierze zawodowej, gdy człowiek przeżył taki upadek. Kilka sekund wywróciło moje życie do góry nogami, odbierając sprawność, samodzielność i plany na przyszłość. Praca, która miała zapewnić bezpieczeństwo finansowe mojej rodziny przyczyniła się do tragedii, której skutki mogę nosić całe życie… Nie mam jeszcze trzydziestu lat, a obawiam się, że moje życie będzie uzależnione od innych. Od wielu lat pracowałem w branży budowlanej. 20 kwietnia był moim ostatnim dniem w pracy. Musiałem wejść na dach, od ziemi dzieliło mnie 5 metrów. Od życiowej tragedii zaledwie kilka sekund... Runąłem na plecy, słysząc gruchot łamanych o krawężnik kręgów i kości. Głową uderzyłem o niewielką górkę ziemi. Szok trzymał mnie w ryzach przytomności, ale nie pozbawił przeszywającego bólu. Wkrótce znalazłem się w szpitalu na stole operacyjnym.  Gdy się przebudziłem nie czułem nóg, nie mogłem nimi poruszyć. Lekarze tłumaczyli, że upadek doprowadził do wybuchowego złamania kręgów odcinka piersiowego ze zmiażdżonym rdzeniem. W trakcie operacji wstawiono mi dwa pręty i osiem śrub, które mają wzmacniać mój kręgosłup do końca życia… Rdzeń nie został przerwany, lecz zmiażdżony. Żaden specjalista nie jest w stanie oszacować moich szans na powrót do sprawności. Po takich informacjach ciężko dojść do siebie... Wszyscy mówią, że rehabilitacja i czas pokażą, czy uda się odzyskać utraconą sprawność. Chcę walczyć, choć jest to trudne na każdym kroku... Wózek, który teraz mam jest ciężki i nieporęczny. Wyjście z mieszkania na trzecim piętrze, po wąskich schodach i przez ciasne klatki jest właściwie niemożliwe. Przejścia w mieszkaniu są za małe, by swobodnie się przemieszczać. Mój dom nagle stał się torem przeszkód...  Dobijające jest to, że choćbym chciał – nie mogę pójść do pracy i zarabiać jak dawniej. Troszczyłem się, by mojej rodzinie nic nie brakowało. A teraz? Teraz to ja wymagam opieki i specjalnego traktowania, a koszty mojego leczenia pochłaniają znaczącą część domowego budżetu. Niestety, to tylko kropla w morzu potrzeb. Rehabilitacja, lekarstwa, badania, usunięcie barier architektonicznych… kwota, której nie jestem sobie w stanie wyobrazić! Jedynie nadzieja i wsparcie bliskich ratują mnie przez ogarniającą bezradnością.  Mam wiarę, że uda mi się odzyskać zdrowie! Że moje maluchy będą mogły bawić się z tatą. Bardzo proszę, pomóż mi w tej walce! Wciąż mam szansę... Krzysztof

41 910,00 zł ( 22.07% )
Still needed: 147 984,00 zł
Jerzy Bruzda
Jerzy Bruzda , 61 years old

Nie poddamy się w walce o nowe życie.. Rodzina walczy o powrót Jerzego!

Całe życie w ruchu, właściwie nigdy się nie zatrzymywał. Czasem żartowaliśmy, że nie sposób sprawić, by Jerzy stał w miejscu. A teraz patrzę na niego, jak leży, a wszelki ruch jest poza nim. Odbywa się wszędzie dookoła, ale nie tam, gdzie potrzeba najbardziej. Dla niego każdy samodzielny obrót jest niczym wspinaczka na najwyższy szczyt,  Kochał muzykę, pielęgnację roślin, a rodzinę zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Lubił pomagać, zawsze był gotowy nieść wsparcie innym. Choć sam miał niewiele, wiedział doskonale jak ważne jest to, by otrzymanym dobrem dzielić się z innymi. Znali go właściwie wszyscy. A dla nas był opoką i niesamowitym wsparciem dla całej rodziny. Wciąż przeraża mnie to, że o moim mężu mówię w czasie przeszłym. Niestety, wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich tygodniach były dla nas bolesnym doświadczeniem. Na tyle bolesnym, że wciąż próbujemy wyjść z szoku, poukładać sobie rzeczywistość. To przerażające. W jednej chwili stał i ze mną rozmawiał w ogrodzie, kilka minut później, jego serce się zatrzymało. Zawał. Dramatyczne poszukiwanie pomocy, wołanie o ratunek. Minuta, która zdaje się trwać całe godziny. Gonitwa myśli i jedna, najważniejsza “to nie czas, by umierać!”.  Pomoc nadeszła, ale skutki są opłakane. Jerzy od kilku tygodni jest w śpiączce. Czasem zdarza mu się reagować na mój głos, czasem widzę pojedyncze odruchy, ale lekarze są bardzo ostrożni w przewidywaniach. Mówią, że to jeszcze za wcześnie na prognozowanie przyszłości.  Jeśli teraz nie mamy szans na przyszłość, musimy skupić się na tu i teraz, a obecnie dla Jerzego jedynym ratunkiem jest intensywna rehabilitacja. Czekaliśmy na pierwszy sygnał i zgodę wydaną przez lekarzy - teraz mamy pewność, pierwsze zajęcia mogą się już odbywać. Im szybciej zaczniemy, tym większe szanse na to, że Jerzy za jakiś czas wróci do nas choć częściowo…  Przez pandemię ani ja, ani rodzina nie możemy widywać go tak często jakbyśmy chcieli. Zdaję sobie sprawę, że regularny kontakt z bliskimi ma ogromny wpływ na proces zdrowienia, ale na razie musimy zadowolić się zezwoleniami na krótkie wizyty i widzenia, podczas których nadrabiamy każdą minutę… Na Jerzego czeka dom. Czekam ja i cała rodzina. Szczególnie wnuczek, który pytanie “kiedy wróci dziadziuś” zadaje niekiedy sto razy dziennie. W takich sytuacjach czasem odwracam wzrok, by nikt nie widział moich łez…  Musimy być dla niego silni, zapewnić wszystko, co niezbędne do powrotu, ale rehabilitacja na NFZ to za mało, by wykonać zdecydowane postępy. Musimy ją uzupełniać i dbać o regularny rozwój Jerzego na każdej płaszczyźnie. Niestety, uderzamy głową w mur, bo koszty rehabilitacji pod okiem specjalistów są ogromne. Sami nie damy rady! Proszę, pomóż mi obudzić Jerzego. On musi do nas wrócić!  Od kilku tygodni żyję w rozdarciu. Gdzieś obok mnie toczy się życie. Dla świata nic się nie zmieniło. A mój stanął w miejscu i rozbił się na małe kawałki. Wierzę, że to tylko chwilowe. Wierzę, że dobro, które Jerzy podarował światu wróci i da mu szansę na całkiem nowy początek. 

19 774,00 zł ( 22.04% )
Still needed: 69 907,00 zł
Kacper Lewandowski
Kacper Lewandowski , 13 years old

Pompa insulinowa szansą na normalne życie – Pomagamy Kacprowi!

Nasz Kacper już od chwili narodzin pokazuje niezwykłą siłę w walce z życiowymi przeciwnościami. Przyszedł na świat jako wcześniak, w 6. miesiącu ciąży, i od tamtej pory toczymy razem niełatwą przeprawę. Schorzeń jest wiele – dziecięce porażenie połowicze lewostronne, astma, niedosłuch, zespół zaburzeń autystycznych, a miesiąc temu cukrzyca typu 1 insulinozależna. To był potężny cios, który bardzo wpłynął na Kacpra.  Insulinę podajemy za pomocą penów i libry (sensorów). Każde wkłucie, a tych jest kilka dziennie, to dla Kacpra ogromny stres i strach, zwłaszcza przy zaburzeniach autystycznych. Syn chciałby przestać wstydzić się choroby, żyć jak inni, a nie myśleć przed każdym posiłkiem czy nie zakończy się tragedią. Wyjściem z tej sytuacji i szansą dla Kacpra jest zakup pompy insulinowej. To już zmniejszona liczba wkłuć, więc zmniejszony stres, a do tego urządzenie samo kontroluje dawki insuliny i znacznie ułatwiłoby nam wszystkim codzienność, ale zwłaszcza podarowałoby Kacprowi cząstkę normalności. Ale koszty leczenia i niezbędnego sprzętu medycznego są dla nas przytłaczające. Taka pompa kosztuje ponad 20 000 złotych! Dlatego zwracamy się do Was, którzy zawsze pokazywaliście wielkie serca, o wsparcie naszego walecznego synka. Z całego serca dziękujemy za każdą okazaną życzliwość. Wioletta, mama

6 098,00 zł ( 22.04% )
Still needed: 21 562,00 zł