Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jaś Krasuski
Jaś Krasuski , 10 years old

W głowie Jasia była tykająca BOMBA❗️Pomóż walczyć ze skutkami NOWOTWORU❗️

27 stycznia 2021 r. usłyszałam słowa lekarza, które do dziś huczą w mojej głowie: „Jeszcze dzień, dwa i Pani dziecka już by nie było… Uratowała mu Pani życie”.  Budzę się codziennie rano po niespokojnej nocy i chciałabym, żeby to był tylko zły sen. Rzeczywistość jednak przychodzi szybciej niż bym tego chciała: otwieram oczy i widzę twarz mojego bladego chłopca z podkrążonymi oczami i blizną na głowie.  Nowotwór złośliwy mózgu, IV- najwyższy stopień złośliwości przypomina mi, że walczę nie tylko o zdrowie, ale przede wszystkim o życie mojego dziecka! Jaś przeszedł w trybie pilnym operację resekcji guza 28 stycznia 2021 r. Przez wielkość guza i brak przepływu płynu mózgowo-rdzeniowego, u syna powstało ostre wodogłowie, zagrażające jego życiu! Po operacji rozwinął się też zespół móżdżkowy, którego ostra faza trwała prawie półtora miesiąca. W tym czasie Jaś nie kontrolował swojego ciała, nie siedział, nie mówił, nie spał, nie przełykał nawet śliny i miał nieustanne spadki saturacji. Jego ciało potrafiło tylko rzucać się po łóżku, a z gardła wydobywały się krzyki – w dzień i noc. Medycyna jest tutaj bezradna! Musieliśmy więc czekać, aż zespół bardzo powoli się wycofa, pozwalając uczyć się Jasiowi wszystkiego od nowa… W leczeniu nowotworu trzeba było wytoczyć najcięższa działa: chemioterapię oraz naświetlania kręgosłupa i głowy! Potem zaś, aby nie dopuścić do powrotu choroby, Jaś przyjmował przez rok chemię podtrzymującą.  Chciałabym skończyć na tym naszą historię. Chciałabym napisać, że wszystko przebiegło dobrze, a Jasiu nie doznał więcej cierpienia. Z całych sił chciałabym zmienić naszą rzeczywistość, ale jedyne, co mogę zrobić, to mocno trzymać synka za rękę i szeptać mu, jak bardzo jest dzielny!  Operacja uratowała Jasiowi życie, ale też spowodowała ogromne deficyty fizyczne oraz intelektualne. Ponadto leczenie bardzo obciążyło organizm Jasia. Pojawiła się bezsenność, bóle całego ciała, skurcze, zaparcia. Ciężko mi patrzeć na cierpienie własnego dziecka! Ciężko, mi patrzeć, gdy kolejna dawka bólu odbiera mu siłę i gasi uśmiech na jego buzi… Nowotwór zjawił się w naszym życiu i wywrócił je do góry nogami! Najgorsze, że odebrał Jasiowi zdrowie, sprawność i beztroskie dzieciństwo. Nadal jest jednak wielka nadzieja, na dobrą i piękną przyszłość mojego synka! Nie będzie ona jednak możliwa, jeżeli zabraknie środków na dalsze leczenie i rehabilitację Jasia. Trzęsę się na samą myśl o tym, że przez brak pieniędzy, skutki nowotworu zostaną z synkiem na trwałe! Nie mogę do tego dopuścić! Pragnę znowu zobaczyć szczery uśmiech Jasia! Ale przede wszystkim chcę mieć pewność, że już nic nie zagraża życiu i zdrowiu mojego małego dziecka. Proszę więc o pomoc i nadzieję, za które juz teraz z głębi serca dziękuję! Mama Jasia

13 137,00 zł ( 24.69% )
Still needed: 40 055,00 zł
Andrzej Jagła
Andrzej Jagła , 61 years old

Andrzej cudem przeżył... Teraz walczy o sprawność! POMOCY!

Ci, którzy znają Andrzeja wiedzą, że to człowiek pracowity, uczynny i bezinteresowny. Budował, remontował, naprawiał… Nigdy nie odmawiał pomocy. Mogła  na niego liczyć rodzina, przyjaciele i znajomi. Niestety jego spokojne, uporządkowane życie zmieniło się 26 lutego 2023 roku. W wyniku upadku doznał krwotoku nadtwardówkowego po prawej stronie mózgu! W stanie bardzo ciężkim nieprzytomny został przewieziony do szpitala w Krakowie, gdzie przeszedł operacje odbarczania krwiaka.  Po operacji próby wybudzenia ze śpiączki farmakologicznej nie przyniosły wyczekiwanych rezultatów. Kolejne dni były jeszcze gorsze, doszło do zakażenia sepsą, w wyniku czego jego nerki przestały pracować. Jednak Andrzej walczył, walczyli o niego lekarze. Po kilku dniach zakażenie sepsą zostało opanowane!  W maju Andrzej został przewieziony do ośrodka rehabilitacyjnego. Tam stała się cudowna rzecz – został wybudzony ze śpiączki, trwającej ponad 2 miesiące! Już w pierwszych dniach po wybudzeniu wypowiedział słowa: „jestem Andrzej, chcę wrócić do domu”.  W wyniku uszkodzenia prawej półkuli mózgu Andrzej doznał niedowładu lewej strony ciała, jest osobą leżącą, ze spastycznością lewej ręki. Codziennie czynności sprawiają mu dużo problemów. Nadal przebywa w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie z terapeutami pracuje nad powrotem do chodzenia i sprawności. Tylko długotrwała i bardzo kosztowana rehabilitacja daje Andrzejowi nadzieję na powrót do zdrowia i samodzielnej egzystencji. Niestety jest ona bardzo kosztowna. Średni, miesięczny koszt to aż 20 tysięcy złotych! Pomóżmy Andrzejowi wrócić do domu i odbudować dawne życie! Wierzymy, że razem zbierzemy potrzebne środki. Błagamy, bądźcie z nim! Pomocy! Rodzina

46 774,00 zł ( 24.68% )
Still needed: 142 673,00 zł
Szymon Stankiewicz
Szymon Stankiewicz , 19 years old

Mam 19 lat i walczę z guzem mózgu! Proszę – pomóż mi wygrać❗️

Moja walka trwa ponad rok. Walka, którą muszę wygrać. Choć przeciwnik nie należy do najłatwiejszych, wierzę, że wszystko będzie dobrze. Mam przed sobą całe życie. Wiele planów, marzeń i celów do zrealizowania. Czas postawić granicę i wygrać walkę o sprawną przyszłość!  W czerwcu 2021 roku dowiedziałem się, że w mojej głowie ukryty jest guz mózgu. Jestem po operacji, naświetlaniach i w trakcie chemioterapii. Mimo tak strasznej diagnozy nie tracę nadziei, że jeszcze będzie dobrze i dam radę pokonać chorobę. Życie testuje mnie na każdym kroku. Sprawdza, czy dam radę. A ja walczę i nie planuję się poddać! To mój drugi nowotwór. W trakcie ciąży moja mama usłyszała, że coś może być nie tak. Urodziłem się z potworniakiem – guzem w kości krzyżowo-ogonowej. Rodzice robili wszystko, by zapewnić mi jak najlepszą przyszłość i leczenie. Niestety, po 1,5 roku guz urósł, skazując mnie na chemioterapię. Strach miał wielkie oczy – leczenie przebiegło pomyślnie, a największą tragedię udało się zażegnać. Od tamtego czasu co roku przechodziłem badania. Co roku pozytywne wiadomości. Niestety, w czerwcu ubiegłego roku ból głowy był potworny, a ja nie wiedziałem czym, to może być spowodowane. Wtedy przyszła diagnoza, a razem z nią ogromny szok i niedowierzanie.  Ludzie często pytają mnie “Szymon, skąd w Tobie tyle optymizmu?” – ja po prostu wiem, że wszystko będzie dobrze. Walczę nie tylko dla siebie – walczę także dla otaczających i wspierających mnie ludzi… Rodzina i przyjaciele to moja największa inspiracja i sił do działania!  Od 7 roku życia grałem w piłkę nożną. Prócz tego moją pasją jest muzyka i w przyszłości chciałbym się nią zajmować. Kocham harcerstwo, tematy związane z II wojną światową i lotnictwo. Mam wiele zainteresowań i wierzę, że będę mógł je kontynuować. Moją szansą na wyleczenie jest leczenie onkologiczne w Stanach Zjednoczonych. Innowacyjna metoda leczenia, dostępna tylko za oceanem. Niestety jego koszt będzie ogromny. Już teraz wiem, że może sięgnąć 2 milionów złotych! Mam dopiero 18 lat, to nie czas na to, by poważnie chorować! Proszę, pomóż mi! Szymon

273 565,00 zł ( 24.66% )
Still needed: 835 435,00 zł
Ksawery Ogrodnik
Ksawery Ogrodnik , 8 years old

Mały Ksawery i wielka batalia o zdrowie. Pomoc wciąż potrzebna!

Pierwszy szok chwilę po porodzie - Ksawey miał być zdrowy, ciąża książkowa, żadnych problemów. Gdy zobaczyliśmy na główce synka dwa krwiaki, jeden wielkości pięści dorosłego człowieka, całą radość przykrył płaszcz niewypowiedzianego strachu. Co to oznacza, co będzie z naszym młodszym synkiem? Dziś już wiemy, że żyjemy na tykającej bombie, która w każdej chwili może nam zabrać wszystko… Dzięki poprzedniej zbiórce mogliśmy zapewnić synkowi intensywną rehabilitację, dzięki której Ksawery się rozwija! Niestety, czas bardzo szybko mija, środki się kończą, a przecież rehabilitacji nie można przerwać! Dlatego dziś ponownie z całego serca prosimy o pomoc dla synka. Poznaj historię Ksawcia: Intuicja matki nie zawodzi, chociaż akurat w tym przypadku tak bardzo chciałabym się mylić… Ksawcio skończył 3 miesiące i wydawało mi się, że tak dziwnie “leci” do przodu. Zaraz się jednak skarciłam w myślach: “Czego ty od niego wymagasz, przecież to jeszcze małe dziecko!”. Tygodnie mijały, a ja nie mogłam pozbyć się paskudnego przeczucia, że spotka nas coś złego. W  końcu poprosiłam rehabilitantkę synka o opinię. Powiedziałam jej o swoich lękach i miałam nadzieję, że je rozwieje. Powiedziała mi - zastrzegając, że nie ma odpowiednich kompetencji - że wygląda jej to na Westa. Nie zrozumiałam nazwy, pierwszy raz to usłyszałam. Wpisałam błędnie w wyszukiwarkę, nic nie udało mi się znaleźć. Naprawdę zaczęłam się bać… Ze względu na krwiaki, Ksawery często miał USG główki, jednak nasza pani doktor powiedziała, że nie jest w stanie pomóc. Pojechaliśmy do neurochirurga, który umówił nam dodatkowe badania na 9 grudnia zeszłego roku. Niestety, nie doczekaliśmy tego dnia… 2 grudnia stało się coś, co na zawsze miało zmienić nasze życie. Synek dostał pierwszego pełnego ataku padaczki! Był tylko ciałem, zero kontaktu, jakby zniknęło z niego całe życie. Nagle zgiął się wpół, miałam wrażenie, że nieludzko cierpi. Byłam przerażona, spanikowana. Zadzwoniłam do męża, pojechaliśmy do szpitala. Wiedziałam, że to potrwa, zanim się tam znajdziemy. W porywie impulsu chwyciłam na telefon, by nagrać atak synka - jak inaczej miałabym wytłumaczyć lekarzowi, co się z nim działo? Gdy dotarliśmy do szpitala, był piątkowy wieczór, żadnego neurologa na oddziale. Najgorszy napad minął, Ksawery miał tylko mimowolne skurcze. Zdecydowali o przyjęciu nas na obserwację, musieliśmy zostać w szpitalu minimum do poniedziałku, aż synka obejrzy  lekarz. Weekend, który przyszedł, był najgorszy w naszym życiu… Ciałem synka raz za razem wstrząsały napady padaczki. Doszło nawet do 10 dziennie, w seriach 50-100 ataków na raz! Bezradnie patrzyliśmy, jak nasze dziecko cierpi. Ksawery po wszystkim był tak zmęczony, leżał prawie bez świadomości… Dostał klenazepan - lek, który potrafi rozłożyć dorosłego człowieka, co dopiero 5-miesięczne dzieciątko… W poniedziałek przyszła pani doktor. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by wiedzieć, z czym mamy do czynienia - zespół Westa. Badania tylko to potwierdziły… Na kolejny miesiąc szpital stał się naszym domem. Synek dostał leki, które niestety niewiele pomagały. Potem także sterydy, dające przykre skutki uboczne. Z tymi walczymy do dziś… Gdy zrobili synkowi EEG mózgu, wydruk z badania był dosłownie czarny. To nie oznaczało niczego dobrego… W główce synka nieustannie trwa burza pena gromów, które niszczą życie. Od tamtego czasu trwa nieustanna walka z chorobą, która sprawdza naszą wytrzymałość na kolejne ciosy. Ostatnio byliśmy na badaniu, które miało wykluczyć Dziecięce Porażenie Mózgowe. Zamiast tego tylko potwierdziła diagnozę! Na domiar złego okazało się, że - mimo ustąpienia widocznych ataków padaczki - w główce synka cały czas są wyładowania. Co prawda niewielkie, jednak rozsiane po całym mózgu. Przepalają nerwy i nikt nie wie, co się stanie w przyszłości. Ksawery albo sobie z nimi poradzi, albo one go zniszczą, cofając umysłowo i rozwojowo do poziomu niemowlęcia... Rehabilitacja to dzisiaj jedyna broń w walce z chorobą. Tylko dzięki intensywnym ćwiczeniom Ksawcio się uśmiecha i na pierwszy rzut oka nie widać tak bardzo, że jest opóźniony w rozwoju i ma niedowład prawej strony ciała. A na zdjęciach nie widać tego w ogóle! Wydawać by się mogło, że powinnam się cieszyć, jednak tak wiele razy słyszę: “Czego pani chce, przecież to jest zdrowe dziecko!”. Jak mam tłumaczyć, że wygląda tak tylko dzięki kosztownej rehabilitacji, na którą coraz częściej nas nie stać? Nie da się ciągle mówić, że żyjemy na tykającej bombie, bo wyładowania w mózgu Ksawcia mogą wszystko zniszczyć w jednej sekundzie… Mamy cudowną rodzinę, staramy się utrzymać szczęście i starać się nie myśleć o tym, co przed nami. Starszy Wiktor świata nie widzi poza swoim braciszkiem. Jest wzorem dla Ksawcia, który chciałby mu dorównać. Czy kiedyś będzie to możliwe? Nie wiemy... Rehabilitacja na NFZ jest raz na pół roku, synek potrzebuje jej w każdym tygodniu… Nie ma wyjścia - trzeba płacić, walczyć ze wszystkich sił o zdrowie i przyszłość dziecka. Dzisiaj proszę, byś dołączył do tej walki. Wiktor, brat Ksawerego mówi, że na pewno ktoś pomoże jego kochanemu braciszkowi, bo go przecież kochają wszyscy… Prosimy, pomóż naszemu synkowi! Justyna, mama Ksawerego

7 545,00 zł ( 24.62% )
Still needed: 23 093,00 zł
Kaja Malaczyńska
Kaja Malaczyńska , 21 months old

Kaja nie rozwija się tak, jak inne dzieci... Pomóż w walce o zdrowie i lepsze jutro❗️

Rok temu byliśmy najszczęśliwszą rodziną pod słońcem. Urodziła się nasza druga wymarzona córeczka i nic nie zapowiadało takiego trzęsienia ziemi... Kaja jest naszą małą, bezbronną Kruszynką. Ani ona, ani my nie chcieliśmy zostać wojownikami, ale nikt nie pytał nas o zdanie. Życie napisało dla nas inny scenariusz.  Kaja jest dzieckiem leżącym, niepotrafiącym samodzielnie zmienić pozycji… Kilka ostatnich miesięcy to nieustanne szukanie diagnozy, morze łez, bólu, nadziei, lęku, miłości i tony innych emocji. Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się niedługo po urodzeniu. Kaja nie rozwijała się tak, jak inne dzieci. Natychmiast rozpoczęliśmy poszukiwania pomocy dla naszej córeczki. Na pierwszej wizycie kontrolnej pani neurolog zrobiła USG przezciemiączkowe. Powiedziała, że wszystko jest w porządku, trzeba tylko ćwiczyć, bo bywają takie "leniwe" dzieci. Lepszej diagnozy nie mogliśmy usłyszeć, więc szczęśliwi intensywnie wspieraliśmy rozwój Kai.  Niestety, po miesiącu nie nastąpiła żadna poprawa, więc udaliśmy się do innego neurologa, który również stwierdził, że nie widzi u Kai żadnej poważnej choroby. Dla pewności jednak zlecił wszystkie kontrolne badania na oddziale neurologii. Do szpitala jechaliśmy z wielką nadzieją – myśleliśmy, że to musi się udać. Wierzyliśmy, że lekarze postawią jednoznaczną diagnozę, rozpoczną leczenie i ten koszmar już za chwilę się skończy.  Wszystkie wyniki, które dostaliśmy, wykluczyły choroby, pod kątem których badano nasze dziecko. Rezonans magnetyczny nie wykazał żadnych nieprawidłowości. I znowu to dziwne, paradoksalnie uczucie... Dobrze, że nie wykazał – źle, że nadal nie znamy wroga. Przy wypisie lekarze zalecili dalszą intensywną rehabilitację. Pełni wiary i nadziei czekamy na jakikolwiek minimalny krok do przodu. Codziennie jeździmy na rehabilitację i ćwiczymy w domu. Czekamy na efekty, ale one nadal nie przychodzą. Mijają dni, a my powtarzamy sobie w kółko – pewnie jutro będzie lepiej, pewnie potrzebuje więcej czasu… Niestety, żadnej gwarancji co do tego nie mamy.  Pewnym jest natomiast to, że coś blokuje rozwój naszej córeczki. Kaja nie reaguje nawet na swoje imię, a my jesteśmy bezradni i nie wiemy, jak jej pomóc. Czekamy na wyniki badań genetycznych, a póki co, jedyne co możemy robić – to ćwiczyć. Poza stacjonarną rehabilitacją chcemy cztery razy w roku wyjechać na turnusy rehabilitacyjne z mikropolaryzacją. Niestety, ich koszt jest bardzo wysoki, więc musimy prosić o wsparcie przyjaciół, bliskich, a także nieznajomych. Staniemy na głowie, żeby walczyć o samodzielność Kai. Wierzymy, że z Wami niemożliwe nie istnieje.  Rodzice Kai, Sandra i Michał

15 719,00 zł ( 24.62% )
Still needed: 48 111,00 zł
Dominik Boruszewski
11 days left
Dominik Boruszewski , 25 years old

Od lutego Dominik jest w śpiączce! Obudźmy go!

Dominik pracował 7 dni w tygodniu w dwóch różnych miejscach. Młody, 23 lata, więc podpisana jedynie umowa zlecenie… Można pomyśleć: „Nic nadzwyczajnego”, jednak gdyby był starszy, miał więcej lat przepracowanych, czy umowę o pracę - dziś prawdopodobnie nie musielibyśmy prosić Cię o pomoc... 11 lutego wracał samochodem z nocki. Była typowa zimowa pogoda – ciemno, zimno, a przede wszystkim ślisko. Kilometr od domu Dominik wpadł w poślizg. O wypadku dowiedziałam się, gdy policjanci zapukali do drzwi. Zaraz potem jechaliśmy z mężem do szpitala. O godzinie 9 rano strażacy wyciągali Dominika z samochodu, a już o 11 był na stole operacyjnym. Doznał urazowego krwotoku podtwardówkowego. Lekarze działali natychmiast. Przyjeżdżałam do mojego syna dzień w dzień z nadzieją, że jest lepiej i wraca do zdrowia. Niestety, po zakończeniu śpiączki farmakologicznej, śpiączka nadal się utrzymuje. Od 2,5 miesiąca Dominik jest w domu. Dwa razy w tygodniu przychodzi do niego rehabilitantka, jednak z jego przypadłością to za mało. W dokumentacji syna widnieje informacja o wielu problemach, to m.in. przewlekła niewydolność oddechowa, kurczowe porażenie czterokończynowe, encefalopatia, dysfagia, zależność od respiratora, cystostomia, gastrostomia, tracheostomia.  Dominik już 5 razy był na antybiotykach ze względu na niezlokalizowane źródło zakażenia. W chwili przyjęcia na SOR otrzymał zaledwie 3 punkty w skali Glasgow. M.in. przez to nie kwalifikuje się do Kliniki Budzik. Ze względu na respirator, co tydzień Dominika odwiedza anestezjolog, który wprost komunikuje, że tu potrzebna jest intensywna rehabilitacja neurologiczna. Nas niestety nie stać na taki wydatek. Synowi nie przysługuje renta, odszkodowanie, gdyż nie spełnia kryteriów, przepracowanych lat itd. Nie wiemy już skąd brać pieniądze na leczenie, na odzyskanie jego sprawności. Czuwam przy jego łóżku 24 godziny na dobę, by się nie udławił, by go doglądać, myć, przewijać. Tak bardzo potrzebujemy Twojej pomocy… Iwona, mama Dominika

39 295,00 zł ( 24.62% )
Still needed: 120 280,00 zł
Jurek Tanczuk
Jurek Tanczuk , 46 years old

Jedna chwila zniszczyła życie Jurka! Pomóż nam je odbudować!

Już mija trzeci miesiąc, gdy tragiczny wypadek zrujnował życie mojego brata i jego rodziny. Jurek przyjechał z do Polski, by pracować i utrzymać swoją rodzinę. Nikt nie sądził, że plany i marzenia zamienią się najgorszy koszmar… Jurek był energicznym, pomocnym i pełnym życia mężczyzną. Był budowlańcem i jedynym żywicielem rodziny. 10 września w pracy spadł z wysokości trzeciego piętra. W ciężkim stanie został zabrany do szpitala, a lekarze nie dawali szans na przeżycie. Obrzęk i krwiaki mózgu, liczne złamania czaszki, kończyn, niewydolność oddechowo-krążeniowa… Dwa tygodnie śpiączki, 5 operacji.  Dla nas to był koniec świata. Nieprzespane noce, codzienne telefony, wizyty w szpitalu i ten ból niemocy –  nie do zniesienia. Lęk, który nie odpuszczał na minutę.  Po wielu tygodniach modlitw i starań stan Jurka zaczął się poprawiać. To, co było niemożliwe, zaczyna się dziać a lekarze przecierają oczy ze zdumienia. Jurek zaczął samodzielnie oddychać. Powoli wypowiada pierwsze słowa. Dalej jest odżywiany dojelitowo, więc walczymy o to, by odzyskał te najważniejsze i najbardziej podstawowe umiejętności do egzystencji. Ponieważ Jerzy był jedynym żywicielem rodziny, nie stać nas na pokrycie kosztów dalszej i niezbędnej rehabilitacji. Kwoty dalszego leczenia przekraczają nasze dochody – sami nigdy nie damy rady opłacić potrzeb związanych z jego powrotem do zdrowia. On walczy dla nas, dla swojej rodziny i musimy odpowiedzieć tym samym.  Mógł umrzeć, a on żyje! Każda złotówka jest szansą na to, że jego stan się z czasem się polepszy. Nie możemy stracić tej możliwości – błagamy, pomóż nam! rodzina Jurka

18 216,00 zł ( 24.6% )
Still needed: 55 829,00 zł
Magdalena Zaremba
Magdalena Zaremba , 43 years old

Po wypadku żyć trzeba uczyć się od nowa

Życie Magdy zmieniło się w jednej chwili – miała tylko 16 lat, gdy potrącił ją samochód. To zdarzenie zmieniło wszystko. Lekarze nie dawali jej szans, nie wierzyli, że wróci do zdrowia. Ona przeżyła, jednak nie jest już osobą, jaką była przed wypadkiem. Od tego dnia minęły 23 lata – choć złamania się zrosły, pozostał niedowład czterokończynowy. Otworzyła oczy i żyje, jednak uraz czaszkowo-mózgowy był rozległy i uczynił nieodwracalne uszkodzenia. Po wypadku, Magda, w wyniku wypadku zapadła w śpiączkę. Pozostała w niej 5 miesięcy, a kiedy się obudziła, nic nie było takie samo. Ona nie była taka sama. Dziewczyna, przed którą świat stał otworem, utraciła wszystko. Łącznie z samą sobą. Magda wracała ze szkoły, kiedy została potrącona przez samochód. Pojawił się znikąd. Lekarze nie wiedzieli, jakie będą konsekwencje wypadku. Nie mogli nawet zagwarantować, że dziewczyna kiedykolwiek odzyska świadomość. Rodzice czuwali przy niej przez niemal pół roku. Patrzyli na córkę i modlili się, aby się obudziła. Chcieli cofnąć czas, jak przez mgłę docierały do nich słowa lekarzy. Mówili o możliwych konsekwencjach, niepełnosprawności, kolejnych miesiącach śpiączki… Oni jednak nie słuchali. Kochali córkę ponad wszystko, chcieli tylko, aby do nich wróciła, spojrzała na nich oczami, w których widać byłoby blask życia. Ich życzenie się spełniło. Magda się obudziła. Był to sukces, a jednocześnie początek walki. Rodzice musieli zrozumieć, że ich córka jest teraz inna, że urazy, jakich doznała, zmieniły ją na zawsze. A przede wszystkim, że potrzebuje ich wsparcia bardziej niż kiedykolwiek. Liczne złamania nóg i rąk, a także obojczyka… To można było poskładać. Pozostał jednak niedowład czterokończynowy, natomiast stłuczenie pnia mózgu na zawsze odebrało Magdzie siłę władz umysłowych. Średnio raz w tygodniu nawiedza ją kolejna pozostałość po tragicznym zdarzeniu – padaczka pourazowa. Są to silne ataki poprzedzane aurą, czyli zaburzeniami świadomości, percepcji, halucynacjami, którym często towarzyszą wymioty. Dziś Magda ma 39 lata, zaniki pamięci i nie może na stałe uwolnić się od wózka inwalidzkiego. Nie pamięta wypadku ani tego, jaka była przedtem. Jedynie czasem wracają do niej wspomnienia dawnego życia. Rozpoznaje rodziców i bliskie osoby, zna swój plan dnia, wie, na co może sobie pozwolić. Dużo się uśmiecha i cieszy z drobiazgów. Nie cierpi. Nie rozpamiętuje. Przeszłość pozostaje dla niej tajemnicą. Tak naprawdę nie jest w pełni świadoma, co się wydarzyło, dlatego nie towarzyszy jej poczucie straty. Przeszła 7 operacji najbardziej uciążliwa jest padaczka pourazowa leczona jest w Olsztynie miała tam operacje przecięcie ciała modzelowatego. Cały czas jest pod kontrolą neurochirurga z Warszawy. Rozgoryczenie i poczucie niesprawiedliwości towarzyszy jednak jej rodzicom. Przez ostatnie 23 lata poznawali córkę na nowo, nauczyli się żyć z jej niepełnosprawnością i kochają ją równie mocno. Opiekują się nią i doceniają każdy wspólny rodzinny dzień. Wiedzą, że życie człowieka to wielka niewiadoma i jedna chwila może zmienić wszystko. Magda od lat uczęszcza na zajęcia rehabilitacyjne, dzięki którym sprawuje znaczną kontrolę nad własnym ciałem – udaje jej się stać, poruszać przy pomocy balkonika, samodzielnie wykonywać wiele ćwiczeń. Nigdy nie będzie w pełni samodzielna, jednak wieloletnia praca nad rozwojem psychoruchowym stanowi bardzo dobry grunt do dalszych ćwiczeń. Rodzice Magdy nie będą żyć wiecznie. Póki są, dla córki zrobią wszystko. Ich serca pękają na myśl o tym, że kiedyś odejdą i Magda zostanie sama. Właśnie dlatego proszą o pomoc w zebraniu środków na intensywną rehabilitację córki – ćwiczenia pozwalają na czynienie ogromnych postępów, a każda zdobyta umiejętność jest bezcenna. To jedyna szansa na to, by Magda zyskała niezbędą samodzielność. Prosimy, wesprzyjcie tę walkę!

3 767,00 zł ( 24.58% )
Still needed: 11 553,00 zł
Zosia Kozyrska
Zosia Kozyrska , 2 years old

Przyszłość Zosi zależy od działań podejmowanych dziś!

Zośka przyszła na świat trochę niespodziewanie. W 36. tygodniu ciąży zaczęłam coraz gorzej się czuć. To były straszne chwile – ruchy dziecka były niewyczuwalne! Bardzo bałam się o moje maleństwo… I tak w ciągu kilku chwil znalazłam się na stole operacyjnym, czekając na cesarskie cięcie. W taki sposób przyszła na świat nasza mała kruszynka. Początkowo lekarze podejrzewali u Zosi poważną wadę serca. Po kolejnych badaniach i konsultacjach wykluczono jakiekolwiek nieprawidłowości. Niestety nagle jej stan zaczął się drastycznie pogarszać. Przez około tydzień Zosia podłączona była do wielkich aparatur wspomagających jej oddychanie. Kolejne dni pozostaliśmy pod opieką specjalistów w celu wykluczenia innych wad. Po miesiącu mogłyśmy wrócić do domu.  Próbowaliśmy odnaleźć się w nowej rzeczywistości i cieszyć się każdą chwilą. Niestety z każdym kolejnym tygodniem pogłębiały się nasze wątpliwości. Zosia bardzo wolno się rozwijała. Pomimo wieku nie siada, nie raczkuje, nie mówi… Rozpoczęliśmy poszukiwania przyczyny i w końcu dzięki Waszej pomocy wykonaliśmy badania. Dziś już wiemy, że to mutacja w genie CTNNB1 jest odpowiedzialna za nieprawidłowy rozwój córeczki. Każdego dnia walczymy o sprawność Zosi. Uczęszczamy na zajęcia do neurologopedy, oligofrenopedagoga i fizjoterapeuty. Ogromnym wsparciem dla Zosi byłyby także turnusy rehabilitacyjne, jednak ich koszty są wysokie, a ważne jest, by zachować regularność.   Już raz pokazaliście nam, jak wielkie macie serca. To dzięki Wam udało nam się odnaleźć źródło problemów Zosi. Dziś prosimy o ponowne wsparcie – rehabilitacja to jej jedyna szansa, by mogła lepiej funkcjonować. Rodzice

4 184,00 zł ( 24.57% )
Still needed: 12 838,00 zł