Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Daria Bituraieva
Daria Bituraieva , 10 years old

Nowotwór ZŁOŚLIWY – rzeczywistość Darii. Pomóż❗️

Do Polski przyjechaliśmy w marcu 2022 r. po rozpoczęciu wojny na Ukrainie. Już rok później w maju 2023 r. Darię zaczęła boleć prawa noga. Czułam, że to coś poważnego. Następnego dnia pojechałyśmy do szpitala.  Po USG i prześwietleniu lekarze zaczęli podejrzewać nowotwór. Kazali jechać do Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Wszystko działo się tak szybko. 2 czerwca została wykonana biopsja. Pięć dni później mieliśmy już wyniki. Diagnoza była druzgocąca – kostniakomięsak, bardzo agresywny.  Prześwietlenie płuc wykazało zmiany w płucach. Wygląda na to, że są przeżuty do prawego płuca. Lekarze zapowiedzieli, że będą stale obserwować stan zdrowia Daruni.  Pierwszy cykl chemioterapii zaczął się już 13 czerwca. Daria bardzo ciężko go zniosła. Teraz przebywa w domu, bardzo słabiutka. Niedługo znów jedziemy do Warszawy, na drugi cykl. Jeśli wszystko będzie dobrze, za 11 tygodni córeczka przejdzie operację. Lekarze chcą usunąć zainfekowaną kość i wstawić endoprotezę. Potem znów chemia.  Przyjechaliśmy do Polski w związku z tym, że na Ukrainie zaczęła się wojna. Tutaj Daria poszła do szkoły, znalazła nowych przyjaciół. Dzieci ze szkoły bardzo ją wspierają. Przekazują pozdrowienia, prezenty i czekają, kiedy znów do nich wróci. Dziękujemy za tak ciepłe przyjęcie i każdą formę pomocy. Modlimy się, by ten koszmar choroby skończył się jak najszybciej. Rodzina Darii

11 911,00 zł ( 29.14% )
Still needed: 28 964,00 zł
Marcin Wojtasiński
8 days left
Marcin Wojtasiński , 44 years old

COVID-19 zaatakował z ogromną mocą! Pomóż Marcinowi odzyskać życie sprzed choroby!

Choć dziś o pandemii mówi się coraz mniej, ja nigdy o niej nie zapomnę...  Najpierw pojawiły się duszności i osłabienie. Potem doszła wysoka temperatura i zaburzenia smaku. Wynik testu nie pozostawiał wątpliwości - COVID-19. Wtedy nie zdawałem sobie jeszcze do końca sprawy, że choroba raz na zawsze zniszczy moje poukładane i spokojne życie...  Pod koniec grudnia 2021 roku zachorowałem na COVID-19. I choć przez pierwsze dni wydawało się, że przebieg choroby będzie łagodny, po kilku dniach objawy znacznie przybrały na sile.  Pojawił się uciążliwy kaszel, duszności i problem ze złapaniem oddechu. Szybko trafiłem do szpitala, gdzie natychmiast zostało wdrożone leczenie - antybiotykoterapia, płynoterapia, tlenoterapia. Dodatkowo konieczne było zastosowanie odpowiedniej wentylacji. Lekarze robili wszystko, co w ich mocy, aby mi pomóc - niestety to nie było łatwe... Mój stan z godziny na godzinę się pogarszał. W końcu zostałem przeniesiony na OIOM, gdzie przebywałem przez kolejne 3 miesiące! COVID zajął 80% moich płuc! Lekarze nie dawali mi żadnych szans... Respirator trzymał mnie przy życiu i pomagał walczyć o każdy kolejny dzień. Na całym ciele pojawiły się pocovidowe pęcherze oraz odma płucna. I choć rokowania były tragiczne, ja dzielnie walczyłem.  To cud, że udało mi się wygrać tę dramatyczną walkę o życie...  Po 3 miesiącach opuściłem szpital. Wróciłem do domu. I choć obecnie mój stan jest stabilny, specjaliści wciąż określają go jako ciężki. Przez zanik mięśni - nie chodzę i nie mam sił wstać z łóżka. Osłabiony układ nerwowy daje o sobie znać każdego dnia. Liczne dolegliwości utrudniają mi codzienne funkcjonowanie. Wykonywanie najprostszych czynności stało się dla mnie ogromny wyzwaniem...  Dla mnie - młodego i aktywnego mężczyzny to niesamowicie trudne. Wiem jednak, że nie mogę się poddać! Zbyt wiele jeszcze przede mną, by nie podjąć walki! Każdego dnia intensywnie ćwiczę w domu. Pragnę wstać z łóżka i zacząć chodzić najpierw z pomocą balkonika, a w przyszłości - całkowicie samodzielnie. Powrót do zdrowia wymaga czasu i niestety dalszej, kosztownej rehabilitacji. Wydatki rosną z każdym dniem, a moje oszczędności są już na wyczerpaniu... Dlatego proszę Was o pomoc! Każda podarowana złotówka da mi siłę do walki ze wszystkimi przeciwnościami losu... Pragnę znów chodzić, oddychać i funkcjonować,  jak przed chorobą. Pragnę odzyskać swoje dawne, szczęśliwe życie...  Marcin

4 334,00 zł ( 29.09% )
Still needed: 10 560,00 zł
Robert Cieślik
Urgent!
Robert Cieślik , 55 years old

Robert suffers from a brain tumor! He needs urgent support!

Since 2019, Robert has been suffering from a malignant brain tumor. Currently, he’s been bedridden due to the relapse. Last August, the disease attacked again. Robert underwent chemotherapy, which caused side effects—pulmonary embolism. This May, he was rushed to the hospital in serious condition.  Thanks to your prayers and hospice doctors, Robert could go back home. He’s still been fighting cancer, his worst enemy. The treatment and physical therapy are expensive yet effective! Due to our difficult financial situation, I would like to ask you for prayers and donations… Please help us if you can! Thanks to you, Robert will be able to continue his battle… Robert’s wife   *The amount to raise is estimated

13 924,00 zł ( 29.08% )
Still needed: 33 949,00 zł
Kinga Bekus
Kinga Bekus , 19 years old

Każdego dnia moja córeczka walczy o lepszą przyszłość... – prosimy o pomoc!

Kinia przyszła na świat w 37. tygodniu ciąży przez cesarskie cięcie i od razu trafiła na oddział intensywnej terapii. Dopiero po kilku dniach mogłam wziąć na ręce moje maleństwo. Chwile radości szybko zastąpił jednak przerażający strach o przyszłość Kingi… Kinia była noworodkiem z cechami skrajnej hypotrofii i hipoglikemi, z wagą 1850 gramów i długością 46 cm. Pozwolono mi ją zobaczyć pierwszy raz 12 godzin po porodzie. To był druzgocący widok dla młodej mamy. Mnóstwo rurek, kabelków, ogromny inkubator i moje maleństwo ledwie widoczne wśród całą tej plątaniny. W szóstej dobie życia Kingę na sygnale przewieziono z oddziału noworodkowego na OIOM z powodu bezdechu. Mogłam ją zobaczyć dwa razy dziennie przez 20 min. W 10. dobie jej życia pierwszy raz wzięłam ją na ręce i poczułam zapach noworodka, który pamiętam do dziś. Od urodzenia Kinga była bardzo waleczna, spędziła na OIOMie 17 dni, walcząc o swoje życie. Po polepszeniu się jej stanu zdrowia, kiedy przekroczyła magiczne 2000 gramów, wreszcie przywieźliśmy ją do domu. Nasza radość podszyta była strachem o jej dalszy los. Pierwsza diagnoza neurologiczna to zaburzenia związane z wcześniactwem. Pomyślałam nie jest źle. Rozpoczęliśmy rehabilitacje ruchowa najpierw metodą Bobath, a następnie metodą Vojty. Patrząc na zdjęcia Kingi z okresu niemowlęcego nikt nie powiedziałby, że była wcześniakiem z takim początkiem swojego życia. Była mniejsza od innych noworodków, ale nie było widać innych różnic. Przez kolejne pięć miesięcy Kinga rozwijała się prawidłowo, rehabilitacja przynosiła efekty, zaczęła wypowiadać pierwsze słowa i utrzymywać pozycję siedzącą. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że tak dobrze jej idzie. Niestety w pewnym momencie, dzień po dniu, stan Kingi zaczął się pogarszać. W połowie grudnia 2005 roku dziadkowie, potem my, rodzice, zauważyliśmy pierwsze dziwne zachowania Kini. Zdiagnozowano zgięciowy zespół napadowy. Kinga stała się płaczliwa, nie chciała spać w dzień ani w nocy, budziła się zawsze z płaczem. W 2006 roku nasiliły się ponownie napady padaczkowe i wtedy wreszcie trafiam z dzieckiem do doktor, która wycieńczonej, przerażonej matce wytłumaczyła, że jej 11 - miesięczna córka choruje na mózgowe porażenie dziecięce z niedowładem czterokończynowym i lekooporna padaczkę – Zespół Westa, że stan córki była bardzo poważny, a rokowania bardzo złe. Kinga była krucha, malutka, wyczerpana napadami, rozwój psycho-ruchowy był na poziomie kilkudniowego dziecka. Leżąca kukiełka, bez szans na poprawę. Nie potrafiłam się pogodzić z taką sytuacją i nie godzę się z nią dziś. Od tamtego dnia walczymy o lepsze życie dla naszej kochanej córeczki. Dzięki dobrze dobranym lekom udało nam się ustabilizować napady padaczkowe, na tyle, że Kinia rozwija się emocjonalnie bardzo dobrze, ale z dużym opóźnieniem neurologicznym i ruchowym. Pomogły jej w tym zajęcia z wczesnego wspomagania rozwoju. Kinia bezustannie poddawana była i jest rehabilitacji. Potrafi siedzieć sama w wózku czy foteliku rehabilitacyjnym. Na ostatnim turnusie rehabilitacyjnym w styczniu tego roku Kinia postawiła pierwsze kroki, dzięki odpowiedniemu sprzętowi, po operacji podcięcia przywodzicieli. Moja radość tego dnia była ogromna, chciałam, aby wszyscy cieszyli się razem ze mną. Chociaż rozwój psychiczny Kingi jest na poziomie 3-letniego dziecka, cieszymy się, że rozpoznaje najbliższą rodzinę, przyjaciół i potrafi się do nas uśmiechać. Ten uśmiech jest dla nas nagrodą za karmienie, pojenie, zmianę pampersa, kąpiele, zmianę pozycji podczas snu, podnoszenie z łóżka do wózka, władania i wciągania z samochodu. Kinga wypowiada kilka słów, w tym to najważniejsze „mama”, które oznacza wszystko. Potrzebę jedzenia, picia, przytulenia się czy ból. Potrafi zawołać po imieniu swojego siedmioletniego brata Kubę, który za każdym razem dziękuje jej za to „przytulasem”. To również dzięki pojawieniu się Kuby, zarówno Kinga jak i my rodzice, dostaliśmy „nowy zastrzyk energii” na dalszą walkę o zdrowie córki. Dla naszej Kingi zrobimy wszystko, by zapewnić jej lepsze jutro. Na jej leczenie, rehabilitację i turnusy rehabilitacyjne zbieramy środki i wydajemy każdą zaoszczędzoną złotówkę. Niestety to wciąż za mało, więc szukamy nowych rozwiązań. Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o Kinię! Rodzice

7 002,00 zł ( 29.02% )
Still needed: 17 119,00 zł
Alicja Ludwikowska
Alicja Ludwikowska , 33 years old

Wypadek prawie odebrał Alicji życie! Wygrała, ale przed nią długa walka...

Moment, w którym wszystko runęło… Sekundy, które zdecydowały o tym, że całe życie zmieniło bieg. Teraz najważniejsza jest walka. Jej wyniku nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że musi ją podjąć, by nadzieja na przyszłość nie pękła jak bańka mydlana.  Początek roku to dla wielu stawianie sobie nowych celów, snucie nowych planów. Dla Alicji zaczął się tragicznie, 21 stycznia zdarzył się wypadek. Alicja upadła z dużej wysokości. To wyglądało jak w filmie, ale mi zabrakło umiejętności superbohaterów, by w kilka sekund przemieścić się, złapać ją i ochronić. Zamiast tego na własne oczy widziałem jej upadek i tragedię, która rozegrała się przede mną w kilku aktach. Z samego wypadku pamiętam niewiele, rzuciłem się na pomoc niemal natychmiast. Sztuczne oddychanie, wzywanie pogotowia, poszukiwanie pomocy. Desperacja. Sekundy i minuty, które dłużyły się w nieskończoność... Mieliśmy szczęście, że ratownicy przybyli na czas, to był ostatni moment na ratowanie życia Alicji.  Skutki wypadku są opłakane. Mijają miesiące, Alicja wciąż jest w szpitalu. Przed nami walka, od której zależy wszystko. Już na tym etapie lekarze mówią, że istnieją szanse na powrót do sprawności. Wiąże się to jednak z długotrwałą i rehabilitacją w specjalistycznym ośrodku, gdzie zostanie poddana zabiegom mającym przywrócić podstawowe umiejętności. Pobyt i opieka rehabilitantów to ogromne koszty. Każdy miesiąc wyceniany jest na kilkadziesiąt tysięcy złotych, ale to jedyna szansa! Nie mamy innego wyjścia, zostaliśmy postawieni pod ścianą. Musimy zrobić wszystko, by spieszyć jej na ratunek. Ona nie może stać się zakładnikiem własnego ciała, nie w momencie, kiedy pojawia się realna możliwość na poprawę sytuacji. Błagam, pomóż mi ją ratować. Ja i jej rodzina każdego dnia czekamy na kolejne pozytywne informacje, cieszymy się małymi postępami, obserwujemy. Robimy wszystko, by znów stanęła na nogi, ale sami nie damy rady. Potrzebujemy wsparcia! Proszę w imieniu Alicji, swoim i wszystkich jej bliskich. Alicja zawsze w swoim życiu była dla innych. Pracowała w przedszkolu przez co całe jej życie toczyło się wokół dzieci. Uwielbiała to, co robiła, a ja zawsze byłem pod wrażeniem, jak fantastycznie udaje jej się łączyć pracę z pasją.  Wypadek przerwał wszystko, odebrał Alicji możliwość kontaktu z bliskimi. Obecna sytuacja jest dla nas potworna, bo przez kwarantannę nie mogę zajrzeć do niej nawet na kilka minut. Wiem, że ona zdezorientowana każdego dnia czeka na mój głos, na najnowsze informacje. Mam tylko nadzieję, że ta sytuacja jej nie załamie, nie złamie jej woli walki, pozwoli iść dalej, by w końcu powiedzieć po raz kolejny “to mój sukces”. Wypadek uświadomił nam, jak sekunda może przekreślić długie lata pracy. Przed nami jeszcze mnóstwo łez, wzlotów i upadków, ale z twoją pomocą możemy stanąć na własnych nogach. Proszę, o pomoc, mam nadzieję, że Alicja zaskoczy nas jak tylko otrzyma na to szansę. 

20 104,00 zł ( 29.02% )
Still needed: 49 151,00 zł
Kamil Chomicz
Kamil Chomicz , 29 years old

Wybuch zmienił życie Kamila w KOSZMAR❗️POMOCY❗️

To był zwykły dzień. Praca, kolejne zadania, po prostu rutyna. Nic nie wskazywało na to, że właśnie wtedy życie Kamila nieodwracalnie się zmieni. Wystarczyła sekunda, jeden wybuch i nic już nie było takie samo… 30 lipca 2024 roku doszło do wybuchu gazu LPG z butli samochodowej. To było jak piekło na ziemi! Kamil miał poparzone całe ciało, a gdy na miejsce dotarła karetka, natychmiast podjęto decyzję o wezwaniu helikoptera.  Po przetransportowaniu Kamila do szpitala lekarze nie dawali nam żadnych złudzeń. „On nie przeżyje” – po usłyszeniu tych słów ugięły się pod nami nogi. Nie mogliśmy uwierzyć, że nasz Kamil – syn, brat, narzeczony, przyjaciel – po prostu umrze… Na szczęście Kamil miał ogromną wolę walki i przetrwał najgorsze chwile. Przeszedł szereg operacji, zabiegów oraz przeszczepów skóry. Przez tydzień przebywał w śpiączce i był intubowany. Niestety, mimo starań lekarzy, nie udało się uratować palców u prawej stopy. Konieczna była amputacja. W tej chwili Kamil przebywa na ogólnym oddziale oparzeniowym i powoli wraca do zdrowia. Mimo że przeszczepy skóry się przyjęły, w wypadku bardzo ucierpiały nerki. Obecnie są niewydolne, lekarze wspomagają je sztuczną nerką... Przed Kamilem jeszcze całe życie, ale i bardzo ciężki czas. Czekają go liczne wizyty u lekarzy i rehabilitacje, które pomogą mu wrócić do sprawności. Kamil będzie się musiał nauczyć na nowo funkcjonować i chodzić. W tej chwili nie jest nawet w stanie samodzielnie pójść do toalety… Chcielibyśmy zapewnić Kamilowi jak najlepszą opiekę pod okiem specjalistów, ale sami nie damy rady. Koszty leczenia, rehabilitacji i dojazdów są dla nas zbyt wysokie, dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Kamil zawsze był dla nas uśmiechnięty, pomocny i życzliwy. Teraz nasza kolej, by mu się odwdzięczyć! Rodzina

24 605,00 zł ( 28.91% )
Still needed: 60 502,00 zł
Natalia Elias
Natalia Elias , 29 years old

Natalia została dotkliwie potrącona przez samochód! Dziś każdy jej dzień to walka...

Jeden dzień zmienił całe dotychczasowe życie Natalii. Konsekwencje tamtej chwili ciągną się niestety aż do dzisiaj! 6 grudnia 2017 r. doszło do okropnego wypadku! Była godzina 22:30, kończył się jeden z najprzyjemniejszych dni w roku, Mikołajki. Oddałabym jednak wszystkie prezenty, aby tylko nie doszło do tej tragedii! Natalka szła prawym poboczem i nagle została potrącona przez nadjeżdżający samochód! Moja córka doznała bardzo ciężkich obrażeń ciała i od tamtej pory już nic nie jest takie jak dawniej! Porażenie czterokończynowe stało się przeszkodą, której nie sposób pokonać. Ten rodzaj paraliżu jest nieodwracalny i obejmuje wszystkie kończyny! Sprawność każdej z nich może być jednak upośledzona w różnym stopniu…  Natalia po wypadku miała złamaną kość krzyżową, ramienną i klatkę piersiową. Objawem towarzyszącym tego rodzaju urazu jest spastyczność mięśni związana z niekontrolowanymi ruchami kończyn. Natalia ma zaledwie 28 lat i wymaga stałej, całodobowej opieki. Jej życie już nigdy nie będzie takie, jak przed wypadkiem. Każdego dnia skupiam się na utrzymaniu jej funkcji życiowych, łagodzeniu objawów oraz zapewnieniu córce możliwie najwyższego poziomu życia. Dlatego tak kluczowa w jej przypadku jest długotrwała rehabilitacja oraz wsparcie psychologiczne.  Natalia odbywa w tygodniu 5 zajęć rehabilitacyjnych ruchowych oraz specjalnych masaży. Dla naszej rodziny jest to obciążenie, z którym coraz trudniej jest nam sobie poradzić. Koszty leczenia, rehabilitacji oraz dostosowanie łazienki do potrzeb osoby niepełnosprawnej, jaką stała się Natalia, są już przeze mnie nie do udźwignięcia!  Nie przyszło mi łatwo podjęcie decyzji o założeniu zbiórki. Jednak chęć i potrzeba poprawy funkcjonowania Natalii jest dla mnie ważniejsza. Z Waszą pomocą pragnę zawalczyć o przyszłość mojej ukochanej córki! Wierzę, że mała pomoc może mieć wpływ na wielkie zmiany. Dlatego ośmielam się poprosić o Twoje wsparcie – wpłatę, udostępnienie zbiórki, dobre słowo. Już dzisiaj dziękuję za dobry gest Twojego serca! Ewa, mama

15 374,00 zł ( 28.9% )
Still needed: 37 818,00 zł
Marta Jęczmień
Marta Jęczmień , 24 years old

Młoda mama walczy o sprawność i dawne życie! Pomocy!

Jestem Marta i mam 22 lata. Do tej pory prowadziłam zwyczajne, szczęśliwe życie – miałam dobrą pracę, wychowywałam synka, realizowałam sportowe pasje, snułam piękne plany i marzenia na przyszłość. Niestety, wystarczył moment, by to wszystko się zmieniło.... 13 sierpnia 2021 roku – tej daty nie zapomnę już nigdy.... To właśnie tego dnia doszło do nieszczęśliwego wypadku samochodowego i rozpoczął się mój największy koszmar...  W ciężkim stanie trafiłam do szpitala z połamaną miednicą, żebrami i bardzo poważnymi obrażeniami prawej nogi. Przez najbliższe dni lekarze dzielnie walczyli o moje zdrowie i sprawność. Niestety, mimo ich wielkiego wysiłku i starań – stan nogi był na tyle poważny, że stanowił zagrożenie dla mojego życia! Po długich konsultacjach zapadła decyzja – amputacja.  Początkowo nie mogłam w to uwierzyć. Wpadłam w panikę, a w głowie pojawiło się mnóstwo pytań: co z moim synem, jak go wychowam, jestem samotną matką, czy dam sobie radę? Załamałam się... Mam zaledwie 22 lata i tak wiele planów, marzeń... Nagle to wszystko zawisło na włosku...  Operacja została przeprowadzona po kilku tygodniach. Nogę trzeba było amputować do podudzia. Spędziłam całe dwa miesiące leżąc w łóżku. Po tym czasie rozpoczęłam nowe życie – bez nogi, na wózku, z poczuciem ogromnej straty. Długo nie mogłam się pogodzić z zaistniałą sytuacją...  Obecnie, od tych dramatycznych chwil dzieli mnie kilka miesięcy. I choć pierwszy szok minął, wciąż pozostaje pytanie „Co dalej?”. Poddanie się nie wchodzi w grę – przecież mam dla kogo żyć. Mój synek potrzebuje mamy! W dodatku to nie leży w naturze sportowca...   I choć życie po tragicznym zdarzeniu stało się zupełnie inne, a codzienne funkcjonowanie trudne i skomplikowane – staram się nie załamywać. Chcę zrobić wszystko, żeby znów w pełni opiekować się synkiem, wrócić do realizacji celów i dawnych marzeń. Szansą dla mnie jest specjalistyczna proteza, która dzięki nowoczesnym rozwiązaniom technicznym będzie w stanie zastąpić mi nogę. Niestety jej koszt jest ogromny i znacznie przekracza moje możliwości finansowe. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak błagać ludzi dobrego serca o pomoc! Jesteście moją ostatnią deską ratunku...  Marta

25 103,00 zł ( 28.89% )
Still needed: 61 785,00 zł
Julia Kołodziejska
Julia Kołodziejska , 23 years old

Mieli odłączyć ją od respiratora, ale Julka postanowiła żyć! Dziś walczy o zdrowie i potrzebuje wsparcia!

Minął rok, odkąd Julka stoczyła nierówną walkę o życie. Piękna, mądra i dobra dziewczyna, ciesząca się życiem i niespodziewająca się niczego złego nagle straciła przytomność. Tego dnia świat Julki i nasz – jej najbliższych świat – wywrócił się do góry nogami... Ale Julka się nie poddaje i walczy o powrót do zdrowia! Bardzo potrzebuje w tym Twojej pomocy... To jej historia: 13 grudnia 2021 roku nieprzytomną Julkę w jej studenckim mieszkaniu znalazła współlokatorka. Pogotowie, szpital… Ciągle pogarszający się stan sprawił, że Julka trafiła na OIOM. Wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej. Potem dostaliśmy informację, że jest śmierć pnia mózgu... To był nieopisany cios, zadany w samo serce. Nie mogliśmy w to uwierzyć... Jednak gdy już planowali odłączyć moją córeczkę od respiratora, gdy nasz świat się zawalił do końca, stał się cud – Julka zaczęła reagować! Od tego dnia nie ma już przeszłości. Przyświeca nam jeden cel – pomóc mojej córce do nas wrócić! Wiem, że ona będzie walczyć ze wszystkich sił! Potrzebuje jednak pomocy, bo koszt rehabilitacji to gigantyczne pieniądze… Pomimo bardzo złych rokowań, dzięki heroicznym wysiłkom lekarzy i swojej ogromnej woli życia, Julka po 3 tygodniach walki przechyliła szalę zwycięstwa na swoją stronę! Niestety to nie koniec. Obrzęku mózgu, rozległy udar i krwotok pozostawiły ogromne zniszczenia... Od chwili, gdy Jula otworzyła oczy, każdego dnia ćwiczy i uczy się żyć od nowa. Ostatni rok to była ciężka fizyczna, jak i psychiczna walka o zaktywizowanie kolejnych partii ciała. Julki zaangażowanie i optymizm zachwycają pracujących z nią na co dzień specjalistów. Razem dokonują rzeczy, które wydawały się nieosiągalne! Jula marzy o samodzielności i kontynuowaniu studiów biotechnologicznych. Niestety sama wola walki o tę normalność nie wystarczy... Potrzebne są ogromne nakłady finansowe, by przywrócić sprawność prawej części ciała i by wspierać Julkę w walce z jej najtrudniejszym na ten moment przeciwnikiem – afazją... Trudno nam nawet wyobrazić sobie, jak ciężko jest Julce nie móc się wyrazić, wypowiedzieć... Pozostaje nam ocierać łzy spływające po jej policzkach i wierzyć, że ciężka praca Julii oraz osób zaangażowanych w jej rehabilitację pozwoli spełnić Julce marzenia! Dziękujemy za każde wsparcie!       *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową kosztów dalszej rehabilitacji. 

18 426,00 zł ( 28.86% )
Still needed: 45 404,00 zł