Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Sławek Ziętek
Sławek Ziętek , 45 years old

Straciłem jednego brata. Drugi walczy o życie! Ten koszmar nie może się powtórzyć!

Moi rodzice zmarli. Zostało nas trzech braci. Jeden brat zmarł, a życie drugiego jest zagrożone! Sam nie mogę w to wszystko uwierzyć! Chwytam się jednak każdej możliwej nadziei i pragnę wykorzystać nawet cień szansy, aby zapobiec tragedii, która może się wydarzyć! Sławek nie miał problemów zdrowotnych. Jednak w sierpniu zeszłego roku coś zaczęło się dziać… Pojawiły się pierwsze zaniki pamięci poważne do tego stopnia, że brat dzwonił do mnie kilka razy i pytał o tę samą sprawę! Był często zmęczony, stracił siły i radość z życia… Na początku myślałem, że to przez stres związany z odejściem naszego brata… Jednak objawy zaczęły się nasilać, aż w końcu poznaliśmy brutalną prawdę – guz mózgu III komory oraz wtórne wodogłowie! Nikt nie przypuszczał, że sytuacja jest aż tak poważna! Guz jest dużych rozmiarów: 4×3 cm! Ze względu na niekorzystne ułożenie, nie można go zoperować. Zdaniem lekarzy operacja mogłaby skończyć się tragicznie… Chemioterapia i radioterapia także nie wchodzą w grę!  Czasem już nie wiem, co robić… Nie zamierzam jednak składać broni. Cały czas prowadzona jest diagnostyka, aby znaleźć jak najlepsze rozwiązanie na wyleczenie mojego brata! Proszę o pomoc. Koszty szukania odpowiedzi jak uratować życie Sławka już teraz są wysokie. Wiem, że leczenie będzie wiązało się z kolejnymi astronomicznymi sumami. Musimy być przygotowani na każdą okoliczność. Nie chcę pozwolić, aby rzeczywistość znowu brutalnie nas doświadczyła... Za wszelką okazaną pomoc serdecznie dziękuję.  Dariusz, brat

2 662,00 zł ( 25.02% )
Still needed: 7 977,00 zł
Antoni Staśkiewicz
10:18:29  left
Antoni Staśkiewicz , 65 years old

Nieszczęśliwy upadek zniszczył życie Antoniego - pomóż!

Sport i kolarstwo było całym życiem Antoniego. Żadna trasa nie była mu straszna, czy to na zawodach, czy też podczas urlopowej przejażdżki. Antoni nie potrafił rozstać się ze swoim rowerem. Poświęcał pasji tak naprawdę wszystko. Gdyby nie kontuzja, która przydarzyła się wiele lat temu, Antoni pewnie dalej pędziłby na swoim dwukołowcu. Niestety już wtedy z powodu komplikacji zdrowotnych musiał pożegnać przygodę z zawodowym kolarstwem. Gdy na szali leży zdrowie i sprawność nie ma jednak wyboru. Czasem musimy poświęcić coś równie dla nas ważnego, jak właśnie w przypadku Antoniego - ukochany sport. Nie sądziliśmy jednak, że los może okazać się dla niego jeszcze straszliwszy… To miał być spokojny dzień, jak każdy. Antoni wybrał się na zakupy do pobliskiego sklepu, ale gdy wychodził z budynku, poślizgnął się i przewrócił. W szpitalu, po wstępnych badaniach, przyszedł czas na zatrważającą informację - podejrzenie złamania kręgosłupa! Na domiar złego podczas pobytu na oddziale u Antoniego stwierdzono COVID-19, co dodatkowo pogorszyło jego stan. Pojawiły się również odleżyny, które uniemożliwiły po czasie rozpoczęcie rehabilitacji. Byliśmy załamani tym, jak wszystko się potoczyło i w jak trudnych okolicznościach znalazł się Antoni.  Przyszedł w końcu czas na stopniowy powrót do sprawności, a my stoimy przed kolejną barierą - tym razem finansową. Antoni potrzebuje teraz regularnej i intensywnej rehabilitacji, aby podjąć walkę o sprawność, a my sami nie damy rady uzbierać potrzebnych środków. Całym sercem prosimy Was o wsparcie!  Rodzina Antoniego 

8 942,00 zł ( 25.01% )
Still needed: 26 803,00 zł
Łukasz Owczarzak
Łukasz Owczarzak , 39 years old

Chcę być oparciem, a nie ciężarem! Nie pozwól mi wrócić na wózek…

Wszystko wydarzyło się w czerwcu 2006 r. Zanurkowałem w jeziorze, nie spodziewając się, że to tak bardzo zmieni moje życie. Złamałem kręgosłup w odcinku szyjnym. Jedna chwila, którą za wszelką cenę chciałbym cofnąć, ale to niemożliwe… Stałem się osobą niepełnosprawną. Dla kogoś, kto dotychczas był bardzo aktywny, to wyrok — dosłownie. Operacja na otwartym kręgosłupie, późniejsza rekonwalescencja i uczucie, że nagle człowiek jest zależny od innych. To wydarzenie było tragiczne, ale nie ostatnie, które miało mnie spotkać. Teraz jestem w miejscu, w którym muszę prosić o pomoc, bo moje siły i determinacja nie wystarczą na to, czego doświadczam… Po moim wypadku bardzo cierpiała cała moja rodzina. Wiedziałem, że poddanie się będzie dla nich kolejnym ciosem... Wszystko wskazywało na to, że nie będę chodzić. Na szczęście jakaś wewnętrzna siła mówiła mi, że nie mogę być ciężarem dla innych. Na przekór wszystkiemu, musiałem walczyć! Po około roku udowodniłem, że chcieć to móc. Stanąłem na nogi — na początku o balkoniku. Po balkoniku przyszedł czas na kule. To był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Gdyby nie wola walki, ciągłe rehabilitacje i ćwiczenia, nigdy bym tego nie dokonał. Z biegiem czasu miało być już tylko lepiej. Niestety wtedy odeszła moja najukochańsza mama… Wszystko się rozsypało.  W szczególności zawiodła moja głowa, załamałem się i zrobiłem potężny krok w tył. Każdy w rodzinie miał swoje problemy i życie, a ja nie chciałem być dodatkowym zmartwieniem. Moja renta ledwo starczała mi na cewniki, leki pierwszej potrzeby, a gdzie tu mowa o opłatach albo codziennych potrzebach. Z biegiem lat oczekiwanie na rehabilitację przechodziło z miesięcy w lata. Praca nad moją sprawnością był konieczna, bo coraz częściej wracała spastyka mięśni. Czasem była tak silna, że nie mogłem wstać z łóżka.  Na szczęście wtedy poznałem moje największe wsparcie, moją żonę — jesteśmy po ślubie prawie 3 lata. Mieszkam obecnie z teściami, dziadkiem oraz synem. W 2020 r. postanowiłem wziąć udział w projekcie Mieszkań Treningowych, które miały za zadanie przygotować osoby niepełnosprawne do samodzielnego zamieszkania. Nie sądziłem, że da mi to tak wiele korzyści. Chwilę później zrobiłem kolejny krok ku samodzielności — zdałem prawo jazdy. Niestety na dofinansowanie oprzyrządowania do samochodu czekałem prawie rok. W międzyczasie z pomocą żony udało się uzbierać pieniądze na używany samochód — nie sądziłem jednak, że osoba sprzedająca zatai przede mną jego rzeczywisty stan. Samochód ciągle się psuje, wymaga wielkiego nakładu finansowego. Z pracą w naszym mieście bywa bardzo ciężko. Z tego też powodu codziennie zawożę żonę do miejsca oddalonego 12 km od naszego domu. Bez samochodu nie dalibyśmy rady. Perspektywa tego, że za rok po raz kolejny kończy mi się renta, zaczyna mnie przerażać. Mam ją przyznaną na czas określony…  Od 2 lat nie byłem nigdzie na rehabilitacji, bo ciągle czekam na swój termin. Najbliższy, jaki mi podano, to czerwiec 2024 r. Nie mogę sobie pozwolić na to, że w wyniku braku ćwiczeń znowu usiądę na stałe na wózek! Rehabilitacja komercyjna trwająca 2 tygodnie to koszt około 4 tys. złotych. Jest ona jedynym wyjściem, bo ćwiczenia w domu nie są w żadnym stopniu tak efektywne. Chcę być sprawny dla siebie, ale przede wszystkim dla żony i synka! Chcę móc być oparciem, a nie ciężarem… Proszę, daj mi szansę na lepsze życie. Łukasz

4 787,00 zł ( 24.99% )
Still needed: 14 362,00 zł
Agata Pajor
Agata Pajor , 45 years old

Powikłania mogły skończyć się śmiercią❗️Walczymy o sprawność Agaty❗️

Nasza siostra Agata zawsze była wielkim wsparciem nie tylko dla nas, piątki rodzeństwa, ale dla całej rodziny, przyjaciół i znajomych. Zarówno w pracy farmaceutki jak i na co dzień znajdowała czas dla każdego. Nigdy nie odmawiała pomocy i rady. Przekładała dobro drugiego człowieka nad własne i wciąż ciężko nam zrozumieć, dlaczego tragedia spotkała właśnie ją... 17 marca 2023 roku Agata jak co dzień poszła do pracy. Była osłabiona i miała lekki kaszel, ale nic nie wskazywało na chorobę. Późnym popołudniem zemdlała w aptece i została przewieziona do szpitala. Tam zdiagnozowano piorunowe zapalenie mięśnia sercowego jako powikłanie po „przechodzonej” grypie! Stan siostry z godziny na godzinę ulegał pogorszeniu, wydolność serca szybko spadała. Dlatego kolejnego dnia przewieziono ją helikopterem na Oddział Intensywnej Terapii w Krakowie! Na miejsce dotarła w stanie agonalnym! Wydolność serca wynosiła jedynie 5% i w ostatniej chwili udało się podpiąć ją do sztucznego płuco-serca. Wszyscy byliśmy wtedy przerażeni… Szanse na przeżycie były niewielkie, według lekarzy wręcz graniczące z cudem!  Każdy dzień był wielką niewiadomą, a każdy telefon odbieraliśmy z drżącym sercem. Co jeśli dzwonią ze szpitala? Co jeśli jej stan się pogorszył?! Na całe szczęście dzięki szybkiej reakcji wydolność serca wzrastała i po dwóch tygodniach w śpiączce farmakologicznej odpięto Agatę od aparatury. Nie wszystko jednak poszło dobrze... Przez ten czas pracy odmówiły nerki, pojawiły się problemy żołądkowe i ogólna niesprawność fizyczna, wymagająca rehabilitacji.  Obecnie siostra wciąż przebywa w szpitalu na oddziale intensywnej terapii. Jej stan powoli wraca do normy – zaczyna choćby przyjmować „normalne” posiłki bez karmienia sondą. Lekarze walczą o przywrócenie funkcji jej nerkom, a fizjoterapeuci o powrót do pełnej sprawności fizycznej, ale to zaledwie początek. Stan siostry wciąż wymaga bardzo intensywnej rehabilitacji. Pozycjonowanie ciała czy wzmacnianie mięśni kończyn to tylko kropla w oceanie potrzeb. Staramy się o umieszczenie Agaty w klinice rehabilitacyjnej, ale koszt pobytu wynosi około 30 000 miesięcznie! Dlatego bardzo prosimy o wsparcie finansowe, które umożliwi naszej kochanej siostrze powrót do normalnego, aktywnego życia.  Każda, nawet najmniejsza wpłata pomoże jej odzyskać sprawność i wrócić do domu, do rodziny. To nasza jedyna szansa. Rodzina

47 811,00 zł ( 24.96% )
Still needed: 143 679,00 zł
Anna Mrówczyńska
Urgent!
Anna Mrówczyńska , 10 years old

Okrutna choroba odbiera nam córeczkę... Ratunku❗️

Całe życie Ani to nasze czekanie na cud! Długo liczyliśmy na to, że diagnoza lekarzy jest błędna, że to jakaś pomyłka… Dziś, gdy z dnia na dzień jest coraz ciężej, powtarzamy sobie, że „doczekamy tego cudu”, choć naszym marzeniem jest tak naprawdę każdy razem przeżyty poranek… 10 czerwca 2014 r. przyszła na świat Ania. Łzy szczęścia płynęły nam po policzkach! Nasza Kruszynka z cudownymi oczkami, czarnymi jak węgielki i bujną czupryną, była taka piękna!  Niestety w 2. tygodniu życia stan Ani zaczął się pogarszać. Jadła coraz mniej a płakała coraz więcej, praktycznie nie spała… Zaczęliśmy szukać przyczyny – ciągłe wizyty u lekarzy, dziesiątki konsultacji, pobyty w szpitalach i nic! Jako już prawie roczne dziecko nasza córeczka nie raczkowała, nie siadała, nie nawiązywała z nami prawie żadnego kontaktu. W lipcu 2017 roku padła diagnoza, która zwaliła nas z nóg – zespół Leigha. To metaboliczna, ultrarzadka i nieuleczalna choroba genetyczna, niestety destrukcyjna… Dzieci z tą chorobą żyją od kilku miesięcy do kilku lat. Wszystko przez to, że komórki ciała nie otrzymują tyle tlenu, ile potrzeba, co w konsekwencji prowadzi do ich obumierania, a następnie do wyłączania poszczególnych organów i układów z funkcjonowania. Gdy miała 2 latka, trafiła na OIOM z powodu sepsy, która rozwinęła się z ukrytego zapalenia płuc. Gdy doszło do zatrzymania krążenia, lekarze kazali nam się z nią żegnać. Rodzice nieuleczalnie chorego dziecka czują się, jakby większość czasu znajdowali się w jakimś koszmarze – z tą różnicą, że nie da się z niego wybudzić. Nie obudzi nas chichot naszych pociech przybiegających do łóżka i budzących nas, bo czas wstawać do szkoły. Co może nas obudzić w naszej rzeczywistości? Wymioty, dziecko duszące się własną flegmą, pikająca aparatura podłączona do bezbronnego ciała naszego maleństwa, to wszystko może nas wybudzić… Jeśli w ogóle uda nam się zasnąć. Anusia bardzo źle widzi na jedno oko, ma słabe serduszko, a część jej płuc przestała funkcjonować. Prawe płuco jest już zdeformowane i bardzo utrudnia oddychanie. Musimy uważać na każdą infekcję, bo nawet najmniejszy kaszel może doprowadzić do tragedii. Dodatkowo doszła skolioza, która powoduje ogromne cierpienie! Zniekształcenia klatki piersiowej może spowodować ucisk na narządy wewnętrzne, w szczególności płuca i serce, które i tak są bardzo słabe, co z kolei może być przyczyną niewydolności krążenia i układu oddechowego… Choroba zabrała Ani tak wiele i wiem, że niebawem może odebrać jeszcze więcej – przyjemność z siedzenia i poruszania się na wózku inwalidzkim. Pojawiło się jednak światełko w tunelu – specjalistyczny sprzęt, który może wspomóc osiągnięcie optymalną pozycję całego ciała. Dzięki temu Ania będzie mogła kontynuować rehabilitację nie tylko podczas ćwiczeń, ale również podczas samego leżenia czy siedzenia. Niestety, koszty związane z zakupem wózka, sprzętu czy opłaceniem turnusów są ogromne i nie jesteśmy w stanie udźwignąć ich samodzielnie. Prosimy Was o wsparcie dla naszej Gwiazdki w walce o każdy dzień życia. Prosimy, pomóżcie, by Ania mogła być jak najdłużej z nami… Wierzymy, że wspólnymi siłami uda się nam podarować jej szansę na lepsze jutro. Rodzice Ani, Aneta i Artur

13 262,00 zł ( 24.93% )
Still needed: 39 930,00 zł
Maks Mitrosz
Maks Mitrosz , 12 years old

Ogromna cena za sprawność Maksa❗️Potrzebne wsparcie❗️

Maks urodził się jako wcześniak. Już od samego początku przyszło mu walczyć o coś, co dla innych dzieci w jego wieku przychodzi naturalnie. Dla mojego dziecka warunkiem funkcjonowania jest ciągła, intensywna rehabilitacja od urodzenia. Niestety, obecnie nawet to nie wystarczy. Synek cierpi na mózgowe porażenie dziecięce w postaci czterokończynowej oraz na niedoczynność przysadki. Jest radosnym, bystrym i towarzyskim dzieckiem, ale ma jednak trudności z czynnościami manualnymi i chodzeniem. Na co dzień porusza się z chodzikiem lub trójnogami, a na dłuższe dystanse jeździ na wózku. Rehabilitacja sprawiła, że Maks zrobił bardzo duże postępy! Istnieją jednak problemy, których nie da się rozwiązać samą rehabilitacją – rok temu lekarz ortopeda zaproponował operację, która skoryguje kąt ustawienia kości udowych w stawach biodrowych Maksa. Dzięki niej poprawi się sposób chodzenia, a w przyszłości uchroni moje dziecko przed bólem i uszkodzeniami stawów! Ale tu pojawia się problem… Koszt takiej operacji jest bardzo wysoki i nie jesteśmy w stanie pokryć go sami. Dlatego prosimy o pomoc ludzi dobrej woli. Kiedy usłyszeliśmy cenę za sprawność, świat na chwilę pociemniał. Ale wiemy, że to konieczne i nie możemy teraz rozpaczać, tylko działać. Z Waszą pomocą naprawdę może nam się udać! Rodzice Maksa

40 167,00 zł ( 24.92% )
Still needed: 120 998,00 zł
Anna Szyńkarczuk
Anna Szyńkarczuk , 35 years old

Nowotwór, którego nikt nie wie jak leczyć i pożar domu❗️Proszę, pomóż mi przez to przejść!

Nie wiem, od czego zacząć. Nie wiem, który fragment mojej historii jest w tym momencie najbardziej znaczący. Tutaj nie da się postawić znaku równości. Dlatego proszę Cię, zostań chociaż tylko na chwilę i przeczytaj to, co mi się wydarzyło… Chyba pierwszy raz wiem, co to znaczy, że „życie zaczyna się walić”. Zawsze starałam się być silna, waleczna, optymistyczna, to ja wspierałam innych. Dlatego sytuacja, w której proszę o pomoc, jest dla mnie bardzo trudna. Sama siebie musiałam przekonać, że ja także mogę przyznać, iż potrzebuję wsparcia. W zeszłym roku, pod koniec listopada, zaczęłam się dziwnie czuć. Zaczęłam cierpieć na bezsenność tak silną, że traciłam kontakt z otoczeniem, a jednocześnie nie mogłam zapaść w głęboki sen. Do tego cały czas drżały mi ręce i miałam różne, niepokojące objawy. Sytuacja nie była jednoznaczna, dlatego nie od razu dowiedziałam się, gdzie leży przyczyna. Przez ostatni rok przeprowadzono na mnie serię badań, w wyniku których stwierdzono m.in. nowotwór. Dopiero pod koniec października odetchnęłam z ulgą, gdy lekarz wykluczył glejaka. Niestety tylko na chwilę, bo postawiono kolejną diagnozę: nowotwór o nieznanym lub niepewnym charakterze centralnego systemu nerwowego, z którym nie wiadomo, co zrobić. Żyję w niewiedzy i niepewności, czekając na kolejne wytyczne lekarzy. Jestem przerażona, gdy myślę o kosztach leczenia, które z dnia na dzień mogą się przede mną pojawić, bo sama nie zdołam ich udźwignąć, zwłaszcza w obecnej sytuacji… We wrześniu br. w pożarze bloku moje mieszkanie zostało doszczętnie zniszczone i nie nadaje się do zamieszkania. W akcji gaszenia brało udział aż 14 zastępów straży pożarnej. Po ciągu niefortunnych i obciążających wydarzeń, także w życiu osobistym, oraz diagnozie nowotworu, to był kolejny cios, który mnie przygniótł. W tym paśmie nieszczęść, straciłam większość oszczędności życia, a teraz mogę stracić także zdrowie. W obecnej sytuacji życiowej, nie jestem w stanie samodzielnie unieść ogromu kosztów naprawy mieszkania oraz zabezpieczenia kosztów mojego leczenia. Ta lawina, która tak gwałtownie się na mnie zwaliła, nie pozwala mi też skupić się na leczeniu i wyzdrowieniu. Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie mi prosić o pomoc, dużo łatwiej było pomagać innym i organizować zbiórki dla nich. Jednak nadszedł czas, w którym muszę prosić o wsparcie dla siebie i poddać w wątpliwość przekonanie, że dam sobie radę sama. Dziś już tego nie potrafię. Zwracam się z gorącą prośbą o Wasze wsparcie w mojej trudnej sytuacji. Każdy wkład, choćby najmniejszy, ma ogromne znaczenie. Wasza hojność i wsparcie pomogą mi przetrwać ten trudny okres i dać nadzieję, że jakoś się z tym uporam. Żadna kwota nie jest za mała. Jeśli nie możesz wpłacić, proszę udostępnij moją zbiórkę. DZIĘKUJĘ z całego serca za każdy gest! Ania

39 759,00 zł ( 24.91% )
Still needed: 119 816,00 zł
Adaś Szydłowski
5 days left
Adaś Szydłowski , 11 years old

Nasz synek walczy z nieuleczalną chorobą❗️POMÓŻ❗️

Ciąża z Adasiem przebiegała bardzo spokojnie i prawidłowo. Nasz syn urodził się zdrowy i wraz z pierwszymi chwilami życia, wypełnił nasze serca ogromem miłości. Rola rodziców to najpiękniejsze co nam się przydarzyło. Niestety szczęście nie mogło trwać długo... Kilka miesięcy po przyjściu na świat okazało się, że nasz Skarbek cierpi na nieuleczalną chorobę! Już w szpitalu pojawił się problem ze zbadaniem słuchu u naszego maluszka. Lekarze stwierdzili, że prawdopodobnie Adaś wymaga badań bardziej zaawansowanym sprzętem. Dostaliśmy skierowanie do  poradni słuchu, a następnie zostaliśmy wypisani do domu. Po kilku dniach podczas codziennych aktywności zauważyliśmy, że Adaś w nietypowy sposób się wygina. Zaniepokojeni tym faktem, niezwłocznie udaliśmy się do lekarza.  Dosyć szybko trafiliśmy do dziecięcego neurologa, który wykrył u naszego synka nieprawidłowości. Adaś miał niedotlenienie mózgu oraz krwotok wewnętrzny mózgu, który był wynikiem błędów okołoporodowych. Byliśmy zdruzgotani, tak bardzo martwiliśmy się o naszego synka! Późniejsza rozbudowana diagnostyka wykazała, że Adaś choruje na Zespół Coffina-Lowry'ego. Jest to rzadka choroba genetyczna, która u naszego syna objawia się wiotkością mięśni, charakterystyczną dysmorfią twarzy i opóźnieniem rozwoju intelektualnego. Adaś cierpi również na bardzo zaawansowaną skoliozę, która znacząco uciska inne organy. W najbliższym czasie synka czeka operacja kręgosłupa. Adaś w swoim młodym wieku przeszedł więcej, niż nie jeden dorosły. Wierzymy, że zabieg rozwiąże choć część problemów, z którymi przyszło mu się mierzyć. Nasz synek niedługo będzie już nastolatkiem, a nadal nie mówi. Cały czas czekamy na te dwa najpiękniejsze dla rodziców słowa: mama i tata… Na co dzień Adaś uczęszcza do specjalistycznej szkoły, gdzie objęty jest terapią. To niestety nie wystarcza. Aby synek miał szansę na rozwój, musieliśmy zapisać go na wszystkie możliwe zajęcia rehabilitacyjne. Nasze dziecko chodzi na fizjoterapię, rehabilitacje, spotkania z psychologiem, logopedą i zajęcia ruchowe prowadzone w basenie. Widzimy, jak ogromny robi progres. Lekarze przygotowywali nas na to, że Adaś nigdy nie będzie sam siadał, stał czy chodził. Jednak nasze dziecko się nie poddało i wszystkie te czynności, dzięki pomocy specjalistów, potrafi wykonywać. Jest to dla nas niesamowite błogosławieństwo i potwierdzenie, że cały włożony wysiłek przynosi efekty.  Chcemy, aby Adaś miał jak najlepsze życie. Pomimo wszystkich przeciwności losu, jest niesamowicie pogodnym dzieckiem, a każdy jego uśmiech potrafi wytrzeć łzy niemocy, gdy przychodzi chwila zwątpienia. Niestety coraz trudniej nam sprostać wszystkim kosztom, które z dnia na dzień rosną. Dlatego zwracamy się z uprzejmą prośbą o wsparcie. Wiemy, że z waszą pomocą, uda nam się jeszcze lepiej zadbać o przyszłość naszego ukochanego synka.  Rodzice Adasia

13 245,00 zł ( 24.9% )
Still needed: 39 947,00 zł
Justyna Pytel
Urgent!
Justyna Pytel , 36 years old

Mama czwórki dzieci walczy o życie❗️PILNIE potrzebny ratunek dla Justyny!

BARDZO PILNE❗️Jak najszybciej potrzebny jest lek, żeby ratować życie Justyny! Przeciwnik jest zabójczy - to agresywny nowotwór macicy z przerzutami do płuc i skóry! Justyna walczy jednak z całych sił, bo ma dla kogo żyć - w domu czeka na nią czwórka dzieci, dla których ukochana mama jest całym światem. W tej walce liczy się czas - trwa dramatyczny wyścig o życie, bo pierwszą dawkę leku Justyna musi przyjąć już zaraz… Prosimy o pomoc, nie ma czasu do stracenia! "Zwracam się do Państwa z gorącą prośbą o wsparcie. Mam na imię Justyna, jestem mamą czwórki dzieci, które są dla całym światem. Wiktoria ma 16 lat, Karinka 11, synek Gabriel Alexander - 5 lat, a najmłodsza córeczka Aylen Gabriela zaledwie 2 latka. Kiedy byłam w ostatniej ciąży, lekarzy zaniepokoił guzek, który znaleźli w macicy… Życie jest przewrotne - do radości z narodzin maleństwa, które trzymałam w ramionach, doszedł wkrótce przeraźliwy strach… Rak złośliwy szyjki macicy — usłyszalam diagnozę. Moje dziecko ledwo zaczęło życie, kiedy ja usłyszałam, że mogę stracić swoje! To był 2021 rok, wtedy zaczęła się moja dramatyczna walka. Okazało się, że rak, który mnie zaatakował, jest nieoperacyjny… Lekarze nie mogli wyciąć guza, ale podjęli próbę zniszczenia go chemioterapią, a następnie radioterapią. Rytm dnia wyznaczała nie tylko opieka nad maleństwem i trójką starszych dzieci, ale też kolejne cykle leczenia. Po 7 ciężkich miesiącach, po wielu kontrolach, wydawało się, że rak ustąpił. Cieszyliśmy się z rodziną odzyskaną normalnością… Minął okrągły rok. Kiedy nadszedł czas kontroli i tomografu całego ciała, okazało się, że rak powrócił. Co więcej, dał też przerzuty do płuc i na skórę… Razem z rodziną mieszkamy w Meksyku. Tu poznałam swojego męża, tu urodziły się moje dzieci… Niestety, tamtejsi lekarze nie byli już w stanie mi pomóc.  W czerwcu 2023 roku, po diagnozie, z bólem serca zostawiłam dzieci i męża i wróciłam sama do Polski, do swojego rodzinnego miasta, aby dalej walczyć o swoje życie… Po wielu różnych  badaniach i wysłuchaniu opinii różnych onkologów, niestety diagnoza potwierdziła się… Nie dość, że rak macicy jest aktywny, to przerzuty na płuca są bardzo blisko aorty i są nieoperacyjne… Wyszedł mi też guz na głowie, który po biopsji okazał się kolejnym przerzutem. Jest mi bardzo ciężko. Sama sytuacja choroby i jej postępu załamuje mnie psychicznie. Dobija mnie też tęsknota za dziećmi i mężem… Wiem, że to konieczne - muszę walczyć, żeby przeżyć i zostać z nimi - ale boli mnie, że jestem tu zupełnie sama, bez mojej rodziny… Leczenie podjęłam w Krakowie, przyjmuję tu chemioterapię i immunoterapię. Lekarze chcą jak najszybciej wdrożyć lek, który może powstrzymać raka. Niestety, jest refundowany tylko w przypadku raka piersi, nie w moim… Jest też nierefundowany, jeden wlew to koszt ponad 14 tysięcy złotych! A trzeba przyjmować go przez minimum rok, każdą dawkę podaje się co 3 tygodnie. Błagam Państwa o pomoc, o wpłaty, bo przyjęcie tego leku jest dla mnie ogromnym światełkiem w tunelu. Lekarze mówią, że rokowania przy zastosowaniu tego lekarstwa są dla mnie bardzo pomyślne - to szansa, aby zastopować przerzuty oraz powstrzymać raka. Czas tutaj gra największą rolę, ponieważ im szybciej lek zostanie podany, tym szybciej mój organizm będzie mógł się bronić! Wszystkie nasze oszczędności życiowe, które udało nam się odłożyć z mężem, zostały wydane na chemioterapię oraz leczenie w Meksyku. Niestety tam nic nie jest refundowane… Jestem tutaj sama, w Polsce, bez mojej rodziny, jest mi bardzo ciężko, ale chcę walczyć do końca! Dlatego też proszę i błagam każdego człowieka o jakiekolwiek wsparcie w mojej walce z tą okropną chorobą! Dziękuję moim przyjaciołom, którzy starają się mi pomagać, jak tylko mogą, abym nie poddawała się  i walczyła dalej. Są dla mnie iskierką chęci w tej walce i to oni namówili mnie do otwarcia zbiórki. Największą motywacją dla mnie, abym się nie poddała, jest też moja ukochana rodzina, która czeka na mnie na drugim końcu świata… Proszę wszystkie osoby o szczodrych sercach o pomoc. Dziękuję za każdą wpłatę, za wiarę i nadzieję na lepsze jutro. Chcę wyzdrowieć, chcę być mamą, chcę żyć. Proszę, pomóżcie mi!

132 370,00 zł ( 24.88% )
Still needed: 399 545,00 zł