Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Gabrysia Dutkiewicz
Gabrysia Dutkiewicz , 10 years old

Dwa nowe uszka – by to marzenie nie utonęło w ciszy

“Mamusiu, kiedy będę mogła zaczesać włosy za uszka? Kiedy będę mogła nosić kolczyki?”. Problemy Gabrysi dopiero się zaczynają, a wszystko przez to, że urodziła się inna niż reszta dzieci. Brak małżowin usznych – wrodzona wada, która właśnie teraz na naszych oczach staje się piętnem dla naszej córeczki. Gabrysia ma już 5 latek i dostrzega to, co najchętniej ukrylibyśmy przed nią na zawsze. Dziewczynki w jej wieku zaczynają przywiązywać wagę do wyglądu. Gabrysia coraz częściej staje przed lustrem, milczy, nic nie mówi, a ja, mama, wiem, że cierpi, choć prawdziwe zagrożenie kryje się gdzie indziej. Gabrysia nie słyszy, tak jak powinna, nosi specjalny implant zaszyty pod skórę i procesor doczepiany na magnes, ale nie ma dnia, w którym nie boimy się, że kiedyś przestanie to wystarczać. Słyszeć świat to jedno, bo nie po to walczymy o jej słuch, by w przyszłości słyszała, że jest inna, gorsza, niepełnosprawna...  Lekarze znaleźli wadę, kiedy Gabrysia była jeszcze w brzuchu, ale nie chodziło o jej uszy… Niedrożność przełyku, śmiertelnie groźna wada, która musiała być operowana zaraz po urodzeniu. Byłam przygotowana na chore dziecko, ale nie tak chore… Znaleźliśmy szpital, w którym Gabrysia będzie mogła przyjść bezpiecznie na świat, znaleźliśmy lekarzy, którzy podejmą się operowania niemowlęcia i czekaliśmy na ten dzień, gdy wszystko się zacznie… Cesarskie cięcie, chwila prawdy i słowa lekarzy, po których straciłam przytomność – córeczka nie ma uszu!  Obudziłam się na sali pooperacyjnej, Gabrysia była już na bloku operacyjnym, a mąż próbował mnie uspokoić. Byłam przygotowana na operację przełyku, nie na dziecko bez uszu, które w dodatku nie słyszy... W chwili, kiedy chciałam ją przytulić ze wszystkich sił, nie miałam jej nawet obok siebie. W głowie mętlik i setki pytań. Na niektóre z nich nigdy nie znalazłam odpowiedzi.  Oglądałam ją dokładnie, kiedy pierwszy raz dali mi moją córeczkę na ręce. Była śliczna, malutka, drobna, nie miała uszek, ale to nie miało znaczenia. Bałam się, co z jej słuchem, czy kiedyś usłyszę od niej słowo Mamo, czy będę mogła kiedyś opowiedzieć o tym, jak bardzo ją kocham! Tego, czy Gabrysia słyszy, miałam się dowiedzieć dopiero po wyjściu ze szpitala, ale warunkiem wypuszczenia Gabrysi do domu, było to, że zacznie samodzielnie jeść. I tak po kilka gramów pokarmu dziennie, przez 3 tygodnie, zbliżyło nas do upragnionego celu. Trafiliśmy do Łodzi, do Kliniki Matki Polki, na oddział laryngologii, tam lekarze zbadali uszka Gabrysi. Jej przewody słuchowe są zasklepione, a słyszy dzięki temu, że rezonują kości czaszki. Bez wspomagania nasza córeczka może usłyszeć bardzo głośną mowę, lecz po wszczepieniu implantu, można już do niej w miarę normalnie mówić.  Jej mowa i rozwój nie odbiega zbytnio od rówieśników, ale nie ukrywajmy, wygląd dla dziewczynek jest ważny. Jakiś czas temu zaczęła pytać o uszka. Jeszcze nie jest tego świadoma, jakie przykrości mogą ją spotkać później w szkole czy w życiu dorosłym z powodu braku uszu, dlatego chcemy działać już! Gabrysia ma też porażenie nerwu twarzowego, a lekarze z USA mogą przywrócić pełen uśmiech i wyrównać mimikę twarzy. Muszą się odbyć minimum dwie operacje, po każdej na jedno ucho, co wiąże się z dwoma wyjazdami i dwoma pobytami w Stanach, po każdej z operacji musimy być miesiąc na miejscu. Będzie potrzebna niestety też trzecia operacja, bo lekarze muszą przenieść Gabrysi aparat (implant) w inne miejsce i wybrać skórę z przewodu słuchowego, aby nie wytworzył się guz po rekonstrukcji. W Polsce małżowiny robią tylko z chrząstki żebra, co jest dodatkową ingerencją w ciało. Te uszy niestety nie wyglądają ładnie, przez co pozostaje nam uzbierać potrzebną kwotę na operację w Stanach. To teraz nasze największe marzenie – zobaczyć naszą córeczkę z uśmiechem i z własnymi uszkami. Marzymy o tym, by udało się przywrócić Gabrysi normalny wygląd i podarować jej normalną przyszłość bez drwin i krępujących spojrzeń na ulicy. Nie chcemy dopuścić, by kiedykolwiek płakała, na myśl o tym, że jest inna niż zdrowe dzieci.

127 960,00 zł ( 22.57% )
Still needed: 438 785,00 zł
Zofia Jarosińska
Zofia Jarosińska , 68 years old

Jestem mężem i robię wszystko, by pomóc Zosi. Pomożesz mi w tym?

Było piękne, sobotnie popołudnie, razem z dziećmi i wnukami wróciliśmy z jesiennego spaceru. Mieliśmy z żoną chwilę dla siebie. Położyliśmy się spać z myślą, że następnego dnia pójdziemy na długi spacer tylko we dwoje. Koło północy, żona obudziła mnie ze łzami w oczach, skarżyła się na bardzo silny ból kręgosłupa – nie mogła się ruszyć! Byłem zdezorientowany, chwyciłem za telefon i jak najszybciej wykręciłem numer 112. Pogotowie zjawiło się już parę minut później. Poczułem ulgę, że żona jest już pod opieką specjalistów. Moja kochana Zosia trafiła do szpitala w Jaworznie, gdzie wykonano tomograf komputerowy, a zaraz potem rezonans magnetyczny. Niestety, moja nadzieja, że wszystko się dobrze skończy runęła jak domek z kart… U mojej żony stwierdzono ropień zapalny zlokalizowany w rdzeniu kręgowym. Trafiła na oddział, biegłem do niej co sił w nogach, by zapytać, jak się czuje, a łzy same lały mi się po policzkach. Wchodząc do sali, na której leżała moja Zosia, usłyszałem z jej ust: ”Nie umiem ruszać nogami, w ogóle ich nie czuję”. Brakło mi słów – strach, rozgoryczenie, bezradność – to wszystko, co wtedy czułem. Z drżącym głosem mówiłem: „Kochanie, wszystko będzie dobrze, po operacji na pewno wszystko będzie tak jak kiedyś.” Wykonano zabieg operacyjny, kanał kręgowy odbarczony, powinno wszystko już być w porządku… Po kilkunastu godzinach wszystko zaczyna się od nowa… Ponowny rezonans wykazuje kolejny ropień, Zosia znów trafia na stół operacyjny. Choć od operacji minęło już wiele dni, tygodni, miesięcy, moja żona nie odzyskała czucia w nogach. Wspólnie zdecydowaliśmy się walczyć o każdy, choćby maleńki krok w przód z nadzieją, że przyjdzie ta chwila, kiedy wyjdziemy na kolejny wspólny spacer. Rehabilitacja jest bardzo intensywna i ciężka, ale moja żona się nie poddaje… Widzimy pierwsze postępy. Niestety, wydaliśmy już prawie wszystkie oszczędności, zaczyna nam brakować na podstawowe potrzeby... Jako mąż przyrzekłem, że będę o nią dbał w zdrowiu i chorobie… Dziś walczę o jej sprawność. Proszę pomóż mojej żonie – wstać, zrobić pierwszy krok, chodzić... –Zygmunt, mąż Zosi

15 944,00 zł ( 22.56% )
Still needed: 54 700,00 zł
Agnieszka Skowrońska
Agnieszka Skowrońska , 12 years old

Pomóż zapewnić Agusi szansę na bezpieczne dzieciństwo❗️

Kiedy rodzi się dziecko, jako rodzic z miejsca wiesz, że zrobisz wszystko, by było szczęśliwe. Niestety, w tę listę nie zawsze wlicza się najważniejsze – zdrowie. Aga choruje na zespół wad genetycznych. Jest niepełnosprawna intelektualnie i ruchowo, choruje na padaczkę i niedoczynność tarczycy. W tak młodym wieku nasza dzielna dziewczynka przeszła już dwie sepsy, operacje na serce i rozszczep podniebienia! Ze wszystkich sił staramy się zapewnić jej to, co niezbędne – leczenie, rehabilitację i codzienność jak najbardziej zbliżoną do innych dzieci. Ale tu też los podkłada nam kłody pod nogi. Córeczka uwielbia jeździć na krótki i długie wycieczki. Niestety, Aga rośnie i już wyrosła z fotelika, a nasz plan wożenia jej na siedzisku spełzł na niczym, ponieważ Aga nie siedzi na nim stabilnie. Potrzebny jest specjalny fotel rehabilitacyjny do samochodu. Taki, w którym córeczka będzie mogła bezpiecznie jeździć bez strachu, że coś jej się stanie. Ale koszt takiego fotelika, który byłby dobry, jest ogromny – 17 000 złotych! Program aktywny został zakończony, dlatego sprzęt musimy zakupić już na własną rękę. Wierzymy, że nam się uda. Z Waszą pomocą będziemy w stanie zebrać potrzebną kwotę i zapewnić Agusi komfortowe wycieczki, które tak kocha. Rodzice

4 078,00 zł ( 22.54% )
Still needed: 14 008,00 zł
Waldemar Kordulewski
Waldemar Kordulewski , 50 years old

Moja stara proteza się sypie. Pomóż mi kupić nową, bym nadal mógł być sprawny!

Moje życie 24 lata temu zmienił wypadek samochodowy. Auto stanęło w płomieniach, a ja tylko cudem uniknąłem śmierci. Po tym wszystkim zostały mi blizny i dramatyczne wspomnienia. Jest jeszcze jedno – w wypadku straciłem nogę. Lewą udało się uratować, prawej – niestety nie… Do sprawności sprzed wypadku nie wróciłem już nigdy. Tamtego dnia miałem tylko 21 lat. Byłem już wtedy samodzielnym człowiekiem, pracowałem jako budowlaniec. Miałem plany. Plany, które nie przewidywały tragicznego wypadku i utraty nogi. Uderzenie, trzask, ogromny huk – samochód, którym akurat jechałem stanął w płomieniach. Z samego wypadku niewiele pamiętam. W szpitalu lekarze mówili mojej rodzinie, że szanse na przeżycie są niewielkie. Obudziłem się po czterech dniach. Okazało się, że w płomieniach najbardziej ucierpiały moje nogi. Ucierpiały na tyle, że jedną trzeba było amputować. Dodatkowo miałem rozległe poparzenia ciała. 9 miesięcy spędziłem w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. To był czas pełen bólu i wielka próba siły fizycznej i psychicznej. Po tamtym czasie zostały blizny i puste miejsce po prawej nodze. Chociaż ciężko było się z tym wszystkim pogodzić, starałem się nie załamywać. Wtedy jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jak będzie wyglądało moje życie z niepełnosprawnością. Wyobrażałem sobie, że w miarę szybko wrócę do pracy. Nic bardziej mylnego…  Wszystkiego musiałem uczyć się na nowo – jak małe dziecko stawiałem pierwsze kroki. Od tamtego momentu minęło już dużo czasu. Została tylko stara, zniszczona proteza, która przestaje działać i spełniać swoje zadania. Po ponad 20 latach jest już bardzo mocno zużyta, dlatego potrzebuję nowej, która z kolei kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Chciałbym jeszcze mieć szansę poruszać się lepiej, sprawniej, nie musieć się wstydzić dziurawej, pokruszonej protezy, która w każdej chwili może przestać działać. Wierzę, że dzięki Twojej pomocy będzie to jeszcze możliwe. Proszę, pomóż mi odzyskać to, co brutalnie zniszczył wypadek. Waldemar

7 555,00 zł ( 22.54% )
Still needed: 25 956,00 zł
Piotrek Kozyra
Urgent!
Piotrek Kozyra , 9 years old

Świat runął❗️Nasz synek ma złośliwy nowotwór mózgu! RATUNKU!

Czy jest szansa? Czy uda nam się ją wykorzystać? W jednej chwili dowiedzieliśmy się, że nasz cudowny, zdrowy synek jest śmiertelnie chory! Jesteśmy zrozpaczeni, ale musimy walczyć! W tej chwili każde zwątpienie, każdy stracony czas, będzie dla Piotrusia oznaczał śmierć. Nasze serca pękają z bólu i strachu, patrząc na naszego 9-letniego Piotrusia, który jak błyskawica rozświetlał nasze dni swoją energią i uśmiechem. Ale teraz jego życie przemieniło się w koszmar. Podczas tegorocznej majówki, niepokojące objawy zaczęły atakować naszego ukochanego chłopca. Zawroty głowy, szumy w uszach – to zaledwie początek tragedii, która nas ogarnęła. Szybko zareagowaliśmy, zabierając Piotrusia do szpitala. Tam diagnoza była jak cios prosto w serce: złośliwy nowotwór pnia mózgu. Nasz świat runął. Aby ratować życie naszego Synka, musieliśmy przenieść go do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, gdzie po bolesnej biopsji potwierdzono diagnozę glejaka mózgu 4 stopnia. To jakbyśmy zostali uderzeni młotem, każde uderzenie w nasze serca przypomina nam o beznadziei i strachu. Teraz stoimy przed przerażającym wyzwaniem – walczyć z całych sił o życie naszego dziecka. Szukamy desperacko nowych dróg, terapii, leków, które mogą choć trochę złagodzić cierpienie Piotrusia, dać mu szansę na wyzdrowienie. Ale te leczenia to koszmarne wydatki, których nie jesteśmy w stanie ponieść sami. Zwracamy się do Was z gorącym apelem o wsparcie finansowe. Każda złotówka, każdy gest dobra jest dla nas bezcenny. Błagamy Was, wesprzyjcie nas w tej straszliwej walce o życie Piotrusia. Niech nadzieja, choćby niewielka, rozświetli naszą drogę przez mrok. Dziękujemy za każdą okazaną pomoc. Piotruś, Rodzina, Przyjaciele Anioły w akcji- licytacje dla Piotrusia Kozyry –> KLIK Anioły w akcji  –> KLIK INSTAGRAM –> KLIK

239 340,00 zł ( 22.49% )
Still needed: 824 489,00 zł
Joanna Duda
Joanna Duda , 42 years old

Moim przeciwnikiem jest nowotwór piersi. Pomóż mi z nim wygrać!

Mam na imię Asia i walczę z nowotworem złośliwym piersi. Z pewnością moja historia zaczyna się, jak wiele innych, które mogliście tu przeczytać. Nie będę przekonywać, że u mnie było inaczej. Najpierw diagnoza, która zabrzmiała jak wyrok, potem leczenie chemią. Nowotwór na zawsze zmienił moje życie.  To były badania kontrole USG piersi. Nie podejrzewałam, że właśnie tego dnia usłyszę słowa, których każda z nas tak bardzo nie chce usłyszeć. W mojej prawej piersi uwidoczniły się trzy zmiany, które koniecznie należało zbadać. Czułam, jak w jednej chwili tracę grunt pod nogami.  Kolejne badania i biopsja nie pozostawiły złudzeń – to nowotwór złośliwy. Niemal natychmiast zaczęliśmy działać, bo jak zazwyczaj, w takich sytuacjach, czas nie jest sprzymierzeńcem.  Obecnie jestem w połowie chemioterapii, którą przyjmuję, co trzy tygodnie. Po każdej dawce opadam z sił i czuję się naprawdę źle. Wiem jednak, że to wszystko ma swój cel, więc nie zamierzam się poddawać. Po zakończonej chemioterapii przejdę operację usunięcia prawej piersi.  Niestety w mojej lewej piersi również pojawiły się zmiany. Jak sądzą lekarze na tę chwilę niegroźne. Nie wiemy jednak, czy w przyszłości nie będą zagrażały mojemu życiu. W takiej sytuacji najczęściej wykonuje się profilaktyczną mastektomię, która niestety nie jest refundowana.  Zabieg usunięcia drugiej piersi jest bardzo kosztowny. Nie jestem w stanie, nawet z pomocą najbliższych uzbierać takiej kwoty, dlatego pełna nadziei proszę również o Wasze wsparcie. Chcę wygrać, dalej żyć i cieszyć z każdej chwili. Głęboko wierzę w to, że z Waszą pomocą, będzie to możliwe! Asia

11 956,00 zł ( 22.47% )
Still needed: 41 236,00 zł
Eryk Przybysz
Eryk Przybysz , 10 years old

Wesprzyj Eryka w walce o lepszą przyszłość! Potrzeba tak niewiele!

Kiedy patrzę w oczy mojego synka, widzę chłopca, który przeżył, chociaż po urodzeniu wróżono mu śmierć. Przypominam sobie wszystkie te chwile spędzone na oddziale dla noworodków i znów czuję ten sam strach. Wiem, że teraz cała jego przyszłość jest w moich rękach. Jako jego mama muszę zrobić wszystko, by mógł walczyć o swoją sprawność i zapewnić jak najlepszą przyszłość! Mózgowe porażenie dziecięce to wynik masywnego wylewu  III stopnia, który z powodu wcześniactwa wystąpił u Eryka w piątej 5. dobie jego życia. Potem było już tylko gorzej: wodogłowie, ślepota wcześniacza, koślawość stópek, spastyczność i wzmożone napięcie mięśniowe… Konieczna okazała się operacja główki, żeby ratować życie mojego dziecka.  Zdecydowano o wszczepieniu w główkę zastawki odbarczającej zbyt szybko gromadzący się w główce płyn mózgowo-rdzeniowy, odpowiedzialny za narastanie wodogłowia. Kilka miesięcy później trzeba było operować przepuklinę pachwinową, najpierw prawo-, a niedługo później lewostronną… Niestety to nie było wszystko, po z czasem dowiedzieliśmy się też o padaczce o wyjątkowo specyficznym przebiegu… Małymi kroczkami, dzięki specjalistycznemu sprzętowi i bardzo intensywnej codziennej rehabilitacji, udało się osiągnąć naprawdę bardzo dużo. Codzienność mojego dziecka to ciągła praca. Nie ma dnia bez dodatkowych zajęć: rehabilitacja, neurologopedia, zajęcia z Integracji Sensorycznej, aqua terapia, systematyczna praca z psychologiem, optometrystką… Sporo tego, jeśli jest czas na zabawę, to bywa, że zwyczajnie Erykowi brakuje już na nią sił… Rozrywa to moje matczyne serce, bo przecież chciałabym dla niego normalnego dzieciństwa. Ale gdy tylko trochę poluzowaliśmy grafik pojawiały się bóle plecków, nóżek...  Eryk nie może odpuszczać,  MUSI ćwiczyć! Niestety, koszty samej rehabilitacji to średnio 3 tysiące złotych miesięcznie. Udało nam się zakwalifikować syna do projektu, gdzie dwa razy w roku korzysta z turnusów rehabilitacyjnych na niesamowitym nowoczesnym sprzęcie, ale to łącznie tylko 4 tygodnie w całym roku! Resztę musimy zorganizować we własnym zakresie… Bo systematyczna rehabilitacja to dla syna być albo nie być. Ostatnio Eryk zapytał: „mamo, dlaczego inne dzieci tylko się bawią, a ja muszę ciągle tylko pracować i pracować?” I jak tu wytłumaczyć dziecku, że jego życie już zawsze będzie się różniło od życia innych, że zawsze będzie musiał dawać z siebie więcej, i że to rehabilitacja, a nie zabawa będzie jego codziennością? A jednak Eryk marzy, żeby po prostu być zdrowym i sprawnym… Tak niewiele go od tego dzieli. Błagam o pomoc! Joanna, mama

8 601,00 zł ( 22.45% )
Still needed: 29 697,00 zł
Wiktor Hrywas
Wiktor Hrywas

Wiktor nie spocznie bez dalszej walki! Pomóż!

Życie mojego synka, niemal od pierwszych dni, to walka o sprawność, samodzielność i zdrowie. Niestety jest to okropnie trudna droga, która co chwila wije zakręty niemalże nie do pokonania. Wiktor od urodzenia choruje na cytomegalię wrodzoną. Skutkiem tej choroby jest opóźnienie rozwoju psychoruchowego z cechami niezborności ruchowej, obustronny niedosłuch, wada wzroku-ubytek siatkówki, opóźnienie rozwoju mowy. Pomimo wielu niepełnosprawności Wiktor robi bardzo duże postępy w rozwoju psycho-ruchowym. Bardzo się stara, jest niezwykle skupiony i zmotywowany do dalszej walki. To daje efekty, jednak już do końca życie będzie musiał kontynuować terapię.  Syn na co dzień uczęszcza na zajęcia rehabilitacyjne, logopedyczne, SI. Cztery razy w tygodniu jeździmy do innego  miasta na rehabilitację prowadzoną w kombinezonach SpiderSuite. Staramy się również jeździć dwa razy w roku na turnus rehabilitacyjny do Ośrodka Rehabilitacji Zabajka2 w Złotowie. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia Wiktor wymaga stałej i intensywnej rehabilitacji ruchowej. Mąż jest jedynym żywicielem 4-osobowej rodziny. Codzienne koszty rehabilitacji, turnusy, terapie i leczenie znacznie przekraczają możliwości naszej rodziny. Stąd nasza prośba o wsparcie finansowe. Każda podarowana złotówka zostanie przeznaczona na kolejne turnusy rehabilitacyjne. To one dają największe efekty. Dzięki Twojej pomocy Wiktor dostanie szansę na lepszy rozwój! Proszę, pomóż nam. Mama

3 295,00 zł ( 22.44% )
Still needed: 11 386,00 zł
Samuel Scheffler
Samuel Scheffler , 4 years old

Czy to Puszka Pandory? – Pomóż zdiagnozować i leczyć Samuelka!

Czekałam na synka ze zniecierpliwieniem. Moje matczyne serce każdego dnia coraz mocniej wypełniało się bezwarunkową miłością. Widziałam, że Samuel jest moim darem, a ja jego strażniczką. Na świat przyszedł silny, zdrowy chłopiec. Gdy pierwszy raz przytuliłam moje dziecko, napłynęły mi łzy do oczu – To prawda, jestem mamą! – Byłam chodzącym szczęściem. Naszą spokojną rzeczywistość naruszyły niepokojące wieści. U Samuelka lekarze wykryli obniżone napięcie mięśniowe. Samodzielnie zaczął chodzić, dopiero gdy skończył 2 latka. Naszą codziennością stała się rehabilitacja i fizjoterapia. Jednak gdy synek zaczął chodzić do żłobka, opiekunki dodatkowo zaniepokoiły się jego zachowaniem w stosunku do dzieci oraz wybiórczością pokarmową. W poradni psychologiczno-pedagogicznej specjaliści orzekli autyzm. Samuel nie mówi, więc nie mam możliwości dowiedzieć się, czy coś go boli, czy czegoś potrzebuje. Brak komunikacji bardzo utrudnia codzienność. Samuel ma teraz 3 lata, wymaga stałej opieki, terapii i rehabilitacji. Prawidłowo przeprowadzona diagnoza często ukazuje, że pod przykrywką autyzmu stoi szereg chorób, które trzeba leczyć. Szukanie przyczyny to ciężka praca, wymagająca ogromnego zaangażowania, także finansowego. Na przyszły rok mamy zostać przyjęci w szpitalu na oddziale neurologii. Do tego czasu Samuelek musi przejść bardzo kosztowne badania m.in. genetyczne. Bardzo proszę o pomoc. Sama nie jestem w stanie sprostać takim wydatkom. Te środki finansowe mogą wiele zmienić w życiu Samuelka. Twoje wsparcie ma ogromne znaczenie! Beata, mama Samuela ➡️ Licytuj i pomóż Samuelkowi!

3 580,00 zł ( 22.43% )
Still needed: 12 378,00 zł